- W empik go
Dyaryusz wojny moskiewskiej 1633 roku - ebook
Dyaryusz wojny moskiewskiej 1633 roku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 407 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1633 roku z rękopisu wydał i przedmową zaopatrzył
Alexander Rembowski
Z trzema planami
PRZEDMOWA.
W tomie niniejszym wydawnictwa Biblioteki Ordynacyi hrabiów Krasińskich wydrukowany został manuskrypt, stanowiący własność tejże Biblioteki, a noszący tytuł "Dyaryusz wojny moskiewskiej z r. 1633". Dyaryusz powyższy możnaby śmiało nazwać Dyaryuszem Moskorzowskiego Jana, albowiem prócz dokumentów urzędowych, powtórzonych w innych relacyach z tejże wyprawy, zawiera w formie listów (do brata Andrzeja), szczegółowy a bardzo dokładny opis odsieczy Smoleńska i osaczenia wojska moskiewskiego, dowodzonego przez Szeina, skreślony przez Jana Moskorzowskiego, oficera i zarazem sekretarza przy boku Krzysztofa Radziwiłła, hetmana polnego litewskiego.
Wojna z 1633 – 34 roku, zakończona pokojem Polanowskim, należała niewątpliwie do rzędu najświetniejszych czynów, jakie zdobiły przeszłość bojową dawnej Rzeczypospolitej Polskiej. Zarówno oporność załogi Smoleńska, jak i wytrwałość w osaczeniu przemożnego wojska nieprzyjacielskiego, zasobnego w wyjątkowo silną artyleryę i ufortyfikowanego, jak na owe czasy, w imponująco umiejętny sposób, zasługiwały na wysokie i szczere uznanie.
Odsiecz Smoleńska, jak wiadomo, zakończyła się względną kapitulacyą armii Szeina. Bogata artylerya nieprzyjacielska, obliczana przez Moskorzowskiego na trzysta tysięcy talarów wartości, wraz z amunicyę i muszkietami dostała się wojskom Królewskim w zdobyczy. Tak pomyślny rezultat wyprawy nie mógł przejść bez śladów w literaturze polskiej. Mimowoli nasuwało się pióro do ręki tym, którzy sami brali udział w owych zapasach, jak i tym którzy się tylko nasłuchali opowiadań od weteranów tej długiej i krwawej wojny.
Dyaryusz Moskorzowskiego nie może też rościć pretensyi do tego, aby był najpierwej wydanem źródłem, odnoszącem się do wojny z 1633 – 34 roku. Sądzę jednak, że w każdym razie zasłuży na nazwę najobszerniejszego i najbogatszego w szczegóły z dotąd wydrukowanych, i to był właśnie główny powód, dla którego uważałem za stosowne uprzystępnić go wszystkim. Ponieważ domniemany autor Dyaryusza, Jan Moskorzowski, nie zajmował w wojsku królewskiem zbyt wybitnego stanowiska i tylko zbliżeniu się do osoby hetmana polnego litewskiego, Krzysztofa Radziwiłła, zawdzięczał dokładne wieści o działaniach wojennych pod Smoleńskiem, przeto należy przypuszczać, że jego Dyaryusz musiałby ustąpić pierwszeństwa Dyaryuszowi Krzysztofa Radziwiłła, który należał niewątpliwie do najznaczniejszych postaci wojennych w ówczesnej Rzeczypospolitej Polskiej. Tymczasem w pracy p. Kotłubaja p.t. "Odsiecz Smoleńska i pokój Polanowski" (1) znajdujemy w odsyłaczu następującą wzmiankę: "Ustęp ten historyczny jest fragmentem z obszerniejszego dzieła pod tytułem "Dzieje wojenne Polski", nad którem pracujemy. Prawie cały ułożony on jest z autentycznego Dyaryusza ks. Krzysztofa Radziwiłła, hetmana polnego litewskiego, wyprawy Smoleńskiej, dotąd nieznanego. Bogactwo i obfitość szczegółów podają mi otuchę, że praca ta z przychylnością przez znawców dziejów ojczystych przyjętą będzie".
Mamy więc wszelkie prawo mniemać, że Dyaryusz Krzysztofa Radziwiłła istnieje, ale pozostał on dotychczas nieznanym literaturze polskiej historycznej, gdyż p. Kotłubaj napisał jedynie rozprawę, opartą na rzeczonym dokumencie, czem bynajmniej zapoznania się z tekstem samego Dyaryusza nie zastąpił. Dopóki też Dyaryusz Krzysztofa Radziwiłła odszukanym i wydrukowanym nie zostanie, zachowa pamiętnik Jana Moskorzowskiego pierwszorzędną wartość. Nie tylko że znajdujemy w nim daleko więcej szczegółów ważnych i pouczających, niż w "Odsieczy Smoleńska" p. Kotłubaja, ale nadto w przedstawieniu działań militarnych jest często Moskorzowski wzorowo dokładnym, w opisie plastycznym i przejętym na wskroś marsowym duchem, jaki ożywiał Króla i jego waleczne rycerstwo.
Drugim ważnym dokumentem dziejowym, odnoszącym się do wojny z 1633 – 34 roku, są prace słynnego Hondiusa. "Władysław IV, pisze Łoski (2), pragnąc zajaśnieć sławą, postanowił wydać -
1) Czas. Dodatek miesięczny. Kraków. 1858. Str. 91 i dalsze.
2) Wilhelm Hondius nadworny rytownik dwóch królów polskich. Biblioteka Warszawska. 1882. Tom I. Str. 352 i dalsze.
dzieło strategiczne, któreby rozgłosiło jego czyny wojenne w Europie. W tym celu wykonane na miejscu przez inżyniera Tomasza Plejtnera plany odsieczy Smoleńska powierzone zostały sprowadzonemu z Hollandyi Hondiusowi, jako bardzo biegłemu w rytowaniu kart geograficznych. Wspaniałe to dzieło, do którego potrzebnych objaśnień miał artyście dostarczyć znany niemiecki poeta Marcin Opitz, sekretarz i historyograf Władysława IV-go, zajęło mu blizko dwa lata pracy i wyszło w Gdańsku w r. 1636. Obejmuje ono na 16-tu arkuszach szczegółowy plan Smoleńska z okolicami ożywionemi wojskami i utarczkami, co niewątpliwie jest układu i pomysłu Hondiusa. Na 9-ym arkuszu przedstawiony jest á vol d'oiseau uwieczniony medalem epizod, który zakończył tę kampaniję."
"Plany powyższe Smoleńska noszą tytuł: "Smolenscum urbs ope divina Vladislai IV, Poloniae, Sueciaeque Regis invictissimi Principis virtute liberatum, obsessi obsessores Moscovitae et auxiliarii, victi armis, hostes fortitudine vita donati clementia inusitata an.: 1634. U dołu arkusza napis: Per Sae Rae M-tis Architectum militarem Joannem Pleitnerum in ipso loco Delineatum, Mensuratum, ac Designatum. Anno 1634 et per Sae Rae Majestatis Chalcoglytem Iconographum et perspectivarum Delineatorum Privilegiatum Guilielmum Hondum in aes incisum Gedani Anno 1636. Znajdują się one (plany) w zbiorach książąt Czartoryskich, gdzie na egzemplarzu próbnym (epreuve) Hondius na brzegu blachy przedstawiającej portret Władysława IV, nasztychował drobny szkic (griffonage) przedstawiający człowieka ubranego w gałązki i trzymającego w ręku papier".
Miał słuszność Łoski utrzymując, że istnieją nowe odbicia wzmiankowanych planów, albowiem taki nowy egzemplarz posiada między innemi i Biblioteka Ordynacyi hr. Krasińskich. Niewątpliwie zawierają owe plany niezmierną doniosłość dla specyalnego historyka wojennego, nie tylko bowiem miejscowość sama i rozkład obu wojsk, ale wszelkie rodzaje ówczesnych fortyfikacyi i uzbrojenia narysowane są z wzorową dokładnością i niezaprzeczonym artyzmem. Na 16-tu wielkich kartach przedstawiających odsiecz Smoleńska, spotykamy także przy ważniejszych pozycyach numera (jest ich 216), pozwalające się domyślać, że istniały objaśnienia uzupełniające rysownicze dzieło Hondiusa. Wprawdzie bibliografia polska 1) nie potwierdzała podobnych domysłów, ale w monografii p. Pisarewa p.t.
–- (1) Estrejcher. Bibliografia polska i Finkel. Bibliografia historyi polskiej.
"Smoleńsk i jego historya" znalazłem wzmiankę przekonywającą, że podobne objaśnienia wyszły i że ukazały się w tłómaczeniu ruskiem w roku 1847 w Petersburgu p… t. "Wyobrażenie ataku i obrony Smoleńska przez Wilhelma Hondiusa w r. 1637 ".
Gdy poszukiwania na drodze antykwarsko-księgarskiej w celu zdobycia tłomaczonej pracy Hondiusa okazały się daremnemi, otrzymałem dzięki łaskawej uczynności prof. Wierzbowskiego odpis jej z muzeum Smoleńskiego. W szczupłej książeczce Hondiusa w ruskiem tłómaczeniu znajduje się 216-cie objaśnień odnośnych na planach cyfr, w których wyrażono, jakiego np. rodzaju były pod danym numerem fortyfikacye, ile miały dział, jakiego kalibru, ile na danej pozycyi znajdowało się wojska i przez kogo były komenderowane; jednem słowem dla specyalisty wojskowego stanowiły owe objaśnienia cenny i ważny materyał; w końcu zaś tłomaczonej książeczki znajdował się ustęp powyższego brzmienia: "Jak tylko się wszystko stosownie do zlecenia J. Oświeconego Pana (widocznie Krzysztofa Radziwiłła) wykona, wydrukowanemi będą objaśnienia w czterech językach; najprzód w łacińskim i polskim, a następnie niemieckim i francuskim. Opis ten tak czyniłem, aby stosownie do zlecenia J. Oświeconego Pana, można było odpowiednie braki wypełnić. 10 grudnia 1637 r. J. Oświeconego Pana Wilhelm Hondius."
Z odpisu przesłanego z Smoleńska wyrozumieć nawet było trudno, z jakiego właściwie języka nastąpił przekład ruski; jedno tylko ważne objaśnienie dawał rzeczony odpis, a mianowicie to, że praca Hondiusa w tej redakcyi, w jakiej przetłomaczoną została na język ruski, była jedynie przygotowawczą i że Krzysztof Radziwiłł miał ją dopiero wypełnić swemi uwagami. Czy zapowiedziane a uzupełnione objaśnienia Hondiusa wyszły w druku w językach: łacińskim, polskim i francuskim, nie zdołałem powziąść żadnej wiadomości. Zaledwie przekonałem się, że tłomaczenie niemieckie zostało wydanem w Gdańsku w roku 1640, choć oryginalnego egzemplarza i tego tłomaczenia nie widziałem na oczy.
W czasopiśmie książkowem niemieckiem p… t. "Preussische Provinzialblätter, herausgegeben von dem Vereine zur Rettung verwahrloseter Kinder zu Königsberg. Zum besten der Anstalt" (1), znajduje -
1) Tom II Królewiec 1829 r. Str. 38 – 64, Fortsetzung str. 235 – 252, Fortsetzung str. 324 – 341, Fortsetzung str. 454 – 469.
się artykuł napisany przez pana Justiz-Commisarius'a Schmidt'a zu Heilsberg, pod tytułem "Nachricht von einem merkwürdigen alten Kupferstiche". Schmidt przypadkowo odszukał w jakiejś starej zbrojowni równie starego zamczyska uszkodzony nieco egzemplarz planów odsieczy Smoleńska z taką samą intytulacyą, jaką podał Łoski w egzemplarzu ks. Czartoryskich, tylko że w końcu był wymieniony rok 1640, a nie 1636, jako chwila wykonania całego dzieła.
Na brzegach planów w dwóch szpaltach znajdował się opis pozycyi i główniejszych wydarzeń w języku niemieckim, a jaką owe objaśnienia wraz z planami stanowiły pouczającą i harmonijną całość, najlepiej przekona zdanie Schmidta, które pozwolę sobie przytoczyć w oryginalnem brzmieniu. "Die Abbildung der Schlacht bei Smoleńsk und die Entsetzung dieser von den Moscovitern belagerten Stadt durch Vladislav IV in den Jahren 1632 – 34 betreffend, der so einzig in seiner Veranlassung als in seiner Ausführung ist, indem er nicht blos eine topographisch-strategische Zeichnung der ganzen Belagerung und Entsetzung sondern auch eine anschauliche Darstellung derselben, der militärischen Anzüge und Gebraüche jener Zeit, undam Rande in zwei Spalten, eine in teutscher Sprache mitgetheilte Besprechung der Stellungen und Vorfälle enthalt, so dass dieses Blatt auf einen Blick Alles in sich fasst, was in spaterer Zeit voluminose Werke und Planzeichnungen dem Leser nur unvollkommen darstellen."
Prócz tego Schmidt podaje wiadomości dość ciekawe o egzemplarzu planów Hondiusa, znajdującym się w bibliotece cesarskiej w Petersbugu. Czerpie zaś je z "Allgemeine preussische Staatszeitung", która w 139-ym numerze z dnia 20 listopada 1821 roku, donosiła, że przy porządkowaniu cesarskiej biblioteki w Petersburgu, odnaleziono kilka płyt tych ciekawych topograficzno-strategicznych rysunków, które zdają się być najwcześniejszymi ze wszystkich dotąd znanych i dotąd nieodbitymi wcale. Pruska "Staatszeitung" wyraża również zdanie, że dzieło Hondiusa odnalezione w Petersburgu jest nadzwyczaj pouczającem dla historyi wojen północnych, a prócz tego donosi, że plany powyższe dostały się bezwątpienia (ohne Zweifel) tą drogą do Petersburga, że je Piotr I razem z całą biblioteką książąt Radziwiłłów zabrał ze Słucka.
Widocznie jednak po r. 1821 odbito w Petersburgu plany Hondiusa. Zdaje się, że egzemplarz posiadany przez bibliotekę Ordynacyi hr. Krasińskich jest właśnie takim nowo odbitym. Nosi on datę
1636 roku, a więc objaśnień, które dopiero w r. 1637 przygotowawczo wydrukowano dla Krzysztofa Radziwiłła, po bokach kart w dwóch szpaltach mieć nie mógł. Egzemplarz więc planów Hondiusa, opisany przez Schmidta z pełnymi objaśnieniami w języku niemieckim, a wydany w Gdańsku roku 1640-go, stanowi dzieło wykończone w zupełności i bodaj czy nie jedynie znane, dotąd bowiem trudno się doszukać jakiejkolwiek wzmianki o wydaniu łacińskiem i polskiem, które miały poprzedzić druk egzemplarza z objaśnieniami niemieckiemi.
Porównywając treść książeczki muzeum Smoleńskiego z uwagami Hondiusa i Radziwiłła, podanemi przez Schmidta, łatwo przyjść do przekonania, że te ostatnie zawierają pełniejszy materyał, na który się przedewszystkiem złożyły uzupełnienia Krzysztofa Radziwiłła. To już nie zwykłe objaśnienia pozycyi, jakie odnajdujemy w "Wyobrażeniu ataku i obrony Smoleńska", ale sprawozdania z ważniejszych wydarzeń, czyli treściwy a pewną i umiejętną ręką napisany szkic dyaryusza wojennego. Władysław IV odmalowany został w tych zwięzłych opisach wyrazami jędrnemi, w stylu iście marcyalnym bez żadnej domieszki panegirycznego kolorytu lub szumnej frazeologii. Dowiadujemy się przytem, że w d. 20 stycznia 1634 roku, gdy się toczyły układy z Szeinem o względną kapitulacyę wojsk nieprzyjacielskich: "ritten J. K. Majestat selbst in eigener Person als ein Rittmeister der die Compagnie führte, mit auf die Tractaten und discurirten unbekannter Weise lange mit des Feindes Offizieren".
Uzupełnienia Krzysztofa Radziwiłła dają nam również pojęcie o niezmiernej sile, jaką przedstawiała artylerya w obozie nieprzyjacielskim. Świadczą one, że baterye złożone z olbrzymiego kalibru dział i moździerzy dawały dziennie od 500 – 600 strzałów, że wielkie kule nawiedzały namioty królewskie, a gdy Królewicz Kazimierz z trzema Radziwiłłami pojechał do obozu nieprzyjacielskiego, aby obejrzeć artyleryę, która miała być Władysławowi IV oddaną, znaleźli ją wszyscy we wzorowym porządku: "welche wahrhaftig also beschaffen gewesen, dass Sie bei einigen Potentaten in der Welt, niemals in dem Felde schoner gesehen worden". Na karcie L planów Hondiusa znajduje się narysowany człowiek w krzak przeistoczony. Uzupełnienia Radziwiłła tłómaczą nam znaczenie tego rysunku i opisują fakt przekradania się walecznego żołnierza do osaczonego Smoleńska, który dla osiągnięcia celu musiał się przystroić w oryginalny roślinny kostium, aby zmylić czujność nieprzyjaciela, co mu się też w zupełności udało. Męztwu nieprzyjaciela oddawał Radziwiłł niedwuznaczne pochwały. Opisując naprzykład napaść wojsk nieprzyjacielskich na górę Skowronkową, przyznawał, że okazały lwią odwagę i że można było ich żołnierzy uważać za wcielonych szatanów. O Szeinie zachował Radziwiłł bardzo korzystne wrażenie, utrzymując, że do ostatniej chwili pragnął się przebić przez wojska królewskie, ale mu officerowie właśni odmówili poparcia, a tem samem i posłuszeństwa.
Opis wydarzeń, zamieszczony na planach Hondiusa wydanych w roku 1640, nazwałem szkicem Dyaryusza wojennego, a to z powodu niezmiernej treściwości i zwięzłości, jakie w nim panują. Dokładność opisu wszakże, zdradzająca wyborną znajomość strategicznych zamiarów i ruchów obu wojsk oraz przebiegu każdej bitwy, daje nam pewność, że autorem owych uzupełnień był niepospolity wódz, podtrzymujący w znacznym stopniu ducha wojsk królewskich, Krzysztof Radziwiłł. Przeznaczał on jednak swój opis głównie dla specyalistów wojskowych, którym za źródło światła miały służyć również plany Hondiusa, a, jak między innemi i zdanie Schmidta przekonywa, połączone prace tych dwóch mężów osiągnęły w zupełności cel, do którego dążyły.
Nie sądzę jednak, aby opis Radziwiłła mogł być owym Radziwiłłowskim dyaryuszem, z którego czerpał p. Kotłubaj; mniemam raczej, że z obszerniejszego, a dotąd nieznanego nam pamiętnika, o którym p. Kotłubaj wspomina, wpisał Krzysztof Radziwiłł do swego sprawozdania tylko ważniejsze fakta, które miały przedewszystkiem dla wojskowych znaczenie. Mimo więc całej doniosłości i znaczenia sprawozdań Radziwiłłowskich dyaryusz Moskorzowskiego nie przestanie być cennem źródłem do dziejów wojny z 1632 – 34 roku. Daje on nam poznać dokładniej przymioty obu wojsk, dokuczliwości srogiej kampanii i roztacza przed nami tak barwny i ciekawy obraz życia obozowego, że uzupełnia te niedostatki, które w czysto wojskowym opisie Radziwiłła czuć się dawały. Przytem zaznaczyć należy, że i sprawozdań Radziwiłłowskich nie posiadamy w polskim języku, a sprawozdanie Schmidta było wydrukowanem w r. 1829 w czasopiśmie niemieckiem i to takiem, któreby się prawdopodobnie w żadnej bibliotece naszej odszukać nie dało.
Literatura polska posiada jednakże już drukowane Dyaryusze wojny moskiewskiej z 1632 – 34 roku. W wydanych w r. 1842 we
Lwowie przez Stanisława Przyłęckiego "Pamiętnikach o Koniecpolskich" znajduje się na str. 435 i dalszych rozdział zatytułowany "Sprawy dzieł rycerskich wojska i Dyaryusz z obozu z pod Smoleńska d. 2 października 1633 r. "Z treści rzeczonego Dyaryusza przekonać się łatwo, że był pisany przez uczestnika w wyprawie, który jednak zaczął notować swe spostrzeżenia dopiero wtedy, gdy już "była uprzątniona jedna strona, że wolny (stał się) przejazd do Smoleńska". Chociaż Dyaryusz powyższy obejmuje zaledwie dziesięć stron drukowanych, jednakże zawiera niejedno ciekawe spostrzeżenie, świadczące jak zasobną była armia moskiewska w potężną artyleryę i w doświadczone siły inżynierskie. "Z dział trzynastu mury (Smoleńska) psowano, między któremi dwie, co kule niosą funtów 65, koni sto je ciągnęło i 300 chłopów z ziemie zwieść trudno", a na innem miejscu znajdujemy znów wiadomość, że "jest kilka takich dział, do których każdego potrzeba mało nie sto koni i 1000 człowieka". Prócz tego nieprzyjaciel wystawił "kilka dwadzieścia szańców eximio opere et contentione, jakoby perfectiores vel in medio Belgico Holiandi wystawić nie mogli".
Opis działań wojennych jest w tym skromnym Dyaryuszu także krótki, ale nosi charakter nawskroś marsowy i nie znajdujemy w niem ani cienia samochwalstwa. Dla odwagi nieprzyjaciela znajduje autor Dyaryusza słowa odpowiedniego uznania, a w pochwałach dla polskich hetmanów trzyma się ściśle na wodzy. Nawet uwielbienie dla króla jest surowem i pozbawionem retorycznych frazesów. Gdy król pod Skowronkową górą stał w ogniu działowym, zaznaczono jedynie, że "gdzie król J. M. był, nieprzyjaciel z dział do karety wymierzał i kule bardzo blisko latały i drugie przenosiły". Na innem miejscu znów pochwałę lakonicznie wyrażono, że "już zewsząd Król JMość tak osadził obóz jego (Szeina) że już nie może z nizkąd wykraść".
W roku 1868 w Bibliotece Ossolińskich (1) napisał ś.p. Liske studyum p.t. "Przyczynki do historyi wojny moskiewskiej z lat 1633 – 34 wraz z planem oblężenia Smoleńska, a w rzeczonej rozprawie wydrukował l) Relacyę agenta elektora brandeburskiego Weinbeera i (2) Wyimki z opisu podróży Adama Oleariusa. Wydawnictwa swe poprzedził ś… p. Liske zaznaczeniem, "że jakkolwiek oblężenie Smoleńska stanowi jedną z najświetniejszych chwil w dziejach naszych, to je- -
1) Tom 11 str. 1 – 65.
dnakże doba ta historyczna nie jest jeszcze wcale wyjaśniona". Głównem bowiem źródłem, z którego historycy nasi czerpali, był Wassenberg (Gestorum gloriosissimi ac invictissimi Vladislai IV partis secundae liber primus), którego dobrej wiary nikt nie zbadał, nie sprawdzał krytycznie, chociaż sama forma przesadzona w wyrażeniach i na wskroś panegiryczna powinna była wzbudzić uzasadnione podejrzenia. Zdaniem ś.p. Liskego, Wassenberg korzystał nie tylko z samych opowiadań, ale z piśmiennych notatek, z dyaryusza, wprawdzie niekompletnego, ale w każdym razie z pokaźnych jego urywków. Zapiski powyższe, których Wassenberg stał się autorem, były albo niedokładne, albo je kronikarz mimo chęci i wiedzy przeinaczył, bo nieraz dowieść można, że fakta lub chronologia podane u niego są fałszywe.
O pamiętnikach Albrechta Stanisława Radziwiłła wyraża się ś.p. Liske w następujący sposób: " Wpodaniu wiadomości o oblężeniu Smoleńska jest Radziwiłł bardzo sumienny, kopiuje on bowiem po prostu, prawie bez wszelkich swoich dodatków, dyaryusze nadsyłane mu z pola walki. Gdy mu zaś dyaryusza nie nadesłano i wskutek tego był zmuszony zapisywać do pamiętnika swego wiadomości, z posłuchu powzięte, wyraźnie i otwarcie to wypowiadał". Ostatecznie też ś… p. Liske przyszedł do przekonania, że Dyaryusz, którego Radziwiłł używał, zawierał po większej części bardzo wiarogodne, choć nieraz zbyt szczupłe wiadomości. Prócz tego poświęcił jeszcze ś… p. Liske uwagę Przyłęckiego "Pamiętnikom o Koniecpolskich", Piaseckiego Kronice (Chronica gestorum in Europa singularium) oraz "Aktom zebranym w bibliotekach i archiwach rossyjskiej imperii" (Petersburg 1836, po rusku) i wyraził słusznie przekonanie, że w obec tak niedostatecznego stanu źródeł ogłoszone przezeń z archiwum Królewieckiego pomniki będą miały niezaprzeczoną wartość.
W samej istocie relacyę agenta brandeburskiego Weinbeera przedstawiają się bardzo poważnie. Agent zdradza umysł spostrzegawczy i sąd trafny, niezamącony uprzedzeniem lub sympatyą do którejkolwiek ze stron wojujących. Podług Weinbeera jeńcy oceniali wojsko moskiewskie pod Smoleńskiem na 60, 000 ludzi, gdy tymczasem wojsko królewskie liczyć miało zaledwie 16, 000 rycerstwa, choć spodziewało się jeszcze posiłków konnych i pieszych. Męztwu obu wojsk walczących wystawia agent elektorski chlubne świadectwo, nie skrywając bynajmniej błędów strategicznych, jakie popełniono z polskiej lub moskiewskiej strony. Postać Władysława IV
wychodzi z rzeczonego Dyaryusza, ręką obcą pisanego, jaknajkorzystniej. Weinbeer prostemi słowy, bez żadnej affektacyi lub sztucznie podnieconego nastroju, stwarza z Króla Polskiego istotnego wodza, który swego marsowego ducha potrafił udzielić szczupłej drużynie wojennej i skłonić ją do zdumiewającego zaparcia się, oraz do wytrwałości w zdążaniu do wytkniętego celu.
Weinbeer ukazuje nam często Władysława IV, dowodzącego osobiście wojskami i to w najgorętszym ogniu działowym. Tam, gdzie największa przewaga wojsk nieprzyjacielskich, jak np. 16 października 1633 r., u stóp góry Skowronkowej, widzimy króla pieszo, wydającego rozkazy i zachęcającego rycerstwo do boju, gdy zaś szeregi chwiać się poczęły, posłał wnet Królewicza Kazimierza i Krzysztofa Radziwiłła na zagrożone miejsce i przytomnością swego spokojnego umysłu przechylił szalę zwycięstwa. Kule działowe ciągle się przyglądały z bliska jego marsowemu obliczu i to nie tylko w boju, ale nawet w namiotach królewskich, w których druzgotały zapory i jedynie szczęśliwym a osobliwym trafem nie szkodziły ludziom. Czem zaś był król dla wojska dążącego Smoleńskowi z odsieczą, najlepiej wykazuje Weinbeer temi krótkiemi słowy: "potrzeba też jego (króla) obecności, bo w przeciwnym razie rozproszyłaby się armja, która cierpi wielki niedostatek żywności i pieniędzy".
Wyborne przymioty artyleryi moskiewskiej zyskały uznanie, a nawet do pewnego stopnia budziły podziw Weinbeera. Zaznacza on zgodnie z wiadomościami, podanemi przez Krzysztofa Radziwiłła, że nieprzyjaciel z dział, ciskających kule 68 funtowe z żelaza, bił po 500 a nawet po 700 razy dziennie. Skutek tak imponującego na owe czasy ognia działowego był też nielada. Strzały bowiem w Smoleńsku obaliły dwie piękne wieże i cały mur między niemi, trzecią wieżę wysadzono przez minę i tylko z wielkim trudem udało się oblężonym zapełnić wyłom ziemią. Celność strzałów działowych budziła również podziw. Nie dość, że podług sprawozdań Weinbeera kule podczas boju przelatywały gęsto po nad głowami króla, królewicza Kazimierza i hetmanów, nie dość, że nawiedzały często namioty królewskie oraz znakomitszych panów, ale nie oszczędziły nawet karety pana Kanclerza koronnego, druzgocząc ją doszczętnie nieopodal jego namiotu. Ale i o przymiotach artyleryi polskiej nie przepomniano w relacyi Weinbeera, zwłaszcza gdy przybyła artylerya pułkownika Platera, której puszkarze złożyli świetny popis przy tej sposobności, gdy w krótkim czasie tak zdemontowali bateryę nieprzyjacielską, że musiała zaprzestać zwykłej swej kanonady. Co się wreszcie tyczy fortyfikacyi nieprzyjacielskich, to Weinbeer oświadcza, że prowadzone były na sposób holenderski.
Podobnie jak Krzysztof Radziwiłł jest Weinbeer zdania, że Szein był przymuszony do względnego poddania się przez swych oficerów, ale przypisuje głównie winę niemcom, którzy nie chcieli dłużej pozostać w obozie Szeina i dali mu do wyboru albo bój rozpaczliwy w celu przerżnięcia się przez wojsko królewskie, albo poddanie się. Przytem stwierdza Weinbeer, że komisarze wyznaczeni do odebrania uzbrojenia nieprzyjacielskiego, gdy przejrzeli artyleryę, to choć znajdowali się w ich gronie oficerowie, którzy bywali w obcych arsenałach, jednozgodnie wszyscy przyznali, że nigdy nie widzieli od razu tak wielkich zapasów przyrządów wojennych; wszystko bowiem, co tylko potrzebnem być mogło do dalszego prowadzenia wojny posiadano aż do zbytku.
Armja Szeina, która podług Krzysztofa Radziwiłła przenosiła z górą cyfrę 100, 000 żołnierzy, opuszczając obóz, zdaniem Weinbeera… nie wynosiło więcej nad 12 – 13, 000 ludzi. Dowiedziano się później, jak też same relacyę donoszą, że dowódcy moskiewscy nie w wielkim strachu maszerowali do stolicy, bo się między sobą połączyli i sprzysięgli. Generał Szein odpowiedział komuś, który do niego mówił, że car będzie bardzo rozgniewany i że kapitulacyę może głową będą musieli przypłacić: "Wiele to głów najprzód spadnie, zanim ja moją postradam. " W tym samym sensie odzywał się także Prozorowski.
Drugi dokument wydany przez ś.p. Liskego jest wyimkiem z dzieła "Offt begehrte Beschreibung der Newen Orientalischen Reise, so durch Gelegenheit einer Holsteinischen Legation an den Koenig in Persien geschehen durch M. Adamum Olearium", które wyszło w Szlezwiku w r. 1647. Dzieło powyższe nie było bynajmniej pisanem przez uczestnika Smoleńskiej kampanii.
W pierwszym wyimku z Oleariusa znajdujemy wiadomości następujące: armja Szeina wynosić miała w roku 1632 około 100. 000 ludzi, między którymi było 6000 niemców i wiele pułków rossyjskich, wyćwiczonych wedle taktyki niemieckiej. Ich pułkownicy i niżsi oficerowie byli prawie sami Niemcy i Szkoci. Generałem zaś był Herman Szein, z urodzenia polak, który dopiero przed parą laty przy – jął był religię prawosławną i udał się był na mieszkanie do Moskwy. Wojsko jego zaopatrzone zostało w piękną artyleryę, wynoszącą do 300 dział (darunter viel Doppelcarthaunen und Maurenbrecher), a tak ogromna armja mogła z łatwością zdobyć Smoleńsk, zwłaszcza że za obronę miastu służył tylko gruby mur bez rowu.
Gdy jednak za radą pułkowników niemieckich w krótkim czasie zrobiono wielki wyłom w murze, nie pozwolił generał przypuścić szturmu, twierdząc, że małyby to był honor dla wielkiego księcia, gdyby tak prędko miasto mieli zdobyć i gdyby tak wielkie wojsko, z takim kosztem i mozołem zebrane, w tak krótkim czasie znów rozpuszczonem być miało. Niemieccy pułkownicy zaś, widząc dla siebie i wielkiego księcia w tem wielką hańbę, gdyby z tak ogromnem wojskiem przed taką nędzną fortecą mieli bezskutecznie przez długi czas leżeć i sposobność wzięcia jej w tak nikczemny sposób z ręki wypuścić, postanowili niespodzianie przypuścić szturm do wyłomu. Ale, gdy go już rozpoczęli i miasto już prawie w rękach mieli, kazał generał skierować działa na nich i odpędzić ich od szturmu. Gdy zaś pułkownicy przy tym i innych podejrzanych wypadkach skarżyli się i sprzeciwiać się mu chcieli, groził im batami. Leżeli więc przez długi czas spokojnie, nie przypuszczając wcale szturmów i pozwolili, że nieprzyjaciel wszystko na nowo pozyskał. Oprócz owej legendy o działalności Szeina, znajdujemy jeszcze w pierwszym wyimku z Oleariusa fantastyczną wieść o smutnym losie Szeina, który, jak wiadomo, został ściętym z rozkazu swego panującego. Zarówno jednak tę wiadomość, jak również opowieść o przybyciu do Moskwy polskiego poselstwa, stanowiącą treść drugiego wyimku, można zupełnie opuścić, jako nie pozostające z dziejami wyprawy Smoleńskiej w bezpośrednim stosunku.
Niewątpliwie ogłoszeniem relacyi Weinbeera przysłużył się ś.p. Liske literaturze naszej historycznej; wyimki bowiem z Oleariusa w porównaniu z niemi zaledwie drobne mogą mieć znaczenie. Mimo jednak niepośledniej doniosłości, jaką owe relacyę mieć będą dla historyka, jako cenne źródło dziejowe, nie mogą być porównanemi z dyaryuszem Jana Moskorzowskiego. Przedewszystkiem Weinbeer doprowadził swe relacyę tylko do względnej kapitulacyi armii Szeina pod Smoleńskiem, gdy tymczasem Moskorzowski obejmuje całą wojnę aż do zakończenia jej pokojem Polanowskim. Następnie pomimo bardzo bystrych obserwacyi i trafnego sądu znać, że Weinbeer nie był fachowym wojskowym i że od narad wojennych w obozie polskim trzymano go zdala. Tego zaś o Moskorzowskim powiedzieć nie można i, charakteryzując poniżej w krótkim zarysie jego dyaryusz, mam nadzieję przekonania czytelnika o tem, że Moskorzowski posiadał wykształcenie wojskowe, które mu pozwoliło dokładniej i ściślej przedstawić przebieg akcyi wojennej w kampanii 1633 – 34 roku, oraz że Krzysztof Radziwiłł, darząc go zaufaniem jako swego sekretarza, otworzył mu przystęp do wielu tajemnic, będących owocem narad wojennych w polskim obozie.
Ruska historyczna Biblioteka, wydawana przez archeologiczną komissyę w Petersburgu, zamieściła w tomie pierwszym (1872 r.) pamiętniki odnoszące się do "smutnych czasów", które się w rękopisach znajdowały w Cesarskiej bibliotece publicznej oraz głównego sztabu. Między innemi znajdujemy w tomie pierwszym urywki z dyaryusza wojny, prowadzonej między Carem Michałem Teodorowiczem a polskim królem Władysławem IV w r. 1632 – 34, wydrukowane w dwóch językach ruskim i polskim (str. 721 – 774). Urywki z powyższego dyaryusza rozpoczynają się od dnia 14 października 1632 r. i zawierają nieco ciekawych wiadomości, które dopomogą historykowi do rozświetlenia owej długiej i uporczywej kampanii.
Niewiadomy autor owych urywków zaznacza, że wojsko Szeina przy początku kampanii wynosiło sto kilkanaście tysięcy żołnierza, że artylerya nieprzyjacielska była potężna i po 600 abo więcej razy dziennie strzelała z dział burzących do dwóch baszt w Smoleńsku. Czwartego czerwca r. 1632 "Moskwa szturm uczyniła do obudwu dziur wybitych y trzech baszt stłuczonych o godzinie 12-ej z pułnocy a trwał asz do pułnocka drugiego, jednak bez efektu za łaską Bożą. Jusz były opanowane dwie baszcie, z których, jednych ręczną bronią, a drugich strzelbą nasi wyparli". Od chwili jednak, gdy wojska królewskie przybyły z odsieczą pod Smoleńsk, urywki z dyaryusza skąpią im uwagi i, choć znajdujemy w nich list króla do prymasa z obozu na Pokrowskiej górze, jednakże w nim bardzo jest mało treści, rozjaśniającej przebieg samej akcyi militarnej.
Również list Radziwiłła do Szeina nie posiada zbyt wielkiej doniosłości, a w opisie wyjścia armii Szeina z obozu ten jeden szczegół wart jest przytoczenia, że, gdy wojska nieprzyjacielskie miały defilować przed królem, "Sarles oberster supplikował o pocałowanie ręki J. Kr. Mości y otrzymał". Nastąpił zatem Fuxow regiment y poło – żywszy sześć chorągwi pod nogi J. Kr. Mości uprosił ręki pocałowanie. Po tych Matyzon z regimentu swego oddał chorągwi 8, który pospołu z Waldonem niski pokłon uczyniwszy, przypuszczeni do pocałowania ręki królewskiej. Nastąpił zatem regiment oberstera Dama, pokłon niski uczyniwszy, położył chorągwi ośm y całował rękę J. Kr. Mości. Po tych nastąpił oberster Kith y z regimentu swego ośm chorągwi położywszy y nizki pokłon oddawszy całował rękę J. Kr. Mości. Nastąpił po tym oberster Lesie z regimentami dwiema y nizki pokłon uczyniwszy, z jednego położył chorągwi 8, z drugiego także 8, całował rękę J. Kr. Mości. Wszystkiego wojska wyprowadziła Moskwa 700 jezdnych, a pieszych pod 5000.
Urywki z powyższego dyaryusza nie kończą się jednak wraz z kapitulacyą Szeina, lecz opisują marsz wojska królewskiego oraz niefortunne oblężenie zamku Bialskiego. Pod Białą "Król J. Mość sam rychtował działa do przyszłego szturmu walnego", ale cóż ztąd kiedy strzały ogniste, granaty lubo nie małe "incendye" czyniły, ugaszała je jednak Moskwa, a miny okazały się "niedosadzone" i szkodziły więcej polskiej piechocie aniżeli nieprzyjacielowi. Nie będę tracił czasu na porównywanie powyższych urywków z dyaryuszem Jana Moskorzowskiego, pozostawiając ocenę samemu czytelnikowi, zwrócę uwagę jedynie na wydawnictwo ruskie p.t. "Akty moskiewskiego państwa", wydawane przez Cesarską Akademię nauk w Petersburgu, które w tomie pierwszym (1890 r.) zawierają nieco dokumentów, odnoszących się do wojny moskiewskiej z r. 1632 – 34. Na str. 581 tomu pierwszego znajdujemy np. szczegół dość ciekawy, że Prozorowski chciał artyleryę moskiewską i zapasy prochu zniszczyć zupełnie. Oparł się jednak temu Szein i jemu głównie zawdzięczała armia królewska tak piękny i bogaty łup. Prawdopodobnie nie jedna jeszcze wiadomość dałaby się odszukać w aktach powyżej przytoczonych, obejmujących wieści o polskiem wojsku, przejęte po większej części od jeńców. Z tem wszystkiem jednak żniwo, z tego źródła zebrane, nie może się odznaczać bogactwem i jedynie jako uzupełnienie dyaryuszów może mieć dla historyka pewną wartość.
Natem się kończy liczba bezpośrednich źródeł do wojny 1632 – 34 r., jakie odszukać zdołałem. Po nich idą niewątpliwie pamiętniki Albrechta Radziwiłła, opisujące między innemi całą wojnę moskiewską podług nadesłanych autorowi dyaryuszów. Jakkolwiek pamiętniki powyższe mają dla historyka niezaprzeczoną wartość, ze względu jednakże, że Albrecht Radziwiłł nie był uczestnikiem wyprawy, lecz skrupulatnie notował wiadomości z cudzych relacyi, przeto jako pośrednie źródło pamiętniki jego pominę i to samo uczynię z resztą kronik, do tejże samej kategoryi dokumentów się zaliczających. Winienem jednak zaznaczyć, że prace ruskich historyków, jako oparte na źródłach bezpośrednich, nam nieznanych, posiadają dla naszych badaczów niepoślednią, uzupełniającą wartość. Dość przytoczyć np. Sołowjewa Historyę Rossyi, która w tomie 9-ym, począwszy od strony 201 (1) podaje ciekawy przebieg kampanii w 1632 – 34 r., a prócz tego odsłania nam tajemnice narad wojennych w obozie moskiewskim. Nawet w historycznym zarysie Smoleńska, jaki bezimiennie ukazał się w Petersburgu w r. 1894-ym odnaleźć można cokolwiek ciekawych szczegółów informujących o wielkości wojsk Szeina i o bogactwie artyleryi, w jaką była zaopatrzona.
W obec powyżej wykazanego stanu źródeł dziejowych, dotyczących wojny moskiewskiej z 1632 – 34 r., zdaje się że wydrukowanie dyaryusza Moskorzowskiego niebędzie zbytecznem. Zaopatrzony wśród zbioru manuskryptów biblioteki Ordynacyi hr. Krasińskich No 709, był on napisany w całości jedną ręką. Poprawki jedynie zamieszczane przeważnie na marginesach pozostawiały w rękopisie ślady wyraźne drugiej ręki. Ze względu jednak, że planik osaczenia Smoleńska, przesłany "rudi minerva" w liście Andrzejowi Moskorzowskiemu przez brata Jana, znajdował się w oryginale wlepiony w manuskrypt, a pismo w rzeczonym liście przypominało zupełnie rękę czyniącą poprawki i zamieszczającą pod niektóremi listami wzmianki "mendacium" lub "mendacium crassisimum", przeto wolno przypuszczać, że podług otrzymywanych listów i dokumentów układał Andrzej Moskorzowski niniejszy dyaryusz, brat Jan zaś go później poprawiał i stosowne objaśnienia oraz przypiski na marginesie czynił. Że zaś właściwy dyaryusz wojny 1633 r. przesłany był Andrzejowi z placu boju prawie w całości przez Jana, dla tego, bez względu na to, że znajdują się w nim listy innych osób, oraz niektóre dokumenta urzędowe, pozwoliłem sobie nazwać wydrukowane źródło dziejowe dyaryuszem Jana Moskorzowskiego.
Dyaryusz powyższy rozpoczyna opowieść spraw wojennych z dniem 1 stycznia 1633 r. i od razu przykuwa uwagę czytelnika swą zwięzłością i dokładnością opisu. Znajomość terenu, strategicznych pla- -
1) Wyd. 1875.
nów Krzysztofa Radziwiłła, przymiotów wojsk walczących widnieje już na pierwszych stronnicach i nie opuszcza Moskorzowskiego aż do końca dyaryusza. Przytem szczerość i naturalność żołnierska panują w całym toku opowieści. W imię owej szczerości, zahartowanej w licznych bojach, Moskorzowski nie umie skrywać prawdy, choćby ona dlań gorzką była i wytyka błędy wodzów, niesubordynacyę lub niedbalstwo podwładnych z tą samą otwartością, z jaką opisuje waleczność nieprzyjaciół i ich dzielną obronę zamku Bialskiego. Styl dyaryusza pozbawiony wszelkich ozdób, a tem bardziej wszelakiej napuszystości, nosi na sobie wyraziste piętno twardego obozowego żywota. Tak samo, jak z pola bitwy kreśli Jan swemu bratu plany oblężenia "rudi minerva", w taki sam sposób pisze doń listy. Chodzi Moskorzowskiemu głównie o dokładność opisu i o zrozumiałe wytłomaczenie strategicznych zamiarów wodzów. Oba cele osiągnął on w sposób doskonalszy i więcej pouczający, niż się to udało autorom dyaryuszów, dawniej już wydrukowanych.
Opisy bitew, znajdujące się w dyaryuszu Moskorzowskiego, odznaczają się wzorową ścisłością i nie przepominają nawet o najdrobniejszych szczegółach. Uwzględniono przytem warunki terenu, czem dano możność ocenienia, który gatunek broni dźwigał na sobie największe brzemie walki. Przewodnia myśl strategiczna wodzów wyłożoną została również jasno i wyraziście. Dopóki Krzysztof Radziwiłł musiał na czele szczupłego oddziału borykać się z przemożnym nieprzyjacielem, chodziło mu głównie o to, aby podjazdową walką urywać wroga, a Smoleńsk zasilić prochem i żołnierzem. Później, gdy za przybyciem wojska królewskiego i kozaków Zaporożskich, szanse się nieco zrównoważyły, pierwotne plany odsieczy Smoleńska rozwinęły się w zamiar osaczenia obozu Szeina i wszelkie przedsięwzięcia, dążące do tak wielkiego celu, zostały wyłożone przez Moskorzowskiego z ścisłością wzorową.
Bez wyraźnego zamiaru krytykowania króla, hetmanów, pułkowników lub wojska, Moskorzowski mimowoli drobiazgową dokładnością opisu daje samemu czytelnikowi pewne kryteryum do ocenienia ludzi i faktów. Postać Władysława IV zarówno, jak u innych, tak i u niego przybiera marsowo-posągowe kształty. Króla widzimy wszędzie, gdzie tylko fortuna zaczyna okazywać nieprzychylne oblicze rycerstwu polskiemu. Czy dla ufortyfikowania góry trzeba po uporczywej bitwie stać całą noc na słocie i dżdżu, czy wypada do boju zachęcać chwiejące się szeregi, czy kierować armatą, aby granatami zarzucić zamek Bialski, wszędzie spotykamy Władysława IV. On przykładem i zaparciem się własnem skłania wynędzniałe, schorzałe, a nadewszystko niepłatne rycerstwo do poświęcenia się i wywołuje u Moskorzowskiego jedyny może w całym dyaryuszu wylew gorętszego uznania w krótkich słowach: "Pan, którego jure nazwać możesz delicias generis poloni".
Z hetmanów Krzysztof Radziwiłł zasłużył sobie na większe uznanie Moskorzowskiego, nie koniecznie męztwem, bo i odwadze Kazanowskiego wystawia chlubne świadectwo, ale zdolnością strategiczną i przymiotami, które ujawnił, jako wódz, trzymający w większym rygorze swe wojsko. Radziwiłłowskie zdanie na radzie wojennej zwykł był Król Jego Mość aprobować, a przytem, jak się zdaje, większą pokładał ufność w niezwykłej energii i wypróbowanym charakterze swego litewskiego hetmana. Ze smutkiem zaznacza Moskorzowski, że współzawodnictwo między hetmanami dużo złego w polskim obozie narobiło. Notuje nawet charakterystyczny wypadek, że się hetmani wyzwali pewnego razu na pojedynek i dopiero staraniem kanclerza koronnego udało się załagodzić między nimi te przykre niesnaski.
Naturę rycerstwa polskiego i przymioty różnych gatunków broni pozwala nam Moskorzowski przejrzeć prawie nawskróś. Piechota zachowuje się w ciągu całej kampanii mężnie, chociaż Moskorzowski zauważył, że ten rodzaj broni nie odpowiada należycie usposobieniu polskiemu. Ze względu jednak na położenie górzyste, liczną i doborową artylerję, wyborne fortyfikacje oraz na dobrze zorganizowaną piechotę nieprzyjaciela, przyznać trzeba, że sprawowanie się ogólne piechoty królewskiej było wzorowe i że zarówno w ataku zapał, jak i w odporze wytrwałość przejawiała w należytym stopniu.
Hussarja podtrzymywała z godnością poprzednio zdobytą sławę. Wprowadzona na teren zupełnie nieodpowiedni, gdy przyszło ratować jej piechotę, pędziła mężnie w ogień, jakiego najstarsi żołnierze nie pamiętali, i bez względu na dotkliwe straty kilkakrotnie powracała do boju. Artylerja działała również w ciągu kampanii skutecznie i z widoczną znajomością rzeczy; jedynie inżynierja pod zamkiem Bialskim wystawiła sobie sromotne świadectwo. Miny bowiem, przez nią prowadzone, poraziły własną piechotę i przyprawiły wojsko polskie o poważne straty. Zaporożskim kozakom oddaje również Moskorzowski szczere pochwały. Licho uzbrojeni nie mogli w otwartem polu dotrzymać nieprzyjacielowi kroku, ale w podjazdowej walce, na czatach i gdy szło o dostanie języka, oddawali królowi znakomite usługi. Przymioty bojowe wojska nieprzyjacielskiego ocenił Moskorzowski sprawiedliwie a dokładnie. Artylerja i fortyfikacje moskiewskie wzbudzały w nim podziw rzetelny, a i piechocie oddawał niejednokrotnie szczere pochwały.
Ograniczam się na tych ogólnych uwagach, polecających czytelnikowi tekst poniżej wydrukowanego dokumentu. Dodać jedynie winienem, że miałem zamiar poprzedzić go rozprawą pana pułkownika Konstantego Górskiego, wykazującą doniosłość powyższego dyaryusza dla militarnej nauki. Słabe zdrowie zasłużonego historyka wojennego stanęło zamiarowi na przeszkodzie, nie pozostaje mi więc nic innego, jak podziękować mu za zwrócenie mej uwagi na powyższy dyaryusz, zarówno jak i p. Zygmuntowi Wolskiemu, który przy drukowaniu tekstu użyczał mi stale swej pomocy.
A. Rembowski.
Marzec, 1895 r.SUMMARIUSZ PROWIANTU ZAMKOWEGO.
Żyta było w prowiancie beczek 1501 1/2 wydano już z tego beczek 1224 3/4, nie zostaje więcej tylko 276 3/4.
Pszenice jako wiele było w prowiancie beczek 243 ta wcale. Jęczmienia było beczek 4793/4, wydano beczek 249, zostaje beczek 230 1/2 Owsa było beczek 2336 1/2, wydano 1117 3/4 zostaje, beczek 1218 3/4. Gryki było beczek 268, wydano 155 1/2 , zostaje beczek 112 1/2 Grochu było beczek 29, wydano beczek 5, zostaje beczek 24. A co w prowiancie szlacheckim jest zboże, którego różnego jest beczek z tysiąc i to za kluczem Pana Budowniczego, tedy to sama szlachta rozbierać chce bo ich nędza przyciska.
Prochu, ołowu, kul i knotów barzo o małe, bo tego za częstym strzelaniem sieła ubyło, tym nas trzeba posiłkować. Pieniędzy dano było złotych 10000, tych nic nie stało.