- W empik go
Dworek pod Malwami 51 - Dobry uczeń - ebook
Dworek pod Malwami 51 - Dobry uczeń - ebook
Justyna Nowacka porzuciła swój polski majątek i wyjechała do Szwajcarii. Ziemia w Złotnikach została rozparcelowana i najlepsze działki poszły w ręce miejscowych, w tym dawnego ekonoma Kurpika. Michał Kalinowski stracił tym samym jedno zajęcie, wolną przestrzeń zapełnił jednak kolejną pasją - sadownictwem. Hrabina von Tromm z niepokojem myśli o przyszłości Barbarki. Jej biologiczna matka, Adzia Semkowicz, wyszła z więzienia i zamieszkała nieopodal. Pani Olga ma obawy, że kobieta w końcu zorientuje się, że Barbarka jest jej córką. Michał Kalinowski doradza, by pod żadnym pozorem nie wyznawać prawdy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0150-7 |
Rozmiar pliku: | 339 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Wiosna 1927_
Michał Kalinowski rzadko teraz odwiedzał Złotniki. Uwolnienie z kontraktu, który zobowiązywał go do administrowania majątkiem Justyny Nowackiej, przyjął z zadowoleniem.
– To wielka ulga – oznajmił. – Miałem z tym tylko utrapienie. A i zarobek nie był taki, jakiego się spodziewałem.
Rozwiązanie kontraktu nadeszło wraz z wiadomością, że część majątku idzie do parcelacji. Właścicielka sprzedała kilkaset hektarów na rzecz skarbu państwa, a ziemia prawie natychmiast została podzielona i poszła w chłopskie ręce. Pan Michał nie uważał, żeby to był dobry pomysł, zwłaszcza, że adwokat Wizner, pełnomocnik właścicielki, wykonał wszystko za jego plecami, nie pytając o radę i pomoc.
– Oddał najlepsze role, zostawił gorsze.
Ziemię kupili chłopi głównie z Nowosadów i Klewinowa na dogodnych warunkach spłaty. Jeden tylko Kurpik, dawny ekonom pani Nowackiej, o którym mówiono, że podobno dostał spadek z Ameryki, zapłacił żywą gotówką.
W Złotnikach pozostało tylko nieco ponad dwieście hektarów, a Kalinowski spodziewał się, że i te resztki zostaną przeznaczone na działki.
– Szkoda, bo majątek zaczął wyglądać coraz lepiej.
Pani Justyna zdawała się mało interesować tymi sprawami, po raz kolejny zawiadomiła o przeszkodach uniemożliwiających przyjazd do Polski. Na list Kalinowskiego odpowiedziała po długim milczeniu, gdy wszelkie formalności związane ze sprzedażą większości Złotnik zostały już przeprowadzone. Potrzebę pozbycia się folwarku uzasadniała ważnymi powodami.
– Z tym trudno dyskutować – powiedział pan Michał po przeczytaniu listu. – W końcu to jej własność.
– Widocznie potrzebuje pieniędzy w tej swojej Szwajcarii – zauważyła Franciszka.
Dla niej odwołanie przyjazdu dawnej rywalki było powodem do radości. Mąż nie jeździł do Złotnik pod fałszywymi, jak czasem podejrzewała, pretekstami i więcej czasu mógł spędzać w Kalinówce.
Miał zresztą nową pasję. Baron Jan Bisping był właścicielem wielkiego sadu, gdzie rosło pięćset jabłoni i dwieście grusz i dzięki temu pan Michał spodziewał się zdobyć nowe źródło niemałych dochodów. Jeszcze jesienią sprowadził z Massalanów sadzonki drzew owocowych, bo zaplanował urządzenie w Kalinówce nowego sadu.
Swoim przykładem zaraził też mieszkańców okolicy. Przy wiejskich zagrodach zaczęły powstawać sady i sadki, chłopi mieli wreszcie dość ziemi, żeby posadzić na niej także drzewa owocowe. Nie należało się spodziewać plonów już zaraz, ale były możliwe w nieodległej przyszłości. Pan Michał sprowadzał drzewka młode, ale już podrośnięte, które wykopywano wraz ziemią i sadzono na przygotowane miejsca. Były to odmiany odporne na miejscowe warunki glebowe i klimatyczne, co oznaczało, że już za kilka lat powinny dać owoce.
Dawny pomysł Ignasia, by wzbogacić wsie sadami, spełniał się teraz, ale pan Michał nie wspominał starszego syna, jednak wielu pamiętało, że to panicz Ignaś przekonywał kiedyś o pożytkach płynących z posiadania drzew owocowych koło chałupy.
***
Baronowa Olga von Tromm wiedziała, że Adzia Semkowicz jeszcze w grudniu opuściła więzienie i zamieszkała w leśniczówce Mieczysława Kowalewskiego położonej nieopodal majątku pułkownika Kawelina.
Nie pojechała jednak z wizytą do dawnej podopiecznej, nie zaprosiła jej także do Jeronimowa w odwiedziny, ograniczając się do krótkiego zdawkowego listu z życzeniami pomyślności w nowym roku.
– Tobie mogę się przyznać, że to trochę z powodu niezręczności sytuacji, ale przede wszystkim z lęku o los Barbarki – powiedziała do Kalinowskiego.
– Nie należy się spieszyć – odparł pan Michał. – Niezręczność, o której mówisz, zapewne dokucza i pannie Semkowicz. Jest przecież winna nieposłuszeństwa wobec ciebie, może obawia się, że nie potrafi wytłumaczyć swojego zachowania i nie znajdzie słów na przeproszenie. A i sposobu na okazanie wdzięczności za twoją wieloletnią pomoc. Trudno się temu dziwić...
Pani Olga pokręciła głową.
– Żeby tylko o to chodziło, ułatwiłabym jej sytuację! – westchnęła. – Odpokutowała za swoje. Ale boję się rozmowy o dzieciach. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl, że chciałaby mówić o dziewczynce urodzonej w więzieniu. Co zrobię, jeśli ona poprosi, żebym odszukała jej dziecko? A jak zapyta, czy coś słyszałam o jego losach? Mam skłamać, że nic o tym nie wiem?
Baronowa traktowała Barbarkę jak własną córkę i nie dopuszczała nawet myśli, że mogłaby oddać ją komukolwiek, choćby i prawdziwej biologicznej matce.
– Wiedziałam, że do takiej rozmowy kiedyś dojdzie, ale miałam nadzieję, że jeszcze nieprędko. Jeszcze nie jestem gotowa. Wątpię, czy kiedykolwiek będę.
Zbliżały się urodziny Barbarki i baronowa von Tromm, planując jak co roku wielkie przyjęcie w Jeronimowie, zastanawiała się nad wysłaniem zaproszenia także do Adzi Semkowicz.
– Nie powinnam jej pomijać, tym bardziej, że w ubiegłym roku zaprosiłam Mieczysława Kowalewskiego. Jednakże obawiam się tego spotkania i rozmowy...
Michał Kalinowski powtórzył argumenty, które już wcześniej przytaczał w licznych rozmowach z Olgą.
– Nikt nie wie, co się stało z dzieckiem Adzi Semkowicz – przypomniał dobitnie. – Nawet w więzieniu, gdzie zapewne pytała. Tym bardziej ty nie możesz mieć o tym pojęcia, bo i skąd. Rozumiemy, że Adzi może być przykro z powodu utraty dziecka, może nawet cierpi, ale dla dobra Barbarki w żadnym wypadku nie możesz jej zdradzić prawdy. Choćbyś się miała zaprzeć w żywe oczy.
Tylko nieliczni orientowali się, kim naprawdę jest Barbarka i w jaki sposób trafiła do domu pani baronowej. Dziewczynka wychowywała się w Jeronimowie od pierwszych dni życia, mówiła do baronowej „mamo” i nie przyszłoby jej do głowy kwestionować tego oczywistego stanu.
Z kilku osób, które znały prawdę o podrzutku niby znalezionym pod kościołem w Zabłudowie, dwie – pani Katarzyna Kalinowska i gospodyni księdza Miodyńskiego – już nie żyły, a trzy pozostałe zaprzysięgły milczenie. Dla służby pałacowej, dla dzierżawców, pracowników i ludzi z okolicy Barbarka była córką zmarłej siostry pani Olgi. To stanowiło tamę dla plotek, gdyż baron Aleksander von Tromm umarł jeszcze przed urodzeniem dziewczynki, więc nie mógł być jej ojcem, a zatem i pani Olga jej prawdziwą matką.
– Nie masz wyjścia, moja droga – przekonywał Kalinowski. – Jeśli przyznałabyś, że masz wiedzę o córce Adzi Semkowicz, musiałabyś wyjaśnić także, dlaczego przez tyle lat nie wspomniałaś o niej słowem. Więcej – nie tylko wiedziałaś o istnieniu dziewczynki, ale miałaś zasadniczy wpływ na jej losy. To, że Barbarka dobrze trafiła, nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się twoje kłamstwo wobec jej matki. Uwierz mi, że dla wszystkich będzie najlepiej, jeśli zachowasz tajemnicę. Kiedyś, gdy Barbarka osiągnie pełnoletność, wtedy może zechcesz rozważyć, czy powinnaś ujawnić prawdę. Moim zdaniem – nie. Ani teraz, ani potem. Ale sama zdecydujesz w swoim czasie, choć mam nadzieję, że zostanie jak jest.
Pani von Tromm uśmiechnęła się blado.
– Nie sądziłam, że tak mi będzie ciążyć ta sytuacja – przyznała się. – Nie ma dnia, żebym o tym wszystkim nie myślała...
Pan Michał serdecznym gestem ujął dłoń kobiety.
– Olgo, musisz zdobyć się na odwagę – przekonywał. – Inaczej spowodujesz nieszczęście dla was wszystkich. Postaw sobie kluczowe pytanie: czyje dobro jest w tej sprawie najważniejsze? Czy nie Barbarki właśnie? To miła, szczęśliwa dziewczynka, którą czeka wielka przyszłość. Chcesz zburzyć jej świat, a ją samą unieszczęśliwić? Adzia przeżyła swoje, być może tęskni do dziecka i teraz, ale to nie jest tęsknota do nikogo konkretnego, tylko do czegoś dalekiego i nieokreślonego. Ból, jaki odczuwała, gdy jej zabierano córeczkę, na pewno się już zmniejszył. A jaki będzie twój, gdybyś musiała oddać Barbarkę? Zapewne znacznie większy, bo znasz to dziecko, kochasz je i nie zniesiesz, że może mu się stać krzywda, gdy wyjdzie spod twojej opieki. Nie ma sposobu, moja droga. Nie da się tak ułożyć sprawy, żeby Barbarka miała dwie matki. Może i powinna mieć tylko jedną. Mamy więc do czynienie z jedną szczęśliwą dziewczynką i dwiema kobietami, które czasem dręczą wspomnienia i poczucie winy. Jeśli zrobisz coś nieodpowiedzialnego, nieszczęśliwe będą wszystkie trzy.
– Adzia chyba nie – zauważyła baronowa. – Jeśli odzyska córkę....
Pan Michał zaprzeczył stanowczo.
– Adzia również będzie nieszczęśliwa – tłumaczył. – Ona przecież zupełnie nie zna Barbarki, niczego o niej nie wie, a my nie mamy pojęcia, czego spodziewałaby się po córce. Dostałaby pod opiekę kogoś, kto może odbiega od jej wyobrażeń. Moim zdaniem nie należy oczekiwać głębokiego uczucia miedzy nią i dzieckiem, ale na pewno skończy się miłość miedzy tobą i Barbarką. Ona nigdy ci nie wybaczy. Ani tego, że wzgardziłaś jej miłością, że ją okłamałaś, a w końcu również dlatego, że ją odepchnęłaś od siebie...
Pani Olga siedziała z pochyloną głową. Po chwili wyprostowała się, oczy jej rozbłysły i z czułością pocałowała Kalinowskiego w policzek.
– Jesteś bardzo mądrym człowiekiem, Michale – powiedziała. – Jestem szczęściarą, że mam takiego dobrego, wiernego przyjaciela. Dziękuję ci z całego serca. Wzmocniłeś mnie, przekonałeś. Najważniejsza jest Barbarka i jej szczęście.
Pan Michał smutno pokiwał głową.
– Tak to właśnie jest – zauważył. – Doradzać komuś czasem mi się udaje, ale w swoim życiu i w swojej rodzinie jestem znacznie mniej mądry, a czasem zupełnie bezradny.NA ODLUDZIU
Adzia Semkowicz stała przed domem i karmiła kury, sypiąc ziarno z fartucha.
– Zapowiada się wielka uroczystość – powiedział Mieczysław Kowalewski. – Urodziny jej córki, Barbarki. Pani baronowa przysłała zaproszenie i dla nas.
W Jeronimowie jak każdego roku o tej porze szykowano się do wielkiego przyjęcia mającego uświetnić dziesiąte urodziny Barbarki.
Adzia pokręciła głową przecząco.
– Nie jestem gotowa – odpowiedziała. – Mam wobec pani baronowej dług, jeszcze nie jestem gotowa spojrzeć jej w oczy.
Leśniczy podszedł i objął ją ramieniem.
– To dobra okazja. W czasie przyjęcia jest tak wielu ludzi, że z nikim nie ma czasu porozmawiać oddzielnie. Więc i pani baronowa nie będzie zajmować się nami. A ty będziesz miała okazję przyzwyczaić się do jej obecności.
– Nie jestem gotowa – powtórzyła Adzia.
Kowalewski skinął głową. Wszystko robił dokładnie tak, jak sobie tego życzyła. Była zamknięta w sobie, nie wyjaśniała swoich myśli. Odgadywał je, albo pytał czy wolałaby postąpić w taki lub inny sposób.
Adzia wytrzęsła z fartucha resztę ziarna i popatrzyła na leśniczego prosząco.
– Czy musimy tam iść? To konieczne?
Kowalewski skinął głową.
– Powinniśmy – stwierdził z przekonaniem. – Pomijając, że nie wypada odrzucić zaproszenia, to będzie przyjemne i wesołe przyjęcie. Rozerwałabyś się trochę. Ale oczywiście poczekamy, jeśli nie czujesz się na siłach.
– Boję się – odpowiedziała. – Zobaczyć naraz wielu ludzi, z których niektórzy na pewno są mi znajomi? Nie, nie ...
– Więc nie pójdziemy – zdecydował natychmiast Kowalewski. – Pani baronowa może się nie pogniewa. Zresztą, będzie miała wielu gości. Mnie raczej chodziło o ciebie. Żebyś powoli zaczęła wychodzić z domu.
Adzia spojrzała na niego z niepewnością.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.