- W empik go
Dwadzieścia spotkań - ebook
Dwadzieścia spotkań - ebook
Milena - młoda kobieta, która przeżyła osobistą tragedię - przyjeżdża do Gniewna. Tu, w domu Edyty, powoli odzyskuje spokój, ale przyjdzie jej się zmierzyć z realiami życia tej małej społeczności. Realiami, które znacznie odbiegają od ideału, a odpowiedzialni za to ludzie czują się bezkarni. W Gniewnie pojawia się też Alex Domański, pisarz z Warszawy przeżywający kryzys twórczy. Milena zastanawia się, co celebryta ze stolicy robi na prowincji, bo na pewno nie chodzi tylko o spotkania autorskie i szukanie inspiracji do kolejnej powieści. Czy kobieta ma rację? I co wyniknie z ich spotkania?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67787-49-9 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rok wcześniej, Gołdy
Nina
– Będziesz umiała odłączyć klemy? Poradzisz sobie? – W słuchawce wybrzmiał troskliwy głos mojego męża. – Dziwna sprawa z tym samochodem, wszystko było w nim sprawne, a ostatnio tak po kolei coś nawala, a to na kierownicy coś bije, a to felga wykrzywiona, to znowu teraz akumulator. – Westchnął. – Zamówiłem ci już u chłopaków taki, wiesz, z lepszej półki, musisz mieć sprawny i bezpieczny samochód, gdy dojeżdżasz na wieś do pracy.
– Klemy? Jakie znowu klemy? Nie zawracaj mi teraz głowy, proszę, muszę jeszcze włosy wysuszyć i doszło mi kilka maili po drodze, a o dziesiątej muszę być w pracy – mówiłam szybko do telefonu, który przyciskałam brodą do barku tak, by móc rozmawiać. Jednocześnie próbowałam przetrzeć ręką zaparowane lustro łazienkowe.
– Co ty robisz, Ninka? Prawie cię nie słyszę? – niecierpliwił się.
– No przecież ci mówię, że mam kilka spraw do załatwienia, i jeszcze ten komisariat mi doszedł, muszę tam zajechać po drodze, nie wiem, o co chodzi i po co mnie wzywają. Mówiłam ci już o tym, chodzi o jakąś listę obecności podpisaną nieprawidłowo w pracy czy coś, jakaś drobnostka pewnie. Szukają powodów do usunięcia mnie ze stanowiska, bo zbyt głośno mówię, że tak jak tam jest, być nie powinno, i tyle. Ale nie martw się tym. Ja się tym nie martwię. Wiesz, że jestem typem, który przeciwstawia się układom bez względu na koszty.
– Martwisz się, już po samym tonie głosu słyszę, że jednak się trochę się przejmujesz.
– Wcale się nie martwię, tylko kombinuję, jak to wszystko ogarnąć, dzień dopiero co się zaczął, a ja już nie wiem, w jaki sposób wpakować w niego wszystko, aby się pomieściło. Zjadłeś coś rano?
– Tak, spokojnie, coś tam zjadłem. Wieczorem zabieram cię do knajpy, do tej, gdzie jest łowisko pstrąga. I nie protestuj.
– Pstrągi w środku zimy – roześmiałam się. – No dobra, co z tymi klamrami mam zrobić?
– Z klemami. Masz je odłączyć od tego, do czego są przyczepione, tak ci najprościej wyjaśnię.
– Okej, tyle to chyba będę umiała zrobić. A po co mi je przypiąłeś?
– Podłączyłem, jeśli już. Bo rano twój samochód nie chciał odpalić.
– O piątej rano go odpaliłeś?
– Tak, chciałem, żeby się rozgrzał, dzięki czemu miałabyś mniej roboty rano.
– Kochany jesteś, najukochańszy na całym świecie – skomentowałam rozczulona jego troską.
– No już dobrze, dobrze, nie słódź mi tak, słuchaj, co masz zrobić z samochodem, tylko dokładnie słuchaj.
– Okej, słucham, odkładam wszystko inne i słucham. Cała zamieniam się w słuch.
– Najpierw musisz wyłączyć przedłużacz, który leży na ziemi, przez całe podwórko musiałem go rozciągnąć, wtyczkę masz przy naszym garażu. Swoją drogą, trzeba pomyśleć o drugim garażu, niby nie ma teraz takich mroźnych zim, ale zawsze jedno auto musi pod blokiem stać.
– Okej, okej, kotek, streszczaj się, bo ja naprawdę się dzisiaj spieszę. Wiesz, że jutro w pracy dzień dziadka i babci i wszystko szykujemy. Dzieci z przedszkola mają przyjść na występ, później poczęstunek...
– Nie przerywaj mi i to ty dokładnie słuchaj. Skup się, Ninka. Odłącz najpierw przedłużacz, później odłącz klemy, a następnie zamknij maskę i możesz jechać. Tylko powoli jedź, w mieście wszystko jest odśnieżone, ale tam na tym twoim zadupiu to pewnie nie. Opony masz dobre, nic się nie bój, bo one dobrze się trzymają drogi. A w weekend zostawię jeszcze auto u mechanika, zamówiłem już nowy akumulator. Daj znać, co na tej policji ustaliłaś. Okej?
– Co ja mogę tam ustalić, pewnie to jakaś pomyłka, bądź spokojny. O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam – zanuciłam. – Ze wszystkim poza samochodem sobie radę dam. Pa, skarbie, do wieczora, bo muszę siebie ogarnąć.
* * *
Klemy, sremy, kto wymyślił takie nazwy, i jeszcze ten prostownik cały i akumulator, nie można by jakoś prościej... Skup się, Nina, to proste, banalnie proste – mówiłam do siebie w duchu.
– Dzień dobry pięknej sąsiadce. Co tam? Co, nie wiadomo, jak prostownik odłączyć? A to się coś za często zdarza pani zostawiać samochód na światłach. Co, głowa nabita czymś? Za dużo na głowie się ma?
– Panie Andrzeju, może mnie pan nie zagadywać? Nie chcę być niemiła, bo bardzo pana lubię, ale spieszę się i tyle. A już jest przed dziewiątą. – Spojrzałam na zegarek. – O fuck.
– Nie wiecie wy młodzi, na jakim świecie żyjecie, tylko ten pośpiech i pośpiech. Daj to, dziewczyno, bo to proste, a widzę, że coś masz głowę nie tym co trzeba nabitą. Ostrożnie jedź, ślisko jest dzisiaj. O, ładne opony, bieżniki niezniszczone. Jak chłop dba o samochód, to i dba o babę.
– Po co tak mówić: o babę? Panie Andrzeju, nie można ładniej powiedzieć?
– No można. Fajni ludzie jesteście, młodzi, zaradni, ale strasznie zalatani. Jak wy młodzi teraz żyjecie? Zna pani kogoś z naszego bloku poza mną?
– Panie Andrzeju, proszę, nie teraz, spieszę się, pogadamy kiedy indziej, dobrze? – Stawałam się coraz bardziej niegrzeczna, a ten jak zawsze, kiedy tylko spotka kogoś na drodze, pod blokiem, w sklepie, w parku, to zaraz musi zagadać. Co za facet.
– Samotność to jest najgorsza rzecz, proszę o tym pamiętać. Wszystko inne, poza zdrowiem i rodziną, jest nieważne, to tylko dodatek. O, tak jak z tym samochodem: co z tego, że ładny i zadbany, jak zostawiła pani na światłach i ma teraz problem. Nie skupiła się pani na tym, co istotne. Rozumie pani, co chcę pani powiedzieć, pani Ninko?
– Tak, to mądre, ale nie mogę teraz. Przepraszam. – Zachciało mi się płakać z tej niemocy, no przecież za chwilę mu powiem, że mam gdzieś jego rady, że mieszkam w tym bloku od dwóch lat i tylko on ze wszystkich sąsiadów, których też do końca nie znam, ma czas przesiadywać na ławce pod blokiem. Za chwilę mi jeszcze opowie, jakie to miał ciężkie życie i że oddał dzieciom wszystko, żona umarła, a on został sam jeden jedyny na świecie jak pies. –Panie Andrzeju, proszę mnie puścić, muszę być za dwie minuty na policji.
– Na policji? – zaciekawił się.
Zdałam sobie sprawę, że jestem głupia. Przecież to było do przewidzenia, że jak wymówię słowo „policja”, to się ode mnie nie odczepi w poszukiwaniu osiedlowej sensacji.
– No już, już – schylił się i przeszedł wzdłuż ściany od garażu – no już nie trzymam pani, proszę się odsunąć. – Odpiął klemy i zamknął maskę samochodu, zrobił to dość energicznie, tak, że wydała bardzo mocny dźwięk. – O przepraszam, za mocno trochę to zrobiłem. Może pani już jechać na tę policję. A po co wzywają? Co pani przeskrobała? Coś w pracy? Tam u was w tej gminie to jakieś dziwne rzeczy się dzieją, cała okolica o tym, wie pani, mówi, dziwne rzeczy się tam dzieją. Wiem, co mówię, jak znajdzie pani chwilę, to proszę do mnie podejść, opowiem co nieco, mam tam kilkoro znajomych. Po co pani tam pracuje? Młoda, ładna, wykształcona, poukładana... Mąż kochający... Po co się pani tam władowała? Świata nie zbawisz, pilnuj siebie, dziecko, pilnuj siebie.
– Porozmawiamy na spokojnie, wpadnę do pana któregoś dnia, to mi pan opowie. A tymczasem uciekam. Dziękuję serdecznie za pomoc.
– Nie ma za co, to dla mnie przyjemność, uważaj na siebie, dziecko, i ukłony dla męża. Fajni z was ludzie są, lubiani w okolicy.
Spotkanie pierwsze
Spotkałabym się z tobą chętnie...
Chętniej niż kiedykolwiek, jeszcze chętniej niż zeszłego lata, gdy wiatr wiał tak mocno, że aż włosy targał mi zbyt nachalnie. Wpadały mi do ust, przygryzałam je mimowolnie, a szminka nałożona na wargi kleiła je. Później, kiedy musiałam je rozklejać, mogłam przynajmniej zająć czymś moją niespokojną głowę. Denerwowały mnie jak jasna cholera te posklejane kosmyki włosów. Z czasem je jednak polubiłam. Przynajmniej głowę zajmowały i myśli koiły. Wiatr niespokojny, co lekkość kołyszących się snów zabiera, na krótką chwilę poskramiały. Ecie pecie, srecie pecie – pomyślałam jeszcze szybciej niż narrator, dziwak jeden wyrył mi to w głowie. Telefon przerwał ecie pecie, srecie pecie.
– Dzień dobry – wymamrotał słodko-pierdzącym głosem, później odchrząknął, przełknął ślinę, zakaszlał.
– Dzień dobry – odpowiedziałam, nie przedstawiając się. W słuchawce nastała cisza, która nie była wcale niezręczna, bo miałam ją gdzieś, była nieistotna. Kiedy jest istotna, może być niezręczna, a ta była zręczna i mogła sobie trwać i trwać w nieskończoność przecież.
– Dzień dobry raz jeszcze. – Znów wymamrotał, odchrząknął, przełknął ślinę, zakaszlał. Gruźlik jeden. Zaczynał mi działać na i tak zszargane już od dawien dawna nerwy.
– Człowieku, po co dzwonisz? Ja sobie rozmyślam. Po co dzwonisz? Idź wody się napij, nie chrząkaj, nie zalewaj flegmą łączy telefonicznych, bo niedobrze mi się robi od tego. Nie przeszkadzaj mi, człowieku. Próbuję przypomnieć sobie teraz smak tamtego lata, kiedy włosy wpadały mi do ust. Staram się rozpoznać go, wprowadzić się w taki stan, aby przenieść się w tamto miejsce, w tamten czas, aby poczuć, aby zrozumieć to, jak było wtedy, a jak jest teraz. Rozumiesz, zaflegmiony człowieku? Rozumiesz, gruźliku jeden? Rozumiesz, że rozmyślam! Popij, odkaszlnij, przełknij ślinę i dopiero wtedy do mnie dzwoń, do ludzi dopiero wtedy dzwoń. Rozumiesz? Nie podejmuje się pracy w call center z wadą wymowy czy z taką chrypą niemiłosiernie nieprzyjemną. Kto ciebie, człowieku, rekrutował, kto do pracy przyjął?!
– Dzień dobry – zaczął jeszcze raz.
– Nie wytrzymam tego jeszcze raz, trzeci raz już nie. – Odsunęłam telefon od ucha i drżącym palcem próbowałam trafić w ten czerwony niby guzik. Od tylu lat miałam do czynienia z dotykowymi ekranami, a one wciąż mnie drażniły.
– Lalka, zluzuj majty. – Śmiał się w głos, przejmując mój telefon w mięsistą dłoń, cherubinek jeden, maminsynek pachnący gumą balonową jak za dawnych lat.
– Co takiego? Co mam zluzować? – Byłam równie zaskoczona jego nagłym pojawieniem się co jego słowami.
– Uspokój się, kobieto, palce popocone, w ekran dotykowy nie możesz trafić, to podeszłem ci pomóc. Lalka, już w porządku, już wyłączyłem. Kto tak ci na nerwach zagrał, co? Co to za gość, jakiś twój eks?
– Gówniarzu, po pierwsze to nie lalka, tylko proszę pani, a po drugie to nie mówi się podeszłem, tylko podszedłem. Pani w szkole nie nauczyła?
– Zluzuj majty, lalka, bo na zawał walniesz, a fajna z twarzy jesteś i w ogóle z wyglądu jesteś okej, tylko wredna coś. Nic tak kobiety nie postarza jak wredota.
– Dzięki, mimo wszystko dzięki – westchnęłam, bo mi szczeniak pomógł z tym telefonem.
– Spoks.
* * *
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------