- W empik go
Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 7: ciąg dalszy siedemnastego wieku - ebook
Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 7: ciąg dalszy siedemnastego wieku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Car moskiewski Iwan ów przeciwnik Batorego, przy swej śmierci oddal ster państwa radzie z pięciu główniejszych bojarów utworzonej, do boku młodemu carowi Fiedorowi dla tego, że lubo doletni i nawet już ożeniony, nie miał i zdrowia i zdrowego umysłu. W tej radzie przybocznej były zabiegi o przywłaszczenie sobie władzy i powstało wielkie zaburzenie na ulicach Moskwy, a dało się uśmierzyć dopiero wykluczeniem z rady kniazia Bielskiego, którego lud nienawidził. Po ukoronowaniu Fiedora, szwagier jego a także jeden z przybocznych radców kniaź Boris Godunow oddalił całkiem drugich czterech, a sam jeden za cara rządził i używał imienia jego jedynie do nadawania sobie dóbr i dochodów tak znacznych, iż był w stanie swym kosztem wystawić do sto tysięcy wojska. Godunow liczył już wcześnie na opanowanie tronu moskiewskiego i małego Dimitra Iwanowicza, który z Marfą swą matką a macochą cara Fiedora mieszkał niejako na wygnaniu w Uhliczu nad Wołgą, kazał wysłanym siepaczom sprzątnąć.
Niedługo potem zaskoczyła śmierć i cara Fiedora Iwanowicza: czy za sprawą Godunowa, czy w drodze przyrodzonej, mniejsza o to. Według testamentowego rozporządzenia cara, miała rządy objąć owdowiała carowa Irena, ale poszła do monastyru, a brat jej Godunow okrzyknięty od ludu, uznany był i od bojarów carem. Kiedy już drugi rok spokojnie panował, zaczęły gruchać wieści, że owi siepacze wyprawieni przed dziewięciu laty do Uhlicza, zabili innego podsuniętego chłopca; Dimitr zaś ostatni potomek rodu carskiego żyje jako zakonnik w monastyrze czudowym, a pod imieniem Grzegorza Otrepjewa. Miał znać ten młody zakonnik dobrze i stosunki dworskie dla tego, że jako zdatny do książki, a nawet mający talent do układania hymnów, miał bawić czas niejaki w Moskwie przy patryarsze Jobie. Boris Godunow posłyszawszy o Otrepjewie, posłał do Czudowa po niego, lecz już był uciekł i jako diakon miał zwiedzać różne klasztory w Litwie, o religii rozprawiać, wiązać się z arianami, zrzucić habit, przystać do Zaporożców, potem odbywać nauki i wyuczyć się po łacinie.
Inni osadzają go z młodu w szkołach jezuickich na Inflantach; tyle tylko pewna, że świeżą młodość spędził w monastyrze czudowskim, że napomykał o swem carostwie, że od poimania ratował się ucieczką za granicę i przyjął na Litwie służbę do niskich obowiązków u księcia Adama Wiśniowieckiego. Popadłszy w ciężką chorobę, disponował się na śmierć u jezuity, a temu zeznał, iż był carewiczem i że chowa pod swą pościelą pamiętnik nadzwyczajnych przygód swoich; jako zaś dowód urodzenia pokazał na piersiach drogiemi kamieniami wysadzany złoty krzyżyk, który mu podług obyczaju moskiewskiego miał przy chrzcie darować kniaź Mstisławski.
Rzecz taką lubo na spowiedzi wyznaną, jezuita stósownie do przepisów swego zakonu doniósł starszym. Przypatrzyli oni się bliżej owemu słudze Wiśniowieckiego: widzieli młodzieńca w dwudziestu kilku latach z pewną ogładą, nieźle uczonego, opowiadającego swe przygody naturalnie, poczytali go za carewicza i to wszystko uznali prosto za sposób od Opatrzności podsunięty na osadzenie tronu w Moskwie, utrzymanie pod swoim wpływem państwa moskiewskiego, rozpostarcie się po ziemiach jego, ustalenie władzy kościoła rzymskiego, a wzmocnienie niesłychanie potęgi swojej. Napisali Dimitrowi list nietylko do nuncyusza do Krakowa, ale i do papieża do Rzymu.
Dwór Zygmunta III biorący natchnienia od jezuitów, wierzył święcie we wszystko.
Skoro tedy ów człowiek stał się tak ważną osobą, poczęli sobie jego rysy twarzy, a nawet szczególne znaki ciała to jest, włosy rudawe, jedno ramie krótsze i brodawki na twarzy przypominać tacy Polacy, którzy go jako jeńcy wojenni mieli w Uhliczu znać dzieckiem.
Zygmunt już w interesie kościoła i jezuitów był skłonnym do uwierzenia we wszystkie podania Otrepjewa, a uważał nadto, że wpływ polski na Moskwę trzymałby Turka na wodzy, pomógłby do odzyskania Inflant, Szwecyi; otworzyłby przy tem Polsce wielki handel z Moskwą, przez nią z Persią i całym wschodem, a pole do działania wrzącej i niespokojnej polskiej młodzieży.
Na tajemne żądanie królewskie Konstanty Wiśniowiecki brat Adama, u którego Otrepjew był sługą, wiezie go już jako carewicza. Teść zaś Konstantego Wiśniowieckiego Mniszech wojewoda sandomirski, oczywiście w zamiarze zbicia na Moskwie pieniędzy, posuwa rzecz dalej na współkę z krewnym swoim Bernardem Maciejowskim, podówczas już biskupem krakowskim i kardinałem, oraz jezuitami i nuncyuszem Rangonim, bo Otrepjewa w Samborze u siebie podejmuje jako cara Dimitra, któremu tron odjęto. Za przyjazdem do Krakowa, samozwańca tego odwiedził i powitał nuncyusz, a w długiej rozmowie o stosunkach państwa moskiewskiego, ściskając go i całując wracał ciągle na to, że król wtedy mu tylko udzieli pomocy, a stolica apostolska weźmie go pod opiekę, gdy od kościoła greckiego przejdzie do rzymskiego. Otrepjew nie odmawiał wcale i w następującą zaraz niedzielę u jezuitów w Krakowie w obec nuncyusza i w obec pewnej liczby panów ale tajemnie, aby się to po Moskwie nie rozeszło, z wszelkiemi uroczystościami żądaniu temu zadosyćuczynił, po czem obiadowano wspaniale u nuncyusza, który go nakoniec zawiózł na zamek.
Kiedy do komnaty królewskiej wchodzili, Zygmunt ze zwykłą swoją powagą a łagodnym uśmiechem stał oparty o stolik. Samozwaniec pocałowawszy go we wyciągniętą ku sobie rękę przełożył ustnie swą krzywdę, o opiekę prosił, a zakończył słowami: "pomnij Najjaśniejszy Panie, żeś się i ty we więzieniu rodził i tylko cię Opatrzność uratowała. Wychodziec krwi monarszej błaga cię o litość i pomoc" Na znak podkomorzego koronnego oddalił się Otrepjew, a król gam na sam z nuncyuszem został.
Oświadczyć się wprost może za carewiczem prawdziwym, ale też może za samozwańcem i rozpocząć wojnę z Moskwą, nie byliby dozwolili panowie, skłonni w ogóle do pokoju, i że w bezkrólewiu r. 1587 rozejm Batorego z carem Iwanem zawarty, stany Rzeczypospolitej przedłużyły na lat piętnaście, a nawet Zygmunt w styczniu r. 1602 do lat dwudziestu rozciągnął i zaprzysiągł. Po niejakim atoli czasie przywołano napowrót Oirepjewa do komnaty, a król mówił: "szczęść wam Boże! Wiedzcie Dimitrze kniaziu moskiewski, że z tego, cośmy od was słyszeli i z okazanych nam pism uznajemy was za takiego; z uprzejmości naszej wyznaczamy wam na potrzeby wasze czterdzieści tysięcy złotych rocznie; nadto jako przyjacielowi Rzeczypospolitej, pozwalamy zawierać układy z panami naszymi i odbierać od nich tę pomoc i rady, które wam dogodnemi zdawać się będą. "
Otrepjew z radości odpowiedzieć nie umiał i nnncyusz w jego imieniu podziękował, po czem odeszli. Nuncyusz znowu ściskał i całował młodzieńca, a napominał, aby tylko swój wyjazd do Moskwy przyspieszał, kościołowi katolickiemu był wierny, jezuitów o ile zdoła w swem państwie jakoli wszędzie, gdzie tylko wpływ jego wniknie, starannie sadowił i wszelkiemi siłami wspierał.
Na tak podniesionem znaczeniu owego sługi, a mającego być carewiczem, oparł swe widoki wojewoda Mniszech, bo wkrótce przyrzekł mu w małżeństwo swoją córkę Marinę pod zaręczeniem piśmiennem, że ją zaślubi, zaopatrzy w oprawie na dziedzictwo księstwami wielkim Nowogrodem i Pskowem, za wsparcie wojskiem da Mniszchowi Smoleńsk i Siewierszczyznę oraz milion ówczesnych złotych, skoro mu się tylko tron wywalczyć uda. Zezwolił wyraźnie na wprowadzenie kościoła katolickiego do rzeczonych księstw, a na nowo przyrzekł rozciągnąć go przez całe państwo moskiewskie. Zdaje się, że król zaprotestował przeciw darowiznie kraju, niegdyś Polsce zabranego i Otrepjew zmienił obietnicę w ten sposób, ie Mniszech miał odebrać Smoleńsk z obwodem, a król i Rzeczpospolita wziąść resztę Smoleńszczyzny, z sześciu grodami siewierskiemi.
Była tedy opieka i pomoc pieniężna króla, opieka nuncyusza, opieka i zapewno razem z pieniędzmi jezuitów, którzy wtedy już po całym świecie znaczne posiadali bogactwa, a wiele im zależało na dostaniu się do Moskwy. Mniszech z Wiśniowieckimi i innymi panami korony zaczęli pode Lwowem gromadzić wojska. Żołd zaliczano wysoki i garnęło się pod chorągwie rycerstwo z pachołkami.
Na Litwie było bardzo wielu ze szlachty moskiewskiej' Godunowa rządu nienawidzących; z tych niektórzy przybyli także do tego wojska: wogóle zebrało się kilkanaście tysięcy ale to hołoty dosyć obdartej, a może tylko tysiąc pięćset ludzi, razem jazdy i piechoty wyglądało dobrze. Do Kozaków dońskich wyprawił Otrepjew w poselstwie szlachcica Swirskiego, a w. swym do nich liście donosił, że jest Dimitrem synem pierwszego cara białego, któremu składali przysięgę wierności i wzywał ich, aby mu pomocy nie odmawiali w dobrej i sławę przynoszącej sprawie, to jest w zrzuceniu niewolnika i nikczemnika z tronu. Na skutek tego pokazali się zaraz w Polsce dwaj ze starszyzny dońskiej, a przyjęci niezmiernie uprzejmie od samozwańca, spiesznie wrócili do swoich, gdzie się wszystko brało do koni i oręża, a ruszało ku Dnieprowi, aby prawego cara powitać i wesprzeć jeszcze w granicach Polski.
Zbroili się i Kozacy zaporoscy, powstał ruch na Siewierszczyznie i zapisywano do chorągwi Dimitra w Kijowie.
Godunowa opanowała niezmierna trwoga, kazał owdodowiałą Marfę matkę prawdziwego Dimitra, która była zakonnicą do Moskwy przywieśdź i sam ją badał, a powziąwszy przekonanie, że carewicza rolę przybrał Grzegorz Otrepjew, stryja jego, aby samozwańca poznał, w poselstwie do Polski wyprawił i to z listem ciekawym, który zawierał taki ustęp: "doszło nas, że w państwie waszem ukazał się łotr, zbiegły mnich i apostatata zowiący się Dimitrem. Żył on dawniej w hospodarstwio naszem, a w monastyrze czu – dowskim jako dziak; wprzódy zaś jako człowieka świeckiego zwano Hryćką (Grzegorzem) Bohdana Otrepjewa synem. Wtenczas jako niegodziwiec był ojcu nieposłusznym, gmatwaniną się bawił; rozbijał, kradł, grywał w koście, pijał, uciekał od ojca, kilkakroć wpadł w herezyą, w czarnoksięstwo i wzywania duchów nieczystych i odstąpienie od Boga u niego się znalazło. A modlący się do Boga nasz patriarcha dowiedziawszy się o jego łotrostwie, według kanonów ojców świętych, zasłał go z towarzyszami jego nad białe jezioro i był w pieczarskiem monastyrze i w innych, a potem udał się do Wiśniowieckich, Mniszcha, aż dziś z pomocą waszą i ich, hospodarstwo nasze najeżdża. Żądamy więc od was, ażebyście tego łotra Hryćka Otrepjewa pamiętni na zawarte przymierze nie wspierali. " Dano odpowiedź, że o zerwaniu dobrej przyjaźni z Moskwą nie masz najmniejszej myśli, a samozwaniec Rzeczpospolitą bynajmniej nie obchodzi.
Kiedy w sierpniu r. 1604, Dimitr samozwaniec zbliżał się do Dniepru i stanął w Sokolnikach, przywiedli mu Kozacy dońscy okutego w kajdany wysłańca godunowskiego Chruszczowa, który ich od powstania odwodził. Chruszczow atoli stawiony przed Dimitra i rzuciwszy na niego okiem czy z uniesienia czy z wywijactwa zalał się łzami, padł na kolana i wołał: "w twoich rysach twarzy widzę twego ojca Iwana i do śmierci będę ci wiernym. " Rozkuły natychmiast zapewniał Otrepjewa o życzliwości znakomitszych bojarów moskiewskich i stał się bardzo pomocnym w zawięzywaniu dalszych stosunków.
Godunow znowu wyprawił do Polski posła Ogarewa, który po uczynieniu wyrzutów nieszczerego postępowania zapytał się, czego Polska chce od Moskwy, czy wojny czy pokoju. Odpowiedziano, że pokoju i ani król, ani Rzeczpospolita niewinni temu, iż niektórzy panowie i szlachta puścili się na Ruś z awanturnikiem, lecz odwołani będą i bezkarnie im to nie ujdzie. W październiku Otrepjew przeszedł granicę moskiewską i rozrzucał odezwę, że jako prawy syn Iwana, któremu naród poprzysiągł wierność spieszy do Moskwy, aby ztrącić z tronu przywłaszczyciela Godunowa. Wojewoda zaś Mniszech właściwie wódz naczelny sił Otrep – jewa, wydawał ogłoszenia, że prawdziwemu dziedzicowi państwa moskiewskiego król i Rzeczpospolita dali w pomoc wojsko i w razie potrzeby więcej go jeszcze dadzą. Mieszkańce Morawska poimawszy i związawszy swego wojewowodę, oddali go Otrepjcwi przy witaniu z chlebem i solą, lecz Otrepjew znowu nie zaniedbał znaleść się wspaniałomyślnie: uczcił wierność sługi, choć sobie szkodliwą i puścił wojewodę na wolność. Sprawiło to dobre wrażenie na naród i rozgłosiło się o sprawiedliwości i zacności niewątpliwie prawdziwego Dirnitra, aż w głębi kraju, daleko za Moskwą. U bramy Czerniechowa sam wojewoda miejscowy na czele wojska i ludu stanął do powitania. Otrepjow wypłaciwszy żołd swemu wojsku pieniędzmi skarbowemi, które tam zastał i zabrawszy z wałów dwanaście dział niezmiernie mu przydatnych, ciągnął prosto na Nowogródek siewierski. Tam Basmanow wojewoda gotował się do silnego odporu, spalił przedmieścia i wytrzymywał szturmy, ale tym czasem warowny Putiwl oraz ważne miejsca Rylsk, Borisow, Biała, Woluiky, Oskol, Woroneż, Krotny, Liwny, Jelec poddawały się wysłanym oddziałom. Wszędzie lud imał carskich urzędników i związanych oddawał, a Otrepjew zawsze ich nietylko puszczać kazał, ale do woli im zostawiał, czy po jogo, czy po Godunowa stronie stanąć wolą.
Podchwycono też wtedy znaczne pieniądze, które wieźli kupcy moskiewscy w łupkach z miodem dla wojewodów siewiorskich, a Otrepjew odesłał je zaraz Wiśniowieckim i Rożyńskiemu na Ukrainę polską, aby co najwięcej zbroili wojska.
Car Boris Godunow zatrwożony tym nagłym wzrostem w siłę swego przeciwnika, radził w stolicy z patriarchą i bojarami o ratunku państwa i własnym. Patriarcha nakazał modły za duszę zamordowanego prawdziwego Dimitra, a ogłosił klątwę po wszystkich kościołach przeciw Dimitrowi szalbierzowi, co nachodzi Moskwę, żeby kościół błahoczesny obalić, a łacińskie pogaństwo wprowadzić.
Kniaziów Szujskich znakomitych imieniem, bogactwami i zdolnościami osobistemi najbardziej się Godunow obawiał, zwłaszcza, że ich krewnego i naczelnika rządu Iwana Piotrowicza Szujskiego, który niegdyś Pskowa przeciw Stefanowi
Batoremu z wielką sławą bronił, kazał był zgładzić. (1) Atoli Wasil Szujski jakkolwiek w sercu gorzał od zemsty, przecież powierzchownie tak dalece zmyślał przychylność dla Godunowa, że na placu publicznie poprzysięgał, iż widział młodego Dimitra i zabitego w trumnie i przy spuszczaniu do grobu. Godunow wydawał rozkazy do uzbrojenia z każdej czetwerty ziemi po jednym jeźdcu, ale uzbrojenia szły tak zwolna, że car w ukazie jednym oświadczył, iż najbogatsi bojarowie nie troszczą się wcale o kościół i państwo. Zagroził im ciężkiemi karami, a nawet niektórym pozabierał majątki i knutować ich kazał.
Aleć Godunow wdarł się sam na rządy podstępami i morderstwami, patriarchat moskiewski był jego dziełem, patriarcha przez niego na godność wyniesionym, więc to wszystko razem brane niweczyło powagę rządu i posłuszeństwo. Dosyć, że pomimo największych usiłowań pod Brańsk ledwie pięćdziesiąt tysięcy zebrało się jakby pospolitego ruszenia moskiewskiego. Z tem całem wojskiem wystąpił kniaź Fiedor Mslisławski.
Dimitr zaprzestał oblężenia Nowogródka siewierskiego i założył w polu obóz. Jego siły wynosiły bodaj co nad dwanaście tysięcy. Po dosyć długich harcowaniach jazda z Polaków złożona, uderzywszy na lewe skrzydło nieprzyjacielskie, rozbiła je całkiem i środek linii poszedł za niem w ucieczkę. Dowódca Mstisławski piętnaście razy ranny, spadł z konia ale go swoi uwieźli. Tylko siedmset koni jazdy najętej niemieckiej, wytrzymały natarcie Polaków i ocaliły lewe skrzydło wojska Godunowa. Korzystał z pory Basmanow, wybiegł z Nowogródka, podpalił w tyle obóz Dimitra i lubo go nie przyprawił o klęskę, przecież do zaprzestania boju zniewolił. Dimitr utrzymawszy się przy bojowisku, kazał uroczyście pogrzebać trupów stron obudwu. Osłabły atoli znacznie jego siły, bo Polacy znudzeni trudami wojny zimowej, było to bowiem w samym końcu r. 1604, odebra- – (1) Historya woyny moskiewskiej aż do opanowania Smoleńska, przez Stanisława Żółkiewskiego, kanclerza i hetmana wielkiego koron. – Lwów 1833.
wszy ćwierćroczno zasługi, a nie widząc na dalsze pieniędzy zaczęli odjeżdżać. Pożegnał Dimitra i sam Mniszech, jak później twierdzono odwołany przez króla, dla okazania Moskwie, że król i Rzeczpospolita przeciwni wszystkiemu. Dosyć, że przy Dimitrze nie zostało nad pięćset Polaków.
Tymczasem car Boris widocznie wiernego sobie Basmanowa powołał do Moskwy, kazał go przed miastem przyjmować dostojnikom państwa, a wewieść na Krem! uroczyście w saniach okazałych; podawał mu sam złotą miskę czerwonemi złotemi napełnioną, obdarzył rublami, dobrami i na sowietnego czyli radnego bojara wyniósł, ale jako człowieka nowego od razu na samym szczycie narodu osadzić nie chciała i Wasilowi Szujskiemu oddał najwyższą władzę nad wojskiem znękanem i rozprzężonem, a przekrywającem się po za zasiekami w borach i miejscach prawie niedostępnych okolicy starodubskiej. Szercmetjew zaś zgromadzał nadchodzące świeże oddziały pod Kromami, gdzie w sześćset załogi Kozak doński Korela, stawiał mu dzielny odpór z wałów i drewnianego zamku.
Dirnitr tym czasem znowu wzrastał w siłę i może już w piętnaście tysięcy po większej części jazdy wyruszywszy od Sewska i zetknąwszy się u Dobrzynie z sześćdziesięciu tysiącami Szujskiego, w rozpoczętej bitwie o wschodzie słońca, całe swe siły z wielką odwagą prowadził prosto na środek jego linii, aby ją przeciąć na dwoje, a przecięciem w popłoch wprawić i pokonać. Z jazdą nieprzyjacielską nawet i z Niemców złożoną, powiodło mu się jak najlepiej: jednakże piechota moskiewska ogniem z czterdziestu dział, a jedenastu tysięcy muszkietów, nietylko go pohamowała w zapędzie, lecz i do rozsypki zniewoliła. Ruszyło w pogoń z jakie pięć tysięcy jazdy moskiewskiej i niemieckiej, a rąbiąc uciekających, biorąc chorągwie i działa, zdawało się, że mało kto ocalał i sam Dimitr niewątpliwie gdzie między trupami leży. Ale on, lubo na rannym koniu ujechał jednakże z kniaziem Tatewem i garstką Polaków do Sewska, a dalej przez Rylsk do Putiwla, gdzie się zbierały rozbitki i gotowały do odporu z wałów.
Szujski został w Dobrzynicach, a bawił się oddawaniem na męki (tortury) zastrzeliwaniem i wieszaniem jeńców tak Moskali jak Polaków, z wyjątkiem tylko Tyszkiewicza, którego jako pana litewskiego uważał za korzyść zostawić pod rozporządzenie samego Godunowa.
Dimitr klęską odniesioną tak był dotknięty do żywego, że już sam zwątpiał o swój sprawie i miał nawot zamiar uciec z Putiwla, ale Moskale skompromitowani przejściem na jego stronę, a srogościami Szujskiego w rozpacz wprawieni i do poświęcania na swą obronę wszystkiego zniewoleni, nietylko go przytrzymali, ale w pewne siły na nowo zaopatrzyli. Wojska zaś cara Borisa bawiąc się zdobywaniem Rylska i Kromów, dwóch zamków żadnej wagi niemających i tylko drobnemi załogami osadzonych, zostawiły czas swobodny Dimitrowi do organizowania sił na nowo. Do Putiwla jako ajenci Borisa wcisnęli się trzej zakonnicy w celu wzniecenia rozruchu, a w ostatnim razie otrucia Dimitra, ale wykryci poszli na śmierć. Dimilr pisał z wyrzutami o niesłuszne wspieranie przywłaszczyciela Godunowa do patriarchy Joba, a samego cara napomniał, aby przy tronie nie obstawał, ale poszedł do monastyru i jako zakonnik za swe ciężkie grzechy pokutował.
Przeminęła prawie na bezczynności wojsk ze stron obudwu druga połowa zimy i nadeszła wiosna (r. 1605). Car dokładał wszelkiego starania na wydobycie sił z narodu, ale nie było widać skutku: nie chciano się odznaczać skorą usługą, widocznie martwiała władza w jego ręku i co dzień był smutniejszym. Wstawszy raz od stołu, nagle zachorował w ten sposób, że mu się krew rzuciła nosem, ustami i uszami, w skutek czego w kilka godzin skonał. Przypisywano to truciznie nie tak poddanej, jak dobrowolnie zażytej.III.
Nazajutrz po zabiciu Dirnitra rastrigi, Szujski już rozpoczął starania o pozyskanie tronu carskiego. W radzie bojarskiej miał mowę, chełpił się ze swych zasług jeszcze z czasów cara Iwana. Mówił, że szalbierzowi za ułaskawienio tylko tyle winien jakby był winien zbójcy, coby mu życie w boru darował. Radził wynieść na godność najwyższą człowieka zasłużonego, z poświęceniem, niemłodego (2).
Bojarowie bezstronni twierdzili, że na to trzebaby jaki sejm zwołać. Stronnicy atoli Szujskiego wystąpili z dowodami, że ład i porządek w kraju zaraz potrzebne, a bez nich wielkie i łatwe do przewidzenia niebezpieczeństwo. Nietylko w zgromadzeniu bojarów, ale i po mieście zaczęto przemawiać za Szujskim całego wypadku jedynym bochaterem i już dnia 29 maja przy odgłosie trąb i kotłów ogłaszano go carem. W tym samem miejscu gdzie stał niegdyś przy kacie u pieńka, składali mu swe oświadczenia wierności mieszcza- – (1) Wielu z pobitej szlachty wyliczył autor pisma: Poselstwo Zygmunta III do Dimitra.
(2) Mowa tn znajduje się w piśmie: The Russian Impostor or the History of Muskovie & London 1674. – Dzieło to jest spółczesne, a napisane przez Johna Mericka kupca i posła angielskiego, który r. 1617 był pośrednikiem traktatu Szwecyi z Moskwą w Stolbowie zawartego.
nie, kupcy swoi i cudzoziemcy, w pobliżu zaś leżały zwłoki Dimitra na stole z larwą, lirą, jako ironicznemi oznakami cudzej postaci i upodobania w muzyce i tańcach, uważanych na Moskwie za błazeńską igraszkę.
Szujski oglądając się na stosunki z państwami pograniczncmi, a zwłaszcza z Polską rozumiał bardzo jasno, że Dimitr ostatecznie nie dla tego przyszedł do sił wojennych, iż go Polacy mieli za carewicza, albo iż przyrzekł pojąć Mniszchownę, ale głównie z tego powodu, że za pośrednictwem sprawy Dimitra, zachód Europy przez wprowadzenie do Moskwy wpływów polskich, a tem samem rzymskich, myślał to państwo zagarnąć do swego systemu i religijnego i politicznego. Znał się Szujski na jezuitach pod ów czas zakonie już potężnym, politiczne wielkie zamiary do skutku przywodzić zdolnym, a do państwa moskiewskiego wedrzeć się pragnącym. Wiadomy mu był ich wpływ na dwór polski i nie uszło jego baczności, że Zygmunt przez jaką taką dla siebie uległość Moskwy, miał nadzieję trzymać Tatarów i Turków na wodzy, a myślał ukończyć toczoną wojnę z Karolem IX, nietylko o Inflanty ale o Szwecyą. Znał się Szujski na koniec i natem, że skoro w narodzie przywykłym do dinastii już naprzód Godunow, a potem on sam tron sobie przywłaszczył, to się snadno znajdzie do tego i kto trzeci, a użyje pomocy Polaków rzezią moskiewską do zemsty pobudzonych.
Wielkie widoki Europy, kościoła katolickiego, jezuitów, króla polskiego, a nareszcie usposobienia ducha w Moskalach, zapowiadały, że ze śmiercią Dimitra nie odzyskało carstwo pokoju, że owszem wojna się pociągnie dalej i zacięciej a znajdą się tacy co o tron moskiewski, bić się będą. Szujski czy unikał rozpoznawania bliższego zwłok Dimitra, czy też w myśl pojęcia owych czasów, dosyć, że z tej przyczyny, iż jako czarnoksiężnika co nawet po śmierci niepokoi w nocy mieszkańców, odkopano go, a spalonemi na proch zwłokami nabiwszy działo, wystrzelono ku Polsce, z której zaniepokoił carstwo.
Tym czasem rozchodziły się wieści, że mały prawdziwy Dimitr jest wielkim cudotwórcą. Niektórzy chorzy i chromi, albo raczej najęci do udawania niemocy, zaczęli u jego grobu odzyskiwać zdrowie. Na skutek tego, Szujski postanowił te zwłoki przenieść do Moskwy, a uhliczanie zaczęli już rwać się do oporu, aby ich nie pozbawiano świętego co u nich żył i był umęczon. Dokonaną więc już pokazała się w głównej części pokątną robota, bo skoro prawdziwy Dimitr okazał się świętym i u jogo zwłok miano się modlić, toć tem samem inny Dimitr przez uznanie kościelne i niejako artikuł wiary miał udowodnione szalbierstwo. Dwaj biskupi z innymi duchownymi i bojarami odkopali grób święty: za wyjęciem trumny i otworzeniem wieka, pokazało się ciało przed piętnastu laty pochowane, prawie niezmienionem. Twarz, włosy, wyglądały zupełnie świeżo; również naszyjnik z perłami, chustka haftowana w lewej ręce, suknia i bóty wyszywane złotem i srebrem. W prawej ręce trzymał mały trup garstkę orzechów. Cuda więc i świętość Dimitra znalazły zupełne potwierdzenie. Najznakomitsi żołnierze, mieszczanie, chłopi, nieśli zwłoki do Moskwy, a u bramy czekał z procesya car Szujski, wziął trumnę na swe ramiona i odniósł do kościoła św. Michała archanioła. Na środku kościoła Marfa otrzymywała od duchowieństwa uroczyste rozgrzeszenie, że będąc matką świętego, przyznała się do nikczemnego szalbierza.
Według atoli twierdzenia niektórych Polaków i cudzoziemców co wtedy byli w stolicy, Szujski miał kupić od jednego strzelca syna jego Romiszkę, kazać go zawieść do Uhlicza, zarznąć i pochować, a tym sposobem świeże zwłoki podsunąwszy, wprawił małego Dimitra w szereg świętych męczenników.
Oleśnicki i Gosiewski lubo posłowie, zatrzymywani byli w Moskwie. Po koronacyi Szujskiego mieli na początku czerwca rozmowę z bojarami: kniaź Mstisławski, który nie był uczestnikiem spisku przeciw Dimitrowi, a wielkiego w swoim narodzie poważania doznawał, przypisywał królowi, panom, a nawet samym posłom wszystko złe, co się na Moskwie działo. Na to posłowie króciuteńko poszeptawszy między sobą, odpowiedzieli w tej treści, że obcy człowiek głosił się carewiczem, co przez jakiś cud miał ujść śmierci uło – źonej od Borisa Godunowa. Okazywał znak niemałej wagi. Sami zaś Moskale zgadzali się, ie Godunow sprzątnął cara Fiedora Iwanowicza i wyprawił na drugi świat wielu znakomitych bojarów. Owemu jednakże człowiekowi w Polsce uwierzył jedynie Mniszech jak widać z tego, że mu zaręczył córkę, dał pomoc zbrojna, i że go na Sicwierszczyznę zaprowadził. Skoro to króla doszło, nakazał Mniszchowi do kraju wrócić, a Polski na nicprzyjaźń z Moskwą nie narażać. Mniszech zaraz do kraju wrócił, a więc i on niewielką odegrał rolę i mało zgrzeszył. Sami tylko Moskale, Kozacy zaporozcy prowadzili tego Moskala carem Dimitrem zwanego. Wojsko, wojewodowie carscy rzucali mu się do nóg: "i wy bojarowie, mówił jeden z posłów, wybiegliście naprzeciwko niego z ubiorem i oznakami carskiemi. Wykrzykiwaliście, ie wam Bóg ukochanego wrócił cara, zapalaliście się gniewem, kiedy kto z Polaków wspomniał, że Polakom Dimitr winien panowanie. Ubóstwialiście go w naszych oczach. W tym tu pałacu, kiedyście z nami radzili, żaden nieobjawił najmniejszego powątpiewania o pochodzeniu jego. Nie od nas Polaków, ale od was Moskali, wasz moskiewski włóczęga był za Dimitra uznany; wyście go z chlebem i solą na granicy witali, do stolicy wprowadzali, ukoronowali i zamordowali. Wasze to dzieło od początku do końca; pocóż wam dziś na drugich winę zwalać? Lepiej było milczeć i żałować za grzechy, dla których was Bóg tem zaślepieniem ciężko skarał. Nie jest naszym zamiarem wam krzywoprzysięstwo i morderstwo wyrzucać, ani wasze sprawy rozbierać; nie mamy powodu żałować tego człowieka, który nas w obec was obraził, w swem szaleństwie miał się za coś wielkiego, wymagał jakichś niesłychanych titułów i bodaj mógł się stać choćby jakim takim przyjacielem naszej Rzeczypospolitej. Ale jakże nie zdumiewać, że wy bojarowie z rozumu znani, lada jakiemi mowami chcecie usprawiedliwić morderstwo i rzeź na braciach naszych. Nie walczyli oni przeciw wam, nie bronili waszego szalbierza, bo on bezpieczeństwo swego życia nie im, ale wam powierzył. Zwalacie całą winę na motłoch: gotowiśmy uwierzyć i uwierzymy, ale dopiero jak puścicie wojewodę sandomirskiego, jego córkę i wszystkim Polakom pozwolicie razem z nami wracać do króla, abyśmy zapobieżyli swem ukazaniem się, powno przygotowanej zemście. Dopóki zaś przeciw wszelkiemu prawu narodów, którego i barbarzyńcy przestrzegają, nas jako jeńców zatrzymywać będziecie, dopóty w oczach króla, Rzeczypospolitej i całej Europy, wy sami i z waszym carem za sprawców rzezi poczytywani, próżnobyście na pokój liczyli. Rozważcie to dobrze!"
Moskale jako wychowańcy despotizmu kształcącego nie wymowę ale milczenie, słuchali z osłupieniem słów, na jakie tylko prawdziwy republikanizm polskiej szlachty mógł się w ówczesnej Europie zdobydź. Spoglądał jeden na drugiego, a po zamilknieniu posłów długo trwała cisza, aż któryś bojar otrząsnąwszy się z wrażenia co zbezwładnić ich umysły: "pamiętajcie, zawołał, żeście przyjechali ze zawierzytelnieniem do szalbierza, a dla tego was za posłów nie mamy i takiej zuchwałości wystrzegać wam się trzeba; " a ruszywszy się z miejsc wszyscy zaczęli odchodzić, ale posłów polskich uprzejmie żegnali.
Nastąpiły tedy narady Szujskiego z bojarami, znowu posłów polskich zaproszono i oświadczono, że car Wasil w swej łasce rozkazał puścić wszystkich Polaków nieurzędników i do granicy odstawić; posłowie jednakże, wojewoda Mniszech i drudzy panowie zostaną, dopokąd Zygmunt swem postępowaniem względem Moskwy nie rozstrzygnie nad ich losem, a do Zygmunta poseł zaraz wyjeżdża, jakoż i wyjechał Grzegorz Wolkoński.
W myśl rozkazu carskiego, Oleśnicki i Gosiewski pod ścisłą strażą zostali w Moskwie, Mniszech wojewoda i Marina odwiezieni do Jarosławia, Wiśniowiecki do Kostromy, inni panowie do Rostowa i Tweru. Pozwolono im do króla pisać; korzystali z tego i nakłaniali go w swych listach do pokoju, aby się mogli do ojczyzny wydobydź.
Tym czasem Szujski nie był miłym narodowi: jak na zgubie swych poprzedników wdarł się na carstwo, tak i drudzy bojarowie na jego zgubie układali sobie plany do berła. Zaraz w pierwszych tygodniach po koronacyi, dwakroć wybuchnęły w stolicy rozruchy; za drugim razem bojarowie ze – brali się w koło niego i nietylko miał podejrzenie, że w złym zamiarze, ale im to nawet w oczy wyrzucił. Skończyło się jednakże na uśmierzeniu ludu, a śledztwo nic wykazało nic ani na Nagojów, ani na Mstisławskich głównie od Szujskiego posądzanych.
Nie przeminęła atoli burza, ile się zdaje przygotowana w Moskwie, a która miała wkrótce zahuczeć nad głową Szujskiego. Po Siewierszczyznie gruchały wieści, iż Dimitr co to z Polski z wojskiem przechodził opanować carstwo po swym ojcu Iwanie, nic zginął w czasie rzezi moskiewskiej dokonanej na Polakach, ale szczęśliwie umknął samotrzeć do Polski.
Okazało się, że rzeczywiście w czasie obejmowania rządów przez Szujskiego, trzej jacyś konni na dworzan carskich wyglądający, spiesznie ujeżdżali z Moskwy na gościńcu ku Polsce i w okolicy Serpuchowa głosili, że car Dimitr był między nimi.
Siewierszczyzną zarządzał wtedy jako wojewoda kniaź Grzegorz Szachowskoj. Nietylko nie zapobiegał tego rodzaju pogłoskom, ale zgromadziwszy mieszczan Putiwla oświadczył im urzędownie, że lud moskiewski dopuścił się zdrady względem cara, chciał go sprzątnąć, a myśląc na jednego zabitego Niemca, że to trup carski, oddał władzę Szujskiemu, ale Dimitr cudownie uchowany przekrywa się na miejscu bezpiecznem i skoro tylko zbiera się dostateczne siły, zaraz wystąpi, carstwo na powrót obejmie i zdrajców surowo pokarze.
Putiwl natychmiast się oświadczył przeciw Szujskiemu, a za nim poszły Czerniechów, Starodub, Nowogródek siewierski, Biała, Borisów, Oskol, Trubczewsk czyli Trubeck, Kromy, Liwny, Jelec i inne miejsca. Mieszczanie, chłopi, bojarowie, strzelcy i Kozacy wszystko znowu pod chorągwie spieszyło na złamanie karku. Kto zaś chciał trwać we wierności dla Szujskiego tego siekano, obwieszano, z wieży zrzucano, na krzyż przybijano.
Pomiędzy wojskiem powstańców był niejaki Bołotnikow chłop z urodzenia, niegdyś od Tatarów w jasyr wzięty, do Carogrodu sprzedany, od Niemców wykupiony i do Wenecyi przywieziony, a na koniec za zgłoszeniem się do Dimitra rastrigi, przez niego do Moskwy sprowadzony. Miał on co opowiadać, o swych przygodach i wojnach, a dla tego zyskał wielką wziętość u ludu i lubo ze Szachowskojem nawiązało się kilku innych kniaziów i wielu synów bojarskich, przecież Bołotnikowi dano najznaczniejsze wojsko pod dowództwo. Szujski chcąc wcześnie powstanie utłumić, wysiał wojsko pod dowództwem kilku bojarów, z których Worotyński zniewolił pod Jelcem do ucieczki znaczne tłumy, ale Bołotnikow jakby w odwecie rozbił tak pod Kromami pięć tysięcy najpiękniejszej jazdy carskiej, że do domów pouciekała i nie miała ochoty wracać na wojnę. Dodało to ducha powstańcom i ciągnęli spiesznie ku Moskwie: na siedm mil przedtem miastem stały główne siły Szujskiego pod znakomitymi dowódzcami, ale gdy przyszło do spotkania, pierzchnęły jak stado owiec i w ucieczce znaczną poniosły klęskę.
Szujski za pomocą bojarów, a szczególniej duchowieństwa przekonał przynajmniej stolicę, że o cudownem utrzymaniu się przy życiu rastrigi jest bajka wierutna; w skutek tego udało mu się wały posypać, działa pozaciągać, a miał do boju nietylko strzelców, inne wojsko, mieszkańców miejscowych ale wielu przybyszów z miast zajętych przez powstańców, a którzy skłonili się do wierności dla niego.
W obozie powstańców pod wsią Kołomeńskiem w pobliżu Moskwy wszczęły się zatargi: Bołotnikow chciał sam jeden mieć główne dowództwo, ale na to nie pozwolono. Wzrosły powątpiewania o życiu Dimitra, którego tak długo niewidać: wojsko się rozsypywało, niejeden pojedyńczo, a nareszcie całe oddziały przechodziły do Szujskiego, co dla przechodzców okazywał się niezmiernie łaskawym. Bołotnikow lubo ze zmniejszoną siłą, jednakże bez względu na ostre powietrze, zbliżył jeszcze bardziej swój obóz i zaczął szturm Moskwy w grudniu r. 1606, lecz go nietylko odparto, ale i tak pobito, że się dopiero w Kałudze oparł i obwarował.
Tym czasem powstanie wybuchło w obwodach arsamaskim i alatyrskim, w Astrachanie, we Wiatce, Permie a nawet u granicy syberijskiej: chuczała burza, po całem państwie, nurzały sio stronnictwa na wzajem w krwi potokach. Bołotnikow żył w Kałudze ze swem wojskiem i mieszkańcami końskiem mięsem, ale mężnie dawał odpór.
Szachowskoj i jego stronnicy dobierali człowieka ze zdatnością na Dimitra, ale to była rzecz niełatwa, a bez Dimitra trudno było zwolnić Bołotnikowa z pod oblężenia, ufać w całą sprawę i powstańców do ostatecznego zwycięstwa doprowadzić.
U Kozaków terskich przechowywał się jakiś młodzieniec nazwiskiem Ilejka, który udawał Piotra syna po carze Fiedorze Iwanowiczu, a tem samem synowca Dimitta. Skoro więc nie można się było dorobić fałszywego Dimitra, więc postanowiono przestać na fałszywym synowcu, jako jego praw obrońcy i sprowadzono na Siewierszczyznę Ilejkę.
Wołkoński wysłany od Szujskiego jechał i jechał w poselstwie do Polski, ale mimo pośpiech trwała podróż cztery miesiące. W Litwie po miastach i po wsiach lud go zatrzymywał, lżył, ciskał błotem, a nawet kamieniami za rzeź na Polakach w Moskwie. Starostowie i panowie nie byli w stanie temu zapobiedz a może też i niebardzo zapobiegali.
Na uroczystem posłuchaniu w Krakowie Zygmunt okazywał swem zimnem braniem się, – że ani nowego cara, ani jego posła nie ceni wysoko. Wołkoński w swych rozmowach wyrzucał Polakom, że wprawili do Moskwy rastrigę, a Polacy obstawali mocno, że Rzeczpospolita i król tylko patrzyli na wszystko. Podprowadzili samozwańca niektórzy panowie polscy pod granicę moskiewską, ale tylko Moskale na dobre nim się zajęli i co tam dalej i jakimkolwiek sposobem zaszło, to tylko oni sami porobili i sami najlepiej wiedzą. Poseł moskiewski i panowie polscy rozmawiali o pokoju, jako rzeczy pożądanej dla państw obudwu, lecz z polskiej strony kładziono za warunek puszczenie natychmiast Oleśnickiego i Gosiewskiego z całym ich orszakiem jako przeciw prawu narodów i ze zgwałceniem nietykalności poselskiej zatrzymywanych, oraz popłacenie towarów kupcom litewskim i czerwonoruskim, które Dimitr pobrał na kredit, a lud moskiewski w rozruchach pozabierał; ze strony zaś moskiewskiej domagano się wynagrodzenia za szkody zrządzone we wojnie rastrigi i zniszczenie skarbu carskiego. Król nie przyjął od Wolkońskiego zwykłych darów, a Wołkoński nie chciał od króla odebrać listu do Szujskiego oświadczając, że nie jest listowym. Kazał więc król tylko cara pozdrowić i powiedzieć mu, że myśli do niego wysiać swego urzędnika, ale go wstrzymują nowe niepokoje na Moskwie. Panowie zaś napomknęli Wołkońskiemu, że już i od Piotra szalbierza, któremu wiele miast siewierskich ulega, zgłaszał się poseł, ale go król nie przyjął. Mieli przy tem dodać, że jeżeli Moskwa poselstwo i Polaków zatrzymywać dalej będzie, to od dimitruszków i pietruszków wiele jeszcze ucierpi. Wołkoński brał tę uwagę za chełpienie się z knucia nowych podstępów, a tym czasem była ona przyjacielską radą i szczerą przestrogą, bo Rzeczpospolita zamięszana w najlepsze rokoszem, wplątana we wojnę inflancką, wzdychała do zgody; gdy tym czasem król, jezuici, panowie i szlachta spokrewnieni z Mniszchem i posłami więzionemi w Moskwie, a z panami i szlachtą w Jarosławiu, Kostromie, Rostowie i Twerze, byli niebezpieczniejszemi i mieli dosyć wpływu do pociągnięcia za sobą Rzeczypospolitej od cara krzywdzonej lub prowadzenia wojny przeciw jej woli, a korzystania z tego, że na Moskwę w owym czasie samozwaństwo było potęgą. Obejście się zaś przyzwoite cara z posłami Rzeczypospolitej, byłoby jej nadało zupełną przewagę nad żywiołami polskiemi wyłamującemi się z posłuszeństwa w owym czasie tak bardzo kłopotliwym.VII.
Królowi Zygmuntowi trzeba było zjednać sobie między Moskalami stronnictwo, bo inaczej przeciw zgodnej Moskwie nie mógł mieć najmniejszej nadziei zwycięstwa. W tym głównie celu owi komisarze królewscy urządzili z obozu tuszyńskiego wielkie poselstwo w imieniu niby to całej Moskwy do króla. Przed Smoleńskiem witali je panowie na czele oddziału wojska. Na posłuchanie do Zygmunta zasiadającego na tronie wśród senatorów, weszło to poselstwo z czterdziestu dwóch bojarów i urzędników. Kilku z nich zabierało głosy, których było treścią, że Moskwa od wygaśnięcia rodu Rurika wiele wycierpiała, trzeba jej pokoju, rady sobie dać nie umie, losy jej w ręku króla, byle tylko jej wiarę błahoczesną szanował; jednakże najlepiejby było żeby ją królewicz Władysław jako car objął a później Polska i Moskwa mogłyby nawet pod jednem berłem zostawać.
Od tronu odpowiedział kanclerz litewski Sapieha, że wiara święta grecka, cerkwie i monastyry nie poniosłyby najmniejszego uszczerbku, ale to rzecz wielkiej wagi, tak spiesznie względem niej wyrzec nie można i senatorowie z panami poselstwa moskiewskiego radzić będą.
Po kilku posiedzeniach dano odpowiedź od tronu, że przy pomyślnych okolicznościach może królewicz Władysław obejmie carstwo. Najpierwszą jednakże rzeczą, żeby wojska moskiewskie odstąpiły szalbierza i żeby przynieść ulgę uciemiężonej stolicy.
Widać było z tego że Zygmunt III miał zamiar nie przez obór narodu, synowi Moskwę zjednać, ale ją jako podbitą sobie zatrzymać. Ktoć tylko był świadomy, że Władysława przed kilku laty nie chciał dla wyniesienia go na tron szwedzki, do własnej ojczyzny oddawać, ten snadno mógł wywnioskować że go i do Moskwy nie pośle.
Senatorowie jednakże uznali, że trzeba dać królewicza Władysława i spisali z posłami warunki, że na wkładanie mu na głowę mitry wielkiego kniazia przez patriarchę, król zezwala; religia grecka ma doznawać opieki, katolicy i luthrzy nie będą się wdzierali, ale jeden kościół katolicki z mieszkaniem dla plebana ma być w stolicy. Co do zmiany religii Władysława, jest to rzecz tylko sumienia a nie przymusu. Wykonało poselstwo nawet tymczasową przysięgę wierności Władysławowi, życzliwości Zygmuntowi i odstąpienia Szujskiego oraz "złodzieja," co się zowie carem Dimitrem.
Na koniec odbywały się uczty sute u króla i u panów. Gdy król pił zdrowie posłów, pokłonami do ziemi dziękowali pokornie.
Nalegali wtedy na króla deputaci od wojska Rożyńskiego aby im żołd całoroczny zapłacił, przyrzeczone podarunki od samozwańca pouiszczał, na skarbie moskiewskim i na dobrach w Polsce stołowych należycie zabezpieczył, samozwańcowi jakie księstwo nadał, Marinę na znacznych dochodach oprawił. Dano im odpowiedź że zasług i darów od kogo innego im się należących, żądają od króla bezzasadnie; jako Polakom wiedzieć należy, ie prawa Rzeczypospolitej wzbraniają zastawiania dóbr stołowych; samozwaniec choć łaski nie wart może co dostanie dla lego, że się wojsko za nim wstawia a o Marinie będzie się pamiętało.
Uznanie Władysława wielkim kniaziem choć tylko od wysztukowanego poselstwa, ale że na jego czele znajdowali się Sołtykowowie ojciec i syn wielkiego znaczenia w narodzie, zaczęło wpływ wywierać. Miasta Rsew, Zubców i Wołodimirów przerzuciły się na stronę królewską.
Sprawa cała Szujskiego na nowo zaczęła upadać. Synowiec bowiem jego Skopin – Szujski zjednał był sobie wielką sławę dziełami wojskowemi, a lubo umarł na zwykłą febrę(1) ale że po uczcie u swego stryja Dimitra Szujskiego któremu car oddał po nim naczelne dowództwo, przeto nikt niewątpił o otruciu, do którego przyczytywano wspólnictwo i carowi.
Szwedzkie wojska złożone z awanturników za wojnami po świecie biegających, równie zapalczywie upominały się swych zasług u cara, jak dawniej Polacy u szalbierza.
Skarb moskiewski był pusty i car Szujski zażądał pieniędzy od owego monastyru sergejewskiego św. Trójcy. Zakonnicy odpierali że Boris Godunow, potem rastriga i sam Wasil pobrali znaczne sumy, a resztę wyczerpało się pod czas długiego oblężenia Sapiehy i Lisowskiego. Car kazał im atoli gwałtem zabrać resztę pieniędzy i wszelkie kościelne drogie sprzęty. Wywarło to znowu wielki wpływ na lud bardzo pobożny.