Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwa dni w Paryżu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 października 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Dwa dni w Paryżu - ebook

Paryż jest zawsze dobrym pomysłem,nawet jeśli nic nie idzie zgodnie z planem…

Zanim zdążyła się zastanowić, weszła do biura podróży i kupiła dwa bilety. To zupełnie nie w stylu Nell! Dwa dni w Paryżu, pierwsza szalona decyzja w jej życiu… Tylko że spełnia się najgorszy scenariusz i Nell zostaje sama w mieście zakochanych.

Ale przecież jest w Paryżu! Na tyle wielkim, żeby poczuć się wolną, i na tyle małym, żeby spotkać kogoś naprawdę wyjątkowego. Tylko tutaj można poczuć taki przypływ odwagi. Dać się zaprosić na drinka chłopakowi, który zachwycił się tym samym obrazem Fridy Kahlo. Zobaczyć wszystkie atrakcje Paryża w ciągu dwudziestominutowego rajdu na skuterze. Przeżyć najlepszą noc w swoim życiu.

I zamiast tworzyć kolejną listę za i przeciw, zapisać na czystej kartce tylko dwa słowa: Żyj chwilą.

Opowieść o odwadze i sile miłości autorstwa JOJO MOYES, pisarki, która podbiła serca polskich czytelników powieściami "Zanim się pojawiłeś", "Kiedy odszedłeś", "Światło w środku nocy".

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7355-9
Rozmiar pliku: 770 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Nell przesuwa torebkę po plastikowym krzesełku na dworcu i po raz osiemdziesiąty dziewiąty spogląda na wiszący na ścianie zegar. Szybko jednak kieruje wzrok z powrotem w stronę wyjścia bezpieczeństwa, które właśnie się otwiera. Kolejna rodzina – wszystko wskazuje na to, że wybiera się do Disneylandu. Rodzice, którzy zdecydowanie za długo obywają się bez snu, idą w stronę poczekalni z wózkiem niemowlęcym i rozwrzeszczanymi dziećmi.

Od pół godziny Nell ma ściśnięte gardło i wali jej serce.

– Przyjdzie. Przyjdzie. Jeszcze zdąży – mamrocze pod nosem.

– Pociąg 9051 do Paryża odjedzie z peronu drugiego za dziesięć minut. Bagaż pozostawiony bez opieki zostanie usunięty i może być zniszczony na koszt właściciela.

Nell przygryza wargę, a potem znowu pisze esemesa – już piątego.

Gdzie jesteś? Pociąg za chwilę odjeżdża!

Zaraz po wyjściu z domu napisała do niego, żeby się upewnić, czy spotkają się na dworcu. Nie dostała odpowiedzi, ale wytłumaczyła sobie, że to dlatego, że akurat jechała metrem. Albo on jechał metrem. Wysłała trzeciego esemesa, potem czwartego. Teraz nagle czuje w dłoni wibrowanie komórki i o mało nie mdleje z ulgi.

Sorry, mała. Utknąłem w pracy. Nie zdążę.

Jakby byli umówieni na szybkiego drinka. Nell z niedowierzaniem wpatruje się w telefon.

Nie zdążysz na ten pociąg? Zaczekać na ciebie?

Po kilku sekundach przychodzi odpowiedź:

Nie, jedź. Spróbuję złapać następny.

Jest zbyt wstrząśnięta, by się rozzłościć. Stoi bez ruchu, podczas gdy ludzie wokół podnoszą się z miejsc i sięgają po płaszcze. Szybko pisze odpowiedź:

Ale gdzie się spotkamy?

Nie odpisuje. „Utknął w pracy”. Przecież pracuje w sklepie ze sprzętem do surfowania i nurkowania. A jest listopad. Jak bardzo mógł tam utknąć?

Nell rozgląda się, jakby jeszcze miała nadzieję, że to żart. Jakby za chwilę miał przybiec z szerokim uśmiechem i oznajmić, że tylko się z nią droczył (trochę za bardzo lubi się z nią droczyć). Potem weźmie ją za rękę, pocałuje w policzek ustami chłodnymi od wiatru i powie coś w rodzaju: „Chyba nie myślałaś, że spóźnię się na taki wyjazd? Przecież to twoja pierwsza wycieczka do Paryża”.

Przeszklone drzwi pozostają jednak zamknięte.

– Proszę pani? Musi pani już iść na peron. – Pracownik Eurostara sięga po jej bilet.

Nell przez chwilę się waha – „Może jednak przyjdzie?” – lecz w następnym momencie jest już w tłumie ludzi i ciągnie za sobą małą walizkę na kółkach. Zatrzymuje się i pisze:

W takim razie spotkamy się w hotelu.

Zjeżdża ruchomymi schodami, gdy na stację wtacza się z łoskotem olbrzymi pociąg.

– Jak to: nie jedziesz? Przecież planowałyśmy to od wieków.

Chodzi o doroczny Babski Wypad do Brighton. Od sześciu lat jeżdżą tam w pierwszy weekend listopada – Nell, Magda, Trish i Sue – wciśnięte w stary samochód Sue z napędem na cztery koła albo w służbowe auto Magdy. Uciekają od codzienności, by przez dwie noce pić alkohol, imprezować z chłopakami urządzającymi tam weekendy kawalerskie i leczyć kaca przy śniadaniach na ciepło w podupadłym hotelu o nazwie Brightsea Lodge, który ma popękaną i wyblakłą fasadę, a w środku cuchnie dekadami popijaw i tanim płynem po goleniu.

Doroczny wypad przetrwał narodziny dwojga dzieci, jeden rozwód i półpasiec (wtedy pierwszej nocy imprezowały w pokoju hotelowym Magdy). Jeszcze żadna z nich nigdy się nie wykruszyła.

– Bo wiecie, Pete zaprosił mnie na wycieczkę do Paryża.

– Pete zabiera cię do Paryża? – Magda spojrzała na przyjaciółkę, jakby Nell oznajmiła, że uczy się rosyjskiego. – Ten Pete?

– Nie może uwierzyć, że nigdy tam nie byłam.

– Byłam w Paryżu na wycieczce szkolnej. Zgubiłam się w Luwrze, a potem ktoś spuścił moją tenisówkę w klozecie w schronisku młodzieżowym – powiedziała Trish.

– A ja migdaliłam się z francuskim chłopakiem, bo wyglądał jak ten gość, który chodzi z Halle Berry. Okazało się, że tak naprawdę był Niemcem.

– Chodzi o tego Pete’a z włosami? O twojego Pete’a? Nie myśl, że próbuję być złośliwa. Po prostu wydawało mi się, że on jest trochę…

– Frajerem – podsunęła usłużnie Sue.

– Palantem.

– Dupkiem.

– Najwyraźniej byłyśmy w błędzie. Okazuje się, że to facet, który zabiera Nell na romantyczne weekendy do Paryża. A to jest… no wiecie. Super. Szkoda tylko, że robi to w nasz długi weekend.

– Ale już zdobyliśmy bilety… a trudno było… – wymamrotała Nell, machając ręką i mając nadzieję, że nikt nie spyta, kto tak naprawdę kupił te bilety. (Tylko w ten jeden weekend przed Bożym Narodzeniem można było skorzystać ze zniżki).

Zaplanowała tę wycieczkę z taką starannością, z jaką podchodziła do papierkowej roboty w biurze. Wyszukała w internecie najciekawsze atrakcje, przejrzała najlepsze tanie hotele na TripAdvisorze, sprawdziła każdy z nich w Google’u i wpisała wyniki do arkusza kalkulacyjnego.

Zdecydowała się na hotel za rue de Rivoli – „czysty, miła obsługa, bardzo romantyczny” – i zarezerwowała _executive double room_ na dwie noce. Wyobrażała sobie, jak będą leżeli z Pete’em spleceni na łóżku we francuskim hotelu, spoglądając przez okno na wieżę Eiffla, i trzymali się za ręce, popijając kawą croissanty w jakiejś ulicznej kawiarence. W zasadzie tylko takie obrazy przychodziły jej do głowy. Nie miała pojęcia, co można robić podczas weekendu w Paryżu poza takimi oczywistościami.

W wieku dwudziestu sześciu lat Nell Simmons nie miała na koncie żadnego weekendowego wyjazdu z chłopakiem, chyba że uwzględnić wyprawę wspinaczkową z Andrew Dinsmore’em. Uparł się, żeby spali w jego mini, i obudziła się tak przemarznięta, że przez sześć godzin nie była w stanie poruszyć głową.

Lilian, matka Nell, lubiła mówić każdemu, kto miał ochotę słuchać, że Nell „nie jest dziewczyną żądną przygód”. Poza tym „nie była typem podróżniczki”, „nie należała do dziewczyn, które mogą wszystko załatwić dzięki ładnej buzi”, a ostatnio, gdy matce się wydawało, że córka nie słyszy, dorzucała od czasu do czasu, że Nell „ma już swoje lata”.

Właśnie na tym polega problem związany z dorastaniem w małym miasteczku – wszyscy myślą, że doskonale cię znają. Nell była rozsądna. Spokojna. Była osobą, która starannie analizuje każdy plan, którą śmiało można poprosić o podlewanie roślin albo popilnowanie dzieci i która nie ucieknie z cudzym mężem.

Nie, mamo – myślała Nell, drukując bilety, patrząc na nie i wsuwając je do teczki ze wszystkimi ważnymi informacjami – tak naprawdę jestem dziewczyną, która jedzie na weekend do Paryża.

Gdy zbliżał się ten wielki dzień, zaczęła z zadowoleniem napomykać o nim w rozmowach. „Muszę sprawdzić, czy mam ważny paszport” – powiedziała, żegnając się z matką po niedzielnym obiedzie. Kupiła nową bieliznę, ogoliła nogi, pomalowała paznokcie u stóp na jaskrawy odcień czerwieni (zwykle wybierała przezroczysty lakier).

– Pamiętajcie, że w piątek rano wyjeżdżam – powiedziała w pracy. – No wiecie, do Paryża.

– Szczęściara – odrzekły chórem dziewczyny z księgowości.

– Ale ci zazdroszczę – powiedziała Trish, która nie lubiła Pete’a trochę mniej niż cała reszta.

Nell wsiada do pociągu i kładzie walizkę na półce, zastanawiając się, jak bardzo zazdrościłaby jej Trish, gdyby mogła ją teraz zobaczyć: siedzącą obok pustego miejsca dziewczynę, która jedzie do Paryża, nie mając pojęcia, czy jej chłopak w ogóle się tam pojawi.2

Na Gare du Nord w Paryżu roi się od ludzi. Nell wychodzi z peronu i zastyga w tłumie osób, które popychają się i potrącają, ich walizki na kółkach obijają się o jej łydki. Stojące z boku grupki młodzieży w bluzach dresowych przyglądają się temu ponuro i nagle Nell przypomina sobie, że Gare du Nord to ulubione miejsce francuskich kieszonkowców. Przyciskając torebkę łokciem, rusza nieśmiało najpierw w jedną, potem w drugą stronę, gubiąc się na chwilę wśród szklanych kiosków i ruchomych schodów, które zdają się prowadzić donikąd.

Przez głośniki rozbrzmiewają trzy tony i spiker mówi po francusku coś, czego Nell nie rozumie. Wszyscy oprócz niej idą żwawym krokiem, jakby wiedzieli, dokąd zmierzają. Na zewnątrz jest już ciemno i Nell czuje panikę rosnącą w jej piersi niczym bańka. „Jestem w obcym mieście i nawet nie znam tutejszego języka”. Wtedy zauważa szyld z napisem TAXIS.

W kolejce stoi z pięćdziesiąt osób, ale nic jej to nie obchodzi. Grzebie w torebce w poszukiwaniu potwierdzenia rezerwacji hotelowej, a gdy w końcu dociera na przód kolejki, podsuwa je kierowcy.

– Hôtel Bonne Ville – mówi. – Eee… _s’il vous plaît._

Mężczyzna patrzy na nią, jakby nie rozumiał, o co chodzi.

– Hôtel Bonne Ville – powtarza Nell, starając się, żeby zabrzmiało to po francusku (ćwiczyła w domu przed lustrem). Próbuje jeszcze raz. – Bonne Ville.

Taksówkarz patrzy na nią tępo, po czym szybko sięga po kartkę, którą Nell trzyma w ręku. Przygląda się jej przez chwilę.

– _Ah! Hôtel Bonne Ville!_ – mówi, wznosząc oczy do nieba. Rzuca kartkę z powrotem w jej stronę i wjeżdża na zatłoczoną ulicę.

Nell opada na oparcie i bierze głęboki oddech.

No więc… witaj w Paryżu.

Spowalniana korkami podróż trwa dwadzieścia długich, drogich minut. Nell patrzy przez szybę na zatłoczone ulice, na salony fryzjerskie i studia stylizacji paznokci, powtarzając po cichu nazwy widoczne na drogowskazach. Eleganckie szare budynki sięgają chmur, a kawiarnie jaśnieją w zimnym wieczorze. Paryż, myśli Nell i czując nagły, niespodziewany przypływ podekscytowania, nabiera pewności, że wszystko będzie w porządku. Pete niedługo dojedzie. Nell zaczeka na niego w hotelu, a jutro będą się śmiali z tego, jak bardzo się martwiła, że musi podróżować sama. Pete zawsze powtarzał, że Nell za bardzo się wszystkim przejmuje.

„Wyluzuj, mała” – powie. Pete nigdy się niczym nie stresował. Zjeździł świat z plecakiem i zawsze nosił w kieszeni paszport – „tak na wszelki wypadek”. Stwierdził, że gdy w Laosie trzymali go na muszce, też był wyluzowany. „Nie było sensu się stresować. Albo chcieli mnie zastrzelić, albo nie. Nie miałem na to wpływu”. Potem pokiwał głową i dodał: „W końcu poszliśmy z tymi gośćmi na piwo”.

Innym razem płynął w Kenii małym promem, który przewrócił się na środku rzeki. „Po prostu odcięliśmy przywiązane po bokach opony i czekaliśmy na pomoc. Wtedy też byłem całkiem wyluzowany – dopóki ktoś nie powiedział, że w wodzie są krokodyle”.

Czasami się zastanawiała, dlaczego Pete, taki opalony i posiadający tak bogate doświadczenie życiowe (nawet jeśli jej przyjaciółki kwitowały je pogardliwymi prychnięciami), wybrał akurat ją. Nie była przebojowa ani zwariowana. W zasadzie to prawie całe życie spędziła w zasięgu swojego kodu pocztowego. Kiedyś Pete jej powiedział, że lubi ją dlatego, że nie suszy mu głowy. „Inne dziewczyny ciągle ględzą” – wykonał ruch dłonią, naśladując gadające usta. „A ty… przy tobie można się wyluzować”.

Od czasu do czasu przechodziło jej przez myśl, że jest przez to trochę podobna do kanapy, ale chyba lepiej było nie wnikać w szczegóły.

Paryż.

Opuszcza szybę w taksówce, chłonąc odgłosy ruchliwych ulic, zapach perfum, kawy i dymu, lekki wietrzyk porusza jej włosami. Jest dokładnie tak, jak sobie wyobrażała. Budynki są wysokie, mają duże okna i małe balkony – nie widać tu biurowców. Odnosi się wrażenie, że na każdym rogu znajduje się kawiarnia z okrągłymi stolikami i krzesłami na zewnątrz. A im głębiej w miasto wjeżdża taksówka, tym modniej wyglądają kobiety na ulicach. Ludzie witają się ze sobą całusami, przystając na chodniku.

Naprawdę tu jestem, myśli Nell. I nagle cieszy się, że ma parę godzin, żeby ochłonąć przed przyjazdem Pete’a. Tym razem nie chce wyjść na oszołomioną nowicjuszkę.

Będę jak paryżanki, myśli, rozpierając się na siedzeniu.

Hotel mieści się przy wąskiej uliczce odchodzącej od głównego bulwaru. Nell odlicza euro zgodnie z kwotą widoczną na taksometrze i podaje je kierowcy. Taksówkarz jednak, zamiast wziąć pieniądze, zachowuje się, jakby go uraziła, i macha w stronę jej walizki w bagażniku, krzywiąc się i gestykulując.

– Przykro mi. Nie rozumiem – mówi Nell.

– _La valise! _– krzyczy mężczyzna. A potem szybko dorzuca po francusku coś, czego Nell nie rozumie.

– W przewodniku napisali, że podróż powinna kosztować najwyżej trzydzieści euro. Sprawdziłam.

Znowu krzyki i gestykulowanie. Po chwili Nell kiwa głową, jakby wreszcie zrozumiała, i lękliwie podaje kierowcy kolejne dziesięć euro. Mężczyzna bierze pieniądze, kręci głową i rzuca jej walizkę na chodnik. Nell stoi, patrzy na odjeżdżającą taksówkę i zastanawia się, czy przypadkiem właśnie jej nie oskubano.

Ale hotel wydaje się przyjemny. A ona jest w Paryżu! Postanawia, że nie pozwoli, by cokolwiek popsuło jej humor. Wchodzi do budynku i widzi wąski hol przesycony zapachem pszczelego wosku oraz jeszcze czegoś, co, jak po chwili dochodzi do wniosku, jest w pewien nieokreślony sposób francuskie. Ściany obito boazerią, fotele są stare, ale eleganckie. Wszystkie klamki w drzwiach wykonano z mosiądzu. Nell zastanawia się, co powie na to Pete. „Nieźle” – stwierdzi, kiwając głową. „Nieźle, mała”.

– Dzień dobry – mówi zdenerwowana, a po chwili, uświadomiwszy sobie, że nie potrafi tego powiedzieć po francusku, dodaje: – _Parlez anglais?_ Zarezerwowałam tu pokój.

Tuż za nią, sapiąc i dysząc, weszła inna kobieta, która teraz grzebie w torebce w poszukiwaniu potwierdzenia rezerwacji.

– Też zarezerwowałam tu pokój. – Nieznajoma zamaszystym gestem kładzie wydruk na kontuarze obok kartki Nell.

Nell odsuwa się, żeby mieć więcej miejsca.

– Och, przeżyłam koszmar, żeby się tu dostać. Koszmar. – Kobieta mówi z amerykańskim akcentem. – Ruch uliczny w Paryżu to istne piekło.

Recepcjonistka jest po czterdziestce, ma krótkie, dobrze ostrzyżone czarne włosy ułożone w boba w stylu Louise Brooks. Spogląda na dwie kobiety i marszczy brwi.

– Obie panie mają rezerwację? – Pochyla się i patrzy na wydruki. Potem przesuwa je w stronę rozmówczyń. – Ale został nam tylko jeden pokój. Mamy pełne obłożenie.

– To niemożliwe. Potwierdziliście rezerwację. – Amerykanka jeszcze raz podsuwa jej swój wydruk. – Rezerwowałam w ubiegłym tygodniu.

– Ja też mam potwierdzenie – mówi Nell. – Zrobiłam rezerwację dwa tygodnie temu. Proszę spojrzeć, o tutaj.

Obie kobiety spoglądają na siebie, uświadamiając sobie nagle, że są dla siebie konkurencją.

– Przykro mi. Nie wiem, skąd się wzięły te potwierdzenia rezerwacji. Mamy tylko jeden pokój. – Francuzce udaje się powiedzieć to tak, jakby to była ich wina.

– No cóż, w takim razie będzie pani musiała znaleźć jeszcze jeden pokój – oznajmia Amerykanka. – Musicie honorować rezerwacje. Niech pani spojrzy, tu jest wszystko napisane, czarno na białym.

Francuzka unosi idealnie wyskubaną brew.

– Proszę pani. Nie mogę dać czegoś, czego nie mam. Został nam jeden pokój z dwoma łóżkami. Mogę zaproponować jednej z pań zwrot kosztów, ale drugiego pokoju nie mam.

– Nie mogę iść do innego hotelu. Mam się tu z kimś spotkać – mówi Nell. – Nie będzie wiedział, gdzie mnie szukać.

– Ja się stąd nie ruszę – oświadcza Amerykanka, splatając ręce na piersi. – Właśnie przeleciałam sześć tysięcy mil i muszę jeszcze iść na kolację. Nie mam czasu szukać innego hotelu.

– W takim razie mogą się panie podzielić pokojem. Dam paniom pięćdziesięcioprocentową zniżkę.

– Mam dzielić pokój z obcą osobą? Chyba pani żartuje – obrusza się Amerykanka.

– W takim razie sugeruję, żeby poszukała pani innego hotelu – odpowiada oschle recepcjonistka, odwracając się, żeby odebrać telefon.

Nell i Amerykanka wpatrują się w siebie.

– Przed chwilą wysiadłam z samolotu z Chicago – mówi Amerykanka.

– Pierwszy raz jestem w Paryżu – odpowiada Nell. – Nie wiem, gdzie miałabym szukać innego hotelu.

Żadna z nich nie rusza się z miejsca.

– Proszę posłuchać – odzywa się w końcu Nell – mam się tu spotkać z chłopakiem. Na razie mogłybyśmy wnieść walizki do tego pokoju, a kiedy on przyjedzie, postaramy się znaleźć inny hotel. On zna Paryż lepiej niż ja.

Amerykanka powoli mierzy ją wzrokiem, jakby się zastanawiała, czy można jej zaufać.

– Nie zamierzam dzielić z wami pokoju.

Nell wytrzymuje jej spojrzenie.

– Proszę mi wierzyć, ja też nie wyobrażam sobie przyjemnego weekendu w takim składzie.

– Chyba nie mamy wielkiego wyboru – mówi Amerykanka. – Nie do wiary, że spotyka mnie coś takiego.

Informują recepcjonistkę o swoim planie. Według Nell Amerykanka robi to z nieproporcjonalnie dużym poirytowaniem, jeśli wziąć pod uwagę, że w gruncie rzeczy Nell właśnie zaproponowała jej pokój.

– Chcę pięćdziesiąt procent zniżki, nawet kiedy ta pani się wymelduje – zaznacza Amerykanka. – Powinniście się wstydzić. Tam, skąd pochodzę, coś takiego na pewno by nie przeszło.

Nell zastanawia się, czy kiedykolwiek była w bardziej niezręcznej sytuacji niż teraz, gdy tkwi w pułapce między brakiem zainteresowania ze strony Francuzki a pretensjami rozzłoszczonej Amerykanki. Próbuje sobie wyobrazić, co zrobiłby Pete. Pewnie by się roześmiał, zachowałby spokój. Jego zdolność do śmiania się z życia jest jedną z cech, które najbardziej jej się w nim podobają. Wszystko w porządku, myśli. Później będą z tego żartowali.

Biorą klucz i jadą maleńką windą na trzecie piętro. Nell idzie za Amerykanką. Otwierają drzwi do pokoju z dwoma łóżkami, który mieści się na poddaszu.

– Aha – mówi Amerykanka. – Nie ma wanny. Nie znoszę, kiedy nie ma wanny. A w dodatku strasznie tu ciasno.

Nell stawia walizkę. Siada na krawędzi łóżka i pisze esemesa do Pete’a, żeby przekazać mu, co się stało, i spytać, czy mógłby znaleźć inny hotel.

Zaczekam tu na ciebie. Dasz mi znać, czy zdążysz na kolację? Bardzo zgłodniałam.

Jest już ósma.

Pete nie odpisuje. Może jest w tunelu pod kanałem La Manche. Jeśli tak, będzie w Paryżu najwcześniej za półtorej godziny. Nell siedzi w milczeniu, gdy zasapana Amerykanka otwiera położoną na łóżku walizkę i zajmuje wszystkie wieszaki, umieszczając na nich swoje ubrania.

– Przyleciała pani w interesach? – pyta Nell, gdy milczenie staje się krępujące.

– Na dwa spotkania. Jedno jest dziś wieczorem, potem mam dzień wolny. To będzie mój pierwszy wolny dzień od miesiąca. – Amerykanka mówi takim tonem, jakby to była wina Nell. – A jutro umówiłam się na drugim końcu Paryża. No dobrze. Muszę już iść. Liczę na to, że nie będzie pani dotykała moich rzeczy.

Nell wbija w nią spojrzenie.

– Nie mam takiego zamiaru.

– Nie chcę być niemiła. Po prostu nie przywykłam do dzielenia pokoju z zupełnie obcymi ludźmi. Będę wdzięczna, jeśli po przyjeździe pani chłopaka zostawicie klucz w recepcji.

Nell stara się nie okazywać złości.

– Tak zrobię – mówi, po czym sięga po książkę i udaje, że czyta, gdy Amerykanka, oglądając się po raz ostatni, wychodzi z pokoju. Właśnie w tym momencie rozlega się sygnał komórki. Nell szybko po nią sięga.

Sorry, mała. Nie przyjadę. Baw się dobrze.3

Fabien siada na dachu, naciąga wełnianą czapkę mocniej na czoło i zapala kolejnego papierosa. Zawsze palił w tym miejscu, gdy istniała możliwość, że niespodziewanie wpadnie do niego Sandrine. Sandrine nie lubiła zapachu papierosów. Kiedy palił w domu, marszczyła nos i mówiła, że w jego kawalerce paskudnie śmierdzi.

Miejsca na gzymsie jest niewiele, ale starcza dla wysokiego faceta, kubka kawy i trzystu trzydziestu dwóch stron rękopisu. Latem zdarza mu się tam drzemać i codziennie macha na powitanie nastoletnim bliźniaczkom po drugiej stronie placu. Siedzą na dachu swojego budynku, słuchają muzyki i palą papierosy z dala od oczu rodziców.

Centrum Paryża jest pełne takich miejsc. Jeśli nie masz ogródka ani balkonu, szukasz miejsca na zewnątrz, gdzie tylko się da.

Fabien sięga po ołówek i zaczyna skreślać słowa. Redaguje ten rękopis od pół roku. Między wersami roi się od zapisków zrobionych ołówkiem. Ilekroć czyta swoją powieść, widzi więcej niedociągnięć.

Postacie są płaskie, mówią sztucznym językiem. Philippe, jego przyjaciel, twierdzi, że powinien wreszcie zrobić następny krok, wydrukować to i dać jakiemuś agentowi. Ale ilekroć Fabien czyta, znajduje kolejne powody, dla których jeszcze nie powinien nikomu pokazywać swojej książki.

Książka nie jest gotowa.

Sandrine doszła do wniosku, że Fabien nie chce jej nikomu dać, dlatego że dopóki tego nie zrobi, będzie mógł się łudzić, że ten tekst rokuje nadzieje. To jedna z mniej okrutnych rzeczy, które powiedziała mu Sandrine.

Fabien spogląda na zegarek, wiedząc, że już za godzinę zaczyna się jego zmiana w restauracji. I wtedy słyszy, że w mieszkaniu dzwoni komórka. Niech to szlag! Przeklina siebie za to, że wychodząc na dach, zapomniał ją włożyć do kieszeni. Stawia kubek na stosie kartek, żeby nie odfrunęły, po czym odwraca się, żeby wejść przez okno.

Nie jest pewny, co dokładnie się stało. Jego prawa stopa ślizga się na biurku, po którym Fabien gramoli się do środka, a gdy on stara się uchronić przed upadkiem, lewa noga gwałtownie odjeżdża do tyłu. I właśnie ta noga – jego wielka, niezdarna gira, jak nazwałaby ją Sandrine – strąca z gzymsu kubek i kartki. Fabien odwraca się w samą porę, by usłyszeć, jak kubek roztrzaskuje się na bruku, i by zobaczyć, jak trzysta trzydzieści dwie starannie zredagowane strony ulatują ku ciemniejącemu niebu.

Patrzy, jak porywa je wiatr i jak niczym białe gołębie spływają na ulice Paryża.4

Nell od godziny leży na łóżku i wciąż nie wie, co robić. Pete nie przyjedzie do Paryża. Naprawdę nie przyjedzie. Wybrała się aż do stolicy Francji, ma nową bieliznę i pomalowane na czerwono paznokcie u nóg, a on wystawił ją do wiatru.

Przez pierwszych dziesięć minut wpatrywała się w esemesa – w to wesołe „baw się dobrze” – i czekała na ciąg dalszy. Ale ciąg dalszy nie nastąpił.

Nell leży na łóżku, wciąż trzymając komórkę, i gapi się w ścianę. Uświadamia sobie, że w głębi ducha od początku wiedziała, że coś takiego może się zdarzyć. Patrzy na telefon i raz po raz włącza ekran, chcąc się upewnić, że to się jej nie przyśniło.

Ale wie. Prawdopodobnie wiedziała już poprzedniego wieczoru, gdy Pete nie odbierał telefonu. Może nawet wiedziała już tydzień wcześniej, gdy wszystkie jej pomysły na pobyt w Paryżu spotykały się z reakcjami w rodzaju: „No, jak chcesz” albo „Nie wiem”.

Nie chodziło wyłącznie o to, że nie mogła polegać na Pecie – w zasadzie to dość często znikał, nie mówiąc jej, dokąd się wybiera. Jeśli miała być ze sobą szczera, to w rzeczywistości wcale nie zaprosił jej do Paryża. Rozmawiali o miejscach, w których byli, i przyznała, że nigdy nie była w Paryżu, a wtedy on powiedział niezobowiązująco: „Naprawdę? O, Paryż jest świetny. Spodobałby ci się”.

Dwa dni później wyszła ze swojej comiesięcznej prezentacji na temat oceny ryzyka skierowanej do potencjalnych przyszłych pracowników („Ocena ryzyka odgrywa ważną rolę, bo pomaga w rozumieniu go i w zarządzaniu nim w celu uniknięcia problemów i wykorzystania szans! Życzę państwu miłego zwiedzania fabryki – tylko proszę uważać na maszyny!”) i natknęła się na wózek z kanapkami. Był co najmniej dziesięć minut przed czasem. Spojrzała na asortyment, wyliczając w myślach wszystkie za i przeciw, aż w końcu zdecydowała się na kanapkę z łososiem i serkiem śmietankowym, mimo że był wtorek, a we wtorki nigdy nie kupowała kanapek z łososiem i serkiem śmietankowym.

– A co mi tam, przecież w tym tygodniu dostaliśmy premię! Mogę zaszaleć – powiedziała wesoło do obsługującej wózek Carli.

Później, idąc do biurowej kuchni, przystanęła na korytarzu, żeby zaczerpnąć trochę wody z dystrybutora, a gdy napełniała kubek, usłyszała przypadkiem rozmowę swoich dwóch kolegów z pracy, którzy stali za ścianą.

– Wydam premię na wycieczkę do Barcelony. Od dnia ślubu obiecuję żonie, że ją tam zabiorę. – Brzmiało to jak głos Jima z działu logistyki.

– Shari zamierza kupić jakąś modną torebkę. Ta dziewczyna przepuści całą premię w dwa dni.

– Lesley myśli o kupnie samochodu. A Nell?

– Nell raczej nie wybiera się do Barcelony.

Obaj się roześmiali. Nell zastygła z plastikowym kubkiem w połowie drogi do ust.

– Nell wpłaci wszystko na rachunek oszczędnościowy. Ale najpierw zrobi arkusz kalkulacyjny. Ta dziewczyna potrzebuje pół godziny, żeby wybrać kanapkę.

– „Zdecydować się na żytni chleb z szynką? Tylko że przecież jest wtorek, a żytni chleb z szynką jadam zazwyczaj w piątki. Może wezmę kanapkę z serkiem śmietankowym. Tylko że kanapkę z serkiem śmietankowym jadam zwykle w poniedziałki. Ale co tam, zaszaleję!” – Znowu się roześmiali, ubawieni tą kiepską imitacją jej głosu.

Nell spojrzała na swoją kanapkę.

– Chłopie, ta dziewczyna nigdy w życiu nie zrobiła niczego szalonego.

Nell zjadła tylko pół kanapki, mimo że uwielbiała łososia z serkiem śmietankowym. Tym razem wydał jej się jednak dziwnie gumowaty.

Tego dnia wieczorem poszła odwiedzić matkę. Po latach wykrętów Lilian wreszcie przyznała, że dom jest za duży dla jednej osoby, i zgodziła się przeprowadzić, ale wyciągnięcie jej z miejsca, w którym mieszkała od dwudziestu pięciu lat, przypominało wydobywanie ślimaka ze skorupy. Dwa razy w tygodniu Nell przyjeżdżała, żeby przejrzeć pudła z pamiątkami, ubraniami albo papierami piętrzące się na półkach w całym domu, i próbowała przekonać matkę, żeby pozbyła się przynajmniej części z nich. Przeważnie przez godzinę tłumaczyła Lilian, że nie potrzebuje słomianego osła przywiezionego z urlopu na Majorce w 1983 roku, a pod koniec wieczoru wychodziła z łazienki i odkrywała, że matka przemyciła go z powrotem do pokoju gościnnego. Wyglądało na to, że czeka je długi proces. Tym razem przyszła kolej na pocztówki i ubranka niemowlęce. Pogrążona we wspomnieniach, Lilian unosiła wszystkie ciuszki po kolei, zastanawiając się głośno, czy przypadkiem „kiedyś się jeszcze nie przydadzą”.

– Och, naprawdę uroczo wyglądałaś w tej sukieneczce. Nawet z tymi twoimi kolanami. A skoro o tym mowa… Znasz Donnę Jackson z salonu stylizacji paznokci? Jej córka Cheryl założyła profil na którymś z tych internetowych portali randkowych. No i umówiła się na randkę z takim jednym, a kiedy weszła do jego mieszkania, zobaczyła na regałach mnóstwo książek o seryjnych mordercach.

– I był nim? – spytała Nell, próbując wykorzystać chwilę nieuwagi matki i wepchnąć do worka na śmieci nadgryzione przez mole dziecięce sweterki.

– Kim?

– Seryjnym mordercą.

– A skąd miałabym wiedzieć?

– Mamo, czy Cheryl wróciła do domu?

Lilian złożyła sukieneczkę i rzuciła ją na stertę rzeczy „do zatrzymania”.

– Och, pewnie. Powiedziała Donnie, że poprosił ją o włożenie jakiejś maski, przyczepienie futrzanego ogonka czy coś w tym rodzaju, ale dla niej to było za bardzo wydymane.

– Wydumane, mamo. Wydumane.

– To jakaś różnica? W każdym razie cieszę się, że jesteś rozsądną dziewczyną i nie ryzykujesz. O, nie wiem, czy ci mówiłam, ale pani Hogan pytała, czy nie pokarmiłabyś jej kota, kiedy wyjedzie.

– Nie ma sprawy.

– Bo ja już się wyprowadzę. A ona mówi, że potrzebuje kogoś, na kim można polegać.

Nell długo wpatrywała się w parę maleńkich szortów, które trzymała w rękach, po czym z nieuzasadnioną brutalnością wcisnęła je do worka na śmieci.

Następnego dnia rano, idąc do pracy, przystanęła przed biurem podróży. Na plakacie w witrynie widniał napis: TYLKO DZISIAJ SPECJALNA OKAZJA – 2 W CENIE 1 – TRZY NOCE W PARYŻU, MIEŚCIE ŚWIATEŁ. Zanim zdążyła się zastanowić, weszła do środka i kupiła dwa bilety. Gdy tylko poszli do mieszkania Pete’a, pokazała mu je, zarumieniona trochę z zakłopotania, a trochę z radości.

– Co to? – Był pijany, teraz to sobie przypomniała. Powoli zamrugał, jakby nie mógł uwierzyć swoim oczom. – Kupiłaś mi bilet do Paryża?

– Kupiłam bilety dla nas – sprostowała, gdy mocował się z guzikami jej sukienki. – Długi weekend w Paryżu. Pomyślałam, że będzie… fajnie. Powinniśmy, no wiesz, zaszaleć!

„Ta dziewczyna nigdy w życiu nie zrobiła niczego szalonego”.

– Sprawdziłam ofertę hoteli i znalazłam jeden zaraz za rue de Rivoli. Ma trzy gwiazdki, ale poleca go dziewięćdziesiąt cztery procent odwiedzających, a do tego jest w okolicy o niskiej przestępczości… Podobno należy się wystrzegać tylko złodziei torebek, więc zabiorę którąś z tych…

– Kupiłaś mi bilet do Paryża! – Pokręcił głową i włosy opadły mu na oko. Po chwili powiedział: – Jasne, mała. Czemu nie. Dobry pomysł.

Nie mogła sobie przypomnieć, czy coś jeszcze dodał, bo w tym momencie padli na jego łóżko.

Teraz będzie musiała wrócić do Anglii i powiedzieć Magdzie, Trish i Sue, że miały rację. Że Pete jest dokładnie taki, jak mówiły. Że tylko się wygłupiła i zmarnowała pieniądze. Że bez sensu zrezygnowała z Babskiego Wypadu do Brighton.

Zaciska powieki, żeby powstrzymać łzy, a potem podnosi się z łóżka. Spogląda na walizkę. Zastanawia się, gdzie mogłaby znaleźć taksówkę i czy uda się wymienić bilet. A jeśli na stacji okaże się, że nie chcą jej wpuścić do pociągu? Zastanawia się, czy nie poprosić recepcjonistki, żeby zadzwoniła do Eurostara w jej imieniu, ale boi się lodowatego spojrzenia tej kobiety. Nie ma pojęcia, co robić. Paryż nagle wydaje jej się olbrzymi, obcy, nieprzyjazny i oddalony od domu o milion mil.

Znów słyszy dźwięk swojej komórki. Chwyta ją z łomoczącym sercem. A jednak postanowił przyjechać! Wszystko będzie w porządku! Tylko że tym razem pisze do niej Magda.

Dobrze się bawisz, zbereźnico?

Nell mruga i nagle ogarnia ją potworna tęsknota za domem. Żałuje, że nie jest z dziewczynami w pokoju hotelowym Magdy, gdzie plastikowy kubek z tanim winem musującym stoi na umywalce, a one przepychają się przed lustrem, robiąc sobie makijaż. W Anglii jest o godzinę później. Pewnie jeszcze się szykują, z ich walizek wylewają się na dywan nowe ciuchy, a muzyka gra wystarczająco głośno, by inni goście zaczęli się skarżyć.

Przez chwilę myśli, że nigdy w życiu nie była równie samotna.

Wszystko super, dzięki. Bawcie się dobrze!

Pisze to powoli i wciska WYŚLIJ, czekając na świst oznajmiający, że wiadomość przemierza kanał La Manche. A potem wyłącza komórkę, żeby nie musieć więcej kłamać.

Nell analizuje rozkład jazdy Eurostara, wyjmuje notes z torebki i tworzy listę dostępnych możliwości. Jest za piętnaście dziewiąta. Nawet jeśli uda jej się dotrzeć na dworzec, prawdopodobnie nie złapie pociągu, który mógłby ją dowieźć do Anglii na tyle wcześnie, by zdołała potem dostać się do domu. Dochodzi do wniosku, że będzie musiała przenocować w Paryżu.

W ostrym świetle padającym znad lustra w łazience wygląda na zmęczoną i zrezygnowaną, tusz do rzęs rozmazał się od łez. Wygląda całkiem jak dziewczyna, która właśnie przyjechała do Paryża i

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: