- W empik go
Dwóch - ebook
Dwóch - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 143 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwór nowy miał stać na wzgórku; podjazd doń był łatwy, koło stawu, dużym zakrętem półkolnym, już zakreślonym wśród trawy i wydeptanym przez ludzkie stopy i kopyta końskie. Na prawo, na lewo szumiały wielkie dęby i topole, a z lewej strony chyliła się ku ziemi olbrzymia lipa, szeroko parasol swych gałęzi ciemnozielonych rozpostarłszy.
Dawniej stał tu mały domek, ot wprost chałupka o czterech izbach. Mieszkali w niej rezydenci, którzy się koło państwa pomieścić nie mogli. Dziś rezydenci wymarli, domek deskami zabity służył za schronienie zgłodniałej masie kotów, które, miaucząc przeraźliwie, na kształt gniazda cętkowanych panter, po kątach pustych się wiły. Lecz już Maksym, ten, który z głodu przymierał w swej rozwalonej sadybie na skraju lasu, często nocą się zakradał ku staremu dworkowi i cicho deski odbiwszy, na koty się rzucał, chwytał drżącymi rękami i szybko łby ukręcał, z daleka od siebie i swej nagiej pod rozchamraną koszulą piersi odsuwając wijące się w śmiertelnej agonii zwierzę, które wyciągało rozpaczliwie pazury, broniąc się przed żelazną dłonią, co mu druzgotała szyję w potwornym, bezlitosnym uścisku. Lecz Maksym głodny i nędzny nie puszczał swej zdobyczy i zwierzę krwiożercze tryumfowało w nim zadowolnione ze śmierci tego drugiego krwiożerczego zwierzęcia, którego pysk ociekał jeszcze posoką szczurzego trupa na przełaju złowionego. Często chłop długo gonił po pustych kątach uciekające i wystraszone koty. Rwały się one po ścianach, drapiąc pazurami odpadające obicia. Chłop bosymi nogami dudnił po podłodze, czaił się, zwijał w kłębek, biały w swej parciance, z rudawą brodą, opadającą kudłami na wyschłe piersi. Była to ohydna pogoń za żerem, za trochą krwi, tłuszczu i muskułów, potrzebnych do odżywienia innej krwi, innego tłuszczu, innych muskułów.
Oczy Maksyma świeciły jak dwie źrenice wilka pędzącego po śniegu za czarną plamą znikających na zakręcie sanek.
Naprzeciw niego cała masa fosforycznych światełek migotała w szalonym ruchu.
Koty szarpały się po kątach, zatapiając ze strachu pazury w swe własne ciała.