Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziecko z bliska idzie w świat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Dziecko z bliska idzie w świat - ebook

Wielu rodziców ma obawy dotyczące momentu, kiedy dziecko spod ich opiekuńczych skrzydeł wyrusza w szeroki świat. Kiedy przekracza po raz pierwszy szkolne progi, kiedy próbuje się odnaleźć w nowej, nie zawsze przyjaznej rzeczywistości, kiedy relacje między rówieśnikami zyskują na znaczeniu.

Dorastanie dziecka to duże wyzwanie. Agnieszka Stein pokazuje, jak sprawić, aby ten czas był jednocześnie okazją do rozwoju nie tylko samego dziecka, ale także wszystkich członków rodziny.

„Dziecko z bliska idzie w świat” odpowiada na wiele pytań rodziców i opiekunów dzieci w wieku szkolnym. Znajdą w niej podpowiedzi, jak mądrze pomóc dziecku:

- w adaptacji do szkolnej rzeczywistości,
- w rozwiązywaniu najczęstszych szkolnych problemów,
- w nauce współpracy i nawiązywania relacji z rówieśnikami.

A także:

- jak wspierać dzieci w rozwoju samodzielności,
- jak przygotować je do życia w nieidealnym świecie,
- jak nabrać ufności we własne kompetencje rodzicielskie.

„Dziecko z bliska”, przedszkolak i szkolny debiutant z pierwszej, ciepło przyjętej książki Autorki, jest teraz starszy. Nadal jednak potrzebuje wsparcia bliskich mu dorosłych. Agnieszka Stein, odwołując się zarówno do najnowszej wiedzy o tym, jak przebiega rozwój dzieci w tym wieku, jak również do własnych doświadczeń w pracy psychologa w szkole, inspiruje do poszukiwania własnej drogi do dojrzałego rodzicielstwa.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66117-36-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCZĄTEK

The things we know and believe are a part of us. We feel we have always known them. Almost anything else, anything that doesn’t fit into our structure or knowledge, our mental model of reality, is likely to seem strange, wild, fearful, dangerous and impossible. People defend what they are used to even when it is hurting them.

Rzeczy, które wiemy i w które wierzymy, są częścią nas samych. Czujemy, że zawsze o nich wiedzieliśmy. Prawie wszystko, co nie pasuje do naszego schematu albo wiedzy, naszego umysłowego modelu rzeczywistości, będzie prawdopodobnie wydawać się dziwne, dzikie, przerażające, niebezpieczne i niemożliwe. Ludzie bronią tego, do czego przywykli, nawet wtedy, kiedy przez to cierpią.

John Holt Escape from Childhood

Każdy człowiek czyta inną książkę. Przekonałam się o tym, kiedy różne osoby opowiadały mi o swoich refleksjach po przeczytaniu „Dziecka z bliska”. W tych samych akapitach i zdaniach każda osoba zauważa trochę inne treści i przynoszą jej one inne przemyślenia – w zależności od tego, jaka jest jej życiowa sytuacja, czego potrzebuje i w co wierzy.

Przekonałam się również, przygotowując się do pisania drugiej książki i podczas pracy nad nią, że ten sam człowiek czyta za każdym razem inną książkę. Starając się odnaleźć źródła przemyśleń, o których piszę, i próbując szukać lektur, które mogłyby rodzicom pomóc w rozszerzeniu interesujących ich tematów i pogłębieniu pewnych kwestii, zauważyłam, że dobrze mi znane książki w jakimś sensie zmieniły się. Ponowne ich czytanie przynosiło mi zupełnie inne odczucia niż te, które pamiętałam z przeszłości. Było parę książek, do których teraz dojrzałam, ale było też wiele takich, które niemiło mnie zaskoczyły. Okazało się, że tam, gdzie pamiętałam ciekawą lekturę, skłaniającą do przemyśleń i pomagającą zrozumieć różne zagadnienia, obecnie spotykałam tyle przekłamań, stereotypów i niejasnych, mylących informacji, a także (niestety) pozbawionego szacunku podejścia do dzieci i dorosłych, że z pewnym żalem musiałam z nich zrezygnować.

Jednocześnie jest to w pewnym sensie dobra wiadomość. Pokazuje, jak wielka zmiana zaszła we mnie, ale też jak wielka kulturowa zmiana zaszła w myśleniu o dzieciach i o tym, co jest wobec nich w porządku, a co nie. Zdania, które budziły moje zdziwienie (na przykład z powodu dużej tolerancji dla klapsów, jeśli tylko wymierzane są w chwilowych emocjach, a nie na zimno), nie mogłyby już dziś tak łatwo paść z ust znanego i cenionego psychologa, jak wtedy, kiedy ukazała się dana książka. Podobne odczucia mam czasem, czytając książki pisane dla dzieci, które powstały kilkadziesiąt lat temu.

Ponieważ lubię kolekcjonować i łączyć informacje pochodzące z różnych miejsc i kontekstów, wykorzystuję tutaj prawie wszystko, co wiem, i co da się w jakiś sposób odnieść do tego etapu rozwoju człowieka, o którym piszę w książce. Wszystko, co może pomóc mnie i moim czytelnikom lepiej poznać i zrozumieć samych siebie oraz dzieci w wieku szkolnym, ich potrzeby i sposób myślenia i przeżywania. Postaram się jak najlepiej uporządkować i przedstawić to, co odkrywałam i nadal odkrywam, pracując z dziećmi, nastolatkami i ich rodzicami. Wdzięczna też jestem znajomym dorosłym, którzy jeszcze dobrze pamiętają swoje nastoletnie doświadczenia i zechcieli się nimi ze mną podzielić. Oczywiście ja też nadal sporo pamiętam z czasów, kiedy chodziłam do szkoły. Ważnym źródłem wiedzy i inspiracji były dla mnie różne podejścia zajmujące się poznawaniem działania i potrzeb człowieka. Szczególnie inspirujące wydają mi się między innymi podejścia:

• ewolucyjne – a więc zastanawianie się nad tym, jakie jest pochodzenie różnych zachowań i w jaki sposób ułatwiają one przetrwanie;

• neuropsychologiczne, czyli przyglądanie się, jak zachowanie człowieka i zmiany w nim zachodzące wiążą się z tym, co zachodzi w jego mózgu;

• międzykulturowe, czyli uwolnienie się od myślenia, że tylko nasz sposób na radzenie sobie z różnymi powszechnymi wyzwaniami jest skuteczny i właściwy;

• biznesowe, bo jest to kontekst pozbawiony stereotypów wychowawczych, które często utrudniają spojrzenie na dzieci jako na ludzi, a nie na obiekty wychowania.

Podczas pisania tej książki bardzo zależało mi na zebraniu i uporządkowaniu informacji, które mogą być pomocne dla rodziców dzieci w wieku szkolnym, a które są rozproszone po różnych źródłach, co może utrudniać dostęp do nich. Dlatego czasami świadomie rezygnowałam z pisania o czymś, co można znaleźć w wielu innych poradnikach, na rzecz kwestii, o których pisze się rzadziej lub co do których jest wiele niejasności.

Dziecko rośnie i zmienia się. Przejście między jednym etapem a kolejnym jest nieostre i często rodzice zauważają, jak daleko doszli, dopiero kiedy patrzą wstecz. Pewnego dnia uświadamiają sobie, że dziecko już od jakiegoś czasu zachowuje się inaczej, dojrzalej niż wcześniej. Do pewnego momentu mieli obawy, że dziecko nigdy się nie nauczy, nie wyrośnie, że już zawsze będą musieli mu przypominać, pomagać, ratować je, a potem nagle zastanawiają się, kiedy ostatnio zdarzyło się, że dziecko… zapomniało zabrać czegoś do szkoły, grzebało się rano czy pobiło z młodszą siostrą. Wiele procesów można zrozumieć lepiej, patrząc na nie z pewnego dystansu, na który trudno się czasem zdobyć, kiedy trudna sytuacja trwa tu i teraz. Nie znaczy, że nie pojawiają się nowe wyzwania. A zwłaszcza nowe obawy.

Obserwacja wielu dorastających młodych ludzi na przestrzeni kolejnych lat pozwala mi wyciągać optymistyczne wnioski. Od tysięcy lat starsi i dojrzali w każdym kolejnym pokoleniu narzekają na złe zachowanie młodzieży i upadek obyczajów. Z pewnością, gdyby dorośli postępowali tak nieodpowiedzialnie, ryzykownie i buntowniczo, jak nastolatki, nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ale okazuje się, że w miarę upływu czasu przybywa ludziom rozumu i samokontroli, choć nie wszystkim w takim samym stopniu.

Czy w takim razie należałoby dziecko zostawić samemu sobie i po prostu czekać? Czy nie ma znaczenia to, jakie doświadczenia są udziałem człowieka, kiedy jeszcze jest dzieckiem?

Ja wierzę, że ma to olbrzymie znaczenie. Dorośli mogą odegrać ważną rolę w życiu dziecka, jeśli są tym życiem głęboko zainteresowani. Zainteresowanie oznacza obserwowanie, słuchanie i uważność na to, co we wnętrzu dziecka naprawdę się dzieje, co je boli, porusza, interesuje. Jeśli dorośli chcą odkrywać dziecko, są nim naprawdę zaciekawieni, wtedy pomiędzy zachowaniami wynikającymi z jego rozwoju i zmagań z samym sobą mogą zobaczyć ten kształt, do którego ono zmierza. Uczą się też odróżniać wysiłek związany z rozwojem od sygnałów mówiących, że dziecko sobie nie radzi i potrzebuje pomocy.

Czas między dzieciństwem i dorosłością często jest trudny zarówno dla dzieci, jak i dla opiekujących się nimi dorosłych, bo nie wiadomo, jak traktować takie osoby. Czy jak dzieci, które dalej potrzebują opieki, bo tak można wnioskować z ich zachowania? Czy jak dorosłych, którymi bardzo chcieliby już być? Mam swój własny sposób na rozstrzyganie takich wątpliwości. Staram się wszystkich, bez względu na wiek, traktować poważnie (jak dorosłych) i jednocześnie ze zrozumieniem (jak dzieci).

Etapy życia dziecka, którym poświęcona jest ta książka, zostały wymyślone dopiero jakieś 300 lat temu¹. Upowszechnienie się druku spowodowało istotne zmiany w tym, jak ludzie postrzegają rozwój i wchodzenie w świat dorosłych. Książki zyskały status podstawowego źródła wiedzy i sposobu przekazywania informacji. Tym samym najważniejszą umiejętnością przygotowującą do dorosłego życia stała się umiejętność czytania i pisania oraz umiejętność wysiedzenia odpowiednio długo w szkolnej ławce i nad książką.

Do tego momentu zostawiano sprawy wychowania trochę samym sobie. Dzieci najczęściej po prostu wzrastały w otoczeniu dorosłych, bliższych i dalszych, stopniowo stając się coraz bardziej podobne do nich i w różnych momentach (w zależności od lokalnych obyczajów) biorąc na siebie dorosłe obowiązki. Przeświadczenie, że dzieci w wieku, jak to teraz nazywamy, szkolnym, nie są w pełni dojrzałymi dorosłymi, że są nadal dziećmi, które potrzebują opieki i ochrony, rodziło się w naszej kulturze powoli. Dzisiejsi dorośli są dużo bardziej świadomi, samodzielni i niezależni niż kiedyś. Nie tylko dzieci „zdziecinniały”, ale też dorośli „wydorośleli”.

W konsekwencji na dorosłych, którzy sprawowali opiekę nad dziećmi, zaczęła ciążyć bardzo duża odpowiedzialność za przygotowanie dzieci do samodzielnego życia. Zaczęli rozumieć swoje zadanie jako wymuszanie dalszego rozwoju dziecka poprzez nagradzanie pożądanego zachowania, karanie, motywowanie, wymaganie i stawianie granic. Według radykalnych zwolenników tej filozofii, gdyby tego nie robiono, dzieci na zawsze pozostałyby dziećmi.

Jest wiele konsekwencji tego, że ludzie myślą o nauce i rozwoju, jakby składały się głównie z zapamiętywania informacji, a co więcej – myślą o wychowaniu podobnie jak o uczeniu się nazw głównych rzek w Afryce:

• dziecko, które idzie do szkoły, jest traktowane tak, jakby dopiero wtedy zaczynało się uczyć;

• sposób, w jaki uczą się dzieci w szkole (zbliżony do tego, jak uczą się studenci – siedząc w ławkach i słuchając wykładu), zyskał status najwyższego i najszlachetniejszego rodzaju nauki; czytanie, pisanie, liczenie i inne umiejętności bezpośrednio do nich prowadzące są uważane za podstawowe inne zdolności, na przykład związane z działalnością artystyczną, troszczeniem się o innych i praktycznym działaniem, są lekceważone i traktowane jako mniej ważne;

• uważa się, że bez poddania dzieci nauczaniu na sposób szkolny nie jest możliwe, aby przyswoiły sobie niezbędną im w dorosłym życiu wiedzę, a za bardzo ważne narzędzie nauczania uważa się pamięciowe opanowanie różnych treści;

• za jeden z podstawowych warunków sukcesów szkolnych uznaje się posiadanie odpowiedniej motywacji i umiejętność samokontroli, która jednak, co ciekawe, ma służyć dzieciom głównie do skutecznego wypełniania poleceń dorosłych, a więc jest całkowicie odtwórcza.

Do każdego z tych założeń można mieć poważne zastrzeżenia. Mimo to nadal powszechnie obowiązują one w podejściu do dzieci i do ich wychowania oraz są mocno obecne w aktualnym systemie edukacji. Optymistyczne jest to, że przynajmniej w obszarze różnych zajęć pozaszkolnych, w kształceniu dorosłych i różnych alternatywnych sposobach pracy w szkole zaczyna coraz mocniej być obecny taki sposób nauki, który wykorzystuje naturalne predyspozycje człowieka i ma odbywać się poprzez zabawę, eksplorację, wspólne doświadczanie i wymienianie wrażeń. W ten sposób ludzie, bo nie tylko dzieci, uczą się dużo więcej i skuteczniej, choć często w trakcie całego procesu nie mają świadomości, że się uczą².

Od jakiegoś czasu wiele zjawisk, które wiązały się z „wynalezieniem” dzieciństwa, zaczyna zanikać. Coraz częściej podstawą zdobywania informacji o świecie jest obraz, a nie słowo pisane. Coraz cieńsza jest granica między obszarami życia zarezerwowanymi dla dorosłych, a tymi dostępnymi dla dzieci. Dzieci są traktowane coraz poważniej, jako uczestnicy kultury czy konsumenci. Stąd tytuł książki Neila Postmana „Zanikanie dzieciństwa”³. Autor widzi w zacieraniu się granicy między dorosłymi i dziećmi kulturowy regres i ostrzega przed tym, jak bardzo może zaszkodzić dzieciom to, że będą traktowane tak, jakby były dorosłe. W przeciwieństwie do niego dostrzegam wiele korzystnych efektów przemian, których jestem obserwatorką i częściowo uczestniczką.

To w związku z zanikaniem dzieciństwa w ciągu ostatnich stu lat wzrosła ogromnie świadomość tego, że dzieci również są podmiotem praw człowieka. Korczak napisał: „Nie ma dzieci, są ludzie”. To dzięki tym zmianom kilkunastoletnie dzieci mogą dzisiaj coraz intensywniej uczestniczyć w życiu dorosłych, np. poprzez dokonywanie odkryć naukowych, współuczestniczenie w programach badawczych, komponowanie muzyki. Coraz rzadziej ich pomysły są odrzucane tylko z powodu zbyt młodego wieku. Liczy się nie tyle rok urodzenia, a to, co ofiarowują światu.

***

Z dyskusji na temat dzieciństwa, o której wspomniałam wcześniej, można wyciągnąć jeszcze jeden wniosek. Ten okres w życiu człowieka (między rozpoczęciem szkoły a jej ukończeniem) jest tworem bardziej kulturowym niż biologicznym. A więc i rozmowa o nim musi być całkiem inna niż o pierwszym etapie życia dziecka, o którym traktowało „Dziecko z bliska”. Czas występowania wielu zjawisk, o których tu piszę, i to, czy się w ogóle pojawiają, jest dużo bardziej zależny od uwarunkowań kulturowych i od indywidualności dziecka i jego własnej sytuacji niż od jakiegoś uniwersalnego kalendarza. Dlatego pisząc o różnych zachowaniach dzieci lub o zmianach, jakie w nich zachodzą, staram się unikać podawania dokładnego wieku, w jakim to się dzieje. Z zastrzeżeniem, że niektórzy ludzie przechodzą pewne etapy w życiu zdecydowanie dorosłym. Przykładem takiego zjawiska jest oddzielanie się od swoich rodziców, zwane żartobliwie buntem 30- lub 40-latka, w zależności od wieku, w jakim występuje.

Wszystko, o czym piszę w tej książce, jest zanurzone i najpełniej zrozumiałe w kontekście miejsca i czasu, w którym ja sama i czytelnik się znajdujemy. Rozumienie rozwoju i celów, jakie przyświecają osobom odpowiedzialnym za wychowanie dzieci, jest do pewnego stopnia wspólne dla przedstawicieli mojej własnej kultury, ale niekoniecznie dla innych ludzi⁴. Nawet jeśli dużo piszę o tym, że warto dokonywać zmian w tym, jak rodzice i inni dorośli odnoszą się do dzieci, to jednak są to zmiany wynikające z pewnych procesów, które zachodzą w moim otoczeniu. Jest to w stosunku do naszej kultury⁵ bardziej ewolucja niż rewolucja. Jestem świadoma, że są takie miejsca na świecie, gdzie to, co dla mnie jest ważne, a nawet podstawowe, dla kogoś innego może być kompletną abstrakcją.

To w naszej kulturze za cel wychowania uważa się usamodzielnienie dziecka i pełne wykorzystanie jego indywidualnych możliwości. To ja chcę wychować dziecko, które będzie tak samo szanowało wszystkich ludzi na świecie i nie będzie ich dzieliło na swoich i obcych. To moje otoczenie uznaje, że ludzie muszą umieć rozwiązywać konfliktowe sytuacje między sobą bez uciekania się do przemocy i z szacunkiem do przeciwnika. To w mojej kulturze człowiek dojrzały powinien panować nad swoimi emocjami, ale jednocześnie umieć je okazywać i wyrażać⁶.

Także badania naukowe, do których się będę tutaj odwoływać, zostały w większości przeprowadzone w obszarze oddziaływania naszej kultury i trudno jest czasami przewidzieć, jakie byłyby ich wyniki i do jakich wniosków można by dojść, gdyby przeprowadzono je na drugim końcu świata. Trudno więc rozstrzygnąć, czy wynik, jaki uzyskali badacze, wynika z „natury ludzkiej”, czy ze sposobu, w jaki ludzie są wychowywani i z warunków, do jakich się dostosowują. W dodatku większość tych badań została przeprowadzona z udziałem osób wychowanych w sposób, który nazwałabym tradycyjnym (a więc za pomocą kar, nagród, często przemocy fizycznej), bo taki jest statystycznie najczęstszy model wychowania. Tak naprawdę nikt nie wie, jak wiele badań mogłoby dać inne wyniki, gdyby osoby badane były wychowywane w duchu szacunku i bliskości.

Badania, które dotyczą różnych sposobów wychowania dzieci, są mocnym argumentem za tym, że bezwarunkowa akceptacja, miłość i mocne więzi są lepszym wyposażeniem w dorosłym życiu niż strach i posłuszeństwo. Jednak te badania obejmują tylko niektóre aspekty ludzkiego życia. Jeżeli więc na przykład badano skutki nagradzania dzieci, to najczęściej porównywano dzieci nagradzane z karanymi albo z takimi, których rodzice nie zwracali uwagi na ich sukcesy. Dopiero później zaczęto porównywać dzieci nagradzane z obdarzanymi niewartościującą uwagą (o uwadze niewartościującej piszę więcej w rozdziale dotyczącym poczucia własnej wartości). Można zadać sobie pytanie, jakie byłyby wyniki, gdyby w takim badaniu uczestniczyły wyłącznie osoby, które nigdy w życiu nie zostały nagrodzone przez swoich rodziców, a zamiast tego były obdarzane uwagą niewartościującą. Czy byłyby takie same? Czy może zupełnie inne?

Specyfiką naszego społeczeństwa jest to, że robi się ono coraz bardziej różnorodne i wielokulturowe. W konsekwencji pozostawia bardzo dużo miejsca na indywidualne wybory. Stąd różne rozumienie tego, czym jest rozwój, jaka jest rola człowieka w społeczeństwie, co oznacza szczęście, sukces, co to znaczy być dobrym człowiekiem. Nie mogę, pisząc o wychowywaniu dzieci, uniknąć jasnego określania, jaki według mnie jest cel, do którego ma ono dążyć, jakim człowiekiem prawdopodobnie stanie się dziecko, które będzie traktowane w opisany przeze mnie sposób. Nie mogę uniknąć pisania o tym, co mogą robić dorośli ludzie, żeby mieć dobre i sensowne życie. Nie jest więc to tylko książka o dzieciach, ale i o dorosłych. O tym, jak przygotować dziecko do tego, żeby było takim dorosłym, jakim czytelnik tej książki może stawać się już dzisiaj.

Opowieść o dziecku szkolnym nie jest zamkniętą historią, którą dałoby się wyczerpująco opisać. Każde moje spotkanie z dzieckiem czy nastolatkiem jest pewnym odkryciem, za każdym razem uczę się czegoś nowego. Historia każdego konkretnego dziecka, jego opowieść o samym sobie ma swoją strukturę i sens, choć czasem wiele czasu zajmuje ich odkrycie. Parę razy wydawało mi się, że nic nie układa się w logiczną całość, ale w końcu zazwyczaj pojawiał się taki element, który wszystko porządkował. Mam przekonanie, że w tych przypadkach, kiedy nie dane mi było poznać czyjejś historii do końca, ten sens i logika też gdzieś tam były.

Mogę się więc podzielić tym, co odkryłam i ciągle odkrywam, ale to nie rozwiąże automatycznie trudności rodziców z ich dzieckiem. To niemożliwe bez wykonania pracy podobnej do tej, którą postaram się opisać. Nie da się ominąć samodzielnego szukania sensu i znaczenia w tym, co się między dorosłym i dzieckiem (jego własnym czy cudzym) dzieje. Mam nadzieję, że moja umiejętność i gotowość wczuwania się w sposób myślenia dzieci szkolnych, a także żywa pamięć tego, jak sama ten wiek przeżywałam, będą czymś, czym uda mi się podzielić z rodzicami takich dzieci. Dla mnie jest to fantastyczny wiek, choć warto powiedzieć to sobie wprost, że najczęściej niezwykle trudny dla samych dzieci oraz dla opiekujących się nimi dorosłych, bo dziecko ma do wykonania ogromną pracę – własny rozwój.

Najpierw opowiem o tym, jakiego rodzicielstwa potrzebują dzieci, żeby dobrze się rozwijać, i jak rodzice mogą je wspierać w oparciu o rodzicielską intuicję rozumianą jako umiejętność patrzenia na życie z punktu widzenia dziecka.

Następnie zajmę się tym, jacy rodzice najlepiej radzą sobie z takim sposobem wychowania, oraz tym, jacy dorośli prawdopodobnie wyrosną z tak wychowywanych dzieci, bo te sprawy bardzo mocno się łączą.

Opowiem o rozwoju dzieci szkolnych w różnych sferach, o tym, jaki jest jego przebieg i na co warto zwrócić uwagę, żeby móc najlepiej wspierać dziecko i nie narażać trwałości budowanej z nim relacji. Chcę się tu skupić na kilku obszarach, co do których jest wiele niejasności i nieporozumień. Takich, w których wiedza naukowa i psychologiczna stoi czasem w dużej sprzeczności z wiedzą potoczną. Będą to przede wszystkim kwestie związane z motywacją, poczuciem własnej wartości i rozwojem moralnym.

W następnej kolejności przyjrzę się temu, jak wyglądają relacje między dziećmi w wieku szkolnym, i temu, jakie jest miejsce rodziców we wspieraniu dziecka w tych relacjach. Jak mogą sobie radzić rodzice, kiedy dziecku jest trudno dogadać się z innymi dziećmi. Napiszę też trochę o tym, jak relacje z dziećmi w dzieciństwie pozwalają uczyć się bliskich relacji w dorosłości.

Na koniec poruszę temat wychodzenia dziecka w stronę dorosłości, kontaktu z instytucjami, przechodzenia ze sfery prywatnej i osobistej do sfery relacji formalnych.

Bohaterami tej książki będą rodziny: rodzice i dzieci, z którymi spotykałam się w swojej pracy psychologa (oraz prywatnie) i które nauczyły mnie bardzo dużo o tym, jak teoretyczną, psychologiczną wiedzę o różnych mechanizmach i rozwoju przekładać na praktykę codziennego życia. Szanując ich prywatność, pozmieniałam realia, imiona, szczegóły, ale są to żywi ludzie, którym jestem bardzo wdzięczna.

Niektóre z tych osób starały się od samego początku wychowywać dzieci w nurcie rodzicielstwa bliskości, często nie wiedząc, że ich podejście ma jakąś nazwę. A inne zetknęły się z takim sposobem wychowania dopiero wtedy, kiedy spotkały się ze mną na warsztatach, konsultacjach czy przy okazji jakiejś rozmowy. Każdy z rodziców wziął sobie z rodzicielstwa bliskości tyle, ile w danym momencie potrzebował i był gotowy wziąć.RODZICE I DZIECKO

– Harry, winien ci jestem wyjaśnienie – rzekł Dumbledore – Muszę ci wyjaśnić, jak doszło do tego, że stary człowiek popełnił tyle błędów. Bo teraz widzę, że to, co zrobiłem, i to, czego nie zrobiłem w stosunku do ciebie, nosi wszelkie znamiona błędów mojego wieku. Ty nie możesz wiedzieć, jak się czuje i jak myśli stary człowiek. Ale starzy ludzie ponoszą winę, jeśli zapomną, jak to jest, kiedy jest się młodym… i wszystko wskazuje na to, że ja właśnie o tym zapomniałem…

J.K. Rowling Harry Potter i Zakon Feniksa

Pierwszy rozdział poświęcony będzie znaczeniu, jakie dla rozwoju dziecka ma jego relacja z rodzicami. Napiszę więc o tym, jak tworzyć dobre porozumienie między rodzicem a dzieckiem i dlaczego to nie wystarczy. O tym, jakie są związki i zależności między budowaniem dobrego kontaktu z dzieckiem, a więzią z nim. Jak rodzice mogą wspierać dzieci w rozwoju poprzez budowanie z nimi dobrych relacji i dlaczego, mimo tego, że dziecko jest coraz starsze, to nadal relacja z rodzicami pełni pierwszoplanową rolę w jego życiu.

Postaram się wyjaśnić, dlaczego, mimo że piszę o dzieciach coraz starszych, konsekwentnie nazywam proponowane przeze mnie podejście rodzicielstwem bliskości, choć stereotypowo określenie to kojarzy się raczej z opieką nad małymi dziećmi.

Zajmę się też uporządkowaniem różnych wątpliwości dotyczących tego, jaka w rodzicielstwie bliskości jest rola rodzica. W czym przejawia się jego aktywność i inicjatywa, a gdzie raczej pozwala działać dziecku lub zostawia sprawy własnemu biegowi. Podpowiem więc, na czym mogą polegać działania rodziców, żeby miały one jak największy wpływ na to, jak dobrze będą sobie radzić w życiu dorośli ludzie, którzy wyrosną z ich dzieci.

Na koniec opowiem też trochę o budowaniu wspólnego domu z coraz starszymi dziećmi w taki sposób, aby jak najlepiej przygotowywać je do dorosłego życia. Będzie to rozdział, w którym rodzice będą mogli znaleźć trochę inspiracji dotyczącej zwykłych, codziennych spraw: obowiązków, sprzątania, dbania o siebie nawzajem.KONTAKT, KOMUNIKACJA

Co to znaczy mieć dobry kontakt z dzieckiem?

Chcę zacząć moją opowieść od budowania kontaktu, bo to jest według mnie najbardziej podstawowe „tu i teraz” rodzicielstwa. Najpierw rodzice pytają: „Co zrobić z dzieckiem, kiedy ono…”, „Co robić z dzieckiem, które… nie słucha się, nie uczy, kłóci się, robi sobie krzywdę”. I pierwsza, najprostsza odpowiedź na podobne pytania brzmi: Bądź z nim w kontakcie. Wspieraj je. Bądź po jego stronie.

Nie jest to oczywiście rada łatwa do wprowadzenia w życie. Żeby być w dobrym kontakcie z drugim człowiekiem, potrzeba, żeby zadziałało wiele różnych elementów tej układanki. Elementów związanych z własnym przeżywaniem relacji z dzieckiem, własnym życiem, a także rozumieniem tego, co się z dzieckiem dzieje i co mu ewentualnie może pomóc.

Pierwszą jednak przeszkodą, żeby być w kontakcie z dzieckiem, jest bardzo mocne przekonanie o tym, że kontakt wymaga wzajemności. W rodzicielskim słowniku „mamy dobry kontakt” oznacza najczęściej „dziecko mnie słucha”, a już co najmniej „dobrze się razem czujemy”, bo w powszechnym rozumieniu do nawiązania z kimś kontaktu potrzebna jest obopólna zgoda. I tu pojawia się trudność, bo kiedy jest ten dobry kontakt, jest fajnie, ale kiedy go nie ma, dziecko się złości, obraża, to trochę nie wiadomo, co z tym zrobić.

Tymczasem dla mnie bycie w relacji i w kontakcie to bycie blisko tego, co czuje, przeżywa, rozumie, pokazuje dziecko. Kontakt to bardziej umiejętność empatycznej obserwacji, która jest możliwa nawet wtedy, kiedy dziecko zatrzaskuje drzwi przed dorosłym.

Dzięki temu dziecko może poczuć się wzięte pod uwagę, wysłuchane i zrozumiane. Tym samym znacząco rośnie szansa na to, że również dziecko będzie chciało nawiązać kontakt. Ten sposób okazuje się jeszcze skuteczniejszy wtedy, kiedy kontakt jest dla osoby próbującej go nawiązać podstawową wartością, kiedy jest on bezinteresowny. Dążenie do kontaktu nie wynika z chęci przekonania dziecka do zmiany zdania, z jakichś doraźnych problemów, które trzeba rozwiązać, ze strachu przed tym, co się stanie, jeśli dziecko będzie dalej postępować tak, jak postępuje.

Bezinteresowny kontakt to pragnienie spotkania się dla samego spotkania. Nie po to, żeby dziecko słuchało, tylko po to, żeby je usłyszeć. Nie po to usłyszeć, żeby coś załatwić, tylko z wielkiego zainteresowania tym, co ma do powiedzenia. To jest kontakt, u którego podstaw leży dostrzeganie w drugim człowieku ogromnej wartości, ciekawość, otwarcie na to, co się usłyszy i zobaczy, choćby nawet było to bardzo trudne.

Szukając porozumienia i kontaktu z dziećmi, warto nie poprzestawać na jednym, najbardziej oczywistym wyjaśnieniu i szukać ich jak najwięcej się da. Nie zakładać, że wiadomo, o co chodzi, tylko być cały czas bardzo otwartym na to, że pojawi się coś nowego. Brać odpowiedzialność za zmiany w swojej relacji z dzieckiem i nie liczyć na to, że dziecko się samo dostosuje do dorosłego. Wtedy łatwiej się porozumieć.

Kiedy człowiek jest w dobrym kontakcie z drugim człowiekiem, widzi zachowanie tej osoby jej własnymi oczami. Powiedziałabym nawet, że widzi je sercem, bo ludzie, a zwłaszcza dzieci, potrzebują tego, żeby sięgać głębiej niż do szybkich, powierzchownych wyjaśnień danej sytuacji.

Potrzebują tego, żeby rodzice widzieli to, czego same dzieci czasem do końca nie rozumieją. Że za ich wściekłością, lekceważeniem, bolesnymi słowami i dziwnymi pomysłami stoją ich niezaspokojone potrzeby. Wielokrotnie rodzice opowiadali mi o rozmowach, sama też brałam w takich udział, w których dziecko na pytania, o co mu chodzi, do czego dąży, mówiło: „Chcę go walnąć”, „Nie chcę jej więcej widzieć”, „Nie chcę CIEBIE więcej widzieć”. Trzeba było dużo cierpliwości i delikatności, żeby wreszcie usłyszeć „Chcę, żebyś wiedział, jak mnie to zabolało”, „Nie chcę już więcej tak cierpieć”, „Boję się”.

Kryteria bycia w kontakcie są bardzo proste. Jeśli słuchając drugiego człowieka, ktoś słyszy jego ból, zagubienie, bezradność, niemożność wyjścia z trudnej sytuacji, kiedy widzi osobę, która cierpi, zmaga się z czymś, która stara się uczyć życia i która troszczy się o siebie, najlepiej jak potrafi. Jeśli budzi się w słuchającej osobie chęć wsparcia i towarzyszenia w trudnej sytuacji, to prawdopodobnie ten kontakt udało się uzyskać.

Jeśli dorosły słyszy chęć zaszkodzenia komuś, złośliwość, manipulację, nieuczciwość, lenistwo. Jeśli czuje potrzebę oceniania, dania nauczki, wyciągnięcia konsekwencji. Jeśli ma w sobie wściekłość i bezradność. Jeśli myśli o dziecku, że ono nie współpracuje, zachowuje się źle, buntuje się, to znaczy, że jeszcze nie jest w kontakcie z potrzebami tego dziecka.

Spotkanie w przestrzeni kontaktu stwarza szansę na zmianę sytuacji dziecka i zmianę w relacji, bo dociera do tego miejsca, gdzie jest największa trudność. Pozwala uruchomić siły, które prowadzą do nauki, rozwoju, a czasem leczenia bolesnych przeżyć. Kontakt nie jest plastrem, który przykrywa problemy, wymuszając pożądane zachowanie. Zachowanie przestaje być takie ważne, kiedy wiadomo, co za nim stoi.

Elżbieta Kalinowska w książce „Jak ruszyć z miejsca” porównuje problemy, z którymi się mierzą ludzie, do kłód, które leżą na ich drodze. Kiedy ktoś koncentruje się na tym, jak odwalić kłodę z drogi, swojej lub swoich dzieci, często zapomina, gdzie jest i dokąd chciał się dostać. I dla mnie kontakt jest właśnie takim ciągłym sprawdzaniem: dokąd jedzie moje dziecko? A żeby lepiej być w kontakcie z dzieckiem, trzeba także czasem zadać sobie pytanie: dokąd ja chciałabym dojechać?

Jakie są sposoby budowania kontaktu i naprawiania go?

W literaturze dla rodziców opisano wiele dobrych i skutecznych metod budowania kontaktu z dziećmi. Nie jest moim celem powtarzanie tutaj ich wszystkich, tym bardziej, że łatwo można do nich dotrzeć. Pomocne narzędzia można znaleźć w książkach Adele Faber i Elaine Mazlish („Wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci”, „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”), Thomasa Gordona („Wychowanie bez porażek”), Alfiego Kohna („Wychowanie bez nagród i kar”), Lawrence’a Cohena („Rodzicielstwo przez zabawę”) czy Jespera Juula („Twoje kompetentne dziecko”). Dodatkowo bardzo inspirującą filozofią patrzenia na dziecko może być Porozumienie bez Przemocy⁷.

Tutaj chciałabym napisać o kilku rzeczach, o których warto pamiętać, budując kontakt i próbując dogadać się z dzieckiem. Niektóre sposoby, o których piszę, zainspirowane są praktyczną improwizacją, która jest dla mnie bardzo interesującym sposobem rozwijania swoich umiejętności komunikacyjnych⁸.

1. Patrz oczami dziecka

Wyjście poza swój punkt widzenia jest jednym z podstawowych warunków dobrego porozumienia z innymi ludźmi. Rodzicom potrzebna jest ta umiejętność w stopniu mistrzowskim. Wiąże się ona z umiejętnością oddzielenia swojego punktu widzenia, swoich emocji, swojej wiedzy na temat świata od tego, co widzi, czuje i wie dziecko. Myśląc o jakiejś sytuacji, ludzie często mieszają swój punkt widzenia ze spojrzeniem innych osób (o tym, jak ważne jest rozróżnianie swojego punktu widzenia od punktu widzenia innych, dużo pisała terapeutka rodzinna Virginia Satir). Traktują jako oczywiste i wszystkim znane fakty to, czego druga osoba może nie wiedzieć. Uważają, że ktoś domyśli się, zgadnie. Dlatego nie dbają o dokładne pokazanie swojego punktu widzenia. Zdarza się też, że zbyt łatwo interpretują zachowanie innych, nie sprawdzając i nie dopytując, czy dobrze zrozumieli.

Rodzice odbijają się od dzieci, kiedy do poważnych rozmów wybierają tematy błahe z dziecięcego punktu widzenia. Chcą zmusić dziecko do przyjęcia ich własnej hierarchii spraw, a to nie jest możliwe, bo dziecko ma swoją własną.

Jakie znaczenie dla dziecka, które nie wie, czy chce mu się dalej żyć, ma zła ocena z klasówki? Albo jakie znaczenie dla dziecka, które właśnie się zakochało, ma to, gdzie kładzie swoje brudne skarpetki?

To kolejna podpowiedź, żeby zamiast gonić dzieci albo ciągnąć je do siebie, spróbować najpierw odwiedzić je w ich własnym świecie, bo często tylko tam możliwe jest spotkanie z nimi.

2. Bądź bezinteresowny

Jeszcze raz. Warto budować kontakt dla samego kontaktu. Porozumiewać się po to, żeby się wzajemnie dobrze rozumieć. Spotykać się dlatego, że osoba, z którą chce się spotkać rodzic, jest warta tego spotkania.

3. Nie można się nie komunikować⁹

Wszystko, co dzieje się, kiedy spotykają się dwie osoby, jest pewnego rodzaju komunikatem. Jeśli dorosły wchodzi do pokoju dziecka, a ono się zachowuje, jakby nikogo tam nie było, to też komunikuje ważne rzeczy na temat siebie, swoich emocji, wzajemnej relacji. Czasem dziecko mówi do rodziców lub innych dorosłych w taki sposób, że przestaje się do nich odzywać.

4. Nie blokuj

Warto starać się do minimum zmniejszać liczbę słów, które zniechęcają do kontynuowania rozmowy i bycia razem. Czyli krytyki, ostrych żądań, pouczania, zwracania uwagi. Dzieci bardzo wyraźnie pokazują, które komunikaty są blokujące. Odwracają wzrok, zatykają uszy, zamykają drzwi. Dorośli mówią do dzieci w taki sposób, bo mają mocne przekonanie, że blokowanie jest ich rodzicielskim obowiązkiem.

Problem ze słowami, które krytykują, wywierają presję itp., nie polega na tym, że są one „złe”, że „nie wolno ich używać”, tylko na tym, że każdy człowiek, a więc także dziecko, uruchamia różne mechanizmy po to, żeby ich nie słyszeć. Ignoruje, zapomina i traci chęć do kontaktu z blokującą go osobą.

Można tutaj zastosować regułę 15 sekund, którą proponuje Lawrence Cohen. Po 15 sekundach już widać, czy dziecko chce słuchać tego, co rodzic ma do powiedzenia. Jeśli widać, że nie chce, nie ma sensu naciskać i trzeba poszukać innego sposobu.

5. Zwracaj uwagę na treść, a nie na formę

Czasem forma, której używa dziecko, żeby się porozumieć, jest dla dorosłych bardzo trudna do przyjęcia. Zdenerwowanym dzieciom łamie się głos, zacinają się albo mówią bardzo cicho czy niewyraźnie. Niektóre wręcz przeciwnie – zaczynają bardzo szybko krzyczeć. Są też takie dzieci, u których reakcją na napięcie i stres jest nerwowy śmiech, interpretowany jako wyraz lekceważenia albo prowokacja.

Skupianie się na tym, CO dziecko chce przekazać, a nie JAK to robi, pomaga mu uwierzyć, że warto wchodzić w kontakt z dorosłymi. Jest to propozycja wbrew odruchowym reakcjom rodziców, którzy na pierwszym miejscu stawiają często to, żeby dziecko ładnie się do nich odzywało. Jednak warto pamiętać, że w komunikacji z nastolatkiem ten, kto stawia warunki typu: wysłucham cię, kiedy powiesz to, co chcesz powiedzieć, w odpowiedni sposób, może się nigdy nie doczekać takiej wzorcowej rozmowy.

Dzieci komunikują rodzicom to, jacy są dla nich ważni, przez kłótnie z nimi, oszukiwanie ich, krytykowanie. Mówią o tym, co jest dla nich trudne, używając słów, które dorośli, z różnych powodów, uważają za niedopuszczalne. Robią tak też po to, żeby mieć pewność, że nie zostaną zignorowane.

To, że dziecko mówi o swoich trudnych emocjach, nawet, wydawałoby się, w skandaliczny sposób, jest bardzo dobrą płaszczyzną do tego, żeby zacząć z nim budować porozumienie. Dużo lepszą niż milczenie i zamknięte drzwi. Dużo lepszą niż sztuczna poprawność, za którą kryje się poczucie dziecka, że z dorosłym nie ma sensu próbować szczerości i prawdy. Kiedy dziecko mówi „nie”, „nie zgadzam się”, to znaczy, że ma w sobie wiarę w to, że jego protest może zostać usłyszany i potraktowany poważnie. Z mojego doświadczenia wynika, że dzieci bardzo długo mają taką wiarę.

6. Nie zadawaj pytań, jeśli nie interesuje cię odpowiedź albo ją znasz

To bardzo częsta praktyka, nazywana przeze mnie przesłuchaniem. „Byłeś dzisiaj w szkole? Co było na matematyce? A co masz zadane?”. Pół godziny rozmowy po to, żeby na końcu powiedzieć „Dzwoniła pani i pytała, czy jesteś chory i dlaczego cię nie ma”.

Nie warto też zadawać pytań wtedy, kiedy dorosły oczekuje jednej właściwej odpowiedzi, albo kiedy wie, że dziecko tę odpowiedź dobrze zna, bo wiele razy już jej udzielało.

7. Ucz się od dziecka

Warto skorzystać z rady, jaką dostałam kiedyś od znajomej, też psychologa, żeby do tego, co mówi dziecko, podchodzić trochę jak do rozmowy z przedstawicielem innej kultury, który porozumiewa się w obcym języku. W takiej rozmowie, zanim ludzie zaczną wzajemnie interpretować swoje słowa jako przejaw złej woli, warto, żeby najpierw spróbowali ustalić ze sobą pewne kody i znaczenia. Co oznacza śmiech, a co podniesiony głos? Jak rozumieć poszczególne słowa? Bardzo często się zdarza, że złość dorosłego na dziecko wynika z tego, że dorosły odczytuje jako agresywne słowa, których dziecko używa na co dzień w rozmowach z rówieśnikami i nie traktuje ich jako przejaw agresji. I w drugą stronę: w rozmowach z dziećmi dorośli używają języka, jakim przez szacunek nie posługują się w relacjach z dorosłymi, bez refleksji, że dla dzieci te słowa również mogą być raniące. Spotkałam się też z sytuacją, kiedy dziewczynka regularnie dostawała uwagi od nauczycieli, że jest arogancka, i dopiero po jakimś czasie przyszła zapytać, co to słowo znaczy. Można więc powiedzieć, że do tego momentu cały wychowawczy wysiłek szedł na marne, ponieważ dziecko nie rozumiało, o co chodzi dorosłym, jakie zachowanie im przeszkadza i jakiego oczekują.

8. Bądź otwarty na „nie”. Bądź gotowy powiedzieć „tak”

Dziecko mówi już tak, jak dorosły. Ma bogaty zasób słów i prawie wszystko potrafi wytłumaczyć. A jednak mimo to często nie jest wysłuchiwane. Czasem dlatego, że dorośli tak bardzo koncentrują się na tym, co chcieliby zmienić w dziecku, że nie są w stanie usłyszeć tego, co dziecko chce im przekazać.

Dobrym punktem wyjścia do dalszego kontaktu jest przyjęcie do wiadomości i uszanowanie odmowy dziecka. I zainteresowanie się tym, co za tą odmową stoi. To rada, jaką wyniosłam ze szkolenia poświęconego sprzedaży. Sprzedaż zaczyna się od „nie”, bo dopiero wtedy, kiedy klient nie chce czegoś kupić, można naprawdę użyć swoich umiejętności, żeby spróbować coś sprzedać. Można się dowiedzieć, po co klient przyszedł do sprzedawcy, czego potrzebuje, jakie ma wątpliwości i doprowadzić do sytuacji, kiedy obie strony są zadowolone i osiągają jakąś korzyść.

Według mnie cała komunikacja również zaczyna się od „nie” i wychowanie zaczyna się od „nie”. Kiedy rodzic usłyszy szczerą odmowę, może razem z dzieckiem budować kontakt i szukać rozwiązania, które uwzględni potrzeby wszystkich zainteresowanych.

Warto usłyszeć to, co mówi dziecko. Pójść za jego tokiem rozumowania, zainteresować się nim. Choćby we własnej głowie zgodzić się na prośbę dziecka i zobaczyć, gdzie to może zaprowadzić. Powiedzieć: To rzeczywiście interesujący pomysł. Co by się stało, gdybyśmy to zrobili?

9. Sprawdzaj, czy dobrze usłyszałeś

Takie uzgadnianie znaczeń potrzebne jest we wszystkich kontaktach z ludźmi, ale przydaje się szczególnie we własnej rodzinie. Dziecko przychodzi do rodziców, zadaje im pytanie i warto, żeby sprawdzili wtedy, czy na pewno rozumieją, o co mu chodzi. Czynnikiem utrudniającym komunikację w rodzinie jest przekonanie rodziców o tym, że znają dziecko i wiedzą, co może mieć na myśli. Przez to rodzice mają mniej motywacji, żeby się dopytywać.

Stąd w bardzo wielu teoriach komunikacji obecny jest postulat dokładnego sprawdzania, jak druga strona zrozumiała nadany komunikat, a także tego, czy komunikat został odebrany zgodnie z intencją nadawcy. Jeśli komuś naprawdę zależy, żeby się dogadać, to czasem takie sprawdzanie wierności przekazu musi zachodzić wielokrotnie w ciągu całej rozmowy.

10. Weryfikuj swoje hipotezy

Często jest tak w relacjach z dzieckiem, że rodzic dość szybko „wie”, o co dziecku chodzi, czego ono potrzebuje. Najczęstsze stwierdzenia, które wtedy padają, to „on chce uwagi, domaga się uwagi” albo „testuje”, „sprawdza”, czasem też „chce decydować”. Jednak rozpoznawanie potrzeb dziecka nie zawsze jest takie proste i zdarza się, że pierwsza hipoteza jest błędna.

Warto więc, żeby rodzic na bieżąco sprawdzał, czy to, co wie o potrzebach dziecka, prowadzi go do jakiejś skutecznej strategii na zaspokojenie tej potrzeby. Bo jeśli dziecko ma mnóstwo uwagi i ciągle zwraca na siebie zainteresowanie rodziców, to może jego potrzeba jest jednak inna.

11. Nie bierz tego do siebie

Cokolwiek dziecko mówi do rodzica, nie mówi o nim, tylko o sobie. Wszyscy ludzie mówią tylko o sobie. Nieważne, czy mówią: „nienawidzę cię”, czy „jesteście denni”, zawsze mówią o sobie, o swoim bólu, rozczarowaniu, bezsilności. Warto to widzieć i warto pokazywać to dzieciom.

Warto dostrzegać w zachowaniu dziecka dobre intencje, bo rodzice są lustrem dla dziecka. Jeśli oni wierzą, że dziecko chce dobrze, przeważnie staje się to samospełniającą przepowiednią.

Dodatkowa zaleta takiego podejścia to możliwość uniknięcia wielu trudnych emocji kierowanych w stronę dziecka. Kiedy ktoś interpretuje zachowanie dziecka jako złośliwość, manipulację, wymuszanie, próbę wykorzystania czy brak szacunku, to prawie niemożliwe jest, żeby się nie poczuł wściekły.

12. Miej cierpliwość

Dzieci w wieku szkolnym rzadko przychodzą porozmawiać dlatego, że chcą, żeby za nie załatwić jakąś sprawę (no, chyba że po pieniądze), dużo częściej potrzebują tego, żeby ktoś je wysłuchał, zrozumiał, udzielił wsparcia. Czasem rozmowa ma służyć temu, żeby głośno pomyśleć. Dzieci chętnie rozmawiają o sytuacjach, których nie mają w ogóle zamiaru realizować w realnym życiu. Przedszkolak miał może chęć, aby wypróbować każdy podpatrzony psikus i każdą sytuację, która mu przyszła do głowy. Starsze dziecko potrafi w miarę dobrze oddzielać mądre pomysły od głupich. A nawet jeśli tego nie potrafi, niewiele można już na to poradzić. Czasem dzieci do rozmowy o różnych trudnych sprawach używają fikcyjnych kolegów czy koleżanek, którzy przeżywają kłopoty. Mówią: „Moja koleżanka ma chłopaka, co o tym myślisz?”.

Bywa, że na nawiązanie porozumienia potrzeba dużo czasu, ale nigdy nie jest to czas stracony.

13. Daj szansę na wyjście z honorem

Jeśli już dorosły potrzebuje postawić na swoim albo zadbać o swoje potrzeby, nie warto, aby dodatkowo oczekiwał od dziecka, żeby się poddało, ugięło, przyznało rację. Wystarczy, że ustępuje i spełnia prośby do niego kierowane, nie musi się z tego cieszyć.

14. Mów „tak”, żeby usłyszeć „tak”

Nawet kiedy trzeba odmówić albo powiedzieć coś trudnego, warto starać się zrobić to tak, żeby nie zniechęcać do komunikacji. Żeby to było możliwe, dorosły może zacząć rozmowę nie od załatwiania swojej sprawy, próśb, stawiania granic, tylko od próby nawiązania kontaktu z dzieckiem. Od dania dziecku poczucia, że jego potrzeby i granice również się w tej relacji liczą.

Jeden z prostszych sposobów na kontakt proponuje w swojej książce („Parenting without Power Struggles”) Susan Stiffelman. Zachęca rodziców, aby zaczęli trudną rozmowę od tego, że postarają się usłyszeć trzy razy „tak”. Mogą w tym celu powiedzieć: „Widzę, że chciałbyś się jeszcze pobawić?”, „Podoba ci się ta książka?”, „Nie lubisz chodzić do szkoły?”.

Warto czasem nazywać głośno to, co widać na pierwszy rzut oka.

15. Nie wymiękaj, nie zniechęcaj się

Komunikacja ma to do siebie, że nie ma w niej stuprocentowych recept. Czasem rodzic powie coś, co pomoże dziecku, a czasem coś, co je do komunikacji zniechęci. Dzieje się tak nawet wtedy, kiedy używa samych właściwych słów i unika tych niezalecanych.

Dlatego zamiast listy zachowań zrywających kontakt, bardziej przydatna według mnie może być uważna obserwacja tego, co się na bieżąco dzieje. Oraz – rzecz najważniejsza – pragnienie powtórnego nawiązania porozumienia po tym, jak kontakt został zerwany, i branie odpowiedzialności za to, by ten kontakt odbudowywać.

Na pewno nieraz stanie się tak, że rodzic powie coś, co zrani dziecko. Ważne, żeby nie zatrzymywał się, nie obrażał, tylko próbował dalej.

Dlaczego kontakt może nie wystarczyć?

Chcę teraz wytłumaczyć się z tego, dlaczego nadal używam konsekwentnie terminu „rodzicielstwo bliskości”, mimo że piszę o dzieciach, które dawno wyrosły z wieku niemowlęcego, z którymi można się komunikować na wiele dobrze opisanych, spopularyzowanych i bardzo inspirujących sposobów.

Moim zdaniem to jednak za mało. W wieku szkolnym nadal to, co najważniejsze i podstawowe w rozwoju człowieka, zachodzi w relacji z ważnymi dla niego osobami, figurami przywiązania – w naszej kulturze najczęściej mamą i tatą. Naprawdę głębokie zmiany rozwojowe wynikają z więzi między dorosłymi a dzieckiem i z poczucia bezpieczeństwa, które jest z tą więzią zespolone.

Żadna technika komunikacji, żaden sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach nie będzie tak samo skuteczny, jeśli wyjmie się go z przestrzeni więzi. Żadna więź nie będzie skutecznie wspierać rozwoju, jeśli osoby za nią odpowiedzialne nie będą jej pielęgnować. Dlatego nawet najlepsze metody wychowawcze i sposoby porozumiewania się z dzieckiem mogą odnieść zupełnie inny skutek, w zależności od tego, czy więź między rodzicami a dzieckiem jest mocna i ufna, czy krucha i warunkowa. Żaden z pomysłów opisanych przeze mnie nie jest magiczną sztuczką, która zadziała zawsze, niezależnie od tego, co poza tym dzieje się w relacji.

Gordon Neufeld („Hold On to Your Kids”) pisze o tym najbardziej dosadnie. Jeśli relacja z dzieckiem jest mocna i stale pielęgnowana, to rodzice potrzebują niewielu porad wychowawczych, mogą po prostu żyć razem z dziećmi i to wystarcza. Natomiast jeśli dziecko nie ufa im albo, co gorsza, uwierzyło, że rodzice nie chcą być obiektami jego przywiązania i nie chcą być przywiązani do niego, bo kładą nacisk na samodzielność, niezależność i radzenie sobie samemu, to każda metoda wychowawcza może zostać potraktowana przez nie jako kolejna sztuczka mająca służyć rodzicom do przejęcia kontroli.

Staram się więc dawać dużo więcej podpowiedzi dotyczących tego, jak wzmacniać więź i relację, jak podtrzymywać bliskość, jak budować zaufanie, niż konkretnych sposobów na uzyskanie określonego efektu w zachowaniu dziecka. Zachowanie dziecka raczej rzadko bywa czymś, co można skutecznie kontrolować.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: