- W empik go
Dworek pod Malwami 56 - Wikcia - ebook
Dworek pod Malwami 56 - Wikcia - ebook
Józik Kalinowski ma poważne wyrzuty sumienia ze względu na swój romans z Heleną Kapustą. Dopiero po głębokiej spowiedzi chłopak odzyskuje spokój ducha i obiecuje sobie poprawę. Ubrania po zmarłej Katarzynie zyskują drugie życie - czternastoletnia Wikcia robi z nich użytek, urządzając - ku zdziwieniu domowników - spektakularne przebieranki. Franciszka martwi się brakiem wiadomości od Haneczki. Trwają poszukiwania Witolda Sidorowicza, który zaginął gdzieś w okolicach Bieguna Południowego i słuch po nim zaginął.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0145-3 |
Rozmiar pliku: | 262 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lektury, w które zagłębił się Józik podczas wakacji, doprowadziły go do bardzo przykrych wniosków. Poczucie winy i obawa, że może być chory nie pozwalały mu ani spokojnie spać, ani korzystać z letnich przyjemności.
– Co ci jest? – pytała zaniepokojona Franciszka.
Odpowiadał, że wszystko w porządku, ale dla każdego z domowników Kalinówki było jasne, że Józika trapią jakieś problemy. Chodził blady, zamyślał się, miewał ponure nastroje, zupełnie nie uczestniczył w zabawach z rodzeństwem, unikał gości, jeśli bywali w domu.
Pan Michał początkowo bagatelizował te objawy.
– Pewnie znowu się zakochał – powiedział lekceważąco na sugestie Franciszki, że dziecku trzeba pomóc. – Niedługo mu przejdzie.
Ale i on obawiał się, że niezależnie od przyczyny, syn może postąpić niemądrze. Kiedyś przecież próbował popełnić samobójstwo z miłości. Po namyśle postanowił zasięgnąć porady lekarskiej.
– Do Białegostoku się nie wybierasz? – zapytał pewnego poranka.
– Nie – Józik unikając wzroku ojca spuścił głowę.
Pan Michał spojrzał spod oka.
– Dopiero mnie piliłeś, że koniecznie musisz jechać – przypomniał. – A teraz nie wykazujesz ochoty. Może powinieneś się rozerwać i pojechać ze mną? Do kina pójdziesz albo gdzie indziej...
Patrzył uważnie na syna, zdumiony jego brakiem zainteresowania.
– Nie bardzo mam czas – oznajmił chłopak. – Myślałem, że posiedzę i poczytam.
– A mnie się wydaje, że brakuje ci rozrywki. Blady jesteś i jakiś taki apatyczny. Jedź ze mną, a humor ci zaraz wróci.
– Humor mam taki sobie – zgodził się Józik. – Jeśli ojciec każe, to oczywiście pojadę.
Pan Michał wzruszył ramionami.
– Nie przymuszam cię. Tylko się dziwię, że tak nagle straciłeś zainteresowanie Białymstokiem.
Rzeczywiście nie naciskał, zapowiedział jedynie, że gdyby Józik zmienił zdanie, może się z nim zabrać.
– Dziękuję ojcu. To ja może jeszcze się zastanowię.
Pan Michał rzeczywiście był zaniepokojony apatią syna, który snuł się po domu milczący i przygnębiony, więc oboje rodzice mieli powody do zmartwienia.
– Rzeczywiście, miałaś rację, coś z nim nie tak – mruczał pan Michał do Franciszki. – To całkiem inny chłopak niż jeszcze kilka tygodni temu.
Józik przemyślał propozycję ojca, po czym odpowiedział, że ostatecznie mógłby pojechać do miasta.
– Czy ojciec potrzebuje mojego towarzystwa albo jakiej pomocy? – upewnił się.
– Nie – zaprzeczył Kalinowski. – To tylko okazja, żebyś się ze mną przejechał. Pojedziemy rano, na wieczór wrócimy. Mógłbyś wybrać się do kina, może spotkać się z kolegami, pójść do cukierni. Nie narzucam ci niczego.
– Właściwie bym mógł – oznajmił Józik. – Sam nie wiem, co bym miał robić...
– Co będziesz chciał. Pospacerujesz, rozerwiesz się. Trochę odmiany dobrze ci zrobi. Sam jednak musisz sobie wszystko zorganizować, bo na moje towarzystwo nie możesz liczyć. Będę zajęty swoimi sprawami.
– Dobrze, proszę ojca. Pojadę chętnie.
– Potrzebujesz pieniędzy na kino czy ciastko?
– Dziękuję ojcu, ale mam jeszcze trochę swoich.
– Tym lepiej – uśmiechnął się pan Michał.
– To bądź gotowy rano, bo musimy wyjechać najpóźniej o szóstej.
Franciszka z ulgą zaakceptowała pomysł męża.
– Chyba jakiej rozrywki mu potrzeba – zauważyła domyślnie. – Do miasta się przyzwyczaił, to mu nudno na wsi.
– Porozmawiam z nim po drodze – obiecał pan Michał. – Może dowiem się, co go gryzie.
W drodze Józik nie był jednak szczególnie rozmowny. Odpowiadał na pytania, ale nie wykazywał wielkiego entuzjazmu. Siedział zgarbiony, popadał w zamyślenie i niewidzącym wzrokiem błądził po okolicy.
– Mówiłeś, że ten twój przyjaciel, Kazio Kapusta, do Niemiec pojechał – zagadnął Kalinowski. – Czy może z tego powodu jesteś taki markotny? Zazdrościsz mu wojaży?
– Nie, proszę ojca.
Bardzo wiele myślał o rodzinie Kapustów, ale żadna z tych myśli nie nadawała się do powtórzenia ojcu.
– A inni koledzy? Przecież nie wszyscy gdzieś wyjechali?
– Różnie. Jedni wyjechali, inni nie. Kalinowski po kilku próbach dotarcia do chłopaka dał sobie spokój. Może mu przejdzie, jak pobiega po znajomych miejscach, spotka kogoś, rozerwie się.
Ale Józikowi nie w głowie byli koledzy i miejskie atrakcje. Myślał o schowanej głęboko w kieszeni kartce, na której w nocy spisał swoje postanowienia i zadania. Po pierwsze – iść do spowiedzi, żeby zmyć z siebie ten okropny grzech, po drugie – zerwać znajomość z rodziną Kapustów, po trzecie – wziąć się do nauki, po czwarte – już nigdy w życiu nie zadawać się z kobietami. I po piąte, najgorsze – iść do lekarza, u którego spodziewał się usłyszeć, że przez swoje postępki popadł w ciężką chorobę.
Gdy się rozstawali, pan Michał dał chłopcu pięć złotych.
– Tylko mamie się nie chwal – pouczył. – Ona oczywiście zaraz powiedziałaby, że to za wiele. A ja przecież rozumiem, że młody mężczyzna ma swoje potrzeby.
Józik Kalinowski miał do dyspozycji cały dzień. Dochodziła dziesiąta, z ojcem umówił się na spotkanie o piątej po południu.
Spacerowym krokiem ruszył wzdłuż ulicy, oglądając wystawy sklepów, przyglądając się pojazdom a zwłaszcza ludziom. Dzień był ciepły, na ulicach panował gwar i tłok. Przeszedł Lipową do śródmieścia, obejrzał programy w kinoteatrach, jednak żaden go nie zachwycił, jedynie ledwie zainteresował.
Nie spotkał nikogo znajomego. Na szczęście nie trafił się żaden szkolny kolega, z którym musiałby grzecznościowo porozmawiać. Miał pieniądze, ale nie wszedł do żadnej cukierni. To, co dostał od ojca i wszystkie swoje oszczędności przeznaczył na inne cele.
Józik Kalinowski nie przyjechał do miasta dla rozrywki.
Powoli wszedł do kościoła Wniebowzięcia. Wewnątrz panował chłód, bardzo przyjemny po upale na ulicy. Chłopak wszedł do świątyni i rozejrzał się nieco rozczarowany. Sądził, że w bliskości święta zastanie tu wiele osób, tymczasem kościół był prawie pusty. Przyklęknął w środkowej nawie, zmówił krótką modlitwę, po czym rozejrzał się po konfesjonałach stojących w obu bocznych nawach.
Zmartwił się, nie widząc żadnych chętnych do spowiedzi. Spodziewał się długiej kolejki i liczył, że ksiądz spowiednik będzie słuchał szybko, żeby pomówić ze wszystkimi penitentami. Tymczasem wyglądało na to, że tylko on jeden zamierzał przystąpić do sakramentu.
Z jednego z konfesjonałów wystawała kapłańska stuła na znak, że ksiądz jest gotowy i czeka. Gdy Józik zbliżył się, uklęknął i kątem oka zerknął przez drewnianą kratkę, zobaczył duchownego, który tkwił tu nieruchomo, więc chłopak pomyślał nawet, że zasnął. Ksiądz błyskawicznie ożywił się na widok podchodzącego, poprawił na siedzeniu. Na szczęście duchowny nie wydał się chłopakowi znajomy. O to mu właśnie chodziło. Chciał wyspowiadać się przed kimś, kogo zupełnie nie zna i przez kogo on sam nie będzie rozpoznany.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – zaczął, klękając na stopniu.
– Na wieki wieków, amen! – odpowiedział duchowny wesołym głosem. Był najwyraźniej zadowolony, nareszcie doczekał się zainteresowania.
Józik pochylił się nisko, żeby ksiądz nie widział jego twarzy.
– Ostatni raz u spowiedzi byłem przed czterema miesiącami....
Szybko, na jednym oddechu przeleciał swoje grzechy lekkie – złe myślenie o kimś, jakieś grubsze wyrazy, zniecierpliwienie wobec młodszego rodzeństwa. Kapłan słuchał, nie zadawał żadnych pytań, tylko do taktu kiwał głową.
– Byłem nieposłuszny rodzicom – przyznał się Kalinowski. – Nie słuchałem ich, a nawet trochę oszukałem. Nie poszedłem tam, dokąd miałem pójść i kłamałem, gdy mnie pytali...
Ksiądz przejął się sprawą i zrobił wykład na temat konieczności szanowania rodziców.
– Przykazanie Boże mówi o tym wyraźnie – przypomniał. – Czcij ojca swego i matkę swoją. Rozumiesz, że w tym przykazaniu chodzi nie tylko o rodziców, ale w ogóle ludzi dojrzałych i to nie tylko z rodziny. Wszystkich dorosłych, młody człowieku. Nie tylko o rodziców, ale o krewnych, sąsiadów, nauczycieli, w ogóle starszych od ciebie...
– Rozumiem, proszę księdza, chodzi o dorosłych.
– O, to, to... Jeśli sam chcesz w przyszłości otrzymywać od swoich dzieci i w ogóle młodych szacunek i poważanie, teraz musisz się nauczyć okazywać go innym, a z czasem wpoić to swoim potomkom. Czym skorupka za młodu nasiąknie...
– Oczywiście, proszę księdza – zapewnił Józik.
Przedłużająca się spowiedź i rozgadanie spowiednika było mu bardzo nie w smak. Miał przecież przed sobą wiele jeszcze poważnych spraw do wyznania. A najgorszy grzech zostawił na koniec...
Już rozliczył się prawie ze wszystkiego i machinalnie chciał wypowiedzieć formułkę, że więcej grzechów nie pamięta, przerwał dla nabrania oddechu, toteż ksiądz myślał, że to już koniec spowiedzi i podniósł rękę.
– Wzbudź w sobie teraz żal za grzechy i... – zaczął.
– Ale to nie wszystko! – szepnął przerażony Józik.
Był czerwony na twarzy, serce waliło mu z całych sił, oddychał szybko.
– Nie wszystko? – zdziwił się spowiednik.
– No, dobrze, słucham cię, synu. Mów dalej... Józik głośno przełknął ślinę, skulił się i zacisnął w pięści obie dłonie.
– Bo, bo jeszcze, bo jeszcze chyba jestem chory... To znaczy, myślę, że mogę być chory... Bo ja... ja wcale nie chciałem, ale ta kobieta... to znaczy chciałem... i nie zdawałem sobie sprawy... i dopiero jak przeczytałem w książce... To... to okropnie się przestraszyłem... I ja już całkiem nie wiem, co mam teraz robić...
– Zaraz, zaraz! – głos dobiegający zza kratki konfesjonału nagle stał się zimny i surowy. – Może tak po kolei, co? Jeśli mam ci odpuścić grzechy, to muszę wiedzieć, jakie były. Zatem, słucham, młody człowieku.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.