Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dworek pod Malwami 69 - Ślubne fotografie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dworek pod Malwami 69 - Ślubne fotografie - ebook

Bezimienny rozbitek, który kilka tygodni temu trafił do szpitala świętej Teresy w Santiago de Chile, spaceruje chwiejnym krokiem po dachu budynku. Zebrani na ulicy gapie i funkcjonariusze są bezradni. Konsul Staś Kalinowski rozpoznaje w mężczyźnie swojego brata - zjawia się pod szpitalem z jego dokumentami i sprowadza bezpiecznie na ziemię. Witia Sidorowicz cudem przeżył katastrofę lotniczą i spędził kilka lat na bezludnej wyspie. Jego stęskniona żona Hanka wyjeżdża z Buenos Aires na spotkanie męża. Na drodze do ich szczęścia staje jednak Lorenzo Vargas.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-0132-3
Rozmiar pliku: 303 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ODNALEZIONY

_Wrzesień 1937_

Mimo pochmurnego i deszczowego dnia przed szpitalem świętej Teresy w Santiago de Chile kłębił się wielki tłum ciekawskich.

Na ulicy przed budynkiem bezładnie zaparkowano liczne auta – straży ogniowej, policji, żandarmerii wojskowej. Kilkuset gapiów nie chciało słuchać nawoływania służb porządkowych, ludzie stali na chodnikach i na jezdni tamując ruch, a wszyscy wysoko zadzierali głowy. Słońce niespodziewanie przedostało się przez chmury, świeciło jasnymi promieniami i niebo wyglądało bardzo malowniczo.

Ale to nie niebo wzbudziło ciekawość przechodniów. Na dachu czteropiętrowego budynku stał jakiś człowiek, którego pokazywano sobie rękami, wykrzykując porady i ostrzeżenia.

– Nie podchodź bliżej! Spadniesz!

– Zabije się!

– Pewnie! Przecież to samobójca!

– Przenajświętsza Panienko, niech nie skacze! Tu są dzieci!

Człowiek był zapewne pacjentem szpitala, bo w tłumie kręciło się kilka osób w białych kitlach, usiłujących wydawać polecenia gapiom, starając się wpłynąć na zebranych, by nie przeszkadzali w akcji ratunkowej.

Samobójca tymczasem tkwił na samej krawędzi dachu, tuż nad ozdobami wieńczącymi kamienicę, wiele metrów nad ulicą. Stał i patrzył przed siebie, nieruchomy jak posąg.

Jedna grupa strażaków pobiegła do gmachu, by dostać się na dach od środka. Inni rozkładali wielką płachtę, by złapać w nią desperata, jeśli zdecyduje się na skok, gdyż rozstawiona wcześniej drabina nie sięgała do gzymsu, który kończył się na wysokości trzeciego piętra.

Tłum gęstniał, w oknach szpitala a także sąsiednich domów przybywało ciekawskich głów. Przybywało także rad.

– Siecią złapać!

– Albo uśpić zastrzykiem!

Doktor Alfonso Uteribe, przysadzisty mężczyzna z bródką w stylu hiszpańskim, odziany w przepisowy lekarski kitel, głośno wykłócał się na środku ulicy z szefem policji.

– Zabierzcie gapiów!

Oficer w pięknym mundurze nie wykazywał entuzjazmu.

– Nie mam dość ludzi.

Obaj mówili głośno i gestykulowali wyraziście.

– To od czego tu jesteście?

– Pilnujemy ładu i spokoju.

– Zatem weźcie się do dzieła!

– Robię, co mogę.

Staś Kalinowski przecisnął się przez tłum i podszedł bliżej.

– Porozmawiam z nim.

Spojrzeli obaj ze zniecierpliwieniem.

– Chcę z nim porozmawiać. Żeby nie skoczył.

– A kim pan jest?

Kalinowski wyjął z kieszeni gazetę, w której znajdowała się fotografia rozbitka ocalonego na bezludnej wyspie archipelagu Juan Fernandez.

– Czy to on tam siedzi?

Lekarz rzucił okiem na gazetę i potaknął energicznie głową.

– Pan go zna? – popatrzył z niedowierzaniem na Stasia. – Od tygodni usiłujemy ustalić tożsamość pacjenta, a teraz jeszcze i to...

– Prawdopodobnie. Mogę z nim pomówić?

Lekarz nie dowierzał słowom nieznajomego przechodnia. W ciągu ostatnich tygodni zgłosiło się kilku ludzi twierdzących, że mogą podać personalia rozbitka. Pooglądali go, poirytowali, pozawracali głowę a nazwisko i pochodzenie nieszczęsnego pacjenta pozostały niewiadome.

Policjant wszedł pomiędzy lekarza i Kalinowskiego.

– Pozwoli pan dokumenty?

Staś wyjął portfel, paszport i wizytówkę wręczył policjantowi a lekarzowi podał starą fotografię.

– To rzeczywiście on! – wykrzyknął doktor z przejęciem. – Panie, to on!

Policjant zwrócił paszport Kalinowskiemu i zasalutował.

– Dziękuję, panie konsulu. Chyba nie zamierza pan wejść na dach?

– Owszem. Proszę mi wskazać drogę.

Oficer zawahał się.

– Nie wiem, czy mogę pozwolić, żeby obcokrajowiec...

Staś zwrócił się do lekarza:

– Tylko ja zdołam tu coś uzyskać, doktorze. Nikt inny nie zna języka tego biedaka.

Doktor Uteribe potwierdził.

– To jedyna szansa.

Widząc, że policjant zrezygnował z oporu, machnął ręką ku jednemu ze strażaków.

– Zaprowadź pana konsula. Niech porozmawia z tym szaleńcem. Może co zdziała.

Strażak poszedł przodem, podbiegał, śpiesząc się i Kalinowski ledwo mógł za nim nadążyć.

Wbiegli na podwórze, potem do klatki schodowej i wysokimi stopniami na samą górę, gdzie u szczytu schodów znajdował się właz na dach. W otworze widniały nogi strażaka.

Przewodnik Stasia zagadał szybko z kolegą, tamten ustąpił miejsca i Kalinowski mógł wejść po drabince do włazu.

Dach był prawie płaski, ale nierówny, pokryty dachówkami i gdzieniegdzie blachą, zwłaszcza wokół wysokich kominów z cegły.

Staś wychylił się, potem ostrożnie wyciągnął na wierzch i zobaczył, że dwa kroki przed nim znajduje się kolejny strażak. Siedział na dachu i perswadująco przemawiał do stojącego o kilka metrów dalej człowieka, usiłując go uspokoić i namówić, aby poniechał swych zamiarów.

– Wracaj! To niebezpieczne miejsce!

Obejrzał się, stwierdził, że nadchodzi nieznany mu cywil i zdziwił się jego obecnością.

– Idę do pana – powiedział Staś, ostrożnie stąpając po chybotliwych dachówkach.

Gdy znalazł się koło komina, zobaczył plecy desperata. Witia Sidorowicz stał ledwo o krok od krawędzi dachu. Może sam a może pod wpływem wiatru wyraźnie kołysał się na piętach.

Staś położył palce na ustach, by strażak przestał mówić, po czym półgłosem zawołał:

– Witia! Czy to ty? Co tam robisz?

Człowiek drgnął, odwrócił się powoli, sprawdzając, kto do niego mówi.

– To ja, Staś – Kalinowski nie ruszył się z miejsca. – Nie poznajesz mnie?

Człowiek zakołysał się niebezpiecznie, ale zaczął iść z powrotem w kierunku włazu. Nie patrzył pod nogi, potknął się, jednak na szczęście utrzymał równowagę. Strażak jęknął na ten widok, a Staś znowu skarcił go gestem.

– Cicho!

Witia Sidorowicz podszedł na dwa kroki. Wyglądał zupełnie inaczej niż Staś go pamiętał, wychudzony i blady, a oczy świeciły nienaturalnym blaskiem. Sprawiał wrażenie jakby nie bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje. Nie wydawał się przejęty okolicznościami, w których się znalazł. Rozglądał się jak ktoś, kogo raduje widok chmur i przeświecającego przez nie słońca, a wcale nie dostrzega, że pod nogami ma trzydziestometrową przepaść.

– Gul, gul! – zagadał wesoło jakby spotkali się w parku na ławce.

Staś uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Chodź na dół – powiedział. – Trzeba pogadać.

Sidorowicz energicznie kiwnął głową i ruszył przed siebie, sprawnie ześlizgując się z drabiny przed Kalinowskim. Zgromadzeni na podeście strażacy i policjanci zasypali go gradem słów, na które zupełnie nie zareagował. Nawet nie odwrócił głowy w ich stronę, a poszedł w kierunku schodów.

– Dajcie mu spokój, sam trafi – zażądał Staś. – Chciał tylko popatrzeć na miasto.

***

W gabinecie dyrektora szpitala doktor Alfonso Uteribe uważnie oglądał zdjęcia leżące na biurku.

– Więc twierdzi pan, panie konsulu, że ów człowiek nie chciał skoczyć?

Staś zdecydowanie zaprzeczył.

– Z pewnością nie! Pragnął po prostu popatrzeć na miejsce, w którym się znalazł. On od dziecka nie boi się wysokości. Kiedyś nazywano go piekielnym Witią, ponieważ właził na wszystko, co znajdowało się wysoko a nawet jak najwyżej, na kominy, dachy i drzewa. Dla nas wysokość może być przerażająca, dla niego jest czymś normalnym, wręcz fascynującym. Nie bez przyczyny został lotnikiem.

Dyrektor obejrzał zdjęcia przedstawione mu jako dowody tożsamości chorego i z zainteresowaniem wysłuchał krótkiej opowieści Kalinowskiego o historii Witii.

– Nie było z nim praktycznie kontaktu aż do dzisiaj – wyjaśnił. – Zwłaszcza, że nie mówi. Notatki, jakie wykonywał na życzenie lekarzy, koślawe litery, nieczytelne słowa idące niespodziewanie ukosem po kartkach sugerowały, że ma niewielkie pojęcie o sztuce pisania. Ale teraz wszystko się zmieniło. Skoro pan konsul zapewnia, że nasz chory ma dokąd wrócić, za dzień czy dwa możemy go wypisać ze szpitala.

– Ma żonę i dom w Buenos Aires.

Doktor Uteribe starannie zapisał imię i nazwisko pacjenta.

– Muszę to jednak zgłosić policji. Ale w sensie medycznym jest zdrowy. Zapewne długi pobyt w odosobnieniu miał na niego wpływ,

ale z czasem wróci do normalności. Może nie szybko, bo musi się przyzwyczaić od nowa do warunków panujących w cywilizowanym świecie.

Po zejściu z dachu Witia Sidorowicz bez oporów dał się zaprowadzić do szpitalnej sali. Tu w obecności lekarzy rozmawiał ze Stasiem. Właściwie nie mówił, ale głównie słuchał w skupieniu i z radością na twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że szpital pozbędzie się wreszcie kłopotu z pacjentem bez tożsamości.

Kalinowskiego mówił powoli, uważnie dobierając słowa, a Sidorowicz przytakiwał, gdy tamten wspominał ludzi i miejsca, które obaj dobrze znali.

– Zostaniesz tutaj dzień albo dwa – Staś tłumaczył wyraźnie. – Póki nie załatwię spraw urzędowych. To nie potrwa długo, ale bez niezbędnych formalności nie możesz opuścić Chile.

Patrzył na brata uważnie. Witia wydawał się rozumieć wszystko, więc ostrożnie przekazywał mu kolejne wiadomości.

– Długo się martwiliśmy, sądziliśmy, że mogłeś zginąć w katastrofie. Nie mogliśmy uwierzyć w twoją śmierć, więc szukaliśmy cię wbrew wszystkiemu. Zwłaszcza Haneczka...

– Gul, gul – odpowiedział Witia bliski płaczu.

– Ona tu jest – wyjawił Staś. – To znaczy będzie. Czeka na ciebie. Zamieszkała w Buenos Aires, by być bliżej centrum wypraw poszukiwawczych. Ma w mieście dom. To znaczy – wy macie tam posiadłość.

Sidorowicz ożywił się i usiłował opowiadać o swoich przygodach, ale Kalinowski pokręcił głową.

– Później. Będziemy mieli dużo czasu na opowieści. Teraz muszę zacząć załatwiać twoje sprawy. Obiecaj, że zostaniesz w szpitalu, nie wejdziesz na dach albo w podobne miejsce.

Witia potaknął i zagulgotał. Wydawało się, że wszystko dokładnie zrozumiał.

– Też odniosłem takie wrażenie – z zadowoleniem potwierdził doktor Uteribe. – Proszę być spokojnym, panie konsulu, zadbamy o niego do pańskiego powrotu. Czy pan konsul zechce podać nam adres żony pacjenta czy może zawiadomi ją osobiście?

– To sprawa rodzinna, proszę mi ją zostawić. Wystawię tymczasowy paszport oraz uzyskam konieczne pozwolenia władz na formalne wydanie pacjenta pod moją opiekę.

Po wyjściu ze szpitala Staś udał się na pocztę, gdzie nadał depeszę do Kalinówki.

WITIA ODNALEZIONY STOP CALY I ZDROWY STOP WKROTCE OPUSCI SZPITAL STOP STAS

Podobny telegram wysłał do swojej żony. Prosił w nim Irinę o psychiczne wsparcie Haneczki w razie szoku, jaki może wywołać wieść o odnalezieniu Sidorowicza.PODRÓŻ Z VARGASEM

Wczesnym rankiem następnego dnia w domu polskiego konsula w Buenos Aires odezwał się telefon. Irina, zaniepokojona wyjazdem męża, spała bardzo czujnie i zerwała się z łóżka już po drugim dzwonku. Była godzina szósta dziesięć.

– Znalazłem Witię – oznajmił Staś Kalinowski. – Jest cały i za kilka dni go przywiozę.

Irina zaniemówiła z wrażenia.

– To jest ten tajemniczy powód wyjazdu do Santiago? – odezwała się po chwili. – Haneczka chyba oszaleje ze szczęścia...

– Sam jeszcze nie bardzo mogę w to uwierzyć. – potwierdził Kalinowski radosnym tonem. I o to właśnie chciałem prosić. Zadzwoń do niej albo jeszcze lepiej pojedź i jakoś ją przygotuj...

Skrótowo opowiedział o wszystkim, co udało mu się ustalić. O rozmowie z kapitanem Hernandezem, fotografii w gazecie, podróży do Chile i rozpoznaniu Sidorowicza w szpitalu Świętej Teresy.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: