- W empik go
Dwór w Ferrarze - ebook
Dwór w Ferrarze - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 801 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skromnym jeszcze korytem płynie Pad do Pawii, ale gdy tam nasycił się wodami Ticinu, gdy się wzmógł licznymi dopływami z Alp i Apeninów, gdy połknął Addę i Trebbię w okolicach Piacenzy i Cremony, staje się panem całej doliny lombardzkiej, nadaje jej odrębny charakter i tworzy z niej olbrzymi wachlarz, szmat urodzajnej ziemi, odżywianej coraz to nowym górskim namułem.
Klejnotami, które z dwóch stron ten wachlarz oprawiają, są z jednej strony Mediolan, Brescja, Werona, Padwa i Wenecja, z drugiej Piacenza, Parma, Modena, Bolonia i Rawenna. W środku dwa jeszcze szczególnie jaśnieją brylanty: Mantua i Ferrara. Jadąc na wiosnę środkiem tej doliny, ma się prawie wszędzie przed sobą jednostajny obraz jakby kraju nawiedzonego powodzią. Wszędzie wody się rozlewają, a na nich wędrowne ptactwo spoczywa w swej podróży na północ, z moczarów wychylają się olchy bez gałęzi o dziwacznych meduzich głowach, o pniach skarłowaciałych pod cięciami nożyc i siekiery, a tu i ówdzie wznoszą się smukłe topole, okrzesane aż do wierzchołków. Zeschnięte zwoje zeszłorocznego winogradu, które się smutnie drzew czepiły, albo sterczące badyle bladej kukurydzy nadają tym stawiskom charakter opustoszenia i zaniedbania. Jedynie tylko bujne, żółte kwiecie, które obsiadło całą powierzchnię, albo tu i owdzie uśmiechający się krzew brzoskwini zapowiada swym różowym oprószeniem, że owe wody błogosławionego Padu tylko tymczasowo tutaj sprowadzone, że z nich wyrośnie obfity plon ryżu i pszenicy, że tam, gdzie dzisiaj woda gnuśnieje, popłynie w jesieni zdrój wina o rubinowej barwie. Przyszłość w słońcu, w tym promienistym niebie, które mimo wszelkich żywiołów smutku i opustoszenia, jakie tkwią w tym krajobrazie, czyni go wesołym, bo olśnionym nadzieją. W miesiąc później, w maju, słońce zwyciężyło nad wodami, w powietrzu opar wilgotny, pachnący, a całe przestworze gra brzękiem owadów. Atmosfera drga błyskami mieniącego się światła, które przedzierając się przez powietrze nasycone oparami, tworzy miliardy barwnych tęcz.
Jesienny obraz tych okolic może najpiękniejszy: wody ustąpiły do koryta Padu i do przerzynających całą dolinę kanałów; ciepłe, żółte i krwawo-brunatne barwy obsiadły przestrzeń, pomiędzy niebem a ziemią zawisło jakieś różowawe spokojne światło. Przyroda wytchnęła po pracy, żyje w kontemplacji. Kiście winogradu zwieszają się od drzewa do drzewa, pomiędzy nimi krzątają się ludzkie postacie w krasnych ubraniach, w białych, słomianych kapeluszach, a melancholijny osieł skubie suche zioła, nie troszcząc się o całe otoczenie. Na zagonach leżą tu i ówdzie wspaniałe dynie o dziwacznych kształtach albo już pług zaprzężony w cztery lub sześć dużych wołów o olbrzymich rogach wyrzuca czarne, tłuste skiby pod zimowy zasiew. Na płaskich dachach murowanych domostw, pomalowanych zazwyczaj czerwoną lub niebieską farbą, wiszą długie wieńce dojrzewającej w słońcu kukurydzy. Na kanałach wreszcie przesuwają się ciężkie barki wyładowane koszami winogron, płynąc powoli ku głównej arterii tutejszego życia, ku Padowi.
Kraj rolniczy, fabryk niewiele, kominy sterczą dopiero bliżej morza, w okolicach Bolonii, Rawenny i Ferrary.
W XV i XVI wieku wyglądała dolina Padu cokolwiek inaczej, gdyż wówczas jeszcze była pokryta tu i owdzie gęstymi lasami z liczną zwierzyną. Jelenie, sarny, zające kryły się po gąszczach, kuropatwy i bażanty po łozinach, stada dzików pustoszyły nieraz okolicę, a lis i niedźwiedź nie były tam rzadkością. Prawdziwą ozdobą pól były dzikie pawie. Benvenuto Cellini opowiada, że w r. 1540, nie będąc zupełnie zdrowym, chodził po polach graniczących z jednym z esteńskich pałaców. Były to pustki na mile rozległe, na których się gnieździło mnóstwo pawi w zupełnie dzikim stanie. Młody artysta nabijał więc swoją flintę prochem, który prawie nie sprawiał łoskotu, czatował na młode ptaki i codziennie jednego do kuchni przynosił. Cellini zapewnia, że mięso pawie było wyborne i że go szybko wyleczyło z wszystkich dolegliwości.
Wówczas, w początkach XVI wieku, nie można było jeszcze nazywać Włoch krajem, „w którym pomarańcze i cytryny kwitną”, kultura bowiem słodkich pomarańcz (citrus aurantium dulcis) dopiero z początkiem XVI wieku została zaprowadzoną we Włoszech i w Hiszpanii. Klimat doliny Padu był dość ostry, rzeka często w zimie zamarzała, a o śniegach na ulicach miast tamtejszych często opowiadają kronikarze.
Jest pewien gatunek orłów rybołowów o drapieżnym spojrzeniu (aquila heliaca), które żerują nad wodami i po starych drzewach się gnieżdżą. Do tych orłów podobne rycerskie rody obsiadły wówczas ów kraj błogosławiony i pobudowały sobie ogromne gniazda, zamki wrosłe głęboko w ziemię, otoczone fosami o przegniłej wodzie. Żeru było pod dostatkiem, bo w czasach, kiedy jeszcze z dalekiego świata mało zboża przywożono, kiedy Ameryka nie wspierała Europy, dolina Padu była dla Włoch niewyczerpanym śpichrzem, silny i zapobiegliwy lud nieprzebranym kapitałem pracy. Lud to był zdolny, geniusz wiał tam po głowach, a dolina Padu mnóstwo znakomitych wydała mężów. Materiał ludzki, powiada Carducci, kipiał tam ognistą wrzątką.
Największym gniazdem orłów-rycerzy znad dolnego Padu była w XV i XVI wieku Ferrara, położona tam, gdzie się potężna rzeka zaczyna rozlewać w mnóstwo ramion i tworzy bagnistą deltę; Gonzagi zawiesili się nad jeziorami Mincja w Mantui, pomniejsze rody Piów, Piców, Pallavicinich, Correggiów chroniły się za murami zamczysk w Carpi, w Mirandoli, w Corte Maggiore i w Correggio, niektóre wyszły aż na stoki Apeninów, jak Bojardy w Scandiano.
Jak wszędzie w dolinie Padu, tak i w Ferrarze toczyła się przez długie czasy walka pomiędzy wolnymi gminami, a możnymi rycerskimi rodami, dopóki miasta ostatecznie nie uległy. Lud ferraryjskiej ziemi, jak każdy lud rolniczy, spokojny, nie wprawny do bojów, nietrudnym był do pokonania. Ferraryjczyków nazywano we Włoszech żabami, siedzieli bowiem wśród rozlicznych kanałów i moczarów, gdzie najmilszą dla ucha muzyką było skrzeczenie żab, a największym przysmakiem żabia potrawka.
Quanto e felice dunque il ferrarese
U'canton d'ogn'intorno in mille tempre
Batter rane e ranocchi alle sue spese.
Ferraryjczycy odpowiadali, że nie tylko dobre u nich żaby, ale wina mają sławne, smaczne kiełbasy i salami. W lagunach zresztą, w Comaochio, znajdowała się niezliczona moc węgorzy, które marynowano i rozsyłano po całych Włoszech. Gdy później Eleonora Aragońska zaprzyjaźniła się z signorami z Rimini, posyłała im co roku marynatę ze stu węgorzy, a w zamian otrzymywała wyborne suszone figi. Dochód z węgorzy należał za dawnych czasów zapewne do gminy, później do margrabiów, a tak był znaczny, iż powszechnie mówiono, że kto tylko na jeden rok zdoła od rządu otrzymać prawo łowienia tej pokupnej ryby, ten staje się bogatym człowiekiem. Opowiadano sobie z końcem XV wieku o jakimś Bartłomieju di Orlando, który, przez krótki czas dzierżawiąc to prawo, zarobił 30.000 dukatów. W wodach Padu łowiono także jesiotry i wielki handel prowadzono kawiorem robionym z ich ikry. Zresztą warzelnie soli, wyrabianej z wody w lagunach pomiędzy Comacchio a miasteczkiem Adrią, były wielkim bogactwem kraju. Za Ercola I donosił ambasador wenecki swemu rządowi, że książę ma rocznie 200.000 dukatów dochodu ze swych salin. Wenecja przeboleć nie mogła, że te laguny do niej nie należą, gdyż Ferrara w handlu solą z Orientem wielką jej była współzawodniczką. W ogóle Comacchio, dzisiaj opustoszała mieścina, miało epokę swojej świetności i ongi, ongi za czasów jeszcze bizantyjskich starało się nawet zostać rywalką Wenecji. Z tej świetności pozostało zaniedbane duomo i waląca się prawie campanile.
Wody Padu były wprawdzie bogactwem kraju, ale od czasu do czasu wyrządzały niezmierne klęski. Na architrawie jednej z bram ferraryjskiej katedry wyryty jest z głębi duszy tamtejszego ludu pochodzący napis:
Ab aquis multis libera nos, Domine.
(Od wielkich wylewów zachowaj nas, Panie.)
Na ziemi ferraryjskiej hodowano dużo bydła, zbierano dużo siana i roślin do farbowania wełny; podobnie bowiem jak w innych główniejszych miastach północnych i środkowych Włoch, przerabianie wełny l'arte delia lana stanowiło jedną z najdawniejszych i najważniejszych gałęzi przemysłu. Kobiety głównie się tkactwem zajmowały, a w Ferrarze równie jak gdzie indziej mówiono o zacnej kobiecie, że domu pilnuje i wełnę przędzie, domum mansit, lanam fecit. Sukna wywożono nawet do Anglii i Holandii, a w ogóle ludność Ferrary z dawna była bardzo przemysłową: robiono tam szpilki, igły, broń przeróżną, a garbarstwo skór prowadzono na wielkie rozmiary.II
Zbliżając się do Ferrary widzi się już z daleka olbrzymi gmach o czterech szeroka obsiadłych wieżach, który się wznosi nad miastem i prawie całą dolinę przygniata. Castello to esteńskiego rodu, szerokie, groźne, ponure, sposobem budowania spokrewnione z zamkami Viscontich i Sforzów w Mediolanie i Pawii, z fortecą Gonzagów w Mantui, ale bardziej kształtne, powstałe według jednolitego planu. Budowa nosi na sobie cechę rządów, które tu panowały, rządów despotycznych. Ratusze we Florencji, w Sienie albo pałac dożów w Wenecji mimo swej powagi znamionują miejskie rzeczpospolite, przystępne dla ludu; zamczysko w Ferrarze, odgraniczone od miasta jak twierdza obronna, zapowiada z daleka bezwzględne panowanie miecza. Zamczysko budowane z cegły, bo w tych okolicach o kamień trudno, otoczone fosami, zapełnionymi gnuśną zielonawą wodą, pożyczoną z pobliskiego Padu, która zdaje się ziać febrę wokoło. Tu; nad powierzchnią wody wyglądają w murach małe okienka więzień zakratowanych, wilgotnych, których mieszkańcy mieli za towarzystwo tylko węże i szczury. Wysoko nad owymi otworami dla jęku i westchnień widać piękne szerokie okna sal książęcych, gdzie się odbywały biesiady, festyny i gdzie tańczono nad głowami więźniów.
Na fosach były dawniej mosty zwodzone, dzisiaj mosty zwykłe łączą miasto z siedzibą prefekta i rozmaitych urzędów. Przedmurza otaczające fosy także za dawnych czasów nie istniały, nie siadali na nich spokojni Ferraryjczycy łowiąc ryby w zatęchłej wodzie. Jeszcze w roku 1506 stało się z tego powodu wielkie nieszczęście. Na ścianie castella wisiała żelazna klatka z więźniem w niej zamkniętym, a gdy tamtędy przejeżdżała signora Turchi Sacrati z czterema donzelami, furman tak się zapatrzył na to dziwne widowisko, że wraz z końmi i karocą wjechał do zamkowej fosy i część towarzystwa utopił.
Mury castella wyglądają zresztą już mniej ponuro aniżeli z końcem XIV wieku, kiedy zostały wykonane według planów słynnego budowniczego, Bartłomieja da Novara (1385). Czas i wpływy Odrodzenia je złagodziły, a po dwa razy większe w nich zaprowadzono zmiany, raz po pożarze z r. 1554, drugi raz po trzęsieniu ziemi w r. 1570. Ostatni osobliwie architekt, Alberto Schiatto, złagodził dawne formy, zniżył baszty, zaokrąglił, okrasił renesansowymi ornamentami okna i odrzwia. Wtedy znikły wspaniałe schody cordonata, którymi Estowie mogli konno wyjeżdżać na pierwsze piętro zamczyska, a i więźniom w podziemnych lochach było od roku 1592 weselej, bo z Flandrii przywieziono zegar, który wybijał godziny z muzyką z dzwonków, północnym zwyczajem, i umieszczono go na jednej z wież zamkowych di Rigobollo. Mimo tych zmian nie stracił zamek nic na swej potędze i dziwnie odpowiadał charakterowi książąt, którym służył.
Naprzeciwko dawnego zamku Estów stoi katedra, jeden z najoryginalniejszych gmachów we Włoszech. Osobliwie fasada, na którą się składały wieki, jest czymś tak fantastycznym, a zarazem tak harmonijnym i łagodnym ze swymi lombardzkimi lekkimi galeriami, że średniowieczna groza religijna zdaje się niknąć wobec tych murów. Kaznodzieje musieli tam więcej mówić o chrześcijańskiej miłości i miłosierdziu aniżeli straszyć lud piekielnymi mękami. Żaden malarz nie byłby się poważył przedstawie na tych płytach różowego marmuru tańca śmierci; były to ściany, na których można było umieścić chyba – Zwiastowanie. Wesele bije z tej fasady, osobliwie jeżeli słońce z niej wydobywa różowe tony. Główny portal szczególnie zajmujący: kolumny spoczywają romańskim sposobem na dwóch siedzących olbrzymach, którzy mają za podstawę dwa duże lwy o łagodnym wejrzeniu, niby lud Ferrary spokojny, milczący, ale silny.
Katedra pochodzi z końca XII wieku, a już w r. 1135 została poświęconą św. Jerzemu, patronowi miasta. Płaskorzeźba przedstawiająca rycerza w legendarnej walce ze smokiem zapowiada, że tutaj znajdujemy się pod znakiem owego świętego, który jakby się zrodził z pojęć średniowiecznego rycerstwa. Il cavalier dei santi, U santo dei cavalieri. Powyżej bramy, o ścisłym charakterze XII wieku, wystrzeliły w górę trzy arkady, noszące już późniejszą gotycką cechę, kryjąc statuę Madonny w środkowej niszy. Na arkadach przepyszny szeroki fryz rzeźbiony, zawierający sceny z Sądu ostatecznego, zakończony trójkątnym tympanem z błogosławiącym Chrystusem. Bardzo zajmująca jest ściana na prawo od głównego portalu. Z okrągłego medalionu wystaje tam wielkie popiersie pięknej, zupełnie świeckiej kobiety, a zagadkowa ta głowa nie ma właściwie związku ze świętością murów. Drukowane przewodniki nazywają ją madonną Ferrarą i sądzą, że ona jest personifikacją miasta. Wymysł to wszakże literatów, lud nie nazywa tej głowy madonną Ferrarą, a co ona przedstawia, nie wiadomo.
Katedra miała pięć bram o symbolicznym znaczeniu; głównym portalem wchodził Chrystus paść owieczki swoje, sam Zbawiciel bowiem powiedział, że jest bramą do niebios dla swojej trzody. Boczne, mniejsze drzwi przeznaczone były dla ludu, jedne dla mężczyzn, drugie dla kobiet. Czwartymi drzwiami delie guide wchodzili pielgrzymi idący do Ziemi Świętej lub do innych miejsc cudownych, ostatnia brama wreszcie porta del Giudicio miała cel najsmutniejszy, tamtędy wynoszono zmarłych na przyległy cmentarz. Wnętrze świątyni podobne do katedr w Piacenzy i Modenie. Równie jak w wielu innych romańskich katedrach, zasadą ferraryjskiej budowy jest egipski trójkąt, którego największe ramię stanowi dolną szerokość gmachu, a dwa mniejsze ramiona schodzą się ze sobą u stropu świątyni. Podstawa geometrycznej figury ma się do dwóch spoczywających na niej ramion jak 8:5. Jaki był cel tego trójkątnego rozmiaru nie wiadomo, być może, że tego rodzaju rozciągnięcie murów przyczyniało się do siły budowy, w każdym razie opierało się ono na architektonicznych tradycjach Komasków.
Ferrara była miastem pałaców i ogrodów, znać to jeszcze dzisiaj, ale ulice rozciągnięte na szerokiej płaszczyźnie, proste, długie, osobliwie w nowej części, zbudowanej za rządów Ercola I z końcem XV w., robią niewymownie smutne wrażenie. Bruk trawą zarosły, zaledwie tu i owdzie przekrada się postać ludzka albo kot wystraszony krokami cudzoziemca znika za węgłem najbliższego domu. Większość ulic nigdy nie była zabudowaną okazałymi gmachami. Za pałacem stojącym w rzędzie następują małe domki, a za nimi sztachety pysznego ogrodu o starych rozłożystych drzewach i znowu pałac, i znowu nikłe kamienice. Miasto potężnych, bogatych rodów i ubogiego pospólstwa. W owych pałacach, w owych ogrodach wrzało niegdyś życie, wieczorami słychać było śpiew i muzykę, długimi ulicami przeciągały tłumy wesołego ludu, gdyż Estowie dbali o to, aby i lud miał swoje chwile zabawy.
Onde stagione fu di gloria, e corse
Con il tuo fiume, o fetontea Ferrara,
Ampio, seren, perpetuo, sonante 1'italo canto.
(Carducci)
Pałace w Ferrarze nie takie wielkie, nie takie potężne, jak w Rzymie lub we Florencji, ale wyższość ich, to zieleń ogrodów. Do najwspanialszych należy Palazzo dei diamanti wybornie zachowany, w którym się mieści tamtejsza galeria obrazów. Kaprys to Ercola I, który kazał dwie fasady gmachu pokryć wielkimi bryłami marmuru, obrobionymi w sposób, w jaki się szlifuje diamenty. Dwanaście tysięcy sześćset brył marmurowych wprawiono w te „diamentowe” ściany, diament był bowiem ulubionym znakiem Ercola. Potężną harmonię tej wspaniałej fasady zepsuto pięknymi wprawdzie, ale zupełnie inny, lżejszy charakter noszącymi narożnikami. Natomiast cortile pałacu pełne wdzięku, szczerze włoskie, a smukłe kolumny na tle świeżej zieleni każą zapomnieć o architektonicznych sprzecznościach fasady.
Wszystkie pałace w Ferrarze mają wspólną artystyczną cechę: nie wysokie, nie wspinające się do góry, jak w Rzymie, Genui lub Sienie, składają się tylko z wysokiego parteru i pierwszego piętra; ozdobą ich harmonijne rozmiary, duże okna, piękne, poważne bramy i pełne wdzięku podwórza. Najbardziej swymi architektonicznymi formami zbliża się do Palazzo dei diamanti Palazzo Sacrati Prosperi z ozdobnymi narożnikami i bramą oprawioną w dwa korynckie słupy, na których balkon spoczywa. Istny to klejnot późniejszego Odrodzenia, o przedziwnej harmonii i swobodzie kompozycji. Nie przypominam sobie drugiej bramy we Włoszech, która by tak wybornie oddawała epokę; można by przypuścić, że Sodoma wraz z Peruzzim w przystępie dobrego humoru rysunek do niej dawali, gdyż jakby od niechcenia połączył się tam wdzięk Sodomy z klasycznym duchem Peruzziego. Palazzo Roverella, ozdobiony pilastrami i fryzami z terakoty, jest także wzorem tego architektonicznego typu mieszkań zamożnych rodów ferraryjskich. Harmonią rozmiarów odznacza się również Palazzo Naselli
Crispi z pięknym podwórzem; smutnym zaś opuszczeniem uderza tak zwana palazzina, niski pałac, ostatni, jaki Estowie w Ferrarze wybudowali. Palazzo Bentivoglio wreszcie to już typ baroku, główne formy wprawdzie pozostały jeszcze z pałaców Odrodzenia, ale ciężkie, przesadne ornamenty fasady świadczą o innych czasach, o zepsuciu się smaku.III
Ród Estów był twardy, wojowniczy, ale i rozumny. Ariost śpiewa, że z tego gniazda wychodzili rycerze dzielni do miecza i do rady, którzy Włochy sławą okryli.
I Capitan ie i cavalier robusti
Quindi uscivan che col ferro e col senno
Ricuperar tutti gli onor vetusti
Dell' arme invitte alla sua Italia fenno.
Słowa Ariosta nie były przesadne, ród ten wydał sporo bardzo wybitnych osobistości w ciągu swego trzechwiekowego panowania w Ferrarze, a jeżeli odtworzymy sobie w pamięci tylko tych siedmiu książąt, którzy władali państwem w XV i XVI stuleciu, to będziemy mieli przed sobą same charaktery skończone, bardzo zajmujące, postacie jakby z brązu ulane. Wspólnych właściwości mieli Estowie niemało: w polityce nadzwyczaj zręczni i przebiegli, w wojnie odważni i dzielni, posiadający w wysokim stopniu umiejętność rządzenia, przy tym nieugięci despoci, mściwi aż do okrucieństwa, a gdy chodziło o władzę albo o kobietę, nie znali miary w swym gniewie. Na ówczesny sposób religijni, przystępni wszelkim nowym prądom literatury i sztuki, zamiłowani w zbytku, w festynach, hojnych przyjęciach, fanatyczni lubownicy muzyki i śpiewu, wreszcie zapamiętali myśliwi.
Pochlebcy wywodzili ród Estów od bohaterów cyklu Karola Wielkiego, ich nieprzyjaciele w XIV wieku dodali do tej tradycji, że praojcem ich był zdrajca z Roncisvalle, Gano traditore, ów Judasz epopei, i że z początku nie mieli orła w herbie, ale zwykłego sokoła. Gniazdem ich było miasteczko Este.
Ferrara należała z zapisu margrabiny Matyldy do kurii rzymskiej, ale papieże, nie mogąc tam bezpośrednio władzy utrzymać, musieli kraj w lenno oddawać. Estowie liczyli się obok książąt sabaudzkich do najstarszych rodów Włoch północnych, a jedna ich gałąź osiadła w Ferrarze, gdzie z czasem doszła do wielkiej potęgi i faktycznie tam już z początkiem XIII
wieku panowała, z małymi tylko przerwami. Dwór ich był od niepamiętnych czasów przejęty zwyczajami i legendami zachodniego rycerstwa. Estowie lubowali się w turniejach i żyli w tradycjach francuskich. Wskutek położenia geograficznego Lombardii, sąsiadującej z Francją, i mnóstwa rozsianych na niej bogatych dworów, rozwielmożnił się tam od dawna zwyczaj i rycerski romans francuski. Krzyżowcy Zachodu szli na wyprawy do Ziemi Świętej doliną Padu i rozszerzali tam swe opowieści. W czasach pierwszych wojen krzyżowych, kiedy te zastępy rycerskie płonęły jeszcze prawdziwie bohaterskim zapałem, ich ideałami były poważne tradycje poematów o Karolu Wielkim, pieśń o Rolandzie. Bohatersko-patriotyczne wojny i czyny rycerzy wielkiego cesarza odpowiadały ich usposobieniu; gdy jednak gorączka ostygła i zwyczaje rycerstwa łagodnieć zaczynały, złagodniał i romans, a zamiast twardych postaci paladynów Karola Wielkiego stali się ideałami rycerstwa Tristany i Lanceloty, towarzysze okrągłego stołu króla Artusa, a ich hasłem odwaga, połączona z dworskim obyczajem, cortesia. Celem ich walk już nie było zgnębienie niewiernych, ale raczej wojowanie w obronie ukochanej lub uciśnionej kobiety, zwalczanie nie wojsk nieprzyjacielskich, ale smoków, olbrzymów, czarodziejów. Nowemu zwyczajowi i nowym romansom brak już było owego wysokiego nastroju, którym się odznaczała chanson de geste. Rycerstwo zaczęło przywdziewać aksamitne berety zamiast hełmów, a zamiast na wielką wojnę szło już na turnieje.
Ta przemiana rycerskich haseł odbywa się w XIII wieku, a staje się tak powszechną w północnych Włoszech, że nawet lud się nią przejmuje. Podczas festynów urządzanych w Wenecji w r. 1267 z powodu wybrania dożą Wawrzyńca Tiepola składały nowemu władcy hołd wszystkie korporacje rzemieślnicze w rozmaitych strojach. Cyruliki, ludzie jak wiadomo obeznani z prądami wieku, przebrali dwóch członków swego zawodu za błędnych rycerzy, jadących konno i prowadzących cztery dziewice. Stanąwszy przed dożą, oświadczyli chwilowi rycerze, że właśnie co uwolnili z rąk niewiernych owe niewinne istoty i że są gotowi bronić mieczem ich honoru wobec każdego, kto by im chciał uwłaczać.
W owych to czasach, czasach złagodnienia rycerskiego obyczaju, rósł w potęgę dwór Estów i stawał się głośnym na całą Lombardię. Estowie sprowadzali pierwsi trubadurów z południowej Francji i zachwycali się prowansalską poezją wtedy, kiedy nawet w Marce Trewizańskiej – Amorosa e gioiosa Marca Trivigiana – tak głośnej z trubadurskich przejazdów, o południowej poezji jeszcze nie było słychu.
I tak Azzo VI Esteński (l212), mądry, piękny, wymowny, pulcher, formosus, sapiens, eloquens, animosus, zasłynął w pierwszym dziesiątku XIII
wieku jako wielki miłośnik prowansalskiej poezji. Na dwór markiza przybył trubadur Aimeric de Peguilhani i opiewał wdzięki jego córki Beatrice, nazywając ją najpiękniejszym kwiatem swych czasów.
Na Beatrix d'Est, anc plus bella flor
De nostre temps no trobei meillor;
Tan ez bona, cum plus lanzar vos voill,
Ades i trop plus de be q'eu'no soill.
Mimo tych wielkich światowych zalet poszła Beatrice do klasztoru, czy z powodu nieszczęśliwej miłości do jakiego trubadura nie wiadomo. Założyła klasztor św. Jana Chrzciciela w Padwie, a po śmierci została beatyfikowaną.
Panowanie Estów rozpoczyna się pod hasłem kultu kobiety, pod hasłem cnót rycerzy Artusa, pod godłem św. Jerzego, który wybawia dziewicę ze smoczej paszczy. Dwór Estów staje się bardzo szybko wzorem rycerskiego obyczaju, najbardziej typowym dworem epoki Odrodzenia w północnych Włoszech.
Na dworze esteńskim mówiono wtedy sfrancuziałym językiem, dialektem weneckim, pełnym prowansalskich wyrazów i zwrotów, mową modną włoskiego rycerstwa na północy. W mantuańskiej bibliotece znajduje się dotąd arcypoważny kodeks, znany w kołach romanistów, Canzoniere prowansalski, rodzaj antologii trubadurów, spisanej w r. 1254. Ułożył go, jak niesie tradycja, Ferrarino da Ferrara, jeden z ostatnich włoskich trubadurów, który żył z końcem XIII wieku, autor słynnego Florilegio, także zbioru prowansalskich lirycznych pieśni. Ferrarino śpiewał na dworze Azza VII i jego następcy Obizza II e fo giullar, et intendez meill de trobar proensal che fos en Lombardia.
Obizzo II był wnukiem Azza VII i stał się właściwie prawnym fundatorem dynastii Estów w Ferrarze. Przed nim panowali wprawdzie Estowie faktycznie w Ferrarze, ale dopiero Obizzo II władzę swą oparł na legalnych podstawach. Siedemnastego lutego 1264 r. złożono ciało zmarłego Azza z największą pompą w kościele S. Francesco, a z wyborem nowego markiza się śpieszono, gdyż według dawnego zwyczaju zmarły panujący jeszcze nie był pochowany, a już dzwon ratuszowy zwoływał lud i banditore ogłaszał po ulicach, aby się zbierano na placu do nowego wyboru.
Opiekunem swego małoletniego wnuka, którego ojciec został otruty w południowych Włoszech, zamianował Azzo VII możnego rycerza i przyjaciela swej rodziny, Aldingherego de Fontana. Aldingheri dołożył też wszelkich starań, aby wybrano Obizza. Kazał otoczyć plac, na którym miano głosować na nowego markiza, zbrojnymi ludźmi, nie wpuszczać tam nikogo podejrzanego, nikogo, kto by miał broń w ręku. Sam poważny opiekun przemówił do zgromadzonych, podnosił zalety rodu Estów, wzywał, aby głosowano na Obizza, który pomimo że miał wówczas lat siedemnaście, miał być wzorem roztropności i rozumu. Nadto obiecywał Aldingheri łaski dla zwolenników młodego markiza, a groził wytępieniem jego przeciwnikom. Ulegając przemocy, lud wybrał młodzieńca swym panującym i dał mu, jak powiada kronikarz, tyle władzy, ile sam Pan Bóg jej nie ma, gdyż Bóg nie może czynić niesprawiedliwości, a markizowi wolno było robić wszystko, co mu się podobało, źle i dobrze, omnia possit justa vel injusta pro suae arbitrio voluntatis.
Estowie stali w Ferrarze na czele Gwelfów i w ogóle byli jednym z filarów kurii rzymskiej, więc papież Urban II nie sprzeciwiał, się wyborowi i potwierdził Obizza jako swego namiestnika in temporalibus. Obizzo nazwał się „z łaski bożej i z łaski Stolicy Apostolskiej wieczystym panem Ferrary: gubernator et rector et generalis et perpetuus Dominus civitatis Ferrariae", zobowiązał się wobec ludu szanować instytucje i swobody miejskie i wezwał na świadectwo swych paktów Trójcę Świętą, Matkę Boską i św. Jerzego, który był od dawna patronem miasta. Spisany akt opatrzono w dwie pieczęcie na wosku wybite, w pieczęć miasta z postacią św. Jerzego i w pieczęć Estów z białym jednogłowym orłem. Opiekun Obizza, Aldingheri, urósł wszakże z czasem tak w znaczenie, że markiz musiał się obawiać jego potęgi, nie mógł znosić jego sławy i powodzenia gloriam et magnitudinem tolerare non potuit, tak że go kazał zgładzić najzwyklejszym zapewne ówczesnym środkiem, trucizną, a część jego rodziny wygnał z granic kraju. Jeden z Aldingherich przeniósł się do Florencji i był po kądzieli przodkiem Dantego. Po nim to wielki poeta przejął nazwisko i szlachectwo. Pochodzenie też poety tłumaczy jego zawziętą nienawiść kuEstom. Miał on zresztą obok prywaty jeszcze i polityczne do tego powody, Dante bowiem w cesarstwie widział Włoch zbawienie, podczas gdy Estowie jako Gwelfi opierali się o papiestwo. Dlatego osadza Dante Obizza w piekle w towarzystwie największego okrutnika Włoch średniowiecznych, Ezzelina, tyrana Marki Trewizańskiej, i każe Nessowi, jednemu z centaurów, wypuszczać strzały na tego z nich, który by się wychylił z przepaści wrzącą krwią napełnionej. Innej różnicy pomiędzy nimi wielki poeta wynaleźć nie może, jak tylko, że Ezzelino miał czarne kędziory, a Esta poznać było można po jego jasnych włosach.
Obizzo miał dwie żony, ale więcej niż o ślubnych związkach pisze się o jego kochance, o pięknej Ghisolli, którą znów Dante uwiecznił, opowiadając, że Caccianimico Venedico dostał się do piekła za to, że ją skłonił podstępem, aby się oddała markizowi.
Sposób, w jaki papieże udzielali swej inwestytury ferraryjskim markizom, stal się powodem licznych krwawych tragedyj. Rzym bowiem nie trzymał się w tej mierze starszeństwa synów poprzedniego panującego, a nawet nie uważał za obowiązujące następstwo w prostej linii, ale według chwilowych okoliczności zatwierdzał na tronie albo bastardów zmarłego panującego, albo nawet jego braciom oddawał władzę. W ten sposób po śmierci każdego z margrabiów powstawała walka w samej rodzinie o panowanie, którą późniejsi Estowie w ten sposób starali się usuwać, że jeszcze za życia zapewniali swym ulubionym, ślubnym czy nieślubnym synom, papieską inwestyturę. Pierwszą ofiarą tej nieszczęśliwej zasady padł sam Obizzo II, gdyż dwaj właśni jego synowie mieli go w łóżku z tego powodu zadusić, że najmłodszego trzeciego ogłosił swoim następcą. Takim walkom o następstwo zawdzięczamy wszakże, że Ferrara wydała Ariosta, gdy bowiem Obizzo III (1294–1352) musiał wskutek krwawego sporu z braćmi uciekać chwilowo z ojczyzny i gdy się schronił do Bolonii, zapoznał się tam z piękną Lippą Ariosti, córką tamtejszej patrycjuszowskiej rodziny. Obizzo zawiązał stosunek z Lippą, który trwał lat dwadzieścia, i miał z nią jedenaścioro dzieci, siedmu synów i cztery córki. Powróciwszy na tron ferraryjski, ożenił się z nią i legitymował potomstwo. Ziemia nad Padem obfitowała nie tylko w zboże i wino, ale i rodziny tamtejsze dziwnym się cieszyły błogosławieństwem. U Estów liczba ślubnych i nieślubnych dzieci dosięgała czasami poważnej liczby dwudziestu, a jeden z dostojników dworu w Ferrarze miał aż czterdziestu synów. Co więcej, medyk Michele Savonarola zapewnia, że Niccoló Pallavicini w setnym roku życia spłodził jeszcze syna.
O pięknej Lippie z Bolonii wspomina Ariost z dumą w Orlandzie, gdy mówi o słynnych i zasłużonych kobietach domu Estów. Brat stryjeczny Lippy, Niccoló Ariosti, osiadł w Ferrarze i stał się założycielem tej linii Ariostów, z której się urodził poeta.
Ci pierwsi Estowie mieli już skłonność do pokazania się, do wielkiego zbytku. Gdy Obizzo III wybierał się do Wenecji paktować z rzecząpospolitą po zaciętej z nią wojnie, kazał dla siebie zbudować osobną galerę o kilku piętrach, do której jego szambelan Ser Dino zrobił rysunek. Galera urządzoną była z niesłychanym przepychem, a do jej ozdobienia użyto najkosztowniejszych materii. Na świetne turnieje do Ferrary zjeżdżało się rycerstwo z całych Włoch północnych. Na swym dworze utrzymywał Obizzo błazna Gonellę, o którym Franco Sachetti napisał siedem nowel. Jedna z nich dowodzi dobroduszności markiza. Gonella dopuścił się raz jakiegoś przewinienia, a Obizzo kazał mu bezzwłocznie Ferrarę opuścić, jeżeli zaś błazen poważy się stanąć kiedyś na jego ziemi, to mu głowę każe uciąć. Gonella pojechał do Bolonii, kupił wóz, kazał weń nasypać bolońskiej ziemi i tak powrócił do Ferrary. Markiz się roześmiał i Gonelli winą darował.
Zbytek margrabiów stał się powodem częstych zaburzeń, gdyż ludność przeciążona podatkami i rozmaitymi daninami nie mogła znieść finansowego ucisku, tym bardziej że dyrektorowie skarbu, Fattori generali, nadużywali swego stanowiska, aby się wzbogacać. Za Mikołaja II, syna Obizza III (1338–1388), którego zwano Il Zoppo, doszło z tego powodu do wielkich rozruchów. Trzeciego maja 1385 lud, przyprowadzony do rozpaczy wskutek nadużyć skarbnika Tomasza z Tortony, rzucił się na dom, w którym były przechowane księgi podatkowe, spalił je i zrabował mieszkanie znienawidzonego dygnitarza. Ruchowi przewodniczył notariusz Francesco Montelino, który kazał tłumom krzyczeć: niech żyje markiz! śmierć zdrajcy Tomaszowi! Ale Tomasz uciekł do zamku markiza i tam się schronił. Mikołaj II starał się dobijających się do bram uspokoić, brat jego Albert zeszedł nawet na ulicę, aby wzburzone umysły ułagodzić, ale lud nie chciał ustąpić i żądał wydania finansowej pijawki. Niespodziewanie nadszedł jeden z synów markiza, który nie wiedział, co się dzieje. Lud pochwycił go jako zakładnika, grożąc mu śmiercią, jeżeli markiz nie wyda Tomasza z Tortony. Mikołaj II wolał poświęcić swego ulubieńca aniżeli własnego syna, wydał więc dyrektora skarbu, którego lud posiekał w kawałki.
Działo się to jeszcze przed dawnym zamkiem Estów, przed dzisiejszym pałacem municypalnym naprzeciw katedry. Zamek ten okazał się za mało warownym, więc markiz po przebytym doświadczeniu postanowił wybudować zamczysko, w którym by mógł urągać wzburzonym tłumom. I w ten sposób powstało castello. W dzień św. Michała 1385 położył brat markiza, Albert d'Este, kamień węgielny pod olbrzymie mury, a z budową tak się śpieszono, że w przeciągu szesnastu miesięcy zamek stał gotowy. Pieniądze na budowę, 25.000 dukatów, pożyczył Niccoló u sąsiada, u Franciszka I Gonzagi z Mantui, a nie mając długu z czego oddać, nałożył jeszcze większe podatki aniżeli te, które ludność płaciła za czasów Tomasza z Tortony.
Na castello wybrał markiz miejsce tuż obok murów Ferrary, aby w razie potrzeby mieszkańcy fortecy mogli umknąć poza miasto. Do zamku dołączono później przepyszne ogrody, które się rozciągały aż do rzeki Padu.
Następcą Mikołaja był Alberto d'Este (1388–1393), również jeszcze taka postać stojąca na rozdrożu barbarzyństwa i kultury, złożona z samych sprzeczności. Temu markizowi oddało castello jeszcze lepsze usługi aniżeli jego poprzednikowi, gdy bowiem despota doszedł do rządów po wymordowaniu części swej rodziny, kazał tam siostrzeńcowi Obizzowi
Aldobrandino i jego matce głowy pościnać z powodu, że knuli spisek przeciw niemu. Jana z Brescji, który do zmowy należał, włóczył końmi po ulicach, a następnie powiesił, jego zaś żoną, Constanzę de Quintavalli, tudzież własnego brata, bastarda Alberta, spalił na stosie dla odmiany. Innych należących do sprzysiężenia szarpano rozpalonymi obcęgami, a następnie powieszono ich za miastem dla większego wrażenia.
Alberto d'Este ożenił się w r. 1388 z miłości z Giovanną de Roberti, córką Cabriaria, swego kamerdynera, ale nie długo był jej wiernym, gdyż niebawem zakochał się w jej matce, Margerycie dal Sale, najpiękniejszej kobiecie swego czasu, która z nienawiści do córki oddała się zięciowi.
Ten sam Alberto, po utrwaleniu swej władzy, był jednym z najlepszych książąt Ferrary, wybrał się później jako pokutnik do Rzymu, przywdział na drogę pątniczą siermięgę i trzystu dwudziestu konnych, którzy mu towarzyszyli, w ten sam sposób przystroił. W Rzymie pięciu kardynałów wyszło na jego spotkanie, a papież Bonifacy IX dał mu różę złotą, nagrodę cnoty, i pozwolił założyć w Ferrarze uniwersytet na wzór uniwersytetów w Paryżu i Bolonii. Z Rzymu wrócił Alberto chory, a przypisując swą niemoc Margerycie i sądząc, że go kochanka zaczarowała, kazał ją wrzucić do więzienia w Castelvecchio i tam udusić.
Wdzięczna Ferrara umieściła jego posąg w ubraniu pielgrzyma we wnęce na fasadzie katedry, gdzie jeszcze dzisiaj oglądać go można.
Tacy byli pierwsi markizowie Ferrary.