Dwór polski. Literackie obrazy w prozie XIX i XX wieku - ebook
Dwór polski. Literackie obrazy w prozie XIX i XX wieku - ebook
Jak wyglądały dwory? Kim byli ich mieszkańcy? Czym charakteryzowała się domowa przestrzeń i kto ją tworzył? W jaki sposób pisarze utrwalili ten mikroświat w literaturze? Dwór czy dworek stanowi główne tło wielu polskich utworów literackich z XIX i początku XX wieku. Nie tylko jako dom, w którym prowadzi się bogate życie towarzyskie. Oprócz sfery obyczajowej w literackim obrazie dworku również ważna jest również specyfika polska, co wynikało z uwarunkowań historycznych. Nawet dziś, kiedy świat ziemiański w dawnej postaci stał się reliktem przeszłości, dwory jako przestrzeń materialna i symboliczna są stałym elementem polskiego pejzażu kulturowego. Książka przedstawia obraz dworu opisanego w polskiej prozie XIX i początku XX wieku. Jest to zatem obraz wykreowany, ale przecież wiarygodnie – bo z pierwszej ręki – odzwierciedlający obraz świata dworskiego. Potęga literatury polega na tym, że utrwaliła ten obraz dworu, a ponadto stworzyła takie wzorce, które chciano realizować, urzeczywistniać – dawniej i dziś. W literaturze polskiej dwór przedstawiony jest nie tylko jako gniazdo rodzinne, ale w szerszej perspektywie – jako przestrzeń symboliczna, ogólnonarodowa; jako dom patriotyczny, gdzie przetrwała polskość. Czytelnik będzie miał okazję poznać codzienny, jak i świąteczny rytm dnia związany z dworem wpisanym w wiejską rzeczywistość i w tamtejszy mikroświat. Autorka zwraca uwagę na to, jak bardzo tradycja i zwyczaje wpływały na życie dworu. Przedstawia to m.in. poprzez ukazanie barwnych obyczajów, bogactwa kulinarnego, religijności czy sposobów leczenia charakterystycznych dla przestrzeni dworskiej. Bazą źródłową książki jest polska proza XIX i XX-wieczna, dotąd nieopracowana szczegółowo pod kątem zagadnienia dworu. W licznych pozycjach poświęconych tematyce dworu dominuje rys historyczny i dokumentalny. Kilka najbardziej znanych polskich powieści służy niezmiennie jako przykłady omawiane w kontekście obyczajów dworskich wraz z pamiętnikami ziemiańskimi i literaturą wspomnieniową. Ten wybór autorka książki rewiduje i znacząco rozszerza. „W powieściach XIX i początku XX w. tłem wydarzeń często jest piękny dworek – np. mały drewniany pobielony domek z kolumnami od frontu. Pisarze nakreślili obyczajowy obraz dawnego życia – pełen wrażeń, emocji i walorów. Dostrzeżemy w nim urokliwą codzienność życia w wiejskim zaciszu, niewolną jednak od mankamentów czy perturbacji. Dzięki literackim opisom widzimy zajeżdżające przed dwór powozy i panny w zwiewnych sukniach zbiegające z ganku. Gdy zajrzymy do środka dworku, zobaczymy dzieci bawiące się z psami, haftujące kobiety albo ludzi zgromadzonych przy kominku na rozmowach, czytaniu czy śpiewie. W salonie rozbrzmiewa muzyka wygrywana na fortepianie, a w tle słychać cykanie świerszcza. Dzięki literaturze potrafimy wyobrazić sobie zapach – a może i smak – niezwykłych potraw i różnorodnych trunków. W prozie możemy odnaleźć coś, o co bardzo trudno w dzisiejszym świecie – inny rytm czasu, silną więź człowieka z przyrodą, domem i przodkami”. Fragment tekstu
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-20906-3 |
Rozmiar pliku: | 28 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jedną z niedogodności związanych z życiem na wsi był stan dróg, który często nie pozwalał na swobodne przemieszczanie się i punktualne dostarczanie poczty. Z dworu jeździło się m.in. na stację kolejową, do kościoła, do miasta albo w odwiedziny do innego dworku. Na Kresach odległości między majątkami były większe niż np. w Wielkopolsce. Opisywany w XIX- i XX-wiecznych powieściach „naturalny” stan dróg powodował, że podróże mogły być pełne przygód. Zdarzało się, że bryczka mknąca po nierównych leśnych dróżkach zahaczała o korzenie lub pniaki i się przewracała. W czasie roztopów można było z kolei wylądować w rowie pełnym wody czy lodu. Czytamy o tym w Przedwiośniu: „Było po deszczach, droga śliska i pełna wybojów, w których jeszcze stały żółte wody (…). Glina wymieciona spod kopyt i kół w postaci okrągłych pacyn i strzelistych bryzgów leciała w tył za pojazd”1. Zbyt raptowny skręt spowodował, że odkryty pojazd konny – – „kolaska, pędząc po mokrej glinie (…) zatoczyła się jak po lodzie (…), straciła równowagę i runęła. (…) podróżni wytrąceni zostali ze swych miejsc jak z procy”2.
Drogi dobre latem stawały się trudne do pokonania w czasie wiosennych roztopów. Niekiedy błoto uniemożliwiało dotarcie do sąsiadów i na kilka tygodni odcinało dwór od świata. W Klejnocie czytamy z kolei o jesieni: „Nastał listopad tak zimny i błotnisty, że przerwały się stosunki dworów i wsi; drogi nie do przebycia, wodne szlaki opustoszały”3. Wanda Miłaszewska, która w swoich powieściach ukazywała nostalgiczny obraz ziemiańskiego życia, opisuje w Zatrzymanym zegarze błocko prawie po kolana. W niektórych alejach prowadzących do dworu wspomnianych w literaturze pięknej ciągle zalega błoto. Niejednokrotnie bohaterowie wracali z przejażdżki konnej „obryzgani błotem”4. Z kolei po wiosennych roztopach na drogach pojawiały się dziury. Jak podaje Łozińska w książce W ziemiańskim dworze do ich naprawy używano stłuczonych naczyń, które udało się zgromadzić w dworkach do wiosny.
Paradoksalnie niekiedy to właśnie zimą podróżowało się łatwiej, poruszając się m.in. po zamarzniętych zbiornikach wodnych, co niejednokrotnie skracało drogę. Zimowe wyprawy wymagały jednak odpowiedniego przygotowania. Jeżdżono wówczas przede wszystkim saniami, które dodatkowo ocieplano albo chociaż wyściełano słomą. Zimy były bowiem bardzo ostre, a podróżnik musiał się liczyć ze śnieżycą, silnym wiatrem i mrozem. Bohaterka Zatrzymanego zegara wspomina: „jechaliśmy do Klimontowic polami. Zawiana śniegiem droga nie była jeszcze przetarta. (…) nogi szeroką baranicą (…) sanki skrzypiały, szorując płozami o niepokalane zawały śnieżne”5. Dziedziczka z Panienki jedzie opatulona pledami i burkami (pelerynami). Z powieści Stefana Żeromskiego dowiadujemy się, że na siedzenia w saniach kładziono dywany – bohaterka Wiernej rzeki. Klechdy domowej ubrała się ciepło na drogę, nogi przykryła futrem, a siedzenie dywanem. Natomiast w Syzyfowych pracach wsiadano do malowanych sanek, które wyścielono strzyżonym kolorowym dywanem, który zwykle wisiał nad łóżkiem dziedziczki. Zimą podróżowano również pięknymi karetami na płozach. Wspomnienie dawnych zimowych wypraw można odnaleźć w wielu literackich opisach, m.in. w Hilarym. Synu buchaltera, w którym zwracają uwagę „niebieskie zmroki z brzękiem dzwoneczków sannych, pochrzęst uprzęży na obrośniętych zimową sierścią mierzynach”6.
Nieliczni jednak decydowali się wyruszać w śnieżycę czy wichurę. Dlatego zimową porą odwiedziny między dworami były rzadsze. Konie poruszały się po zmarzniętym śniegu, grzęzły w zaspach albo w koleinach. Dlatego często wybierano drogę przez zamarznięte jezioro czy rzekę. Przeprawę saniami przez zamarzniętą rzekę Niewiażę opisano w Szczenięcych latach. W Popiołach jednak „pierwsze sanie, przebywając rzekę po lodzie, oberwały wielką jego taflę i ledwo – ledwo wydobyły się z wody”7. Było to w trakcie kuligu. Ostatecznie sanie z paniami przenieśli przez rzekę chłopi.
Latem na drogach prowadzących do dworków unosiły się tumany pyłu o różnych barwach: złotej, białawej, niekiedy wręcz czarnej (pył czarnoziemny). Złotawy pył mógł wywoływać suchy kaszel. W Sławie i chwale wspomniano sposób radzenia sobie z uciążliwym kurzem: „Zapobiegliwy pan Jarzyna przysłał (…) płócienny płaszcz od kurzu i dobrze uczynił, bo upał był straszny i pył na drodze wzbijał się biały i dokuczliwy, podnosił się spod kół bryczki i długo stał w powietrzu, nie opadając na drogę”8. Po przebyciu takiej drogi wyprzęgano konie i wiadrami lano wodę na zakurzone szprychy. Podróżni zaś, zanim weszli do pokojów dworu, strząsali pył z ubrania i wycierali twarz chusteczką.
Położenie niektórych dworów sprawiało, że dojechanie do nich było nie lada wyczynem. W Sobolu i pannie opisano następujący skomplikowany sposób dotarcia do dworku:
Michał Wywiórski, Roztopy, ok. 1900
Józef Chełmoński, Polna droga, 1889
„Normalny dojazd z tej strony do Szetekszny był przez wilgotną łąkę, poza którą majaczył szereg drzew sadzonych. Za tą linią jest dwór niewątpliwie, trzeba jeszcze przebrnąć parę przeszkód. (…) tarantas dał pierwszego nurka w rowie na łące krzywo w poprzek (…) cudem równowagi utrzymał się na stokach rowu (…), trafił w lukę między dwa drzewa, chlusnął do rowu, gdzie, pomimo suszy, stała jeszcze woda – i podróżni znaleźli się z niemałym zadowoleniem między budynkami folwarcznymi. Stąd gładko już i z fantazją zajechali przed dwór”9.
Lokalizacja dworków wpływała również na sposób dostarczania do nich poczty. Zajmowali się tym posłańcy, którzy mogli być częstowani posiłkiem. W Klejnocie Rodziewiczówny pilną wiadomość przekazuje „strzelec z listem do panny Barbary (…). Błotem był obryzgany, a koń jego zmordowany doszczętnie. Podał na czapce list”10. Listy przynosił też listonosz lub przekazywano je tzw. okazją. W związku z trybem dostarczania gazet w niektórych dworach czytano je z opóźnieniem. W Hrabowie prasa przychodziła dwa razy w tygodniu, natomiast w Worobijówce bohater czytał dzienniki spóźnione o miesiąc. W niektórych majątkach po pocztę należało się udać do pobliskiego miasteczka. Wyjątkowy pod tym względem jest dworek w Worobijówce i „przebiegający koło dworu trakt pocztowy, znaczony wiorstowymi słupami, po którym przejeżdżały co kilka dni bryczki albo sanie z pocztowym dzwonkiem (…). We dworze słychać było często trąbkę pocztową lub dzwonek”11. Dawniej bowiem to pojazdy konne rozwoziły korespondencję i paczki – pocztą nazywały się zarówno utrzymujące je instytucje, jak i same pojazdy czy też stacje, na których się zatrzymywały. Woźnicę prowadzącego pocztowe środki lokomocji nazywano pocztylionem.
2. Płomień świecy
W dworach korzystano z wielu form oświetlenia. Były to przede wszystkim świece i lampy naftowe. W Niezdołach do oświetlenia ganku służyła latarnia. Wykorzystywano ją także podczas oprowadzania po domu. W literaturze wspomniane są także kaganki, lampy karbidowe (acetylenowe) i łuczywa, czyli kawałki drzewa nasycone smołą. W Rojstach czytamy: „Zakwaterowaliśmy w zaścianku otoczonym dokoła błotami. Rozbierając się w chałupie (…) paliliśmy łuczywo”12. Poza tym było ono używane choćby po polowaniu, kiedy w nocy oglądano zwierzynę rozłożoną przed budynkiem. W Sobolu i pannie „kompania pałacowa, wyszedłszy z pokojów, rozglądała to wszystko ciekawie przy łunie czerwonej, bijącej od zapalonego w żelaznych koszach łuczywa”13. W Zaciszu zaś przy świetle pochodzącym ze smolnych kawałków drzewa odbywał się nocny połów raków w stawach.
W dworze opisanym w Zasypie wszystko, zawieje… jest już elektryczność, a pomieszczenia są oświetlane przez lampy z żarówkami. Prąd ma również (podczas drugiej wojny światowej) majątek w Niemiaszkowie, w którym stacjonuje niemiecki sztab. Przy tym dworze, opisanym w Sławie i chwale, „mimo ognisk i świateł mocnych elektrycznych żarówek z domu aleja była słabo oświetlona. Na klasycznym ganku dworu ustawiono reflektory zasilane bateriami”14. Tradycyjnie jednak w dworach korzystano ze świec woskowych i łojowych (tzw. łojówek), wyrabianych z tłuszczu zwierzęcego. W zamożniejszych majątkach i pałacach wybierano raczej świece woskowe, ponieważ łojowe miały nieprzyjemny zapach, skwierczały i kapały, brudząc stroje. Domowe przygotowanie łojówek opisano w Dolinie Issy: „Do tego służyły obcięte butelki, które napełniało się łojem, a pośrodku wsadzano knot. Obciąć butelkę można sznurkiem umaczanym w nafcie: jeżeli ją owinąć i podpalić sznurek, szkło pęknie naokoło dokładnie w tym miejscu”15. Samowystarczalne majątki wyrabiały we własnym zakresie również świece woskowe, pobierając wosk z dworskich pasiek. Do przycinania knotów służyły specjalne nożyczki do „objaśniania świec”. Świec woskowych używano w Tarninach, dworze ukazanym w Popiołach, opisujących dzieje końca XVIII i początku XIX w. Znajduje się tam „doskonale oświetlona sala. (…) Woskowe świece w drewnianych lichtarzach, które przybito do ścian, rzucały rzęsiste światło”16.
Elżbieta Kowecka w książce W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w. pisze, że od połowy XIX w. w dworach upowszechniły się świece stearynowe, których produkcję rozpoczęto we Francji. Były one tańsze i wydajniejsze od woskowych. Autorka podkreśla jednak, że panie wolały żółte, cieplejsze światło, które dawały świece woskowe. Korzystniej ukazywało ono ich urodę niż mocny biały blask świec stearynowych. Światło rozświetlające dwory miewało różne barwy. Świece w pokojach w Benkowej Wyszni tliły się na czerwono. Natomiast w jednym z pokoi w Korczynie, gdzie znajdowały się niebieskie sprzęty, światło miało kolor błękitny. Świece stały w świecznikach, np. alabastrowych czy drewnianych, w srebrnych lichtarzach czy ozdobnych kandelabrach. W Siąszycach służący Józef gasił wieczorem świece w pokojach, a potem z trzymanym w ręku kandelabrem odprowadzał każdą z pań do drzwi jej sypialni. Interesujące szczegóły dotyczące oświetlenia dworu znajdziemy w Dworku przy cmentarzu. Czytamy tam: „Pokój oświetlały dwie duże świece woskowe, żółte, domowej roboty, takie, jakie dziś tylko w kościołach widzieć można”17. A „zapałek zaś, zwłaszcza »salonowych« (pachnących straszliwie), używali tylko państwo i to w sposób bardzo umiarkowany”18.
Włodzimierz Tetmajer, Różaniec, 1905
Lampy dworskie mogły być przysłonięte ozdobnym abażurem, szkłem czy koronkową zasłoną. Przed zapaleniem szklanych lamp należało zachować odpowiednią procedurę, żeby szkło nie było okopcone. W Giniu: „knot lampy z kloszem z jednej strony białym, a z drugiej zielonym trzeba długo przycinać nożyczkami, żeby nie wypuszczał czarnych wąsów na szkiełko”19. Niektóre lampy zwracały uwagę swoją dekoracyjnością. W Zasypie wszystko, zawieje… opisano znajdującą się w saloniku lampę w chińskie smoki. W utworze Rojsty jest mowa o pamiętającej carskie czasy ogromnej lampie naftowej, którą bohaterka z trudem zapaliła. Lampy naftowe mogły być stosowane po 1853 r., kiedy to Ignacy Łukasiewicz skonstruował pierwszą z nich.
Oświetlenie dworów wymagało odpowiednich nakładów finansowych, w związku z tym używanie świec wymagało nadzoru skrzętnej gospodyni. Cały dom oświetlano tylko na specjalne okazje: w czasie spotkań świątecznych i przyjęć lub gdy podejmowało się gości. W opracowaniu W Salonie i w kuchni przeczytamy, że przy specjalnych okazjach „już drogę wiodącą do rezydencji oświetlała płonąca w beczkach smoła lub zatknięte w stojaki głownie, zaś w parku paliły się misternie wyklejone lampiony. W żyrandolach zapalano wszystkie świece, na gzymsach kominków, na sprzętach ustawiano małe szklane lampki napełnione woskiem lub olejem, które tworzyły jakby sznury świetlne”20. Gdy dwór (w tym ganek) i stajnie, były oświetlone, znaczyło to, że domownicy kogoś oczekują. Jak czytamy w Sobolu i pannie: „ktoś czeka we stajniach, ktoś czeka we dworze. – Kochają i tęsknią w tym kraju”21. Nawet kiedy dworek jest zatopiony w ciemnościach, rozświetla się wraz z wizytą gości. Dwór w Szeteksznej „wcale nie był oświetlony, powstawał tak nagle z mroku, że zdawał się sam z mroku zbudowany, przyśniony. (…) weszli do sieni (…) Po chwili dwóch dzielnych młodzieńców (…) wyszło ze świecami. Dopieroż miła niespodzianka i powitania! (…) Rozbłysły lampy, gotowano wieczerzę”22.
3. Ciepło z kominka
Dwory ogrzewano przede wszystkim kominkami i piecami, a w tych trzeba było palić, co wymagało pracy osób za to odpowiedzialnych. Palono węglem lub drzewem. W Rojstach czytamy, że w kaflowym piecu „piszczały smolne karcze”23, czyli pniaki z korzeniami nasycone smołą. W pokoju jadalnym w Nawłoci „ogień palił się na wielkim kominie z zielonych kafli. (…) Wielkie płonące polana sosnowe czy jodłowe napełniały obszerną i dość surową salę jak gdyby śmiechem i gwarem licznych biesiadników”24. Piece bywały różnego typu, np. kaflowe czy też ruskie (w Juryszkach). Mogły być bardzo kunsztowne, jak te w Trzy po trzy, które są ozdobione złoconymi rzeźbami. Wspomniany w tej książce kominek miał ustawioną na górze gipsową statuę. Aleksander Fredro opisuje go w następująco: było to „dzieło architekta Aignera, którego gzymsy i gzymsiki stały się nigdy niedościgniętym wzorem dla wszystkich kominków w sąsiedztwie”25. W Kałużycach zaś w jadalni znajdowały się dwa kominki z zielonej majoliki, a więc z rodzaju dekoracyjnej ceramiki.
Mieczysław Korwin Piotrowski, Krajobraz zimowy, ok. 1930
W zimne dni domownicy gromadzili się i ogrzewali przy piecach i kominkach. Babka głównego bohatera Doliny Issy czyniła to w takiej pozycji, że budziła powszechne zgorszenie. „W zimie ulubionym jej zajęciem było stawać przy piecu, zadzierać spódnicę i grzać tyłek – ta pozycja oznaczała, że jest gotowa do rozmowy. Ów gest wyzwania wobec obyczajów bardzo Tomaszowi imponował”26. O podobnych praktykach przeczytamy w Dziedzictwie. Mianowicie stryjenka Karolowa, „kiedy palono na kominku, stawała tyłem do ognia, suknie podnosiła i co było zziębłe, grzała. Tak jej to w zwyczaj weszło (…), że nieraz przy gościach podobnie czyniła”27. Zbytnie zbliżanie się do ognia było jednak niebezpieczne i groziło zapaleniem ubrania. W Nawłoci Cezary Baryka przestrzega Karolinę, że włosy mogą się jej zapalić od ognia. W związku z ryzykiem pożaru wokół niektórych kominków układano kamienną posadzkę.
Mimo opisów różnych sposobów ogrzewania dworu, w powieściach często pojawia się informacja o zimnie panującym w budynku. Chłód ciągnie od murów i drzwi. Niektóre rzadziej używane pomieszczenia mogły nie być w ogóle ogrzewane. Biblioteka w Giniu nie była opalana, co sprawiało, że cenne dzieła i pergaminy pleśniały i pokrywały się rdzą. Niekiedy w ramach oszczędności zimą zamieszkiwano jedynie część dworku. W Giniu: „z tyłu dobudowano skrzydło budynku – tam wszyscy przenoszą się na zimę, bo front butwieje i zapada się od wilgoci, jaka przedostaje się spod podłogi”28. Znamienne słowa wypowiada właścicielka wielkiego, starego dworu w Horodyszczu:
„Ruiny mają wdzięk dla tych, którzy w nich żyć nie potrzebują. Ja poza malowniczością widzę przede wszystkim dziurawe dachy i szpary murów, przez które wicher i mróz się wciska. Była to niegdyś ogromna fortuna i dwór do niej zastosowany. Teraz, gdy folwarki odpadły, lasy w Gdańsku, dostatki poszły na różne opłaty, taki dwór utrzymywać to nad siły tej odrobiny ziemi, która przy nim została. My zajmujemy w domu kilka zaledwie pokojów, a reszta to tylko ciężar”29.
Wizerunek nieogrzewanego dworu dotyczy również opisów związanych z wojną. Wtedy to dwory były zimne i pachniały pleśnią; w pokojach było mroźno, para szła z ust mówiących. W Rojstach opisano mały folwark, na którym gospodarzyły trzy siostry z „czerwonymi z zimna paluszkami (…). Ze zzieleniałych kątów dworku wiało ostrą i zimną wilgocią”30. Dom zwykle przygotowywano na zimę. W Szczenięcych latach czytamy: „Kiedy tylko pierwsze przymrozki (…) rozbłyskiwały łuną świetlną o godzinie przedświtu – piece (…) żywicznych polan. (…) Narządzano podwójne okna. (…) mróz i zamalowywał szyby. Dom był ufortyfikowany, przygotowany na walkę z zimą – do wiosny”31. Na oszklone drzwi werandy zakładano watę, kit i zaklejano je paskami żółtego papieru. Okna opatulano zaś watą okienną. W Serbinowie wstawiano wewnętrzne zimowe okna, które wyjmowano wiosną. A w dworkach „zimą, gdy okna zamknięto i zalepiono szczelnie, gdy śnieg ziemię przykrył, a zieloność przed mrozem uciekła, zapalano suty ogień na kominku. Z trzaskiem płonęły smolne szczapy sosnowe, a płomienie migotały, mieniąc się z niebieskawej barwy z czerwoną”32.Przypisy
VI ZWYCZAJNE ŻYCIE
1 S. Żeromski, Przedwiośnie, dz. cyt., s. 82.
2 Tamże, s. 83.
3 M. Rodziewiczówna, Klejnot, dz. cyt., s. 125.
4 Z. Kossak, Dziedzictwo, dz. cyt., s. 70.
5 W. Miłaszewska, Zatrzymany zegar, Kraków 1992, s. 85.
6 J. Iwaszkiewicz, Hilary. Syn buchaltera, Warszawa 1975, s. 45.
7 S. Żeromski, Popioły…, t. 1, dz. cyt., s. 52.
8 J. Iwaszkiewicz, Sława i chwała, t. 1, dz. cyt., s. 345.
9 J. Weyssenhoff, Soból i panna, dz. cyt., s. 46–47.
10 M. Rodziewiczówna, Klejnot, dz. cyt., s. 231.
11 J. Wołoszynowski, Rok 1863, dz. cyt., s. 17.
12 T. Konwicki, Rojsty, dz. cyt., s. 166.
13 J. Weyssenhoff, Soból i panna, dz. cyt., s. 101.
14 J. Iwaszkiewicz, Sława i chwała, t. 3, dz. cyt., s. 62.
15 Cz. Miłosz, Dolina Issy, dz. cyt., s. 30.
16 S. Żeromski, Popioły…, t. 1, dz. cyt., s. 60–61.
17 K. Junosza, Dworek przy cmentarzu, dz. cyt., s. 62.
18 Tamże, s. 71.
19 Cz. Miłosz, Dolina Issy, dz. cyt., s. 252.
20 E. Kowecka, W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w., Warszawa 1989, s. 54.
21 J. Weyssenhoff, Soból i panna, dz. cyt., s. 37.
22 Tamże, s. 47.
23 T. Konwicki, Rojsty, dz. cyt., s. 181.
24 S. Żeromski, Przedwiośnie, dz. cyt., s. 95.
25 A. Fredro, Trzy po trzy, dz. cyt., s. 96.
26 Cz. Miłosz, Dolina Issy, dz. cyt., s. 17–18.
27 Z. Kossak, Dziedzictwo, dz. cyt., s. 57.
28 Cz. Miłosz, Dolina Issy, dz. cyt., s. 11.
29 M. Rodziewiczówna, Klejnot, dz. cyt., s. 74–75.
30 T. Konwicki, Rojsty, dz. cyt., s. 274.
31 M. Wańkowicz, Szczenięce lata, dz. cyt., s. 33.
32 K. Junosza, Dworek przy cmentarzu, dz. cyt., s. 9.