Dziecko od A do Z - ebook
Dziecko od A do Z - ebook
Smoczek czy kciuk? Stałe pokarmy wcześniej czy później? Kiedy na nocnik, kiedy do własnego łóżka i kiedy wreszcie zacznie przesypiać noc?! Odwieczne pytania stawiane każdego dnia (i nocy) przez rodziców. Do tego nowsze zagadnienia: szczepienia, chodziki, alergie. I te najnowsze: czas spędzany przed ekranem i prezentowanie dzieci w mediach społecznościowych. Jak się w tym wszystkim połapać, co wybrać, jaką podjąć decyzję?
Sprawdźmy, co o tym mówi nauka!
Współautorka bestsellerów dla rodziców i wieloletnia współpracowniczka Daniela J. Siegela zaprzęgła badania naukowe do poszukiwania odpowiedzi na aż 60 nurtujących rodziców zagadnień. Nie musisz już słuchać sprzecznych rad i docierać na krańce internetu, aby dokonywać słusznych wyborów.
Każdy problem omówiony jest w jasny i przejrzysty sposób: otrzymujemy dwa punkty widzenia na dany temat, zwięzłe informacje naukowe i podsumowanie. Jeśli nauka nie wypowiada się jednoznacznie, autorka pomaga podjąć taką decyzję, aby jak najlepiej pasowała do konkretnego dziecka i konkretnej rodziny.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67555-55-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy wracam pamięcią do początków tej książki, przychodzą mi na myśl dwa obrazy.
Na pierwszym widzę pielęgniarkę neonatologiczną w średnim wieku, w szpitalnej zieleni, która mierzy mi ciśnienie zaledwie parę godzin po narodzinach mojego pierwszego dziecka. Nie dawałam tej kobiecie spokoju, zamęczając ją pytaniami o całą masę spraw, jakie frapują świeżo upieczone matki. Dlaczego maluch nie przystawia się do piersi? Czy mogę położyć go obok siebie, kiedy śpi? Czy kiedy wrócimy do domu, psu wolno będzie drzemać obok kołyski? W końcu, po pytaniu o wpływ smoczka na zaburzenia wzorców ssania, zatrzymała mnie gestem otwartej dłoni. Nie odrywając wzroku od ciśnieniomierza, odparła beznamiętnie, akcentem z zachodniego Teksasu: „Posłuchaj, kotku. Chłopak będzie żył, niezależnie od tego, co postanowisz w każdej z tych kwestii”.
Zapewne miała dobre intencje i chciała mnie w ten sposób uspokoić, jednak patrzyłam na nią w osłupieniu. Nie odezwałam się ani słowem, ale dobrze pamiętam, co sobie wtedy pomyślałam. „Przecież nie o to mi chodzi! B ę d z i e ż y ł? Mam ambicje na więcej!”.
Nie do końca wiedziałam, co to właściwie znaczy. Pragnęłam tylko wspierać rozwój dziecka w taki sposób, by było szczęśliwe i zdrowe, zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym. Chciałam, aby kochało życie, umiało budować wartościowe relacje i pozostawiło swój ślad w świecie. Tamta przepracowana pielęgniarka w gruncie rzeczy pewnie wcale nie sądziła, że jedynym zadaniem rodzica jest dopilnować, aby niemowlak dotrwał do dorosłości w możliwie jednym kawałku. A jednak jej komentarz sprawił, że wyruszyłam w długą myślową eskapadę, która doprowadziła do powstania niniejszej książki.
Kolejny obraz pochodzi z chwili, która miała miejsce parę miesięcy po narodzinach pierworodnego. Siedzę obok męża na podłodze działu z poradnikami dla rodziców w pewnej księgarni w San Antonio. Nie wiem, co konkretnie zabiło nam wtedy ćwieka, ale pamiętam wyraźnie, jak wyczerpani brakiem snu wertowaliśmy książkę za książką w poszukiwaniu najlepszej możliwej odpowiedzi na pytanie o coś dotyczącego naszego niemowlęcia, drzemiącego w stojącym obok wózku. Czuliśmy się kompletnie przytłoczeni, nie tylko ilością dostępnych informacji, ale również tym, że duża część z nich wykluczała się wzajemnie.
Podobnie czuliśmy się, słuchając porad, które zalewały nas z różnych stron. Rodzina, przyjaciele (zarówno posiadający dzieci, jak i bezdzietni), jakaś kobieta spotkana w restauracji, facet z warzywniaka – odnosiłam wrażenie, że każdy napotkany człowiek chciał mi doradzić, co powinnam robić ze swoim synem. Intencje tych ludzi były bez wątpienia dobre, ale same rady często nieaktualne, nieprzydatne i sprzeczne ze sobą. Jedni uważali, że koniecznie powinnam spać z dzieckiem w jednym łóżku. Inni przestrzegali przed odzywaniem się do niego w nocy choćby jednym słowem, nie wspominając o przytulaniu. Jedni zachęcali do wprowadzenia ustalonego rytmu od pierwszego dnia, inni podkreślali, że należy podążać za potrzebami dziecka. Wir informacji sprawiał, że czułam się kompletnie bezradna.
Dziś, dwadzieścia lat później, jestem matką trzech chłopców oraz specjalistką zdrowia psychicznego i rozwoju dzieci, która zbudowała karierę na badaniach, pisaniu i rozmawianiu z innymi rodzicami o radościach i trudach związanych z wychowaniem dzieci. Przeczytałam masę artykułów publikowanych w czasopismach naukowych i online. Pochłonęłam niezliczoną ilość książek na temat wychowania i rozwoju dzieci. A w ciągu ostatnich kilku lat dołożyłam do tego kilka własnych pozycji, napisanych do spółki z Danem Siegelem, moim przyjacielem, mentorem i kolegą po fachu. Była to dla mnie wyprawa po wiedzę na temat tego, co w wychowywaniu dzieci jest najważniejsze – wszystko po to, byśmy mogli pomóc im w rozwoju, a nie tylko zapewnić przetrwanie.
W oparciu o to, czego dowiedziałam się z lektur i badań własnych oraz w rozmowach o sprawdzonych rozwiązaniach, doszłam do wniosku, że jednym z głównych wyzwań stojących przed współczesnymi rodzicami jest łączenie wyszukiwania faktów z pewnych źródeł, uwzględniania indywidualnych potrzeb dziecka i przysłuchiwania się własnej intuicji, popartej wyznawanymi przez nich wartościami i zasadami. Nie jest to sprawa łatwa, bo dostępne online informacje na temat wychowania dzieci zalewają nas w mediach społecznościowych, często pod postacią prowokacyjnych clickbaitów. Skąd mamy wiedzieć, które informacje są prawdziwe i godne zaufania?
Moim celem jest wsparcie rodziców zagubionych w gąszczu doradców, którzy próbują ich pouczać, jak postępować z dziećmi. Chcę pomóc im dotrzeć do najbardziej aktualnych informacji odnoszących się do problemów i pytań, z którymi borykają się na co dzień, aby mogli podejmować najlepsze możliwe decyzje dotyczące swojego dziecka. Na kolejnych stronach tej książki wspólnie zajmiemy się kluczowymi, wzbudzającymi kontrowersje i nie do końca jasnymi kwestiami, z którymi najczęściej borykają się świeżo upieczeni rodzice – a więc tematami związanymi z karmieniem piersią, treningiem snu, szczepieniami, dyscypliną i wszystkim tym, nad czym się zastanawiacie i o co się martwicie. Pragnę dostarczyć rodzicom jasnych informacji, opartych na najnowszych osiągnięciach nauki. Każdy temat staram się wyjaśnić w przystępny sposób tak, aby rodzice mogli skupić się na tym, co najważniejsze, i by łatwiej im było podejmować możliwie najlepsze decyzje dla swojej rodziny.
Podkreślam przy tym, że decyzje podejmować będziecie w y, a więc matki i ojcowie (ewentualnie dziadkowie lub inni opiekunowie). Każda rodzina jest inna, trudno więc o uniwersalny zestaw odpowiedzi pasujących do wszystkich układów. Dlatego moim celem jest dostarczenie informacji, które pozwolą wam wybrać samodzielnie, najlepiej dla was. B e z w ą t p i e n i a decyzje dotyczące dzieci warto podejmować, poznawszy opinie ekspertów i stan wiedzy naukowej na dany temat. Na tym założeniu opiera się niniejsza książka. Wiedza to władza, a na początku rodzicielskiej drogi większość z nas nie zna szczegółów konkretnych spraw, dostępnych opcji czy osiągnięć nauki w danym obszarze. Dlatego tak chętnie słuchamy innych. I tak, w obliczu nowych informacji warto wejść w dialog z własnymi uprzedzeniami i kwestionować z góry ustalone opinie.
Nie da się przy tym ukryć, że podejmowane przez was decyzje dotyczą w a s z e g o dziecka i w a s z e j rodziny. Niejednokrotnie zaznaczam w tekście, że różne kultury i tradycje podchodzą do tematu wychowania dzieci w odmienny sposób; co więcej, mam też świadomość, że pisząc tę książkę, nie byłam wolna od własnej perspektywy i własnych preferencji. W momencie zetknięcia z problemem zalecam wam podobne podejście. Każde dziecko i każdy system rodzinny są wyjątkowe, nie ma jednej „słusznej” drogi. Ale niezależnie od tła kulturowego czy rodzinnego dostęp do wiarygodnych informacji uważam za kluczowy. Mając taką bazę, możemy brać poprawkę na własne tradycje i wyznawane przez nas wartości, wsłuchując się przy tym w głos rodzicielskiej intuicji, w głos naszego dziecka i jego ulegające nieustannym przeobrażeniom potrzeby. Łącząc te trzy elementy, będziecie w stanie podjąć takie decyzje, które dla waszego dziecka, dla was samych i dla waszej rodziny będą miały najwięcej sensu.
ORGANIZACJA KSIĄŻKI
Niniejsza książka porusza przede wszystkim kwestie opieki nad n i e m o w l ę t a m i, a więc dziećmi poniżej dwunastego miesiąca życia. Czasem będzie mowa o dzieciach starszych, ale skupiam się na okresie od momentu narodzin do ukończenia pierwszego roku życia.
Chcę przy tym podkreślić: to nie jest poradnik. Nie zawiera gotowych instrukcji i zaleceń postępowania w przypadku gorączki czy porad odnośnie do wyboru łóżeczka, rozpoznawania pieluszkowego zapalenia skóry, dbania o dobrostan rodziców i tym podobnych. Tematy tego typu poruszono w wielu świetnych książkach, z których część zasługuje na polecenie. Moim celem nie jest przedstawienie wyczerpującego zbioru w s z y s t k i c h m o ż l i w y c h p y t a ń, jakie zadają sobie świeżo upieczeni rodzice, a raczej próba rozwiązania podstawowych d y l e m a t ó w, przed jakimi stają, by umieli się odnaleźć w gąszczu nierzadko sprzecznych porad, tak chętnie udzielanych przez otaczających ich ludzi.
Tematy są uporządkowane alfabetycznie, dla wygody czytających. Książkę można też oczywiście czytać po prostu od początku do końca. Niezależnie od tego, jak będziecie z niej korzystać, każdy temat – od alkoholu i antybiotyków po zasypki i żłobki – został podzielony na trzy części: „Odmienne poglądy”, „Co na to nauka” i „Sedno sprawy”. Pierwsza część zawiera krótkie, obiektywne podsumowanie głównych koncepcji i podejść do danej kwestii. Przykładowo – twoja teściowa może być zagorzałą zwolenniczką ciasnego otulania dzieci i chce ci pokazać, jak to robić. Z kolei twój brat niedawno przeczytał artykuł sugerujący, że używanie otulaczy zwiększa ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS). Zarówno teściowa, jak i brat mają swoje racje – a przynajmniej tak im się wydaje; niewykluczone, że do ciebie ich rady także przemawiają. Młodzi rodzice często stają przed tego typu wyzwaniami.
Nierzadko istnieją więcej niż dwie koncepcje odnoszące się do danego tematu – również z tego względu chcę uniknąć spłycania złożonych dylematów rodzicielskich do prostej listy plusów i minusów. Z drugiej strony lata doświadczeń w pracy z rodzicami pokazały mi, że przedstawienie problemu w czarno-biały sposób stanowi dobrą bazę do dalszej dyskusji, służącej pogłębieniu jego mniej oczywistych aspektów. Dokładam przy tym szczególnych starań, by nie przedstawiać żadnej z dominujących opinii w formie łatwego do obalenia „chochoła”; każdą prezentuję w przekonujący sposób, symulując tym samym, możliwie realistycznie, sytuację, przed jaką stają skonfundowani rodzice.
Jeśli konkretny temat wymaga uwzględnienia więcej niż dwóch perspektyw lub jest zbyt złożony, by przedstawiać go pod postacią opozycji binarnych, wówczas wprowadzam podziały dodatkowe. Na przykład w przypadku opieki nad dzieckiem stworzyłam osobne hasła dla pozadomowych placówek opieki i dla samego wyboru między placówką a nianią. Podobnie rzecz ma się z wprowadzaniem rytmu w życie dziecka – osobno omawiam kwestie snu, metodę BLW, długie karmienie piersią i karmienie na żądanie. Moją intencją jest bowiem usprawnienie procesu decyzyjnego, ale nie nadmierne uproszczenie tematu.
Po przedstawieniu dominujących trendów i opinii pokazuję, co mówi na dany temat nauka. Ta część zawiera krótkie, ale treściwe podsumowanie wniosków wyciągniętych z badań naukowych przeprowadzonych na dany temat. Niektóre bardziej złożone i szerzej badane zagadnienia wymagają dłuższego omówienia. W opracowaniu każdego z nich moim priorytetem było przekazanie w zwięzłej formie dokładnych, aktualnych informacji. Rodzice małych dzieci z założenia nie mają nadmiaru czasu, dlatego postanowiłam uprościć im życie i ograniczyć przegląd naukowy do sensownego minimum. Jeśli zechcecie zgłębić któryś z tematów bądź coś szczególnie was zainteresuje, polecam w pierwszej kolejności zajrzeć do bibliografii.
Wreszcie, po przedstawieniu faktów naukowych na dany temat, każde hasło kończy „Sedno sprawy”, czyli podsumowanie dwóch poprzednich części, w którym tłumaczę, do czego się to wszystko właściwie sprowadza. Przykładową puentą dla hasła może być stwierdzenie, że nauka nie pozostawia wątpliwości co do tego, które podejście jest najlepsze dla dzieci. Albo że naukowcy nie doszli jeszcze do jednoznacznego wniosku w danej kwestii, co oznacza, że rodzice powinni zachować zdrowy rozsądek i zaufać intuicji, biorąc poprawkę na wyznawane przez siebie wartości i własne tło kulturowe. W innym przypadku może się okazać, że badania naukowe dostarczają wzajemnie wykluczających się lub niewystarczająco konkretnych i pewnych zaleceń, których nie można uważać za pomocne. Nieustająco będę was zapraszać do zapoznawania się z wiarygodnymi danymi, a następnie do odnoszenia tych informacji do siebie tak, by pozostawało to spójne z tym, w co wierzycie i czego pragniecie dla swojego dziecka, swojej rodziny i siebie samych.
Sprawdziłam ten model na własnej skórze i na członkach mojej rodziny. W niektórych hasłach dodaję więc co nieco od siebie – dzielę się osobistymi odczuciami, doświadczeniem, a nawet własnymi uprzedzeniami.
A skoro o nich mowa, chcę już we wstępie podkreślić, że wychodzę z założenia, że wychowanie dzieci sprowadza się do relacji. Choć przestrzegam przed zakładaniem istnienia „jedynej właściwej drogi” w kwestiach równie złożonych co rodzicielstwo, jestem głęboko przekonana, że dzieci niczego nie potrzebują równie mocno jak miłości i uwagi oddanego opiekuna. Nic nie wpływa równie mocno na rozwój ich mózgów i na to, kim będą w przyszłości. Poza bezpieczeństwem, snem i odżywianiem nic nie jest dla dziecka tak ważne jak obecność czujnego opiekuna, uważnego na jego potrzeby i reagującego na wysyłane przez nie sygnały. Zabawki czy zajęcia rozwojowe to źródło wsparcia dla opiekuna, ale w życiu dziecka niezbędni są przede wszystkim dorośli, którzy potrafią dostroić się do jego potrzeb i odpowiednio na nie reagować.
O ASPEKCIE NAUKOWYM
Żyjemy w ekscytujących czasach. Dzięki nauce, która daje odpowiedzi na coraz to nowe z ważnych pytań, wiemy więcej niż kiedykolwiek – również na temat rodzicielstwa. U podstaw tej książki leży założenie, że w obliczu licznych dylematów nieodłącznie związanych z opieką nad dziećmi powinniśmy się kierować możliwie najbardziej aktualnymi informacjami.
Ważne jest przy tym, aby mieć na uwadze, że współczesne badania naukowe to często proces w toku, a ich wynikom daleko do ostatecznych wniosków. Co więcej, istnieje nieskończona ilość informacji na temat świata, których nauka jeszcze nie poznała. Wnioski z badań mogą tym samym opierać się na niepełnych dowodach, a sam zakres badań może być ograniczony lub źle dobrany. Zagrożenie dla jakości badań stanowią również nieobiektywni badacze, na których perspektywę wpływają konkretne źródła finansowania lub własna interesowność. Nawet wnioski otrzymane z prawidłowo przeprowadzonych badań okazują się błędne bądź z biegiem czasu wymagają weryfikacji.
Co więcej, przedmiotem badań, do których odnosimy się w dyskusjach o rodzicielstwie, są ludzie – a więc istoty niezwykle złożone, które wymykają się szczegółowej, wąskiej kategoryzacji. Większość badań opiera proces analizy, a zatem wnioski i opis, na konkretnych kategoriach. A proste odpowiedzi na proste pytania nie uwzględniają całości sytuacji. Przykładowo badacz może zapytać rodzica: „Czy pozwalasz dziecku oglądać telewizję?”. Odpowiedzi brzmią: „Tak” lub „Nie”, ewentualnie: „Wybierz na skali od 1 do 5, gdzie 1 oznacza ‘nigdy’ a 5 ‘cały czas’”. Otrzymane w takim badaniu odpowiedzi pozwolą wprawdzie na zebranie sporej ilości informacji, ale nie ma tu miejsca na odpowiedź w stylu: „To zależy od tego, czy było tego dnia u koleżanki i potrzebuje chwili przerwy, czy może w domu u kuzyna, gdzie na pewno coś już oglądało”. Takich szczegółów nie uwzględni tradycyjny kwestionariusz.
Czy to znaczy, że nie możemy ufać nauce? Odpowiedź jest prosta – możemy. Absurdem byłoby odrzucenie informacji zdobywanych przez dziesiątki lat i potwierdzanych w badaniach dających powtarzalne wyniki i podejmowanie decyzji wychowawczych i opiekuńczych w oparciu o z góry ustalone, subiektywne opinie i uprzedzenia. Nauka powinna być źródłem wsparcia, do którego podchodzimy z pokorą. Dobrze jest podejmować decyzje, uzbroiwszy się w wiedzę wyciągniętą z najlepszych dostępnych badań – przeprowadzanych przez zaufanych ekspertów, recenzowanych przez specjalistów z branży, publikowanych na łamach uznanych czasopism i zatwierdzonych przez wiodące organizacje ochrony zdrowia. Bywa, że badania dają jednoznaczne sądy na dany temat, ale często ich wyniki należy traktować wyłącznie jak wskazówki, nierzadko opierające się o niepełne czy wręcz sprzeczne wnioski. W takich wypadkach pozostaje nam dokonać najlepszego możliwego wyboru, biorąc przy tym pod uwagę wyznawane przez nas wartości oraz unikalne potrzeby i charakter naszej rodziny.
Czasem ten wybór będzie stał w sprzeczności ze stanem wiedzy naukowej, bo akurat tak będzie lepiej w waszej sytuacji, dla waszej rodziny czy dla konkretnego dziecka. Przykładowo przeczytaliście w tej książce hasło o zwierzakach i dowiedzieliście się, że z posiadania domowego ulubieńca płynie mnóstwo korzyści. Jednak jeśli wasze starsze dziecko ma alergię na psy, prawdopodobnie nie sprowadzicie psiaka do domu. Inny przykład – gdy jedno z was często wyjeżdża służbowo, być może pozwolicie dziecku spędzać więcej czasu przed ekranem, żeby mogło czerpać korzyści z regularnego kontaktu z rodzicem. Nauka ma być naszą przewodniczką, ale nie warto sztywno trzymać się jej wytycznych.
Ważne jest również, żeby krytycznie przyglądać się wynikom. Badanie musi mieć solidną podstawę metodologiczną, badać sensowną liczbę uczestników, mieć jasne parametry i definicje i odpowiedni czas trwania pozwalający na analizę badanego zjawiska. W interpretacji wyników warto nauczyć się rozróżniać między korelacją a związkiem przyczynowym. Dziecko, które mieszka w dużym domu, może czytać sprawniej niż dziecko z małego domu, ale to nie oznacza, że wielkość domu wpływa na umiejętność czytania. Podczas przeglądu, analizy i podsumowywania badań brałam pod uwagę podobne czynniki, jednak w dyskusji na temat badań raczej nie będę się zbytnio zagłębiała w kwestie metodologiczne.
W dużym stopniu polegałam na najnowszych metaanalizach – jeśli tylko były dostępne – ponieważ zazwyczaj ich autorzy dokonują ostrej jakościowej selekcji badań, a przy tym łączą ich wyniki z solidną metodologią, spójnymi i ugruntowanymi w teorii definicjami oraz wiarygodnymi pomiarami. Następnie podsumowują lub analizują podobieństwa wyników ważnych i istotnych danych otrzymanych na drodze metodologicznie spójnych i rzetelnych prac badawczych. Priorytetowo potraktowałam także opinie cieszących się uznaniem organizacji zawodowych, takich jak Amerykańska Akademia Pediatryczna (American Academy of Pediatrics, AAP), Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób (Center for Disease Control and Prevention, CDC) oraz Światowa Organizacja Zdrowia (World Health Organization, WHO). Te i inne organizacje opierają swoje działanie na zespołach złożonych z inteligentnych, wykształconych i doświadczonych profesjonalistów, którzy na bieżąco przesiewają i analizują wyniki najnowszych badań, by aktualizować swoje wytyczne. Możemy nie zgadzać się z wszystkimi wyciąganymi przez nie wnioskami czy ogłaszanymi zaleceniami, organizacje te pozostają jednak ważnym źródłem informacji.
I wreszcie, rozważając różnorodne kwestie naukowe, nieraz zwracałam się z prośbą o konsultacje do kolegów i koleżanek po fachu z całego świata. Nie da się być ekspertką od wszystkiego, dlatego jestem wdzięczna wszystkim naukowcom, pediatrom, specjalistom i specjalistkom od rozwoju dzieci za ich wskazówki i pomoc w jak najlepszym i dokładnym zdefiniowaniu i wyjaśnieniu kwestii, którymi się z wami dzielę. (Szczegółowe podziękowania znajdują się na końcu książki).
Chciałabym zaznaczyć, że niniejsza książka nie zawiera wyczerpującej listy wszystkich badań przeprowadzonych na dany temat. Jestem doświadczoną researcherką, która uwielbia wyszukiwać informacje naukowe, a mimo to spójne i zwięzłe podsumowanie złożonych tematów i rozwijających się badań sprawiało mi niemałą trudność. Walczyłam z pokusą pisania o wszystkim, o każdym, najdrobniejszym, potencjalnie dolewającym oliwy do ognia dyskusji szczególe. „Nie o tym jest ta książka” – strofowałam się w myślach w takich chwilach i wracałam do założonej formuły: a więc szerokiego przeglądu literatury i podsumowywania ważnych, spełniających wymagania jakościowe obserwacji naukowych w przystępnej formie, w nadziei, że będą one zarówno fascynujące, jak i pomocne, a także łatwe do przyswojenia dla przeciętnego rodzica.
Starałam się nieustannie pamiętać i zachować uważność na to, jaki wpływ na praktykę wychowania dzieci i przekonania na jego temat mają nasze tradycje, kultury, status społeczno-ekonomiczny, a nawet miejsce zamieszkania. Czytelników czytających tę książkę w tłumaczeniu chciałam zapewnić, że zdaję sobie sprawę z ograniczeń kulturowych i innych realiów, w których wzrastałam, a które cechuje spore uprzywilejowanie; wiem, że mieszkam i wychowuję dzieci w Stanach Zjednoczonych.
Chcę także zaznaczyć, że do informacji zawartych w tej książce możecie oczywiście dotrzeć samodzielnie. Ja tylko, w pewnym sensie, odwaliłam za was „brudną robotę” związaną z przekopywaniem się przez masę danych. Część z nich jest dostępna w internecie, choć dotarcie do nich wymaga zapoznania się z różnymi źródłami i umiejętności oceny ich wiarygodności. Niektóre wymagają dostępu do bibliotek tekstów akademickich i ichniejszych baz danych. Nie dzielę się jednak z wami żadną „wiedzą tajemną”, dostępną wyłącznie ekspertom od rodzicielstwa. Nie jestem również lekarką, w związku z czym nie udzielam porad medycznych. Oferuję wam zbiór informacji, podany w takiej formie, która w założeniu ma ułatwić wam życie i tym samym dać więcej czasu na przebywanie z maluszkiem (albo drzemkę, szybki posiłek czy wizytę w toalecie – czasem i o to niełatwo!).
OBIETNICA NA KONIEC
Pisałam tę książkę, nieustannie mając na uwadze was – rodziców. Starałam się ze wszystkich sił, żeby nie zmieniła się ona w listę powinności, które koniecznie musicie spełniać, i żeby nie wzbudzać w was poczucia, że coś robicie nie tak. Rodzice nie potrzebują czuć się jeszcze bardziej naciskani i oceniani w kwestii opieki nad dziećmi – mają tego dość na co dzień. Lektura wielu – zbyt wielu – książek zostawia nas z poczuciem, że „musimy być bardziej…” albo „musimy więcej…”. A przecież nie ma rodziców idealnych. Pamiętajcie o tym również, zagłębiając się w poruszane przeze mnie kwestie – nie da się wszystkiego zrobić „dobrze” czy choćby „najlepiej jak to możliwe” w danej sytuacji. To po prostu niemożliwe.
Co więcej, niektóre z prezentowanych przeze mnie wskazówek są wzajemnie sprzeczne! Przeczytacie na przykład, że „najlepiej” jest, kiedy rodzice są wypoczęci, bo to obniża ryzyko rozwoju depresji. Z drugiej strony opowiadam o wszechstronnych zaletach karmienia piersią, które – przynajmniej w przypadku noworodka – oznacza konieczność częstego podawania piersi, również w nocy. Wszystkie podejmowane przez nas decyzje wiążą się z zamierzonymi i niezamierzonymi konsekwencjami. Jeśli jako mama zdecydujesz się na karmienie piersią w nocy, to raczej nie będziesz się wysypiać, co może doprowadzić do tego, że w ciągu dnia będziesz bardziej sfrustrowana i mniej cierpliwa wobec dzieci. Czyli: maluch będzie na piersi, na czym na pewno skorzysta, ale ty będzie marudzić. Z kolei jeśli chcesz mieć lepszy nastrój w ciągu dnia, nie możesz karmić w nocy. Przykład ten pokazuje, że wszelkie decyzje podejmowane w związku z opieką nad dzieckiem są wielowymiarowe i połączone w jedną wielką sieć. Nie da się mieć wszystkiego. Z jednej strony możecie być przekonani, że najlepszymi opiekunami dla niemowlęcia są rodzice, a z drugiej wierzyć w socjalizację i chcieć pomóc dziecku poczuć się bezpiecznie w cudzych ramionach. Jeśli jednak nigdy nie dopuścicie innych ludzi do opieki, to maluch nie będzie miał jak się tego nauczyć.
Dobry rodzic to ktoś elastyczny, zdolny do kompromisów oraz umiejący ocenić i zdecydować, co jest priorytetem na daną chwilę, dla danej rodziny, a co można w tym momencie odpuścić. Bez końca poszukujemy równowagi między tym, co negocjacjom nie podlega (na przykład używanie fotelików samochodowych, obecność dzieci na basenie wyłącznie pod opieką dorosłych czy reagowanie na potrzeby emocjonalne dziecka), a tym, co chcielibyśmy robić, ale po prostu nie jesteśmy w stanie. Niniejsza książka zawiera informacje na temat korzystania z ekranów, odpieluchowania, środków odstraszających owady, probiotyków, ssania kciuka i tak dalej. Czy da się zgłębić je wszystkie i zaprojektować swojemu dziecku „idealne” dzieciństwo? Oczywiście, że nie. Czy będziecie popełniać błędy? Oczywiście, że tak. Wszyscy błądzimy, nawet kiedy słuchamy swojej intuicji i mamy dostęp do informacji. Spróbujmy więc dowiedzieć się jak najwięcej w naprawdę ważnych kwestiach, a potem przyznajmy przed sobą, że nie jesteśmy idealni i że nie damy sobie rady ze wszystkim. I po prostu dbajmy o nasze dzieci najlepiej, jak potrafimy, zarówno o ich ciała, jak i emocje. Tylko tyle – i aż tyle – wystarczy, żeby dziecko nie tyle przetrwało do dorosłości w jednym kawałku, co przeżyło dzieciństwo najlepiej, jak to możliwe.
Dobrym rodzicom nie zależy na tym, by ich dzieci były nad-dziećmi, zdobywającymi same dobre oceny, wygrywającymi konkursy piękności czy odnoszącymi sukcesy w sporcie na poziomie krajowym. Wywierając nadmierną presję na sukces, możemy wyrządzić ogromną krzywdę zarówno naszym pociechom, jak i sobie. Nie usłyszycie też ode mnie – chyba że w danej kwestii nauka będzie naprawdę jednoznaczna – że istnieje tylko „jedno właściwe rozwiązanie” danej sytuacji. W większości przypadków jest bowiem dokładnie na odwrót – dobrym rodzicem można być na wiele sposobów i nawet kiedy nie robimy tego, co „najlepsze”, wciąż możemy być wystarczająco dobrym rodzicem. Rodzicielstwo części moich znajomych zdecydowanie różni się od stylu wychowania dzieci, jaki reprezentuję ja i mój mąż. Czasem różnice są niewielkie, kiedy indziej znaczące. I co z tego wynika? My mamy świetne (choć nie idealne) dzieci i oni też mają świetne (choć nie idealne) dzieci! Większe emocje towarzyszą zwykle rodzicielskim dyskusjom na podstawowe tematy. Matki i ojcowie, którzy postępują w takich kwestiach inaczej od nas, są narażeni na naszą ocenę. Mnie czas pokazał, że szczęśliwe, zdrowe i gotowe do życia pełnią życia dzieci pochodzą z rodzin patrzących na temat wychowania z wielu różnych perspektyw.
Żywię nadzieję, że dzięki tej książce znajdziecie również platformę porozumienia z różnymi osobami, które pojawiają się w życiu waszego dziecka. Jeśli – na przykład – opiekunka czy dziadkowie są zdania, że dziecko nie powinno bawić się w piaskownicy w pobliskim parku, bo jest w niej pełno brudu i bakterii, możecie otworzyć na odpowiednim haśle i wyjaśnić, że nauka potwierdza dobroczynny wpływ kontaktu z brudem na wzmacnianie układu odpornościowego. (Ten sposób dzielenia się wiedzą może okazać się bardziej skuteczny i powodować mniej konfliktów niż zwykłe powiedzenie teściowej czy natrętnej sąsiadce, żeby się nie wtrącały). Jeśli ktoś ze znajomych będzie wam odradzać mówienie do dziecka zdrobnieniami – wystarczy, że sprawdzicie hasło „Mowa spieszczona” i dowiecie się, co mówi na ten temat nauka. Dzięki tej książce, zawierającej najnowsze dane naukowe, zyskacie narzędzie służące aktualizacji przestarzałych informacji i przekonań oraz korekcie błędnych założeń, a to z kolei pomoże łagodzić konflikty na gruncie rodzicielskim.
Wiedza to władza. Bądźcie na bieżąco. Ufajcie sobie. Nikt nie zna waszego dziecka tak dobrze jak wy. Domyślam się, że jesteście przy tym świadomi własnych uprzedzeń, i zakładam, że poważnie traktujecie słowa naukowców. To wszystko ważne, ale istnieje też rodzicielska intuicja, która często będzie wam podpowiadać, w jaki sposób reagować na potrzeby dziecka – warto jej słuchać. Wasze dziecko nie potrzebuje rodziców idealnych (takich nie ma), ale kochających, doinformowanych i elastycznych opiekunów, którzy rozpoznają jego potrzeby i reagują na nie najlepiej, jak potrafią, możliwie szybko i spójnie, działając w oparciu o najlepsze dostępne informacje. Sedno sprawy, nic więcej nie trzeba.ALERGENY POKARMOWE – WCZESNY KONTAKT
Czy lepiej jest jak najwcześniej wystawiać dzieci na kontakt z potencjalnie uczulającymi pokarmami, czy unikać ich, aż będą starsze?
ODMIENNE POGLĄDY
Spojrzenie 1: Wczesna (między czwartym a szóstym miesiącem życia, przy rozszerzaniu diety) ekspozycja na popularne alergeny wspiera budowanie tolerancji pokarmowej i zapobiega rozwojowi alergii w przyszłości, nawet u niemowląt obciążonych historią alergii w rodzinie.
Spojrzenie 2: Opóźnienie wprowadzenia potencjalnie uczulających pokarmów do diety w perspektywie długoterminowej hamuje rozwój alergii. Takie postępowanie zaleca się szczególnie w przypadku niemowląt z historią alergii w rodzinie.
CO NA TO NAUKA
Dysponujemy coraz bardziej oczywistymi dowodami na to, że wczesne wprowadzanie do rozszerzanej diety dziecka popularnych alergenów (takich jak orzeszki ziemne, ryby czy jajka) zapobiega rozwojowi alergii pokarmowych, a opóźnianie ekspozycji temu rozwojowi sprzyja. Badanie z 2008 roku wykazało, że u dzieci, które zaczęły jeść orzeszki ziemne przed ukończeniem pierwszego roku życia, alergia na nie rozwijała się rzadziej niż u dzieci, które tak wczesnej ekspozycji nie doświadczyły. Według innej analizy, z roku 2010, odsetek alergii na jajko był niższy u niemowląt, które spróbowały jajka między czwartym a szóstym miesiącem życia, w porównaniu z dziećmi, które pierwszy raz jadły je w okolicy dwunastego miesiąca. Podobne wnioski płyną z wielu innych badań. Zbiorcza metaanaliza z 2019 roku wykazała, że wprowadzenie jajek między czwartym a szóstym miesiącem i orzeszków między czwartym a jedenastym miesiącem życia dziecka łączy się z obniżonym ryzykiem rozwoju alergii na te pokarmy.
W następstwie tych odkryć wiodące organizacje ochrony zdrowia uznały, że nie ma związanych z występowaniem alergii powodów, które przemawiałyby za opóźnieniem rozszerzania diety sześciomiesięcznych niemowląt. Amerykańska Akademia Pediatryczna wielokrotnie powtarza swoje stanowisko w tej sprawie – o ile rodzice powinni wprowadzać pokarmy stałe do diety nie wcześniej niż między czwartym a szóstym miesiącem życia niemowlęcia, to nie ma żadnych dowodów na to, że wyłączanie popularnych alergenów z procesu rozszerzania diety ma sens dla jego zdrowia. W 2013 roku Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne oraz Kanadyjskie Towarzystwo Alergologii i Immunologii Klinicznej również zgodnie uznały, że opóźnienie wprowadzenia do diety potencjalnie uczulających pokarmów (mleka, jajek, orzeszków ziemnych czy ryby) powyżej szóstego miesiąca nie przynosi żadnych korzyści. WHO, Europejskie Stowarzyszenie Dziecięcej Gastroenterologii, Hepatologii i Odżywiania oraz Stowarzyszenie Dziecięcej Alergologii, Respirologii i Immunologii Azji i Pacyfiku poszły w ślady kanadyjskich organizacji.
Istnieje szereg niezwiązanych z tematem alergii odstępstw od tej reguły. Odradza się podawanie mleka krowiego dzieciom przed ukończeniem pierwszego roku życia, głównie dlatego, że układ trawienny maluszka nie radzi sobie zbyt dobrze z bogatym w składniki odżywcze mlekiem krowim (ale także kozim czy sojowym). Lepiej też unikać miodu, bo łączy się go z występowaniem botulizmu dziecięcego. Zarówno Agencja Żywności i Leków, jak i Centrum ds. Kontroli i Prewencji Chorób odradzają jego podawanie, zanim dziecko skończy rok; obejmuje to także maczanie końcówki smoczka w miodzie.
SEDNO SPRAWY
W przeszłości rodzicom zalecano wprowadzanie do diety dziecka potencjalnie alergizujących pokarmów – szczególnie orzeszków ziemnych, mleka i jajek – później niż innych. Według współczesnego stanu wiedzy naukowej unikanie ich nie zapobiega alergii, a wręcz przeciwnie – to wczesna ekspozycja może pomóc zbudować na nie tolerancję. (Oczywiście przy podawaniu niektórych pokarmów stałych, takich jak orzeszki, rodzice muszą zachować szczególną ostrożność z uwagi na możliwość zadławienia i obserwować dziecko na wypadek wystąpienia reakcji alergicznej).
W sprawie konkretnych wytycznych odnośnie do momentu wprowadzania danego rodzaju jedzenia warto skonsultować się z pediatrą. Przyjęło się, że rozszerzanie diety dobrze jest rozpocząć między czwartym a szóstym miesiącem życia niemowlęcia. Jeśli matka lub ojciec mają alergie pokarmowe lub występują one w rodzinie, omówienie szczegółów rozszerzania diety ze sprawdzonym lekarzem jest szczególnie istotne.ALKOHOL A KARMIENIE PIERSIĄ
Czy można pić alkohol w trakcie karmienia piersią?
ODMIENNE POGLĄDY
Spojrzenie 1: Alkoholu nie pije się w ciąży, nie należy więc narażać noworodka na przyjmowanie go z mlekiem matki.
Spojrzenie 2: Odpowiedzialne spożycie nie zaszkodzi dziecku. Życie matek karmiących i tak jest pełne ograniczeń. Nie istnieje wyraźny powód, dla którego miałyby ich sobie dokładać.
CO NA TO NAUKA
Prace naukowe na ten temat są wciąż w toku, a więc źródła nie dają jednoznacznych wytycznych. Jeśli chce się wyeliminować wszelkie ryzyko, najbezpieczniej jest zrezygnować z alkoholu na cały okres karmienia piersią. Z drugiej strony nikłe są dowody naukowe wskazujące na to, by alkohol stanowił zagrożenie dla karmionych piersią dzieci. Liczne organizacje ochrony zdrowia i organy regulacyjne promują podejście „przezorny zawsze ubezpieczony” i przyzwalają na spożycie niewielkiej ilości alkoholu. Według wytycznych CDC nie ma dowodów na to, by umiarkowane picie – definiowane jako jeden „standardowy drink” na dzień – wywierało szkodliwy wpływ na niemowlęta, szczególnie jeśli matka odczeka parę godzin przed podaniem piersi. Stowarzyszenie AAP jest podobnego zdania i zaleca, by „spożycie napojów alkoholowych było okazjonalne i ograniczone do minimum”, a więc objętości nieprzekraczającej „60 ml alkoholu wysokoprocentowego, 120 ml wina lub dwóch piw”.
Przyjmowanie ilości wyższych od dozwolonych może negatywnie wpłynąć nie tylko na wzrost i rozwój dziecka, ale także na jego wzorce snu. A także, w przeciwieństwie do części dawnych przeświadczeń, alkohol nie pobudza produkcji mleka, a wręcz ją ogranicza (choć w ciągu paru godzin za sprawą zwiększonego ssania przez dziecko produkcja wraca do normy). Warto również podkreślić, że odciąganie i wylewanie mleka niekoniecznie zapobiega przyjmowaniu alkoholu przez dziecko. Jego zawartość w mleku jest bowiem zależna od poziomu alkoholu we krwi matki. Przekonanie, że dziecko uniknie kontaktu z alkoholem, jeśli mleko się odciągnie i wyleje, jest nieaktualne, i dziś nie uważa się tej metody za skuteczną. Tak długo, jak alkohol krąży we krwi kobiety, tak może przenikać do mleka. Jeśli więc zdarzy ci się wypić więcej niż dozwolona ilość i w związku z tym masz sporo alkoholu we krwi (np. na weselu czy innym przyjęciu), najbezpieczniej będzie podać dziecku odciągnięte wcześniej mleko lub mleko modyfikowane, a do piersi przystawić je parę godzin później.
Na koniec – rzecz równie ważna: alkohol spożywany w nadmiarze zaburza zdolność do właściwej opieki nad dzieckiem, reagowania na jego potrzeby i podejmowania decyzji w jego sprawie.
SEDNO SPRAWY
Niektórych może to zaskoczyć, ale nie ma twardych dowodów na to, że umiarkowane spożywanie alkoholu wyrządza krzywdę karmionemu piersią dziecku, szczególnie przy zachowaniu odpowiednich środków bezpieczeństwa. Według organizacji AAP i CDC można wypić drinka, odczekać parę godzin i następnie podać pierś. Przy stosowaniu się do tych zaleceń nie trzeba się martwić, że dziecko przyjmie jakąkolwiek dawkę alkoholu wraz z mlekiem. Żeby poczuć się jeszcze bezpieczniej, można odciągnąć mleko przed planowanym drinkiem i wykorzystać je, gdy przyjdzie pora karmienia. Niektóre matki czują się pewniej, ograniczając picie do zera aż do momentu odstawienia dziecka od piersi. Inne pozwalają sobie na kieliszek wina podczas wyjścia z domu (rzadkość) albo na piwo po (a to już częstsze) wyczerpującym dniu.ANTYBIOTYKI
Antybiotyki należą do lekarstw najczęściej podawanych dzieciom w krajach Zachodu. Zalety płynące z ich stosowania są jasne, ale nauka pokazuje również ich cienie. Czy są bezpieczne dla niemowląt?
ODMIENNE POGLĄDY
Spojrzenie 1: Nauka widzi antybiotyki jako odpowiedź na różnorodne problemy ze zdrowiem, jednak mogą być one niebezpieczne dla dzieci. Antybiotyki zabijają bakterie, ale są bezużyteczne w walce z wirusami. Rozróżnienie typu infekcji u niemowlęcia bywa trudne, szczególnie w pierwszych trzech miesiącach życia. W związku z tym lekarze często przepisują antybiotyki „na wszelki wypadek”, co oznacza, że zdarza się, iż małe dzieci przyjmują silnie działający i potencjalnie groźny dla nich lek bez uzasadnienia.
Spojrzenie 2: Owszem, podanie antybiotyków niesie ze sobą pewne ryzyko. Hamują one jednak rozwój potencjalnie niebezpiecznych infekcji. Podobnie jak w przypadku innych lekarstw, rozsądni rodzice powinni słuchać zaleceń przepisujących je lekarzy. W niektórych wypadkach ich zastosowanie jest niezbędne, a płynące z niego korzyści są większe niż ryzyko.
CO NA TO NAUKA
Antybiotyki są niezwykle skuteczne w zabijaniu bakterii i leczeniu typowych chorób wieku dziecięcego, takich jak paciorkowcowe zapalenie gardła, zapalenie układu moczowego czy nawracające infekcje ucha. Jednak podobnie jak inne leki mogą nieść ze sobą skutki uboczne. U 10 procent dzieci, u których zastosowano antybiotyk, występują objawy niepożądane, takie jak wysypka, reakcja alergiczna, nudności, biegunka czy ból brzucha. Antybiotyki łączy się także z występowaniem u dzieci otyłości, zaburzeń metabolizmu, chorób układu odpornościowego, astmy, zaburzeń pracy jelit. Ich stosowanie może też prowadzić do długotrwałych zmian składu mikrobioty i metabolizmu, co z kolei wpływa na rozwój fizjologicznej flory dziecka i jej zdolność do zapobiegania chorobom.
Są to informacje szczególnie niepokojące, gdy spojrzeć na to, jak często przepisuje się antybiotyki bez wyraźnej potrzeby; CDC szacuje, że aż w 30 procentach przypadków ten rodzaj leków trafia na receptę bezpodstawnie. Najczęściej dzieje się tak, gdy antybiotyk zaleca się w leczeniu infekcji nie bakteryjnej, a wirusowej, dla której leczenia jest bezużyteczny. Antybiotyki nie łagodzą na przykład objawów bólu gardła wywołanych przez wirus przeziębienia. Dzieci, którym niepotrzebnie podaje się antybiotyki, są narażone na wymienione wyżej skutki uboczne.
Co więcej, przepisywanie antybiotyków w nadmiernych ilościach sprawia, że rośnie ryzyko uodparniania się bakterii chorobotwórczych na ich działanie. WHO i inne organizacje ostrzegają przed rozwojem antybiotykoodporności, która stanowi obecnie oficjalne zagrożenie zdrowia publicznego i w przyszłości może stanowić wyzwanie w leczeniu zakażeń.
SEDNO SPRAWY
Antybiotyki są cennym narzędziem w walce z chorobami i często ratują życie. Istnieją infekcje, które bez odpowiedniego leczenia stopniowo się nasilają i stają groźne. Dlatego należy zachować ostrożność w krytyce i nie przesadzać w drugą stronę – czasem są jedynym sposobem na wsparcie niemowlęcia w powrocie do zdrowia. Warto jednak mieć świadomość, że często są one przepisywane niepotrzebnie. Stosowane w nadmiarze tracą na skuteczności, a poza tym mogą długotrwale zmienić układ odpornościowy, stan jelit i metabolizm dziecka.
Dowiedzcie się jak najwięcej o zaleceniach odnośnie do stosowania antybiotyków – dzięki temu będziecie wiedzieli, o co pytać i jak rozmawiać z pediatrą, kiedy maluch zachoruje. Pytajcie o szczepy bakterii, na które ma zadziałać przepisywany lek, i o całościową strategię leczenia. Dobrze jest mieć zaufanego lekarza, którego spojrzenie jest zbliżone do naszego, ale komunikacja i współpraca służące podejmowaniu decyzji, z którymi zgadzają się obie zainteresowane strony, to podstawa.
MOJE DOŚWIADCZENIA
Kiedy sama byłam świeżo upieczoną matką, postanowiłam doedukować się w zakresie różnic między zakażeniami bakteryjnymi i wirusowymi i sporo czytałam na temat objawów, które występowały u moich dzieci. A jednak zwykle oddawałam decyzję zaufanemu lekarzowi pediatrze. Nie chcę porównywać niemowlęcia do samochodu, ale kiedy mechanik mówi mi, że czas wymienić uszczelkę kolektora wydechowego (czy coś takiego naprawdę istnieje?), niewiele jestem w stanie zrobić, żeby ocenić rzeczowość tej porady. Podobnie ma się rzecz w przypadku wizyty pediatrycznej – jeśli specjalista twierdzi, że mój maluch złapał infekcję i potrzebuje antybiotyku, to chcę mu ufać. Owszem, mogę zadawać pytania, ale ostatecznie rzecz sprowadza się do wyboru między posłuchaniem lekarza, któremu ufam, a podążaniem za własną, często podszytą strachem opinią domorosłej „specjalistki z internetu”.
Wybierając pediatrę, zdecydujcie się na kogoś, kto wzbudza wasze zaufanie. Podziękujecie sobie za to w chwilach, kiedy wyczerpani dbaniem o chore dziecko będziecie mogli bez obaw posłuchać lekarza i zaufać jego wiedzy, ocenie sytuacji i zaleceniom.