Duszpasterz. Błogosławiony Ksiądz Michael McGivney - ebook
Duszpasterz. Błogosławiony Ksiądz Michael McGivney - ebook
Kim był XIX-wieczny ksiądz, który wyprzedził epokę? Dlaczego postawił w parafii na pracę z mężczyznami, aby w ten sposób wesprzeć rodziny? Co stanowiło inspirację do najważniejszego projektu jego życia – Rycerzy Kolumba? Wreszcie, jak swoją wizją i determinacją w trosce o najuboższych wpłynął na kształt Kościoła w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie?
Ten bestseller „The New York Times” oferuje odpowiedzi na te i wiele innych pytań. To błyskotliwa analiza początków katolicyzmu w USA, a także dziejów i motywacji niezwykłego kapłana – bł. ks. Michaela McGivneya.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7906-474-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moc Chrystusowej wiary i ewangeliczne współczucie
Koniec miesiąca różańcowego – 31 października 2020 roku – stał się dniem wyniesienia do chwały ołtarzy ks. Michaela McGivneya, którego życie rozpięte było pomiędzy 1852 a 1890 rokiem. Zaledwie 38 lat. W zasadzie każdy czas, każda sytuacja życiowa wydaje się właściwa, aby skonfrontować się z kimś, kogo uważa się za ważnego i aktualnego przewodnika na drogach wiary. Niewątpliwie dla mężczyzn katolików Ameryki Północnej, a dziś dla mężczyzn katolików całego świata postać ks. Michaela – dzięki prostocie posługi duszpasterskiej oraz powołaniu Rycerzy Kolumba w roku 1882 – stała się świadkiem dziedzictwa wiary Chrystusa i wzorem ewangelicznego współczucia. To sprawia, że już jako błogosławiony Kościoła katolickiego jest on „własnością człowieczego rodu” i każdy z ludzi, niezależnie od języka, koloru skóry czy przynależności etnicznej i wyznaniowej, jest mu bliski.
Bo każdy z nas jest powołany do świętości, czyli zjednoczenia z Bogiem i rozwoju darów otrzymanych od Stwórcy nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że w osobie ks. Michaela otrzymujemy wzór duszpasterza głęboko zatroskanego, aby „ludzie mogli żyć w warunkach godnych człowieczeństwa”. Dziękujemy również Bogu, że dzieło braterskiej pomocy, Rycerze Kolumba, rozwinęło się też na ziemi polskiej, stanowiąc wspólnotę charytatywną służącą Kościołowi i Ojczyźnie i gromadząc w swoich szeregach ponad 6000 członków.
Jesteśmy wdzięczni autorom książki Duszpasterz. Błogosławiony ksiądz Michael McGivney. Przybliża ona Jego postać i dzieło w kontekście czasów przemian cywilizacyjnych, w których żył, a równocześnie jest wskazaniem na dziś i jutro duszpasterskich zmagań. Mam głęboką nadzieję, że nowy błogosławiony Kościoła katolickiego będzie wypraszał nam wszystkim moce świadectwa wiary, przenikające zjawiska sekularyzacji i dehumanizacji współczesnego świata.
VIVAT JEZUS!
Z pasterskim błogosławieństwem
+ Abp Wacław Depo
Metropolita Częstochowski
Kapelan Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce
Częstochowa, 16 października 2020 roku w 42. rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę św. Piotra w RzymieWSTĘP
W ten sam sposób do każdej z ludzkich dusz
Był bliski prostym ludziom. Bardzo leżało
mu na sercu dobro parafian, a cała dobroć
nagromadzona w jego kapłańskim sercu
coraz intensywniej przejawiała się w jego
niestrudzonych staraniach o to, aby mogli żyć
w lepszych i bardziej godnych warunkach.
Wspomnienie o ks. Michaelu McGivneyu,
odczytane podczas pierwszej mszy św.
odprawionej za jego duszę (1890 rok).
W roku 1998, kiedy wspólnie pracowaliśmy nad książką dla wydawnictwa American Heritage, w przerwie jednego ze spotkań zwróciliśmy uwagę na artykuł w dzienniku „New York Times” na temat zupełnie nieznanego, przynajmniej nam, księdza ze stanu Connecticut, którego brano pod uwagę jako kandydata na ołtarze. Ów tekst, napisany przez Frances Chamberlain i zatytułowany Czy w Waterbury urodził się święty?, opisywał życie Michaela McGivneya (1852–1890), konkludując, że kapłan ten spełnia ogólnie przyjęte kryteria świętości1.
Artykuł ten nie mógł pojawić się w bardziej sprzyjającym dla nas momencie. Podczas dyskusji w związku z przygotowywaną przez nas książką dla wydawnictwa American Heritage pod tytułem Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej zdumiewaliśmy się zmianą, jaka dokonała się w postrzeganiu katolików w Stanach Zjednoczonych: od statusu obrzucanych inwektywami ofiar przemocy z czasów partii Know-Nothing2 w połowie XIX wieku do reputacji szanowanych obywateli amerykańskich zaledwie kilka pokoleń później. Życie ks. McGivneya przypadło właśnie na ten okres w historii Ameryki i miał on swój wkład w odnalezienie przez katolików swego miejsca w głównym nurcie społeczeństwa. Stało się tak głównie za sprawą utworzonej przez niego grupy bratniej pomocy – Rycerzy Kolumba – w roku 1882.
Jednocześnie artykuł o ks. McGivneyu stworzył okazję do wznowienia niekończących się rozmów, jakie prowadziliśmy ze sobą na temat kapłaństwa. Od dawna intrygował nas kontrast pomiędzy ideałami a rzeczywistością życia katolickich księży. Patrząc historycznie, duchowni reprezentują ciągłość stuleci, a nawet tysiącleci. Inne profesje bądź powołania charakteryzują się tym, że zmieniają się wraz z upływem czasu: dzisiejsi lekarze całkowicie olśniliby osiągnięciami swych poprzedników. Artyści postmodernistyczni, no cóż, pewnie wprawiliby w zakłopotanie starych mistrzów. Natomiast kapłanów najpełniej charakteryzuje to, pod jakim względem ich posługa zmieniła się najmniej.
Ksiądz McGivney zdawał się łączyć te nasze dwie, z pozoru zupełnie niepowiązane ze sobą, fascynacje. Był duszpasterzem – ową stałą wartością historyczną – któremu przyszło żyć w epicentrum ogromnych zmian, a nawet częściowo samemu się do nich przyczynić. Owo intelektualne wyzwanie było dla nas główną motywacją, by dowiedzieć się więcej na temat wzbudzającej szacunek postaci ks. McGivneya. Z natury był to człowiek pełen współczucia i łagodny jak baranek, a jednak musiał rozwinąć w sobie również bardziej twarde, zdecydowane cechy charakteru, by być w stanie wypełniać swoje obowiązki duszpasterskie. Oboje byliśmy zachwyceni, gdy dowiedzieliśmy się, że przez całe dorosłe życie uwielbiał baseball. Z należnym szacunkiem podchodziliśmy też do jego niewzruszonej wiary w Boga. Choć nie jesteśmy teologami, coraz bardziej zagłębialiśmy się w życie Michaela McGivneya, by poznać i zrozumieć istotę jego powołania oraz czasy, w których przyszło mu żyć.
Niedługo potem, w roku 2002, gdy światem wstrząsnęły skandale wokół molestowania dzieci przez księży rzymskokatolickich, zaczęliśmy zauważać, że przeżywamy pewien konflikt wewnętrzny. Podobnie jak inni, oboje mogliśmy umieścić na liście najbardziej godnych podziwu znanych nam osób przynajmniej po kilku księży. Im więcej na ten temat mówiliśmy, tym bardziej pomysł, aby na nowo przyjrzeć się duchowieństwu w Ameryce przez pryzmat jednego z jego najbardziej wzorowych przedstawicieli, stawał się nie tylko coraz bardziej intrygujący, ale wręcz naglący. Podjęliśmy zatem decyzję, by napisać książkę o ks. Michaelu McGivneyu. Książkę mówiącą z jednej strony o człowieku, który był założycielem największej na świecie katolickiej organizacji bratniej pomocy dla mężczyzn, a z drugiej – co równie istotne – o człowieku, który prywatnie był jednym z najskromniejszych katolickich duchownych.
Innymi słowy, podjęliśmy decyzję, aby napisać biografię ks. McGivneya przede wszystkim dlatego, że był „zwykłym księdzem z parafii”. Historia katolicyzmu w Ameryce najczęściej skupia się na hierarchii kościelnej, zupełnie tak, jak historia powszechna zbyt często skupia się na monarchach i prezydentach. Przez lata napisano wiele wspaniałych biografii słynnych biskupów i kardynałów. To dobrze, ale sercem katolicyzmu w Stanach Zjednoczonych pozostają parafialni księża, którzy stają się ważną częścią zwykłego życia swoich parafian. Odprawiają msze św., chrzczą niemowlęta, odwiedzają chorych i umierających, są obecni podczas ślubów i pogrzebów. To właśnie do księdza z parafii zwraca się wielu spośród 65 milionów katolików w Ameryce w przypadku kryzysu w życiu prywatnym albo gdy bieda dotknie ich rodzinę. Pełnią oni posługę, pomagając drugiemu człowiekowi. A zatem, pisząc na temat ks. McGivneya, korzystamy ze sposobności, aby opisać te mało znane fakty i oddać hołd wszystkim parafialnym księżom lub, co więcej, spróbować nieco lepiej zrozumieć istotę ich powołania. Nazbyt często historie opisujące ich życie, jeśli w ogóle powstają, są głęboko ukryte w parafialnych biuletynach i miejscowych gazetach. Co gorsza, z powodu tych, którzy winni są skandalicznych przestępstw, w powszechnej opinii reputacja księży również została splamiona. Mamy nadzieję, że niniejszy opis życia ks. McGivneya okaże się pomocny w pobudzeniu opinii publicznej do świeżych refleksji na temat kapłaństwa i tkwiących w nim możliwości podejmowania działań w konkretnych okolicznościach życia wspólnoty wiernych.
Próba napisania poważnej biografii parafialnego księdza napotkała na swej drodze wiele przeszkód. Do dziś zachowały się jedynie nieliczne listy autorstwa ks. McGivneya, a poza nimi nie prowadził on żadnych bieżących zapisków. Zmarł w wieku zaledwie 38 lat. Pozostawił po sobie bardzo niewiele dokumentów pisanych. Ale pojawiły się też informacje bardziej optymistyczne. Rycerze Kolumba – z siedzibą główną w New Haven zaledwie kilka przecznic od Uniwersytetu Yale – posiadają szczegółową dokumentację dotyczącą początków swej organizacji. Już od wielu lat ten świecki zakon gromadzi materiały związane z ks. McGivneyem i w ostatnich latach sprawy te znacząco przyspieszyły. Ponieważ rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. McGivneya, o. Gabriel O’Donnell OP, postulator, wiele czasu spędza w podróży w poszukiwaniu materiałów dotyczących życia naszego bohatera. Wszystkie te pierwszo- i drugorzędne źródła informacji okazały się przydatne w naszej pracy, przy czym najwięcej korzystaliśmy z zapisków kościelnych, które pomogły nam odtworzyć okoliczności życia i specyfikę czasów, w których przyszło żyć temu niezwykle pracowitemu kapłanowi. Przeważająca część materiałów w naszej pracy badawczej pochodziła jednak z lektury wszystkich dostępnych nam miejscowych periodyków z przedziału lat od 1878 do 1890, czyli okresu, gdy ks. McGivney pracował jako duszpasterz. Na ostatecznej liście znalazło się 14 gazet, a przede wszystkim „The New Haven Union” i „Connecticut Catholic”. Dotarliśmy do nich w bibliotece Sterling Memorial na Uniwersytecie Yale oraz w siedzibie Stowarzyszenia Historycznego stanu Connecticut w Hartford. Pozostałe luki zostały uzupełnione dzięki zapiskom sądowym oraz innym materiałom pochodzącym z tamtych czasów.
Opanowany, obdarzony łagodnym usposobieniem ks. McGivney znany był w kręgach katolickich Nowej Anglii jako reformator z prawdziwego zdarzenia. Jednocześnie, według relacji współczesnych mu osób, miał w swojej naturze coś zarazem stoickiego i niemal anielskiego. Jednym z nadrzędnych przyświecających mu celów było upowszechnianie ubezpieczeń wśród katolików pochodzących z klasy robotniczej. Był to główny powód, dla którego założył świecki Zakon Rycerzy Kolumba. Od momentu jego powstania w piwnicy kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny przy Hillhouse Avenue w New Haven grono Rycerzy Kolumba znacząco się powiększyło.
Dopiero czas pokaże, czy faktycznie ks. McGivney będzie pierwszym amerykańskim księdzem, który zostanie ogłoszony świętym. Jego przypadek spełnia niektóre ze stawianych wymogów. Choć ks. McGivney nie żyje już od wielu lat, wśród części wiernych pamięć o nim jest przedmiotem czci. „Aby mogło dojść do beatyfikacji danej osoby, konieczny jest dowód na to, że dokonała ona jakiegoś cudu, a osoby popierające wyniesienie ks. McGivneya na ołtarze może będą czekać na takie wydarzenie nawet całe dekady” – napisała Frances Chamberlain w „New York Timesie”. „Jednakże pojawiły się już doniesienia o pewnych cudach, które są właśnie analizowane (…). Kanonizacja, czyli uznanie, że dana osoba znajduje się już w niebie i może zostać uznana za świętą, jest następnym etapem. Aby ruszyła procedura przejścia od beatyfikacji do kanonizacji, niezbędny będzie kolejny cud. Kiedy już ów cud zostanie zbadany i określony jako prawdziwy, papież będzie mógł oficjalnie uznać daną osobę za świętą”.
Naszym celem jako historyków nie jest bynajmniej rozważanie, czy ks. Michael McGivney zasłużył na to, by zostać świętym. Najlepiej zostawić zbadanie tej kwestii Kościołowi. Wiemy jednak, że zasługi ks. McGivneya wykraczają poza historię Kościoła katolickiego. W niedalekiej przyszłości w podręcznikach do historii Stanów Zjednoczonych znajdzie się zapewne jego nazwisko oraz akapit wyjaśniający wpływ, jaki jego działalność wywarła na rozwój amerykańskich wartości i ducha. Biografia tego niezwykłego człowieka z Connecticut, parafialnego księdza, powinna była ujrzeć światło dzienne już dawno temu.
Douglas Brinkley, Nowy Orlean, Luizjana
Julie M. Fenster DeWitt, Nowy Jork
1 Frances Chamberlain, Was There a Saint Born in Waterbury?, „The New York Times”, 13 września 1998, sekcja 14CN, s. 15.
2 Popularna w latach 1854–1859 w Stanach Zjednoczonych partia polityczna sprzeciwiająca się imigracji do USA, zwłaszcza osób wyznania rzymskokatolickiego, popierająca jednocześnie niewolnictwo. Jej nazwa pochodziła od słów „I know nothing” (ang. „Nic nie wiem”), którymi jej członkowie odpowiadali na pytania odnoszące się do ich poglądów oraz działalności partii – przyp. tłum.Spis treści
PRZEDMOWA: Moc Chrystusowej wiary i ewangeliczne współczucie — 7
WSTĘP: W ten sam sposób do każdej
z ludzkich dusz — 9
ROZDZIAŁ PIERWSZY: Przyjaciel rodziny — 15
ROZDZIAŁ DRUGI: Dziecko Ameryki — 31
ROZDZIAŁ TRZECI: Kapłaństwo — 47
ROZDZIAŁ CZWARTY: Początki w seminarium — 61
ROZDZIAŁ PIĄTY: W mieście New Haven — 79
ROZDZIAŁ SZÓSTY: Pod jego opieką — 95
ROZDZIAŁ SIÓDMY: Kiermasz parafialny — 113
ROZDZIAŁ ÓSMY: Nowoczesny mężczyzna — 131
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY: Rozwiązanie ks. McGivneya — 149
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY: Ponura noc w Ansonii — 169
ROZDZIAŁ JEDENASTY: Bierność wobec potrzeby pośpiechu — 185
ROZDZIAŁ DWUNASTY: Wiara w Meriden — 197
ROZDZIAŁ TRZYNASTY: Surowy głos — 209
ROZDZIAŁ CZTERNASTY: O tym się mówi na mieście — 227
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY: Żywot duszpasterza — 245
EPILOG — 261
PODZIĘKOWANIA — 267
WYBÓR BIBLIOGRAFII — 271
INDEKS FOTOGRAFII — 275