- W empik go
Dworek pod Malwami 44 - Czerwone korale - ebook
Dworek pod Malwami 44 - Czerwone korale - ebook
Kurpik z niepokojem przyjmuje wiadomość o wizycie Michała Kalinowskiego u Justyny Nowackiej - obawia się, że przejmie on zarząd nad Złotnikami, a to oznaczałoby dla Kurpika utratę pracy. Okazuje się jednak, że doglądaniem posiadłości zajmie się Ignaś Kalinowski, a z nim robotnik ma nadzieję się dogadać. Wizyta pana Kalinowskiego u pani Justyny poprzedzona została rozmową z jej prawnikiem, który wyjaśniał dziwne zachowania swojej klientki i przepraszał za własne nietaktowne żarty. Pod nieobecność Michała hrabina von Tromm odwiedza ciężarną Franciszkę.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0157-6 |
Rozmiar pliku: | 307 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Kwiecień 1920_
Kurpik nie posiadał się z radości. Obawy, które nie opuszczały go od tygodni, rozwiały się jak dym. Gdy jakiś czas wcześniej pani Nowacka oznajmiła, że zamierza dać majątek Złotniki w zarząd panu Kalinowskiemu, omal nie skręcił się ze złości. Nie dość, że dziedzic z Kalinówki ma dosyć swojego, to jeszcze miałby korzystać na zarządzania folwarkiem, którego on, Kurpik, dogląda, pilnuje i strzeże? Wiadomo przecież, że z panem Michałem Kalinowskim Kurpik nie dogada się nigdy. Dziedzic mu nie wybaczy dawnego postępowania, on zresztą o wybaczenie nie stoi. Nie daruje nie tylko dawnych grzeszków, napuszczania ludzi, szkodzenia w uprawach i hodowli, a jeszcze jest przecież i ta sprawa z Wandzią. Córka poszła za pana Jasińskiego, za którego matka dziedzica chciała wydać swoją podopieczną, ponoć daleką krewną. Kalinowski nie zapomni zniewagi i Kurpik będzie musiał szukać dla siebie nowego schronienia. Lepszego miejsca niż w Złotnikach pod skrzydłami pani Nowackiej nie znajdzie, choćby i cały świat przewędrował.
Gdyby majątek objął kto inny, Kurpik miał nadzieję się dogadać, a przynajmniej nie stracić swojej pozycji. Przy dziedzicu z Kalinówki nie miał co marzyć nawet o próbach się jakiegokolwiek porozumienia. Prędzej pan Michał psami go poszczuje, niż zechce rozmawiać i układać się.
Rozżalony i rozczarowany podjął już decyzję o zrezygnowaniu z pracy w Złotnikach i rozważał, kiedy lepiej wybrać się do pani Nowackiej z podziękowaniem za służbę – rano czy wieczorem.
Ostatecznie wybrał porę wieczorną. Jak co dnia poszedł zanieść klucze i zameldować, że wszystko w porządku.
Był chłodny dzień, ciemno już, na werandzie paliło się światło. Wszedł jak zawsze, specjalnie głośno otwierając drzwi, aby słychać go było wewnątrz domu. Wszedł i czekał. Po miesiącach tego samego rytuału doskonale wiedział, ile może to potrwać. Zwykle po małej chwili pani przychodziła i odbierała meldunek, chyba, że trafiła się wizyta aptekarza Kamińskiego, wtedy musiał czekać dłużej.
Tak było teraz. Aptekarz przywiózł te swoje mikstury czy pigułki, które tak osłabiały wielmożną panią, że na jakiś czas prawie traciła świadomość. Po tamtym razie, gdy znalazł ją nieprzytomną na podłodze, kazała mu trzymać się z daleka. Miał po wizycie Kamińskiego czekać, aż zapadnie mrok. Przyszedł później niż zwykle, prawie już w nocy. Pani Nowacka otulona w czarny, powłóczysty szlafrok wyszła z głębi domu, spojrzała na Kurpika zamglonym wzrokiem i zmarszczyła brwi, jak gdyby chciała sobie przypomnieć, kim jest i w jakim celu do niej przyszedł.
– Wszystko w porządku, wielmożna pani. Zamknięte jak należy.
– Dobrze, Kurpik – odpowiedziała i gestem kazała położyć klucze na służącej do tego tacy.
Jeśli pani Nowacka miała dla niego jakieś polecenia na dzień następny albo na kolejny tydzień, mówiła o nich właśnie podczas wieczornych spotkań.
– Jutro mam gości – powiadomiła. – Przyjedzie pan Michał Kalinowski. Bądź tak dobry i nie rób żadnych wstrętów dziedzicowi z Kalinówki. Znam cię dobrze i wiem, że miałbyś ochotę.
Kurpik chciał zaprzeczyć, ale nie zrobił tego, ponieważ wielmożna pani nie lubiła, by się odzywał nie pytany.
– Prawdopodobnie zostanie cały wieczór – wyjaśniła Justyna. – Klucze zostawisz w stałym miejscu. To dobry sposób. Gdy pan Ignaś Kalinowski obejmie zarząd, zapewne utrzyma ten zwyczaj.
– Pan Ignaś, wielmożna pani? – zdziwił się Kurpik. – Myślałem, że pan dziedzic będzie zarządzał.
Pani Justyna spojrzała na Kurpika zimnym wzrokiem.
– Dziedzic ma dość swoich spraw gospodarskich. Przyjedzie tu towarzysko, nie dla rozmów o interesach.
Odetchnął z ulgą. Z panem Ignasiem na pewno się dogada. Z młodym Kalinowskim to zupełnie inna rozmowa, jego łatwo przekabacić i omamić. W każdym razie z młodszym panem Kalinowskim nie jest pokłócony, a to znaczy, że jeszcze nie wszystko stracone. Trzeba tylko nieco sprytu i odrobiny uległości, a ciepłe, bezpieczne miejsce zostanie uratowane.
Kurpik miał powody do zadowolenia. Radość i poczucie siły ogarnęły go do tego stopnia, że gdy oznaczonego popołudnia w Złotnikach pojawił się pan Michał Kalinowski, Kurpik był nie tylko uprzejmy, ale prawie serdeczny.
– Moje uszanowanie panu dziedzicowi! – wołał z daleka, kłaniając się kapeluszem.
Podbiegł, by przytrzymać konia, zapewnił, że odprowadzi do stajni i zadba jak należy. Pan Michał był nieco zaskoczony tak entuzjastycznym przyjęciem, ale nie odezwał się i w żaden sposób nie ujawnił, czy jego myślenie o Kurpiku uległo zmianie na lepsze.
* * *
Do wizyty Michała Kalinowskiego w Złotnikach doszło dość niespodziewanie. Pan Michał, który wielokrotnie odżegnywał się od spotkania z panią Justyną Nowacką, uległ argumentacji jej pełnomocnika prawnego.
– Pani Nowacka potrzebuje pańskiej pomocy – oświadczył Thomas Wizner.
Wpadli na siebie na ulicy w Białymstoku, a jak wynikało ze słów adwokata, spotkanie nie było przypadkowe.
– Już od jakiegoś czasu usiłuję nawiązać bezpośredni kontakt z panem dziedzicem – wyjawił Wizner. – Brakowało mi jednak śmiałości, aby udać się do Kalinówki. Wreszcie, gdy się na nią zdobyłem, spotykam pana dziedzica. Czy to nie wyraźny znak?
Pan Michał nie miał nic przeciw rozmowie.
– Czemu obawiał się pan przyjechać? – spytał Kalinowski. – Nie pogryzłbym pana.
Prawnik wskazał gestem pobliską cukiernię Lubczyńskich.
– Zatem nie odmówi pan chwili rozmowy? – ucieszył się i zaproponował: – Może wejdziemy na kawę i kieliszek koniaku?
Gdy już usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie, Thomas Wizner od razu przystąpił do rzeczy.
– Ja, panie dziedzicu, wiem może więcej, niż by to wynikało z mojej funkcji przy właścicielce Złotnik – oznajmił. – A czego nie wiem, to się domyślam. Proszę mi wybaczyć tę dociekliwość, jest pewnie skutkiem moich zainteresowań zawodowych.
Kalinowski pokręcił głową.
– Jest pan drugim czy trzecim prawnikiem, który w ostatnim czasie przemawia do mnie zagadkami – zauważył. – Wolałbym, skoro już rozmawiamy, byśmy mówili wprost. To obu nam oszczędzi czasu.
Adwokat skinął głową z zadowoleniem.
– Bardzo chętnie – zgodził się. – Zatem, jeśli pan pozwoli, wyjaśnię powody nagabywania i zawracania panu głowy. Otóż, chodzi o w pewnym sensie o moją klientkę i byłbym nieskończenie wdzięczny, gdyby pan dziedzic zechciał się zastanowić, czy nie byłby skłonny udzielić pomocy...
– Kto potrzebuje pomocy? – upewnił się Kalinowski. – Pańska klientka czy pan? W jednym i w drugim przypadku, obawiam się, zupełnie nie jestem w stanie...
– Ależ przeciwnie, panie dziedzicu, przeciwnie – uśmiechnął się adwokat. – Ma pan opinię znakomitego fachowca w sprawach gospodarczych, a tego tematu dotyczy mój kłopot. Moja klientka, choć jest właścicielką sporego folwarku, niewiele zna się na tych sprawach, polega na opinii doradców, w tym także mojej, ale nie ukrywam, że żaden ze mnie ziemianin. Tymczasem bardzo wiele mówi się o rozmaitych planach rządowych dotyczących reformy rolnej, parcelacji majątków, nadawaniu ziemi chłopom. Niewiele rozumiem z tych dyskusji, bo nie znam języka polskiego, nie potrafię przeczytać gazet z tymi wszystkimi propozycjami i projektami.
Pan Michał uśmiechnął się z pobłażaniem.
– Projektów jest tak wiele, że nawet wytrawny polityk może mieć kłopot z ogarnięciem wszystkich – zauważył. – Przecenia więc pan moje zorientowanie w tych kwestiach. Owszem, te sprawy rzeczywiście mnie interesują, przynajmniej w tym zakresie, w jakim mnie mogą dotyczyć.
Rozmowa została przerwana, gdyż podano koniak i panowie przez jakiś czas wymieniali opinie na temat jakości trunku. Dopiero po chwili adwokat Wizner podjął rozpoczęty wątek.
– Pani Nowacka potrzebuje wsparcia dobrą radą – oświadczył. – Spytała mnie, czy nie podjąłbym się pomówić z panem na tematy ziemi i nie przekonał pana, by zechciał wystąpić wobec niej jako...
– O, nie! – przerwał dość szorstko pan Michał. – Staram się unikać doradzania komukolwiek, zwłaszcza w sprawach majątkowych.
Prawnika nie zraził zdecydowany ton Kalinowskiego.
– Chciałem poprosić pana nie tyle o radę, co o wyjaśnienie tych wszystkich zawiłości. Rozumiem naturalnie pańską postawę, ale zapewniam, że nie powodu żywić jakichkolwiek obaw. Pomyślałem sobie po prostu poprosić pana, by zechciał porozmawiać z panią Nowacką. Nie będę miał za złe, jeśli pan odmówi, nie będę też wnikał w powody odmowy. Proszę jednak pozwolić przedstawić okoliczności tej propozycji.
Pochylił się w stronę Kalinowskiego.
– Wielce szanowny panie dziedzicu – przemówił życzliwym, łagodnym tonem. – Ja wiem, że może pan mieć pewien uraz do mojej klientki. Ona, bardzo wrażliwa kobieta, na którą w krótkim czasie spadło wiele nieszczęść i niepowodzeń, czasem może istotnie zachowywała się dziwnie, niezrozumiale, żeby nie powiedzieć ekscentrycznie. Chciałaby jednak, aby stosunki z sąsiadami układały się jak najlepiej. Wiele razy wspominała z wielkim sentymentem czasy, gdy wszyscy sąsiedzi odwiedzali się wzajemnie, pomagali sobie w miarę potrzeb, okazywali szacunek i życzliwość. Jestem upoważniony przekazać panu jej wyrazy ubolewania i zapytać pana, czy przyjąłby pan jej przeprosiny?
Takiego obrotu rozmowy pan Michał się nie spodziewał. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
– No cóż – bąknął. – trochę mnie pan zaskoczył, mecenasie. Nie oczekiwałem i nie oczekuję przeprosin ze strony pani Nowackiej.
Uśmiech nie schodził z twarzy prawnika.
– Jak już wspomniałem, panie dziedzicu, potrafię wyciągać wnioski nawet w sprawach, które nie do końca wydają się jasne. Pozwoli pan, że będę absolutnie szczery?
Kalinowski skinął głową.
– Nie wiem, czy dobrze pana zrozumiałem – zauważył. – Pomiędzy zwykłymi ludźmi panuje zgodna opinia, aby nie ufać zanadto prawnikom.
Thomas Wizner wypił koniak, gestem poprosił kelnera o następny.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.