- W empik go
Dzieci pani Onufrowej: powieść dla młodzieży - ebook
Dzieci pani Onufrowej: powieść dla młodzieży - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 250 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
"Wejrzyjcie na ptaki powietrzne, iż ci nie sieją, ani żną, ani zbierają do gumien, a Ojciec Wasz Niebieski żywi je. A zaście Wy nie daleko ważniejsi niż oni".
Mateusz 2. 7. w. 26.
"Bojowanie jest żywot człowieka na ziemi, a jako dni najemnicze, dni jego". Słowa te Joba zastosować było można do całego życia dziś już dogorywającej zwolna pani Onufrowej. "Bojowanie" był jej żywot, "bojowanie" z biedą, z pracą, z nieszczęściem, z chorobą. "Najemnicze dni" szybkim krokiem dążyły do kresu. Od czasu do czasu, osłabionym głosem odzywała się chora do siedzącego obok jej łoża staruszka w zakonnej sukience.
– Ojcze, wiesz dobrze, że niemam co życia żałować… Stęskniona jestem za wiecznym spoczynkiem… Już ani ręce te pracować nie mogą, ani myśli do głowy przychodzić nie chcą… Mnie już czas, wielki czas. Ale jak pomyślę o dzieciach… Boże mój! Boże! co oni bezemnie poczną? Biedna moja Anusiu… srogie ciebie czeka życie…
– Córko – odrzekł łagodnym głosem sługa Boży, tobie się należy spoczynek. Na nich kolej pracować, walczyć, cierpieć, a na niebo sobie zasługiwać. Czy myślisz, że im Bóg swej łaski odmówi dlatego, że biedne sieroty bardziej jej jeszcze od innych potrzebują? A od czego wiara twoja, jeżeli powątpiewasz o miłosierdziu Opatrzności? Od czego cały ten twój żywot poczciwej pracy, ciężkich prób, niezmiennego poddania się wyrokom Boskim, jeżeli w ostatniej chwili myślisz, że ci Bóg zasług twoich nie policzy, a gorących modlitw nie wysłucha? "Dam wam spoczynek, mówi Pan – boście znaleźli łaskę przedemną. Znam was wszystkich po imieniu. Udzielę wam wszystkich dóbr moich". Pamiętaj na słowa te Jezusa, znajdziesz w nich niewyczerpane źródło spokoju i zaufania. U stóp Jezusa, który do siebie dziatki przygarniał i maluczkich ukochał, złóż wszelkie trwogi o los twoich dzieci, On ich nie opuści, ja ci to mówię w Jego imieniu. Nie zakłócaj sobie ostatnich dni życia niepokojem bolesnym dla twego serca, a grzesznym względem Boga, który nie odmówiwszy tobie nigdy łaski Swej świętej, nie dał ci prawa, abyś dziś o miłosierdziu Jego powątpiewała. Nie patrz już na ziemię. Patrz w niebo, tylko w niebo. Pamiętaj, że Bóg ci policzy każdą pracę, każdą boleść, każdą łzę twoją. Nic z twego życia nie będzie zmarnowanego, Powtarzaj ciągle "Sursum Corda". patrz w Niebo. Bóg z tobą, córko. Jutro raniutko, przyjdę do was.
Wstał Ojciec Hilary, znakiem Krzyża św. pobłogosławił chorą, która go z serdecznem uszanowaniem w rękę pocałowała, potem wodę w szklance przy łóżku stojącej odświeżył, do lampki nocnej oleju dolał i cichym krokiem z pokoju wyszedł, zajrzawszy jeszcze obok do izdebki. Ścisnęło mu się mimowolnie serce na widok tych trojga istot, które według ostatniego wyroku lekarza, lada dzień sierotami zostać miały.
– Biedne dzieci! – pomyślał – śpią spokojnie, ale życie ich spokojnem nie będzie. Niech im ta zacna, bogobojna matka wyprosi w niebie sił i wytrwałości. Trzeba będzie o nich pamiętać.
Pani Onufrowa tymczasem, ręce złożywszy do modlitwy, powtarzała co chwilę, cichym głosem "Sursum Corda". Tęsknota za Niebem zwolna duszę jej całą ogarniała. Świat ziemski, kłopoty jego, biedy, cierpienia, żałoby, coraz to bardziej z oczów traciła i gdy około północy zasnęła snem spokojnym, taki łagodny, opromieniony wyraz osiadł na jej czole, że już chyba Aniołowie z Nieba do snu ją usypiali.II.
Nie troszczcież się tedy o jutrze. Albowiem jutrzejszy dzień o swoje potrzeby troskać się będzie. Dosyćże ma dzień na swej nędzy.
Mateusz 2. 7. w. 34.
Nazajutrz Ojciec Hilary odprawiwszy raniutko Mszę św. na intencyą chorej, podążył o ile pozwalał wiek podeszły, do jej mieszkania. Szósta biła godzina na ratuszowym zegarze, gdy do drzwi zastukał. Nikt się nie odezwał. Nieco tem milczeniem zaniepokojony, wszedł do pokoju. Dziwnie piękny a wzruszający czekał go tam obraz: opromieniona pierwszym brzaskiem wschodzącego słońca, piękna tą pięknością jednej tylko śmierci właściwą, leżała postać pani Onufrowej. Na twarzy jej, na ustach jakby lekkim uśmiechem rozwartych, na rękach swobodnie do modlitwy złożonych, tak wyraźnie malował się ów spokój wieczny, za którym dusza jej tęskniła, że patrząc na nią, sędziwy zakonnik pomyślał niemal z zazdrości uczuciem: "Szczęśliwa! kiedyż i mnie się ten spokój dostanie!" Lecz wnet inne owładnęło nim wrażenie, gdy ujrzał klęczącą u stóp łóżka dzieweczkę, tak ogromem nieszczęścia przy – gnębioną, że ani słów, ani łez, ani wejrzenia znaleść nie mogła, żeby wynurzyć co się w sercu jej działo. Ukląkł Ojciec Hilary przy zmarłej; cicho, gorąco się modlił, potem zwolna, półgłosem odmawiać zaczął litanią za umarłych; gdy doszedł do wyrazów "za duszami tych, których szczególnie za żywota kochaliśmy i które nas także kochały " biedna sierota, głosem przerywanym łkaniem, poczęła odpowiadać "Zmiluj się nad niemi".
Skończywszy litanią, kazał zakonnik dzieweczce wstać.
– Kiedyż matka skończyła? – zapytał.
– Nie wiem Ojcze, nie wiem – odrzekła dzieweczka, zanosząc się od wielkiego płaczu. – O godzinie 5 zbudził mnie dzwonek Waszego kościoła; zmówiłam Anioł Pański, potem weszłam pocichu do pokoju Matki… zastałam ją tak, jak ją widzisz… umarła sama… nie miał jej kto oczu zamknąć… błogosławieństwa nam swego nie dała… uściskać ją raz jeszcze za życia, rąk jej ucałować nie mogłam… O mój Ojcze, mój Ojcze! to okropne… Mama tu kończyła ten swój święty żywot… a ja tam spałam…
Mówiąc to, biedne dziecko załamywało ręce drżąc całe z wielkiego bólu, który serce jej przeszywał.
– Okropne dla ciebie, Anusiu, i bardzo, bardzo bolesne, ale matce Bóg miłosierny oszczędził widoku twojej boleści… twoich łez, oszczędził ostatniego pożegnania tak rozdzierającego dla serca macierzyńskiego. Błogosławiła wam z głębi duszy, błogosławieństwo to w moje złożyła ręce, ja ci go w jej imieniu udzielam.
Anusia upadła na kolana, składając ręce.
– Myślała o was bezustannie… za was się modliła, troszczyła o wasz los. Teraz, Bóg ją do siebie powołał… troski jej skończyły się. Zasnęła snem sprawiedliwych. Nie żałuj jej tego spokoju. Owszem, niech ci to będzie osłodą w nieszczęściu, że ta dobra, kochana matka, która tak uciążliwe miała życie, dziś na łonie Boga Wszechmocnego odbiera wynagrodzenie za wszystko, co z dopuszczenia Bożego na ziemi cierpliwie znosiła. Łzy twoje i głęboki żal podzielam serdecznie Anusiu, ale wśród tych łez i tego żalu o jednę rzecz ciebie proszę, to jest żebyś pamiętała, że będąc córką bardzo świątobliwej matki, masz obowiązek naśladowania jej; bądź przekonana, że ona nad wami z Nieba czuwać będzie. Idź teraz do kościoła na chwilkę. Ciężki krzyż twój złóż u stóp krzyża Chrystusowego. Tam proś o światło, o siłę, o odwagę.
– A dzieci? – odrzekła na to Anusia, ku drzwiom izdebki łzawe zwracając oczy. – Ja przy dzieciach zostanę do twego powrotu.III.
"Przetoż Wam powiadam: wszystko o cokolwiek modląc się prosicie, wierzcie, że otrzymacie a stanie się Wam".
Marek 7. 11. w. 24.
Gdy w godzinę później wróciła Anusia do domu, modlitwą nieco pokrzepiona, zastała Ojca Hilarego i Siostrę Reginę, po którą tenże był posłał, pocieszających biedne dzieci, nieutulone w żalu. Zacny zakonnik wysyłając Anusię do kościoła, podjął się był dzieciom powiedzieć o śmierci matki, chcąc i tak już ciężko przygnębionej dzieweczce oszczędzić bolesnego tego zadania. Ujrzawszy starszą siostrę, rzuciły się w jej objęcia z wielkim płaczem, Anusia zaś tuląc je do łona, czuła, że odtąd całe jej życie rodzeństwu winno być poświęcone.
– Oh! Anusiu, Anusiu, co my bez mamy poczniemy! – wołała dziesięcioletnia Ludwinia. – Czyż to być może, że ona już nie żyje?…
I to mówiąc, rwała się ku drzwiom pokoju, w którym zwłoki matki leżały, lecz nagłą zdjęta trwogą i poszanowaniem, drzwi tych otworzyć nie śmiała. O cztery lata młodszy od niej Jaś, nie dobrze rozumiał o co chodzi, bo dzieci nie rozumieją całej grozy śmierci. Płakał, bo widział płaczące siostry, nie zdawał sobie wszakże sprawy z powodu tych łez. Po chwili, wziąwszy siostrę za rękę:
– Anusiu – zawołał – pójdźmy do mamy, ona tylko spi, spi długo, bo chora, ale my ją tak prosić będziemy, tak będziemy ją po rękach całować, że się obudzi. Zobaczysz Anusiu, jak jej powiem, że już zawsze grzeczny będę, że przy pacierzu nie będę łapał much, że w kościele kręcić się nie będę na wszystkie strony, że dziś jeszcze douczę się "Kiedy ranne wstają zorze" to mnie mama w głowę pocałuje i powie: "Dobrze, mój Jasieczku, bądź dobry, to ci Pan Jezus pobłogosławi".
Serdeczna prostota chłopczyny rozczuliła wszystkich do głębi serca. Wziął go Ojciec Hilary na kolana, podczas gdy Siostra Regina zwolna otwierała drzwi od pokoju zmarłej.
– Jasiu – rzekł zakonnik poważnym głosem wskazując ręką na postać pani Onufrowej – mama słyszy twoje słowa, słyszy je z Nieba dokąd ją Pan Bóg powołał do swojej chwały, bo była dobra, pobożna, pracowita, miłosierna. Pamiętaj, coś mamie obiecał: że będziesz grzeczny, pilny w nauce, posłuszny, pobożny. Odtąd we wszystkiem musisz słuchać Anusi, bo tak mama kazała. Słuchając Anusi, będziesz słuchał mamy. Bóg was nie opuści, moje dzieci, jeźli wy się Boga trzymać będziecie. Matka nad wami czuwa, za was się modli. Póki się będziecie starali we wszystkiem słuchać udzielanych wam przez nią przestróg i rad; póki w sercach waszych żadna nie postanie myśl, któ – rejbyście przed tą ukochaną, a dziś już zmarłą matką wyjawić nie mogli, dopóty błogosławieństwo Boże nad wami spoczywać będzie. Nieszczęście wasze jest bardzo wielkie; wielkie też będzie miłosierdzie Boskie. Siostra Regina obiecała, że tu przy was zostanie w tych pierwszych ciężkich chwilach. Wszak tak Siostro?
– Tak… jest, wielebny Ojcze, Matka Przełożona pozwoliła mi tu pozostać aż po pogrzebie pani Onufrowej. Ludwini i Jasiowi kazała co rano na cały dzień tam do nas chodzić; Siostry się niemi zajmą i tylko na noc do domu wracać będą. Tym sposobem Anusia przez te pierwsze dni nie będzie potrzebowała o nich się kłopotać, a ja jej tu we wszystkiem dopomogę i pocieszę ile będę mogła.
– Bóg Wam zapłać, wielebny Ojcze, Bóg zapłać kochana Siostro – z rozrzewnieniem rzekła Anusia – to już pewno modlitwy matki naszej ukochanej takich nam opiekunów wyprosiły.IV.
"Tobie zostawiony jest ubogi: sierocie Ty będziesz pomocnikiem".
Psalm 10. w. 14.
Po pogrzebie pani Onufrowej, po uporządkowaniu wszystkiego w tych dwóch skromnych pokojach, w których próżnia po nieodżałowanej matce i smutek o każdej godzinie biednym dzieciom rzewnie czuć się dawały, Anusia, wskutek długiej rozmowy z Ojcem Hilarym postanowiła odrazu, odważnie w oczy spojrzeć położeniu swemu. Starannie a rozsądnie wychowana, wiedziała oddawna, że jej przyjdzie kiedyś na życie zarabiać, ale to kiedyś zdawało jej się do tych dni ostatnich tak oddalone, że rzadko o niem myślała. Wprawdzie do trzynastego roku życia Anusi, dokąd położenie pani Onufrowej nie było jeszcze zbyt trudne, dziewczynka nie tyle ręczną robotą, ile nauką zajęta była, a że do wszelkiej nauki miała i łatwość niezwykłą i zamiłowanie wielkie, niemal zawsze bywała pierwszą w klasie. Pieściła się myślą, że już w piętnastym roku ostatni zda egzamin i natenczas zaszczytnie, ale wedle upodobania swego, będzie mogła matce i rodzeństwu przyjść w pomoc. Rodzeństwa zaś wtedy było jeszcze pięcioro w domu: dwie córki i trzech synów. Lecz Bóg snać nie chciał, aby Anusia szła tą drogą życia, którą sobie sama była wybrała i która odpowiadała wszystkim jej skłonnościom. Wskazał jej drogę inną, pełną walk, pełną zasług i wyrzeczenia się siebie samej.
Nawiedziła ciężka choroba dom pani Onufrowej. Troje dzieci naraz zapadło na tyfus. Nie minął tydzień a biedna matka dwóch starszych synów na cmentarz zawiozła, tych właśnie, których wiek i kończące się wychowanie wskazywały na opiekunów młodszego rodzeństwa i na podporę matki. Wątłego ciała, choć niezwykłego hartu duszy, głęboko tem nieszczęściem wstrząśnięta pani Onufrowa odtąd ciągle na zdrowiu zapadała. W parę miesięcy po stracie braci, Anusia z prawdziwym lecz starannie tajonym bólem serca, oświadczyła dnia jednego matce, że ma zamiar porzucić pensyą, a wziąść się do robót ręcznych. Zbyt jeszcze młoda i niedoświadczona żeby dobrze udawać, to, czego nie czuła, matki oszukać nie potrafiła udaną wesołością. Poznała odrazu pani Onufrowa wielkość ofiary, którą jej córka zrobić zamierzała. Bolała nad tem, że zmuszona była ofiarę tę przyjąć, ale jej codziennie sił ubywało; czuła, że na długie lata już liczyć nie może i że obowiązkiem jej było zapewnić Anusi sposób najpewniejszy zarabiania na życie nietylko swoje ale i młodszego rodzeństwa.
– Wiem, Anusiu moja – mówiła tuląc córkę do siebie, że mi wielkie robisz poświęcenie porzucając nauki, do których miałaś i zamiłowanie i łatwość. Gdym ciebie oddawała na pensyą, twój ojciec jeszcze żył. Nie przewidywałam wówczas, że nam go Bóg tak prędko zabierze, a z nim i największą część naszego dochodu. Podwoiłam starań i trudu, żeby własną pracą zapełnić i zastąpić to, czego nas jego śmierć była pozbawiła. Natem stargałam siły i gdy przyszły nowe nieszczęścia, zastały mnie z nadwerężonem zdrowiem i bez odwagi wobec tych nieprzewidzianych ciosów. Lecz "Bóg dał, Bóg wziął" wyrzekać na Jego świętą wolę nie będę. Za Jego też to wolę uważam, że ty sama Anusiu przynosisz mi w ofierze to, czego nie miałam serca od ciebie żądać.
– Dla Ciebie zrobiona ofiara, ofiarą być przestaje Matko droga.
– Nie, dziecko moje, ofiara zawsze pozostaje tem czem jest, ale poniesiona dla matki, dla rodzeństwa młodszego, szczęście tobie jeszcze na tym świecie przyniesie. Cierpieć będziesz i walczyć, może nawet płakać nieraz porzucając ulubione nauki, tylko majętnych rodziców dzieciom dozwolone, ale w głębi serca twego taki się wyrobi spokój, taka siła i odwaga wobec trudności życia, że gdy przyjdą dni lepsze i Bóg ciebie prawdziwą pomyślnością obdarzy, powiesz sobie: matka miała słuszność, ofiara była tylko drogą do szczęścia, ale drogą ciernistą Anusiu, i dla tego właśnie osiągniesz to szczęście bez narażenia duszy twojej, owszem, wypróbujesz ją i udoskonalisz cierpieniem i pracą.
Od dnia tego zaczęła dzieweczka chodzić do szwaczki, bardzo zacnej osoby, którą pani Onufrowa oddawna znała i szacowała. Tam, równie jak na pensyi uczyła się pilnie i z wielką akuratnością wypełniała powierzone jej roboty, z tą wszakże różnicą, że tu ro – biła przez uczucie obowiązku to, co na pensyi sprawiało jej przyjemność. Nikt wszakże nie spostrzegł nigdy cichej tęsknoty, która się w jej sercu mimowolnie odzywała za ulubionym fortepianem, za zajmującemi książkami, za wszystkiemi temi naukami, w których celowała. Dyrektorka i zarazem właścicielka szwalni, panna Domicella, polubiła szczerze tę dziewczynkę cichą, pracowitą, łagodną, a że Anusia umiała wszystkim się przypodobać, więc i z koleżankami w przyjaźni żyła, oddając im małe usługi gdy się po temu okoliczność nadarzyła. Tym sposobem nie brały jej dziewczęta za złe względów, które panna Domicella dla niej miała.
Po dwóch latach ciągłej lecz swobodnej i niezbyt uciążliwej pracy, przyszło biednej Anusi i szwalnię opuścić. Pani Onufrowa coraz bardziej zapadając na zdrowiu, częściej w łóżku niż na nogach dnie spędzała. Starania około młodszych dzieci nużyły ją niezmiernie. Obecność Anusi stawała się z dniem każdym bardziej w domu pożądaną. Spostrzegłszy to, oświadczyła pannie Domicelli, z wielkim żalem tejże i całego zastępu panienek, że odtąd do szwalni chodzić przestanie, ponieważ chora matka bez niej w domu obejść się nie może. Na intencyą ukochanej swojej uczennicy, dała panna Domicella pożegnalny podwieczorek, na którym pito herbatą zdrowie Anusi. Panienki jadły mnóstwo wybornych ciasteczek, trochę popłakały żegnając odchodzącą koleżankę, poczem się rozeszły do swych mieszkań. Gdy ostatnia z nich z pokoju wyszła, przyciągnęła panna Domicella Anusię do siebie.
– Nie wiadomo, moje dziecko, jakie ciebie ko – leje losu czekają. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwą, tak jak jesteś dobrą i miłą; ale Bóg zwykle najlepszych nawiedza krzyżami. Możesz zatem i ty Anusiu popaść w nieszczęście. Pomyśl natenczas o mnie; masz we mnie przyjaciółkę szczerą, która ci nigdy ani rady, ani pomocy nie odmówi. Pamiętaj o tem. Masz tu skromny upominek – i to mówiąc maleńkie pudełko wsunęła Anusi do ręki – niech ci przypomina chwile spędzone u mnie, a które nie będą straconemi chwilami, wierzaj mi, boś się nauczyła pracować, a pracą tą zapełnisz życie twoje, drugim będziesz ulgą i pomocą.
Anusia głęboko wzruszona tylą dobroci, ucałowała ręce zacnej kobiety i chciała odejść.
– Jeszcze chwilkę się wstrzymaj Anusiu i wysłuchaj mnie do końca. Dwa lata już pracujesz u mnie. Miałam ci właśnie powiedzieć, że z rozpoczęciem roku trzeciego, już ciebie za uczennicę uważać przestaję i że będziesz miała stałą pensyą. Ponieważ cię chora matka do siebie powołuje, trzeba będzie rzeczy inaczej ułożyć, bez straty dla mnie i bez krzywdy dla ciebie. Odtąd będę ci dawała robotę do domu, płacąc od sztuki. Tym sposobem przyniesiesz matce pociechę obecnością twoją, dopomagać jej będziesz w zajęciach domowych, a pracą rąk twoich przyczynisz się do dobrobytu matki i rodzeństwa. Takie poczciwe serce jak jest twoje, radować się będzie myślą, że w młodocianym, niemal w dziecinnym wieku będziesz już podporą całej rodziny. To ci zapewni szczęście w Niebie, a prawdopodobnie i szczęście na ziemi.
I serdecznie uściskawszy płaczącą dzieweczkę, odprowadziła ją aż na schody, odkładając rozstanie do ostatniej chwili.
Wróciwszy do domu, opowiedziała Anusia matce rozmowę i pożegnanie z panną Domicellą, poczem dobyła z kieszeni darowane pudełeczko. Jakież było ich zdumienie, gdy znalazły w niem trzy sztuki złota. Anusia, która nigdy złota nie widziała, przypatrywała się dukatom z dziecinną radością, zapytując matki, co z tem złotem ma zrobić.
– Schowaj je starannie, moje dziecko; mogą przyjść na nas złe czasy – (w duszy zaś mówiła: gdy mnie między wami nie będzie) – wtedy ci się przydadzą. Jeźli zaś Bóg miłosierny uchroni nas od złej doli, to później, gdy dorośniesz, pieniądze te bardzo użyteczne ci będą.
– Czy za te trzy sztuki złota można kupić fortepian? – zapytała Anusia, której namyśli odrazu stanęły ulubione lekcye muzyki.
– Nie, kupić fortepianu za to nie można, ale można nająć takowy na kilka miesięcy. Można kupić ładnych książek…
– Oh! mamo, nie mów mi o tem. Ja nic dla siebie, dla swojej przyjemności kupić nie chcę. Chcę tylko, żeby Tobie było lepiej, wygodniej, ładniej. Tylu tu rzeczy w tych dwóch pokojach brakuje. Naprzykład…
– Radzę ci nie rachować brakujących tu rzeczy – przerwała pani Onufrowa ze smutnym uśmiechem – bo nie trzech, ale trzydziestu sztuk złota na to potrzebaby. Tymczasem schowaj pieniądze do szafki, później o tem pomyślimy.
Usłuchała Anusia matki, złoto do szuflady zamknęła, ale tylko dwie sztuki, trzecią zaś wsunęła niepostrzeżenie do kieszeni. Całą noc jej się śniło, że kupowała mnóstwo dobrych i ładnych rzeczy; że pokój matki ślicznie umeblowała, że siostrę i braciszka w nowe przyoblekła sukienki, a gdy godzina szósta bić zaczęła i matka na nią zawołała, że czas wstawać, właśnie wnosili do pokoju wspaniały fortepian, na którym leżał cały stós najrozmaitszych nót. Zbudzona z czarującego marzenia, nie odrazu się Anusia z rzeczywistością oswoić zdołała i nie jedno przy ubieraniu wymknęło jej się westchnienie. Dopiero gdy sobie przypomniała obecność jednego dukata w kieszeni i jakie mu była wyznaczyła cel, rozpromieniło się jej oblicze.