Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dworzanin królewicza Jakóba - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dworzanin królewicza Jakóba - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 267 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Pod nie­for­tun­ne­mi au­spi­cy­ami roz­po­czął się rok Pań­ski 1673-ci. Po­ten­cya tu­rec­ka znów się ru­szy­ła, a król Mi­chał Ko­ry­but Wi­śnio­wiec­ki do­go­ry­wał. Mó­wio­no już o tem po­wszech­nie, to też u im­ci­pa­na Go­lań­skie­go woj­skie­go Bełz­kie­go w Uhry­no­wie, ile­kroć ze­bra­li się ła­ska­wi są­sie­dzi, roz­po­czy­na­ła się na­tych­miast dys­ku­sya, ko­go­by obrać kró­lem, gdy sła­bo­wi­ty syn Je­re­mie­go Wi­śnio­wiec­kie­go oczy za­mknie.

Nie bra­kło w kra­ju mę­żów i ro­dów sław­nych, jed­nak­że nie­for­tun­ny ostat­ni wy­bór od­ra­dzał Pia­sta. Gro­żą­ce nie­bez­pie­czeń­stwo od Tur­ków na­su­wa­ło py­ta­nie, czy nie le­piej po zgo­nie do­go­ry­wa­ją­ce­go kró­la, po­szu­kać so­bie po­tęż­ne­go sprzy­mie­rzeń­ca, w któ­rym z mo­nar­chów Eu­ro­py, ofia­ru­jąc mu ko­ro­nę.

Lecz imci pan woj­ski marsz­czył czo­ło chmur­nie, z jego przy­ja­ciół wy­mó­wił imię ob­ce­go księ­cia, jako kan­dy­da­ta do tro­nu, co gdy spo­strze­gli przy­ja­cie­le na­gli­li, by przy­znał się, za kim jego ser­ce, czy ro­zum prze­ma­wia, od­po­wie­dział:

– Cze­kam ukoń­cze­nia woj­ny z bi­sur­ma­na­mi; czy­je skro­nie Mars lau­rem zwy­cię­stwa ustroi, temu od­dał­bym rad ber­ło i ko­ro­nę.

Za Pia­stem był prze­to… Nie­szczę­sny trak­tat Bu­czac­ki, wsty­dem pa­lił jego ser­ce, go­tów był na ko­la­na paść przed każ­dym, za któ­re­go spra­wą po­tę­ga nie­wier­nych by­ła­by zła­ma­ną i upo­ko­rze­nie po­msz­czo­ne.

Za­braw­szy na mocy po­ko­ju bu­czac­kie­go po­tęż­ną twier­dzę Ka­mie­niec i zmu­siw­szy Mi­cha­ła Wi­śnio­wiec­kie­go do obiet­ni­cy pła­ce­nia ha­ra­czu, roz­go­spo­da­ro­wa­li się Tur­cy w zdo­by­tych nad Dnie­strem zie­miach i pra­gnę­li no­wych zdo­by­czy, o Lwów na­wet się ku­sząc.

Po­sta­no­wio­no tedy ze­rwać ukła­dy Bu­czac­kie. Wiel­ki het­man ko­ron­ny Jan So­bie­ski, po­śpie­szył na cze­le nie­licz­nych, lecz do­bra­nych huf­ców, prze­ciw­ko Osma­nom.

Był dzień świą­tecz­ny ci­chy i po­god­ny; pan woj­ski z ro­dzi­ną, któ­rą skła­da­li żona, syn dwu­na­sto­let­ni i có­recz­ka dzie­sięć wio­sen li­czą­ca, sie­dział na ła­wie przed do­mem, wpa­trzo­ny w dal, za­sę­pio­ny moc­no, wzdy­cha­jąc cięż­ko od cza­su do cza­su.

– Co ci ta­kie­go, pa­nie Ja­nie? – za­py­ta­ła go mał­żon­ka – wzdy­chasz, jak gdy­by nie­szczę­ście wi­sia­ło nad nami, a prze­cież chwa­ła niech bę­dzie Naj­wyż­sze­mu, zdro­wić je­ste­śmy wszy­scy, uro­dza­je za­po­wia­da­ją się nie­zgo­rzej,

Go­lań­ski moc­niej jesz­cze wes­tchnął.

– Jak się nie fra­so­wać, kie­dy nie mogę ra­zem z dru­gi­mi pójść na Tur­ków – od­parł z no­wem wes­tchnie­niem.

– Nie grzesz, Ja­nie sar­ka­niem, dzię­kuj Bogu, że po­noć for­tu­na znów się ku nam zwró­ci­ła – od­par­ła pani Han­na. – Nuda cię kusi, każ do­siąść chłop­cu ci­sa­we­go, niech har­ce na dzie­dziń­cu wy­pra­wia.

Woj­ski uśmiech­nął się.

– Człek choć sta­ry, za­wdy dzie­cia­ko­wi po­dob­ny; po­trzeb­na mu kara i na­gro­da – rzekł ła­god­nie.

– Ot, po two­ich sło­wach pierzchł smu­tek.

To po­wie­dziaw­szy, zwró­cił się do syna.

– Jaś­ku! bie­gnij do staj­ni po ci­sa­we­go, a i mego przy­pro­wadź, po­har­cu­je­my ra­zem – do­dał.

Chło­piec, któ­ry w mil­cze­niu słu­chał roz­mo­wy ro­dzi­ców, ze­rwał się te­raz raź­no i nie­ba­wem po­wró­cił na dziel­nym wierz­chow­cu, wio­dąc za sobą dru­gie­go.

Ma­ry­sia aż w ręce kla­snę­ła z ra­do­ści.

– Zuch z na­sze­go Jaś­ka – za­wo­ła­ła.

Oj­ciec po­gła­dził jej pło­we wło­sy, po­czem wstał, by do­siąść swe­go ka­ro­sza, gdy pani Han­na wska­za­ła ręką na go­ści­niec.

– Ja­kaś dru­ży­na tu cią­gnie, – rze­kła – może z woj­ny wra­ca­ją.

Woj­ski dło­nią oczy przy­sło­nił.

– Nie­ina­czej – od­parł – świe­cą na nich pan – ce­rze, od­pro­wadź Jaś­ku ko­nie; go­ście jadą, do­bra na­sza!

Dwór Uhry­now­ski wzno­sił się wśród pól roz­le­głych, na któ­re z gan­ku oko mo­gło biedz swo­bod­nie. Woj­ski po­szedł ście­ży­ną wy­dep­ta­ną wśród tych zie­lo­nych pól do go­ściń­ca, któ­rym je­cha­ło w tej chwi­li kil­ku­na­stu jeźdź­ców.

– Wi­taj­cie bra­cia! – za­wo­łał zda­la. – Racz­cie wstą­pić do mego li­che­go dom­ku. Czem cha­ta bo­ga­ta, tem rada. Za­jedź­cie choć miod­kiem ochło­dzić spie­czo­ne war­gi.

Jeźdź­cy nie do­sły­sze­li ca­łej prze­mo­wy, jed­nak wy­ra­zy: "wi­taj­cie bra­cia" gło­śniej wy­mó­wio­ne, do­bie­gły ich uszu, więc daw­szy ko­niom ostro­gi, po­śpie­szy­li ku przy­zy­wa­ją­ce­mu ich go­ścin­ne­mu go­spo­da­rzo­wi.

– My z pocz­tu wiel­kie­go het­ma­na, któ­ry do War­sza­wy śpie­szy, bo mi­ło­ści­wy król Mi­chał, świeć Pa­nie nad jego du­szą! nie żyje! – rze­kli!

– Wieść ta do­bie­gła nas na polu bi­twy pod Cho­ci­mem.

– Prę­dzej niż mnie w domu – od­parł woj­ski. – Wiecz­ne od­po­czy­wa­nie racz dać Pa­nie zmar­łe­mu, a na­ro­do­wi ro­zum, by god­ne­go wy­brał elek­ta.

– Le­piej niż ostat­nie­go – ode­zwał się je­den z ry­ce­rzy.

– Nie po­tę­piaj­my umar­łych, oni już przed są­dem Bo­żym – prze­rwał woj­ski, a po­tem do­dał: – Z ob­licz wa­szych wi­dzę, iż het­ma­no­wi do­brze się wio­dło na polu bi­twy.

– Pod Cho­ci­mem roz­gro­mił dwa­kroć licz­niej­sze­go nie­przy­ja­cie­la – ode­zwał się pan Ma­rek Mat­czyń­ski. – Kie­dy uj­rze­li­śmy ol­brzy­mi obóz Hus­sy­na, więk­szość tra­ci­ła du­cha. Pac, Ra­dzi­wił, Po­toc­ki ra­dzi­li cof­nąć się, ale So­bie­ski rzekł:

– Szy­ję mi utnij­cie, je­śli ich nie we­zmę!

I wziąw­szy trzy ko­lum­ny pie­cho­ty, sam je po­wiódł, ko­nia po­wie­rzyw­szy gierm­ko­wi.

– Od­waż­nie, w imię Boga! – krzyk­nął na idą­cych za nim, sza­blą to­ru­jąc so­bie dro­gę.

Do­pie­ro na pół strza­łu pi­sto­le­to­we­go do­siadł ko­nia, aby zdo­by­ciem obo­zu Has­sey­no­we­go po­kie­ro­wać. Pie­cho­ta prze­by­ła szczę­śli­wie wały, lecz kon­ni­ca tu­rec­ka na­raz wy­pa­dła i oto­czy­ła ją ze­wsząd, wów­czas na znak dany przez het­ma­na, ru­szy­ła hus­sa­rya i po­szła na­szym w po­moc. Za­wrzał bój za­cię­ty, na­ci­śnię­ci przez nas Tur­cy tłu­ma­mi po­czę­li ucie­kać na most; chcie­li­śmy po­go­nić za nimi, gdy po­wstrzy­mał nas krzyk trwo­gi, któ­ry strasz­li­wym gło­sem wzbił się pod ob­ło­ki. Za­ła­mał się most, Dniestr po­rwał ty­sią­ce Mu­zuł­ma­nów, a my wkro­czy­li­śmy jako zwy­cięz­cy do obo­zu Hus­sey­na. Dzie­sięć ty­się­cy Tur­ków zgi­nę­ło w tej roz­pra­wie, 130 ar­mat do­sta­ło się w na­sze ręce. Z pod Cho­ci­mia mie­li­śmy iść pod Ce­co­rę, gdzie po­wia­da­no nam, że stoi Kap­ton ba­sza z dwu­dzie­stu ty­sią­ca­mi lu­dzi, lecz przy­szła wia­do­mość o śmier­ci mi­ło­ści­we­go pana i ry­cer­stwo za­żą­da­ło po­wro­tu. Te­raz je­dzie­my do War­sza­wy, het­man wy­słał nas przo­dem, aby mu noc­leg przy­go­to­wać gdzie wy­pad­nie, za­czem za­ma­wia­my go u Wasz­mość pana.

Go­lań­skie­mu twarz się roz­pro­mie­ni­ła.

– Za­szczyt nie­la­da spo­tka mój do­mek ubo­żuch­ny – od­parł – ale czy het­ma­no­wi bę­dzie w nim dość wy­god­nie; izby nie­wiel­kie.

– Pod go­ścin­ną strze­chą Bóg ścia­ny roz­sze­rza i szpi­chle­rze na­peł­nia – od­par­li ry­ce­rze. – Cóż to my o woj­skim Go­lań­skim nie sły­sze­li.

– Więc chodź­cie za mną, wy­chy­lić tym­cza­sem po cza­rze mio­du i ko­ni­ki na­po­ić. Po­tem dwóch na spo­tka­nie po het­ma­na po­dą­ży, inni po­mo­gą roz­sze­rzyć moje ścia­ny – od­parł we­so­ło woj­ski.

I po­wiódł ry­ce­rzy do dwo­ru.

– Han­no! – za­wo­łał – mamy go­ści, wiel­kich go­ści!

Ja­siek, któ­ry zra­zu, gdy oj­ciec ka­zał mu od­wieść ko­nia do staj­ni, za­sę­pił się, te­raz na wi­dok ry­ce­rzy za­po­mniał o har­cach obie­ca­nych.

Stał z roz­war­te­mi usty, nie sły­sząc wo­ła­nia ojca, lecz pani Han­na oraz Ma­ryś po­sły­sza­ły je za­raz i ka­za­ły służ­bie wy­nieść z izby stół na ga­nek, po­czem Ma­ryś śnież­nym ob­ru­sem go za­sła­ła, a pani Han­na dzban z mio­dem po­sta­wi­ła i pier­nik prze­dziw­ny do­mo­wej ro­bo­ty.

Go­ście uca­ło­wa­li mat­ce ręce, dziew­czę­ciu ukło­ny zło­ży­li, Ma­ryś dy­gnę­ła za­pło­nio­na, pani Han­na po­czę­ła prze­pra­szać za skrom­ny pod­ku­rek obie­cu­jąc, iż nie­ba­wem sut­szy za­sta­wi, gdy już het­man nad­je­dzie.

Po­pi­ja­jąc mio­dek, go­ście opo­wia­da­li o po­tycz­kach sto­czo­nych i przy­go­dach z ży­cia obo­zo­we­go.

– Mi­ko­łaj Sie­niaw­ski do­szczę­tu zniósł Ta­ta­rów Lip­ków – mó­wił z we­rwą cho­rą­ży Śred­nic­ki. – Tur­cy są tak prze­ra­że­ni zwy­cię­stwa­mi na­sze­go het­ma­na, iż ucie­ka­ją na sam jego wi­dok. Ka­pi­tan ba­sza do­wie­dziaw­szy się, że het­man za­mie­rza ru­szyć pod Ce­co­rę, uciekł stam­tąd.

– Hm! hm! cie­ka­wa rzecz, kogo też na elek­cyi wy­bie­rze­my? – ode­zwał się Go­lań­ski.

– Po­wiedź­cie ja­kie­go kan­dy­da­ta fo­ru­je­cie? – za­py­tał go na­gle je­den z to­wa­rzy­szy.

– Zda­nia nie zmie­ni­łem, bom nie cho­rą­giew­ką na da­chu – od­parł Go­lań­ski. – Gło­so­wa­łem i gło­su­ję za Pia­sta­mi; temu od­dał­bym ko­ro­nę, kto zwy­cię­stwem r. ad Tur­czy­nom ze­trze wstyd po­ko­ju Bu­czac­kie­go.

Tak ga­wę­dzi­li, a Ja­siek słu­chał zra­zu po­tem wy­su­nął się ci­cha­czem z gan­ku; oj­ciec spo­strze­gł­szy po chwi­li syna nie­obec­ność, pe­wien był, iż po­biegł do staj­ni pie­ścić źre­bię­ta, lub fi­gle wy­pra­wiać z for­na­la­mi.

Tym­cza­sem słoń­ce po­czę­ło się chy­lić ku za­cho­do­wi.

– Het­man po­wi­nien nad­cią­gnąć nie­ba­wem – rzekł je­den.

– Pono już cią­gnie, sły­szę ten­tent – od­parł Go­lań­ski i pierw­szy pod­niósł się – nie­ina­czej, już jadą go­ściń­cem – do­dał.

Cho­rą­ży i rot­mistrz po­śpie­szy­li na go­ści­niec, a inni za go­spo­da­rzom na cze­le z kie­li­cha­mi w dło­niach i dzba­na­mi mio­du zwol­na po­su­nę­li się do bra­my. Hu­fiec cią­gnął go­ściń­cem, Śred­nic­ki i Go­lań­ski już się z nim spo­tka­li.

– Toć mój Ja­siek je­dzie przy het­ma­nie, da­li­bóg, to on! – wy­krzyk­nął na­raz Go­lań­ski, wy­cią­gnąw­szy rękę przed sie­bie.

W isto­cie, Ja­siek usły­szaw­szy, że het­man wy­słał pod­jazd, by mu noc­leg przy­go­to­wał, sam na­prze­ciw bo­ha­te­ra kon­no po­śpie­szył; do­tarł­szy do lasu, cze­kać po­sta­no­wił, a gdy uj­rzał po­czet, wy­stą­pił na­przód, ze­sko­czył z ko­nia i zdjąw­szy czap­kę po­chy­lił się ni­sko przed het­ma­nem.

– Racz­cie po­zwo­lić, mi­ło­ści­wy wo­dzu, że po­pro­wa­dzę was do na­sze­go domu, oj­ciec mój cze­ka już z wie­cze­rzą i noc­le­giem – rzekł.

Po­do­ba­ła się śmia­łość chłop­ca So­bie­skie­mu, za­trzy­mał ko­nia, po­gła­skał jego pło­wą głów­kę i rzekł:

– Pro­wadź!

A gdy nad­je­chał Śred­nic­ki z Go­lań­skim, het­man za­wo­łał do nich:

– Mo­ści Śred­nic­ki, po­mi­nie­my snać wy­bra­ną przez was go­ści­nę, a damy się za­wieść one­mu pa­cho­lę­ciu, któ­re bar­dzo mi do ser­ca przy­pa­dło.

– To pa­cho­lę wie­dzie was, mi­ło­ści­wy het­ma­nie, do tego sa­me­go domu – od­parł we­so­ło Śred­nic­ki. W tym gaju hu­fiec wy­god­nie się roz­ło­ży, a wy, je­śli wola przyj­mie­cie go­ści­nę imć pana Go­lań­skie­go, dzie­dzi­ca Uhry­no­wa, ojca owe­go pa­cho­lę­cia.

– Zgo­da! – wy­krzyk­nął het­man, po­tem zwró­cił się do chło­pa­ka, któ­ry trzy­mał się go bli­sko, speł­nia­jąc rolę prze­wod­ni­ka.

– Jak ci na imię?

– Jan Go­lań­ski – od­parł śmia­ło chło­piec.

– A cze­mu twój oj­ciec nie był z nami na woj­nie?

– Ry­ce­rzem był za kró­la Jana Ka­zi­mie­rza, ale mu Szwe­dzi pra­wą rękę za­bra­li, więc te­raz jest woj­skim – rzekł Ja­nek.

Gdy do­stoj­ny gość zwró­cił się w ale­ję, wio­dą­cą z go­ściń­ca do dwo­ru, woj­ski wy­szedł na spo­tka­nie.

– Niech żyje bo­ha­ter z pod Cho­ci­mia – za­wo­łał.

I na­peł­niw­szy roz­tru­han zło­ty, po­dał go het­ma­no­wi.

– A czy masz, pa­nie bra­cie, dru­gi? – za­py­tał go So­bie­ski.

Je­den z to­wa­rzy­szy, któ­rzy z imci pa­nem Gdań­skim tu po­de­szli, po­dał mu na­tych­miast swój kie­lich.

– Na­peł­nij go i wy­chyl – rzekł het­man.

A gdy dzie­dzic Uhry­no­wa speł­nił jego ży­cze­nie i na jego cześć miód wy­są­czył, ka­zał mu po­wtór­nie na­peł­nić kie­lich, pod­niósł swój w górę i za­wo­łał:

– Cześć ry­ce­rzom!

– Cześć! cześć! – za­wo­ła­li inni i wy­cią­gnę­li ręce z kie­li­cha­mi do Go­lań­skie­go.

Woj­skie­mu oczy łza­mi za­świe­ci­ły.

– Te­raz mój dom, racz­cie het­ma­nie na­wie­dzić – rzekł, i ko­nia za uzdę ująw­szy, po­wiódł go ra­zem do dwo­ru.

Tym­cza­sem pod do­zo­rem pani Han­ny na­kry­to wiel­ki stół w głów­nej kom­na­cie i wy­to­czo­no becz­kę przed­nie­go wina.

Nie­śmia­ła, ale go­ścin­na wojsz­czy­na, za­ła­twiw­szy się z obo­wiąz­ka­mi go­spo­dy­ni, wy­szła na ga­ne­czek z có­ruch­ną i cze­ka­ły ra­zem go­ści, a gdy het­man zsiadł­szy z ko­nia, pod­szedł ku nim i pięk­ną, lubo tro­chę na­pu­szy­stą mową, po­czął prze­pra­szać za na­jazd, pani Han­na oczy spu­ściw­szy od­par­ła:

– Gość w dom, Bóg w dom.

Czy cud aniel­ski jak u Rze­pi­chy, roz­mno­żył w domu im­ci­pa­na Go­lań­skie­go ja­dło, czy go­spo­dar­ność jego żony, o to go­ście nie py­ta­li, tyl­ko ocho­czo za­sie­dli do sto­łu, na któ­rym pię­trzy­ły się pół­mi­ski za­sta­wio­ne pie­czy­stem z ptac­twa do­mo­we­go, ba­ra­ni­ną i wę­dli­ną, oraz ko­sze peł­ne przy­sma­ków. Ja­nek roz­no­sił bie­sia­du­ją­cym szkla­ni­ce peł­ne ru­bi­no­we­go pły­nu, Ma­ry­sia owo­ce i pier­ni­ki, pani Han­na raz wraz zni­ka­ła do spi­żar­ni i kuch­ni.

– Gdy żo­łą­dek prze­stał wo­łać: "głod­ny je­stem", po­wiem wam, pa­nie bra­cie, jaki pro­jekt po­wstał w mej gło­wie co do syna wa­sze­go – ode­zwał się na­raz het­man zwró­ciw­szy się do Go­lań­skie­go. Po­wierz­cie mi go, a żoł­nie­rzy­kiem pra­wym zo­sta­nie… Mam syna, chłop­ca tych lat, co wasz, mat­ka, jak wie­cie, Fran­cu­ska ro­dem, nie po na­sze­mu go tro­chę cho­wa; chło­pak mi jesz­cze, broń Boże, znie­wie­ście­je; wasz zuch udał mi się.

– Pod okiem bo­ha­te­ra z pod Cho­ci­ma wy­ro­śnie mi syn na ry­ce­rza – rzekł Go­lań­ski.

– Ot, dwoj­gu ucie­chę spra­wi­łem, ucie­cha ta głasz­cze mi ser­ce – ode­zwał się po chwi­li So­bie­ski – ale udał mi się ten chło­pak!

W tem pani Han­na uka­za­ła się na pro­gu; ob­ję­ła ied­nem spoj­rze­niem rnę­ża, syna i het­ma­na.

– A tu­taj co się sta­ło? – za­py­ta­ła. Ja­nek ze­rwał się z ko­lan i do mat­ki po­biegł.

– Ma­tuch­no ra­iła, toć i ty po­zwo­lisz? – za­py­tał – oj­ciec dał już bło­go­sła­wień­stwo swo­je.

– Na co? – od­par­ła pani Han­na zdu­mio­na.

– Pan het­man bie­rze mnie do sie­bie, na żoł­nie­rza wy­kie­ru­je – rzekł Ja­nek pręd­ko.

Pani Han­na po­bla­dła.

– Na woj­nę cię po­wie­dzie? – szep­nę­ła.

– Uspo­kój się, mat­ko; na woj­nę dla wa­sze­go chłop­ca jesz­cze czas – ode­zwał się het­man.

I po­wstaw­szy, pod­szedł ku stro­ska­nej nie­wie­ście.

– Ot pro­jekt rzu­ci­łem – do­dał – ze­chce­cie, po­dzię­ku­ję, od­mó­wi­cie, od­ja­dę bez ura­zy.

I po­wtó­rzył to, co już Gro­lań­skie­mu po­wie­dział. Pani Han­na i Ma­ry­sia słu­cha­ły go w mil­cze­niu, gdy skoń­czył, mat­ka rze­kła:

– Wiel­ka to ła­ska dla nas, ale i wiel­ki smu­tek, jed­ne­go mamy syna w domu; wie­dzia­łam, że cze­ka mnie roz­sta­nie, ale my­śla­łam, że jesz­cze lat kil­ka na­cie­szę się nim spo­koj­nie

Mięk­kie ser­ce het­ma­na zro­zu­mia­ło mat­kę.

– Toć ja­strzę­biem nic je­stem, pi­sklę­cia zdrad­nie nie po­rwę, – rzekł ła­god­nie – po­mó­wi­my jesz­cze o tem;

nie dziś, bo dziś śpie­szę do War­sza­wy, ale po elek­cyi po­sta­ram się tak spra­wę uło­żyć, aby wilk był syt i owca cała.

To po­wie­dziaw­szy, uca­ło­wał pani Han­nie rękę.II.

W zam­ku war­szaw­skim, w sali ki­rem obi­tej zwło­ki kró­la Mi­cha­ła ocze­ki­wa­ły po­grze­bu, lecz mało kto pa­mię­tał o tem; o wie­le wię­cej zaj­mo­wał wszyst­kie umy­sły zwy­cięż­ca z pod Cho­ci­mia, któ­re­go przy­by­cia ocze­ki­wa­no.

War­sza­wa ro­iła, się od przy­jezd­nych, sejm elek­cyj­ny ścią­gał ze­wsząd szlach­tę, trze­ba było obrać jak­naj­prę­dzej no­we­go Pana, gdyż nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści, że Tur­cya ze­chce po­mścić klę­skę po­nie­sio­ną pod Cho­ci­mem.

Już licz­ni kan­dy­da­ci ko­ła­ta­li o tron osie­ro­co­ny. Ksią­żę Ka­rol Lo­ta­ryń­ski, któ­re­go po­pie­ra­ła Au­strya, Kon­de­usz, ksią­że fran­cuz­ki, Ja­kób z Yor­ku, brat kró­la an­giel­skie­go, Je­rzy duń­ski, ksią­żę­ta Man­tui army, Mo­de­ny, oraz wie­lu in­nych przy­sła­li swo­ich peł­no­moc­ni­ków do War­sza­wy.

Nowa sto­li­ca Rze­czy­po­spo­li­tej ro­iła się nie­tyl­ko od swoj­skich go­ści, lecz i cu­dzo­ziem­ców, a wszy­scy nie­cier­pli­wie ocze­ki­wa­li przy­by­cia het­ma­na.

Dnia 2 maja uli­ce mia­sta już ze świ­tem roić się po­czę­ły od przy­bra­nej świą­tecz­nie lud­no­ści; miesz­cza­nie i szlach­ta, niem­cy, fran­cu­zi, wło­si spie­szy­li z róż­nych ulic na Kra­kow­skie – Przed­mie­ście. Aż ha­la­bard­ni­cy zmu­sze­ni byli prze­mo­cą uto­ro­wać dro­gę bo­ha­te­ro­wi.

Oko­ło go­dzi­ny ósmej dzwo­ny ko­ściel­ne oznaj­mi­ły wy­cze­ku­ją­cym, iż het­man wkro­czył w ob­ręb mia­sta, a nie­ba­wem dzwo­nom za­wtó­ro­wa­ły dźwię­ki jan­czar­skiej ka­pe­li, po­prze­dza­ją­cej po­grom­cę Tur­ków.

Z do­bo­szem na cze­le, któ­ry srebr­ne­mi pa­łecz­ka­mi bił w wiel­ki bę­ben, jan­cza­ro­wie wy­stro­je­ni w zie­lo­ne suk­nie i bia­łe tur­ba­ny, wstrzą­sa­li w takt bęb­na ha­ła­śli­we swo­je trian­ga­ły, któ­rym to­wa­rzy­szy­ły pi­skli­we tony pisz­cza­łek. Marsz za­brzmiał uro­czy­ście na Kra­kow­skiem Przed­mie­ściu, głu­sząc gwa­ry ści­śnio­ne­go tam tłu­mu.

Wszyst­kich spoj­rze­nia zwró­ci­ły się w głąb uli­cy, wszyst­kie usta roz­war­ły się jed­nym okrzy­kiem:

– Niech żyje Jan So­bie­ski!

Z ob­ło­ków ku­rza­wy wy­ło­nił się za jan­cza­ra­mi hu­fiec ry­ce­rzy: przo­dem je­chał sam het­man w zbroi świe­cą­cej, w koł­pa­ku so­bo­lo­wym, po pra­wej jego ręce Mi­ko­łaj Sie­niaw­ski, po­grom­ca Ta­ta­rów Lip­ków, po le­wej Ja­bło­now­ski, za nimi set­ki ry­ce­rzy. So­bie­ski ski­nie­niem gło­wy dzię­ko­wał za po­wi­ta­nie ra­do­sne, po­krę­cał wąsa i uśmie­chał się; lecz kie­dy wkro­czył na dzie­dzi­niec zam­ko­wy za­po­mniał wkrót­ce o tych, któ­rzy go wi­ta­li; jego Ma­ry­sień­ka uko­cha­na sta­nę­ła mu w oczach, dzie­ci, ogni­sko ro­dzin­ne, któ­re tak ko­chał.

Zsiadł­szy z ko­nia, zwró­cił się do pa­nów, któ­rzy z nim ra­zem wró­ci­li.

– Te­raz o was na chwi­lę za­po­mnę – rzekł – wy­bacz­cie, lecz ser­ce rwie się do swo­ich.

To po­wie­dziaw­szy, na po­ko­je swo­je po­dą­żył.

Ma­rya Ka­zi­mie­ra So­bie­ska, z domu d'Arqu­ien, pri­mo voto or­dy­na­to­wa Za­moj­ska, na­zy­wa­na przez rnę­ża Ma­ry­sień­ką, stroj­na w atła­sy, ko­ron­ki i klej­no­ty, wy­bie­gła na­prze­ciw męża z naj­star­szym syn­kiem Ja­kó­bem. Chło­piec, po fran­cu­sku przy­bra­ny, miał nie­bie­skie do ko­lan poń­czo­chy, trze­wi­ki mięk­kie, spodnie atła­so­we opię­te, ju­ste au corps (sur­du­cik) otwar­ty nie­bie­ski i ża­bo­ty ko­ron­ko­we.

– Jean! Jean! oh, quel bon­heur! – wo­ła­ła dość krzy­kli­wa z na­tu­ry nie­wia­sta.

Het­man uści­snął ją, roz­rzew­nio­ny, po­tem do syna się zwró­cił i po­ca­ło­wał go w czo­ło.

Po wza­jem­nych po­wi­ta­niach i pierw­szej roz­mo­wie, rzekł, głasz­cząc jego bla­dą twa­rzycz­kę:

– Ciesz się! bę­dziesz wiał ró­wie­śni­ka za to­wa­rzy­sza; po­we­se­le­ją przy nim smut­ne two­je oczę­ta.

– Kogo masz mo­ści het­ma­nie na my­śli? – spy­ta­ła cie­ka­wa Ma­ry­sień­ką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: