- W empik go
Dziedzictwo Agwatronu. Tom III: Tajemnica morza Egnero - ebook
Dziedzictwo Agwatronu. Tom III: Tajemnica morza Egnero - ebook
Cyrajla trafia do Agwatronu – wydawać by się mogło, że przypadkiem. Nieuprzejma, niemająca przyjaciół, ciągle zła na otaczający ją świat zostaje siłą zawieziona do sklepu z antykami, które uwielbia jej mama. Tam, zniechęcona, mimo wszystko zaczyna zagłębiać się w przepastne przestrzenie starego sklepu. W którymś momencie dostrzega złoty błysk. I robi to, co zawsze – kradnie coś, co należy do kogoś innego. Coś, co tym razem na zawsze odmieni jej życie.
Kolejna książka Pauliny Koniuk o Agwatronie skrzy się przygodami, których akcja rozgrywa się w kręgach Morza Egnero. Eweeze, Cyrajla, Mormod i Artan – początkowo przypadkowo splecione losy głównych bohaterów zaczynają układać się w misternie utkany plan. Przez kogo? Księżniczkę Shejrę, smoka z wyspy czy też kapitana Van Denalo? Kto czyha na życie Cyrajli i jej towarzyszy? Czy bohaterom uda się zrealizować plan Złotego Jaja?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-416-0 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tworzeniu kolejnej części Dziedzictwa Agwatronu. W pierwszej kolejności Rodzicom i Siostrze, ponieważ jako pierwsi z oddaniem czytali tę opowieść, poznając coś, co tworzyłam ponad rok. Przyjaciołom, którzy raz po raz pytali o to, kiedy ukaże się III tom – niecierpliwe, radosne wyczekiwanie w Waszych oczach cieszyło mnie i napełniało pewnością, że to, co robię, ma sens również dla Was. Dziękuję także pewnemu Dawnemu Znajomemu, z którego inspiracji Eweeze już na początku opowieści zyskała postać gronostaja. Słowa wdzięczności należą się również muzykom, których utwory wprowadzały mnie w nastrój, czasem tak doskonały, że klawisze nie nadążały za palcami! Już teraz, z góry dziękuję każdemu, kto sięgnie po moją książkę i ją przeczyta – mam nadzieję, że lektura sprawi Mu przyjemność, a kolejne tomy, które pragnę napisać, również spotkają się z ciepłym przyjęciem Czytelników.Rozdział 1 Motyli pył
Niestety, ten dzień nie był nawet w najmniejszym stopniu takim, jakim można by go sobie wymarzyć. Cyrajla zrozumiała to już w ciągu pierwszej minuty po przebudzeniu się, przywitana przez stukot zimnych kropli deszczu, które bez umiaru torpedowały szybę jej okna, i budzik, który najwyraźniej zaspał. Potem już tylko odhaczała kolejne nieprzyjemne sytuacje, które miały miejsce tego dnia. Każda następna godzina bezlitośnie uświadamiała jej, że przecież może być jeszcze gorzej! Pieszy spacer do szkoły w najprawdziwszą ulewę w towarzystwie zepsutego parasola, następnie jedynka ze sprawdzianu z chemii, na który uczyła się przecież cały tydzień, no i na dokładkę lodowaty prysznic, który sprezentował jej kierowca czarnego mercedesa, jadący z zawrotną prędkością przy przejściu dla pieszych, gdy dziewczyna już zaczynała odczuwać ulgę po opuszczeniu znienawidzonego, szkolnego budynku.
– Wreszcie jesteś – warknęła Cyrajla, rzucając swoją torbę na tylne siedzenie samochodu. – Którędy ty do mnie jechałaś? Przez Himalaje?
Matka Cyrajli wskazała na szary krajobraz za szybą, nawet nie spoglądając w jej stronę.
– Sama widzisz, jak leje. Poza tym korki o tej porze są nieznośne – odparła tonem, w którym nie było słychać nawet odrobiny żalu, co jeszcze bardziej rozzłościło dziewczynę.
– Nie zmienia to faktu, że mokłam ponad kwadrans – warknęła Cyrajla, zatrzaskując za sobą drzwi od samochodu.
Matka westchnęła ze zrezygnowaniem i w końcu na nią spojrzała.
– Boże! – krzyknęła. – Czy ty naprawdę nie umiesz dbać o własne rzeczy? Masz całkiem przemoczone spodnie!
– Samochód mnie ochlapał – burknęła Cyrajla, a spostrzegłszy, że matka ciągle mierzy ją wzrokiem, dodała: – Możesz wreszcie ruszyć z miejsca? Mam do roboty coś ciekawszego, niż siedzenie w samochodzie w mokrym ubraniu.
Matka odwróciła wzrok od przemoczonej córki i z głośnym westchnieniem odpaliła samochód.
– Musisz być bardziej uważna, Cyrajlo – odparła.
Dziewczyna skrzyżowała ramiona i oparła głowę o zaparowaną szybę. Bez słowa wpatrywała się w mknące po szkle lodowate strużki, które nabierały prędkości w miarę rozpędzania się samochodu. Szybko jednak ją to znudziło i skupiła wzrok na tym, co rozpościerało się za oknem – szarych budynkach, ogołoconych z liści drzewach, przemoczonych do suchej nitki ludziach.
Gdy zatrzymały się na światłach, Cyrajla utkwiła wzrok w chłopaku, który stał pod potężnym, nagim dębem, pozbawiony nie tylko parasola, ale i kaptura, którym mógłby okryć głowę. Uśmiechnęła się złośliwie. Skoro ona mogła moknąć, innych także powinno to spotkać.
Jednak jej uśmiech szybko zbladł, gdy spostrzegła grupkę roześmianych nastolatków, idących w stronę przemoczonego chłopaka. Byli wśród nich zarówno chłopcy, jak i dziewczyny, i jedno spojrzenie w ich stronę wystarczyło, aby Cyrajla zrozumiała, że nawet ta lodowata ulewa nie była w stanie popsuć im humoru. Chłopak, który do tej pory moknął pod dębem, z szerokim uśmiechem dołączył do pozostałych.
Dziewczyna odwróciła wzrok od okna i zagłębiła się w swoją przemoczoną kurtkę, starając się jednocześnie nie patrzeć w stronę matki.
Cyrajla nie przepadała za towarzystwem innych ludzi. Sama była sobie najlepszą przyjaciółką i czuła się z tym dobrze. Nie brała udziału w dyskusjach prowadzonych przez koleżanki z klasy, unikała sytuacji, w których zmuszona by była do zawierania nowych znajomości, a wszystkie zadania, jakie stawiał przed nią kapryśny los, wykonywała samodzielnie. Nie była w stanie przekonać się do tego, aby komuś zaufać, na kimś polegać, a co za tym idzie – aby móc się z kimś zaprzyjaźnić.
Rzuciła znikającej za rogiem grupie ostre spojrzenie. Przecież wcale nie potrzebowała żadnych przyjaciół, aby dobrze się bawić. Sama potrafiła o siebie zadbać. Oczywiście…
Więc dlaczego, widząc paczkę tych roześmianych ludzi, poczuła nagły nieprzyjemny ból w sercu? I cichą zazdrość…?
Obróciła się na bok, plecami do szyby, i ukradkiem spojrzała na przemoczony plecak, spoczywający tuż obok niej. W tej chwili bardziej przypominał przeżutego i wyplutego kapcia, niż szkolną torbę.
Westchnęła. Ponieważ jej życie towarzyskie praktycznie nie istniało, Cyrajla cały wolny czas poświęcała na naukę, robiła to jednak bez pasji. Nie zastanawiała się też nad tym, czy posiada jakiś talent, który mogłaby rozwijać. Nie wierzyła też w miłość ani ludzką szczerość. Kiedy ktoś był względem niej nieuprzejmy, zdarzało jej się w ramach odwetu coś tej osobie ukraść lub zniszczyć. Ciche obserwowanie straty i bólu w oczach wroga wystarczało jej jako zemsta. Na dodatek umiała to robić tak perfekcyjnie, że jeszcze nikt nigdy jej na tym nie przyłapał.
Ale tego fatalnego dnia wszystko mogło się zmienić. I to właśnie była kolejna sytuacja, którą Cyrajla bez wahania mogła odhaczyć na swojej dzisiejszej liście niefortunnych zdarzeń i której zajście po części zawdzięczała swojej matce.
Wzrok Cyrajli, który przez ostatnie kilka minut utkwiony był w zlewającym się w jednolitą, szarą masę krajobrazie, nagle się ożywił. Wyprostowała się raptownie i przetarła zaparowaną szybę.
– Dokąd my jedziemy? – spytała, nie kryjąc zdenerwowania. – To chyba najdłuższa droga do domu, jaką mogłaś wybrać.
– Chcę jeszcze wstąpić do jednego sklepu z antykami – odparła jej mama, a widząc istnie drapieżny wzrok swojej córki, wycelowany prosto w nią, szybko dodała: – To ostatnie przychodzące mi na myśl miejsce, w którym mogę znaleźć dokładnie taką drewnianą toaletkę, jakiej szukam. Opowiadałam ci o niej, pamiętasz?
– Wolałabym nie pamiętać! – krzyknęła rozzłoszczona Cyrajla. – Odwieź mnie do domu!
– Nie – odparła stanowczo. – Musisz jechać ze mną. Nie będę teraz specjalnie nawracać do domu, kiedy połowę drogi mamy już za sobą. To bezsensowna strata czasu.
– A na oglądaniu staroci strwonisz go jeszcze więcej! – Cyrajla nie dawała za wygraną, podczas gdy samochód niestrudzenie zmierzał ku obrzeżom miasta. – I to na dodatek mnóstwo mojego cennego czasu! Mnie to nie bawi!
– Mnie nie bawią twoje wieczne humory – odparła kobieta i rzuciła w lusterko wściekłe spojrzenie, które Cyrajla musiała dostrzec. Po chwili jednak wyraz jej twarzy złagodniał. – Porozglądasz się trochę, kto wie, może tobie też coś tam się spodoba?
– Taaa – mruknęła pod nosem dziewczyna. – Niezardzewiały rower, którym będę w stanie wrócić do domu przed tobą. Ja mam jutro sprawdzian z matematyki!
– Nic tylko się uczysz! Tak też nie można żyć. –Matka cały czas obserwowała twarz Cyrajli i nie zauważyła, że samochód przed nimi gwałtownie zahamował.
– Uważaj! – wrzasnęła dziewczyna.
Matka wbiła wzrok w przednią szybę i natychmiast nacisnęła hamulec. Choć samochody nie zderzyły się, wyglądało na to, że dzieli je zaledwie kilka centymetrów.
– Kretyn! – wrzasnęła matka, trąbiąc na kierowcę przed nimi. Obejrzała się na zdębiałą córkę. – A ty, dlaczego nic nie mówisz? Mogłyśmy w niego wjechać!
Cyrajla nie skomentowała jej wyczynu ani słów. Jeszcze przez chwilę piorunowała matkę wściekłym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu. Skrzyżowała ramiona na piersi i z obrażoną miną obserwowała deszczowe krople, które spływały obfitymi strugami po szybie samochodu. Bloki szybko ustąpiły miejsca domkom jednorodzinnym, a te powoli zaczynały przeobrażać się w wiejskie posiadłości. Wtedy przed oczami Cyrajli mignął biały szyld z napisem „Dom Antyków”. Jak się okazało, sam sklep mieścił się nieco ponad sto metrów dalej.
Gdy w końcu dotarły na miejsce, dziewczyna odniosła wrażenie, że tego starego, ceglanego budynku już od dawna nikt nie zaszczycił swoją obecnością. Przez chwilę stały z matką pod jednym parasolem i obserwowały wystawę. Ciemność otaczająca stare, w większości drewniane lub srebrne, lecz zaśniedziałe przedmioty, dawała Cyrajli jasny komunikat: tutaj nie ma niczego ciekawego. A przynajmniej nie dla niej. Niestety, najwyraźniej jej mama była innego zdania. Spojrzała na tabliczkę na drzwiach, po czym nadusiła pozłacaną klamkę.
– Co ty robisz? – spytała Cyrajla. – Tutaj jest napisane, że już zamknięte…
Jednak drzwi uchyliły się, skrzypiąc głośno. Matka rzuciła Cyrajli triumfalny uśmiech i weszła do środka. Dziewczyna zrobiła naburmuszoną minę, ale złożyła parasol i podążyła za nią. Dźwięk dzwonka, który rozległ się przy ich wchodzeniu, poniósł się echem po pachnącym starością pomieszczeniu, wypchanym od podłogi po sufit najróżniejszymi gratami.
– Rozejrzyj się – szepnęła kobieta. – Czy tu nie jest przepięknie? Aż czuć magię, która tutaj panuje…
– Magię kurzu? – warknęła niechętnie Cyrajla, co zaowocowało jedynie krzywym spojrzeniem matki. – Chcę wracać do domu…
– Tam jest lada – odparła jej mama, nie zwracając na nią uwagi. Wskazała na niknące pod toną kartonów i notatek biurko, które w oczach Cyrajli niczym szczególnym nie różniło się od reszty staroci, umiejscowionych w tym pokoju. – Sprawdzę, gdzie jest sprzedawca…
Cyrajla zmarszczyła brwi i niechętnie powędrowała w dokładnie przeciwną stronę niż matka. Mijała drewniane, ręcznie zdobione meble, ledwo tykające zegary, figurki, których ponure twarze rzucały jej zagadkowe spojrzenia, i stosy biżuterii, które wypełniały po brzegi wysadzane szlachetnymi kamieniami kuferki. Tak jak podejrzewała, większość rzeczy była zaśniedziała i zakurzona. Dziewczyna błądziła wokoło wzrokiem, próbując od niechcenia zawieszać go na czymś interesującym. Szła jednak dalej, coraz bardziej zagłębiając się w puszczy starych przedmiotów. Wejście do domu antyków zniknęło gdzieś za jej plecami, a głos matki stopniowo oddalał się, aż w końcu ucichł. Została sama. Robiło się coraz ciemniej – tylko jedna naftowa lampka nieśmiało posyłała swój blask zakurzonemu pomieszczeniu.
Wtem dziewczyna przystanęła i rozejrzała się, mrużąc podejrzliwie oczy. Dałaby głowę, że przed sekundą dostrzegła jakiś intensywny, złoty blask po swojej lewej stronie. Choć mogłaby fakt ten z łatwością zlekceważyć, to coś mówiło jej, że połysk ten z pewnością nie należał do małego, zaśniedziałego kolczyka.
Obejrzała się zaciekawiona. Tuż przed jej nosem stała potężna komoda z zarzuconym na okrągłe lustro prześcieradłem, której pięknie zdobione szuflady aż prosiły się o to, aby je uchylić i zgłębić ich tajemnice. Cyrajla nigdzie jednak nie widziała żadnej biżuterii ani pozłacanych przedmiotów, które mogłyby być źródłem tamtego tajemniczego blasku.
Dziewczyna rozejrzała się nieufnie. Nikogo nie dostrzegłszy, otworzyła pierwszą lepszą szufladę. Pusto. Uchyliła więc drugą, trzecią, czwartą… W końcu musiała uklęknąć, by zajrzeć do tych najniżej położonych. Nic. Skąd więc pochodził ten dziwny blask? Wstała, zakładając kosmyk swoich krótkich czarnych włosów za ucho, i rzuciła komodzie niechętne spojrzenie. Odwróciła się, lecz w tej samej chwili usłyszała dźwięk obsuwającego się materiału. Poczuła, jak jej ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się niepewnie i zamarła.
Na spowitym białym obrusem blacie komody leżało błyszczące jajo, którego idealnie wyciosane w złocie oblicze odbijało się w zakurzonej, lustrzanej tafli. Było, na oko, przynajmniej dwa razy większe od jaja kurzego. Cyrajla nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Jakim cudem to jajo tak nagle znalazło się na komodzie? Kto zrzucił zasłonę, pod którą z pewnością nie kryło się żadne wypiętrzenie? Przełknęła ślinę i zbliżyła się do owalnego przedmiotu. Dostrzegła, że mniej więcej pośrodku było ono przecięte w poprzek. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Może była to jakaś szkatułka? Delikatnie ujęła antyk, który okazał się o wiele lżejszy, niż można by się spodziewać po złotym przedmiocie, i obejrzała go dokładnie. Uniosła dłoń z zamiarem uchylenia wieczka, ale wtem, całkiem niedaleko niej, rozległy się kroki. Rozejrzała się w przestrachu, po czym szybkim ruchem odpięła zamek plecaka i wrzuciła jajo do przegródki.
– Witam – usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się jak oparzona. Zza komody patrzył na nią starszy pan. Jego głowę zdobiły kępy siwych, rozczochranych włosów. Miał długi, orli nos i okulary pozbawione jednego szkła. Prawą rękę, którą obejmował rękaw białej koszuli, zarzucił niedbale na ramę lustra. Mierzył Cyrajlę podejrzliwym, lecz spokojnym wzrokiem. – W czym mogę panience pomóc?
– Mi w niczym – odparła szybko, maskując strach swobodnym tonem. – Ale moja mama szuka drewnianej toaletki. Jest przy pańskiej ladzie.
Mężczyzna uniósł tajemniczo brew i obdarzył jej torbę krótkim, intensywnym spojrzeniem. Cyrajla była przerażona nie na żarty, jednak starała się zachować spokój. Jeszcze nikt nigdy nie przyłapał jej na kradzieży. To nie mogło stać się właśnie teraz…
– Dobrze – odparł staruszek i zdjąwszy spojrzenie z plecaka Cyrajli, uśmiechnął się do niej pogodnie. – A zatem poszukajmy twojej mamy.
Gdy ją minął, Cyrajla odetchnęła z ulgą. Rzuciła swojej torbie ukradkowe spojrzenie, upewniła się, że jest zapięta i bez słowa podążyła za mężczyzną.
***
Myśli dotyczące przedziwnego wydarzenia nie opuszczały Cyrajli choćby na chwilę – nawet po wyjściu ze sklepu była przekonana, że tajemnicze oczy staruszka cały czas śledzą jej ruchy i torbę, w której schowała drogocenny przedmiot. Teraz, gdy leżała w swoim łóżku, w pogrążonym we śnie i spętanym ciemnością domu, jej niepokój tylko się spotęgował. Czy to ten poczciwy sprzedawca podłożył jej jajo? Ale jeśli tak, to dlaczego pozwolił je zabrać? A może właśnie o to mu chodziło? Może on wiedział, że już wcześniej kradła, a teraz się upewnił i zgłosi to na policję, a potem…
Nie!
Cyrajla nakryła się kołdrą aż po czubek głowy. On nic nie wie. Nikomu nie powie. Nie może…
Powoli zaczynała rozumieć, że to nie myśl o zdemaskowaniu tak ją przerażała, a sam fakt, że w ogóle czuła wyrzuty sumienia związane z kradzieżą. Dotychczas, bez względu na to, co robiła innym ludziom, był to tylko i wyłącznie akt zemsty i nigdy tego nie żałowała. Nie myślała nad tym, po prostu coś kradła lub niszczyła. I tyle.
A teraz? Czuła, jak w środku cała się gotuje, jak dłonie zaczynają jej się pocić, ilekroć zajrzy do torby. Takie zachowanie nie leżało w jej naturze, czuła się nieswojo. Bo tak naprawdę, ile to złote jajo mogło kosztować? Może to właśnie był powód jej strachu – wartość ukradzionej rzeczy? Jak dotąd nigdy nie brała czegoś z innych pobudek niż zemsta, a już na pewno nie ze sklepu. To był jej pierwszy wyczyn na większą skalę, który otarł się o zdemaskowanie…
Wyjrzała niepewnie zza pierzyny i spojrzała na niknący w ciemności plecak. Taki zwyczajny, tu i tam lekko podarty… A krył w sobie skarb, za który – była tego pewna – mogłaby dostać dożywocie. Wyciągnęła lekko trzęsącą się dłoń w kierunku torby i zaczęła w niej myszkować. W końcu je wyjęła – złote, idealnie gładkie jajo. Usiadła po turecku na łóżku i oglądała je, czując narastającą suchość w gardle. Chęć uchylenia wieczka kusiła jak nigdy wcześniej. Delikatnie położyła prawą dłoń na czubku jaja i lekko pociągnęła je w swoją stronę. Wieko ani drgnęło. Zmarszczyła brwi. Spróbowała więc w drugą stronę, już nieco mocniej. Tym razem poczuła, że zmierza w dobrym kierunku. Zdobyła się więc na to, aby użyć jeszcze trochę więcej siły i… uchyliła wieczko. Z wnętrza wydobył się złoty blask, oświetlając jej twarz. Zamrugała, drżąc z podniecenia, i zajrzała do środka jaja.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom. W jaju spoczywał kolorowy motyl, którego skrzydła lśniły wszystkimi kolorami tęczy; na dwóch górnych przeważał jednak błękit, a na mniejszych – złoto. Cyrajla uniosła dłoń, chcąc go dotknąć, ale wówczas owad zatrzepotał skrzydłami i wyleciał z jaja. Cyrajla z zachwytem wsłuchiwała się w dźwięk, jaki wydawały w locie jego skrzydła – brzmiało to jak bicie morskich fal o brzeg. Przez chwilę zdawało jej się nawet, że słyszy szum drzew i wrzask mew. Motyl latał spokojnie po pokoju, jakby szukał w ciemności miejsca, w którym mógłby przysiąść. Cała jego postać skrzyła się złotym blaskiem. W końcu wybrał odpowiednie dla siebie miejsce – drzwi rozsuwanej szafy, która w całości obejmowała jedną ze ścian pokoju Cyrajli. Gdy tylko dotknął drewna, dziewczyna skuliła się, gniotąc w wolnej dłoni kołdrę, którą była przykryta. Czuła, że za chwilę miało się wydarzyć coś dziwnego i nie była do końca pewna, czy chce w tym uczestniczyć.
Motyl jeszcze przez chwilę trzepotał skrzydłami, z sekundy na sekundę stopniowo zwalniając, po czym szybkim ruchem położył je na szafie. Całe jego maleńkie oblicze zajęło się złotym światłem. Kontury owada zaczęły rosnąć, rozszerzać się, obejmując całą szafę Cyrajli. Dziewczyna przyglądała się mu z niedowierzaniem, gdy wtem poczuła, że złote jajo w jej dłoni zaczyna drżeć. Opuściła wzrok i ze zdziwieniem spostrzegła, że ów przedmiot począł się rozpływać, zmieniając się w złoty pył, który przez chwilę unosił się nad nią, po czym, niby stado zdezorientowanych świetlików, zaczął błądzić po jej pokoju. W końcu zwrócił się w kierunku błyszczącej szafy i pognał jej na spotkanie. Cyrajla zasłoniła oczy dłońmi, gdyż blask towarzyszący zderzeniu szafy ze złotym pyłem był nie do zniesienia.
Przez chwilę w pokoju trwała głucha cisza, która z wolna zaczęła ustępować miejsca szumowi fal i liści na wietrze. Cyrajla poczuła przyjemne ciepło słońca na swojej skórze. Opuściła dłonie i zamarła. Przed nią, na całej długości ściany, w którą przed chwilą wbudowana była szafa, rozciągała się panorama złocistej plaży. Nagrzany letnim słońcem piach tworzył smugi na czerwonym dywanie, a nieco dalej i już wewnątrz magicznego obrazu, morskie fale obmywały gładki brzeg. Lewa zaś strona owego nieprawdopodobnego pejzażu zajęta była przez zielony, wysoki las. Złociste słońce, którego blasku nie bezcześciła ani jedna chmurka, dumnie posyłało swoje ciepłe promienie ku Cyrajli. Oczy dziewczyny błyszczały niedowierzaniem. Motyl stworzył w jej pokoju przejście na nieznaną jej rajską wyspę!
Odsunęła na bok kołdrę i ruszyła ku plaży. Była całkowicie przekonana, że tylko śni. Dlaczego więc nie miałaby zaznać przyjemności ciepła słońca i krzepiącego dotyku wody na swojej skórze? Jej nagie stopy zanurzyły się po kostki w przyjemnie ciepłym piachu. Cyrajla, ubrana tylko w lekką piżamę, uśmiechnęła się i ruszyła złotym szlakiem, nie oglądając się już za siebie.