- W empik go
Dworek pod Malwami 64 - Pan nauczyciel - ebook
Dworek pod Malwami 64 - Pan nauczyciel - ebook
Wielka historia nie omija dworu Kalinowskich. Misza postanawia zatrzymać się u dziadków w drodze na studia w Rydze. Opowiada całej rodzinie o pokrętnych losach swojego ojca, Stasia Kalinowskiego, który na skutek udziału w tajnej misji pełni obecnie funkcję konsula w Argentynie. Michał Kalinowski nie jest zadowolony z wyborów, jakich dokonały jego dzieci. Na dodatek dociera do niego, że wśród licznej gromadki potomków próżno szukać nowego dziedzica ziemskiej posiadłości. Rozmawia o tym z Franciszkiem, ten jednak chce zostać nauczycielem. Tymczasem zza granicy dochodzą słuchy o poczynaniach niejakiego Adolfa Hitlera.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0137-8 |
Rozmiar pliku: | 294 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Listopad 1933_
Masz trzy minuty na pożegnanie – zwróciła się Olga von Tromm do córki.
– Tylko tyle? – zmartwiła się Barbarka. –Niech mama da chociaż pięć, proszę.
– Nie mogę, kochanie – odpowiedziała pani baronowa. – Pociąg do Wiednia odchodzi za cztery.
Odszedł punktualnie. Po piętnastu godzinach jazdy baronowa von Tromm i Barbarka miały mieć krótką przerwę na odpoczynek, a następnie przesiąść się na skład do Genewy.
Na pierwszym peronie dworca kolejowego Białystok Główny dwaj mężczyźni patrzyli za oddalającym się pociągiem.
– Genewa jest podobno ładna o każdej porze roku – zauważył Michał Kalinowski. – A teraz chyba niezbyt ludna. Bo latem podobno jest tam tak wielu turystów, że trudno o odosobnienie.
– Tak słyszałem – zgodził się Misza Kalinowski. – Może sam to kiedyś sprawdzę.
– Naturalnie, wnuku – skinął pan Michał. – Ale nie w ciągu najbliższego roku.
– Pamiętam, co obiecałem – westchnął młody człowiek. – Nie przyszło mi to łatwo.
Pan Michał położył rekę na ramieniu młodego człowieka.
– Jesteś bardzo podobny do ojca – powiedział. – A przez to także do mnie. Więc posłuchaj jeszcze raz. Wszyscy tak czujemy, bo nikomu z nas nie było łatwo. Mam jednak nadzieję, że i ty przyznasz rację baronowej. Miała dobry pomysł. W tej sytuacji najlepszy. Jeśli oboje z Barbarką przetrwacie tę rozłąkę, nikt wam już nie stanie na drodze.
– To ciężka próba – westchnął Misza i spuścił głowę. – Prawie dwa lata mamy się nie widzieć! A na dodatek nie zostawiła mi żadnej fotografii.
Pan Michał zaśmiał się cicho.
– Łatwa próba nie jest wiele warta – zauważył. – Ale mam coś dla ciebie na pocieszenie – kilka zdjęć znajdzie się w domu. Nie są może szczególnie aktualne, nie przedstawiają Barbarki jak byś sobie życzył, ale pewnie lepsze takie niż żadne. Przyślę ci najszybciej jak mi się uda. No, czas i na ciebie, wnuku.
Mężczyźni objęli ramionami i uściskali. Właśnie wjeżdżał na peron pociąg z Warszawy do Dyneburga i Rygi na Łotwie.
***
Trzy tygodnie wcześniej siedzieli w salonie Kalinówki tylko w kilkoro – pan Michał, Franciszka i Józik, a Wacia Potocka pilnowała, żeby ani córki Kalinowskich ani tym bardziej Franio, nie podsłuchiwali pod drzwiami. To, co miał do powiedzenia Michell-Misza Kalinowski, było przeznaczone jedynie dla dorosłych.
– Wszystko z powodu przyjaźni – opowiadał Misza. – Ojciec jeszcze podczas pobytu w Rosji zaprzyjaźnił się z kapitanem Siergiejem Fiłatowiczem. Razem przeżyli rewolucję i kiedy znaleźli się w Paryżu, stali się sobie bardzo bliscy.
Dopiero zacząłem chodzić do francuskiej szkoły, kiedy go zobaczyłem pierwszy raz i trochę się przestraszyłem. Kapitan Fiłatowicz stracił ucho podczas wojny i wyglądał przerażająco. Potem już się go nie bałem, bo często do nas przychodził i kazał się nazywać wujkiem. To zwykle był bardzo wesoły wujek. Ale czasem, jak zaczęli rozmawiać o sytuacji w sowieckiej Rosji, to smucił się i dużo pił. Martwił się, bo część jego rodziny została u Sowietów, a w gazetach pisali, że jest tam źle, że głód i terror.
Misza nieco nerwowym ruchem poprawił niesforny kosmyk nad czołem, a pan Michał wymienił z Franciszką porozumiewawcze spojrzenie. Takim właśnie gestem poprawiał włosy Staś Kalinowski.
– Któregoś razu ojciec dowiedział się, że do Paryża przyjeżdża delegacja sowieckiego rządu – podjął chłopak. – Niby dla nawiązania stosunków gospodarczych, a tak naprawdę w sprawie zakupu nowoczesnej broni dla Armii Czerwonej. Delegacji miał przewodniczyć profesor Fiłatowicz-Burski, ojciec wujka Siergieja. Mój ojciec i Siergiej wymyślili więc plan, aby zdobyć diamenty, które Sowieci przemycili, żeby zapłacić nimi za broń. Liczyli na pomoc profesora, spodziewając się, że przy jego udziale uda się oszukać zarówno delegację, jak i francuskie służby specjalne. Gdyby transakcja wyszła wówczas na jaw, oznaczałaby wielką kompromitację rządu. Chodziło więc o to, by ukraść diamenty i to w taki sposób, aby Sowieci nie mogli oskarżyć o kradzież nikogo konkretnego. Został opracowany odpowiedni plan, a jego wykonaniem zajęli się biali Rosjanie, emigranci i znajomi ojca i wujka. Wszystko szło dobrze, ale nagle cały plan się zawalił...
– Zdrada? Ktoś zawiódł? – spytał gospodarz. – Czy może Francuzi dowiedzieli się o wszystkim?
Opowiadający potwierdził skinieniem.
– Kłopot pojawił się z najmniej spodziewanej strony. Plan zakładał, że profesor Fiłatowicz nie wróci z delegacją do Rosji. Spiskowcy uważali, że w ten sposób wina spadnie na niego, Sowieci oskarżą białą emigrację, a przecież to na ich potrzeby miały być przeznaczone zdobyte kosztowności. Kradzież diamentów miała uniemożliwić zakup broni ale także posłużyć dobrej sprawie. Naciskał na to mój ojciec, argumentując, że kosztowności pochodzą z przestępstwa, są zagarnięte przez czerwonych, którzy zrabowali je prawowitym właścicielom.
Oczywiście, teraz, gdy to wam opowiadam, wszystko wydaje się jasne i proste. Przed czterema laty niczego na ten temat nie wiedziałem. Przede wszystkim obowiązywała tajemnica, a poza tym byłem za młody, aby mnie angażować i narażać na niebezpieczeństwo. Dowiedziałem się później, gdy wprost poprosiłem ojca, aby wyjaśnił docierające do mnie plotki i sugestie. Wszystko odbywało się w tak wielkiej konspiracji, że słowem nie wspomniały o tym prasa czy radio nawet wtedy, gdy kontrolę nad wszystkim przejęli już Francuzi. Policjant w cywilu zamieszkał u nas, bo ojca objęto aresztem domowym. W zaistniałych okolicznościach musiał mi wyjaśnić sytuację, ale do dzisiaj nie jestem przekonany, że powiedział mi o wszystkich szczegółach.
– Tajne operacje rządzą się swoimi prawami – wtrącił Józik. – Niektóre wolno ujawnić dopiero po dwudziestu czy trzydziestu latach.
– Właśnie – zgodził się Misza. – Dokładnie takich słów użył ojciec: tajne operacje mają swoje prawa. Okazało się, że francuski wywiad jest bardzo dobrze poinformowany, prawdopodobnie przez jednego ze spiskowców i nie miałby nic przeciw temu, by przejąć miliony franków w brylantach, udając przy tym, że kradzieży winni są biali Rosjanie. Ale nie to było najgorsze... Ojciec zaryzykował całą swoją dotychczasową karierą, by wspomóc przyjaciela w krytycznej sytuacji. Obaj chcieli uwolnić profesora Fiłatowicza z sowieckich rąk. Zostało umówione spotkanie pełniącego funkcję przewodniczącego sowieckiej delegacji z jego synem pozostającym na emigracji. Wujek Siergiej, jak się domyślam, nieźle musiał krążyć, zanim udało mu się wreszcie zobaczyć swojego ojca i porozmawiać z nim bez świadków. Spotkali się, kapitan wyłożył plan, a wtedy... Wtedy profesor odmówił.
– Czego odmówił? – wyrwało się Franciszce, niepewnej czy wszystko zrozumiała jak należy. – Nie chciał uciekać?
– Nie uwierzył w opowieść wujka – wyjaśnił Misza z westchnieniem. – To uczony, o którym ojciec mówi, że zawsze był mocno uduchowiony i odległy od rzeczywistości. Wyśmiał wujka Siergieja, gdy ten opowiedział mu o brylantach i planach potajemnego zakupu broni. Był przekonany, że rzeczywistym celem pobytu delegacji, której przewodniczył, było nawiązanie kontaktów handlowych i zakup żywności dla Rosji. Nie umiem sobie wyobrazić tej rozmowy, ale dla wujka Siergieja musiał to być wielki cios. Tym większy, że jego ojciec profesor nie tylko się nie zgodził na plan spiskowców, ale powiadomił o nim innych członków delegacji. W efekcie wybuchł wielki skandal, choć próbowano utrzymać go w tajemnicy. Policja francuska aresztowała wszystkich zamieszanych w sprawę, groziły im wysokie wyroki więzienia, ponieważ usiłowano przedstawić plan ojca i wujka Siergieja jako próbę napadu rozbójniczego, bez żadnych podtekstów politycznych. Ojciec nie poszedł do więzienia, trafił jedynie do aresztu domowego, ale było to bardzo przykre doświadczenie – nie mogliśmy się kontaktować z nikim, pisać listów, a telefon był na podsłuchu. Dopiero po pewnym czasie sprawę udało się załagodzić. Na szczęście nie spełniono żądania Sowietów co do deportowania podejrzanych Rosjan, bo w Moskwie groziłaby im śmierć. Po pewnym czasie wszystkim pozwolono wyjechać do Gujany Francuskiej.
– A Staś? – niecierpliwił się pan Kalinowski wpatrując z napięciem w twarz Miszy. – On też tam pojechał? Mówiłeś przecież, że popłynął do Argentyny.
Jego wnuk uśmiechał się jak kiedyś młodszy syn – spokojnie, z opanowaniem, nieco melancholijnie.
– Do Argentyny, dziadku – potwierdził. –Ale nie od razu. Jako obywatel polski zamieszany w sprawę polityczną tak grubego kalibru, stał się we Francji _persona non grata_. Cały czas przebywał w areszcie domowym, gdy za jego plecami decydowano o naszym losie. Rosjanie chcieli, by go deportowano do Moskwy, gdzie miał stanąć przed bolszewickim sądem, a gdy im odmówiono, uparli się, żeby nie mógł wrócić do Polski ani do żadnego innego kraju, graniczącego z Sowietami. Sprawę konsultowano z polskim rządem, by ostatecznie oboje z mamą mogli wyjechać do Argentyny.
– Ale czemu zabronili mu wrócić? – denerwował się pan Michał. – Jak nasz rząd mógł przyjąć tak haniebne sowieckie warunki?
Misza uśmiechnął się zawadiacko.
– To był jego pomysł, dziadku. Poprosił, aby go wysłano do Buenos Aires jako przedstawiciela Polski. Kiedy wyjeżdżał, miał w kieszeni akt mianowania na konsula, dzięki czemu nie tylko korzysta z immunitetu dyplomatycznego, ale i może być przydatny dla kraju. Aż do dnia wyjazdu nie wolno mu było pisać czy telefonować. Chwilowo nie może wrócić do Polski, ale w przyszłości na pewno uda mu się odwiedzić ojczyznę. Na razie ja będę łącznikiem pomiędzy moimi rodzicami i Kalinówką.
– Co za włóczęga! – burknął pan Michał. –Co za okropny włóczęga!
Misza wyjął z kieszeni kopertę.
– Dopiero w porcie napisał list, a policjant pilnował, żeby mi go wręczono dopiero, kiedy statek do Argentyny odpłynął. Znajdzie tu dziadek konieczne wyjaśnienia.
Podał kopertę, po czym wstał i ukłonił się z cała powagą.
– Niezależnie od listu nakazał mi, abym przyjechał tutaj i w jego imieniu poprosił dziadka o przebaczenie. On mocno żałuje, ale sam tego nie może zrobić. Bardzo się bał, że dziadek może dowiedzieć się o jego uwikłaniu w tę kradzież diamentów od kogoś nieodpowiedniego i pomyśleć, że kierowały nim jakieś niegodne zamiary. Dlatego kazał, abym osobiście prosił o przebaczenie.
Michell Kalinowski pochylił się i pocałował dziadka w rękę. Michał Kalinowski rozpłakał się głośno.
Po chwili Misza wrócił na krzesło, a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.