- W empik go
Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 3-4 - ebook
Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 3-4 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 991 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przechodzimy teraz do całkiem nowych i niezmiernie ważnych wypadków, które się za granicą przygotowały i otworzyły pole do nowego działania dla Polski, a zarazem rozszerzyły jej posiadłość.
Położenie kraju pruskiego, już to przez bliskość morza, już przez spławność rzek, a mianowicie przez Wisłę, która wszystkie bogactwa znacznej części Europy odbiera i przesyła na użytek dalekich narodów, było jak jest niezmiernie przydatne do handlu. Częstokroć w jednym dniu po portach pruskich powiewały bandery angielskie, francuzkie, flamanckie, hollenderskie, duńskie, miast hanzeatyckich, a nawet hiszpańskie i portugalskie. Do Prus z Krzyżakami nacisnęło się mnóstwo Niemców i innego obcego ludu oswojonego z rzemiosłami i różnym przemysłem. Zakon krzyżacki zajęty wojnami przeciw niewiernym, długo pozostawiał wolność rozwijania się stosunkom domowym, a wolność wznosi handel, przemysł i byt materyalny, szybko i w czarowny sposób. Miasta pruskie, jak wszystkie europejskie były niejako oddzielnemi rzeczamipospolitemi, układały sobie według potrzeb prawa, miały swoje sądownictwa, znaczne okręgi ze zamkami warownemi, wojska i na ów wiek potężne floty; głosowały zaś względem niejednej ogólnej sprawy europejskiej w gronie związku hanzeatyckiego, do którego należały i który tu objaśnić nie od rzeczy będzie.
Jeszcze przed X. wiekiem po Chrystusie, rycerze i ich dowódzcy królowie, po wszystkich krajach Europy budowali zamki i grody, nietak dla zasłony podczas wielkich wojen, jak raczej dla wstrzymywania drobnych najazdów i chowania załóg przeciw rozbójnikom i złodziejom na publicznych drogach i po lasach. We wszystkich państwach a szczególniej na pograniczach roiły się kupy ludzi, które żyły tylko z łupieztwa, a na kupca jadącego z towarem czychały jako na najpożądańszą zdobycz. Kupiec więc musiał sobie najmować straż drożną od jednego do drugiego zamku, z tem wszystkiem w Niemczech, podczas różnych zaburzeń, chociaż składał po zamkach do skarbcu grafoskiego, lub udzielnego rycerza a nawet cesarskiego opłatę na straż, często musiał jechać bez straży, a nawet nieraz ci sami, którzy brali tę opłatę, wiarołomnie go odarli i zabili. W takiem położeniu rzeczy, handlowne miasta nadmorskie Hamburg, Lubeka, Bremen, które się wzniosły jako kolonie niemieckie na ziemi słowiańskiej, zawarowały sobie wzajemnie przez traktat zbrojną pomoc już około r. 1240. przeciw wszelkim łupieżcom, choćby i ze stanu rycerskiego lub udzielnie panujących; później do tego traktatu przystąpił Brunświk, który był dla tych trzech miast niejako stanowiskiem handlowem a nakoniec rozszerzył się traktat na wiele miast i wyrodził ligę, czyli związek nazwany Hanza albo Hanzea, co w staroniemieckiem sprzymierzę wzajemnej pomocy ma znaczyć. Miasta pomorskie, pruskie, inflanckie, pochodzeniem i językiem a nareszcie przez handel morski ściśle z miastami niemieckiemi powiązane, wcześnie przystąpiły do hanzy. W XIII. wieku Londyn, Brügge (w Belgii), Bergen (w Norwegii) i Nowgorod wielki na Rusi, miały u siebie kantory związku hanzeatyckiego: Chełmno, Toruń, Gdańsk, Elbląg, Królewiec, Rewal, Dorpat, Ryga, należały do niego, a nareszcie Kraków, uznał za potrzebę przystąpić (r. 1430.)
Związek hanzeatycki, dzielił się na cztery okręgi, z których czwarty był pruski i inflancki, a obejmował począwszy od obudwu brzegów Wisły, wszystkie miasta ku wschodowi i za stolicę i miejsce swych zgromadzeń radnych miał pierwotnie miasto Wisły na wyspie Golhland, które stało się głównym składem towarów nowogrodzkich i całej Rusi północnej. Miasta hanzeatyckie na swych zjazdach okręgowych i na zjazdach ogółu układały dla siebie przepisy żeglugi, naznaczały składki czyli opłaty do wspólnej kassy, w wzajemnem porozumieniu urządzały wojska lądowe i morskie, bo wojny nawet z monarchami skutecznie prowadziły.
Tym sposobem miasta pruskie większe, nietylko przywykły do pewnej niepodległości, ale czuły należycie swą godność; pomimo to z pokorą uznawały nad sobą władzę nietylko papieża i cesarza jako kierowników miecza duchownego i świeckiego nad całem chrześcijaństwem, ale i władzę zakonu krzyżackiego, władzę biskupów, proboszczów lub innych prałatów. Właśnie atoli około czwartego dziesiątka w XV. wieku, kiedy miasta pruskie były najbogatsze i doszły do największej potęgi, Krzyżacy niemając już do podbijania ludów niewiernych, mniej zajęci obowiązkami religijnemi, nareszcie poniżeni w znaczeniu przez Polskę, obarczeni długiem, zaczęli kraj uciemiężać przez cła, różne podatki, kontrybucye, a nareszcie przez mieszanie się w spekulacye handlowe i przez spółubieganie się z mieszczaninem o zarobek i to z pomocą siły i miecza. Nietylko zaś przywłaszczali sobie sądy, ale nawet bez sądów obywateli w nocy porywali i ścinać lub topić kazali. (1) Mało lepiej obchodzono się z rycerstwem świeckiem po wsiach osiadłem, a daleko gorzej z chłopami. Ucisk pochodził od zakonu czyli instytucyi kościelnej i cesarskiej, a to w czasie, kiedy nauka Husa mnóstwo wykryła nadużyć papiezkich, rozwinęła całą zaciętość przeciw zakonom; mniej więcej, zajęła sobą całą Europę i w ogóle niesłabo zachwiała władzą i kościelną i cesarską.
–- (1) Dziwne jest przywiązanie Jana Voigta do Krzyżaków w jego Geschichte Preussens: że pomimo wielkiej obszerności dzieła, znaczną część nadużyć pomija, a drugich nawet zaprzecza. Mistrz już ze swego urzędu ma zawsze u niego słuszność, a obrońcy wolności są buntownikami.II.
Brak szlachetniejszego uczucia pomiędzy Krzyżakami, wywołał w miejsce pobożności, sprawiedliwości, męztwa, poświęcenia, najszkaradniejsze dla rządzącego przywary jako to: rozwiozłość, chciwość i srogość; złamał wszystkie ogniwa karności: ludzie jedynie zarobkowi bez wszelkich zasad religijnych, przyjmowani na braci zakonu, nie pytali się o ślub wykonany, prowadzili kłótnie z komendatorami; każdy żył na swoją rękę i tylko dla siebie. Komendatorowie znowu kłócili się między sobą, odmawiali posłuszeństwa wyższym urzędnikom, a nareszcie zakonne władze krajów podległych, niesłuchały wielkiego mistrza. Krzyżacy inflanccy niechcieli uznać swego mistrza prowincyalnego, którego im mistrz w. zamianował.
Zakon oprócz Prus, Inflant, nabytej Nowej Marchii od Zygmunta cesarza, tudzież znacznych dóbr, zarządzanych przez Landkonturów w Czechach, Austryi i innych krajach, posiadał udzielnie rozmaite obwody, nad któremi był przełożony mistrz niemiecki (Deutsch meister). Posiadłości te dzieliły się na ballie frankońską, bissenską, (Biessen) marburgską, utrechtską, thuryngską, westfalską, lotharyngską, saską. Traktat pomiędzy zakonem a Polską w Brześciu kujawskim zawarty, jako niekorzystny dla zakonu, oburzał Krzyżaków po Niemczech zasiadłych i mistrz niemiecki wystąpił ze zarzutem przeciw wielkiemu mistrzowi i zobowiązaniu się w tym traktacie, że pokoju niezerwie z Polakami, choćby mu nawet papież albo cesarz lub jakakolwiek władza z osób duchownych lub świeckich złożona nakazać miała. (1) Słowa te uważał za bunto- – (1) Quod ad nullius hominis invenlis requisitionem, induclionem, suggestionem, persuasionem vel mandatnin, etiam quacunque dignitate praefulgeat, papali, imperiali, vel regali, aut cujuscunque congregationis legitimae, personarum ecclesiasticarum vel saecularium, debebimus vel polerimus contravenire ipsis in parte, vel in toto, ex – wnicze przeciw cesarzowi, któremu zakon i każdy brat winien był uległość już ze samego ślubu; uważał za niweczące ducha narodowego, bo zapowiadały opór nawet radzie cesarstwa niemieckiego a nareszcie za bardzo heretyckie, bo nadwerężały posłuszeństwo i dla stolicy apostolskiej i dla zborów powszechnych. Wielki mistrz tłómaczył się i Krzyżakom i cesarzowi, że niemając dostatecznej pomocy, czując słabość sił, w obawie, aby zakon niebył przez Polaków z Prus nawet wygnany, musiał na wszystko przystać. Mistrz niemiecki, nieskończył na wymówkach, ale złożył kapitułę ze swymi komendatorami i odwoławszy się na jakieś dawne statuta, które miały być ustanowione przez wielkiego mistrza Wernera Orseln, wyprawił poselstwo z naganą i pogróżkami do wielkiego mistrza. Ten dał odpowiedź, że o istnieniu przytoczonych statutów nic niewie, a od swoich podwładnych, do których mistrz niemiecki należy, nagany przyjmować niemyśli, bo jest ich panem i bezwarunkowe winni mu posłuszeństwo. Mistrz niemiecki wyrobił sobie u cesarza Zygmunta, a potem u zboru bazylejskiego, także obrażonych słowami traktatu, zatwierdzenie owych nieznanych i pewno podrobionych statutów Wernera Orseln; na mocy tychże zwołał kapitułę całego zakonu do Mergentheim w Niemczech i wielkiemu mistrzowi przed nię pozew wydał. Skończyło się natem, że mistrz mistrza nawzajem, za złożonego z urzędu ogłosił, a obadwa przy urzędach pozostali. Niektórzy jednakże komendatorowie nawet w Prusach, wyłamywali się ze swemi konwentami z pod władzy wielkiego mistrza. Zgoła widać było z rozprzężenia, że istnienie zakonu niemiało celu żadnego dla ludzkości, z którego to jedynie celu wypływa, jakoby balsam życia, spoistość wszystkich społeczeństw.
–- presse, manifeste, vel occulte per se vel riliuni, seu alias quascunqumque personas submissas spliituales vel saeculures, neque eas taliter aut quociinqnc moc'o violare, etiamsi modernus imperator, aut successorns sui imperatores, personalifer cum esereitu contra magislruni et ordinem se inoverent, non deberaus ei nec successores nosili assistere ope, consilio, auxilio vel favore. Traktat brzeski z r. 1436,III.
Wśród szeroko rozpostartej burzy na konwentach miasta, szlachta wraz z knechtami, to jest rycerstwem świeckiem nie – szlacheckiego rodu na jednym ze zjazdów, które odbywać zwykli, ułożyli prośbę do zakonu ze wszelką pokorą, ale też z pewną stanowczością o zaprowadzenie koniecznych zmian w zarządzie kraju, a naprzód, aby wielki mistrz z prałatami zasiadał corocznie do sądu, na którymby słuchał zażaleń z całego kraju; aby zniesiono te wszystkie podatki, które bez zezwolenia świeckich mieszkańców, a nawet wbrew ich przywilejom, zostały zaprowadzone; aby po młynach zakonnych nikt prócz zwykłej miarki niemusiał nic więcej dawać, a mógł sobie mleć gdzie mu się tylko podoba; aby Krzyżak nietrudnił się handlem zbożowym i aby nieprzepisywano, kto na którym targu ma zboże sprzedawać. Mistrz niemiecki i konwenty w Prusach pobuntowane, nietylko się cieszyli z tego, ale zjazdom rycerstwa szlacheckiego i nie – szlacheckiego rodu, wraz z mieszczanami otuchę dawali. Wielki mistrz zachwiany w swej władzy nad zakonem, niemiał co zrywać z poddanymi i oświadczył, że sądy chętnie corocznie odbywać będzie, lecz co do innych punktów, zakon ma także cesarskie przywileje i z dochodów ogołacać się niemoże.
Na zamku malborskim odbywała się walna rada konwentów czyli kapituła Krzyżaków pruskich, z której mistrz nagle ujechał, a za przybyciem do Gdańska wezwał radę tego miasta, aby przed nim stanęła. Zgromadzili się na ratusz mieszczanie i z obawy aby ich niepowięziono, dla okupu niemęczono, albo nareszcie niepozabijano, pokornie się wytłómaczyć kazali, że do dworu niepójdą, lecz proszą Jego Łaskawości, aby nazajutrz w kościele Śgo Ducha swoje uszanowanie złożyć mu mogli. Mistrz według zaproszenia przyszedł, urazy żadnej nieokazywał i z podziwieniem wszystkich oświadczył, że na kapitule w Malborgu niesłychane między Krzyżakami wybuchnęły spory, że on był nawet w niebezpieczeństwie, a to dla tego, iż ia zniesieniem ucisku z kraju obstawał; w ogóle utrzymywał, że chciwość niezmiernie przeważa pomiędzy braćmi zakonu. Oświadczył dalej, że niektórzy komendatorowie jego władzy nie uznają i widzi się prawie pozbawionym rządów, a objąć ich na nowo niezdoła, jeżeli miasto Gdańsk nic stanie przy nim. Rada miejska natychmiast przyrzekła pomoc przeciw nieposłusznym, lecz oświadczyła, że trzeba zwołać rycerstwo i miasta. Zgromadzeni przedniejsi mieszkańce Prus w Elblągu, zaczęli radzić, jak gdyby kraj niestał pod władzą krzyżacką i wydali oświadczenie, że podatki i cła, są nieprawnie nakazywane, że zakon wiąże się z królem duńskim, książęciem słupskim i Swidrygiełlą, bez znoszenia się z mieszkańcami świeckimi, a tym sposobem naraża kraj na niebezpieczeństwo od Polski i wielkie szkody; że bracia zakonu już w dawniejszych czasach przez złożenie z urzędu mistrza Henryka Reussa Plauen i brata jego komendatora gdańskiego dali powód do wmieszania się królowi polskiemu Jagiełło, wzniecili bardzo przykrą wojnę; że bracia zakonu spółcześnie z królem polskim i przeciw temuż królowi z Litwą przymierze zawierali, a przez podobne wiarołomstwo nieszczęście na wszystkich ściągnęli; że wysocy urzędnicy zakonu niechcą słuchać panującego wielkiego mistrza Pawła Russdorfa, bez niego połową kraju rządzą, a zjazdy obywatelskie wiekami uprawnione, za spiski jakieś poczytują; że na Chełmińskiej zamiast monety złotej, Krzyżacy biją już prawie miedzianą, która niema wartości, a łokieć flamancki o wiele zmniejszyli i tym sposobem przy pomiarach, robiąc czasem pięć z jednej włoki, większe opłaty ściągają; że po każdym co niezostawia męzkiego potomstwa, dobra na skarb zabierają; że dawniejszy wielki mistrz Henryk Plauen kazał dwóch rycerzy świeckich bez sądu ściąć, a jednego we wieży zgnoił, że ksiądz z Fischhausen o zaniesienie skargi do Rzymu w nocy stracił głowę, a jeden chorąży który się słusznie o żołd upominał, został z łóżka porwany i utopiony; wyliczono więcej księży i mieszczan, których wyżsi urzędnicy zakonu pomordowali, a przypomniano także złupienie i zabójstwo kupców polskich na drodze z Gdańska do Poznania; wyrzeczono, że w ogóle panowie zakonni nieuznają ani Boskiego ani ludzkiego prawa, ale we wszystkiem podług swoich dzikich namiętności postępują; stanowią tego szołtysem, kto im najwięcej żniwiarzy dostarcza.
Szoltysi zaś osadzają swoich zastępców, a na sądach ławnicy muszą takie wydawać wyroki, jakie im szołtys z polecenia Krzyżaków nakazuje. Kiedy chłopi do dworu stołecznego malborskiego albo innego komendatorskiego owies przywiozą, to jako zły bywa nieprzyjęty i muszą inny drogo kupować ze spichlerza krzyżackiego, aby go na spichlerz krzyżacki oddać. Każdy ubogi człowiek, co się przed mistrzem śmie uskarzyć na urzędnika krzyżackiego, przechodzi potem przez najsroższe prześladowanie. Urzędnicy zakonu zmuszają lud prosty do robót i posług dla siebie, zupełnie dowolnie. Panowie zakonni niepozwalają kupcom spławiać zboża, dopokąd się wprzód swego niepozbędą. W ogóle zaś wszyscy bracia wyżsi jak niżsi utrzymują kobiety najgorszych obyczajów, które są nietylko ciężarem, ale plagą dla świeckich mieszkańców kraju.
Wyłuszczywszy na piśmie owe zarzuty, uchwalili zgromadzeni rycerze świeccy i mieszczanie, że odtąd będą stanowić ścisły związek w celu bronienia swojej wolności i usunięcia wszystkich nadużyć. Ilekroć kto zostanie zamordowany, albo ukrzywdzony przez Krzyżaka, będą szukali sprawiedliwości u wielkiego mistrza, a jak jej nieznajdą, wystąpią zbrojno i pomszczą się krzywdy. Co na swoich zjazdach według dawnego zwyczaju uchwalą, ku utrzymaniu tego, majątek, zdrowie i życie poświęcą. Wyznaczyli nareszcie termin na niedzielę białą (r. 1440.) w Kwidzynie do ogólnego przystępowania do związku, przez położenie za każdy obwód ziemski, pieczęci sędziego, chorążego, jednego szlachcica i jednego knechta, a za każde miasto, pieczęci burmistrza i jednego rajcy.
Gdy dnia wyznaczonego rozpoczęto w Kwidzynie pieczętowanie, przyszedł wielki komendator zakonu i w imieniu mistrza radził dać wszystkiemu pokój, a zapowiedział walny zjazd zakonu i mieszkańców świeckich, na którym wszelkie zatargi zostaną poskromione. Stronnicy atoli związku oświadczyli, że wielu deputowanych już przypieczętowało, a drudzy swoje pieczęcie z pełnomocnictwami pozostawili, a zatem niemożna porzucać roboty prawie dokonanej.
Nareszcie mistrz, a za nim w ogóle do czterdziestu komendatorów i urzędników zakonnych, nie mieli już nic przeciw temu, że ludność świecka Prus stara się o ubezpieczenie swego życia i majątków przeciw przemocy, ale większość znaczna tak urzędników jak prostych rycerzy krzyżackich wołała, że to jest rokosz najhaniebniejszy i żadnej siły i ofiary przeciw niemu oszczędzać nietrzeba.
Gdy według dawnych obyczajów otworzono wiec pospolity (Gemeiner Richttag), na którym zasiadło dwóch biskupów, dwóch kanoników, dwóch komendatorów, dwóch rycerzy krzyżackich, po dwóch rycerzy świeckich z okręgu chełmińskiego i pomorskiego, a po jednym z osterodzkiego, ryzenburgskiego, warmińskiego, elblągskiego, bałgskiego, brandenburskiego, sambijskiego, jako też po jednym z miast większych Chełmna, Torunia, Elbląga, Gdańska, Królewca, Knipawy, Braunsberga, zaczęto wytaczać rozmaite skargi przeciwko Krzyżakom, a po większej części o skrzywdzenia osobiste i zabójstwa, jakkolwiek w ogóle występowano tylko z tem, co zaszło za rządów panującego mistrza.
Rycerz świecki Hans Baisen wniósł swój spór względem jednego jeziora z biskupem warmińskim, już przegrany przed mistrzem i zyskał wyrok pomyślny, a więc tym sposobem najwyższy sąd krzyżacki, uznano za podwładny temu zbiorowemu sądowi duchowieństwa, ziem, miast i zakonu. Gdy występowano coraz z grubszemi zarzutami przeciw zakonowi, porwali się Krzyżacy, naprzód ci, którzy zasiadali w sądzie, a potem i drudzy, którzy się tylko przysłuchiwali, zaczęli robić wielki hałas, kłócić się z rycerstwem świeckiem, a nareszcie jeden powiedział, że ziemie i miasta niedoczekają tej godziny, w którejby nad Krzyżakami swymi panami wyrokować miały i opuścili zgromadzenie. Zerwanie w taki sposób sądu rozdrażniło jeszcze bardziej umysły mieszkańców świeckich przeciw zakonowi, a całe Prusy wrzały od nienawiści wzajemnej dwóch stronnictw.IV.
Po zerwaniu Richttagu, mistrz Paweł Russdorf wkrótce zrzekł się urzędu, a nareszcie umarł 1449. i na jego miejsce został obrany Konrad Erlichshausen: przyrzekł on rycerstwu świeckiemu, mieszczanom i chłopom przywileje zatwierdzić, i złożono mu przysięgę wierności według dawnego obyczaju. Na zjeździe walnym elblągskim w Marcu roku 1442., do którego tak zakonni jak świeccy urzędnicy wszystkich stanów należeli, odczytano przywilej jeszcze z roku 1226. na pergaminie i ze złotą pieczęcią przez cesarza Fryderyka II. zakonowi nadany, w którym było powiedziane, że Krzyżacy mają prawo pobierać i nakładać cła tak lądowe jak wodne, a polem wielki mistrz oświadczył, że pfundzollu na żaden sposób znosić niemoże.
Niewszyscy atoli mieszkańce świeccy wierzyli w autentyczność tego przywileju i mówiono, ze jego pergamin jeszcze przed rokiem nosiło ciele na grzbiecie. Gdy mieszkańcy świeccy prosili o kopią, aby z uczonymi i bieglejszymi w historyi znieść się mogli, mistrz odpowiedział, że jej wydać niemoże, gdyż wykładanie przywileju do byle kogo nienależy i skończył natem, że pfundzoll pozostać musi, bo nawet monarchowie pograniczni jak król polski, duński, angielski i książę burgundzki nic nie mają przeciw temu, aby od ich poddanych, którzy za handlem do Prus przybywają był pobierany. Rycerstwo świeckie, miasta pomniejsze już umilkły, ale miasta większe czyli hanzeatyckie, a mianowicie Chełmno, Toruń, Elbląg, Królewiec i Gdańsk niedały mistrzowi pokoju tylko ciągle przez delegacye protestowały. Skończyło się natem, że pfundzoll wszędzie został zaprowadzony: w każdem mieście zatrudniali się jego poborem jeden Krzyżak i jeden rajca; dwie części oddawano do skarbu zakonu, a trzecią do skarbów miejskich.
Odtąd ucichły kłótnie, ale związek rycerstwa świeckiego tak szlachty jak knechtów i miast, trwał ciągle. Papież Eugieniusz IV., chcąc zjednać sobie wielkiego mistrza krzy –
żackiego zaczął się mięszać w sprawę pruską i wydał bullę do biskupa warmińskiego, tudzież proboszcza warmińskiego i proboszcza brandenburskiego przeciw związkowi. Lubo Eugieniusz niebył uznany ani przez zakon, ani przez biskupów pruskich i stąd jego bulla niemogła mieć prawnej wagi, ' przecież biskup warmiński wysłowiał się nieprzychylnie względem związku, a nareszcie podczas zjazdu w Elblągu (roku 1446.), wystąpił z protestacyą, że rządy w Prusach są przy zakonie: wszelkie tworzenie innej władzy jest przeciw prawom kościelnym, rozporządzeniom papieży, uchwałom zborów, zgoła przeciw samemu Bogu. Ponieważ zaś każdy biskup winien odpowiedzialność na drugim świecie za dusze swojej dyecezyi, przeto on rycerstwu szlacheckiemu, knechtom i miastom niemoże dozwalać, aby nad sprawami kraju radzili. Na zażalenie z wielkim zapałem od mieszkańców świeckich o ten czyn na biskupa warmińskiego wytoczone, mistrz dał odpowiedź, iż biskup tego wszystkiego tak bardzo źle nieuważa, lecz w związku mieszkańców pokazują się istotnie niektóre niedogodności i władza zakonu gotowa jest przepisać lepsze zasady. Związek atoli może być spokojny, że przez żadną siłę, jak krążyły wieści, niebędzie nagabywany i dla ułożenia zgody z biskupem warmińskim, uda się jeden urzędnik krzyżacki i kapituła katedralna we Frauenburgii odbierze stosowne napomnienie.
Po całych Prusach podniosły się wrzaski, aż mistrz dla przywrócenia pokoju zwołał ogólny zjazd rycerstwa świeckiego, duchowieństwa i miast także do Elbląga, na którym duchowni swoje dawniejsze oświadczenie cofnąć musieli. Pomimo to, mistrz pracował skrycie w tym samym celu co biskup warmiński i wszedł naprzód w tajemny układ z Hansem Baisenem głównym naczelnikiem związku; do tego zalecił wielkim urzędnikom zakonu i komendatorom, ażeby przez prośby, obietnice i pogróżki starali się tak swój wpływ pomiędzy rycerstwem świeckiem i miastami rozszerzyć, aby związek ziem i miast został podkopany i obalony. Marszałek zakonu i niektórzy czynniejsi komendatorowie, robili po kraju podróże, jednali sobie mieszkańców małych miasteczek, lecz nigdzie niechciano oddzielać się od związku i od –
woływano się zawsze, że tylko Toruń, Chełmno, jako miasta najzręczniejsze, powinny dać przykład. Gdańsk bowiem dopiero podówczas zyskiwał pierwszeństwo, gdyż został stołecznem miastem okręgu hanzeatyckiego dla Prus i Inflant… na miejsce miasta Wisby na Gothlandzie, które we wojnie pomiędzy Krysztofem i Erichem o tron duński uległo zburzeniu prawie do szczętu.V.
Kiedy mieszkańce świeccy unosili się przeciw zakonowi, w łonie samego zakonu odżyły na nowo niesnaski i kłótnie. Mistrz wielki zaciągnął był pożyczkę od swego podwładnego mistrza niemieckiego, balie niemieckie same upadające prawie pod ciężarem długów, niemogły już dłużej oddania czekać i domagały się swojej należytości. Mistrz niemiecki nieucichł jeszcze z owemi statutami Wernera Orseln, które uważano za fałszywe, a które go upoważniały do brania pod odpowiedzialność mistrza wielkiego i szukał powtórnego ich zatwierdzenia u Fryderyka austryackiego, który wtedy rządził cesarstwem i u papieża Mikołaja V. Mikołaj atoli wyrzekł, że tylko te przywileje, prawa i przepisy zobowięzują zakon, które w księdze zakonu zostały zapisane i tym sposobem zniweczył zatargi pomiędzy Krzyżakami pruskimi, a Krzyżakami niemieckimi. Biskup warmiński, rozpoczął znowu kłótnie z mieszczanami Braunsberga, że gwałcą jego prawa, a mieszczanie wyrzekali na krzywdy zrządzane im przez biskupa. Biskup chciał wytoczyć sprawę do Rzymu przed stolicę apostolską, a mieszczanie grozili, że zaniosą skargę przed zjazd ziem i miast pruskich. Wielki mistrz niebył kontent ani z jednego ani z drugiego sądu, bo przed papieżem mogłyby przy tej sposobności pokazać się różne nadużycia zakonu, a sądzić biskupa na zjeździe obywatelskim, byłoby to i przeciw prawom kanonicznym i przeciw godności kościoła. W. mistrz dokładał wszelkiego starania, aby ułatwić wszystko przez sąd polubowny, ale Braunsberczykowie niechcieli o tem ani słuchać. Tymczasem w związku zaniosło się na kłótnie wewnętrzne i na jego osłabienie. Miasto Chełmno z polecenia związku żądało od nowego Torunia, aby przytoczył przyczyny, dla których się oderwał od związku i oświadczało, że w razie oporu będzie użyta siła zbrojna, ale zatargi związku nie dodały ducha zakonowi, bo krążyły Iakże wieści o tajnych knowaniach pomiędzy Krzyżakami, a zwłaszcza w konwencie krółowieckim. Wieści te z czasem zaczęły utwierdzać w wierze mieszkańców świeckich, że Krzyżacy z głownią i mieczem występować zaczną, a tym sposobem znowu wzmacniały związek. Wielki mistrz rozkazał braciom zaniechać spiski, żeby przez nie uśpionych swarów między związkiem a zakonem niebudzić. Pomimo to pomiędzy rycerstwem ziemi chełmińskiej, na którego czele stał chorąży Hans Ezegenberger, zaczęły się odbywać częstsze narady, z których nareszcie zapowiedziano nowy walny zjazd związku ziemskomiejskiego do Kwidzyny. Dawny naczelnik całego związku Hans Baisen opłacony od mistrza i wielu z rycerstwa świeckiego oświadczyli, że tylko na zawołanie w. mistrza stawać mogą, a drudzy powiedzieli wprost, że się zobowiązali mistrzowi bez jego wezwania niebrać udziału w żadnych zjazdach. Pomimo to zjazd kwidzyński przyszedł do skutku, lecz zajmował się tylko obojętnem! przedmiotami.
W. mistrz pozornie dla zaprowadzenia lepszego w kraju porządku, a właściwie dla podkopania związku, zwołał walny zjazd do Elblągu, lecz przepisał, aby od każdej ziemi i od każdego większego miasta, tylko po dwóch deputowanych przysłano. Gdy deputowani stanęli, zajęto się sprawami wewnętrznemi jako to urządzeniem targów, a z projektami ku osłabieniu alboli obaleniu związku wcale niewystąpiono, z tej pewnie przyczyny, iż Krzyżacy poznali, że to jeszcze za rychło, aby skutek pomyślny dał się osięgnąć.VI.
W ogóle na wypadkach całkiem obojętnych upłynął czas dalszy aż do śmierci wielkiego mistrza Konrada Erlichshausen, który w dniu 7. Listopada r. 1449. wyniósł się do wieczności. Wybór padł na Ludwika Erlichshausen synowca zmarłego, a to z tej przyczyny, iż był znany jako człowiek łagodny i ustępujący, a rada dostojników zakonu przed oborem poukładała ustawy, które niezmiernie ograniczały władzę mistrza i zobowiązywały go do znoszenia się z radą przy każdej ważniejszej okoliczności.
Na dzień wyznaczony przez nowego w. mistrza przyjechało po dwóch deputowanych od każdej ziemi i od każdego większego miasta, ale zaraz oświadczyli, iż było odwiecznym obyczajem, że wszyscy rycerze bogaci i ubodzy zostali zwoływani, obierali poselstwo, z którem łączyli się pełnomocnicy tak wielkich jak małych miast. Mistrz Ludwik odpowiedział, że za jego stryja i poprzednika tylko rycerzy bogatszych i większe miasta przyzwano. Mieszkańce świeccy niechcieli ustąpić, ale obstawali przy swojem żądaniu; mistrz niemiecki obecny podówczas w Prusach i pierwsi panowie, dokładali wszelkiego starania na drodze pojednawczej, ale spory skończyły się natem, że wcale nie chciano składać hołdu i mistrz zezwolił na zjazd ziemsko-miejski w Elblągu, odebrawszy zaręczenie, że na nim nic szkodliwego dla władzy zakonu przedsięwziętym nie będzie.
Jeszcze za czasów zmarłego mistrza pomiędzy dostojnikami i przedniejszymi zakonnymi rycerzami panowało niesłychane uniesienie przeciw związkowi. Zwykle ich mowy w tym względzie były: "niejest to wcale stowarzyszenie dla własnej obrony, ale najniegodziwszy spisek, zmowa poddanych przeciw prawej władzy. Trzeba naczelnikom łby pozrzucać, drugim przystrzedz skrzydeł, wielu należycie dopieprzyć, żeby sobie z pamięci swój związek wybili. Lepiej cały kraj zniszczyć, hołotę i tych psiarków wytępić, jak zatwierdzaniem związku zuchwalstwo zasilać." Nowy mistrz, którego dostojnicy dla (ego tylko obrali, że się łatwo dał powodować, pracował nad osłabienieniem związku ziem i miast, a przewiódłszy oderwanie Malborga od związku, poruszył przeciw sobie niechęć mieszkańców świeckich. Uradzili wprawdzie, iż trzeba mistrzowi wykonać przysięgę, lecz ze zastrzeżeniami, że związek ziemsko-miejski będzie zatwierdzony, nadużycia zostaną skarcone, a co rok odbędzie się wiec walny czyli Richttag z duchowieństwa, rycerstwa, miast i Krzyżaków złożony. Dostojnicy, a głównie mistrz niemiecki ciągle obecny w Prusach, podburzali dawnym sposobem mistrza wielkiego, ale tym czasem sam mistrz niemiecki wszczął zatargi, zupełnie się nieposłusznym okazywał, powstając przeciw mistrzowi inflanckiemu, że na piśmie uznał nieważność owych dawnych statutów mistrza Wernera Orseln, a nawet wymagając od niego, aby swoje piśmienne uznanie cofnął.
Z wiosną r. 1450. nastąpiły wielkie poruszenia w Prusach; był to bowiem czas jubileuszu i wiele szlachty, mieszczan, chłopstwa, a nawet sług zakonu, choć ani mistrz, ani Krzyżacy nie byli zatem, wybrało się na świętą pielgrzymkę do Rzymu; pomimo to, ziemie i miasta zebrały się do rady w Elblągu. Mistrz oświadczył, że czeka złożenia sobie hołdu według dawnych obyczajów, ale rycerstwo i mieszczanie odpowiedzieli, że nie mogą rozpocząć rady, dopokąd z ich grona nieustąpią prawnicy i pisarze mistrza. Mistrz bronił się, że przecie stany mają w pośród siebie doktorów i pisarzy, którzy nawet nie są obywatelami Prus; jego pisarze należą przecie zawsze do jego orszaku urzędowego i wszyscy mistrzowie miewali ich przy swoim boku na wszelkich zjazdach. Stany pruskie uparły się tak przy swojem żądaniu, że mistrz nieumiał wymyślić żadnego sposobu i swych doktorów i pisarzy z obrady wydalić musiał. Rozpoczęły się więc umawiania rycerzy świeckich z naczelnikami zakonu, mistrz niemiecki zawołał: "wy chcecie oczywiście tylko jakichś nowości." – "Co wy zowiecie nowościami?" zapytał Hans Ezegenberger mówca stanów, a wszakże to wasze zdanie, że jeżeli zostaniemy przy swojem, to trzeba pomyśleć o sposobie na nas. My utrzymujemy, że to właśnie wy wszczynacie jakieś nowości, a zwłaszcza z pieniędzmi, których niechcecie płacić wielkiemu mistrzowi; pamiętajcie, że są jeszcze ludzie w kraju jak ja, jak Hans Baisen i inni, co znamy nasze obyczaje. Wy tylko przeciw nam rozjątrzacie nieufność. "Wielki mistrz dla zagadania uczynił pytanie względem złożenia przysięgi hołdowniczej, ale stany uchyliły się od odpowiedzi przez podanie pisma z zażaleniami na nadużycia. Uskarżano się w tem piśmie, że członkowie związku ziemsko-miejskiego przegrywają wszelkie sprawy przeciw niczwiązkowym, że przez zaniedbywanie Richttagu wielkie krzywdy się mnożą, rosną czynsze i dziesięciny, tamuje się wolna przedaż dóbr, karanie nie następuje podług prawa i wyroku. Użalano się, że bandel, mliwo i piwowarstwo, które dawniej tylko szafarniom zakonu służyły, od niejakiego czasu stały się zatrudnieniem wszystkich panów zakonnych, a przez to ujęty został miastom sposób zarobkowania. Na to odpowiedział mistrz: "im więcej kupców, tem lepiej dla kraju; co Rusinom, Polakom i cudzoziemcom w ogóle dozwolono, to powinno służyć i braciom zakonu." Rozmaite żądania zaczęły się zjawiać: Elbląg przytaczał pokrzywdzenie w rybołostwie, Braunsberg wyrzekał na gwałcenie swych praw przez biskupa warmińskiego, i zgoła wszystkie miasta Pomorza krzyżackiego, ziemi chełmińskiej i innych występowały z różnemi skargami.
Wielki mistrz dawał na wszystko odpowiedzi to przychylne, to odmowne, to z odkładaniem spraw do późniejszego czasu i do śledztwa, a zażądał oświadczenia się zjazdu względem składania przysięgi wierności. Otto z Plęchowa i Augustyn Schwewe odparli w imieniu rycerstwa świeckiego, że jeżeli mistrz z zadowoleniem stanów wyjawi swój zamiar wzlędem nadużyć, natenczas dane mu będzie przyrzeczenie przysięgi. Wtedy wielki mistrz wybuchnąwszy z gniewem rzekł: "przyrzekliście mi na zjezdzie malborskim, że jedynie o przysiędze i uznaniu nowej władzy chcecie się porozumieć, a teraz wywłóczycie rozmaite sprawy na szkodę naszego zakonu. Tego wam niezapomnę choćbym żył lat dziesięć alboli dłużej."
Na drugi dzień całe zgromadzenie przyszło do wielkiego mistrza z zapytaniem, co ta pogrożka miała znaczyć? Mistrz odpowiedział, że w jego słowach wcale nie było pogrożki i starał się wszystko zatrzeć. Gdy kłótnie wrzały coraz bardziej, zgodzono się, aby dwunastu delegowanych od zjazdu i dwunastu od zakonu zgodę przywrócili. W skutek tego ci dwudziestu czterej delegowani zasiedli do wspólnej narady: gdy się zastanowiano nad nadużyciami, delegowani od związku domagali się koniecznie, aby na Richttagu wolno było wytaczać zażalenia przeciw panom zakonnym, na co delegowani krzyżaccy oświadczyli, że to się sprzeciwia prawom zakonu. Za pośrednictwem Hansa Baisen zjazd i zakon dla prędszej zgody delegowali już tylko po czterech pełnomocników i nareszcie przyrzeczono złożenie przysięgi, ale podług normy, na którą stany się zgodziły. Wielki mistrz począwszy od Malborga, objeżdżał miasta pruskie i odbierał od ziem i miast przysięgę hołdu.VII.
Tymczasem przybył legat papieski biskup Ludwik Silves, który przed naczelnikami zakonu i rycerstwa świeckiego złożył się listami papieskiemi, że jest przysłany do Prus dla prowadzenia śledztwa względem nadwerężenia rozmaitych praw kościoła, a mianowicie dopuszczania się nieprawnych związków przez mieszkańców i zaniedbywania służby Bożej przez zakon, który przeszkadzał nawet ludowi do odbywania jubileuszowej pielgrzymki. W skutek żądania legata wielki mistrz, zwołał do Elbląga na zjazd walny prałatów, dostojników zakonu, jak rycerstwo świeckie i miasta. To zjawienie się legata sprawiło pomiędzy związkowymi ruch niesłychany: na zjazdach ziemskich, na radnych zgromadzeniach miejskich, po odpustach rozbierano tylko jedno pytanie, jak się względem legata zachowywać i co za odpowiedzi mu dawać. Gdy walny zjazd elblągski przyszedł do skutku, legat zagaił go długą mową, w której powiedział, że ojciec święty od pielgrzymów jubileuszowych dowiedział się o różnych bezprawiach i rozruchach w Prusach i przysłał go dla przywrócenia porządku. Zjazd ma oświadczyć, czy chce śledztwa, czy się zdaje na rozsadzenie krótkie, czy gotów przystąpić do ustalenia dobrowolnej zgody. Mistrz, prałaci i dostojnicy zakonu oświadczyli, że powinnością ich przystać na wszystko, co on w imieniu ojca świętego nakaże, lecz mieszkańce świeccy milczeli, a po opuszczeniu posiedzenia udawali się do wielkiego mistrza, aby ich wytłumaczył przed legatem, że zostali przysłani od spółobywateli, jedynie do wysłuchania rozkazów ojca świętego, ale że niemają żadnego pełnomocnictwa do odpowiedzi na takie pytanie. Utrzymywali, że o związku ziemsko-miejskim legat przecie myśleć nic złego niemoże, bo związek założony był za pozwoleniem ówczesnego i jest od każdego wielkiego mistrza do tej chwili za prawy uznawany. Na to Ludwik Erlichshausen odparł, że tego związku wiarołomnego, który tylko niszczy posłuszeństwo dla panów kraju, żaden uczciwy człowiek, a zatem i on za prawy nieuważa. Legat tymczasem nalegał i wzywał stany przez swego pisarza o wyraźną odpowiedź, na której z przełożonych trzech dróg chcą rzecz ukończyć i aby mu zaraz akt swego związku do rozpoznania oddali, bo klątwę będzie musiał rzucić. Po wielkiem błaganiu pozwolił legat rozjechać się deputowanym, lecz pod obowiązaniem, że przed nowym rokiem z odpowiedzią wrócą. Legat pełnomocnictwo swoje chciał mieć ogłoszone z ambon, aby cały lud pruski wiedział, jakie go czekają kary kościelne, jeżeli stany okażą najmniejszy opór względem stolicy apostolskiej, co mistrz natychmiast wykonać rozkazał.
Pomiędzy rycerstwem świeckiem i miastami ruch się coraz powiększał: jedni chcieli już związek porzucić, ale drudzy ogłaszali to za szkaradną trwożliwość; radzili wystawić się i na gromy kościoła a sprawiedliwości, choćby tylko od Boga samego wyglądać. Podchodzili wielkiego mistrza co on powie, jeżeli związek śmiało stawi się w oczy legatowi. Mistrz niewyrzekł swego zdania i przypominał zasadę, że władza legata a władza stolicy apostolskiej są jedną i tą samą władzą. Nakoniec Hans Baisen w imieniu stanów w Elblągu zebranych złożył legatowi oświadczenie piśmienne, że Prusacy nigdy niesądzili, iż zarzut nadwerężenia praw kościoła na nich spadnąć może, bo poniszczone klasztory i domy Boże podczas wojen przez wojska nieprzyjacielskie odbudowali i do dawnej świetności przywrócili. Na jubileusz przecie ze samego Gdańska dwa tysiące ludzi poszło i niemało pieniędzy w Rzymie pozostawili. Prusacy niesą wcale buntownikami przeciw swej władzy, a utworzony związek wypłynął z konieczności i dobrego zamiaru; niełamie on posłuszeństwa względem mistrza, ale tylko nadużycia ukraca. Przy tem oświadczeniu złożono także odpis aktu związkowego. Legat odparł na to: "Cokolwiek uczyniliście dla służby Bożej i ku czci Ojca Świętego, to wszytsko było waszą powinności, ale wy biskupów i osoby duchowne podciągacie pod prawa przez was stanowione, a to jest przeciw przykazaniu Bożemu."
Gdy legat zaczął nalegać, aby stany pozwoliły mu zawyrokować nad związkiem, Hans Baisen odparł, że przytem musiałoby być powiedziane niejedno, czegoby pewnie Ojciec Święty dowiedzieć się niechciał i coby za bardzo dotknąć mogło zakon krzyżacki.
Tymczasem mieszkańce świeccy ciągle oblegali wielkiego mistrza, że już z nim potrafią się o wszystko ułożyć i zgodzić, byle tylko tego naprzykrzonego legata z kraju się pozbyć. Mistrz niemiał w tem także interessu, aby przedmiot spraw pomiędzy mieszkańcami a zakonem w całej nagości przed władzą apostolską stawiano i wyprawił poselstwo do legata z przełożeniem, że wszystko da się z mieszkańcami na drodze dobro – wolnej ułatwić, azatem żleby było spokojne umysły poruszać. Legat zrazu obstawał przy swojem, ale po rozważeniu rzeczy, niemógł powiedzieć, że gotów zatargi pomnażać, boby to było wcale nie w duchu zasady kościelnej; z tej więc przyczyny oświadczył, że ma pociechę z upewnienia w kraju pokoju i opuścił Prusy.VIII.
Trzeba przyznać, że w tem wystąpieniu ziem i miast pruskich naprzeciw legatowi, wybija się wielka zręczność. Widać jasno, że całe postępowanie było od bardzo zdatnych ludzi i ze wszystkich stron obmyślane. Głównem działaczem niewątpliwie pokazuje się tu Towarzystwo jaszczurki, które z tej przyczyny objaśnić trzeba.
Połączenie się miast niemieckich w sprzymierze hanzeatyckie dało im tyle mocy, że nietylko szlachta niemogła ich nadal napadać, ale sama była zagrożona od stanu miejskiego. Szlachcie który się dopuścił zbrodni w mieście, został zwykle przez urzędy miejskie imany i sądzony, a może nawet z pewnem uprzedzeniem. Ztąd szlachta zaczęła także rozmyślać nad podniesieniem siły swego stanu przez wzajemną pomoc i wiązała pomiędzy sobą stowarzyszenia, którym zwykle nadawała znaki nakształt herbowych. Tym sposobem w Niemczech utworzyły się bractwa rycerzy smoka jak nadmieniliśmy, przy Witowdzie, kiedy się chciał koronować; bractwo lwa, tarczy Świętego Jerzego i inne. W Prusach rozwijały się ciągle te same stosunki co w Niemczech: równie miasta hanzeatyckie wzrosły w bogactwo i w potęgę i równie występowały naprzeciwko rycerstwu. W okolicach Radzimia bracia Mikołaj i Jan Renysowie, bracia Fryderyk i Mikołaj Kynthenawi założyli w r. 1397. stowarzyszenie rycerskie, które na znak nosiło jaszczurkę. Statuta towarzystwa tego opiewały, że członkowie będą stawali sobie do pomocy w słusznych sprawach z poświęceniem majątku i życia. Czterej najstarsi będą mieli władzę nad towarzystwem i będą wydawali przepisy i rozkazy bądź względem służby Bożej, bądź względem wsparcia zubożałych członków. Ale oprócz nabożeństwa kościelnego i tych celów głośno wyrzeczonych, miało towarzystwo swą obrzędowość tajemną i cel tajemny podkopywania przewagi miast nad rycerstwem. Zrazu niewielu pokazywało się członków i przez długi czas mało co było słychać o rycerzach jaszczurki; zapewne potęga miast hanzeatyckich nakazywała im milczenie. Mistrz Ulryk który poległ w bitwie pod Grunwaldem sprzyjał towarzystwu, uznał je r. 1408. i pozwolił mu ufundować jednę wikaryą. W samym środku XVgo wieku towarzystwo jaszczurki zaczęło kwitnąć i liczyło w swym gronie najznakomitszych z rycerstwa ziemskiego. Opór zręcznie uczyniony legatowi, wyszedł oczywiście z uchwał tego towarzystwa. Po wyjeździe legata z kraju rycerze jaszczurki ściągali się do swego miasta stołecznego Radzimia jak utrzymywali dla obrania wikariusza swego bractwa przy kościele toruńskim. Zaprosili Chełmno i Toruń do tajemnej narady: ile wiadomo uchwalili tam, że potrzeba zebrać pewne fundusze, aby było o czem bronić sprawy towarzystwa i postanowiono ściągnięcie podatku szos, oraz wydano rozporządzenia względem dochodu z pfundzollu. Zapadła także uchwała, aby nadal było sześciu lub ośmiu w naczelnej radzie towarzystwa.
Po takich przygotowaniach zaczęły gruchać wieści ile się zdaje przez samych rycerzy jaszczurki puszczane, że wielki mistrz już żądał wojsk od mistrza inflanckiego i zagranicą werbuje najemnego żołnierza. Podobno z umysłu i według dobrze ułożonego planu, dwaj rycerze jaszczurki rozpoczęli spór z biskupem pomezańskim o rybołóstwo w jednem jeziorze i pomimo starań i biskupa i wielkiego mistrza spór ten wytoczyli aż przed stolicę apostolską.
Z przeciwnej strony, a szczególniej u duchowieństwa nie – zasypiano także sprawy: w dyecezyi warmińskiej ogłoszono z ambon zdanie Legata przy odjeździe z Prus wyrzecone, iż wszyscy uczestnicy związku, są w grzechu śmiertelnym i powinni być w klątwie papiezkiej, a zmarli jego członkowie są na wiecznem potępieniu. Gdy biskup warmiński ciągle zdanie legata popierał, przyszło w Heilsbergu na Wielkanoc (r. 1451.) do wielkiego wzburzenia umysłów.
Tymczasem i pomiędzy miastami inflanckiemi zaczął się jakiś całkiem nowy ruch pokazywać: Ryga, Rewal, Dorpat i Wen – den odbywały zgromadzenia, wyprawiły posła do miast związkowych pruskich i zdawało się, że z niemi w porozumieniu staną. Arcybiskup rygski upominał wielkiego mistrza, aby obstawał przy prawach i przywilejach zakonu, bo im więcej ustąpi, tem więcej zjawi się wymagań; powinienby naprzód użyć środków pojednawczych, a skoro się niepokażą skutecznemi, niech natychmiast naczelników przed Rzym pozywa.