- promocja
Dzieci z Bullerbyn - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
18 czerwca 2014
Ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Dzieci z Bullerbyn - ebook
W tej książce, która podbiła cały świat, każdy najzwyczajniejszy dzień sześciorga dzieci z małej szwedzkiej wioski przedstawiony jest jak najciekawsza przygoda. Łowienie raków i chodzenie do szkoły, pielenie rzepy i Gwiazdka - wszystko staje się okazją do zabawy i umocnienia przyjaźni.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-10-12704-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MY – DZIECI Z BULLERBYN
Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia. Mam siedem lat i wkrótce skończę osiem. Czasem mama mówi:
– Jesteś dużą córeczką mamy, możesz więc chyba dzisiaj wytrzeć naczynia...
Czasem zaś Lasse i Bosse mówią:
– Takie brzdące nie mogą się z nami bawić w Indian. Jesteś za mała!
Dlatego też zastanawiam się, czy właściwie jestem mała, czy duża. Jeśli jedni uważają, że jestem duża, a drudzy, że jestem mała, to pewno jestem w sam raz.
Lasse i Bosse to moi bracia. Lasse ma dziewięć lat, a Bosse osiem. Lasse jest bardzo silny i umie biegać o wiele szybciej ode mnie. Lecz ja umiem biegać tak szybko jak Bosse. Czasem, gdy chłopcy nie chcą, żebym szła z nimi, Lasse przytrzymuje mnie przez chwilę, gdy tymczasem Bosse biegnie naprzód. Potem Lasse puszcza mnie i leci jak strzała.
Siostry nie mam. To wielka szkoda. Chłopcy są tacy nieznośni! Mieszkamy w zagrodzie, która nazywa się Środkowa. Nazywa się tak dlatego, że leży pomiędzy dwiema innymi. Tamte zagrody nazywają się Północna i Południowa. Wszystkie trzy położone są obok siebie. Jak na rysunku.
To niezupełnie tak wygląda w rzeczywistości, ale to dlatego, że nie umiem zbyt dobrze rysować.
W Zagrodzie Południowej mieszka chłopiec, który ma na imię Olle. On nie ma wcale rodzeństwa. Lecz bawi się z Lassem i Bossem. Ma osiem lat i też bardzo prędko biega. Natomiast w Zagrodzie Północnej mieszkają dziewczynki. Dwie. Co za szczęście, że i one nie są chłopcami! Nazywają się Britta i Anna. Britta ma dziewięć lat, a Anna tyle co ja. Obie lubię jednakowo. Może tylko trochę bardziej Annę.
Więcej dzieci nie ma już w Bullerbyn. Tak się nazywa ta wioska. Jest to bardzo mała wioska, tylko trzy zagrody: Północna, Środkowa i Południowa. I tylko sześcioro dzieci: Lasse i Bosse, i ja, i Olle, i Britta, i Anna.TRUDNO WYTRZYMAĆ Z BRAĆMI
Dawniej Lasse, Bosse i ja mieszkaliśmy w jednym pokoju. Na poddaszu na prawo, tuż koło strychu. Teraz mieszkam na lewo, na poddaszu, w pokoju, w którym dawniej mieszkała babcia. O tym jednak opowiem później.
Czasem jest bardzo wesoło mieszkać w tym samym pokoju co bracia. Ale tylko czasem. Wesoło było, gdy leżąc w łóżku wieczorem, opowiadaliśmy sobie historie o duchach. Chociaż było to nieraz trochę straszne. Lasse umie opowiadać tak okropne historie o duchach, że muszę potem długi, długi czas leżeć z głową pod kołdrą. Bosse nie opowiada historii o duchach. Tylko o przygodach, w których weźmie udział, gdy będzie duży. Wtedy pojedzie do Ameryki, gdzie są Indianie, i zostanie wodzem indiańskim.
Pewnego wieczoru, gdy Lasse opowiadał przerażającą historię o duchu, który krążył po domu i przestawiał wszystkie meble, ogarnął mnie taki strach, iż myślałam, że umrę. W pokoju było niemal zupełnie ciemno, moje łóżko stało daleko od łóżek Lassego i Bossego i – wyobraźcie sobie – nagle jedno z krzeseł zaczęło skakać tam i z powrotem. Myślałam, że to ten duch przyszedł, żeby również i u nas w domu poprzestawiać meble, i krzyknęłam, jak mogłam najgłośniej. Wówczas usłyszałam, że Lasse i Bosse chichoczą w swoich łóżkach. Wyobraźcie sobie – przywiązali sznurki do krzesła, leżeli, każdy w swoim łóżku, i tak ciągnęli za sznurki, aż krzesło skakało. Widzicie, jacy oni są! Z początku byłam zła, ale potem nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Gdy się mieszka w jednym pokoju z braćmi, a bracia są w dodatku więksi, nigdy nie można o niczym samej postanowić. To Lasse zawsze zarządzał, kiedy należy gasić światło wieczorem. Gdy chciałam poczytać w łóżku „Wiosnę Szwecji”^(), Lasse chciał, żebyśmy właśnie zgasili i opowiadali sobie historie o duchach. Jeśli natomiast ja byłam senna i chciałam, żeby światło było zgaszone, to Lasse i Bosse chcieli grać w łóżku w wilka i owce.
Lasse może zawsze, leżąc w łóżku, zgasić lampę, kiedy tylko zechce. Do wyłącznika przymocował kawałek tektury i przywiązał do niej sznurek sięgający aż do jego łóżka. Jest to bardzo sprytne urządzenie, którego nie mogę dokładnie opisać, ponieważ nie mam zamiaru zostać inżynierem majster-klepką, gdy dorosnę. Lasse mówi, że będzie inżynierem. Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale Lasse mówi, że to coś bardzo ciekawego i że trzeba umieć zakładać tekturę na wyłącznik, jeśli się ma zostać inżynierem. Bosse będzie wodzem Indian. Przynajmniej dawniej zawsze tak mówił. Słyszałam bowiem któregoś dnia, jak mówił, że będzie maszynistą, więc może się rozmyślił. Ja jeszcze nie wiem na pewno, kim będę. Może mamą. Bo bardzo lubię małe, malutkie dzieci. Mam siedem lalek, dla których jestem mamą. Niedługo będę za duża, żeby się bawić lalkami. Och, jakie to będzie nudne być dużą!
Moja najładniejsza lalka nazywa się Bella. Ma niebieskie oczy i jasne, wijące się loczki. Leży w łóżku dla lalek pod różową kołderką i prześcieradłami, które mama uszyła. Pewnego razu, gdy przyszłam, aby wziąć Bellę z łóżka, miała wąsy i bródkę. To Lasse i Bosse namalowali je kawałkiem węgla. Cieszę się, że już nie mieszkam z nimi w jednym pokoju!
Gdy się wychylić z okna w pokoju moich braci, można zajrzeć prosto do pokoju Ollego. On też mieszka w pokoju na poddaszu, a Zagrody Środkowa i Południowa położone są bliziutko jedna drugiej. Wygląda to tak, jak gdyby domki pchały się jeden na drugi – mówi tatuś. Tatuś uważa, że ci, którzy je budowali, powinni byli od razu zostawić trochę więcej miejsca pomiędzy nimi. Lasse, Bosse i Olle jednak uważają, że dobrze jest tak, jak jest. Pomiędzy Zagrodą Środkową a Południową jest płot, a pośrodku płotu stoi ogromne drzewo. Tatuś mówi, że to lipa. Gałęzie tej lipy sięgają od okien Lassego i Bossego aż do okna Ollego. Gdy Lasse, Bosse i Olle pragną odwiedzić się nawzajem, to przełażą tylko do siebie po gałęziach lipy. Idzie to znacznie prędzej, niż gdyby musieli zbiegać na dół po schodach, wychodzić przez jedną furtkę, wpadać przez następną i znów pędzić na górę po schodach. Pewnego razu nasz tatuś i tatuś Ollego postanowili zrąbać lipę, ponieważ zupełnie zacieniała pokoje. Wtedy jednak Lasse, Bosse i Olle okropnie błagali, żeby lipa została. I została. I stoi po dziś dzień.
------------------------------------------------------------------------
^() „Wiosna Szwecji” – czasopismo dla dzieci.MOJE NAJPRZYJEMNIEJSZE URODZINY
Uważam, że dzień moich urodzin i wieczór wigilijny to dwa najprzyjemniejsze dni w ciągu całego roku. Najmilej wspominam ten dzień, gdy skończyłam siedem lat.
A było to tak:
Obudziłam się wcześnie. Mieszkałam wtedy jeszcze we wspólnym pokoju z Lassem i Bossem. Moje łóżko trzeszczy, więc wierciłam się w nim i przewracałam wiele, wiele razy, żeby trzeszczało jak najgłośniej i żeby chłopcy się obudzili. Nie mogłam na nich zawołać, bo gdy się ma urodziny, trzeba udawać, że się śpi, aż inni przyjdą składać życzenia. Oni jednak spali w najlepsze, zamiast pomyśleć o złożeniu mi życzeń. Trzeszczałam tak przeraźliwie łóżkiem, że w końcu Bosse obudził się, usiadł na swoim łóżku i zaczął drapać się w głowę. Zbudził szybko Lassego, po czym wymknęli się obaj na strych i zbiegli na dół po schodach. Słyszałam, jak mama brzęka filiżankami w kuchni, i ledwo mogłam uleżeć w łóżku z przejęcia.
W końcu usłyszałam kroki na schodach i wówczas zacisnęłam oczy tak mocno, jak tylko mogłam. Wtedy – stuk – i drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła mama i tatuś, i Lasse, i Bosse, i Agda, która jest naszą służącą. Mama niosła tacę. Stała na niej filiżanka czekolady, wazonik z kwiatkami, tort z rodzynkami, posypany cukrem, ze zrobionym z lukru napisem „Lisa 7 lat”. Upiekła go Agda. Nie było jednak żadnych prezentów i zaczęłam już myśleć, że to jakieś dziwne urodziny. Wtedy tatuś powiedział:
– Wypij czekoladę, to pójdziemy poszukać, może gdzieś znajdzie się jakiś prezent dla ciebie.
Wówczas zrozumiałam, że chodzi o jakąś niespodziankę, i wypiłam czekoladę, jak mogłam najszybciej. Wtedy mama zawiązała mi oczy ręcznikiem, tatuś zakręcił mną w kółko i zaniósł mnie gdzieś, ale nie wiem gdzie, bo nic nie widziałam. Słyszałam, że Lasse i Bosse biegną obok, i czułam to także, bo od czasu do czasu chwytali mnie za palce u nóg i wołali:
– Zgadnij, gdzie jesteś!
Tatuś zszedł ze mną po schodach, raz i drugi zakręcił, aż w pewnej chwili poczułam, że jesteśmy na dworze, a po chwili szliśmy znów w górę po schodach. W końcu mama zdjęła mi ręcznik z oczu. Znajdowaliśmy się w pokoju, którego nigdy przedtem nie widziałam. Przynajmniej zdawało mi się, że nie widziałam go nigdy przedtem. Kiedy jednak wyjrzałam przez okno, zobaczyłam tuż obok poddasze Zagrody Północnej. W oknie stały Britta i Anna i machały do mnie rękoma. Dopiero wtedy zrozumiałam, że znajduję się w pokoju babci i że tatuś niósł mnie tak długo, żeby mnie zmylić. Babcia mieszkała u nas, gdy byłam mała, ale przed paru laty przeniosła się do cioci Fridy. Od tego czasu w pokoju tym stały krosna mamy i leżały w nim sterty gałganków, z których robiła chodniki. Teraz jednak nie było tam ani krosien, ani gałganków.
Teraz pokój był tak piękny, że myślałam, że stało się to chyba za sprawą jakiegoś dobrego trolla^(). Mama powiedziała, że tak, przychodził tu troll. Trollem tym był tatuś, który wyczarował dla mnie ten pokoik. Ma on być zupełnie mój własny i to jest mój prezent urodzinowy. Ucieszyłam się tak bardzo, że zaczęłam głośno wykrzykiwać, iż jest to najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostałam.
Tatuś powiedział, że mama też pomagała w tych czarach. Tatuś wyczarował prześliczne tapety z masą małych, malutkich bukiecików kwiatów, a mamusia firanki na okno.
Tatuś wieczorami wyczarowywał dla mnie w warsztacie stolarskim komodę i okrągły stolik, i półeczkę, i trzy krzesła, i wszystko to pomalował na biało. Mama zaś wyczarowała z gałganków dywaniki w czerwone, żółte, zielone i czarne paski. Widziałam sama, jak tkała je w zimie, ale nie mogłam przecież przypuszczać, że to ja je dostanę. Widziałam też, jak tatuś robił meble, ale tatuś zawsze w zimie zajmuje się stolarką i robi coś dla ludzi, którzy sami nie znają się na stolarce, więc nie wiedziałam, że robi je dla mnie.
Lasse i Bosse przeciągnęli zaraz moje łóżko przez strych do mego nowego pokoju, przy czym Lasse powiedział:
– Będziemy jednak po dawnemu przychodzić do ciebie wieczorem i opowiadać ci historie o duchach.
Ja zaś pobiegłam do pokoju chłopców i zabrałam swoje lalki. Mam cztery małe laleczki i trzy duże. Są to wszystkie lalki, jakie w ogóle dostałam w swym życiu. Małym lalkom urządziłam piękny pokój na półce. Najpierw rozłożyłam tam czerwoną szmatkę jako dywanik, a potem wstawiłam moje małe, śliczne mebelki, które dostałam na Gwiazdkę od babci, i w końcu zaś małe laleczki w łóżeczkach.
Dostały więc swój własny pokój tak jak ja, chociaż to nie były ich urodziny. Duże łóżeczko – to, w którym leżała Bella – postawiłam w kąciku, tuż koło mego własnego łóżka, a wózek dla lalek, w którym spali Hans i Greta, w drugim rogu pokoju. Ach, jakże pięknie było u mnie!
Potem znów pobiegłam do pokoju Lassego i Bossego i przyniosłam wszystkie pudełka i rzeczy, które miałam w komodzie chłopców.
– Wspaniale – powiedział Bosse – teraz będę miał trochę więcej miejsca na moje ptasie jaja!
Mam trzynaście książek – są to moje własne książki. Ułożyłam je również na półce i wszystkie numery „Wiosny Szwecji”, i pudełka, w których chowam zakładki do książek. Mam bardzo dużo zakładek. Zamieniamy się nimi w szkole. Mam jednak dwadzieścia takich, których nie zamienię za nic na świecie. Na najładniejszej jest duży anioł ze skrzydłami w różowej sukni. Wszystko to zmieściło się na mojej półce. To był bardzo przyjemny dzień!
------------------------------------------------------------------------
^() Troll – istota fantastyczna, występująca w baśniach szwedzkich, podobna do krasnoludka, ale złośliwa i brzydka.DALSZE PRZYJEMNOŚCI W DNIU URODZIN
Miałam jeszcze więcej przyjemności tego dnia. Po południu zaprosiłam na podwieczorek wszystkie dzieci z Bullerbyn – no tak, jest nas przecież tylko sześcioro. Tyle właśnie miejsc było przy okrągłym stoliku w moim własnym pokoju. Dostaliśmy soku malinowego i po kawałku tortu, na którym był napis „Lisa 7 lat”, i dwa rodzaje ciasteczek, które również upiekła Agda. Dostałam prezenty od Britty, Anny i Ollego. Od Britty i Anny książkę z bajkami, a od Ollego torcik czekoladowy. Olle siedział koło mnie, a Lasse i Bosse drażnili się ze mną i mówili:
– Narzeczony i narzeczona, narzeczony i narzeczona!
Mówią tak dlatego, że Olle nie jest takim głupim chłopcem, który się nie chce bawić z dziewczynkami. Nic sobie z tego nie robi, gdy zaczynają się z nim drażnić, i bawi się i z chłopcami, i z dziewczynkami. Lasse i Bosse zresztą też chcą się bawić z dziewczynkami, chociaż udają, że nie chcą. Gdy jest tylko sześcioro dzieci w wiosce, muszą bawić się ze sobą bez względu na to, czy są chłopcami, czy dziewczynkami. Niemal wszystkie zabawy stają się weselsze, gdy się bawi w szóstkę, niż gdy się bawi w trójkę.
Po pewnym czasie chłopcy poszli obejrzeć ptasie jajka Bossego, a Britta, Anna i ja bawiłyśmy się moimi lalkami.
Miałam w kieszeni długi, długi sznurek. Gdy go wyciągnęłam i zobaczyłam, że jest tak długi, przyszło mi na myśl, że mogłybyśmy sobie urządzić wspaniałą zabawę. Gdybyśmy znalazły jeszcze jeden równie długi sznurek, wówczas wystarczyłoby go do przeciągnięcia aż do okna Britty i Anny w Zagrodzie Północnej. Wówczas mogłybyśmy pisać do siebie listy i posyłać je w pudełku od cygar. Ach, jakże spieszyłyśmy się, by to wypróbować! Poszło świetnie. Britta i Anna pobiegły do siebie, a potem siedziałyśmy długi czas i posyłałyśmy do siebie tam i z powrotem listy. Wesoło było przyglądać się, jak pudełko zjeżdża po sznurku. Z początku pisałyśmy tylko: „Jak się czujesz? Ja czuję się dobrze”. Lecz później bawiłyśmy się, że jesteśmy księżniczkami, które siedzą uwięzione w dwóch zamkach i nie mogą wyjść, gdyż na straży stoją smoki. Wtedy Britta i Anna pisały do mnie: „Nasz smok jest okropny. Jaki jest twój? Księżniczka Britta i księżniczka Anna”.
Ja zaś odpisywałam: „Mój smok też jest okropny. Gryzie mnie, gdy próbuję wyjść. Jak to dobrze, że przynajmniej możemy do siebie pisać. Księżniczka Lisa”.
Po chwili mama zawołała mnie, żebym pobiegła coś dla niej załatwić, a w czasie gdy mnie nie było, przyszli do mego pokoju Lasse i Bosse i zobaczyli listy. Lasse wysłał zaraz w pudełku list, w którym było napisane:
„Księżniczka Lisa poszła, ponieważ musiała wytrzeć nos. Jest tu jednak cała masa książąt. Książę Lars, Aleksander, Napoleon”.
Britta i Anna były zdania, że to jest głupie!
W każdym razie dobrze się złożyło, że mój pokój wychodzi na Zagrodę Północną. Często bowiem Britta, Anna i ja posyłamy do siebie listy. W zimie, gdy jest ciemno, nie udaje się to tak dobrze. Wtedy jednak dajemy sobie znaki latarkami. Gdy błysnę trzy razy latarką, oznacza to: „Przyjdź do mnie zaraz! Mam ci coś do powiedzenia”.
Mama powiedziała, że muszę utrzymywać pokój w wielkim porządku. Staram się więc o to, jak tylko mogę. Czasami robię wielkie porządki. Wtedy wyrzucam wszystkie dywaniki szmaciane przez okno, a Agda pomaga mi je trzepać. Mam własną małą trzepaczkę, której używam do trzepania dywaników. Czyszczę klamki, ścieram kurze, wstawiam świeże kwiaty do wazoników, ścielę łóżka lalek i poprawiam pościel w wózku. Czasem zapominam sprzątnąć. Wtedy mama mówi, że jestem nieporządziuch.LEKCJE SIĘ SKOŃCZYŁY!
Wesoło jest, gdy nadchodzi lato. Wszystko jest wesołe, począwszy od tego, że kończą się lekcje w szkole. Ja dopiero raz jeden byłam egzaminowana. Wesoło zrobiło się już na dzień przed egzaminem. Tego dnia pięknie przybraliśmy naszą klasę kwiatami i gałązkami. My – wszystkie dzieci z Bullerbyn – poszliśmy nałamać gałązek brzeziny i narwać kwiatów. Do szkoły mamy daleko, bo nasza szkoła znajduje się w innej wiosce. Wioska ta nazywa się Wielka Wieś. U nas nie może być przecież osobnej szkoły tylko dla sześciorga dzieci. Gdy doszliśmy na miejsce, kwiaty zwiędły już trochę, chociaż niezupełnie. Ale jak włożyliśmy je do wody, zrobiły się znów ładne. Po obu stronach tablicy umieściliśmy szwedzkie chorągiewki, dokoła girlandę z gałązek brzozowych i wszędzie dużo kwiatów. W całej klasie pachniało prześlicznie.
Gdy skończyliśmy przybieranie klasy, przećwiczyliśmy piosenki, które mieliśmy śpiewać na egzaminie: „Hej, wzywa cię blask słońca” i „Czy myślisz, że jestem zgubiony bez twej przychylności”. Jedna dziewczynka, która nazywa się Ulla, śpiewała tak: „Czy myślisz, że jestem zgubiony przy tej sposobności”. Myślała, że tak jest w piosence. To doprawdy szczęście, że pani zdążyła jej powiedzieć, jakie naprawdę są słowa, i że śpiewała dobrze na egzaminie!
Gdy wracaliśmy potem do domu, była przepiękna pogoda. My, dzieci z Bullerbyn, szłyśmy wszystkie razem, lecz nasz powrót do domu trwał bardzo długo. Lasse powiedział, że wolno nam iść tylko po kamieniach leżących na skraju drogi.
Potem bawiliśmy się w taką zabawę: że ten, kto będzie szedł po ziemi, a nie po kamieniach, będzie na niby martwy. W pewnej chwili Olle zaczął iść po ziemi, a wtedy Bosse krzyknął:
– Jesteś nieżywy!
– Wcale nie jestem nieżywy! – zawołał Olle. – Spójrzcie tylko, jaki jestem żywy – i zaczął wymachiwać rękoma i wywijać nogami. Śmieliśmy się wszyscy z niego.
Potem szliśmy po płotku, a Lasse spytał:
– Kto to wymyślił, że można chodzić tylko po drodze, jak myślicie?
Britta odpowiedziała, że z pewnością musiał to wymyślić jakiś dorosły człowiek.
– Najprawdopodobniej – zgodził się z nią Lasse.
Szliśmy po płotku bardzo długo i było nam tak wesoło, że pomyślałam sobie, że nigdy już nie będę chodziła drogą. Jakiś staruszek nadjechał na wózku mleczarskim i zawołał:
– Cóż to za gawrony chodzą po ogrodzeniu?
Następnego dnia, gdy szliśmy na egzamin, nie mogliśmy już jednak iść po ogrodzeniu, gdyż byliśmy bardzo pięknie ubrani. Ja miałam nowiutką sukienkę w czerwone kropki, a Britta i Anna miały niebieskie sukienki z falbankami. Miałyśmy też nowe wstążki i nowe buciki.
Bardzo wielu rodziców siedziało w klasie i przysłuchiwało się egzaminom. Ja odpowiedziałam na wszystkie pytania, ale Bosse powiedział, że siedem razy siedem jest pięćdziesiąt sześć. Wówczas Lasse odwrócił się i spojrzał na niego tak srogo, że Bosse chciał się poprawić.
– Nie, oczywiście że nie – czterdzieści sześć.
Naprawdę to jest czterdzieści dziewięć, nawet ja to wiem, chociaż jeszcze nie zaczęliśmy się uczyć tabliczki mnożenia. Słyszałam jednak, jak mówiły to inne dzieci. Jest nas w całej szkole tylko dwadzieścia troje, więc siedzimy wszyscy w jednej klasie.
Gdy odśpiewaliśmy wszystkie piosenki, jakie umieliśmy, i „Czas kwitnienia, co nadchodzi”, pani powiedziała:
– Do widzenia, moje dzieci! Życzę wam bardzo wesołych wakacji!
Wówczas poczułam, jak gdyby coś we mnie podskoczyło w środku. My – wszystkie dzieci z Bullerbyn – miałyśmy dobre świadectwa. Porównywaliśmy je w drodze powrotnej. Świadectwo Bossego nie było specjalnie dobre, ale w każdym razie zupełnie możliwe.
Wieczorem graliśmy w dwa ognie na drodze. W pewnej chwili piłka wpadła między krzaki porzeczek. Pobiegłam prędko, żeby ją odszukać. I zgadnijcie, co tam znalazłam? Głęboko pod krzakiem porzeczek leżało jedenaście kurzych jaj. Ucieszyłam się okropnie. To jedna z naszych kur jest tak uparta i nie chce nieść się w kurniku. Znosi wszystkie jaja na dworze. Lasse, Bosse i ja szukaliśmy już od dawna, gdzie też ona znosi te swoje jaja. Lecz ta kura jest taka przebiegła i dobrze strzeże swej tajemnicy. Mamusia powiedziała nam, że dostaniemy pięć öre^() za każde jajko, które znajdziemy. Teraz zaś znalazłam jajek za całe pięćdziesiąt pięć öre. Piłki jednak nie znalazłam.
– Weźmiemy zamiast piłki jajka – powiedział Lasse. – Będzie z nich jajecznica dla całego Bullerbyn!
Ale ja zabrałam prędko jaja do fartuszka, zaniosłam je mamie i dostałam pięćdziesiąt pięć öre. Dałam wszystkim dzieciom po pięć öre, a resztę włożyłam do swojej skarbonki, którą zamykam na kluczyk. Kluczyk wisi na gwoździu głęboko w szafie.
Później Anna znalazła piłkę i graliśmy w dwa ognie przez kilka godzin. Spać poszliśmy o wiele później niż zwykle, ale to nie miało znaczenia, bo wakacje już się zaczęły i mogliśmy następnego dnia spać tak długo, jak tylko nam się chciało.
------------------------------------------------------------------------
^() Öre – drobna moneta szwedzka.PLEWIMY RZEPĘ I DOSTAJEMY MAŁEGO KOTKA
Później, gdy pomagałam plewić rzepę, dostałam więcej pieniędzy do mojej skarbonki. Rzepę plewią wszyscy – wszystkie dzieci w Bullerbyn. Właściwie Lasse, Bosse i ja powinniśmy plewić zagony należące do Zagrody Środkowej, Britta i Anna te, które należą do Zagrody Północnej, a Olle te, które należą do Południowej. My jednak pomagaliśmy sobie na wszystkich zagonach. Płacono nam za każdy opielony rządek – czterdzieści öre za długi i dwadzieścia öre za najkrótszy. Mieliśmy na sobie fartuchy z worków, żeby nas kolana nie bolały. Britta, Anna i ja miałyśmy chusteczki na głowach i wyglądałyśmy jak małe gosposie – tak powiedziała mama. Zabraliśmy z sobą blaszany dzbanek pełen soku, w razie gdyby nam się zachciało pić. Zachciało nam się pić dosłownie zaraz, więc wzięliśmy długie źdźbła słomy, położyliśmy się dookoła dzbanka i piliśmy. Bardzo przyjemnie było pić sok przez słomki, więc piliśmy i pili, aż w pewnej chwili okazało się, że soku już nie ma. Wtedy Lasse wziął dzbanek i pobiegł do źródła tuż obok, na pastwisku, i przyniósł nam wody, więc potem piliśmy wodę. Było to równie wesołe, lecz nie tak smaczne. W końcu Olle wyciągnął się jak długi na ziemi i powiedział:
– Słyszycie, jak we mnie bulgocze?
Miał pełno wody w żołądku. Wszyscy po kolei podchodzili do niego i słuchali, jak przy każdym ruchu woda w nim bulgocze.
Podczas pielenia grządek gawędziliśmy cały czas i opowiadaliśmy sobie bajki. Lasse próbował straszyć nas historią o duchach, ale historie o duchach wcale nie są straszne, gdy słońce świeci. Wówczas Lasse zaproponował, żebyśmy urządzili konkurs, kto najlepiej umie kląć. Na to jednak nie zgodziły się Britta i Anna, a i ja także, bo pani w szkole mówiła, że tylko głupi ludzie klną. Lasse próbował kląć po cichutku, sam dla siebie, ale widocznie mu nie szło, bo wkrótce przestał.
Najweselej było plewić pierwszego dnia. Potem stało się to już trochę nudne, lecz mimo to musieliśmy plewić dalej, bo wszystkie zagony trzeba było oczyścić z chwastów.
Pewnego dnia, zaledwie zabraliśmy się do roboty, Lasse powiedział do Ollego:
– Petruska saldo bumbum.
A Olle odpowiedział:
– Kolifink, kolifink.
A Bosse:
– Mojsi dojsi filibom ararat.
Zapytałyśmy ich, co to ma znaczyć, a Lasse odpowiedział, że jest to specjalny język, który tylko chłopcy rozumieją. Dla dziewczynek jest za trudny.
– Cha, cha! – śmiałyśmy się. – Sami tego nie rozumiecie!
– Oczywiście, że rozumiemy – zaprzeczył Lasse. – To, co powiedziałem na początku, znaczy: „Dziś jest ładna pogoda”, na co Olle odpowiedział: „Aha! rzeczywiście!”, a potem Bosse dodał: „Co za szczęście, że dziewczynki tego nie rozumieją”.
Mówili potem w tym swoim języku przez dłuższy czas, aż wreszcie Britta powiedziała, że my też mamy swój specjalny język, który tylko dziewczynki rozumieją, i zaczęłyśmy mówić tym językiem. Całe przedpołudnie plewiliśmy, rozmawiając swymi specjalnymi językami. Co prawda nie widziałam między nimi jakiejś różnicy, lecz Lasse powiedział, że nasz język brzmi głupio. Język chłopców jest o wiele lepszy, gdyż jest zbliżony do rosyjskiego – twierdził Lasse.
– Kolifink, kolifink – powiedział znów Olle.
Tylko tyle nauczyłyśmy się z języka chłopców, że wiedziałyśmy, iż oznacza to: „oczywiście, oczywiście”. Od tego też czasu Britta, Anna i ja nigdy nie nazywamy Ollego inaczej jak „Olle Kolifink”.
Pewnego popołudnia, właśnie gdy przerwaliśmy plewienie i usiedliśmy na stosie kamieni, by zjeść podwieczorek składający się z kanapki i kakao, niebo zrobiło się zupełnie ciemne i zaczęła się straszna burza. Grad padał tak gęsty, że utworzyły się prawdziwe zaspy, zupełnie jak w zimie. Zaczęliśmy czym prędzej uciekać. Byliśmy boso i okropnie marzły nam nogi.
– Biegnijmy do Kristin, do Zagajnika! – krzyknął Lasse.
Prawie zawsze robimy tak, jak chce Lasse, więc i teraz też tak zrobiliśmy. Kristin mieszkała opodal w małym czerwonym domku.
Pobiegliśmy więc do niej; na szczęście Kristin była w domu. Kristin jest bardzo stara i wygląda mniej więcej tak, jak przeważnie wyglądają babcie. I jest taka dobra. Często chodzę do niej.
– O moi kochani, najmilsi! – zawołała, załamując ręce. A potem zaraz dodała: – Ojej, jej! Biedne dzieciaki!
Rozpaliła duży ogień na kominku, mogliśmy więc zdjąć nasze przemoczone ubrania i ogrzać nogi przy ogniu. Potem upiekła nam wafli w szczypcach. Szczypce te trzymała nad ogniem. Ugotowała nam też kawy w imbryku, który stał na trójnogu w samym środku ogniska. Kristin ma trzy koty i jeden z nich miał właśnie kocięta. Leżały w koszyku, miauczały i były takie śliczne! Było ich cztery, a Kristin powiedziała nam, że zmuszona jest oddać wszystkie, prócz jednego, gdyż inaczej miałaby dom pełen kotów, przy czym dla niej samej nie starczyłoby w nim już miejsca.
– Och, czy nie moglibyśmy ich dostać?! – zawołała Anna.
Kristin powiedziała, że możemy, oczywiście, lecz nie była pewna, co powiedzą nasze mamy, gdy wrócimy do domu z kociętami.
– Wszyscy ludzie lubią chyba kocięta – powiedziała Britta.
Prosiliśmy więc i błagali, żeby przynajmniej wolno nam było wziąć je na próbę.
Kociąt wystarczyło akurat, by jeden mógł być w Zagrodzie Północnej i jeden w Środkowej, i jeden w Południowej. Kociątko dla nas wybrał Lasse. Było całe w cętki, z białą plamką na czole. Britta i Anna dostały zupełnie białego kotka, a kot Ollego był cały czarny.
Gdy nasze ubrania wyschły, poszliśmy z naszymi kociętami do domu. Cieszę się, że mamie kotków został choć jeden kotek. W przeciwnym razie nie miałaby zupełnie dzieci.
Nazwaliśmy naszego kotka Mruczkiem. Britta i Anna nazwały swego Puszkiem, a Olle swego – Malkolmem. Żadna z mamuś nie powiedziała nic, gdy przyszliśmy do domu z kociętami – WOLNO nam więc było je mieć.
Bawiłam się świetnie z Mruczkiem. Przywiązywałam kulkę z papieru do sznurka i biegałam z tym w kółko, a Mruczek biegał za mną i starał się schwytać papier. Lasse i Bosse bawili się z nim też z początku, lecz wkrótce im się sprzykrzyło. To ja musiałam dbać o to, żeby Mruczek dostał jeść. Pił mleko ze spodeczka w kuchni. Nie pił tak, jak piją ludzie, ale wysuwał różowy języczek i wlizywał w siebie mleko. Przygotowałam mu koszyczek do spania. Zrobiłam mu w nim bardzo mięciutkie posłanie. Czasami puszczaliśmy Mruczka, Puszka i Malkolma na trawnik, żeby się mogli razem pobawić. Byli przecież rodzeństwem i z pewnością chcieli się ze sobą widywać.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia. Mam siedem lat i wkrótce skończę osiem. Czasem mama mówi:
– Jesteś dużą córeczką mamy, możesz więc chyba dzisiaj wytrzeć naczynia...
Czasem zaś Lasse i Bosse mówią:
– Takie brzdące nie mogą się z nami bawić w Indian. Jesteś za mała!
Dlatego też zastanawiam się, czy właściwie jestem mała, czy duża. Jeśli jedni uważają, że jestem duża, a drudzy, że jestem mała, to pewno jestem w sam raz.
Lasse i Bosse to moi bracia. Lasse ma dziewięć lat, a Bosse osiem. Lasse jest bardzo silny i umie biegać o wiele szybciej ode mnie. Lecz ja umiem biegać tak szybko jak Bosse. Czasem, gdy chłopcy nie chcą, żebym szła z nimi, Lasse przytrzymuje mnie przez chwilę, gdy tymczasem Bosse biegnie naprzód. Potem Lasse puszcza mnie i leci jak strzała.
Siostry nie mam. To wielka szkoda. Chłopcy są tacy nieznośni! Mieszkamy w zagrodzie, która nazywa się Środkowa. Nazywa się tak dlatego, że leży pomiędzy dwiema innymi. Tamte zagrody nazywają się Północna i Południowa. Wszystkie trzy położone są obok siebie. Jak na rysunku.
To niezupełnie tak wygląda w rzeczywistości, ale to dlatego, że nie umiem zbyt dobrze rysować.
W Zagrodzie Południowej mieszka chłopiec, który ma na imię Olle. On nie ma wcale rodzeństwa. Lecz bawi się z Lassem i Bossem. Ma osiem lat i też bardzo prędko biega. Natomiast w Zagrodzie Północnej mieszkają dziewczynki. Dwie. Co za szczęście, że i one nie są chłopcami! Nazywają się Britta i Anna. Britta ma dziewięć lat, a Anna tyle co ja. Obie lubię jednakowo. Może tylko trochę bardziej Annę.
Więcej dzieci nie ma już w Bullerbyn. Tak się nazywa ta wioska. Jest to bardzo mała wioska, tylko trzy zagrody: Północna, Środkowa i Południowa. I tylko sześcioro dzieci: Lasse i Bosse, i ja, i Olle, i Britta, i Anna.TRUDNO WYTRZYMAĆ Z BRAĆMI
Dawniej Lasse, Bosse i ja mieszkaliśmy w jednym pokoju. Na poddaszu na prawo, tuż koło strychu. Teraz mieszkam na lewo, na poddaszu, w pokoju, w którym dawniej mieszkała babcia. O tym jednak opowiem później.
Czasem jest bardzo wesoło mieszkać w tym samym pokoju co bracia. Ale tylko czasem. Wesoło było, gdy leżąc w łóżku wieczorem, opowiadaliśmy sobie historie o duchach. Chociaż było to nieraz trochę straszne. Lasse umie opowiadać tak okropne historie o duchach, że muszę potem długi, długi czas leżeć z głową pod kołdrą. Bosse nie opowiada historii o duchach. Tylko o przygodach, w których weźmie udział, gdy będzie duży. Wtedy pojedzie do Ameryki, gdzie są Indianie, i zostanie wodzem indiańskim.
Pewnego wieczoru, gdy Lasse opowiadał przerażającą historię o duchu, który krążył po domu i przestawiał wszystkie meble, ogarnął mnie taki strach, iż myślałam, że umrę. W pokoju było niemal zupełnie ciemno, moje łóżko stało daleko od łóżek Lassego i Bossego i – wyobraźcie sobie – nagle jedno z krzeseł zaczęło skakać tam i z powrotem. Myślałam, że to ten duch przyszedł, żeby również i u nas w domu poprzestawiać meble, i krzyknęłam, jak mogłam najgłośniej. Wówczas usłyszałam, że Lasse i Bosse chichoczą w swoich łóżkach. Wyobraźcie sobie – przywiązali sznurki do krzesła, leżeli, każdy w swoim łóżku, i tak ciągnęli za sznurki, aż krzesło skakało. Widzicie, jacy oni są! Z początku byłam zła, ale potem nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Gdy się mieszka w jednym pokoju z braćmi, a bracia są w dodatku więksi, nigdy nie można o niczym samej postanowić. To Lasse zawsze zarządzał, kiedy należy gasić światło wieczorem. Gdy chciałam poczytać w łóżku „Wiosnę Szwecji”^(), Lasse chciał, żebyśmy właśnie zgasili i opowiadali sobie historie o duchach. Jeśli natomiast ja byłam senna i chciałam, żeby światło było zgaszone, to Lasse i Bosse chcieli grać w łóżku w wilka i owce.
Lasse może zawsze, leżąc w łóżku, zgasić lampę, kiedy tylko zechce. Do wyłącznika przymocował kawałek tektury i przywiązał do niej sznurek sięgający aż do jego łóżka. Jest to bardzo sprytne urządzenie, którego nie mogę dokładnie opisać, ponieważ nie mam zamiaru zostać inżynierem majster-klepką, gdy dorosnę. Lasse mówi, że będzie inżynierem. Nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale Lasse mówi, że to coś bardzo ciekawego i że trzeba umieć zakładać tekturę na wyłącznik, jeśli się ma zostać inżynierem. Bosse będzie wodzem Indian. Przynajmniej dawniej zawsze tak mówił. Słyszałam bowiem któregoś dnia, jak mówił, że będzie maszynistą, więc może się rozmyślił. Ja jeszcze nie wiem na pewno, kim będę. Może mamą. Bo bardzo lubię małe, malutkie dzieci. Mam siedem lalek, dla których jestem mamą. Niedługo będę za duża, żeby się bawić lalkami. Och, jakie to będzie nudne być dużą!
Moja najładniejsza lalka nazywa się Bella. Ma niebieskie oczy i jasne, wijące się loczki. Leży w łóżku dla lalek pod różową kołderką i prześcieradłami, które mama uszyła. Pewnego razu, gdy przyszłam, aby wziąć Bellę z łóżka, miała wąsy i bródkę. To Lasse i Bosse namalowali je kawałkiem węgla. Cieszę się, że już nie mieszkam z nimi w jednym pokoju!
Gdy się wychylić z okna w pokoju moich braci, można zajrzeć prosto do pokoju Ollego. On też mieszka w pokoju na poddaszu, a Zagrody Środkowa i Południowa położone są bliziutko jedna drugiej. Wygląda to tak, jak gdyby domki pchały się jeden na drugi – mówi tatuś. Tatuś uważa, że ci, którzy je budowali, powinni byli od razu zostawić trochę więcej miejsca pomiędzy nimi. Lasse, Bosse i Olle jednak uważają, że dobrze jest tak, jak jest. Pomiędzy Zagrodą Środkową a Południową jest płot, a pośrodku płotu stoi ogromne drzewo. Tatuś mówi, że to lipa. Gałęzie tej lipy sięgają od okien Lassego i Bossego aż do okna Ollego. Gdy Lasse, Bosse i Olle pragną odwiedzić się nawzajem, to przełażą tylko do siebie po gałęziach lipy. Idzie to znacznie prędzej, niż gdyby musieli zbiegać na dół po schodach, wychodzić przez jedną furtkę, wpadać przez następną i znów pędzić na górę po schodach. Pewnego razu nasz tatuś i tatuś Ollego postanowili zrąbać lipę, ponieważ zupełnie zacieniała pokoje. Wtedy jednak Lasse, Bosse i Olle okropnie błagali, żeby lipa została. I została. I stoi po dziś dzień.
------------------------------------------------------------------------
^() „Wiosna Szwecji” – czasopismo dla dzieci.MOJE NAJPRZYJEMNIEJSZE URODZINY
Uważam, że dzień moich urodzin i wieczór wigilijny to dwa najprzyjemniejsze dni w ciągu całego roku. Najmilej wspominam ten dzień, gdy skończyłam siedem lat.
A było to tak:
Obudziłam się wcześnie. Mieszkałam wtedy jeszcze we wspólnym pokoju z Lassem i Bossem. Moje łóżko trzeszczy, więc wierciłam się w nim i przewracałam wiele, wiele razy, żeby trzeszczało jak najgłośniej i żeby chłopcy się obudzili. Nie mogłam na nich zawołać, bo gdy się ma urodziny, trzeba udawać, że się śpi, aż inni przyjdą składać życzenia. Oni jednak spali w najlepsze, zamiast pomyśleć o złożeniu mi życzeń. Trzeszczałam tak przeraźliwie łóżkiem, że w końcu Bosse obudził się, usiadł na swoim łóżku i zaczął drapać się w głowę. Zbudził szybko Lassego, po czym wymknęli się obaj na strych i zbiegli na dół po schodach. Słyszałam, jak mama brzęka filiżankami w kuchni, i ledwo mogłam uleżeć w łóżku z przejęcia.
W końcu usłyszałam kroki na schodach i wówczas zacisnęłam oczy tak mocno, jak tylko mogłam. Wtedy – stuk – i drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła mama i tatuś, i Lasse, i Bosse, i Agda, która jest naszą służącą. Mama niosła tacę. Stała na niej filiżanka czekolady, wazonik z kwiatkami, tort z rodzynkami, posypany cukrem, ze zrobionym z lukru napisem „Lisa 7 lat”. Upiekła go Agda. Nie było jednak żadnych prezentów i zaczęłam już myśleć, że to jakieś dziwne urodziny. Wtedy tatuś powiedział:
– Wypij czekoladę, to pójdziemy poszukać, może gdzieś znajdzie się jakiś prezent dla ciebie.
Wówczas zrozumiałam, że chodzi o jakąś niespodziankę, i wypiłam czekoladę, jak mogłam najszybciej. Wtedy mama zawiązała mi oczy ręcznikiem, tatuś zakręcił mną w kółko i zaniósł mnie gdzieś, ale nie wiem gdzie, bo nic nie widziałam. Słyszałam, że Lasse i Bosse biegną obok, i czułam to także, bo od czasu do czasu chwytali mnie za palce u nóg i wołali:
– Zgadnij, gdzie jesteś!
Tatuś zszedł ze mną po schodach, raz i drugi zakręcił, aż w pewnej chwili poczułam, że jesteśmy na dworze, a po chwili szliśmy znów w górę po schodach. W końcu mama zdjęła mi ręcznik z oczu. Znajdowaliśmy się w pokoju, którego nigdy przedtem nie widziałam. Przynajmniej zdawało mi się, że nie widziałam go nigdy przedtem. Kiedy jednak wyjrzałam przez okno, zobaczyłam tuż obok poddasze Zagrody Północnej. W oknie stały Britta i Anna i machały do mnie rękoma. Dopiero wtedy zrozumiałam, że znajduję się w pokoju babci i że tatuś niósł mnie tak długo, żeby mnie zmylić. Babcia mieszkała u nas, gdy byłam mała, ale przed paru laty przeniosła się do cioci Fridy. Od tego czasu w pokoju tym stały krosna mamy i leżały w nim sterty gałganków, z których robiła chodniki. Teraz jednak nie było tam ani krosien, ani gałganków.
Teraz pokój był tak piękny, że myślałam, że stało się to chyba za sprawą jakiegoś dobrego trolla^(). Mama powiedziała, że tak, przychodził tu troll. Trollem tym był tatuś, który wyczarował dla mnie ten pokoik. Ma on być zupełnie mój własny i to jest mój prezent urodzinowy. Ucieszyłam się tak bardzo, że zaczęłam głośno wykrzykiwać, iż jest to najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostałam.
Tatuś powiedział, że mama też pomagała w tych czarach. Tatuś wyczarował prześliczne tapety z masą małych, malutkich bukiecików kwiatów, a mamusia firanki na okno.
Tatuś wieczorami wyczarowywał dla mnie w warsztacie stolarskim komodę i okrągły stolik, i półeczkę, i trzy krzesła, i wszystko to pomalował na biało. Mama zaś wyczarowała z gałganków dywaniki w czerwone, żółte, zielone i czarne paski. Widziałam sama, jak tkała je w zimie, ale nie mogłam przecież przypuszczać, że to ja je dostanę. Widziałam też, jak tatuś robił meble, ale tatuś zawsze w zimie zajmuje się stolarką i robi coś dla ludzi, którzy sami nie znają się na stolarce, więc nie wiedziałam, że robi je dla mnie.
Lasse i Bosse przeciągnęli zaraz moje łóżko przez strych do mego nowego pokoju, przy czym Lasse powiedział:
– Będziemy jednak po dawnemu przychodzić do ciebie wieczorem i opowiadać ci historie o duchach.
Ja zaś pobiegłam do pokoju chłopców i zabrałam swoje lalki. Mam cztery małe laleczki i trzy duże. Są to wszystkie lalki, jakie w ogóle dostałam w swym życiu. Małym lalkom urządziłam piękny pokój na półce. Najpierw rozłożyłam tam czerwoną szmatkę jako dywanik, a potem wstawiłam moje małe, śliczne mebelki, które dostałam na Gwiazdkę od babci, i w końcu zaś małe laleczki w łóżeczkach.
Dostały więc swój własny pokój tak jak ja, chociaż to nie były ich urodziny. Duże łóżeczko – to, w którym leżała Bella – postawiłam w kąciku, tuż koło mego własnego łóżka, a wózek dla lalek, w którym spali Hans i Greta, w drugim rogu pokoju. Ach, jakże pięknie było u mnie!
Potem znów pobiegłam do pokoju Lassego i Bossego i przyniosłam wszystkie pudełka i rzeczy, które miałam w komodzie chłopców.
– Wspaniale – powiedział Bosse – teraz będę miał trochę więcej miejsca na moje ptasie jaja!
Mam trzynaście książek – są to moje własne książki. Ułożyłam je również na półce i wszystkie numery „Wiosny Szwecji”, i pudełka, w których chowam zakładki do książek. Mam bardzo dużo zakładek. Zamieniamy się nimi w szkole. Mam jednak dwadzieścia takich, których nie zamienię za nic na świecie. Na najładniejszej jest duży anioł ze skrzydłami w różowej sukni. Wszystko to zmieściło się na mojej półce. To był bardzo przyjemny dzień!
------------------------------------------------------------------------
^() Troll – istota fantastyczna, występująca w baśniach szwedzkich, podobna do krasnoludka, ale złośliwa i brzydka.DALSZE PRZYJEMNOŚCI W DNIU URODZIN
Miałam jeszcze więcej przyjemności tego dnia. Po południu zaprosiłam na podwieczorek wszystkie dzieci z Bullerbyn – no tak, jest nas przecież tylko sześcioro. Tyle właśnie miejsc było przy okrągłym stoliku w moim własnym pokoju. Dostaliśmy soku malinowego i po kawałku tortu, na którym był napis „Lisa 7 lat”, i dwa rodzaje ciasteczek, które również upiekła Agda. Dostałam prezenty od Britty, Anny i Ollego. Od Britty i Anny książkę z bajkami, a od Ollego torcik czekoladowy. Olle siedział koło mnie, a Lasse i Bosse drażnili się ze mną i mówili:
– Narzeczony i narzeczona, narzeczony i narzeczona!
Mówią tak dlatego, że Olle nie jest takim głupim chłopcem, który się nie chce bawić z dziewczynkami. Nic sobie z tego nie robi, gdy zaczynają się z nim drażnić, i bawi się i z chłopcami, i z dziewczynkami. Lasse i Bosse zresztą też chcą się bawić z dziewczynkami, chociaż udają, że nie chcą. Gdy jest tylko sześcioro dzieci w wiosce, muszą bawić się ze sobą bez względu na to, czy są chłopcami, czy dziewczynkami. Niemal wszystkie zabawy stają się weselsze, gdy się bawi w szóstkę, niż gdy się bawi w trójkę.
Po pewnym czasie chłopcy poszli obejrzeć ptasie jajka Bossego, a Britta, Anna i ja bawiłyśmy się moimi lalkami.
Miałam w kieszeni długi, długi sznurek. Gdy go wyciągnęłam i zobaczyłam, że jest tak długi, przyszło mi na myśl, że mogłybyśmy sobie urządzić wspaniałą zabawę. Gdybyśmy znalazły jeszcze jeden równie długi sznurek, wówczas wystarczyłoby go do przeciągnięcia aż do okna Britty i Anny w Zagrodzie Północnej. Wówczas mogłybyśmy pisać do siebie listy i posyłać je w pudełku od cygar. Ach, jakże spieszyłyśmy się, by to wypróbować! Poszło świetnie. Britta i Anna pobiegły do siebie, a potem siedziałyśmy długi czas i posyłałyśmy do siebie tam i z powrotem listy. Wesoło było przyglądać się, jak pudełko zjeżdża po sznurku. Z początku pisałyśmy tylko: „Jak się czujesz? Ja czuję się dobrze”. Lecz później bawiłyśmy się, że jesteśmy księżniczkami, które siedzą uwięzione w dwóch zamkach i nie mogą wyjść, gdyż na straży stoją smoki. Wtedy Britta i Anna pisały do mnie: „Nasz smok jest okropny. Jaki jest twój? Księżniczka Britta i księżniczka Anna”.
Ja zaś odpisywałam: „Mój smok też jest okropny. Gryzie mnie, gdy próbuję wyjść. Jak to dobrze, że przynajmniej możemy do siebie pisać. Księżniczka Lisa”.
Po chwili mama zawołała mnie, żebym pobiegła coś dla niej załatwić, a w czasie gdy mnie nie było, przyszli do mego pokoju Lasse i Bosse i zobaczyli listy. Lasse wysłał zaraz w pudełku list, w którym było napisane:
„Księżniczka Lisa poszła, ponieważ musiała wytrzeć nos. Jest tu jednak cała masa książąt. Książę Lars, Aleksander, Napoleon”.
Britta i Anna były zdania, że to jest głupie!
W każdym razie dobrze się złożyło, że mój pokój wychodzi na Zagrodę Północną. Często bowiem Britta, Anna i ja posyłamy do siebie listy. W zimie, gdy jest ciemno, nie udaje się to tak dobrze. Wtedy jednak dajemy sobie znaki latarkami. Gdy błysnę trzy razy latarką, oznacza to: „Przyjdź do mnie zaraz! Mam ci coś do powiedzenia”.
Mama powiedziała, że muszę utrzymywać pokój w wielkim porządku. Staram się więc o to, jak tylko mogę. Czasami robię wielkie porządki. Wtedy wyrzucam wszystkie dywaniki szmaciane przez okno, a Agda pomaga mi je trzepać. Mam własną małą trzepaczkę, której używam do trzepania dywaników. Czyszczę klamki, ścieram kurze, wstawiam świeże kwiaty do wazoników, ścielę łóżka lalek i poprawiam pościel w wózku. Czasem zapominam sprzątnąć. Wtedy mama mówi, że jestem nieporządziuch.LEKCJE SIĘ SKOŃCZYŁY!
Wesoło jest, gdy nadchodzi lato. Wszystko jest wesołe, począwszy od tego, że kończą się lekcje w szkole. Ja dopiero raz jeden byłam egzaminowana. Wesoło zrobiło się już na dzień przed egzaminem. Tego dnia pięknie przybraliśmy naszą klasę kwiatami i gałązkami. My – wszystkie dzieci z Bullerbyn – poszliśmy nałamać gałązek brzeziny i narwać kwiatów. Do szkoły mamy daleko, bo nasza szkoła znajduje się w innej wiosce. Wioska ta nazywa się Wielka Wieś. U nas nie może być przecież osobnej szkoły tylko dla sześciorga dzieci. Gdy doszliśmy na miejsce, kwiaty zwiędły już trochę, chociaż niezupełnie. Ale jak włożyliśmy je do wody, zrobiły się znów ładne. Po obu stronach tablicy umieściliśmy szwedzkie chorągiewki, dokoła girlandę z gałązek brzozowych i wszędzie dużo kwiatów. W całej klasie pachniało prześlicznie.
Gdy skończyliśmy przybieranie klasy, przećwiczyliśmy piosenki, które mieliśmy śpiewać na egzaminie: „Hej, wzywa cię blask słońca” i „Czy myślisz, że jestem zgubiony bez twej przychylności”. Jedna dziewczynka, która nazywa się Ulla, śpiewała tak: „Czy myślisz, że jestem zgubiony przy tej sposobności”. Myślała, że tak jest w piosence. To doprawdy szczęście, że pani zdążyła jej powiedzieć, jakie naprawdę są słowa, i że śpiewała dobrze na egzaminie!
Gdy wracaliśmy potem do domu, była przepiękna pogoda. My, dzieci z Bullerbyn, szłyśmy wszystkie razem, lecz nasz powrót do domu trwał bardzo długo. Lasse powiedział, że wolno nam iść tylko po kamieniach leżących na skraju drogi.
Potem bawiliśmy się w taką zabawę: że ten, kto będzie szedł po ziemi, a nie po kamieniach, będzie na niby martwy. W pewnej chwili Olle zaczął iść po ziemi, a wtedy Bosse krzyknął:
– Jesteś nieżywy!
– Wcale nie jestem nieżywy! – zawołał Olle. – Spójrzcie tylko, jaki jestem żywy – i zaczął wymachiwać rękoma i wywijać nogami. Śmieliśmy się wszyscy z niego.
Potem szliśmy po płotku, a Lasse spytał:
– Kto to wymyślił, że można chodzić tylko po drodze, jak myślicie?
Britta odpowiedziała, że z pewnością musiał to wymyślić jakiś dorosły człowiek.
– Najprawdopodobniej – zgodził się z nią Lasse.
Szliśmy po płotku bardzo długo i było nam tak wesoło, że pomyślałam sobie, że nigdy już nie będę chodziła drogą. Jakiś staruszek nadjechał na wózku mleczarskim i zawołał:
– Cóż to za gawrony chodzą po ogrodzeniu?
Następnego dnia, gdy szliśmy na egzamin, nie mogliśmy już jednak iść po ogrodzeniu, gdyż byliśmy bardzo pięknie ubrani. Ja miałam nowiutką sukienkę w czerwone kropki, a Britta i Anna miały niebieskie sukienki z falbankami. Miałyśmy też nowe wstążki i nowe buciki.
Bardzo wielu rodziców siedziało w klasie i przysłuchiwało się egzaminom. Ja odpowiedziałam na wszystkie pytania, ale Bosse powiedział, że siedem razy siedem jest pięćdziesiąt sześć. Wówczas Lasse odwrócił się i spojrzał na niego tak srogo, że Bosse chciał się poprawić.
– Nie, oczywiście że nie – czterdzieści sześć.
Naprawdę to jest czterdzieści dziewięć, nawet ja to wiem, chociaż jeszcze nie zaczęliśmy się uczyć tabliczki mnożenia. Słyszałam jednak, jak mówiły to inne dzieci. Jest nas w całej szkole tylko dwadzieścia troje, więc siedzimy wszyscy w jednej klasie.
Gdy odśpiewaliśmy wszystkie piosenki, jakie umieliśmy, i „Czas kwitnienia, co nadchodzi”, pani powiedziała:
– Do widzenia, moje dzieci! Życzę wam bardzo wesołych wakacji!
Wówczas poczułam, jak gdyby coś we mnie podskoczyło w środku. My – wszystkie dzieci z Bullerbyn – miałyśmy dobre świadectwa. Porównywaliśmy je w drodze powrotnej. Świadectwo Bossego nie było specjalnie dobre, ale w każdym razie zupełnie możliwe.
Wieczorem graliśmy w dwa ognie na drodze. W pewnej chwili piłka wpadła między krzaki porzeczek. Pobiegłam prędko, żeby ją odszukać. I zgadnijcie, co tam znalazłam? Głęboko pod krzakiem porzeczek leżało jedenaście kurzych jaj. Ucieszyłam się okropnie. To jedna z naszych kur jest tak uparta i nie chce nieść się w kurniku. Znosi wszystkie jaja na dworze. Lasse, Bosse i ja szukaliśmy już od dawna, gdzie też ona znosi te swoje jaja. Lecz ta kura jest taka przebiegła i dobrze strzeże swej tajemnicy. Mamusia powiedziała nam, że dostaniemy pięć öre^() za każde jajko, które znajdziemy. Teraz zaś znalazłam jajek za całe pięćdziesiąt pięć öre. Piłki jednak nie znalazłam.
– Weźmiemy zamiast piłki jajka – powiedział Lasse. – Będzie z nich jajecznica dla całego Bullerbyn!
Ale ja zabrałam prędko jaja do fartuszka, zaniosłam je mamie i dostałam pięćdziesiąt pięć öre. Dałam wszystkim dzieciom po pięć öre, a resztę włożyłam do swojej skarbonki, którą zamykam na kluczyk. Kluczyk wisi na gwoździu głęboko w szafie.
Później Anna znalazła piłkę i graliśmy w dwa ognie przez kilka godzin. Spać poszliśmy o wiele później niż zwykle, ale to nie miało znaczenia, bo wakacje już się zaczęły i mogliśmy następnego dnia spać tak długo, jak tylko nam się chciało.
------------------------------------------------------------------------
^() Öre – drobna moneta szwedzka.PLEWIMY RZEPĘ I DOSTAJEMY MAŁEGO KOTKA
Później, gdy pomagałam plewić rzepę, dostałam więcej pieniędzy do mojej skarbonki. Rzepę plewią wszyscy – wszystkie dzieci w Bullerbyn. Właściwie Lasse, Bosse i ja powinniśmy plewić zagony należące do Zagrody Środkowej, Britta i Anna te, które należą do Zagrody Północnej, a Olle te, które należą do Południowej. My jednak pomagaliśmy sobie na wszystkich zagonach. Płacono nam za każdy opielony rządek – czterdzieści öre za długi i dwadzieścia öre za najkrótszy. Mieliśmy na sobie fartuchy z worków, żeby nas kolana nie bolały. Britta, Anna i ja miałyśmy chusteczki na głowach i wyglądałyśmy jak małe gosposie – tak powiedziała mama. Zabraliśmy z sobą blaszany dzbanek pełen soku, w razie gdyby nam się zachciało pić. Zachciało nam się pić dosłownie zaraz, więc wzięliśmy długie źdźbła słomy, położyliśmy się dookoła dzbanka i piliśmy. Bardzo przyjemnie było pić sok przez słomki, więc piliśmy i pili, aż w pewnej chwili okazało się, że soku już nie ma. Wtedy Lasse wziął dzbanek i pobiegł do źródła tuż obok, na pastwisku, i przyniósł nam wody, więc potem piliśmy wodę. Było to równie wesołe, lecz nie tak smaczne. W końcu Olle wyciągnął się jak długi na ziemi i powiedział:
– Słyszycie, jak we mnie bulgocze?
Miał pełno wody w żołądku. Wszyscy po kolei podchodzili do niego i słuchali, jak przy każdym ruchu woda w nim bulgocze.
Podczas pielenia grządek gawędziliśmy cały czas i opowiadaliśmy sobie bajki. Lasse próbował straszyć nas historią o duchach, ale historie o duchach wcale nie są straszne, gdy słońce świeci. Wówczas Lasse zaproponował, żebyśmy urządzili konkurs, kto najlepiej umie kląć. Na to jednak nie zgodziły się Britta i Anna, a i ja także, bo pani w szkole mówiła, że tylko głupi ludzie klną. Lasse próbował kląć po cichutku, sam dla siebie, ale widocznie mu nie szło, bo wkrótce przestał.
Najweselej było plewić pierwszego dnia. Potem stało się to już trochę nudne, lecz mimo to musieliśmy plewić dalej, bo wszystkie zagony trzeba było oczyścić z chwastów.
Pewnego dnia, zaledwie zabraliśmy się do roboty, Lasse powiedział do Ollego:
– Petruska saldo bumbum.
A Olle odpowiedział:
– Kolifink, kolifink.
A Bosse:
– Mojsi dojsi filibom ararat.
Zapytałyśmy ich, co to ma znaczyć, a Lasse odpowiedział, że jest to specjalny język, który tylko chłopcy rozumieją. Dla dziewczynek jest za trudny.
– Cha, cha! – śmiałyśmy się. – Sami tego nie rozumiecie!
– Oczywiście, że rozumiemy – zaprzeczył Lasse. – To, co powiedziałem na początku, znaczy: „Dziś jest ładna pogoda”, na co Olle odpowiedział: „Aha! rzeczywiście!”, a potem Bosse dodał: „Co za szczęście, że dziewczynki tego nie rozumieją”.
Mówili potem w tym swoim języku przez dłuższy czas, aż wreszcie Britta powiedziała, że my też mamy swój specjalny język, który tylko dziewczynki rozumieją, i zaczęłyśmy mówić tym językiem. Całe przedpołudnie plewiliśmy, rozmawiając swymi specjalnymi językami. Co prawda nie widziałam między nimi jakiejś różnicy, lecz Lasse powiedział, że nasz język brzmi głupio. Język chłopców jest o wiele lepszy, gdyż jest zbliżony do rosyjskiego – twierdził Lasse.
– Kolifink, kolifink – powiedział znów Olle.
Tylko tyle nauczyłyśmy się z języka chłopców, że wiedziałyśmy, iż oznacza to: „oczywiście, oczywiście”. Od tego też czasu Britta, Anna i ja nigdy nie nazywamy Ollego inaczej jak „Olle Kolifink”.
Pewnego popołudnia, właśnie gdy przerwaliśmy plewienie i usiedliśmy na stosie kamieni, by zjeść podwieczorek składający się z kanapki i kakao, niebo zrobiło się zupełnie ciemne i zaczęła się straszna burza. Grad padał tak gęsty, że utworzyły się prawdziwe zaspy, zupełnie jak w zimie. Zaczęliśmy czym prędzej uciekać. Byliśmy boso i okropnie marzły nam nogi.
– Biegnijmy do Kristin, do Zagajnika! – krzyknął Lasse.
Prawie zawsze robimy tak, jak chce Lasse, więc i teraz też tak zrobiliśmy. Kristin mieszkała opodal w małym czerwonym domku.
Pobiegliśmy więc do niej; na szczęście Kristin była w domu. Kristin jest bardzo stara i wygląda mniej więcej tak, jak przeważnie wyglądają babcie. I jest taka dobra. Często chodzę do niej.
– O moi kochani, najmilsi! – zawołała, załamując ręce. A potem zaraz dodała: – Ojej, jej! Biedne dzieciaki!
Rozpaliła duży ogień na kominku, mogliśmy więc zdjąć nasze przemoczone ubrania i ogrzać nogi przy ogniu. Potem upiekła nam wafli w szczypcach. Szczypce te trzymała nad ogniem. Ugotowała nam też kawy w imbryku, który stał na trójnogu w samym środku ogniska. Kristin ma trzy koty i jeden z nich miał właśnie kocięta. Leżały w koszyku, miauczały i były takie śliczne! Było ich cztery, a Kristin powiedziała nam, że zmuszona jest oddać wszystkie, prócz jednego, gdyż inaczej miałaby dom pełen kotów, przy czym dla niej samej nie starczyłoby w nim już miejsca.
– Och, czy nie moglibyśmy ich dostać?! – zawołała Anna.
Kristin powiedziała, że możemy, oczywiście, lecz nie była pewna, co powiedzą nasze mamy, gdy wrócimy do domu z kociętami.
– Wszyscy ludzie lubią chyba kocięta – powiedziała Britta.
Prosiliśmy więc i błagali, żeby przynajmniej wolno nam było wziąć je na próbę.
Kociąt wystarczyło akurat, by jeden mógł być w Zagrodzie Północnej i jeden w Środkowej, i jeden w Południowej. Kociątko dla nas wybrał Lasse. Było całe w cętki, z białą plamką na czole. Britta i Anna dostały zupełnie białego kotka, a kot Ollego był cały czarny.
Gdy nasze ubrania wyschły, poszliśmy z naszymi kociętami do domu. Cieszę się, że mamie kotków został choć jeden kotek. W przeciwnym razie nie miałaby zupełnie dzieci.
Nazwaliśmy naszego kotka Mruczkiem. Britta i Anna nazwały swego Puszkiem, a Olle swego – Malkolmem. Żadna z mamuś nie powiedziała nic, gdy przyszliśmy do domu z kociętami – WOLNO nam więc było je mieć.
Bawiłam się świetnie z Mruczkiem. Przywiązywałam kulkę z papieru do sznurka i biegałam z tym w kółko, a Mruczek biegał za mną i starał się schwytać papier. Lasse i Bosse bawili się z nim też z początku, lecz wkrótce im się sprzykrzyło. To ja musiałam dbać o to, żeby Mruczek dostał jeść. Pił mleko ze spodeczka w kuchni. Nie pił tak, jak piją ludzie, ale wysuwał różowy języczek i wlizywał w siebie mleko. Przygotowałam mu koszyczek do spania. Zrobiłam mu w nim bardzo mięciutkie posłanie. Czasami puszczaliśmy Mruczka, Puszka i Malkolma na trawnik, żeby się mogli razem pobawić. Byli przecież rodzeństwem i z pewnością chcieli się ze sobą widywać.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
więcej..