- W empik go
Dusza wojownika - ebook
Dusza wojownika - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 167 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czyż to możliwe, żebyście wy, najmłodsi, nie mieli więcej oleju we łbie? Niejeden z was lepiej by zrobił, żeby otarł sobie mleko z górnej wargi, niż żeby wydawał sąd o nielicznych, biednych niedobitkach pokolenia, co niejednego dokonało i niemało wycierpiało za owych czasów.
Kiedy jednak słuchacze jego okazali wielką skruchę, sędziwy wojownik uspokoił się. Ale nie umilkł.
– Jestem jednym z nich – z tych niedobitków – mówił dalej uparcie. – I cóżeśmy zrobili? Czegośmy dokonali?
…On – ten wielki Napoleon – rzucił się na nas wzorem Aleksandra Macedońskiego narody całe wlokąc za sobą. Rozmachowi francuskiemu przeciwstawiliśmy puste przestrzenie, a potem wydaliśmy najeźdźcom taką niezmierzoną bitwę, iż armia ich układała się w końcu do snu na stosach własnych zewłoków. Potem ognistym murem zapłonęła Moskwa i zawaliła się na nich.
Następnie rozpoczął się długi pogrom Wielkiej Armii. Widziałem, jak odpływała na podobieństwo potępionego korowodu wychudłych, upiornych grzeszników, co pierzchają skroś najwnętrzniejszego lodowatego kręgu Dantejskiego Inferno, wciąż rozszerzającego się przed ich zrozpaczonymi oczyma.
Ci, którzy uszli, musieli mieć, zaiste, dwakroć mocniej utwierdzone dusze w swych ciałach, skoro zdołali wynieść je z Rosji wśród tej mroźnej zawieruchy, co rozsadza skały. Ale mówić, że to nasza wina, iż nie wyginęli do nogi, jest po prostu niedorzecznością. Jak to? Nasi własni ludzie cierpieli niemal po kres swych sił. Swych rosyjskich sił!
Jużcić nie upadliśmy na duchu, a przy tym sprawa nasza była dobra – była święta. Ale wicher nie pobłażał dlatego ludziom i koniom.
Ciało jest mdłe. Drogo musi okupywać ludzkość dobre czy złe poczynania. Co tam! W owej utarczce o małą wioszczyznę, o której wam opowiadałem, walczyliśmy o schronienie w tych starych chałupach, jak o jakie zwycięstwo. A Francuzi czynili to samo.
Nie chodziło ani o chwałę, ani o względy strategiczne. Francuzi wiedzieli, że cofną się nad ranem, a myśmy wiedzieli doskonale, że to nastąpi. Nie było się o co bić, o ile miało się na uwadze właściwą wojnę. Mimo to nasza i ich piechota walczyła niby dzikie koty lub niby bohaterowie, jeśli panowie tak wolicie, wśród chałup – krwawa, zaiste, praca – a posiłki stały na otwartym polu lodowaciejąc od rozpętanego północnego wiatru, co pędził śnieg po ziemi i zwały chmur po niebie z przerażającą chyżością. Samo powietrze było niewymownie posępne w przeciwieństwie do białej ziemi. Nie zdarzyło mi się już w mym życiu widzieć, żeby świat Boży wyglądał tak złowrogo jak owego dnia.
My, kawaleria (była nas zaledwie garstka), nie mieliśmy nic innego do czynienia, jak odwracać się plecami od wiatru i ściągać na siebie nieliczne, luźne wystrzały francuskiego działa. Trzeba panom wiedzieć, że było to ostatnie francuskie działo i że po raz ostatni ich artyleria stała na pozycji. Działa te już z niej się nie ruszyły. Następnego ranka znaleźliśmy je opuszczone. Ale owego popołudnia ziały one piekielnym ogniem na naszą idącą do ataku kolumnę.
Wściekły wiatr unosił precz dym, ba nawet huk, lecz mimo to widzieliśmy nieustanne migotanie ognistych języków wśród francuskiego frontu. Po czym zwichrzony tuman śniegu zakrył wszystko prócz ciemnoczerwonych błysków w białym zamęcie.
W przerwach, gdy linia bojowa się rozwidniała, widzieliśmy na prawo snującą się bez końca równinami posępną kolumnę. Był to wielki pochód Wielkiej Armii, co pełzła naprzód nieustannie, gdy tymczasem na lewo toczyła się bitwa z ogromną wściekłością i roztrzaskiem. Okrutna zamieć śnieżna srożyła się na tych rozłogach śmierci i rozpaczy. Wtem wicher ustał równie nagle, jak rano nagle się zerwał.
Zaraz potem otrzymaliśmy rozkaz natarcia na ustępującą kolumnę. Nie wiem dlaczego; chyba chciano zapobiec, żebyśmy nie pozamarzali na siodłach dając nam cośkolwiek do czynienia. Wykonaliśmy pół obrotu na prawo i ruszyliśmy kłusem, by daleką, ciemną linię zajść od skrzydła. Mogło być pół do trzeciej po południu.
Trzeba panom wiedzieć, iż w tej kampanii pułk mój nie znajdował się nigdy na głównej linii pochodu Napoleona. Armia, do której należeliśmy, od samego początku tego najazdu całymi miesiącami zmagała się z Oudinotem na froncie północnym. Dopiero na krótko przedtem posunęliśmy się na południe pędząc go przed sobą ku Berezynie.