Drzwi o trzech zamkach - ebook
Drzwi o trzech zamkach - ebook
Najpierw na suficie w pokoju Nika wyświetliła się tajemnicza wiadomość. Potem po drodze do szkoły chłopak dostrzegł dziwny dom z drzwiami o trzech zamkach. Przeczuwał, że dzieje się coś nietypowego, ale nie przypuszczał, że opuszczona rudera skrywa przejście do innego świata. Takiego, w którym można się teleportować, podróżować z prędkością światła, kot Schrödingera pomaga rozwiązywać zagadki, a na troski pije się herbatkę radioaktywną.
Z pomocą wróżki Quiony, elfa Eldwena i Mistrza Zen-O Niko odkrywa, że jego pojawienie się w tym świecie nie było przypadkowe. Jako jedyny człowiek widzi superpozycję. Ale co to dla niego oznacza? I dlaczego ścigają go czarne zjawy, straszliwe stworzenia zrobione z samej esencji czarnych dziur?
„W swojej powieści Sonia Fernández-Vidal po raz pierwszy zmieszała fantasy z fizyką kwantową i zmieniła naukę w coś przyjemnego i atrakcyjnego dla każdego czytelnika”.
Dr Muhammad Yunus, laureat Pokojowej Nagrody Nobla
„Drzwi o trzech zamkach to książka przygodowa o równoległym, fantastycznym świecie. Chciałabym, żeby rzeczy w niej opisywane mogły się wydarzyć naprawdę – żebym mogła zobaczyć atomy albo odbyć jazdę z prędkością światła. Dzięki wycieczkom do takich miejsc jak Centrum Nauki Kopernik poznałam wiele z opisywanych w książce zjawisk, ale teraz dokładnie rozumiem zasadę ich działania. Chętnie przeczytałabym tę książkę drugi raz, bo podoba mi się połączenie świata fantazji z nauką”.
Józia Lubera, lat 11
Ponad 300 000 sprzedanych egzemplarzy! Pierwszy tom trylogii, która została wydana w 17 krajach!
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9324-3 |
Rozmiar pliku: | 15 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TAJEMNICZA WIADOMOŚĆ
Niko leżał w łóżku jak sparaliżowany, zdumiony widokiem tego, co pojawiło się na suficie w jego pokoju:
Za sprawą jakiegoś dziwnego efektu optycznego to tajemnicze zdanie wyświetlało się dokładnie nad jego głową. Często oglądał na suficie odbicia przejeżdżających ulicą samochodów, był nawet w stanie rozpoznać ich kolor, ale nigdy nie przytrafiło mu się nic podobnego.
Krzyk matki sprawił, że na moment zapomniał o zagadkowym napisie i wyskoczył z łóżka.
_– NIKO, TY ŚPIOCHU, ZNOWU SIĘ SPÓŹNISZ!_
Ubierając się, rozgoryczony wrócił myślami do wydarzeń poprzedniego dnia. Na wspomnienie nauczyciela fizyki aż ścisnęło go w dołku. Facet miał zwyczaj wyrywać go do odpowiedzi w chwilach, kiedy akurat bujał w obłokach. Tym razem Niko nieźle się zbłaźnił. Śmiała się z niego cała klasa, także dziewczyna, która tak bardzo mu się podobała.
Jakby tego było mało, na WF-ie podszedł do niej największy szkolny podrywacz i zaczął ją bajerować. Ten bezmózgi bufon w ciągu dwóch minut osiągnął więcej niż Niko w ostatnich dwóch latach. Kiedy dziewczyna zaczęła głupio chichotać, chłopak zrozumiał, że jego ukochana stanie się kolejnym trofeum podrywacza. Na samą myśl o tym przeszedł go dreszcz.
Był to jeden z tych dni, kiedy czujesz, że sprzysiągł się przeciwko tobie cały wszechświat.
Rozmyślając o swoim pechu, Niko pospiesznie ubrał się w to, co leżało na krześle, czyli w podarte dżinsy i T-shirt, który miał na sobie poprzedniego dnia. Przyczesał włosy dłońmi i przejrzał się w lustrze na drzwiach szafy. Od urodzenia miał pewien znak szczególny: oczy w dwóch różnych kolorach. Jedno niebieskie, drugie zielone. Rodzice liczyli, że z czasem tęczówki przybiorą jednakową barwę. Tak się jednak nie stało.
Zgarnął do plecaka leżące na biurku podręczniki. Pomyślał, że powinien zacząć zbierać kasę na nowy: ten był zbyt dziecinny, nie pomagał w poprawie notowań wśród kolegów.
Westchnął, podnosząc wzrok. Wtedy znów je zobaczył: tajemnicze zdanie nadal wyświetlało się na suficie. Zaintrygowany rzucił plecak na łóżko i wyjrzał przez okno, próbując znaleźć źródło tego dziwnego odbicia. Uznał, że musi chodzić o jakąś kampanię reklamową.
Nie udało mu się jednak odkryć, skąd wziął się napis.
Pomyślał o nauczycielce fizyki, która na początku roku szkolnego przez miesiąc zastępowała jego prześladowcę. Miała na imię Blanca. Była bardzo ładna i miła, a kiedy się czymś emocjonowała, mówiła tak szybko, że przezwali ją „Blancandecker”.
Opowiadała im o odbiciu i załamaniu. Przytaszczyła na lekcję olbrzymie lustro. Zgasiła światło i poprosiła Nika, żeby strząsnął z gąbki pył. Kiedy zaczął strzepywać kredę, włączyła latarkę. Dzięki chmurze kredowego pyłu mogli zobaczyć, że snop pada w linii prostej.
Nauczycielka zapaliła światło i zadała im następującą
W klasie zapadła wyczekująca cisza. Uczniowie bali się, że zła odpowiedź obniży im ocenę. Pani Blanca jeszcze dwa razy powtórzyła pytanie, aż w końcu – zrezygnowana – podała rozwiązanie:
_– NIKO!_
Zagniewany głos matki sprawił, że Niko przestał szukać źródła tajemniczej wiadomości.
Poszedł do kuchni i prędko pochłonął płatki z mlekiem, podczas gdy matka prawiła mu morały. Jak co ranka zbiegł ze schodów do holu, przeskakując po dwa stopnie. Otworzył drzwi i spojrzał na ulicę, którą codziennie chodził do szkoły.
Nagle znieruchomiał, sparaliżowany wspomnieniem intrygujących słów, które widział kilka minut wcześniej: „Jeżeli chcesz, żeby spotkało cię coś nowego, przestań robić ciągle to samo”.
Odruchowo skierował wzrok w górę ulicy. Nigdy nie chodził tamtędy do szkoły – droga była okrężna, a okolica wymarła, praktycznie bez sklepów. Ni stąd, ni zowąd przypomniał sobie cytat z niejakiego Roberta Frosta, który podejrzał w zeszycie klasowej kujonki. Brzmiał on tak:
Zainspirowany tajemniczą wiadomością i wspomnieniem wiersza, Niko postanowił ruszyć drogą prowadzącą w górę ulicy, zamiast jak zwykle pójść w przeciwną stronę.
Nagle ogarnął go niespodziewany entuzjazm. Wydawało mu się, że idzie tędy pierwszy raz. Ze zdziwieniem odkrywał nowe drobiazgi, od kolorów fasad po zapach jesiennych drzew rosnących przy chodnikach.
Był dziwnie podekscytowany, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć. Czy naprawdę można zmienić swoje życie, po prostu przestając robić to co zawsze?
Zaledwie skończył formułować w myślach to pytanie, zatrzymał się zdumiony. Obok zamkniętej kwiaciarni stała rudera, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi. Przechodził tędy nie raz i był pewien, że nigdy dotąd jej nie widział.
Zaciekawiony podniósł głowę. Chociaż budynek był wysoki, miał tylko jedno okno na drugim piętrze, do tego zasłonięte drewnianymi okiennicami. Wszystko wskazywało na to, że jest niezamieszkany.
Niko poczuł się nieswojo. Spojrzał na drzwi, znacznie nowsze niż dom, który na pierwszy rzut oka groził zawaleniem. Wykonane z dobrej jakości drewna, kontrastowały ze starymi, zbutwiałymi okiennicami na drugim piętrze. Jeszcze większe zdziwienie wzbudziły w nim trzy solidne zamki.
Nie było w tym najmniejszej logiki. Po co ktoś miałby zabezpieczać zdewastowany, opuszczony budynek?
Niko zorientował się, że nieliczni przechodnie nie zwracają uwagi na ruderę. Niektórzy spoglądali na zamkniętą kwiaciarnię, po czym przeskakiwali wzrokiem na drugą stronę ulicy, jakby budynek w ogóle nie istniał.
Chociaż ryzykował spóźnienie do szkoły, podszedł, by z bliska przyjrzeć się zamkom. Co, do diabła, mogło kryć się wewnątrz tego domu?
Na lewo od drzwi zauważył czerwony guzik. Mógłby przysiąc, że jeszcze sekundę wcześniej go nie było; jakby pojawił się niespodziewanie, kiedy tylko spojrzał w tamtą stronę. Niko wiedział, że to niemożliwe, uznał więc, że dzwonek po prostu umknął jego uwadze. Najwyraźniej jeszcze do końca się nie obudził.
Nie mógł się pohamować: ciekawość kazała mu wcisnąć guzik.
Wstrzymał oddech, kiedy ze środka dobiegł go dźwięk dzwonka; nie wiedział, jak by się wytłumaczył, gdyby ktoś odebrał. Zanim zdążył wypuścić powietrze, usłyszał przez domofon czyjś dziwnie daleki głos:
2
DOM ZAMKNIĘTY NA TRZY ZAMKI
Niko nie spodziewał się, że ktokolwiek zareaguje na dzwonek. Przełknął ślinę i odchrząknął, ale trudno mu było cokolwiek z siebie wydusić.
– Ale jak mam otworzyć zamki?
Domofon zamilkł.
Niko pomyślał, że stoi przed niemożliwym do wykonania zadaniem. Otworzyć naraz trzy zamki, i to przy użyciu jednego klucza, którego w dodatku nie miał? Była to łamigłówka na miarę zagadki z kotem wymyślonej przez panią Blancę. Nie wiedział, jak ją rozwiązać.
Przez chwilę bezskutecznie głowił się nad odpowiedzią. Dla odprężenia umysłu skierował wzrok na ulicę. Obok przechodziła niespiesznie jakaś staruszka, nieświadoma jego rozterek.
Nie dając za wygraną, ponownie obejrzał zamki. Obmacał futrynę i ścianę w poszukiwaniu jakiegoś schowka. Uznał, że powinien przede wszystkim znaleźć klucz, choć wiedział, że to nie wystarczy – nie miał pojęcia, jak miałby otworzyć jednocześnie wszystkie trzy zamki.
Zniechęcony brakiem pomysłów, pomyślał, że najlepiej zrobi, jeżeli pójdzie do szkoły; zdąży przynajmniej na drugą lekcję. Tak, zdecydowanie, to byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie. Ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy z domofonu ponownie dobiegł ten sam głos, tym razem nieco zniecierpliwiony.
– Nie mogę znaleźć klucza… Zresztą nawet gdybym go znalazł, jak miałbym otworzyć jednocześnie trzy zamki? To niemożliwe.
– A po cholerę chcesz otwierać zamki? – zdziwił się głos.
– No po to, żeby… otworzyć drzwi – wybąkał Niko. – Jak miałbym wejść bez otwierania zamków?
Teraz to Niko był zdziwiony.
Głos odezwał się z nutą wyższości, jakby przemawiał do czterolatka:
– Drzwi są otwarte! Zamki nie stanowią przeszkody, żeby wejść do środka.
Niko zaniemówił. Zirytowany pomyślał, że dał się zrobić w konia, tak jak przy okazji zagadki z czarnym kotem.
– Ale przecież usłyszałem, że potrzebuję klucza. I że wszystkie trzy zamki muszą zostać otwarte jednocześnie – tłumaczył się, oburzony. – Po co było to mówić, skoro drzwi są otwarte?
Niko oniemiał ze zdziwienia. Nie wiedział, kim jest wkurzająca osoba, z którą rozmawia, ale musiał przyznać, że ma stuprocentową rację.
Wahał się, czy powinien odejść, czy pchnąć drzwi. Nie był pewien, czy dobrze zrobi, wchodząc do tego domu. Zwyciężyła narastająca ciekawość. Jakby kierowała nim jakaś tajemnicza siła.
Drzwi skrzypnęły, Niko musiał je mocno pchać, żeby wejść do środka. Wyglądało na to, że dawno nikt ich nie otwierał.
Wewnątrz panował gęsty mrok.
Niko nie lubił ciemności. Kiedy był mały, bał się zasypiać przy zgaszonym świetle, bo na ścianie jego pokoju pojawiały się wtedy jakieś dziwne, przerażające kształty.
Po kilku sekundach jego źrenice przywykły do mroku na tyle, że zdołał dostrzec przesuwający się obok cień. Odskoczył przerażony i wyrżnął plecami w drzwi, a te zamknęły się pod wpływem uderzenia.
Spowijał go mrok.
Na plecach poczuł dreszcz paniki.
Przeszywał wzrokiem ciemność, próbując śledzić poruszający się cień.
Odetchnął z ulgą, kiedy odkrył, że to tylko ogromny kot. Jego tajemnicze złotawe oczy błyszczały w mroku i uważnie obserwowały chłopaka.
Kot nie wyglądał groźnie, mimo to Niko nie odważył się go pogłaskać.
Podniósł wzrok i rozejrzał się po ciemnym pokoju. W skąpym świetle ściany wyglądały tak, jakby pomalowano je na czarno. Brak okien sprawiał, że pomieszczenie wydawało się jeszcze bardziej mroczne.
Na wprost wisiały grube kotary z pluszu, sięgające od sufitu do podłogi. Przypominały kurtynę w starym teatrze.
Kot odwrócił się tyłem do Nika, machając ogonem, jakby się nabijał z jego strachu, po czym czmychnął za zasłony.
Niko postanowił pójść za nim. Rozsunął kotary: za nimi także nie było okien ani drzwi. Znalazł się w pokoju identycznym z tym, który przed chwilą opuścił.
Kota już tam nie było. Jakby
Niko zamierzał go poszukać, ale wtedy jego uwagę przykuł leżący na podłodze przedmiot.
Na środku ciemnej sali znajdowało się ozdobne pudełeczko. Było białe, przewiązane jedwabną wstążką. Zapakowane ładnie jak prezent gwiazdkowy.
Niko podniósł paczuszkę. Przy tasiemce znalazł małą kopertę przyczepioną niebieską klamerką. Ponieważ na liściku nie było nazwiska adresata, uznał, że ma prawo go przeczytać.
Słowa te starannie wykaligrafowano na małym kartoniku.
Niko delikatnie pociągnął za koniec jedwabnej tasiemki i rozwiązał kokardkę.
Zawahał się, zanim podniósł pokrywkę. Zastanawiał się, czy powinien otwierać prezent, który nie jest przeznaczony dla niego. Pomyślał jednak, że skoro na kopercie nie ma żadnego imienia, nie robi niczego złego.
Uspokoiwszy sumienie, zdecydowanym ruchem otworzył pudełeczko.