Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwa fronty. Polak przeciwko Polakowi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Dwa fronty. Polak przeciwko Polakowi - ebook

Polscy lotnicy i komandosi zostają wysłani do Zatoki Perskiej, by u boku Amerykanów walczyć z Iranem.

Tymczasem za sprawą tajemniczych sił wewnętrzne spory doprowadzają Polskę na skraj wojny domowej. Wojsko zmuszone jest walczyć na dwóch frontach. Wewnętrznym i zewnętrznym.

Do akcji wkraczają trzy kobiety: major Agata Adamczewska, kapitan pilot Anna Kozłowska i podporucznik Aleksandra Rudzińska. Czy powstrzymają zagrożenie?

Trzecia część szokującego realizmem cyklu Antoniego Langera.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65904-35-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

.1.

Poniedziałek, 21 sierpnia

Ma­jor Adam­czew­ska mu­sia­ła sta­wić się u sze­fa SKW w mun­du­rze wyj­ścio­wym, cze­go nie lu­bi­ła. Kłó­ci­ło się to z eto­sem taj­nej służ­by. Za­rząd Pierw­szy, w któ­rym zaj­mo­wa­ła sta­no­wi­sko star­sze­go ofi­ce­ra ope­ra­cyj­ne­go, miał swo­ją sie­dzi­bę poza War­sza­wą, w ano­ni­mo­wym obiek­cie za­kon­spi­ro­wa­nym pod fik­cyj­ną na­zwą, gdzie cho­dzi­ło się po cy­wil­ne­mu, a umun­du­ro­wa­na, i to by­naj­mniej nie w woj­sko­we mun­du­ry, była tyl­ko ochro­na. Wła­śnie z tego po­wo­du mun­dur trzy­ma­ła w miesz­ka­niu, któ­re było, nie­ste­ty, po­ło­żo­ne w po­bli­żu Sej­mu. Do tego jesz­cze za­po­wia­da­no ja­kieś ma­ni­fe­sta­cje. Usi­łu­jąc do­stać się na Oczki, gdzie znaj­do­wa­ła się Cen­tra­la, tra­fi­ła na po­li­cyj­ną blo­ka­dę przy wjeź­dzie na plac Trzech Krzy­ży.

– Nie ma prze­jaz­du – po­wie­dział aspi­rant z dro­gów­ki, pod­cho­dząc do sa­mo­cho­du.

– Kto tym ra­zem ma­ni­fe­stu­je? – uda­ła obo­jęt­ność.

– Ruch Obro­ny De­mo­kra­cji prze­ciw­ko fał­szo­wa­niu wy­bo­rów. Idą No­wym Świa­tem pod Sejm.

– Jesz­cze ja­kieś uli­ce są za­blo­ko­wa­ne? – spy­ta­ła.

– Na Mar­szał­kow­skiej za­pla­no­wa­na jest kontr­ma­ni­fe­sta­cja. Po­tem mają iść Pięk­ną, też pod Sejm – wy­ja­śnił funk­cjo­na­riusz.

– Ci są za fał­szo­wa­niem wy­bo­rów? – za­żar­to­wa­ła, wie­dząc, że kontr­de­mon­stra­cję zor­ga­ni­zo­wa­ła par­tia rzą­dzą­ca. Zmie­sza­ny po­li­cjant nie wie­dział, co po­wi­nien od­po­wie­dzieć ko­bie­cie w lot­ni­czym mun­du­rze. – Pro­te­sty są chy­ba jesz­cze da­le­ko, a ja mu­szę prze­je­chać – mach­nę­ła le­gi­ty­ma­cją kontr­wy­wia­du. Wy­star­czy­ło, by ka­zał ją prze­pu­ścić.

W se­kre­ta­ria­cie sze­fa SKW ka­za­no jej cze­kać. Nie było to za­sko­cze­niem. Woj­sko­wy kontr­wy­wiad już od pierw­sze­go wrze­śnia miał zo­stać po­łą­czo­ny z Służ­bą Wy­wia­du Woj­sko­we­go w nową Służ­bę Wy­wia­du Obron­ne­go, a do­tych­cza­so­wy szef SKW miał ob­jąć kie­row­nic­two SWO. Za­mie­sza­nie ad­mi­ni­stra­cyj­ne mu­sia­ło być nie­uchron­ne przy tak du­żej zmia­nie.

– De­ba­tu­ją nad tym, kogo zwol­nić? – spy­ta­ła w koń­cu se­kre­ta­rza w ran­dze po­rucz­ni­ka.

– Nie, ofi­ce­ro­wie z mi­ni­ster­stwa przy­szli w spra­wie kom­pa­nii re­pre­zen­ta­cyj­nej. Jako nowa służ­ba wy­sta­wi­my ją pod­czas ob­cho­dów na We­ster­plat­te, pierw­sze­go wrze­śnia.

– Nie wie­dzia­łam, że mamy taką kom­pa­nię.

– Bo nie mamy. Na ra­zie bę­dzie zło­żo­na z wy­róż­nia­ją­cych się kur­san­tów z ośrod­ka szko­le­nia. Wła­ści­wie to z oby­dwu – do­dał, wi­dząc zdzi­wio­ną minę ka­pi­tan. – Może pa­nią wy­zna­czą, z tymi pani od­zna­cze­nia­mi? To za mi­sje, praw­da? – spy­tał nie­pew­ny zna­cze­nia ba­re­tek na jej uni­for­mie.

– Or­der Krzy­ża Woj­sko­we­go, Krzyż Za­słu­gi za Dziel­ność, Lot­ni­czy Krzyż Za­słu­gi z Mie­cza­mi, Mor­ski Krzyż Za­słu­gi, Gwiaz­da Afga­ni­sta­nu, Od­zna­ka za Rany i Kon­tu­zje, do tego od­zna­ka pi­lo­ta z zie­lo­nym wień­cem za loty bo­jo­we – po­uczy­ła go. Jej roz­mów­ca nie miał ani jed­nej ba­ret­ki, a ską­d­inąd wie­dzia­ła, że słu­ży do­pie­ro od kil­ku ty­go­dni. – I nie, nie za­mie­rzam się z nimi po­ka­zy­wać w te­le­wi­zji, nie­waż­ne na czyj roz­kaz – ucię­ła roz­mo­wę.

W koń­cu po trzech kwa­dran­sach z ga­bi­ne­tu wy­szło trzech męż­czyzn w gar­ni­tu­rach i wresz­cie we­zwa­no ją do sze­fa. Jed­nak, ku jej za­sko­cze­niu, za biur­kiem zaj­mo­wa­nym przez puł­kow­ni­ka Len­kie­wi­cza uj­rza­ła mi­ni­stra ko­or­dy­na­to­ra służb spe­cjal­nych, dok­to­ra Grze­go­rza Skwar­czyń­skie­go, nie­daw­no mia­no­wa­ne­go na to sta­no­wi­sko. Wie­dzia­ła, że w prze­szło­ści miał ja­kieś związ­ki z służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi i woj­skiem, choć zaj­mo­wał się głów­nie ka­rie­rą pu­bli­cy­sty i sa­mo­zwań­cze­go ana­li­ty­ka, sym­pa­ty­zu­ją­ce­go ze skraj­nie kon­ser­wa­tyw­ną pra­wi­cą. Za­ło­żył kie­dyś Ośro­dek Ana­liz Stra­te­gicz­nych, bę­dą­cy plat­for­mą do dzia­łal­no­ści lob­by­stycz­nej. Bar­dzo nie­czy­stej. Po­dob­no to on wy­my­ślił na­zwę no­wej służ­by. Puł­kow­nik Len­kie­wicz sie­dział po pra­wej stro­nie mi­ni­stra. Do tego przy roz­mo­wie był obec­ny mło­dy urzęd­nik, sie­dzą­cy przy sto­li­ku z otwar­tym no­tat­ni­kiem.

Po­czu­ła się nie­swo­jo. Wy­glą­da­ło to jak ko­mi­sja we­ry­fi­ka­cyj­na.

– Cie­szę się, że pani przy­szła – po­wie­dział do niej Skwar­czyń­ski, gdy za­mel­do­wa­ła się re­gu­la­mi­no­wo – w spód­ni­cy. Uwa­żam, że ko­bie­ty w spodniach zbyt­nio upodob­nia­ją się do męż­czyzn, a po­nad­to w zbyt ob­ci­słych będą ich ku­sić i roz­pra­szać. Z tego sa­me­go po­wo­du, by unik­nąć po­kus, nie mam se­kre­tar­ki, tyl­ko se­kre­ta­rza.

Adam­czew­ska spoj­rza­ła na nie­go zdzi­wio­na. Z su­mia­stym wą­sem wy­da­wał się po­dróż­ni­kiem w cza­sie, któ­ry przy­był z prze­szło­ści i przez przy­pa­dek utknął w dwu­dzie­stym pierw­szym wie­ku. Do tego na ścia­nie wi­siał por­tret ja­kie­goś ma­gnac­kie­go przod­ka.

– Oczy­wi­ście to są moje pry­wat­ne po­glą­dy, do któ­rych mam pra­wo – za­śmiał się. – Na­to­miast służ­bo­wo in­te­re­su­je mnie sku­tecz­ność, a pani od­mó­wić jej nie moż­na. Jak pani oce­nia współ­pra­cę z Ame­ry­ka­na­mi?

– Bar­dzo po­praw­nie – od­po­wie­dzia­ła. – Ostat­nia ope­ra­cja przy­nio­sła wie­le in­te­re­su­ją­cych in­for­ma­cji, ra­port skie­ro­wa­łam dro­gą służ­bo­wą.

– Uda­ło się nam dzię­ki temu uzy­skać wie­le cen­nych in­for­ma­cji – wtrą­cił puł­kow­nik Len­kie­wicz.

– Prze­czy­ta­łem go – od­rzekł Skwar­czyń­ski. – Oczy­wi­ście do­ce­niam pani wy­sił­ki i nie­wąt­pli­we osią­gnię­cia – mó­wił ta­kim to­nem, jak­by oce­niał pra­cę za­li­cze­nio­wą na stu­diach – co oczy­wi­ście wpły­wa na pani ka­rie­rę. Wi­dzia­łem też pani ra­port z proś­bą o prze­nie­sie­nie do in­spek­to­ra­tu SKW w Po­zna­niu, z ar­gu­men­ta­cją, że chcia­ła­by pani wy­ko­rzy­stać swo­je do­świad­cze­nia we współ­pra­cy z jed­nost­ka­mi woj­sko­wy­mi sta­cjo­nu­ją­cy­mi na ob­sza­rze pod­le­głym tej ko­mór­ce. Tak na mar­gi­ne­sie, wiem, że cho­dzi o spra­wy oso­bi­ste... Jed­nak, jak po­in­for­mo­wa­ło mnie Biu­ro Kadr, nie mamy tam obec­nie eta­tów. A do War­sza­wy jest pani od­de­le­go­wa­na tym­cza­so­wo, mało tego – tak na­praw­dę prze­cież od dwóch lat jest pani cały czas od­de­le­go­wa­na do SKW z woj­ska. Więc pani sy­tu­acja jest, po­wiedz­my, nie­sta­bil­na.

– Prze­cież na­pi­sa­łam ten ra­port dla­te­go, że otrzy­ma­łam in­for­ma­cję z Biu­ra Kadr, iż jest tam etat. Dwa mie­sią­ce temu.

– Dwa mie­sią­ce temu to było dwa mie­sią­ce temu – od­parł. – Sy­tu­acja jest, jak pani wi­dzi, nie­sta­bil­na – po­wtó­rzył się – jed­nak z dru­giej stro­ny, woj­na z Ira­nem za­cznie się lada dzień. Mu­si­my ko­goś wy­słać na Bli­ski Wschód do współ­pra­cy z ame­ry­kań­ski­mi służ­ba­mi. Nie­ste­ty wy­sła­ny tam ofi­cer, z przy­czyn ro­dzin­nych, musi zo­stać zro­to­wa­ny do kra­ju. I wi­dzę, że pani, z uwa­gi na to, iż przy ostat­niej ope­ra­cji Ame­ry­ka­nie pro­si­li per­so­nal­nie o pani udział, nada­wa­ła­by się na to sta­no­wi­sko. Wy­la­tu­je pani w przy­szłym ty­go­dniu. – Wy­cią­gnął z szu­fla­dy biur­ka do­ku­ment i prze­su­nął go po bla­cie w jej stro­nę.

Się­gnę­ła po pa­pier. Był to roz­kaz kie­ru­ją­cy ją do służ­by przy pio­nie roz­po­zna­nia US Cen­tral Com­mand w ba­zie Al Ude­id w Ka­ta­rze, w ko­mór­ce o zdaw­ko­wym ozna­cze­niu CCJ2/9N.

– Mam bar­dzo nie­wie­le cza­su do wy­jaz­du. A kie­dy ba­da­nia le­kar­skie, szcze­pie­nia… – za­opo­no­wa­ła.

– Ba­da­nia, we­dług mo­jej wie­dzy, ma pani w po­rząd­ku. W koń­cu była pani cał­kiem nie­daw­no za gra­ni­cą. Nie jest pani w związ­ku mał­żeń­skim, nie ma pani dzie­ci. Coś pa­nią tu trzy­ma? Chy­ba nie, więc pro­szę się za­cząć pa­ko­wać.

– Roz­kaz – po­wie­dzia­ła re­gu­la­mi­no­wym, oschłym to­nem. – A co po po­wro­cie? – nie za­mie­rza­ła od­pusz­czać.

– Puł­kow­nik Len­kie­wicz z chę­cią pa­nią przyj­mie w Si­łach Szyb­kie­go Re­ago­wa­nia, czy­li pio­nie bo­jo­wym SWO.

– Ja­kim pio­nie bo­jo­wym? – spy­ta­ła. SKW nie mia­ła na­wet swo­jej jed­nost­ki spe­cjal­nej, je­dy­nie nie­wiel­ką gru­pę ofi­ce­rów i cho­rą­żych, od­de­le­go­wy­wa­nych w ra­zie po­trze­by do udzia­łu w ope­ra­cjach za­gra­nicz­nych, ale na co dzień peł­nią­cych swo­je obo­wiąz­ki w kra­ju. Nie­mniej, do­tar­ły do niej plot­ki, że ma się to zmie­nić.

– SWO bę­dzie czymś wię­cej niż tyl­ko służ­bą spe­cjal­ną. W usta­wie, któ­ra wej­dzie w ży­cie ju­tro, znaj­du­je się za­pis, że moż­na nam, to zna­czy sze­fo­wi służ­by lub mi­ni­stro­wi ko­or­dy­na­to­ro­wi służb spe­cjal­nych, pod­po­rząd­ko­wać ope­ra­cyj­nie jed­nost­ki woj­sko­we lub ko­mór­ki or­ga­ni­za­cyj­ne służb pod­po­rząd­ko­wa­nych re­sor­to­wi spraw we­wnętrz­nych. Po­nad­to w ostat­niej chwi­li w Se­na­cie wpro­wa­dzi­li­śmy małą zmia­nę. SWO bę­dzie pod­le­gać tyl­ko mnie, a nie mi­ni­ster­stwu obro­ny na­ro­do­wej. A na­szej służ­bie bę­dzie pod­po­rząd­ko­wa­nych kil­ka no­wych struk­tur.

– Któ­re do­kład­nie? – za­py­ta­ła co­raz bar­dziej za­sko­czo­na ka­pi­tan.

– Po sta­rej zna­jo­mo­ści po­wiem ci, Haze – uśmiech­nął się puł­kow­nik. – Bie­rze­my w pod­po­rząd­ko­wa­nie siły wy­dzie­lo­ne przez od­dzia­ły spe­cjal­ne Żan­dar­me­rii Woj­sko­wej oraz Biu­ro Ochro­ny Rzą­du, no i na­wet kom­pa­nię roz­po­znaw­czą z war­szaw­skie­go puł­ku obro­ny te­ry­to­rial­nej. Przej­dą też do nas ochot­ni­cy z in­nych jed­no­stek, zwłasz­cza spe­cjal­nych. Nie­ste­ty do­wód­ca ge­ne­ral­ny bar­dzo pil­nu­je, by nie od­dać nam ni­cze­go spo­za Wojsk Spe­cjal­nych, czy Wojsk Obro­ny Te­ry­to­rial­nej, ale damy so­bie z tym radę. Bę­dzie­my mie­li na­wet swo­je lot­nic­two. Wpraw­dzie na po­czą­tek po­mo­że nam po­li­cja, ale jest już wy­bra­na ame­ry­kań­ska fir­ma, któ­ra bę­dzie nam świad­czyć usłu­gi w tym za­kre­sie. Wszyst­kie te pod­od­dzia­ły za­czną funk­cjo­no­wać pod na­zwą SWO, wszy­scy będą już nie zwy­kły­mi żoł­nie­rza­mi czy funk­cjo­na­riu­sza­mi, ale sta­ną się for­mal­nie, tym­cza­so­wo żoł­nie­rza­mi SWO. Na ra­zie w swo­ich struk­tu­rach, ale z cza­sem po­wsta­ną nowe, już wspól­ne. A wiesz, co jest naj­lep­sze w tym wszyst­kim?

– Tyl­ko ope­ra­cyj­ne pod­po­rząd­ko­wa­nie – po­wie­dzia­ła – cała lo­gi­sty­ka.

– Bu­dżet… – uśmiech­nął się puł­kow­nik.

– Wszyst­ko zo­sta­je w ma­cie­rzy­stych służ­bach, a pan bę­dzie tyl­ko wy­da­wał im roz­ka­zy. I pew­nie do­bie­rał so­bie lu­dzi, sko­ro mowa o wy­dzie­lo­nych si­łach – ma­jąc je­dy­nie wspól­ną sieć łącz­no­ści i ja­kiś sztab, za­nim nowa struk­tu­ra nie okrzep­nie i nie bę­dzie mia­ła swo­je­go, za­pew­ne du­że­go, bu­dże­tu.

– Bę­dzie dla cie­bie miej­sce w tym szta­bie. Two­rzy­my nową siłę, taką, któ­ra sku­tecz­nie obro­ni sto­li­cę, a w ra­zie po­trze­by cały nasz kraj, przed zie­lo­ny­mi lu­dzi­ka­mi.

Po­wie­dział to bar­dzo pew­nym gło­sem. Adam­czew­ska nie chcia­ła tra­cić cza­su na ja­ło­we spo­ry. Od kil­ku mie­się­cy był jej prze­ło­żo­nym i wie­dzia­ła, że po­tra­fi być bar­dzo sku­tecz­ny, zwłasz­cza gdy za­le­ży mu na jego wła­snym awan­sie. Przede wszyst­kim te­raz, gdy pła­wił się w bla­sku jed­ne­go ze zwy­cięstw w star­ciu z Ro­sją.

.2.

Wtorek, 22 sierpnia

„Wy­star­czy tyl­ko do­bry sa­mo­chód i gar­ni­tur i pa­trzą na cie­bie ina­czej”, po­my­ślał Amin Fa­rzan, zna­ny w irań­skim wy­wia­dzie jako Se­tar. Je­chał wła­śnie au­to­stra­dą A1 swo­im czer­wo­nym BMW X6. Dzię­ki temu sa­mo­cho­do­wi nie był po­strze­ga­ny jako bied­ny uchodź­ca czy ga­star­be­iter, ani tym bar­dziej jako ter­ro­ry­sta. W koń­cu ter­ro­ry­ści z Bli­skie­go Wscho­du ko­ja­rzy­li się ostat­nio z cię­ża­rów­ka­mi, a nie dro­gi­mi sa­mo­cho­da­mi. Do­dat­ko­wo auto za­re­je­stro­wa­ne było na do­brze pro­spe­ru­ją­cą w Wied­niu fir­mę, któ­rej Fa­rzan był wi­ce­pre­ze­sem. Oczy­wi­ście nie pod swo­im na­zwi­skiem, lecz jako oby­wa­tel Szwaj­ca­rii Pier­re Sol­ta­ni, uro­dzo­ny w Mar­sy­lii jako syn Al­gier­czy­ka i fran­ko­foń­skiej Szwaj­car­ki. Lu­bił tę toż­sa­mość, lu­bił wy­god­ne wie­deń­skie miesz­ka­nie i szyb­ką jaz­dę au­to­stra­dą.

Tego ostat­nie­go do­zna­nia zo­stał tym­cza­so­wo po­zba­wio­ny, wraz z koń­cem od­da­ne­go do użyt­ku od­cin­ka au­to­stra­dy, któ­rym je­chał. Przez krót­ki frag­ment wschod­niej ob­wod­ni­cy ślą­skiej aglo­me­ra­cji do­tarł do dwu­jez­dnio­wej dro­gi szyb­kie­go ru­chu, wol­niej­szej i o gor­szym stan­dar­dzie. Do­pie­ro po po­wro­cie na auto­stra­dę przy­ci­snął pe­dał gazu. Dla­te­go wo­lał Au­strię, Niem­cy albo Cze­chy. Jed­nak nie na­rze­kał na to, że mu­siał zaj­mo­wać się tak­że Pol­ską. Wszyst­ko było lep­sze niż Te­he­ran, zwłasz­cza dla ko­goś, kto wy­wo­dził się z bied­nej ro­dzi­ny, a na Za­chód wy­je­chał do­pie­ro jako ofi­cer wy­wia­du Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji. Dla­te­go gdy pięć lat temu po­peł­nił błąd, błąd tak po­waż­ny i nie­wy­ba­czal­ny, zgo­dził się pra­co­wać dla dwóch pa­nów na­raz. Nowi mo­co­daw­cy wy­ko­rzy­sty­wa­li go ostroż­nie, nie zmu­sza­li do bra­nia udzia­łu w grze ope­ra­cyj­nej i prze­ka­zy­wa­nia fał­szy­wych in­for­ma­cji do Te­he­ra­nu. Z ja­kie­goś po­wo­du wo­le­li mieć go tyl­ko pod kon­tro­lą, jak­by cze­ka­li na do­god­ny mo­ment.

Może te­raz wła­śnie nad­cho­dził? Te­he­ran za­żą­dał tego sa­me­go, co pięć lat temu. Wte­dy mu­siał po­je­chać do Pol­ski. Miał wy­szu­kać miej­sce na lo­kal kon­tak­to­wy i ku­pić kil­ka po­wszech­nie do­stęp­nych w han­dlu przed­mio­tów. To go zgu­bi­ło. Ten głu­pi te­le­fon, któ­ry wy­da­wał się czy­sty, i któ­ry po­śpiesz­nie na­był w przy­pad­ko­wym skle­pie w Wied­niu, zo­stał jed­nak wy­śle­dzo­ny. Za­mon­to­wa­no go w bom­bie, któ­ra znisz­czy­ła au­to­bus pe­łen izra­el­skich tu­ry­stów w buł­gar­skim mie­ście Bur­gas.

Był wte­dy z sie­bie dum­ny, przy­naj­mniej przez chwi­lę. Wie­dział, że to od­wet za za­bój­stwa, ja­kich do­pusz­czał się Mos­sad w Ira­nie i poza Ira­nem, ata­ku­jąc na­ukow­ców i woj­sko­wych pra­cu­ją­cych przy pro­gra­mie ato­mo­wym. Za każ­dym ra­zem, gdy sły­szał o ta­kim zda­rze­niu, czuł gniew. Nie umie­li utrzy­mać po­rząd­ku na­wet na wła­snym po­dwór­ku, we wła­snej sto­li­cy – jak więc miał się czuć bez­piecz­nie na ob­cej zie­mi? Bał się chwi­li, w któ­rej do jego drzwi za­pu­ka­ją agen­ci Mos­sa­du i ostat­nią rze­czą, jaką uj­rzy, będą lufy wy­tłu­mio­nych pi­sto­le­tów. A może na­wet nie bę­dzie miał i ta­kiej szan­sy? Je­śli by­ła­by to bom­ba w sa­mo­cho­dzie, to o ni­czym nie bę­dzie wie­dział do mo­men­tu uru­cho­mie­nia sil­ni­ka.

Pod­czas szko­le­nia mó­wio­no im o tym. Prze­strze­ga­no przed pu­łap­ka­mi, ja­kie mogą za­sta­wić Ży­dzi, zwłasz­cza wy­ko­rzy­stu­jąc ko­bie­ty. Żył więc w Wied­niu jak mnich, pod kiep­ską przy­kryw­ką uchodź­cy z Sy­rii. Znał arab­ski na tyle do­brze, że mógł oszu­ki­wać Eu­ro­pej­czy­ków, dla któ­rych sło­wa „Pers” i „Arab” były sy­no­ni­ma­mi. Ale choć raz mógł wziąć od­wet za wszyst­kie chwi­le gnie­wu i lęku.

Nie prze­szka­dza­ło mu, że bom­ba za­bi­ła i ra­ni­ła zwy­kłych tu­ry­stów za­miast dy­plo­ma­tów i wy­so­kich ran­gą woj­sko­wych. Wszy­scy Izra­el­czy­cy mu­sie­li w koń­cu słu­żyć w ar­mii, byli więc żoł­nie­rza­mi re­zer­wy. Ni­g­dy się nie do­wie­dział, jak do­kład­nie go na­mie­rzo­no. Po za­ma­chu wy­je­chał do Pa­ry­ża i tam go za­trzy­ma­no. Wy­bór był pro­sty: współ­pra­ca albo od­da­nie Buł­ga­rom, a po­przez nich – Ży­dom. Wy­szedł na tym do­brze. Uda­wał po­kor­ne­go, zła­ma­ne­go, zde­kon­spi­ro­wa­ne­go ofi­ce­ra, któ­ry szcze­rze prze­ka­zu­je im każ­dą in­for­ma­cję, jaką zdo­był, i każ­de po­le­ce­nie z Te­he­ra­nu. Dla prze­trwa­nia było to ko­rzyst­ne. Fran­cu­zi dali mu nową toż­sa­mość, pie­nią­dze, po­zy­cję biz­ne­so­wą. Po­mo­gli mu też zdo­być kon­tak­ty, i to in­te­re­su­ją­ce.

Po­la­kom pew­nie nie po­wie­dzia­no ni­cze­go, sko­ro przez tyle lat nie miał tu kło­po­tów. Ale to się mo­gło zmie­nić i mu­siał się z tym li­czyć. Z dru­giej stro­ny, za­pew­nia­no go, że pol­skie służ­by prze­cho­dzą te­raz ko­lej­ną re­for­mę i będą za­ję­te głów­nie same sobą. Po­dob­no tak twier­dzi­ły bar­dzo do­brze po­in­for­mo­wa­ne oso­by. Nie wie­rzył w to do koń­ca. Prze­cież nie­daw­no dali łup­nia Ro­sja­nom, dla­cze­go nie mie­li­by so­bie po­ra­dzić i te­raz?

Do tego jesz­cze Ame­ry­ka­nie mu­sie­li się wtrą­cić! Znał Kas­sa­ba ze sły­sze­nia. Do­my­ślał się, że też pra­cu­je dla Ira­nu, choć nie tyl­ko. Po­dej­rze­wał, że miał wie­lu pra­co­daw­ców, tak­że eu­ro­pej­skich. Fran­cu­zi wy­da­wa­li się za­sko­cze­ni tą ope­ra­cją. Nie są­dził, aby byli w sta­nie go obro­nić przed skry­to­bój­ca­mi z CIA. A je­śli CIA po­zwo­li, by do­wie­dział się o nim Mos­sad?

Mu­siał coś wy­my­ślić. Coś, co po­zwo­li­ło­by mu wy­plą­tać się z tej sie­ci kłamstw. W koń­cu był pa­trio­tą i je­śli miał zgi­nąć, to za spra­wę wła­sne­go kra­ju, a nie ob­ce­go.

Gdy wje­chał z po­wro­tem na au­to­stra­dę, przy­ci­snął pe­dał do pod­ło­gi. Je­chał agre­syw­nie, wy­prze­dza­jąc ko­lej­ne cię­ża­rów­ki. Przez myśl prze­szło mu, że je­śli te­raz umrze, zo­sta­nie po­cho­wa­ny pod fał­szy­wą, za­kła­ma­ną toż­sa­mo­ścią, gdzieś w Au­strii, a może w Pol­sce, je­że­li nikt nie zgło­si się po cia­ło. Nic po nim nie zo­sta­nie.

Wte­dy przy­szło olśnie­nie.

Już wie­dział, co trze­ba zro­bić.

.3.

Śro­da, 23 sierp­nia

Mia­stecz­ko zna­ne jako Nowy Mur wy­glą­da­ło na wy­mar­łe. Domy, choć mu­ro­wa­ne, po­zba­wio­ne były okien, a drzwi wy­ko­na­no z drew­na, jak te od wiej­skiej obo­ry. Co jesz­cze dziw­niej­sze, nie­któ­re bu­dyn­ki nie mia­ły da­chów, inne były tyl­ko fa­sa­da­mi. Na jesz­cze kil­ku umiesz­czo­no na­pi­sy, ta­kie jak „Bank”, „Pocz­ta” czy „Szpi­tal”. Mimo bra­ku sta­łych miesz­kań­ców miej­sce to było re­gu­lar­nie od­wie­dza­ne przez żoł­nie­rzy i po­li­cjan­tów, jak na po­li­gon do ćwi­cze­nia wal­ki w mie­ście przy­sta­ło.

Te­raz tak­że sztucz­ne mia­stecz­ko znaj­do­wa­ło się w cen­trum uwa­gi. Ukry­te wśród drzew pary snaj­per­skie i ze­spo­ły zwia­dow­ców, któ­re prze­nik­nę­ły przez las jesz­cze w nocy, prze­ka­zy­wa­ły przez łą­cza ra­dio­we ob­raz z ka­mer cy­fro­wych. Z góry ich pra­cę wspo­ma­gał bez­za­ło­go­wiec Fly­Eye, uzu­peł­nia­ny przez krą­żą­ce­go na pół­noc Or­bi­te­ra z 12 Bazy Bez­za­ło­go­wych Stat­ków Po­wietrz­nych z Mi­ro­sław­ca. Ob­ra­zy ze wszyst­kich ka­mer tra­fia­ły na ekra­ny w sta­no­wi­sku do­wo­dze­nia, znaj­du­ją­cym się w ko­sza­rach 17 Bry­ga­dy Zme­cha­ni­zo­wa­nej w Mię­dzy­rze­czu. Ge­ne­rał w asy­ście kil­ku ofi­ce­rów, w tym do­wód­cy bry­ga­dy i sze­fa szta­bu dy­wi­zji, pod­szedł do sto­łu, na któ­rym dane z roz­po­zna­nia na­no­szo­no na szki­ce i mapy. Sta­ła przy nim po­staw­na ja­sno­wło­sa ko­bie­ta w stop­niu ka­pi­ta­na. W prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści obec­nych, no­szą­cych na ra­mio­nach ozna­ki róż­nych pod­od­dzia­łów tu­tej­szej jed­nost­ki, ona no­si­ła na­szyw­kę sta­cjo­nu­ją­cej na Po­mo­rzu Za­chod­nim 12 Bry­ga­dy Zme­cha­ni­zo­wa­nej. Wi­dząc wy­so­kie­go prze­ło­żo­ne­go, sta­nę­ła na bacz­ność i zło­ży­ła re­gu­la­mi­no­wy mel­du­nek.

– Mamy tu­taj oko­ło pięt­na­stu do dwu­dzie­stu lu­dzi – za­czę­ła wy­ja­śniać ge­ne­ra­ło­wi Kru­szyń­skie­mu ka­pi­tan Syl­wia Wierz­bic­ka, tuż po za­koń­cze­niu for­mal­no­ści. – Są przy­go­to­wa­ni do wy­jaz­du, są­dząc po tym, że co chwi­la prze­no­szą coś do sa­mo­cho­dów, a ktoś, za­pew­ne kie­row­cy, jest cały czas przy nich.

– Za­tem mogą w każ­dej chwi­li ude­rzyć? – spy­tał ge­ne­rał, choć do­my­ślał się od­po­wie­dzi.

– Ce­lem może być każ­de więk­sze mia­sto w za­chod­niej Pol­sce, cięż­ko wska­zać któ­re. W cią­gu góra pię­ciu go­dzin mogą być pra­wie wszę­dzie, z uwa­gi na bli­skość au­to­strad i dróg eks­pre­so­wych. Na­to­miast to, że mają wśród swo­ich po­jaz­dów Hon­ke­ra i Lu­bli­na, może su­ge­ro­wać, że ich ce­lem bę­dzie mię­dzy in­ny­mi obiekt woj­sko­wy. Ale ten fakt też nie daje pew­no­ści, bo obiek­ty woj­sko­we mamy w każ­dym z tych miast i poza nimi – od­po­wie­dzia­ła ka­pi­tan. – Oce­niam, że naj­le­piej bę­dzie zdjąć ich już te­raz, póź­niej mogą nam nie­ste­ty uciec. Czas nie jest po na­szej stro­nie.

Ge­ne­rał wy­da­wał się taką od­po­wie­dzią ukon­ten­to­wa­ny. Taki zresz­tą był ogól­ny sce­na­riusz tego ćwi­cze­nia spraw­dza­ją­ce­go, jak bę­dzie dzia­łać eks­pe­ry­men­tal­na mie­szan­ka pod­od­dzia­łów wy­dzie­lo­nych przez róż­ne kom­po­nen­ty Sił Zbroj­nych. Trzo­nem były trzy kom­pa­nie daw­nych czoł­gi­stów, ca­ło­ścią do­wo­dził ofi­cer z 17 Bry­ga­dy, a sztab i ze­spół in­struk­to­rów two­rzy­li lu­dzie po­zy­ska­ni z bar­dzo róż­nych miejsc.

– Gru­pa Ro­meo, wy­marsz! – wy­dał roz­kaz ma­jor Piotr Wło­dar­czyk, do­wo­dzą­cy Ba­ta­lio­nem An­ty­dy­wer­syj­nym.

W jego na­stęp­stwie bra­mę ko­szar prze­kro­czy­ła uszy­ko­wa­na wcze­śniej do wy­jaz­du ko­lum­na je­de­na­stu Ro­so­ma­ków. Ozna­cza­ło to jed­no­cze­śnie, że czyn­nik za­sko­cze­nia zo­stał utra­co­ny. Ko­lum­ny nie dało się nie za­uwa­żyć. Wy­star­czył je­den SMS, by wy­da­rze­nia na­bra­ły tem­pa. Ośmiu lu­dzi na No­wym Mu­rze wy­bie­gło z bu­dyn­ku i za­ję­ło miej­sca w dwóch cy­wil­nych sa­mo­cho­dach. Z pi­skiem opon, efek­tow­nie ru­szy­li na peł­nym ga­zie w kie­run­ku wy­jaz­du z po­li­go­nu.

– Chy­ba wam uciek­ną – po­wie­dział ge­ne­rał. Nie znał ca­łe­go sce­na­riu­sza.

– Nie­do­cze­ka­nie – od­po­wie­dzia­ła ka­pi­tan. – Czy Alfa i Bra­vo mają zie­lo­ne świa­tło? – spy­ta­ła do­wód­cy.

– Niech za­czy­na­ją – ofi­cer wy­dał roz­kaz.

Dwa krą­żą­ce nad la­sa­mi, na po­łu­dnie od po­li­go­nu, śmi­głow­ce, Mi-17 i So­kół, zmie­ni­ły kurs. Ten dru­gi, z wi­docz­ny­mi an­te­na­mi, zwięk­szył wy­so­kość lotu, po­zo­sta­jąc z dala od celu. Mi-17 zszedł ni­sko po­nad drze­wa i przy­śpie­szył, by zna­leźć się nad bu­dyn­kiem ozna­czo­nym jako „Pocz­ta”.

– Nikt nie osła­nia de­san­tu? – zdzi­wił się ge­ne­rał. We­dług za­sad tak­ty­ki, de­sant po­wi­nien osła­niać co naj­mniej je­den śmi­gło­wiec ze strzel­ca­mi wy­bo­ro­wy­mi na po­kła­dzie.

– Miał być jesz­cze je­den So­kół, ale się ze­psuł – wy­ja­śni­ła Wierz­bic­ka.

Z tyl­ne­go luku ma­szy­ny trans­por­to­wej wy­rzu­co­no gru­be liny, po któ­rych na dach zje­cha­li żoł­nie­rze. Za­mon­to­wa­ne na ich heł­mach ka­me­ry po­ka­zy­wa­ły, że szyb­ko i spraw­nie do­sta­li się do środ­ka i szes­na­sto­oso­bo­wy pod­od­dział roz­po­czął prze­szu­ki­wa­nie po­miesz­czeń, omia­ta­jąc je lu­fa­mi Be­ry­li.

Prze­ciw­ni­ka­mi nie byli jed­nak…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: