Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dygat Pan - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
48,00

Dygat Pan - ebook

„Nie czuję się pisarzem na co dzień. Właściwie cieszę się, bo szalenie bym dużo tracił”.

Stanisław Dygat był wizualnie oraz osobowościowo bujny i dorodny. Odziedziczył najciekawsze cechy polskich i francuskich przodków. Psychologicznie skomplikowany, utkany z paradoksów. Wielowarstwowy, nieuchwytny, wielokrotny. Dla każdego inny.

Tylu pasji, wrażeń, zdarzeń, marzeń, namiętności, uczuć, znajomości nie uniósłby żaden człowiek. Niezawodny przyjaciel i humorzasty złośnik. „Zakonspirowany wulkan”. Mężczyzna o duszy dziecka. Ofiara nieczułego systemu politycznego, ale również skłonności do idealizacji, przeczuleń, nadwrażliwości. Niesłusznie nieco zapomniany błyskotliwy prozaik i felietonista. Urzeczony kinem autor scenariuszy oraz dialogów filmowych. Sposobem myślenia i pisania wyprzedzający czas. Suwerenny intelektualnie. Prawie nieskażony socrealizmem. Nieukłuty przez „czerwonego pająka”. Mało brakowało, a stałby się ikoną peerelowskiej popkultury. Część obyczajowa, nieustannie powielana przez kolorowe magazyny czy plotkarskie portale, dawno przerosła to, co pozostawił po sobie jako prozaik. Może za mocno utożsamiał się z rolą Stworzyciela? Po niemal półwieczu literackiego niebytu wychodzi z cienia. Nie skrywa się za najlepiej „napisaną” i wyreżyserowaną postacią – Kaliną. Ukazuje się w pełnej krasie.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16125-2
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UWER­TURA

Co za okropny wyraz: lite­rat…

Mało bra­ko­wało, a stałby się ikoną peere­low­skiej popkul­tury. Część oby­cza­jowa, nie­ustan­nie powie­lana przez kolo­rowe maga­zyny czy plot­kar­skie por­tale, dawno prze­ro­sła to, co pozo­sta­wił po sobie jako pro­zaik. Może za mocno utoż­sa­miał się z rolą Stwo­rzy­ciela, Pig­ma­liona, prof. Hig­ginsa, Mil­lera, Fel­li­niego? Może dzieła oka­zy­wały się rów­nie atrak­cyjne jak twórca? A może taki był jego plan, _licen­tia poetica_, pomysł na życie?

Mówił, że kocha bar­dziej życie niż pisa­nie. W wywia­dzie: „Nie czuję się pisa­rzem na co dzień. Wła­ści­wie cie­szę się, bo sza­le­nie bym dużo tra­cił”. W _Paci­fic Panam Pali­sa­des_: „Co za okropny wyraz: lite­rat. Ale: pisarz – jesz­cze gor­szy”. Za naboż­nym sło­wem „lite­ratura” też nie prze­pada. Wieje od niego nudą i koja­rzy się ze szkol­nymi wypra­co­wa­niami.

Wła­ści­wie pisa­rzem, jak przez lata wszyst­kich prze­ko­ny­wał, został mimo­cho­dem. Przez przy­pa­dek, z… „nie­zdol­no­ści”. W latach szkol­nych to nie mate­ma­tyka, a język pol­ski spra­wia mu naj­więk­szą trud­ność. Ma pro­blemy z pisa­niem prac na zadany temat, orto­gra­fią (spo­ra­dycz­nie) i gra­ma­tyką. Do końca życia nie opa­nuje zasad inter­punk­cji. Pomimo fascy­na­cji muzyką nie nauczy się grać dobrze na żad­nym instru­men­cie. Na archi­tek­tu­rze, jed­nym z trzech kie­run­ków stu­diów, które zaczyna, ale nie koń­czy, odkryje, że łatwiej przy­cho­dzi mu opi­sy­wa­nie niż kre­śle­nie zawi­łych pro­jek­tów czy rysun­ków.

Kocha kochać. Miłość, uczu­cia, przy­jaźń i emo­cje z nią zwią­zane sta­no­wią treść jego życia. Czyni to zawsze w spo­sób eks­tre­malny. Nie jest letni. Chi­me­ryczny, nad­mier­nie podejrz­liwy, wybu­chowy, draż­liwy na swoim punk­cie. Łatwo pod­daje się nastro­jom i prze­cho­dzi od uwiel­bie­nia do demon­stra­cyj­nej nie­na­wi­ści. Jego przy­ja­ciele, dzięki dużej ampli­tu­dzie odczuć i emo­cji, mogą doświad­czyć ogrom­nej czu­ło­ści, ale też, jeśli cho­ciaż tro­chę zawiodą, bólu odrzu­ce­nia. „Przy­jaźń podob­nie jak miłość – tłu­ma­czy w _Podróży_ – wynika z nie­po­ro­zu­mie­nia. Jest to nie­po­ro­zu­mie­nie podobne do tego, gdy zacze­piamy na ulicy obcą osobę, bio­rąc ją za kogoś bli­skiego”.

Nie znosi uda­wa­nia. Fałsz i obłudę uznaje za naj­więk­szych wro­gów czło­wieka. Może dla­tego w świe­cie sportu, kie­dyś mniej cele­bryc­kim, szla­chet­niej­szym niż dzi­siaj, czuje się o niebo lepiej niż w śro­do­wi­sku pisa­rzy czy akto­rów. W mło­do­ści gra w tenisa, nie­kiedy z Gom­bro­wi­czem. We Wro­cła­wiu należy do klubu bok­ser­skiego, a w War­sza­wie cho­dzi z Kon­wic­kim i Holo­ub­kiem na mecze pił­kar­skie roz­gry­wane na sta­dio­nie Legii.

Od dzie­ciń­stwa ma sła­bość do kina. Rodzi­mego i ame­ry­kań­skiego. Bez pamięci zako­chuje się w kolej­nych aktor­kach, które zna wyłącz­nie z ekranu. W życiu pry­wat­nym też wybiera aktorki.

Autor śmia­łych, nie­skon­kre­ty­zo­wa­nych lub led­wie zaczę­tych twór­czych pla­nów. Gatu­nek „leni­stwa lite­rac­kiego”, który u sie­bie wyróż­niał, oka­zał się zba­wienny w skut­kach. Uchro­nił przed kom­pro­mi­ta­cją i fir­mo­wa­niem byle­ja­ko­ści. „Cechą jego pisar­stwa było leni­stwo” – mówi w _Chłopcu z Disney­landu_ kolega Kon­wicki. Ucieczka od biurka i zapi­sa­nych kar­tek to ucieczka przed każdą formą przy­musu, obo­wiąz­kiem, sys­te­ma­tyczną pracą, nudą, prze­wi­dy­wal­no­ścią. Przed twór­czą posu­chą i zapa­ścią słowną. Bana­łem. Szmirą. Stać się maszynką do pisa­nia, lite­ra­tem zawo­do­wym to rodzaj pro­sty­tu­cji. Łatwiej prze­łknąć inną sty­li­za­cję: lek­ko­du­cha i lenia. Filo­zo­fię egzy­sten­cjal­nego luzu czy lek­ko­ści bytu pod­pa­trzy i traf­nie ujmie Kutz: „Sta­ni­sław Dygat miał taką mak­symę życiową, że męż­czyźni praw­dzi­wie inte­li­gentni robią wszystko, aby nic nie robić. Trzeba się cie­szyć życiem po pro­stu”. To „taki chło­piec, który waga­ro­wał prze­ciw sobie”. Eryk Lipiń­ski mówił, że Staś Dygat miał w sobie „jakąś nie­spo­kojną ruchli­wość pta­ków”. Nie potrafi się na niczym sku­pić albo w czymś zupeł­nie zatra­cić. Cią­gle cze­goś lub kogoś szuka i oczy­wi­ście nie znaj­duje. Wik­tor Woro­szyl­ski widzi w nim skraj­nego indy­wi­du­ali­stę, „kota cho­dzą­cego wła­snymi dro­gami”.

Nie znosi pod­po­rząd­ko­wa­nia. Żyje pod prąd: histo­rii, zda­rzeń. Za to w cza­rowny spo­sób daje się nieść codzien­no­ści, wta­pia w tę codzien­ność całą wraż­li­wość i czer­pie mate­riał do pisa­nia. Bytuje wśród ludzi, podob­nie jak boha­te­ro­wie jego ksią­żek, na pra­wach out­si­dera. „Przy­pa­trz­cie się tylko – pisze w _Roz­my­śla­niach przy gole­niu_ – na ulicy, w kawiarni czy na publicz­nym zgro­ma­dze­niu – jacy sztywni, godni i poważni sta­rają się być ludzie”. Boha­te­ro­wie, któ­rych powo­łuje do życia, ni­gdy nie osią­gną upra­gnio­nego celu. Tuż przed metą sami zni­we­czą swoje doko­na­nia. Zadzia­łają wbrew sobie.

Wielu widziało w nim mło­dzieńca czy chłopca gonią­cego za marze­niem, a na pewno kogoś, kto pomimo wielu roz­cza­ro­wań roz­po­czyna wciąż na nowo wędrówkę za ide­ałem. Ale kres pere­gry­na­cji, pry­watne wyspy szczę­śliwe leżą dalej, dalej, dalej… i wła­ści­wie ni­gdy nie są osią­galne. Do Kazi­mie­rza Bran­dysa miał mówić: „Naprawdę szczę­śliwy jestem tylko w pociągu albo w samo­lo­cie, kiedy już wyje­cha­łem, a jesz­cze nie doje­cha­łem”.

Dygat zda­niem wielu był posta­cią cha­ry­zma­tyczną. Taki obraz wyła­nia się ze wspo­mnień i roz­mów. Można zapy­tać: co wła­ści­wie składa się na cha­ry­zmę? Urok oso­bi­sty? Dobra ener­gia, którą ktoś ema­nuje? Nad­zwy­czajny dar oddzia­ły­wa­nia na innych? Nie­ba­nalna oso­bo­wość? Zdol­ność do inspi­ro­wa­nia? Bły­sko­tliwa inte­li­gen­cja? Spe­cy­ficzne poczu­cie humoru? A jeśli popro­wa­dzić temat dalej: brak kre­acji, wia­ry­god­ność, auten­tycz­ność i styl życia, któ­rego nie spo­sób pod­ro­bić. Jako oso­bo­wość cha­ry­zma­tyczną widzi Dygata urze­czony nim Jerzy Andrze­jew­ski. Nie­świa­domy, jak okre­śla go lite­racki idol w pry­wat­nych roz­mo­wach tele­fo­nicz­nych, będą­cych na pod­słu­chu bez­pieki: „Był wdzię­kiem, dow­ci­pem, inte­li­gentną lek­ko­myśl­no­ścią. Nie zno­sił cele­bra­cji, pate­tycz­nych póz i nudziar­stwa. Wśród wielu swo­ich talen­tów posia­dał talent do zabaw i wese­le­nia się”.

Kazi­mierz Kutz, urze­czony sty­lem życia Dygata, twier­dził: „On potra­fił żyć fan­ta­stycz­nie, na chwilę. Kon­su­mo­wał czas teraź­niej­szy ini­cja­cją mło­dego chłopca”. Kon­su­mo­wał z ape­ty­tem jak naj­smacz­niej­sze lody. A przede wszyst­kim: „Budził zaufa­nie szcze­gólne. Miał w sobie coś abso­lut­nie bez­in­te­re­sow­nego, o czym wie­działy wszyst­kie dzieci, psy i koty w oko­licy”.

Ale czy tylko ludyczna strona oso­bo­wo­ści Dygata decy­duje o jego cha­ry­zmie? Jako małe dziecko, ale i póź­niej, autor _Poże­gnań_ lubi oglą­dać westerny. A w nich świat jest czarno-biały, żad­nej „ściemy”, pół­prawd, nie­do­po­wie­dzeń. Dygat nie prze­suwa moral­nych gra­nic, nie zmie­nia war­to­ści desy­gna­tów. W jego świe­cie, a wła­ści­wie świa­tach, real­nym i lite­rac­kim, dobro zna­czy dobro, a zło może zna­czyć tylko zło. Nosi w sobie etos przed­wo­jen­nego inte­li­genta, czym jesz­cze bar­dziej drażni wywo­dzącą się naj­czę­ściej z nizin spo­łecz­nych ludową wła­dzę. Dla Kazi­mie­rza Bran­dysa na zawsze pozo­sta­nie „jed­nym z chłop­ców z przed­wo­jen­nej Kolo­nii Sta­szica, któ­rzy w szkole czy­tali powie­ści Karola Maya i przej­mo­wali się czymś takim jak honor”.

Nie ma kwa­li­fi­ka­cji do bycia pisa­rzem poli­tycz­nym. Wszystko jedno, czy reżi­mo­wym, czy opo­zy­cyj­nym. W naj­bar­dziej sprzę­gnię­tych z ide­olo­gią cza­sach poetycko-egzy­sten­cjal­nym wdzię­kiem swo­jej prozy ratuje honor pol­skiej lite­ra­tury. Para­dok­sal­nym zrzą­dze­niem losu poli­tyka nie tylko bez­względ­nie wtar­gnie w jego życie, ale też, bez­po­śred­nio lub pośred­nio, przy­czyni się do jego przed­wcze­snego odej­ścia.

Był nie­po­wta­rzal­nym zja­wi­skiem w pol­skiej kul­tu­rze powo­jen­nej: jako pisarz i jako czło­wiek. A może w odwrot­nej kolej­no­ści, bo, jak uwa­żał, aby być pisa­rzem, trzeba być naj­pierw czło­wiekiem. Bez tego stażu w ludz­ko­ści w ogóle nie ma sensu brać pióra do ręki.

„Wtór­ność to nie­zdol­ność do eks­plo­ata­cji wła­snej oso­bo­wo­ści” – przy­ta­cza myśl Dygata wdzięczny za prze­cie­ra­nie szla­ków i obja­śnia­nie Ame­ryki Krzysz­tof Kąko­lew­ski w repor­tażu _Jak umie­rają nie­śmier­telni_. Ludzie cha­ry­zma­tyczni ni­gdy nie świecą odbi­tym bla­skiem. Mają odwagę, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści, żyć na swo­ich warun­kach. Po swo­jemu.

Byłam żoną Dygata

„Po wielu smut­nych i tra­gicz­nych wyda­rze­niach w moim życiu mogła­bym być zgorzk­niałą prze­graną kobietą. A ja mimo wszystko mogę powie­dzieć, iż jestem szczę­śliwa. Dla­tego wła­śnie, że dane mi było być żoną Dygata. Było to nała­do­wa­nie bate­rii na dal­sze życie bez niego…”¹. Rok po odej­ściu Sta­sia: „W moim życiu ukształ­to­wali mnie męż­czyźni, mój ojciec i mój mąż”².

W każdą rocz­nicę śmierci, dopóki żyje Kalina, o godzi­nie 18.00 odpra­wiana jest msza święta za spo­kój duszy Sta­ni­sława Dygata w kaplicy Zgro­ma­dze­nia Sióstr Urszu­la­nek Serca Jezusa Kona­ją­cego przy Wiśla­nej 2 na war­szaw­skim Powi­ślu. Kon­ce­le­bruje ją Kazi­mierz Orze­chow­ski, aktor i ksiądz w jed­nej oso­bie. Po cere­mo­nii – małe przy­ję­cie w domu przy Kochow­skiego, na które nie wszy­scy docie­rają. Ci, któ­rzy dotarli, raczą się potra­wami, które lubił. Piją trunki, które i jemu sma­ko­wały. Wspo­mi­nają. Wycią­gają z lamusa zda­rzeń zabawne histo­rie. Roz­ma­wiają, pra­wie jak kie­dyś. Pra­wie. A gospo­dyni stara się zacho­wy­wać jak dawna Kalina. Pró­buje. Jest wzru­sza­jąco, ale bar­dzo smutno.

Pierw­sze wypo­minki – w „piw­nicz­nym lobby”, przy­go­to­wy­wa­nym nie­gdyś na teatr. Z cegla­nym komin­kiem i estradką. Na jed­nej ze ścian por­tret Dygata, jesz­cze nie­opra­wiony, przy­cze­piony pinez­kami. Kalina chwali męża: „Wy może nie wie­cie, ale ile on miał kocha­nek!”. W chwili kiedy wypo­wiada te słowa, odpina się jedna z pine­zek, por­tret spada. Kon­wicki, obecny na rocz­ni­co­wym spo­tka­niu:

– Kali­neczko, nawet Staś po śmierci nie mógł znieść tego fan­ta­zjo­wa­nia³!

Hanna i Janusz Hel­li­cho­wie, miesz­ka­jący w nor­we­skim Sta­van­ger, pamię­tają, że pod koniec lat osiem­dzie­sią­tych, latem, w towa­rzy­stwie Mag­da­leny Zawadz­kiej i Gustawa Holo­ubka zawi­tali do domu przy Kochow­skiego na przy­ję­cie imie­ni­nowe Kaliny. „Zebrało się wyborne towa­rzy­stwo. Śmie­tanka war­szaw­skich arty­stów i zaprzy­jaź­niony ksiądz (Kazi­mierz Orze­chow­ski)”. Po obie­dzie, na prośbę gości, sole­ni­zantka pro­wa­dzi ich do pokoju na pię­trze. Pomiesz­cze­nie spra­wia wra­że­nie, jakby pisarz opu­ścił je dosłow­nie na moment. Na biurku kartka z nie­do­koń­czo­nym tek­stem. Na ścia­nach, po prze­ciw­staw­nych stro­nach, dwa zdję­cia: Mari­lyn Mon­roe i Woj­cie­cha Fibaka. „Było to coś nie­zmier­nie wzru­sza­ją­cego” – mówi Janusz Hel­lich.

W nabo­żeń­stwach w rocz­nicę śmierci Sta­ni­sława Dygata oraz w przy­ję­ciach przy Kochow­skiego uczest­ni­czy wie­lo­krot­nie Adrianna Godlew­ska z mężem Wojt­kiem Mły­nar­skim. W menu kró­lują sałatki, które pró­buje odtwo­rzyć póź­niej w domu. Kalina namięt­nie upra­wia kult Sta­sia. Nie pozwala niczego ruszyć w jego pokoju. Staje się reli­gijna. Może to przy­nosi jej ulgę?

W imie­niny, uro­dziny, Wszyst­kich Świę­tych, Wiel­ka­noc, Boże Naro­dze­nie jeź­dzi na Stare Powązki. W latach osiem­dzie­sią­tych gra­na­to­wym malu­chem, wyku­pio­nym z talo­nów. Zawozi Sta­siowi świeże kwiaty – sztucz­nych, podob­nie jak on, nie znosi. Wia­nuszki z mchu. Kon­wa­lie, deli­katne, bez­pre­ten­sjo­nalne, biało-zie­lone, jak jej życie. Zło­ci­ste chry­zan­temy, wcale nie­smutne. Niosą wspo­mnie­nie rado­snej melan­cho­lii: Kaba­retu Star­szych Panów i Jesien­nej Dziew­czyny. Zapala znicz.

Aleja Zasłu­żo­nych. Dla żywych kosmo­po­li­tyczny dep­tak. Dalece wąt­pliwe, że jeśli pozwo­lono by mu wybie­rać, zde­cy­do­wałby się na to może zacne, ale nudne miej­sce. Począw­szy od Rey­monta, wszystko upo­rząd­ko­wane. Pod linijkę. Można sobie tylko wyobra­zić, jak przy­jąłby fakt, że kilka kwa­ter dzieli go od innego „zasłu­żo­nego”, Mar­ce­lego Nowotki. Na szczę­ście prze­gra­dzają ich ludzie kul­tury, lite­ra­tury, teatru, nauki. Jest Jaracz i Horzyca. Grób z białą mar­mu­rową płytą, postrzę­pioną u góry. Sko­ja­rze­nie z nie­do­koń­czoną książką, nie­do­pi­saną kartką, według Jędru­sik – zła­ma­nym życiem. Pier­wot­nie u samej góry znaj­do­wała się figurka Chry­stusa Fra­so­bli­wego, nie­fra­so­bli­wie ukra­dzio­nego przez zło­mia­rzy, a potem odtwo­rzo­nego i znów ukra­dzio­nego.

Na jed­nym z cmen­tar­nych zdjęć Kalina stoi przy gro­bie w Alei Zasłu­żo­nych, ubrana na czarno, dla nie­po­znaki (cho­ciaż i tak każdy by ją poznał) w ciem­nych dużych oku­la­rach sło­necz­nych. Niby inco­gnito. Na chwilę odwraca głowę. Bar­dzo wąt­pliwe, że pyta w myślach, jak wiele przed­wcze­śnie opusz­czo­nych żon: „Dla­czego odsze­dłeś?”. To nie w jej stylu. Nie znosi „wdo­wich wywia­dów”. Momen­tów, kiedy roz­mowa scho­dzi na tory rze­czy przy­krych. Nie­po­we­to­wa­nej straty. Uty­ski­wań. Sta­sia można wspo­mi­nać w jeden spo­sób: w pełni życia. Sama ucieka przed sta­ro­ścią. Nie zdąży się zesta­rzeć. Bo sta­rość przy­cho­dzi, kiedy tępieje wraż­li­wość i umiera dusza.

Kalina, roman­tycz­nie i escha­to­lo­gicz­nie: „Wyobra­ża­li­śmy sobie ze Sta­siem, jakby to było wspa­niale lecieć samo­lo­tem, nagle spaść i umrzeć w tej samej chwili. Bali­śmy się, aby jedno z nas nie zostało samot­nie. To cudow­nie być razem na sta­rość. Trzy­mać się za ręce, spa­ce­ru­jąc po parku. Wtedy czło­wiek nie boi się samot­no­ści…”⁴.

Lata osiem­dzie­siąte. Woj­ciech Gąs­sow­ski przy­wozi na Kochow­skiego, na prośbę Kaliny, Wojtka Fibaka z rodzi­cami. W domu, poza gospo­dy­nią: Boh­dan Toma­szew­ski, Jacek Fedo­ro­wicz, Kry­styna i Kuba Mor­gen­ster­no­wie. Idą do pokoju na górze i robią sobie zdję­cie. Nie­mal iden­tyczne jak to Sta­siowe na tle pla­katu – powięk­szo­nej okładki cza­so­pi­sma „World Ten­nis”. Wymowne, sym­bo­liczne.

Wio­sna 2020 roku, Żoli­borz. Magda Umer pamięta, jak Kalina bar­dzo prze­ży­wała odej­ście Dygata. Poka­zy­wała miej­sce, gdzie sie­dział przy tele­fo­nie, i pokój, w któ­rym, pomimo upływu czasu, niczego nie chciała zmie­nić. Kartkę w maszy­nie do pisa­nia. Kiedy zbli­żyły się emo­cjo­nal­nie i zaprzy­jaź­niły, Kalina była już inną osobą. Star­szą, doświad­czoną przez życie. Nie przy­po­mi­nała boha­terki malow­ni­czych oby­cza­jo­wych aneg­dot.

Po odej­ściu Sta­sia prze­staje być plot­kar­sko atrak­cyjna. Fizycz­nie atrak­cyjna też: tyje po ste­ry­dach, twarz ma opuch­niętą od leków, nasi­lają się u niej ataki astmy. Życie, mimo pozo­rów, nie zawsze jest łaskawe. Kazi­mierz Dej­mek-Wyba­wi­ciel spra­wia, że może do końca grać w teatrze. I to cał­kiem nie­złe role. Poja­wia się w fil­mach.

Ale zgod­nie z pra­wami bio­gra­ficz­nej chro­no­lo­gii zacznijmy tę Dyga­tową story od początku. A więc od cza­sów, kiedy w życiu pisa­rza nie było jesz­cze Kaliny, zie­lo­nego Żoli­bo­rza czy pul­su­ją­cego towa­rzy­skim życiem salonu przy Kochow­skiego 8.

* * *

Wyobraźmy sobie, że znaj­du­jemy się w ulu­bio­nej prze­strzeni boha­tera: w kinie. Na ekra­nie wyświe­tla się wielki napis: STA­NI­SŁAW DYGAT. Film jest na zmianę smutny i wesoły. Czarno-biały i kolo­rowy. Jeśli uwie­rzymy w moc ilu­zji, może się wyda­wać, że wędru­jemy po dziw­nie bli­skiej sercu kra­inie. I zanim pojawi się, jak w sta­rych fil­mach, słowo KONIEC, okaże się (oby!), że wła­ści­wie podró­żo­wa­li­śmy nie po cudzym, a po wła­snym życiu.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

_Nała­do­wa­nie bate­rii na dal­sze życie. O Sta­ni­sła­wie Dyga­cie z Kaliną Jędru­sik roz­ma­wia S. Dra­jew­ski_, „Kie­runki” 1988, nr 24.

2.

_Por­tret sło­wem malo­wany_, audy­cja radiowa, z Kaliną Jędru­sik roz­ma­wia A. Ret­ma­niak, maj 1979.

3.

Wypo­wiedź K. Pociej-Gościm­skiej, cyt. za: D. Michal­ski, _Kalina Jędru­sik_, War­szawa 2010, s. 505.

4.

Cyt. za: P. Gacek, _Kalina. Jestem, jaka jestem_, War­szawa 2010, s. 137.

5.

S. Dygat, _Fan­ta­zja i rze­czy­wi­stość_ tegoż, _Koło­no­tat­nik_, War­szawa 1984, s. 105.

6.

Zob. tenże, _Mie­sza­niny_, „Odro­dze­nie” 1945, nr 23; prze­druk: tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, War­szawa 1991, s. 27–28.

7.

Tenże, _Koło­no­tat­nik_ , dz. cyt., s. 64.

8.

Tamże, s. 107.

9.

Zob. tenże, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, Kra­ków 2002, s. 9.

10.

Tenże, _Paci­fic Panam Pali­sa­des_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 2, War­szawa 1991, s. 255.

11.

Cyt. za: R. Wąsow­ska, _Kawa­ler z Kolo­nii Sta­szica,_ „Rzecz­po­spo­lita” 1998, doda­tek tygo­dniowy „Plus-Minus” nr 5.

12.

Zob. S. Dygat, _Jezioro Bodeń­skie_, War­szawa 2008, s. 6.

13.

Tamże, s. 9.

14.

Tamże, s. 8–9.

15.

S. Dygat w liście do J. Tejchmy; prze­druk „Poli­tyka” 1991, nr 48.

16.

Tenże, _Paci­fic Panam Pali­sa­des_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, dz. cyt., s. 256–257. Zob. rów­nież: tenże, _Koło­no­tat­nik_ tegoż, _Koło­no­tat­nik_, dz. cyt., s. 62.

17.

Tenże, _Koło­no­tat­nik_ , dz. cyt., s. 62.

18.

Por. S. Dygat, _Paci­fic Panam Pali­sa­des_, „Prze­krój” 1977, nr 4.

19.

Zob. Z. Skwar­czyń­ski, _Sta­ni­sław Dygat_, „Prace Polo­ni­styczne”, ser. XXVII, 1971.

20.

Por. M. Dygat, _Roz­sta­nia_, Kra­ków 2001, s. 117.

21.

Cyt. za: R. Wąsow­ska, _Kawa­ler…,_ dz. cyt.

22.

T. Kon­wicki, _W pośpie­chu_, Woło­wiec 2011, s. 209.

23.

Zob. R. Wąsow­ska, dz. cyt.

24.

T. Kon­wicki, _Pam­flet na sie­bie_, War­szawa 1995, s. 48.

25.

Zob. S. Dygat, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, dz. cyt., s. 56–57.

26.

S. Dygat, _Koło­no­tat­nik_ , War­szawa 1984, s. 55.

27.

Tamże, s. 56.

28.

Tamże, s. 54.

29.

Tamże.

30.

Por. S. Dygat, _Jezioro Bodeń­skie_, dz. cyt., s. 260.

31.

Tenże, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, dz. cyt., s. 57.

32.

T. Kon­wicki, _W pośpie­chu_, dz. cyt., s. 209–210.

33.

S. Nowicki, _Nar­ko­tyk filmu_ _Pół wieku czyśćca. Roz­mowy z Tade­uszem Kon­wic­kim_, War­szawa 1990, s. 147.

34.

Tamże.

35.

M. Woź­niak, _Poże­gna­nie ringu_, „Czas” 1977, nr 23.

36.

Zob. A. Dygat, _Roz­bu­dowa Paryża jako sto­licy świata_, „Archi­tek­tura i Budow­nic­two”, Rok-X-1934, zeszyt setny.

37.

Tenże, _Paci­fic Panam Pali­sa­des_ S. Dygat, _Utwory roz­pro­szone_, dz. cyt., s. 254.

38.

S. Dygat, _Jezioro Bodeń­skie_, dz. cyt., s. 29.

39.

Cyt. za: R. Wąsow­ska, _Kawa­ler…,_ dz. cyt_._

40.

S. Dygat, _Jezioro Bodeń­skie_, dz. cyt., s. 30.

41.

S. Dygat, _Kar­na­wał_, War­szawa 1968, s. 6.

42.

S. Dygat, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, dz. cyt., s. 138.

43.

Tamże, s. 98.

44.

Zob. M. Dygat, _Roz­sta­nia_, Kra­ków 2001, s. 41.

45.

K. Bier­nacki, _Jak oca­li­łem Sta­sia Dygata dla pol­skiej lite­ra­tury_ (frag­ment wspo­mnień), „Za i prze­ciw” 1970, nr 14.

46.

Tamże.

47.

Zob. M. Szyp­kow­ska, _Prze­kora albo roz­mowa ze Sta­ni­sła­wem Dyga­tem_, „Sto­lica” 1958, nr 23.

48.

Zob. S. Dygat, _Dwo­rzec w Mona­chium_, War­szawa 1973, s. 14–15.

49.

S. Dygat, _Mie­sza­niny_, „Odro­dze­nie” 1945, nr 23; prze­druk S. Dygat, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, War­szawa 1991, s. 28.

50.

Zob. „Express Poznań­ski”, 1956.

51.

S. Dygat, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, dz. cyt., s. 38.

52.

Cyt. za: R. Wąsow­ska, _Kawa­ler…_, dz. cyt.

53.

Wypo­wiedź Danuty Luto­sław­skiej, cyt. za R. Wąsow­ska, _Kawa­ler z Kolo­nii Sta­szica,_ dz. cyt_._

54.

Tamże.

55.

Tamże.

56.

Tamże.

57.

S. Dygat, _Jezioro Bodeń­skie_, dz. cyt., s. 109–110.

58.

K. Kempa, _Wizje­rem w Dygata_, s. 72.

59.

Z. Skwar­czyń­ski, _Sta­ni­sław Dygat_, dz. cyt.

60.

Zob. S. Dygat, _Księ­życ_ tegoż, _Różowy kaje­cik_, Kra­ków 1958.

61.

Zob. K. Kempa, _Wizje­rem w Dygata_, dz. cyt., s. 75.

62.

S. Dygat, _Tęsk­noty i nadzieje_, „Film” 1975, nr 51–52.

63.

Tenże, _Czym różni się Hol­ly­wood od Cho­rzowa?_ tegoż, _Ali­cja w Kra­inie Cza­rów, czyli ja w Hol­ly­wo­odzie_, „Film” 1961, nr 6.

64.

Tenże, _Tęsk­noty i nadzieje_, dz. cyt.

65.

Zob. tenże, _Przed­mowa do książki Ste­fa­nii Bey­lin_, _Nowiny i nowinki fil­mowe_ 1896–1939, WAiF, War­szawa 1973; prze­druk tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, War­szawa 1991, s. 240.

66.

Tenże, _Tajem­nica przy­stanku tram­wa­jo­wego_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 2, War­szawa 1991, s. 380.

67.

Tenże, _Wspo­mnie­nia kino­mana_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, dz. cyt., s. 47.

68.

S. Dygat, _Kobiety, które kocha­łem_, dz. cyt.

69.

Tamże.

70.

S. Dygat, _Wspo­mnie­nia kino­mana_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, dz. cyt., s. 47–48.

71.

Zob. tenże, _Odpo­wiedź w ankie­cie: Co ludzi cią­gnie do kina i co tam znaj­dują?_ „Film” 1975, nr 51–52.

72.

Zob. J. Min­kie­wicz, _Pamięt­niki_, „Nowiny Lite­rac­kie”,1947, nr 15, s. 6–7; prze­druk _Minio. Przy­ja­ciele o Janu­szu Min­kie­wi­czu_, Lon­dyn 1989, s. 168.

73.

Por. M. Dygat, _Roz­sta­nia_, dz. cyt., s. 130.

74.

Tamże.

75.

S. Dygat, _Tajem­nica przy­stanku tram­wa­jo­wego_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 2, dz. cyt., s. 381.

76.

_Bajka o moim Hol­ly­wood_, „Film” 1976, nr 56.

77.

S. Dygat, _Mój Edyp_, Pro­gram Teatru im. Wilama Horzycy, 1975; prze­druk tenże, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, dz. cyt., s. 255.

78.

S. Dygat, _Koło­no­tat­nik_, op. cit., s. 46.

79.

J.S. Majew­ski, _Histo­ria war­szaw­skich kin_, War­szawa 2019, s. 33.

80.

Cyt. za: J. Szczę­sna, _Sta­ni­sław Dygat, czyli…,_ dz. cyt.

81.

Cyt. za: R. Wąsow­ska, _Kawa­ler…,_ dz. cyt_._

82.

J. Min­kie­wicz, _Pamięt­niki_, dz. cyt., s. 188–189.

83.

S. Dygat, _Mie­sza­niny_, „Odro­dze­nie” 1945, nr 14–24; prze­druk: tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, op. cit., s. 20.

84.

Zob. T. Wit­tlin, _Śmiejmy się…_ tegoż, _Ostat­nia cyga­ne­ria_, Łomianki 2010, s. 8.

85.

S. Dygat, _Aspec­tus Min­kie­vi­tius_, „Odro­dze­nie” 1945, nr 18; zob. tenże, _Aspec­tus Min­kie­vi­tius_ tegoż, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, War­szawa 1965, s. 290–291.

86.

S. Dygat, _Aspec­tus Min­kie­vi­tius_, dz. cyt.

87.

„Sto­lica” 1960, nr 23. Tekst napi­sany do jed­nod­niówki „Rzecz­po­spo­lita Mazo­wiecka” z 29 V 1960; cyt. za: S. Dygat, _Utwory roz­pro­szone_, t. 1, dz. cyt., s. 170.

88.

S. Dygat, _Kole­dzy_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, dz. cyt., s. 130.

89.

Tamże, s. 131.

90.

J. Min­kie­wicz, _Pamięt­niki_, dz. cyt.

91.

S. Dygat, _Kolumna Zyg­munta_ tegoż, _W cie­niu Bro­oklynu_, War­szawa 1973, s. 173–174.

92.

Tamże, s. 174.

93.

K. Bran­dys, _Mie­siące 1978–1981_, War­szawa 1997, s. 253.

94.

S. Dygat, _Dzień powsze­dni_ tegoż, _W cie­niu Bro­oklynu_, dz. cyt., s. 80.

95.

Zob. „Głos Pracy” 1966, nr 117.

96.

S. Dygat, _Roz­my­śla­nia przy gole­niu_, dz. cyt., s. 47.

97.

Tenże, _Jezioro Bodeń­skie_, dz. cyt., s. 14.

98.

Tamże, s. 129.

99.

S. Dygat, _Leni­stwo_ tegoż, _Koło­no­tat­nik_, dz. cyt., s. 38–39.

100.

_Nauczy­cielka_ _Spóź­nieni prze­chod­nie_, reż. Jan Ryb­kow­ski, nowela fil­mowa, 1962.

101.

S. Dygat, _Paci­fic Panam Pali­sa­des_ tegoż, _Utwory roz­pro­szone_, dz. cyt., s. 283.

102.

Tamże, s. 320
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: