- W empik go
Dzieci lodu - ebook
Dzieci lodu - ebook
Na początku grudnia, dokładnie o północy, pięcioletni Finn zostaje znaleziony w parku. Stoi na bryle lodu, zamrożony na kość. Uśmiecha się pogodnie, a jego serce nadal bije, jednak nie można go obudzić…
Starsza siostra Finna, Bianca, podejrzewa, że ma z tym coś wspólnego błyszcząca książka, którą chłopiec wypożyczył z biblioteki. Tylko gdzie ona się podziała?
Każdego dnia znajdowane są kolejne zamrożone dzieci, a Bianca uświadamia sobie, że zostało jej niewiele czasu, żeby uratować brata. Dążenie do odkrycia prawdy wiedzie ją do zimowej krainy czarów, zarazem pięknej i niebezpiecznej, gdzie nic nie jest takie, jakie się wydaje.
Czy Biance uda się ocalić brata i inne Dzieci Lodu, zanim będzie za późno?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-278-0 |
Rozmiar pliku: | 6,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewnej ciepłej zimy, podczas ciemnej grudniowej nocy, w miejskim ogrodzie różanym znaleziono chłopca. Miał na sobie granatową piżamę w gwiazdki. Twarz zsiniała mu z zimna, a na policzkach połyskiwały kryształki śniegu. Każde pasmo jego delikatnych blond włosów zmieniło się w popielaty sopel. Oczy miał zamknięte, a wyraz twarzy pogodny. Stopy mu przymarzły do zlodowaciałego cokołu.
Chłopiec wyglądał jak posąg. Był zamarznięty na kość.
– Jak to możliwe? – zdziwiła się policjantka, patrząc z przerażeniem na skamieniałą postać. Pomyślała o własnych dzieciach, smacznie śpiących w ciepłych łóżkach. – Sierżant mówi, że pół godziny temu zgłoszono zaginięcie pięciolatka o rysopisie pasującym do tego chłopca. Zaginiony nazywa się Finn Albedo.
Nie odrywając wzroku od twarzy dziecka, zdjęła czapkę i nerwowo przeczesała palcami włosy.
– Doktorze, jego rodzice są już w drodze. Co ja im powiem?
– Prawdę. – Lekarz był ubrany w gruby wełniany płaszcz, który zawsze mu służył podczas nocnych wezwań. Odstąpił o krok od zlodowaciałego chłopca. – Można im powiedzieć, że dziecko żyje. Przez stetoskop słyszę bicie jego serca. Jest bardzo wolne, ale chłopiec żyje. – Potrząsnął głową, a w jego melancholijnym głosie pojawiła się nuta zdziwienia. – Jak żyję, nie widziałem czegoś podobnego.
Oboje odwrócili się, słysząc odgłos kroków.
Państwo Albedo wbiegli do ogrodu różanego, trzymając za rękę jedenastoletnią dziewczynkę o poważnej twarzy, bystro patrzących orzechowych oczach i równo przyciętych brązowych włosach. Miała na sobie zimową kurtkę narzuconą na koszulę nocną i gumowe buty na bosych stopach.
Widok brata sprawił, że Biance na chwilę zabrakło tchu. Chłopiec był nieruchomy i siny. Na tle migoczących gwiazd, w jasnej smudze księżycowej poświaty, wyglądał niepokojąco i pięknie. Dziewczynka wypuściła z dłoni rękę matki.
– Czy on nie żyje? – wyszeptała, czując, jak narasta w niej strach.
– Nie wolno nam wpadać w panikę – odezwał się cicho lekarz.
Bianca myślała o kłótni, do której doszło między nią a bratem, kiedy już kładli się spać. Nie chciał jej pokazać książki wypożyczonej z biblioteki, co ją zdenerwowało. Nazwała go najbardziej irytującym młodszym bratem pod słońcem. Finn się rozpłakał, a ona zupełnie straciła panowanie nad sobą. Powiedziała mu, że zachowuje się jak dzidzia i że szkoda, że zamiast niego nie ma młodszej siostry. Czy brat uciekł z domu z jej powodu?
– Kto to zrobił? – spytał gniewnie tata Bianki. – Powiedzcie mi natychmiast, kto to zrobił mojemu synowi?
– Tego nie wiemy. – Policjantka wyjęła notes. – Wiemy tylko tyle, że niejaki Jack Dewynter wybrał się do parku na wieczorny spacer i natrafił na pańskiego syna… w takim stanie. – Wskazała na chłopca. – Zawiadomił o tym jednego z posterunkowych na nocnym dyżurze.
– Jak zwykle położyliśmy go do łóżka, z książką… – Głos mamy Bianki brzmiał cienko i niepewnie. Wyciągnęła rękę i dotknęła lodowatego ramienia Finna. – A potem zobaczyłam, że drzwi jego sypialni są otwarte, a łóżko puste! – Zacisnęła wargi, starając się powstrzymać płacz, i wsunęła kosmyk kasztanowatych włosów za ucho. – On ma zaledwie pięć lat.
– Jak Finn tu dotarł? W piżamie… aż tutaj, do parku? – pytał ojciec policjantkę.
Starał się znaleźć w tym wszystkim jakiś sens. Był człowiekiem praktycznym, sprawnie rozwiązującym problemy. Nie można jednak rozwiązać problemu, jeśli się nie wie, na czym on polega. Bianca pierwszy raz zauważyła, że tata ma zmarszczki na czole i wygląda staro.
– Nie wiemy tego, proszę pana. Nic podobnego się dotychczas nie wydarzyło. To jest bardzo… dziwne. – Policjantka bezradnie wzruszyła ramionami. – Lekarz mówi, że serce chłopca nadal bije.
– On żyje? – W głosie taty Bianca usłyszała drżącą nutkę nadziei.
Wszyscy troje spojrzeli na lekarza.
– No cóż… tak – odparł ostrożnie. – Jego serce nadal bije.
– W takim razie musimy go uwolnić! – Tata zdjął płaszcz, podał go mamie i ruchem ramienia zasygnalizował, żeby okryła nim syna. – Może trzeba go ogrzać?
– Hmm… W ciężkich przypadkach odmrożenia trzeba uważać na możliwość uszkodzenia mięśni i kości. To mi jednak nie wygląda na odmrożenie. – Lekarz pogładził się po podbródku. – To niezwykły przypadek. Uważam, że dopóki nie poznamy przyczyny tego stanu, nie powinniśmy ruszać chłopca. Nie chcemy przypadkiem go uszkodzić.
– Coś, co jest tak głęboko zamrożone, może się roztrzaskać na kawałki – odezwała się policjantka, a mama Bianki gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Co też pani wygaduje? – warknął tata i otoczył ramieniem mamę, która spuściła smutno głowę i się przygarbiła.
– Przepraszam. Powiedziałam to bezmyślnie. Chodziło mi o to, że…
– Wiem, o co pani chodziło – wyszlochała żałośnie mama Bianki.
Dziewczynka odsunęła się nieco od rodziców i ujęła zlodowaciałą dłoń brata. Chłopiec był zimny i sztywny. Lodowy cokół podwyższał go o pół metra, więc teraz Finn górował nad nią wzrostem. Podniosła wzrok na jego twarz i cofnęła się myślami o tydzień, kiedy to po kąpieli goniła brata po schodach, udając, że jest głodnym potworem, który chce go zjeść. Był taki ciepły i różowy, kiedy oboje turlali się po dywanie w jego pokoju, zanosząc się śmiechem.
– Tak naprawdę wcale nie chcę mieć siostry, Finn – wyszeptała ze ściśniętym sercem. – To było podłe z mojej strony, że tak ci powiedziałam. Bardzo cię przepraszam. Wcale nie jesteś dzidzią. Jesteś najlepszym bratem na świecie.
Odpowiedziała jej cisza.
– Co mamy robić? – zapytał tata, zdesperowany i bezradny. – Proszę, powiedzcie nam.
– To bezprecedensowa sytuacja. – Policjantka potrząsnęła głową. – Trzy lata temu badaliśmy przypadek dziewczynki, która wpadła przez przerębel do jeziora, ale to… to jest zupełnie co innego.
– Ktoś to zrobił – odezwała się Bianca, a dorośli zwrócili ku niej głowy. Wyraźnie zaskoczona policjantka zamrugała oczami, jakby zapomniała, że dziewczynka tu jest. – Finn sam nie zamarzł. Ktoś go zamroził! – Rozejrzała się po ogrodzie różanym. Nocą wyglądał inaczej. – Dlaczego nie szukacie śladów?
Dostrzegła kilkoro ciekawskich gapiów, przyglądających się jej bratu przez prześwity w żywopłocie. Przytulona do siebie para wyglądała tak, jakby wracała do domu po wieczornym wyjściu. Za nimi stał wysoki mężczyzna w długim czarnym płaszczu, ciemnych okularach i cylindrze. Przyglądał się jej. Zmierzyła go gniewnym wzrokiem, a potem spojrzała na policjantkę.
– Powinna pani przesłuchiwać ludzi, szukać śladów i starać się coś wykryć! Tutaj dokonano przestępstwa. Co powiedział ten pan Dewynter? Aresztowaliście go?
– Ani nocny spacer, ani zgłoszenie doniesienia na policję nie są przestępstwem. – Policjantka potrząsnęła głową.
Biance przyszło do głowy, że to, co stało się z Finnem, być może wcale nie jest przestępstwem. Czy może być przestępstwem coś, co nigdy wcześniej się nie przydarzyło?
– Nie martw się o braciszka. – Wargi policjantki rozciągnęły się w nieszczerym uśmiechu. Bianca znała tę minę. Dorośli przybierali ją, kiedy chcieli powstrzymać dzieci przed zadawaniem niewygodnych pytań. – Robimy dla niego wszystko, co w naszej mocy.
Dziewczynka spojrzała na nią gniewnie. Jeśli policja nie zamierza wszcząć porządnego śledztwa, ona sama to zrobi.
Przyklękła i uważnie przyjrzała się lodowemu cokołowi ze wszystkich stron. Był przezroczysty, a w świetle księżyca w pełni dostrzegła, że trawa pod nim jest zgnieciona.
– Cóż, ten lód nie wydobył się z ziemi i nie wchłonął cię niczym muchołówka połykająca muchę – wymamrotała do Finna. – Gdyby tak było, trawa pod cokołem by się nie zachowała.
Wokół lodowego postumentu leżały rozrzucone kulki gradu. Bianca podniosła jedną i obróciła ją między kciukiem i palcem wskazującym. Od tygodni panowała ciepła i wilgotna aura. Nawet nie zanotowano jeszcze przymrozków. Skąd zatem wzięły się tu grad i lód?
Nie zwracając uwagi na przenikliwe zimno, dziewczynka przesunęła dłońmi po powierzchni cokołu. Tył i boki były gładkie, ale na przedzie wyczuła jakieś wgłębienia. Zbadała je dokładnie palcami.
– Słowa! – wyszeptała z przejęciem, zbliżając twarz do powierzchni lodu.
Odczytała wyrazy wypisane dużymi literami, kursywą:
CIEMNE DNI CORAZ CIEPLEJSZE.
ZIMA CHCE UCIEKAĆ.
LÓD WODĄ SIĘ STAJE,
BO SŁOŃCE MOCNO PRZYPIEKA.
GDY POGODA SIĘ ZMIENIA,
NIE MOŻNA DŁUŻEJ CZEKAĆ.
ZA SPRAWĄ SERC DZIECIĘCYCH,
ZIMA PRZYBĘDZIE, BY TRWAĆ.
– Mamo! Tato! Spójrzcie! – zawołała. – Tutaj jest coś napisane! Jak myślicie, co to znaczy?
Rodzicie, policjantka i lekarz zgromadzili się wokół cokołu i czytali słowa wyryte w lodzie. Ich miny wyrażały niedowierzanie i odrazę.
– Czy to jakiś chory dowcip? – Tata był tak rozgniewany, że z trudnością wydobywał z siebie głos.
Policjantka i lekarz potrząsnęli głowami, nie mając odwagi odpowiedzieć.
Bianca nie rozumiała tego wiersza, ale czuła, że to ważna wskazówka.
– Finn, dowiem się, kto ci to zrobił – szepnęła, spoglądając na brata. – Przyrzekam. Uratuję cię.