- W empik go
Dworek pod Malwami 41 - W drodze - ebook
Dworek pod Malwami 41 - W drodze - ebook
Ignaś Kalinowski przestaje kontrolować sytuację - tak w kinie, jak i w domu. Jego żona Sabina trafia z amnezją do szpitala dla obłąkanych i przestaje rozpoznawać męża. Ich ślub jest kwestionowany przez administrację szpitala i Ignaś ma ograniczone prawa do widzenia się z Sabiną. Na dodatek Kalinowski wziął pożyczkę na leczenie żony i wierzyciele upominają się o spłatę należności. Interes filmowy nie idzie tak dobrze, jak powinien, Justyna Nowicka grozi wstrzymaniem dofinansowania. Na jaw wychodzi romans Ignacego z pracowniczką iluzjonu, Krysią. Dookoła niepokoje polityczne i zmieniający się układ sił w Europie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0160-6 |
Rozmiar pliku: | 280 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Listopad 1918_
Zabłysło światło, ludzie wstawali z krzeseł, szurając nimi po podłodze i w hałasie opuszczali kino. Ignaś Kalinowski zatrzymał projektor, zdjął film z kółka.
– Nareszcie! – w drzwiach stała uśmiechnięta Krysia Ochman. – Już się doczekać nie mogłam!
Następnego dnia wypadał jej wolny dzień. Podeszła do Ignasia i pocałowała go w usta.
– Przyjdziesz? – spytała. – Po pracy.
Kalinowski pokręcił głową.
– Nie wiem, dzisiaj chyba nie. Muszę iść do naszej chlebodawczyni.
Położyła na stole papierową torbę, w której znajdował się utarg z całego dnia. Robiła tak co wieczór, a Ignaś zamykał pieniądze w kasie ogniotrwałej, by raz na dwa tygodnie odnieść je do banku.
– Zobaczę, ile to wyświetlanie przynosi dochodu i co jest warte – powiedziała pani Justyna Nowacka.
Pierwsze tygodnie działalności kina Modern pod kierownictwem Ignasia Kalinowskiego okazały się obiecujące. Z pieniedzy otrzymanych od pani Nowackiej Ignaś spłacił długi ciążące na iluzjonie i wypłacił pensje pracownikom. Rozlepił na mieście afisze anonsujące nowy program, które spowodowały zwiększenie zainteresowania repertuarem, pojawiło się więcej widzów, co oznaczało więcej pieniędzy.
Ludzie, chcąc oderwać się od ponurej wojennej codzienności, walili na program drzwiami i oknami, toteż Ignaś i pozostali pracownicy zastanawiali się nawet nad zorganizowaniem dodatkowych seansów.
Jesienią sytuacja zaczęła się pogarszać. Pokazy w kinematografie Modern nadal szły wprawdzie przy wypełnionej sali, ale wprawne oko dostrzegłoby oznaki kryzysu. Żołnierze miejscowego garnizonu, dotąd wielka i wierna grupa widzów, byli coraz bardziej pochłonięci polityką. Wydawało się, że wyraźnie rozluźniła się dyscyplina, bez oporów dyskutowali o topniejącej potędze cesarstwa. Przebąkiwali, że nie ma sensu w dalszym pozostawaniu na wschodzie i z ogniem w oczach mówili o chęci powrotu do domu.
Ignaś Kalinowski, który całkiem nieźle znał niemiecki, słyszał te rozmowy przed pokazami filmowymi, w przerwach i po zakończeniu seansów. Obawiał się, że wkrótce może stracić dużą grupę wiernej dotąd publiczności, a co za tym idzie – widoki na większe wpływy do kasy.
Zbliżał się czas rozliczeń z panią Justyną, tymczasem zysk z kina malał, a dodatkowa działalność filmowa okazała się niewypałem.
Wprawdzie Ignaś zorganizował w hotelu Ritz dwa pokazy dla wybranej publiczności, ale dochody na tym się urwały. Poświęcił wiele czasu i wysiłku, aby nakręcić film na zamówienie kapitana Langiera. Co prawda zmarnował niemało taśmy filmowej na próby aparatu, ale efekt został oceniony jako nad wyraz zadawalający. Niestety, pokaz w hotelu Ritz przyniósł mu sto marek, co okazało się znacznie poniżej kosztów, jakie poniósł, żeby wyprodukować kilkuminutową opowiastkę o trzech nagich panienkach zabawiających się w burdelu.
Wizyta Justyny Nowackiej w Modern była bardzo krótka. Przyjechała samochodem, ubrana na czarno, sztywna i oficjalna. Obeszła salę, obrzucając ją taksującym surowym spojrzeniem, pociągnęła nosem zdegustowana mało przyjemnymi zapachami kurzu, potu wielu ludzi, taniego tytoniu.
– Nic z tego nie będzie – oświadczyła.
W krótkiej rozmowie, jaką odbyła wówczas z Ignasiem, zaznaczyła wyraźnie, że gotowa jest pomóc tylko ze względu na jego osobę.
– Kilka miesięcy, pół roku mogę jeszcze poczekać z ostatecznymi wnioskami – powiedziała. – Ale nie dłużej. Jeśli pan będzie umiał, korzystając z tych kilku tysięcy, które dałam, stworzyć dochodowy interes, zastanowię się. Ale tylko pod warunkiem, że będzie przynosił realne zyski.
Za trzy miesiące upływał wyznaczony czas, a widać było gołym okiem, że choć nie idzie źle, perspektywy na większe wpływy są raczej marne.
– Co zrobimy? – spytała Klara Lippman na zebraniu pracowników.
Było ich teraz pięcioro – Ignaś, Lippmanówna, Krysia Ochman w kasie, stróż Wincenty oraz pomocnik do wszystkiego, szesnastoletni Leszek. Dzielili się obowiązkami i dochodami, z trudem wiążąc koniec z końcem, gdyż Kalinowski musiał w każdym miesiącu przeznaczać trzysta marek na spłatę zobowiązań wobec właścicielki.
Ignaś wrócił właśnie z rozmowy z pełnomocnikiem pani Nowackiej, którego sondował na temat przedłużenia terminu płatności lub możliwości dofinansowania przedsięwzięcia. Adwokat odmówił.
– Moim zdaniem interes kinowy ma przyszłość – powiedział wprawdzie – ale należy ona do tych, co mają dość środków. Najlepiej własnych.
***
Młody Kalinowski miał także inne zmartwienia.
– Nie poznała mnie – powiedział do kasjerki.
– A w dodatku nie chcieli mnie do niej wpuścić. Że niby nie jestem z rodziny.
– Ale to jakby twoja żona – przypomniała Krysia Ochman.
Ignaś wzruszył ramionami.
– Właśnie – zauważył sucho. – Jakby żona. Oznajmili mi, że nie brałem prawdziwego ślubu, więc ona nadal nazywa się Sabina Lulewicz, a ja nie mam żadnych specjalnych praw. Mogę ją odwiedzać, mogę łożyć na utrzymanie szpitala.
W prowadzonym przez siostry zakonne Zakładzie Świętego Ducha, gdzie od tygodni przebywała Sabina, był tylko jeden raz.
– To amnezja – oznajmił lekarz. – Zdarza się po silnym wstrząsie, a taki pacjentka przeżyła. Nie wiadomo, jak długo to może potrwać. Słyszałam o pacjentach, u których objawy mijały po kilku tygodniach.
– Aha – powiedział Ignaś. – Więc to chwilowe.
– Takie przypadki są jednak rzadkie – ciągnął doktor. – Zwykle rozciągają się na miesiące albo i na lata.
– Na miesiące?
– W najlepszym razie. Raczej na lata.
Kalinowski wyszedł ze szpitala zdruzgotany.
– Nie poznała mnie – powiedział później do Krysi Ochman. – Leżała w łóżku i patrzyła w sufit. Nawet nie mrugnęła okiem.
Kasjerka miała smutną minę. Podeszła do siedzącego mężczyzny i przytuliła jego głowę.
– To ciężka próba – szepnęła. – Bardzo ciężka.
Za ścianą, w pokoju z przesłoniętymi oknami, leżała od wielu miesięcy jej umierająca matka.
– Musiało ci być przykro w tym szpitalu – zauważyła panna Krysia. – Opowiadałeś, że zawsze był taka żywa i wesoła. Ale wiesz, w tej sytuacji to może to nawet i lepiej...
Ignaś żachnął się gniewnie.
– Dla kogo lepiej? – spytał nerwowo.
Ochmanówna delikatnymi gestami przełamała jego nagłe nastroszenie i opór. Głaskała go po włosach łagodnymi ruchami, aż wreszcie uspokoił się i odprężył.
– Może lepiej dla wszystkich – szepnęła.
***
Człowiek, który przeszedł pewnego wieczora do kabiny projekcyjnej kina Modern, nie zamierzał owijać w bawełnę.
– Albo pan płaci, albo inaczej porozmawiamy. Ignaś próbował załatwić sprawę polubownie.
– Lada moment spłacę wszystko. Proszę o przedłużenie terminu.
– Termin był już przedłużany. Dłużej czekać nie możemy.
Klara Lippman słyszała część tej rozmowy i gdy tylko nieznajomy opuścił kino, natarła na Kalinowskiego.
– Czego chciał ten podejrzany typ?
– Jaki typ?
– Tylko nie udawaj! – oburzyła się, że próbuje tak nieudolnie wykręcić się od odpowiedzi. – Słyszałam, że chciał pieniędzy. Za co mu płacisz, co? Szantażysta, tak?
Ignaś usiadł na wysokim krześle operatora.
– Nie mam już siły – powiedział zmęczonym głosem. – Na pewno chcesz się o tym dowiedzieć?
– Pewnie! Muszę wiedzieć, co się dzieje z moją pracą i moimi zarobkami. Chyba nie zamierzasz naśladować Wajnera i puścić nas wszystkich z torbami?
Ignaś siedział z opuszczonym i ramionami.
– Chodzi o Sabinę – wyjaśnił cichym głosem.
– Jest w zakładzie dla obłąkanych. Pożyczyłem trochę pieniędzy na ten cel od pewnych ludzi. Teraz domagają się zwrotu. Nawet gdybym zabrał ją do domu, sprawy to nie załatwia, bo nie mam pieniędzy
Panna Lippman zmarszczyła brwi.
– To bez sensu, żeby trzymać ją w domu – zgodziła się. – Musi wyzdrowieć. W dodatku potrzebuje stałej opieki, a nie stać cię, żeby zatrudnić pielęgniarkę. Przecież samej jej nie zostawisz, bo to dla niej niebezpieczne.
– Nie wiem, co mam zrobić – poskarżył się. – Czego bym sie nie tknął, nic mi się nie udaje. Kinowy interes rozłazi się w szwach, żoną nie potrafię się zaopiekować...
– I jeszcze romansujesz z Krysią – przypomniała.
Spojrzał zaskoczony.
– To wiesz o tym? Powiedziała ci?
Pokręciła głową.
– Ani słowa. Sama się domyśliłam. Krysia zachowuje się zupełnie inaczej niż do tej pory. Wystarczy zobaczyć, jak na ciebie patrzy, a potem zauważyć, że nie chodzi do restauracji, co kiedyś bardzo lubiła. Teraz biegnie do domu zaraz po pracy, a pewien mężczyzna także tam zaraz za nią podąża...
Potwierdził gestem.
– Nie zaprzeczam – przyznał się.
Klara Lippman zrobiła zmartwioną minę.
– Nie jestem zachwycona – oświadczyła. – Lubię cię, Ignasiu, pracujemy razem, ale drań z ciebie!
– Tak?
– Przecież ty ją zostawisz! Porzucisz. Jak zostawiłeś Sabinę. A pewnie wcześniej jeszcze kogoś.
Nie odezwał się.
– No pewnie, że tak – powiedziała Lippmanówna z przekonaniem w głosie. – Na pewno tak. Nie jesteś lepszy od innych.
Wzruszył ramionami.
– Miałaś mnie za lepszego?
– Nie. Dlatego nie jestem rozczarowana.
Nie przyznał się, że część długu spłacił pieniędzmi przeznaczonymi dla Justyny NowackiejSNY O WOLNOŚCI
Niemiecka administracja okupacyjna działała znowu. Odbierała kontyngenty żywnościowe, kierowała fabrykami, pilnowała ładu i porządku. Brakowało jednak poczucia stabilności, jakie Niemcy odczuwali jeszcze przed kilkoma miesiącami. Nie mieli pewności, co i jak się wydarzy, a oznaki kryzysu w armii zaczynały być coraz wyraźniej widoczne. Oficerowie chodzili po mieście nieporządnie ubrani, często nieogoleni, nierzadko pijani. Żołnierze nie oddawali im honorów, świadomi zanikającej władzy wojskowej. Nie chcieli już się bić, pragnęli wracać do domów, mieli dość wojaczki. Wpływ rewolucyjnej agitacji, jakiej podlegali w ostatnich latach, był bardzo szeroki.
***
Nabożeństwo w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Zabłudowie odprawiono w intencji odzyskania przez Polskę niepodległości– z wiarą modlono się o odzyskanie granic, scalenie w jeden organizm rozdartego przez zaborców kraju.
Później na spotkaniu sąsiedzkim mówiono z zachwytem, że wreszcie po 123 latach niewoli Polska stała się niezależnym państwem.
Jeszcze na razie tylko w granicach przedwojennego Królestwa Polskiego, jeszcze w nieokrzepłym nowym kształcie, ale już polskim, przez tyle lat wyczekiwanym i wytęsknionym.
– Jak to nie ma Księstwa Poznańskiego? – dziwowała się pani Katarzyna. – Jak Polska może istnieć być bez Poznania? Alianci chyba zupełnie nie liczą się z naszymi interesami, skoro przyszło im do głowy narysować na mapie taki kaleki stwór.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.