- W empik go
Dwa dni w Szwajcaryi Saskiey w roku 1825 - ebook
Dwa dni w Szwajcaryi Saskiey w roku 1825 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 218 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niema sądzę na ziemi całey człowieka, tak zimnego, lub tak zepsutego, któryby zupełnie był nieczuły, na piękności przyrodzenia. Bo ze wszystkich rozkoszy, które osłodzić mogą chwile życia naszego, ta którą nas piękność natury napawa, iest nayczystsza, a może nayprawdziwsza, dla serca nieskażonego: ona zawsze nam przystoi, czy dusza nasza znayduie się w stanie radości, czy smutku, w tym nawet smutku, w którym pocieszenie każde, nie ulgą, lecz ciężarem, każda przyiemność goryczą, w tym nawet, ta iedna tylko roskosz, łagodzi duszy naszey boleść. I takiego to rodzaiu uczuć szukać, o takie się starać, iest równie zgodnem z dostoynością, iak z dobrem człowieka. Szukałem ich, znalazłem, i przez dwa dni doznawałem, a doznawszy, komuż się mam ich zwierzyć, ieżeli nie tobie.
Kto nie był w tey okolicy, którą Szwaycaryą Saską nazywaią, będąc w Sa – xonii, ten nie widział tego, co naybardziey widzenia było godnem. Ja wśród tych cudownych widoków, dwa dni strawiłem, wszystkie widziałem, nad każdym się zastanawiałem, i chce ci słów kilka, o tey krótkiey, lecz przyiemney podróży powiedzie. Powiem ci raczey com czuł, niżeli com widział, bo tego trudnoby było opisać. A myślę, że ieżeli od oboiętnego opisywacza wymaga się, aby nam opowiadał, co widział, od tego którego się kocha, żąda się raczey aby nam się zwierzył uczuć, których doznał,
Ktokolwiek kocha, musiał nie raz uważać, że ilekroć zdarzyło mu się samemu, uczuć przyiemnych doznawać, niedostawało mu w tey chwili, osoby drogiey sercu iego. Tak prostem iest to zadanie, aby miły nam przedmiot, podzielał z nami to wszystko, co nam bydź miłem może. W ciągu tey dwudniowey podróży, szukałem ciebie, myślą obok siebie przenosiłem, i chociaż nie byłeś, łudziłem się bez przerwy, że iesteś ze mną. Lecz ponieważ tylko wyobraźnia serce oszukiwała, iedynym przeto, choć niedostatecznym sposobem, abyś i ty uczuł, co ia czułem, iest oddanie słowami, tych wrażeń których doznałem, i dla tego posłuchay cierpliwie, opisu moiey krótkiey podróży.DZIEŃ I. LOHMEN I OTTOWALDER GRUND
Aus des Lebens Mühen, und ewiger Qual
Möcht' ich fliehen, in dieser glückseliger Thal
Schiller Berglied.
O gdybym porzuciwszy życia trudy i udręczenia,
mógł ulecić w tę szczęśliwą dolinę!
Kiedy bierzemy do ręki dzieło iakie, które ma serce rozczulić, umysł nasz zbogacić, wyobraźnią zachwycić, albo się zamykamy u siebie i sami ie czytamy, aby nikt nie przeszkodził tym słodkim wrażeniom, które ma w nas ocucić, albo ie z temi czytamy, którzy ie równie iak my czuć są zdolni. – Co o podobnego dzieła czytaniu powiedziałem, to samo mówić można, o podróży przedsięwziętey, w celu przypatrzenia się, zadziwiaiącym pięknościom, i cudownym utworom przyrodzenia; bo podróż taka iest także czytaniem, iuż nie księgi, ale samey natury; – Chcąc więc ią odbydź przyiemnie, trzeba ią przedsięwziąść albo samemu, albo w towarzystwie człowieka, któryby miał nasz sposób myślenia, któryby był zdolny czuć, to co i my czuć będziem, a przeto któryby ani się dziwiąc uczuciom naszym, ani z nich szydząc, nie był wylaniu się ich na przeszkodzie. – Ułożyłem się z młodym T, że z nim przebiegnę Szwaycaryą Saską: wprawdzie mówiąc, nie znaiąc go dość dobrze, aby wiedzieć, czy samotność nie byłaby lepsza od iego towarzystwa, nierozważnie postąpiłem sobie; lecz niepożałowałem tego, znalazłszy w nim, przyiemnego towarzysza podróży, i wspólnika uczuć, które ona obudzała: bo dusza iego zdolna była, dziwić się tym cudom przyrodzenia, a w chwilach oboiętnych, wesołość iego, umiała ie uprzyiemnić.
Ułożywszy się z nim, o godzinie szóstey z rana, wyiechaliśmy z Drzezna; dzień był pogodny, my weseli, a więc droga z Drezna do Lohmen nie długa nam się zdawała. Szwaycarya Saska, iuż się od Pilnitz poczyna; lecz to letnie pomieszkanie króla, obok piękności natury, ciągle sztukę przed oczy przedstawia, wolę więc móy opis zacząć od Lohmen, wioski o dwie mile od Drezna oddaloney. – Tam wziąwszy na całą podróż naszą przewodnika, bo z tamtąd się ich bierze, obeyrzeliśmy co było w Lohmen do widzenia. – Zaięła nas, naysławnieysza owczarnia z całych Niemiec i inne gospodarskie zakłady; obeyrzeliśmy zamek stojący na skale, w którym dawniey mieszkała, i umarła, Wdowa po Janie Jerzym Elektorze, a który teraz na budowę gospodarską zamienionym został. – Rzuciwszy okiem z balkonu zamku tego, poznaliśmy że się iuż Szwaycarya zaczyna, uyrzeliśmy przed nami, dolinę przez krętą rzeczkę przerzniętą, most kamienny z krzyżem kamiennym na rzece, opodal wioska pomiędzy gaiami drzew owocowych wyglądaiąca, tworzyły razem obraz zaymuiący wpatrywaliśmy się w niego gdy przewodnik zwrócił uwagę naszą, na kamień wmurowany w zamek. – Przed kilkodziesiąt laty wyrobnik pewny, usnąwszy na brzegu tego ganku, spadł był w dolinę z wysokości naymniey dwustu stóp, nie zabił się iednak, uleczony nawet został; na tyra więc kamieniu w złych wierszach Niemieckich, dziękuie naprzód Bogu że go zachował, Panu swoiemu że go leczyć kazał, lekarzowi że go wyleczył. – Uważałem że w Niemczech niezmiernie często napotykaią się rozmaite a zwykle małe pomniki, wystawione na pamiątkę nawet naymnieyszego zdarzenia. – Tutay ktoś spadł, zginął, lub nie zginął, tutay piorun kogoś zabił, tu pies wściekły skaleczył, świadczy o tem kamień w tem mieyscu położony, uważałem także że Cmentarze tutay, nawet zbytkowemi nazwać można, zdaią się one bydź ogrodami naypięknieyszemi, napełnione są rozmaitemi pomnikami; nayuboższy włościanin, znayduiąc grób, ma na nim kamień iego pamięci poświęcony, wspominaiący imie iego i łzy które go opłakiwały. – Myślę iż to iedno byłoby dostate – cznem do przekonania się o większem bogactwie i cywilizacyi mieszkańców. – Bogactwie, że mogą urojoną, zaspokoić potrzebę. – Cywilizacyi, ze iuż maią tę chęć tak naturalną myślącemu człowiekowi, zostawienia po sobie śladu na tey ziemi i uwiecznienia pamięci. Lecz porzućmy Lohmen aby zacząć naszą pieszą podróż; tutay dopiero zaznaiomiliśmy się z przewodnikiem naszym, Janem Standfuss posiadaczem domu i gruntu kawałka w Lohmen; maiąc dwa dni z nim przebywać, staraliśmy się przekonać, czyli go będziemy mogli użyć, do wskazywania nam drogi, lub tez czyli czasem w rozmowie iego rozrywki nie znaydziem. Twarz jego uprzedzała nas zanim, a wszedłszy z nim w rozmowę, dowiedzieliśmy się, że historya kraiu iego nie była mu obcą, i że pokazuiąc cuda natury, nie był podobny do pokazuiących różne zbiory naukowe, którzy nayczęściey raz się na pamięć nauczywszy ich opisu, iednym zawsze sposobem tłómaczą ie każdemu. Kray ten, mówił on do nas, w którym teraz mieszkamy, który Saxonią nazywaią, nie iest ten który dawni Saxonowie zamieszkiwali, nie tutay Witykind opierał się Karolowi W-mu ten kray był w dawnych czasach Misnią, Saxonia daley leży. – Zapytałem go, czyli tez teraz Saxonia iest szczęśliwą? Wzniósł on oczy do góry i zawołał. Jakże niema bydź szczęśliwą pod takim królem? To nie Król ale Oy – ciec, lecz iak zawsze Rodziców ku dzieciom silnieysze iest przywiązanie, niźli dzieci ku Rodzicom, tak i my nie dość oceniamy szczęście zostawania pod jego oycowskim rządem. Gdy go iuż niestanie, wtenczas dopiero zaczniemy go wielbić tyle, ile wartiest uwielbienia, – Musiałeś móy przyiacielu, odebrać iaką łaskę od Króla, zapytałem go, kiedy go tak oceniać umiesz. Nie, odpowiedział, gdzie łaski rozdaią nie wszyscy tam są szczęśliwi. U nas pomyślność iest powszednia; nikt się nie uskarża, bo nikt nie iest skrzywdzony; nikt łask nie rozdaie, bo nikt o nie nie prosi; nikt nic prosi, bo każdy ma wymiar pomyślności, którego dopominać się ma prawo. Te słów kilka w ustach prostego włościanina, naypięknieyszą panuiącego zawierały pochwałę, i ieżeli mnie z iedney strony, o oycowskim. rządzie Saxonii przekonały, z drugiey dały mi poznać, że ten który ie wyrzekł, ani złym, ani ograniczonym nie był, i od tey chwili, nasz przewodnik, stał się towarzyszem podróży a nawet i przyiacielem naszym. – Lecz wkrótce doszliśmy do wioski, otoczoney ciemnemi świerkowemi lasami; tu się zaczyna prawdziwa Szwaycarya Saska, zawołał nasz przewodnik, tu w ten parów weydziemy, tu iest Ottowalder Grund. – Schodząc w dolinę, czyli raczey w przepaść po 114 schodach, czekaliśmy z niecierpliwością na ten widok, który nam miał Szwaycaiyą Saską obiawić. – Zeszliśmy na koniec, a z obydwu stron, uderzyły nas obrazy wspaniałe, do których oko nasze przyzwyczaionem nie było; – z zadziwieniem spoglądaliśmy na nie, i na siebie, bo pierwsze wrażenie iest naymocnieyszem. – Skały ogromne okryte jodłami i świerkami, z iedney i drugiey strony doliny, kształt ich rozmaity, kolor czerwonawy, nieznaiome oku naszemu przedstawiając widoki, nieznaiome budziły w nas uczucia. – Zdawało nam się, żeśmy nowy świat znaleźli, że przeniesieni iesteśmy, w piękną krainę ułudzeń.
Na środku iedney z tych skał, spostrzegliśmy napisy dwóch Strzelców, którzy się na nią z niebezpieczeństwem życia wdrapali, aby tam ślad swoiey odwagi zostawić. Urwawszy niezapominaykę, która by mi późniey tg dolinę przypominała, szliśmy daley ku tey stronie, ku którey i strumyk sączący się, po kamykach spieszył. – Odpoczęliśmy na ławce, pod wystaiącą bryłą skalistą, Regenschirm nazwaną, a w istocie kształt baldachinu maiącą. – Jdąc daley dziwiliśmy się rozmaitemu kształtowi brył sterczących, lecz zgubiliśmy towarzysza naszego, strumyk zniknął, i napróżnośmy go szukali, gdy wkrótce nie widząc go, usłyszeliśmy mruczenie iego. Ukryty pod ułamkami skał płynął niewidzialny, i gdy wśród podobnych piękności przyrodzenia, wyobraźnia nasza lubi sobie marzyć, zdawało nam się, że tem mruczeniem, chciał nam dadź poznać, że iest zawsze z nami i że nam drogę wskazuie.
Tak ów przyiaciel, którego strata
Uczczona naszemi łzami,
Choć niewidzialny, z drugiego świata,
Jescze on czuwa nad nami!
On i po zgonie dla nas iednaki,
Dla nas, on rzuca lepsze od tych kraie,
I przez znaiome ostrzega nas znaki
Że bydź z nami, nie przestaje,
Jego cień we śnie, często do nas schodzi,
W powietrzu, słabym odzywa się głosem,