- W empik go
Dwa poemata dramatyczne - ebook
Dwa poemata dramatyczne - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 187 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POEMAT DRAMATYCZNY
w jednym akcie.
Osoby:
Marta, wdowa.
Stanisław, jej syn.
Joanna.
Michaś.
Rzecz dzieje się w Warszawie, na Solcu, w roku
1861, w mieszkaniu Marty, na poddaszu.
Scena I.
Marta – Stanisław.
(Przy stoliku, twarzą do publiczności, siedzi
Stanisław blady, niemy. – Głowa oparta na skur-
czonych pięściach. Oczy błędne, o zaczerwienio-
nych powiekach, wlepione w jeden punkt w powietrzu.-Z prawej strony stolika siedzi na zydelku
Marta, ręczną zajęta robotą. – Z podniesieniem
zasłony Marta kończy opowiadanie, którego Stanisław widocznie nie słucha.)
Marta.
…A pan Dwernicki, dłoń mu na ramieniu
Przed całym kładąc frontem, z iskrą w oku:
„Wiara!”-zawołał-„tak się bierze działa!
A ty, warszawskie dziecko, mój ty zuchu,
Jeśli ci starą Bóg zachował matkę,
Pisz jej: Ojczyźnie dobrzem się zasłużył!"
To mówiąc chwycił młodzieńca w ramiona,
A tym młodzieńcem był twój rodzic… Płakał…
I pan Dwernicki płakał-i front cały…
A było to pod Stoczkiem.
I w lat kilka
Inwalid młody jednem cię ramieniem
Huśtał w pieluchach; do ojcowskiej piersi
Tulił… i płakał łzami uniesienia, skacząc w szale nucił: „Grzmią pod Stoczkiem armaty”,..
( Urywa.)
Synu, oniemiałeś?-Łokciem
Przygniotłeś stół i patrzysz gdzieś, w powietrze…
Czy ty nie chory, Stasiu?
(Wstaje i dłonią dotyka mu czoła.)
Takiś blady, skroń ci pała…
(On siedzi nieruchomy.)
Stasiu! Na Chrystusa
Rany-choć słowo!-Lękam się tej ciszy…
milczysz, jak w grobie.
Stanisław, (nie zmieniając postawy.)
Matko, czy już w domu i kropli…
Marta, (krzyknąwszy, składa ręce.)
Stasiu! Ty, bez miłosierdzia
chłopcze! Przyrzekłeś wczoraj… wczoraj jeszcze…
(Z boleścią.)
dziecko!
Stanisław, (ponuro.)
Mówią, źe gdzieś, na dnie serca
czasem się głodna wylęgnie pijawka….
ssie… oh, ssie… Ja zalać chcę robaka!
(Uderzając pięścią w stół.)
dość!
Marta.
Małoduszny!-Ja, siwa.., a w przyszłość
Pogodnem patrzę okiem, z wiarą w Boga.
Lepsześmy czasy przebyli… w dostatku…
W wygódkach żyła stara twoja matka,
A tyś jak panicz świątecznem odzieniem
Obudzał zazdrość rzemieślników. Boże!
Odzież moje kwiaty-i słowiki moje?
Gdzież twa z książkami szafeczka – gdzie…
[wszystko?!
Dziś nędzy wiedźma dziką pieśń mi wyje -
I nie raz braknie kęsu chleba… Jednak
Pan Bóg miłościw. on nas nie opuści…
Stanisław, (przyciska;)ac pięść do skroni.)
Oh, nie opuści! (Z szyderstwem) Opatrzność?! Gdym błagał:
„Roboty, ludzie!”-wzdychał chór pobożny:
„Niech Bóg opatrzy…” On też mnie opatrzył!
(Śmieje się gorzko.)
Marta, (z wysileniem.)
Milcz… (po chwili.)
Bezrobocie! – Tyle już miesięcy
Walki i…. głodu!
Stanisław, (nagle.)
Gdzie Joasia?
Marta.
Biedna,
Biedna Joasia!… Wybiegła na Pragę;
Może jej przecie ręka litościwa
Powierzy jakie zajęcie… Sierotka!
Tak bliskiem było wasze połączenie-
Lecz… (Ciszej) ha… Bóg nie chciał…
Stanisław (gorączkowo).
Szuba był?
(Marta drgnąwszy milczy).
Zamilkłaś?
(Wstaje – marszczoąc brwi).
Szuba był?
Marta, (składając ręce).
Stasiu! Dziecko me jedyne!
Głód – chłód – grób nawet, byle nie ten człowiek!
Stanisław.
Ty go nie lubisz, matko?
Marta, (kiwając głową).
Czy go lubię?…
Oh, ledwie głód ostatnią mi pamiątkę,
Ostatni gracik z biednej tej izdebki,
Wywlókł – od, synu, jak zły duch -
Stanisław, (ponuro).
Tak – żydzij
Poręki gwałtem żądali. Któż ręczył?
Kto stanął przy mnie – dłoń podał? – Opatrzność?!
Marta.
Zaręczył, prawda – raz jeden i drugi -
Potem -
Stanisław, (nie patrząc na nią).
Cóż potem?
Marta.
Pomnę… to w niedziele
Było… On przywiódł ciebie po północy;
A ty… oh, synu… pierwszy raz pijany
Kląłeś!
(On chce mówić. Ona przerywa mu łagodnie).
Milcz… kląłeś…
(Tuląc go do piersi).
O mój jedynaku!
Głód – chłód – grób nawet, byle nie ten człowiek!
Stanisław, (ociągając się).
Nie dręcz mnie, matko.
Marta.
Gdybyś odczuć zdołał,
Jakie katusze cierpię… ja… i biedne
Dziewcze to, co cię tak kocha, tak kocha!
Stanisław, (chodzi niespokojny po izdebce).
Cyt. Będzie lepiej. Będę miał pieniądze.
Dziś może, dziś.
Marta.
Zkąd?
Stanisław, (wymijająco).
Sprawię jej sukienkę,
A tobie matko -
Marta, (z ożywieniem).
Stasiu – dziecko – jakto?
Więc Bóg litosny, Bóg dobry -
Stanisław, (przerywając z gniewem).
Bóg, matko,
Przestał już karmić ptaki. Świat już zmądrzał,
I On od głodnych odwrócił oblicze
I z bogaczami trzyma…
Marta.
Nie bluźń! Oby
Ciężką cię Bóg ten nie dotknął prawicą!
Nie z moich piersi ssałeś tę truciznę;
To twych przyjaciół nauki…
Stanisław, (gromko).
Dość! – Gdyby
Szuba się zgłosił, czekam -
Marta, (z boleścią).
W szynku!
Stanisław.
Muszę…
Co tam szynk, nie szynk! Ja spokoju szukam;
A mam pod sercem pjawkę, całe gniazdo
Pijawek! (Gwizd na ulicy).
Sza! Dziś brzęknę ci rublami!
(Wybiega)..
Scena II.
Marta, (potem) Joanna.
Marta;
(wznosząc oczy ku niebu).
Litości Panie!… Panie, miłosierdzia!
(Wchodzi) Joanna (w czarnem, ubogiem ubraniu;
na piersiach krzyż czarny, pamiątkowy).
Marta, (na stronie).
Ona. Oszczędźmy jej boleści… (Głośno). Wracasz?
Joanna, (na stronie.)
Nieszczęsna matka!… (Głośno). Dlaczego Staś wybiegł
Taki zmieniony?
Marta.
Staś chory. (Uderza się w piersi). Tu chory!
Joanna.
(Zrzuca z głowy kapelusik i zbliżywszy się do
niej, przyciska do ust jej rękę.)
Matko ty moja – droga moja matko,
Jakżeś mi zbladła, jak cierpieniem drżąca!…
Powiedz mi, czemu słabe my, kobiety,
Strawić umiemy ból, co łonem targa;
Czemu, choć głód się po wnętrznościach wije,
Pogodną mamy twarz – a on?… O matko,
Ja się o niego lękam; ja się boję
Takiej źrenicy…
Marta.
Święta ty szczebiotko!
Widzę ja nieraz, jak jęk tłumiąc w piersi.
Nucisz mu dumki; jak uśmiech skurczone
Kłamią twe wargi, by z czoła mu czarną
Spłoszyć zadumę.