Dzieje kapitalizmu - ebook
Dzieje kapitalizmu - ebook
Jak kapitalizm ukształtował cywilizację Zachodu w ciągu drugiego tysiąclecia po Chrystusie? Kto wypaczał go na przestrzeni dziejów, w jaki sposób i dlaczego? Jaką rolę odegrali w tym wszystkim bankierzy i światowa finansjera? Autor, w kontrze do tez słynnego historyka światowych finansów Nialla Fergusona, dokonuje własnej interpretacji historii ostatniego tysiąca lat z perspektywy zdeklarowanego zwolennika wolnorynkowego ładu. Na kartach Dziejów kapitalizmu stawia bardzo odważne, momentami wręcz kontrrewolucyjne tezy, ale podpiera je ogromnym materiałem dowodowym. Z jakim rezultatem? Niech każdy Czytelnik sięgnie po tę nieprzeciętną książkę i oceni to sam.
* * *
Jakub Wozinski napisał książkę będącą współczesnym ujęciem klasycznej historii. Jego encyklopedyczna erudycja została połączona z lekkością, a momentami również dowcipem, niełatwym przy takim temacie. Książka jest w dużym stopniu wyjątkowa – zawiera przenikliwe spojrzenie na detale, precyzyjne sformułowanie i dostrzeganie istoty problemu oraz wyostrzoną czułość na wnioski. Godna podziwu i zachwycająca lektura.
Dr hab. Robert Ciborowski, rektor Uniwersytetu w Białymstoku
Ta wartko napisana książka pełna jest faktów historycznych, z mnóstwem ciekawych dygresji, oryginalnych spostrzeżeń i zaskakujących interpretacji znanych wydarzeń historycznych. Jakub Wozinski przyznaje, że jego książka jest formą buntu wobec interpretacji historii finansów zaproponowanej przez jednego z najbardziej znanych historyków rozwoju gospodarczego Nialla Fergusona. Moim zdaniem udało mu się to, ale by móc w pełni to ocenić zachęcam do przeczytania Dziejów kapitalizmu.
Prof. dr hab. Witold Kwaśnicki, Uniwersytet Wrocławski
Polecam. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy szaleństwo socjalizmu znowu zaczyna kiełkować w niektórych głowach i gabinetach. Książka tym bardziej warta uwagi, że niewiele jest prac traktujących historię od tej strony. Większość w całości koncentruje się na historii politycznej. Dzieje kapitalizmu pozwalają poszerzyć perspektywę.
Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców
Kategoria: | Ekonomia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65546-11-1 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Idea imperium
7marca 1000 roku. Do Gniezna przybywa cesarz Otton III na spotkanie z Bolesławem Chrobrym. Ottonowi przyświeca idea utworzenia wielkiego imperium składającego się z Italii, Germanii, Galii i Sclavinii (czyli Słowiańszczyzny), i dlatego najprawdopodobniej zdecydował się nadać Chrobremu tytuł królewski. Dlaczego niemiecki cesarz usankcjonował władzę polskiego władcy, który w gruncie rzeczy stanowił dla niego znaczącą konkurencję na wciąż niezagospodarowanych politycznie terenach Słowiańszczyzny? Dlaczego wyniósł go do godności, dzięki której Polska uzyskała trwały fundament i uznanie swojego bytu w oczach całej chrześcijańskiej Europy?
Otton III żył ideą wielkiego państwa na wzór dawnego Cesarstwa Rzymskiego. 25 grudnia 800 roku papież Leon III nałożył na głowę Karola Wielkiego cesarską koronę, powołując tym samym do życia Święte Cesarstwo Rzymskie. Po traktacie w Verdun z 843 roku imperium to zostało podzielone, lecz Otton żywił wielkie nadzieje, że to właśnie jemu uda się odtworzyć jedność polityczną w regionie. Legły one w gruzach, gdy w 1002 roku w czasie pobytu we Włoszech pożegnał się z życiem. Z punktu widzenia wolności nie było to jednak wydarzenie o negatywnych konsekwencjach, gdyż o kilka wieków opóźniło proces formowania się imperium na ziemiach niemieckojęzycznych.
Słowa „cesarz” i „imperium” brzmią bardzo dumnie. Niewiele jednak osób zdaje sobie sprawę z tego, co niesie ze sobą istnienie imperium. Fascynujące historyków oraz wielu zwykłych ludzi Cesarstwo Rzymskie miało swoich poetów, architektów, filozofów i prawników, ale jednocześnie było oparte na olbrzymich rozmiarów handlu niewolnikami, korupcji w kręgach władzy oraz polityce krwawych podbojów. Propaganda państwa Rzymian czyniła co mogła, aby pokazać, że granice Cesarstwa stanowią jednocześnie granice między cywilizacją a dziczą, między ludźmi a barbarzyńcami.
Tymczasem zaś poza granicami Cesarstwa żyły tysiące plemion, z których spora część prowadziła względnie spokojne i pomyślne życie bez jakichkolwiek struktur państwowych. Na naszą wyobraźnię oddziałują dziś wciąż takie ludy żyjące poza Cesarstwem, jak Wandalowie czy też Hunowie – w przypadku tych pierwszych ich nazwa do dnia dzisiejszego służy do określenia agresywnych i skorych do dokonywania zniszczeń osobników. Oprócz wojowniczych ludów w całej Europie żyli także przedstawiciele bardziej pokojowych plemion, których życie na pewno dalekie było od doskonałości (choćby dlatego, że również korzystali z instytucji niewolnictwa), niemniej jednak stanowiło realną alternatywę dla życia w wielkim imperium roszczącym sobie monopol do stanowienia, czym jest cywilizacja. Na całym kontynencie mieszkały m.in. ludy celtyckie, które nie stworzyły nigdy scentralizowanych państw, a mimo to posługiwały się własnym pismem, znały technologię obróbki żelaza, praktykowały wysoką kulturę rolniczą, a nawet biły własne pieniądze.
Powróćmy teraz do szkolnego kanonu i znanego każdemu Polakowi zjazdu w Gnieźnie z 1000 roku i przyjrzyjmy się Europie uchwyconej niczym w kadrze. Tenże rok posłuży nam za symboliczny początek trwającej do dziś opowieści o dziejach kapitalizmu w Europie i na świecie. W samym centrum znajdowało się Święte Cesarstwo Rzymskie. Oprócz niego istniało zaś tylko jedno inne imperium – ze stolicą w Konstantynopolu – które coraz bardziej chyliło się ku upadkowi, przede wszystkim pod naporem muzułmańskiego żywiołu.
Prawda o Świętym Cesarstwie Rzymskim była jednak taka, że od czasów upadku dynastii Karolingów było ono wyjątkowo słabe. Według Woltera nie było ani święte, ani rzymskie, ani nawet cesarstwem. Choć francuski myśliciel nigdy nie był autorem nazbyt głębokich przemyśleń, w przypadku trwającego ponad tysiąc lat politycznego tworu miał absolutną rację. Cesarstwo nie było wszak święte, szczególnie po 1356 roku, gdy wyborem cesarza zajmowali się specjalnie wyznaczeni elektorzy, których przyszły władca musiał najpierw przekupić ogromną ilością pieniędzy oraz przysług, co stwarzało okazję do ogromnych nadużyć. Cesarstwo nie było też rzymskie, gdyż cesarze praktycznie nigdy nie sprawowali kontroli nad Rzymem, gdzie bardzo szybko zaznaczyła się osobna władza papieska. Nie było wreszcie w ścisłym sensie cesarstwem (imperium), ponieważ tak naprawdę składały się na nie setki różnych, niezależnych, małych państewek.
Jeśli sięgniemy po dowolny atlas historyczny i przyjrzymy się kształtom wyznaczającym granice europejskich państw na przestrzeni wieków, z łatwością dostrzeżemy, że współczesne Niemcy były zawsze skomplikowaną i barwną mozaiką. Podczas gdy Rzeczpospolita czy też Hiszpania stanowiły na ogół jeden niepodzielny twór, w dorzeczu Renu i Łaby istniał skomplikowany układ palatynatów, wolnych miast, księstw, margrabstw, elektoratów i niezależnych biskupstw. Wybierany przez elektorów cesarz miał ograniczone uprawnienia (w większości honorowe), a Sejm Rzeszy zbierał się sporadycznie, przez co władza państwa w Cesarstwa była niezwykle słaba. Pierwsze prawdziwe cesarstwo w Europie miało powstać dopiero pięć wieków później. Tymczasem u progu nowego tysiąclecia istniało ogromne rozdrobnienie polityczne, które wkrótce przyniosło dalekosiężne zmiany cywilizacyjne.
Najbardziej charakterystycznym czynnikiem wyróżniającym sytuację panującą na kontynencie europejskim ok. 1000 roku była skrajna, jak na dzisiejsze warunki, fragmentaryzacja władzy. Jak wyliczył Charles Tilly, licząca w 990 roku ok. 80 mln osób Europa była podzielona na jakieś pięćset państw (począwszy od królestw, a na biskupstwach, miastach-państwach i niezależnych hrabstwach skończywszy)^(⁹). Najwięcej organizmów państwowych znajdowało się na obszarze obejmującym współczesne terytoria środkowych i północnych Włoch, Szwajcarii, Niemiec, Belgii, Holandii i Francji. Przez kolejne wieki to właśnie te tereny stanowiły rdzeń życia gospodarczego całego kontynentu. Ziemie te leżały niegdyś w granicach cesarstwa, którym władał Karol Wielki, a które ku wielkiej pomyślności Starego Kontynentu rozpadło się niczym lustro na tysiące małych elementów. Zachowawszy jedność kulturową i religijną, ziemie dawnego imperium miały w swoje fundamenty wpisane coś, co stało się motorem napędowym całej cywilizacji – konkurencję. Ta zaś przekładała się na to, że państwo było tu wyjątkowo słabe i dawało ogromne możliwości do rozwoju cywilizacyjnego.
Jak przekonuje libertariański filozof Hans-Hermann Hoppe, „(…) przednowoczesna Europa odznaczała się istnieniem bardzo konkurencyjnego, niemalże anarchistycznego systemu międzynarodowego, na który składało się mnóstwo małych rozmiarami państw oraz księstw feudalnych. To właśnie w tym kontekście narodził się kapitalizm”^(¹⁰). Hoppe miał oczywiście na myśli kapitalizm wolnorynkowy.
Jedną z najważniejszych tez niniejszej książki można ująć w następujący sposób: wbrew powszechnemu wyobrażeniu ostatnie tysiąc lat było stopniowym odchodzeniem od kapitalizmu wolnorynkowego do kapitalizmu państwowego. Proces ten nie przebiegał wyłącznie w jednym kierunku, lecz jego ogólna tendencja wydaje się dość łatwo zauważalna. Sięgnijmy jeszcze raz do danych zebranych przez Tilly’ego. Jak już wspominałem, w 990 roku w ok. pięciuset europejskich państwach żyło jakieś 80 mln ludzi. Daje to przeciętnie 160 tys. mieszkańców statystycznego państwa.
W 1490 roku wciąż było prawie dwieście państw w Europie, co przy 90 mln osób dawało średnio 450 tys. mieszkańców na jedno państwo. W kolejnych wiekach władza uległa dalszej koncentracji na tyle, że w 1890 roku na całym kontynencie istniało już tylko dwadzieścia państw liczących średnio 7,7 mln mieszkańców^(¹¹). W ciągu tysiąca lat nasz kontynent przeszedł więc długą drogę od maleńkich i słabych państewek do wielkich imperiów. Miało to kolosalny wpływ na losy wolności gospodarczej i wolnego rynku.
Wspomniany już Hans-Hermann Hoppe jest autorem teorii tzw. paradoksu wewnętrznego liberalizmu. Jego zdaniem to wielkie przeobrażenie w politycznym podziale Europy zadecydowało o tym, że w kolejnych wiekach zamiast kapitalizmu wolnorynkowego triumfował kapitalizm państwowy. Oddajmy mu głos: „Choć na pozór może się to wydawać paradoksalne, im bardziej liberalne wewnętrznie państwo, tym bardziej prawdopodobne jest to, iż zaangażuje się w agresję poza swoimi granicami. Wewnętrzny liberalizm czyni społeczeństwo bogatszym; z bogatszego społeczeństwa łatwiej uzyskać środki na bogatsze państwo; a bogatsze państwo oznacza coraz bardziej skuteczne ekspansjonistyczne wojny. (…) Czerpiąc z bogactwa kapitalistycznych społeczeństw, słabe, liberalne państwa Europy Zachodniej stały się najbogatsze na świecie. To zaś bogactwo przyczyniło się do wybuchu imperialistycznych przedsięwzięć, które po raz pierwszy w historii uczyniły europejskie państwa prawdziwymi światowymi potęgami”^(¹²).
O ile więc na początku drugiego millennium europejskie społeczeństwa budowały gospodarczy dobrobyt w oparciu o konkurencję między małymi i słabymi państwami, o tyle później coraz silniej zaznaczała się tendencja do tworzenia wielkich imperiów. Pochłaniały one niewielkie organizmy państwowe oraz tworzyły wielką iluzję wolności gospodarczej, tak naprawdę opartej na wspomnianym przez Hoppego mechanizmie wewnętrznego liberalizmu, tj. udzielaniu ludności z własnego terytorium daleko idących swobód gospodarczych przy jednoczesnej bardzo agresywnej polityce podbojów i konfrontacji poza granicami kraju. Średniowieczne państewka były liberalne zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie; imperia wieków późniejszych były zaś liberalne tylko wewnętrznie. Poza swoimi granicami prowadziły wyścig o władzę, którego kulminacją była ostatecznie II wojna światowa i związana z nią hekatomba.
Motyw imperium jest dla tej książki szczególnie ważny, ponieważ dzieje kapitalizmu państwowego związane były z kolejnymi imperiami, które pojawiały się na światowej scenie. Zawsze tam, gdzie jest imperium, znajdziemy także niezwykle bogatych bankierów i finansistów, tętniące życiem giełdy, powszechnie dostępne obligacje skarbowe oraz ogromnych rozmiarów banki. W kontekście rozdrobnienia politycznego zjawiska te cichną lub niemalże zanikają. W XI wieku istniała już ożywiona wymiana handlowa, na całym kontynencie bito pieniądze, spotykano także kupców-bankierów, funkcjonowały targi przypominające giełdy, a mimo to świat finansów nie nabrał takiego rozmachu, aby ktokolwiek z badaczy dziejów ośmielił się powiedzieć, że panował wówczas kapitalizm. Rozmach i wielką skalę działań, a także złudzenie kapitalizmu (wolnorynkowego) przyniosły dopiero imperia, choć tak naprawdę schemat ich funkcjonowania stanowił zaprzeczenie wolnego rynku.
W cieniu islamu
Uprogu drugiego tysiąclecia jedynym prawdziwym imperium, z którym miała styczność Europa, było imperium (kalifat) Fatymidów. Powstało ono w wyniku upadku wcześniejszego kalifatu Abbasydów, stanowiąc kolejną mutację wielkiego imperium islamskiego założonego przez islamskiego proroka Mahometa. Pierwotnie Fatymidzi panowali na terenach współczesnej Tunezji, ale w kolejnych latach udało im się zdobyć kontrolę m.in. nad Sycylią oraz północną Afryką. W świecie islamu istniały także kalifat Kordoby na Półwyspie Iberyjskim oraz państwa Bujjidów i Ghaznawidów, lecz w 1000 roku najpotężniejszą władzę mieli właśnie Fatymidzi.
Wielki zakres terytorialny państwa Fatymidów przyczynił się do tego, że ich polityka gospodarcza jest dziś przez niektórych historyków uznawana wręcz za leseferystyczną^(¹³). W państwie tym wznoszono budynki sięgające niekiedy czternastu pięter, co siłą rzeczy narzuca pewne skojarzenia ze współczesnym kapitalizmem. Mieszkańcy imperium Fatymidów płacili względnie niskie podatki, cła były na niskim poziomie, obowiązywały zasady wolnego przepływu ludzi i towarów, a wszystko to przyczyniało się do pewnego dobrobytu gospodarczego. Wskazując na te cechy, które charakteryzują każde imperium, zapomina się jednak o tym, że niewysokie podatki i cła są możliwe dzięki pozyskaniu pieniędzy w drodze podbojów nowych ziem. Z kolei wolny przepływ kapitału i ludzi działa za cenę ogromnego wzrostu potęgi i koncentracji władzy państwa, które prowadzi swoją „liberalną” politykę migracyjną i kapitałową wyłącznie kosztem mniejszych i słabszych państw. Zgodnie z przedstawionym już paradoksem Hoppego – im bardziej dane państwo jest agresywne poza swoimi granicami, tym bardziej pokojowe na własnym terytorium. Imperia niezmiennie kierują się tą właśnie zasadą: podbijając kolejne państwa, tworzą jednocześnie miraż wolności gospodarczej, która tak naprawdę jest zawsze sztucznie wzbudzana na gruzach dawnej wolności zapewnianej przez pluralizm polityczny.
Z inspiracji programem polityczno-religijnym proroka Mahometa powstało imperium Fatymidów oraz pozostałe państwa islamskie – w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie i w Hiszpanii. To dzięki nim Europejczycy aż do XIV wieku mogli się uczyć korzystania ze wszystkich finansowych instytucji. Z języka arabskiego pochodzą takie słowa jak magazyn czy ryzyko, a w świecie arabskim doskonale wiedziano, czym jest weksel, spółka oraz kim jest makler na długo zanim zainteresowali się tym mieszkańcy Europy^(¹⁴).
Na obszarze islamskich kalifatów wykształcił się także model społeczny wcześniej funkcjonujący m.in. w Cesarstwie Rzymskim i innych imperiach, a który miał tak bardzo zaważyć na losach całego świata. Otóż islam był religią, która napiętnowała lichwę, a osoby trudniące się przyznawaniem kredytów traktowała jak wyrzutków społecznych. Tak jak w Rzymie, w świecie islamu władzę sprawowały arystokratyczne rody, które pracę fizyczną oraz handel uważały za hańbiące. Tego typu ideały stały się później modne w całej Europie, lecz najbardziej w Rzeczypospolitej i w Hiszpanii, gdzie szlachta stworzyła dla siebie przepisy, według których zajmowanie się handlem i zarobkową pracą fizyczną automatycznie skazywało szlachcica na degradację lub banicję. Rzeczpospolita i Hiszpania także były kiedyś imperiami, a takie obyczaje w kręgach władzy ukazywały najdobitniej, że na czele imperiów stoją grupy społeczne, które nie zajmują się żadnymi produktywnymi zajęciami, lecz wyłącznie polityką.
Tego typu ideologia dawała wielkie szanse niektórym spośród podbitych narodów, szczególnie tym, które w wyniku obcej agresji musiały porozjeżdżać się po całym świecie. Od czasów zdobycia Jerozolimy w 70 roku takim właśnie narodem byli Żydzi, którzy w IX wieku handlowali już na szlaku wiodącym od państwa Franków aż do Chin^(¹⁵). Wbrew często powtarzanemu poglądowi w genach narodu wybranego nie ma żadnych cech predestynujących go do handlu i finansów – ich los przesądziło podbicie Izraela przez imperium. Znalazłszy się w rozproszeniu, Żydzi byli wręcz stworzeni do pełnienia roli finansistów.
W świecie islamskim stali się wyrzutkami i grzesznikami trudniącymi się nieczystą lichwą oraz obracającymi mamoną. Tak jak później w chrześcijańskiej Europie, już wówczas zamieszkiwali osobne dzielnice miejskie, przede wszystkim ze względu na swoje uprzedzenia wobec gojów. Ponieważ ich własne przepisy religijne zakazywały im małżeństw z przedstawicielami miejscowych ludów, utrzymywali żywe kontakty z liczną diasporą żyjącą praktycznie w całym ówcześnie znanym świecie. Gdy w 1286 roku Wenecjanin Marco Polo przybył do Chin, miał na miejscu spotkać m.in. Żyda z Poznania.
Żydzi na obszarze islamskim zajmowali się nie tylko handlem, ale wszelkimi usługami finansowymi: wymianą pieniędzy, biciem monet, udzielaniem pożyczek czy też wystawianiem weksli. Dlaczego jednak powierzano im zajęcia, które były przecież bardzo dochodowe? Dlaczego Arabowie tak łatwo oddali Żydom kluczowe usługi, zadowalając się zyskami z innych źródeł?
Odpowiedź na to pytanie jest absolutnie zasadnicza dla zrozumienia finansowych dziejów świata. Świat pieniędzy i bogacenie się są obarczone szczególnym piętnem. Nie miejsce tu na pełną prezentację problemu z perspektywy psychologicznej, socjologicznej czy filozoficznej. Na potrzeby tej pracy wystarczy nam sam fakt, że w najważniejszych w naszym kręgu cywilizacyjnym religiach, a więc chrześcijaństwie, islamie i judaizmie, zawsze bardzo silnie były (i nadal są) reprezentowane nurty, które zapisy świętych ksiąg oraz tradycji wiary interpretowały w ten sposób, że całą sferę zajęć związanych z pieniędzmi traktowano bardzo nieprzychylnie. Stygmatyzacja świata finansów niemal zawsze znajdowała swoje instytucjonalne przełożenie na urzędowy zakaz lichwy, czyli udzielania pożyczek na procent.
W przypadku chrześcijaństwa zakaz ten obchodzono na wiele różnych sposobów lub zwyczajnie go uchylano (kwestia ta zostanie omówiona dokładnie nieco później), lecz w świecie islamu zakaz lichwy obowiązuje od czasów Mahometa aż do dziś. Mahometanie nie mogli zatem zajmować się udzielaniem kredytów, gdyż uważano to za grzech. Grzech lichwy mogli za to popełniać ci, którzy byli niewierni, a więc grzeszni, jak np. Żydzi. Za cenę dobrego religijnego samopoczucia islamiści powierzyli więc Żydom funkcję kupców i finansistów, którą ci pełnili również w świecie chrześcijańskim.
Co ciekawe, w tym okresie rolę analogiczną do Żydów pełniły także inne ludy. W świecie islamskim kupcami i bankierami byli także Hindusi, Persowie i Grecy^(¹⁶). Dobrze rozwiniętą diasporę we wczesnym średniowieczu posiadali również Syryjczycy, którzy przez pewien czas byli głównymi pośrednikami w europejskim i śródziemnomorskim handlu. Mieli swoich przedstawicieli m.in. w Bordeaux, Neapolu, Ostii i Rawennie^(¹⁷). Z kolei na północy Europy, w okresie między ok. 500 a 900 rokiem, rolę kupców-lichwiarzy pełnili Fryzowie. Zamieszkując pogranicze dzisiejszej Holandii, Danii i Niemiec, byli niejako naturalnym materiałem na „nację finansistów”, bo, podobnie jak Żydzi, byli dla chrześcijan poganami, a więc i grzesznikami. Fryzja weszła w obręb chrześcijaństwa dopiero w momencie, gdy w 775 roku Karol Wielki wcielił ich ziemie do swojego państwa, i dlatego w kolejnych latach handel i finanse w regionie zostały przejęte przez Żydów i Syryjczyków.
Przykład powyższych nacji nie oznacza oczywiście, że finansowym rzemiosłem zajmowali się wyłącznie przedstawiciele obcych, „grzesznych” narodowości. W średniowiecznej Europie, w której nie istniało jeszcze żadne imperium z prawdziwego zdarzenia, a system społeczny nie został jeszcze oparty na „republikańskich” cnotach znanych ze starożytnego Rzymu tworzących etos arystokratów stroniących od pracy i finansów, handlem i finansami mogli się zajmować przedstawiciele każdego narodu. Kupcami i bankierami byli więc m.in. Włosi, Flamandowie, Niemcy i Katalończycy. Grzeszność świata pieniędzy przywróciło dopiero odrodzenie, w którym Europa doczekała się ostatecznie własnych imperiów.
Powróćmy jednak do wspomnianego wcześniej imperium Fatymidów, które zawierało większość elementów konstytutywnych kapitalizmu państwowego jaki znamy obecnie. Kolejnym z nich było istnienie stolicy imperium – centrum światowych finansów. W 968 roku kalif nakazał wzniesienie nowej stolicy, którą nazwano Kair (co po arabsku oznacza „zwycięski”). W mieście, do którego napłynęły tysiące ludzi, otwarto uniwersytet i świetnie wyposażoną bibliotekę. Co prawda wcześniej prawdziwym centrum islamskiego świata był Bagdad, w którym w połowie X wieku mogło mieszkać nawet do 2 mln ludności. W wyniku wojen, najazdów i podziałów islamskiego imperium coraz bardziej na znaczeniu zyskiwał jednak Kair oraz leżąca obecnie w granicach Hiszpanii Kordoba, w której żyło wówczas 450 tys. mieszkańców. Nie istnieją żadne dokładne szacunki odnośnie do liczby ludności Kairu w czasach Fatymidów, lecz rozmach wznoszonych w tym czasie meczetów oraz rozmaitych budynków użyteczności publicznej świadczy, że było jej naprawdę dużo.
Świat arabski miał też swoich ogromnie wpływowych i zamożnych bankierów. W połowie X wieku wezyrem kalifa Kordoby al-Hakama II (915–976) został żydowski uczony z bankierskiego środowiska Chasdaj ibn Szaprut (915–970). W tym samym okresie w Bagdadzie rosły fortuny Jusufa ibn Pinchasa, Haruna ibn Imrana oraz Zakariji ibn Juhanna^(¹⁸). Pinchas i Imran mieli udzielić dworowi pożyczki w wysokości 10 tys. dinarów na poczet dzierżawionych podatków. Z kolei największym finansistą nowo powstałego w 968 roku Kairu był pochodzący z Bagdadu żydowski kupiec Jakub ibn Killis, który zarządzał skarbem kalifa oraz prowadził własną akademię. Wielkie fortuny od początku powstawały w ścisłej współpracy z państwem.
W 1000 roku świat arabski stał na niewątpliwie wyższym poziomie rozwoju niż chrześcijańska Europa. W jego granicach leżały ogromne metropolie, przy których europejskie miasta były lilipucich rozmiarów. Żydowscy finansiści ze świata islamu byli bajecznie bogaci, a o ich usługi zabiegali wszyscy europejscy monarchowie (pierwsze polskie monety wybili dla Mieszka I najprawdopodobniej właśnie Żydzi, którzy przybyli z kalifatu Kordoby). Islamskie państwa i imperia produkowały i dostarczały dobra, które jeszcze przez kilka kolejnych wieków uchodziły w Europie za luksusowe, a europejski eksport do świata Arabów opierał się na dość prymitywnych i nieprzetworzonych towarach. W kręgu arabskim dokonywano skomplikowanych operacji finansowych i kredytowych, w Europie zaś w wielu miejscach zamiast kruszca jako pieniądz wykorzystywano np. skóry zwierząt (chorwacka waluta do dziś nosi nazwę „kuna”, co przypomina dawne czasy, gdy środkiem wymiany były kunie skórki). Czy to wszystko oznacza, że świat islamski był zwyczajnie lepszy od chrześcijańskiego?
Odpowiedź musi być zdecydowanie negatywna. Kalifaty islamskie z okresu średniowiecza przyczyniły się jedynie do tego, że zepsuta moralnie i w wielu aspektach totalitarna tradycja starożytnych imperiów, która po upadku Cesarstwa Rzymskiego mogła ku pomyślności całej ludzkości całkowicie zaniknąć, została niestety zachowana i przekazana kolejnym pokoleniom. Świat islamu, tak jak wcześniej Cesarstwo Rzymskie, był oparty na handlu niewolnikami. Zamożność oraz rozmach tego świata były możliwe m.in. dlatego, że żydowscy kupcy przemierzali całą Europę w poszukiwaniu niewolników na sprzedaż na wielkich targach Kordoby, Kairu i Bagdadu.
Współcześni apologeci rzekomego „liberalizmu” średniowiecznego islamu, jak choćby turecki intelektualista Mustafa Akyol (ur. 1972), autor książki Islam without Extremes: A Muslim Case for Liberty^(¹⁹), zupełnie nie rozumieją tego, że wielkie państwa zawsze oferują swoim obywatelom pewien zakres wolności, który jednak jest możliwy dzięki wolności odebranej innym ludom. Islamskie średniowiecze było okresem triumfu kapitalizmu państwowego, czyli systemu, w którym pewne grupy interesów wykorzystały państwo do własnych celów, gromadząc wielkie fortuny inwestowane w zyskowne przedsięwzięcia gospodarcze, najczęściej na zasadzie specjalnie przyznanego monopolu lub przywileju.
W odróżnieniu od islamu chrześcijańska Europa nie była jeszcze wówczas zdeprawowana kapitalizmem państwowym, ponieważ jej wyróżnikiem była słaba władza oparta na wielkim rozproszeniu politycznym. Podczas gdy świat islamu od samego początku opierał się na istnieniu wielkich imperiów (do której to idei nawiązują zresztą dziś bojownicy Państwa Islamskiego), chrześcijańska Europa wybrała w średniowieczu zupełnie inną drogę, która jednak doprowadziła ją do większych sukcesów cywilizacyjnych oraz osiągnięcia supremacji względem innych kręgów kulturowych.
Zapraszamy do zakupu penej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa
polecamy nabywać w Internecie:
Wydawnictwo PROHIBITA poleca
Jakub Wozinski – Historia pisana pieniądzem
Autor nie ogranicza się do beznamiętnego przedstawienia tej historii, przeciwnie – daje wyraz swemu emocjonalnemu zaangażowaniu po stronie poglądów określanych jako „kontrowersyjne”, to znaczy – odmienne od podawanych do wierzenia. W warunkach normalnego życia umysłowego powinna wywołać liczne i równie zaangażowane komentarze. Czy jednak w dzisiejszych czasach jest jeszcze miejsce na normalne życie umysłowe?
Stanisław Michalkiewicz, publicysta
Mało który Polak zdaje sobie sprawę, że paskudny proceder łupienia własnych poddanych ukrytym podatkiem inflacyjnym uprawiała z premedytacją bodaj większość rdzennie polskich władców (od Mieszka do Leszka ). Wozinski pisze o tym wszystkim bez ceremonii i sentymentów.
Grzegorz Braun, reżyserJakub Wozinski – To NIE musi być państwowe
Prowokacyjna, pełna przykładów historycznych jak i współczesnych, napisana z bezwzględną logiką a także z wielką pasją. Obok To NIE musi być państwowe nie można przejść obojętnym. Tę książkę trzeba przeczytać, głęboko przemyśleć przykłady, które najpewniej wywrócą do góry nogami nasze wyobrażenie o instytucji państwa i niepodważalnym dogmacie, że niektóre dziedziny życia ex definitione muszą być państwowe.
Zasada Ferdynanda Zweiga, że „wolność jest najtańszą, najskuteczniejszą i najlepszą sztuką rządzenia i gospodarowania” została w książce pokazana na życiowych przykładach. Nie zostawiają żadnych wątpliwości, że obywatele znacznie lepiej sami rozwiązują swoje problemy i organizują sprawy, niż jest w stanie to zrobić aparat partyjno-urzędniczy. Polecam lekturę tym wszystkim, którym bliski jest aforyzm Stanisława J. Leca, że „Z jednego systemu nie wydobędziemy się długo: ze słonecznego”.
Andrzej Sadowski, założyciel Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w PolscePrzypisy
Ch. Tilly, Coercion, Capital and European States, AD 990–1990, Basil Blackwell Inc., Oxford 1990, s. 45.
H.H. Hoppe, Banking, Nation States and International Politics: A Sociological Reconstruction of the Present Economic Order, „The Review of Austrian Economics” 1990, vol. 4, s. 77.
Ch. Tilly, Coercion, Capital…, s. 45 i n.
H.H. Hoppe, Banking, Nation States…, s. 76–77.
R. Findlay, K. O’Rourke, Power and Plenty. Trade, War, and the World of Economy in the Second Millennium, Princeton University Press, Princeton–Woodstock 2007, s. 57.
J. Kuliszer, Powszechna historia gospodarcza średniowiecza i czasów nowożytnych, t. 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1961, s. 88.
Tamże, s. 90.
S. Bratkowski, Nieco inna historia cywilizacji. Dzieje banków, bankierów i obrotu pieniężnego, Veda, Warszawa 2010, s. 70.
Tamże, s. 88.
Dokładne daty urodzin i śmierci finansistów nieznane.
M. Akyol, Islam without Extremes: A Muslim Case for Liberty, W.W. Norton & Company, London 2013.