Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dworek pod Malwami 24 - Płomień i dym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dworek pod Malwami 24 - Płomień i dym - ebook

Na dworze w Topolanach rytm dnia jest ściśle ustalony. Pewnego dnia jednak wszystko wywraca się do góry nogami. Gospodarz Jacek Nowacki wraca do domu nie wieczorem, ale o poranku, na dodatek nie swoim powozem. Jeszcze przed śniadaniem na plac zajeżdża rozjuszony Zdzisław Skórnicki, wpada do dworu z dubeltówką i ciska gniewne groźby. Powstrzymuje go ksiądz Miodyński, który niespodziewanie również zjawia się w Topolanach. Oniemiała służba jest świadkiem ucieczki swojego pana przez okno. Oskarżony o napaść na córkę Zdzisława Nowacki długo nie wyjdzie z ukrycia.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-0177-4
Rozmiar pliku: 424 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POWRÓT PANA JACKA

_Lato 1916_

Jacek Nowacki wrócił do domu o niezwykłej porze. Śniadania jadano w Topolanach o ósmej. Pan Jacek nigdy nie lekceważył pory posiłków i wymagał punktualności w ich podawaniu.

Ale tego ranka wszystko było inaczej. Pan Nowacki, którego spodziewano się już wieczorem, pojawił się dopiero rano, tuż po wschodzie słońca. Lokaj Makary Maksymowicz otworzył drzwi i nie zdziwił się, widząc pana Jacka, ponieważ pan Nowacki przychodził czasem o dziwnych porach. Zdziwił go natomiast strój pana – przemoczony, pomięty i niekompletny.

– Czy podać kieliszek koniaku, wielmożny panie? –zapytał Makary.

Ogień w domu był wygaszony, zrobienie herbaty byłoby nieco kłopotliwe, a lokaj ocenił, że przemoczony pan potrzebuje czegoś na rozgrzewkę.

Pan Nowacki nie odpowiedział. Był blady, wzrok miał nieobecny. Bez słowa minął służącego, w przemoczonym płaszczu i przemoczonych butach poszedł wprost do swojego gabinetu.

Po kilku minutach Makary zapukał, żeby spytać, czy może podać kolację z poprzedniego wieczora. Ale nie doczekał się odpowiedzi.

Makarego zdziwiło jeszcze coś jeszcze. Pan Nowacki nie wrócił powozem, jakim wyjechał poprzedniego dnia.

O siódmej rozpalono ogień pod kuchnią, a lokaj nakazał pokojówce nakrywać do śniadania. Zanim skończyła swoją robotę, przyjechał pan Zdzisław Skórnicki ze Złotnik, dwukonną bryczką.

Ale nie zachowywał się jak zwykle, gdy nadjeżdżał powoli, z dostojeństwem, żeby go wszyscy widzieli i mogli ocenić strój i fantazję. Wpadł na podwórze jak szalony, prawie w biegu zeskoczył z kozła, nie troszcząc się o konie i biegł ku schodom z okrzykami. W ręku miał dubeltówkę.

– Zabiję! – wołał na całe gardło. – Zabiję na miejscu!

Makary próbował zasłonić sobą drzwi, ale pan Skórnicki odepchnął go ramieniem.

– Wyłaź! – krzyczał, wpadając do środka. – Wyłaź natychmiast!

Bywał w Topolanach i bardzo dobrze wiedział, które drzwi prowadzą do poszczególnych pomieszczeń. Minął korytarz, wbiegł do salonu, zajrzał do sypialni, na koniec pobiegł do gabinetu.

– Zabiję!

Dobijał się do drzwi, szarpał klamkę, wreszcię strzelił. Pocisk wyrwał dziurę przy zamku, ale nie na wylot, drzwi nadal nie dawały się otworzyć.

– Pan Nowacki postawił pod drzwiami sekretarzyk – wyjaśnił później Makary.

Zdzisław Skórnicki był bardzo wzburzony. Wykrzykiwał groźby, walił w deski kolbą dubeltówki. Miał pretensje do gospodarza, ale z jego słów, gwałtownych, pomieszanych, trudno było rozeznać, czym naraził się mu pan Jacek.

Makary próbował wpłynąć na gościa, żeby się uspokoił, ale cały czas pamiętał, że pan Skórnicki ma drugi nabój w lufie i zachowywał daleko idącą ostrożność.

Nigdy nie widział pana ze Złotnik w takim stanie, pan Zdzisław uchodził za człowieka spokojnego i nadzwyczaj opanowanego. Teraz zachowywał się niczym ranne zwierzę. Bił w drzwi krzesłem, kopał, walił kolbą.

– Ty pomiocie czarci! – wołał. – Bezbożniku! Zbóju bez sumienia!

Użył kilku mocniejszych wyrazów, ale Makary nie chciał ich powtórzyć. On sam gorączkowo myślał, jak przerwać tę groźną sytuację.

– Nie wiedziałem, co robić – opowiadał. – Bałem się, że jednak wyłamie drzwi, a wtedy wszystko skończy się tragicznie. Pan Skórnicki nie słuchał naszych próśb, koniecznie chciał się policzyć z moim panem.

Jedyny pomysł, jaki przyszedł lokajowi do głowy, polegał na tym, że zostawił na miejscu pokojówkę, by próbowała błagać o spokój, a sam pobiegł na zewnątrz domu, pod okna gabinetu. Zamierzał nie tylko podpowiedzieć panu Nowackiemu drogę ucieczki, ale i pomóc w opuszczeniu pomieszczenia.

W tym właśnie momencie nadjechał ksiądz Miodyński. Proboszcz, choć słusznego wieku i tuszy, szybko zorientował się w niebezpieczeństwie, wpadł do domu, zasłonił postrzelane drzwi i imieniem Boga usiłował powstrzymać napastnika.

– Stój! – wołał. – Albo mnie przeważnie zabij!

Pan Skórnicki opuścił dubeltówkę, ale nie chciał zdradzić powodów swojego wzburzenia. Rozpłakał się, usiadł na podłodze, a zaraz potem pozwolił sobie odebrać broń.

Tymczasem Makary przebiegł na zewnątrz domu, dopadł do okna gabinetu z zamiarem uwolnienia pana i umożliwienia mu ucieczki.

Okno zastał otwarte, a po panu Nowackim nie było śladu.

Gdy służący wrócił do domu, zobaczył dwóch mężczyzn siedzących na podłodze pod drzwiami gabinetu Nowackiego, pogrążonych w cichej rozmowie, jakby spowiedzi. Makary chciał się wycofać, dostrzegli go i ksiądz Miodyński skinął dłonią.

– Gdzie twój przeważnie pan?

– Uciekł – odpowiedział służący.

– Przez okno? – domyślił się duchowny.

– Przez okno.

Pan Skórnicki chciał wstać, ale proboszcz zatrzymał go, siłą przytrzymując na podłodze.

– Posiedźmy jeszcze – poprosił. – Słyszysz przecież, że jego tu i tak przeważnie nie ma.

Pan Skórnicki po chwili przestał się szamotać. Pół godziny później odjechali obaj bryczką księdza. Pojazd pana ze Złotnik odesłano do dworu po południu.

Pan Jacek Nowacki nie wrócił na obiad.

***

We dworze w Złotnikach ksiądz Miodyński siedział naprzeciw pana Skórnickiego i nie spuszczał z niego oka. Gospodarz uspokoił się, nie szalał już, nie wykrzykiwał, ale w jego wzroku widać było tępą determinację.

– Zabiję drania! – powtarzał. – Zabiję bez żadnej litości!

Ksiądz Miodyński przemawiał łagodnym głosem, starając się wpłynąć na porzucenie tak strasznych zamiarów.

– Spokojnie, kochany panie Zdzisławie – mówił. – Spokojnie trzeba. To grzech takie rzeczy mówić i tak przeważnie planować.

– Jak on mógł?! – syczał pan Zdzisław. – Jak mógł tak postąpić?! Gościłem go w moim domu, zapraszał nas co siebie. I nagle... i nagle coś takiego! Nie mogę uwierzyć!

Proboszcz ściskał Skórnickiego za ramię

– Zemstę pozostaw mnie, mówi Pan Bóg. Nie wolno Go wyręczać i gubić swojej duszy. Słyszysz mnie? Nie wolno gubić duszy!

A gdy pan Zdzisław warknął, że nie może ścierpieć takiej plamy na honorze, ksiądz Miodyński zauważył dobitnie, że najgorsze się jednak nie stało.

– Obroniła się Haneczka – oświadczył z uznaniem. – Przeważnie sprytem się obroniła. To najważniejsze, że nie odniosła szkody.

Ksiądz wiedział o wszystkim szczegółowo, poznał wydarzenia podczas spowiedzi.

– Nie stało się najgorsze – powtórzył. – Ty odstąp od zemsty, panie Zdzisławie. Odstępując uratujesz przeważnie swoją duszę, a i świat nie dowie się, czego wiedzieć nie powinien.

– Więc jemu miałoby to ujść na sucho?! – oburzył się Skórnicki. – Napadł na moje dziecko i miałby ujść bez kary?!

Proboszcz ścisnął ramię ziemianina.

– Bóg karę wymierzy, bądź tego pewny. A może stanie się to i szybciej, niż się nam przeważnie zdaje. Ufaj bożej sprawiedliwości. Ufaj!

***

Makary Maksymowicz, lokaj i stangret w Topolanach, przyniósł do kuchni wiklinowy koszyk.

– Włóż coś do jedzenia – polecił kucharce. – Ser, kiełbasę, chleb. I coś słodkiego. Pójdę naprzeciw pana, nie może przecież chodzić głodny.

Kucharka zakrzątnęła się nad napełnieniem koszyka, ale nie kryła wątpliwości.

– Gdzie się Makary wybiera? Przecież nie wiadomo, w jaką stronę pan poszedł.

– Poszukam.

Wziął przygotowany koszyk, dołożył do niego małą butelkę wina, wyjętą z zamykanej na kluczyk szafki. Wszystko przykrył lnianą serwetką i wyniósł przed dom, gdzie czekała już jednokonna dwukółka. Postawił koszyk przy nogach, przykrył go kawałkiem płótna.

– Niedługo wrócę – zapowiedział. – Gdybym się minął z panem, będziecie wiedzieć, co i jak.

Wcześniej poświęcił długą chwilę, aby wytłumaczyć kobietom, że nic im nie grozi. Pokojówka i kucharka obawiały się powrotu pana Skórnickiego, ale Makary twierdził, że pan Zdzisław już nie wróci z dubeltówką.

– Ksiądz proboszcz obiecał zająć się nim i przypilnować. Gdyby pan wrócił, tak i jemu powiecie. Że ksiądz proboszcz obiecał go przypilnować.

***

Makary objeżdżał okolicę, wypatrując pana Nowackiego po drogach, dróżkach i polach. Pan Jacek uciekł w ostatniej chwili, pieszo, nie mógł odejść zbyt daleko. Makary zakładał, że pan może być ukryty gdzieś w pobliżu domu, specjalnie więc jeździł powoli, kręcił się, wracał, aby pokazać, że czeka. Jechał naokoło i na skróty, nie gardząc bocznymi drogami, ścieżkami nieledwie pomiędzy polami a zagajnikami. Zaczął od wsi, choć zakładał, że nie spotka tam pana Nowackiego, ale gdyby pan kogoś spotkał, to mógłby się od niego dowiedzieć, że Makary jeździ i jeździ w kółko.

Kilkakrotnie trafiał na obrzeże niedalekiej wsi Potoka, opuszczonej od poprzedniego roku, zrujnowanej. Najpierw porzucili ją mieszkańcy, z całym dobytkiem, uciekając przed mającymi nadejść Niemcami, potem uległa częściowemu spaleniu w czasie działań wojennych, wreszcie została rozszabrowana. Resztki budowli widać było spomiędzy wysokiego zielska i chwastów – poczerniałe belki, resztki kominów, fragmenty dawnych piwnic i ogrodzeń. Kilka rodzin gnieździło się w okolicy, mieszkając w ziemiankach i jamach wykopanych w ziemi albo w zaadaptowanych do mieszkaniach kartoflanych kopcach.

Makary przypomniał sobie, że jeżdżąc z panem Nowackim, co najmniej dwa razy zatrzymywał się na skraju wioski, gdzie widniały ruiny przydrożnej karczmy, po czym dziedzic szedł pomiędzy chaszcze. Nie mówił, w jakim celu, ale lokaj Makary od razu pomyślał o spalonej wsi, gdy zastanawiał się, gdzie mógł schronić się pan Jacek.

Pojechał tam znowu, przystanął raz i drugi, nawet zawołał.

– Wielmożny panie! Czy pan tam jest? To ja, Makary.

Odpowiedzi nie było. Stangret pojechał dalej, by po jakimś czasie wrócić na brzeg wioski, znowu zawołać i ponownie nie dostać odpowiedzi.

Po kilku godzinach jeżdżenia w kółko, zaglądania w odludne miejsca, Makary uznał, że powinien wracać.

We dworze wszystko zastał w porządku – pan Skórnicki nie wrócił ze swoją dubeltówką.

– Makary spotkał pana? – zapytała służąca.

Nie musiał odpowiadać, niósł w ręku wiklinowy koszyk wypełniony jedzeniem.

– A może na obiad wróci? – pocieszyła się.

– Wróci na pewno – oświadczył Makary. – Czemu miałby nie wracać? Tu przecież jest jego dom.ALOIS KOKOSCHKA

Alois Kokoschka stał na gościńcu i patrzył w kierunku dworu w Topolanach. Niewiele mógł zobaczyć od tej strony, dom skrywał się za niewielką wypukłością gruntu i za drzewami. Bliżej, aż do samej drogi, dochodziły pola uprawne.

Alois, solidny mężczyzna, gruby i ciężki, z pewnym trudem zlazł z bryki, przekroczył miedzę i wszedł na pole. Chwycił garść żytnich kłosów, roztarł je pomiędzy dłońmi, wydmuchał plewy. Wsypał ziarno do ust, gryzł i smoktał, mlaszcząc językiem. Następnie schylił się, nabrał ziemi w garść, miętosił ją w palcach, wąchał, oceniał tłustość i wilgotność, zapach i smak.

– Dobra! – uznał z zadowoleniem.

Siedzący w bryczce mały mężczyzna odpowiedział uśmiechem.

– Mówiłem, że będziecie zadowoleni.

Alois Kokoschka wrócił na drogę, ale nie wsiadł do pojazdu. Obejrzał się za siebie, w perspektywę gościńca, wypatrując wozów. Na razie nie było ich widać.

Kokoschka w kieszonce rozpiętej kamizelki wyszukał zegarek, gruby, pozłacany, otworzył kopertę i odczytał godzinę.

– Prawie jedenasta! – oświadczył zaskoczony. – Powinni być na miejscu już godzinę temu.

– Droga ich zatrzymała – wyjaśnił z uśmiechem pośrednik. – Mają ciężkie wozy i nie mogą jechać szybko.

– Prawda – przyznał Alois. – Zapomniałem o ciężkich wozach.

Bo rzeczywiście z wozami było utrapienie. Kokoschka mógł liczyć tylko na dwa, choć miał do dyspozycji sześć koni. Cóż jednak po koniach, jeśli nie ma wozów i nie ma zaprzęgów. Dał więc do furmanek po trzy, a na wozach wydłużył platformy, żeby zmieścić jak najwięcej bagażu. Mimo upałów drogi miejscami były błotniste i wozy grzęzły bywało tak głęboko, że z trudem dawało się je wyciągnąć. Dobrze, że syn był pod ręką, posłuszny chłopak, a i po prawdzie kawał byczka, choć dopiero szesnastoletni.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: