Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieje starożytne narodu litewskiego. Tom 2, Śledzenia początków narodu litewskiego i początki jego dziejów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieje starożytne narodu litewskiego. Tom 2, Śledzenia początków narodu litewskiego i początki jego dziejów - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 599 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA

Za­le­d­wie wy­szły z dru­ku rysy re­li­gii, oby­cza­jów i dal­szych rze­czy, sta­no­wią­cych wstęp­ne po­zna­nie dzie­jów Na­ro­du Li­tew­skie­go, po­śpie­szam od­dać pod pra­ssę Tom dru­gi, za­wie­ra­ją­cy wy­wód po­cho­dze­nia i ko­lei przej­ścia przod­ków do zie­mi do­tąd przez ten­że Na­ród po­sia­da­nej.

Nie znaj­dzie i tu czy­tel­nik tych po­wa­bów li­te­ra­tu­ry, któ­re ba­wią hi­sto­rycz­ne­mi no­wo­ścia­mi i udat­no­ścią opo­wia­da­nia; przy­szło bo­wiem za­jąć i ten tom jesz­cze przy­go­to­waw­cze­mi roz­pra­wa­mi, żeby uła­twić na­stęp­ny ciąg dzie­jów, nie za­cie­ka­jąc się w przy­pi­sy ob­szer­ne, wy­wo­dy i do­wo­dy rze­czy pod opo­wia­da­niem bę­dą­cych; dla tego je­dy­nie, że te rze­czy są nowe i nie­prze­tar­te jesz­cze, ani kry­ty­ka, ani wy­łusz­cze­nia­mi szcze­gó­łów, któ­re z roz­ma­itych ze­bra­ne pism, przy­szło w jed­ne ca­łość i pod ciąg jed­nych do­wo­dów pod – pro­wa­dzać. Pod tym więc wzglę­dem, Tom ni­niej­szy uwa­żać się może za źrzó­dło, z któ­re­go ma wy­pły­nąć rze­ka hi­sto­ryi, aż do cza­sów ostat­nich do­się­gnąć ma­ją­ca.

Nie po­chle­biam so­bie, abym wy­czer­pał wszyst­kie zrzó­dła za­si­la­ją­ce i za­si­lić mo­gą­ce tę pra­cę, prze­wi­du­jąc, że ich jesz­cze zna­leśdź się może nie mało. A i tak, mimo sta­rań przez czas nie mały, pra­cy i na­kła­dów, nie­wy­do­łał­bym zdą­żyć do koń­ca za­wo­du mo­je­go, albo przy­najm­niej mu­siał­bym szu­kać po­mo­cy w bi­blio­te­kach sto­lic pań­stwa, gdy­bym nie był wspie­ra­ny li­te­rac­ką po­mo­cą przy­chyl­nych temu za­mia­ro­wi współ­o­by­wa­te­li. Bi­blio­te­ka Szczor­sow­ska, przez wzglę­dy czci­god­ne­go jej po­sia­da­cza, wspo­mo­gła moje pra­ce nie jed­nem rzad­kiem dzie­łem, za co wi­nie­nem wy­nu­rzyć nie­za­po­mnia­ną wdzięcz­ność. Szcze­gól­ną wi­nie­nem wdzięcz­ność JW. Ale­xan­dro­wi By­chow­co­wi, za bez­in­te­re­sow­ne udzie­le­nie Kro­ni­ki Li­tew­skiej, w sta­ro­daw­nym rę­ko­pi­śmie, choć w czę­ści do­cho­wa­nej, ten świet­ny po­mnik dzie­jo­pi­sar­stwa ory­gi­nal­nie li­tew­skie­go, O któ­re­go wy­kry­ciu na­dziei pra­wie nie było, po­słu­żył do uzu­peł­nie­nia wie­lu miejsc w dzie­jach na­szych.

Jak pra­co­wi­ta ja­skół­ka kle­ci gniaz­decz­ko swo­je pod strze­chą ro­dzi­mą, kle­ci z ma­te­ry­ałów, ja­kie jej zie­mia oj­czy­sta do­star­cza, za­le­d­wie kie­dy nie­kie­dy pod­krze­pia­jąc zwią­zek bu­do­wy swo­jej, zna­le­zio­nem dźbłem, lub kwiat­kiem uszczk­nię­tym, któ­re obca wy­da­ła niwa; kle­ci oży­wio­na je­dy­nie na­dzie­ją słod­kie­go ocze­ki­wa­nia, że może ta pra­ca mo­zol­na nada wie­ko­wa­nie po­tom­stwu i prze­nie­sie pa­mięć jego rodu do póź­nych po­ko­leń.

Tak i ja po­dej­mu­ję tru­dy, cały się po­świę­cam tej pra­cy, któ­rej osno­wą są ma­te­ry­ały ze­bra­ne na zie­mi ro­dzi­mej, udo­wod­nio­ne i przy­ozdo­bio­ne za­sił­kiem ze źrzó­deł ob­cych, daw­niej zna­nych, i nowo wy­kry­tych; spo­dzie­wa­jąc się, że utwo­rzę ca­łość, mo­gą­cą sta­no­wić zbiór dzie­jów Na­ro­du Li­tew­skie­go zu­peł­ny; nie mało po­żą­da­ny od swo­ich i ob­cych, ro­dem spół­miesz­kań­ców pół­noc­nej Eu­ro­py, spo­dzie­wa­jąc się, że wy­ja­śniw­szy nowe w tym przed­mio­cie po­my­sły, po­mno­żę ob­ręb po­zna­nia sta­ro­żyt­no­ści tej czę­ści świa­ta.

Li­twin z uro­dze­nia, żoł­nierz od mło­do­ści, scho­wa­ny w za­sa­dach mi­ło­ści cno­ty, praw­dy i ho­no­ru; gdy nad­wą­tlo­ne zdro­wie ka­lec­twem, na­by­tem w za­wo­dzie sła­wy, nie­do­zwa­la słu­żyć Mo­nar­sze w polu, ani za sto­łem w oby­wa­tel­skiej po­słu­dze; ileż po­bu­dek znaj­du­ję do przed­się­wzię­tej pra­cy ocho­cą­cych! ile na­dziei po­cie­sza­ją­cych du­sze, ro­dzi się w mej my­śli! Je­że­li do wy­ko­na­nia przed­się­wzię­cia mo­je­go po­strze­gam za­stra­sza­ją­cy ogrom po­trzeb i ma­te­ry­ałów, brak moż­no­ści i uspo­so­bie­nia, wszel­kie za­wa­dy spo­dzie­wam się po­ko­nać, przez go­rą­cą żą­dze przy­słu­gi pu­blicz­nej i tkwią­ce w głę­bi du­szy uczu­cia po­win­no­ści.

Teo­dor Na­rbutt.

Pi­sa­łem w Szaw­rach

r. 1835. Maja 8. v… s.ROZ­DZIAŁ I. PRZY­GO­TO­WA­NIE DO PO­ZNA­NIA PO­CZĄT­KO­WYCH DZIE­JÓW LI­TEW­SKICH.

1.

UWA­GI OGÓL­NE.

Ba­da­nia grun­tow­niej­sze o po­cząt­kach na­ro­dów, w nie­prze­sta­rza­łej pa­mię­ci wzię­ły przy­zwo­itą po­stać, traf­niej­szą, ni­że­li w wie­kach, po­przed­nich: su­ro­wa kry­ty­ka oce­ni­ła pra­ce daw­niej­szych ba­da­czów: po­czę­to szu­kać praw­dy na dro­dze po­rów­nań dzie­jów roz­ma­itych na­ro­dów: roz­po­zna­wać ję­zy­ki i ich od­cie­nie dy­alek­tycz­ne: zbie­rać po­da­nia, po­wie­ści, śpie­wy gmin­ne: do­śle­dzać z pil­no­ścią za­byt­ki roz­ma­ite­go ro­dza­ju, szcze­gól­niej pa­miąt­ki re­li­gij­ne. Tym spo­so­bem, przy wspar­ciu źrzó­deł pi­śmien­nych, szczę­śli­wych i traf­nych do­my­słów, od­kry­wa się na­dzie­ja do wy­do­by­cia rze­czy hi­sto­rycz­nych ze mgły upły­nio­nych wie­ków, bar­dzo na­wet od­le­głych; nad spo­dzie­wa­nie po­przed­ni­ków na­szych, je­ste­śmy czę­sto­kroć w sta­nie, wy­ka­zać fak­ta, bar­dzo cie­ka­we i bar­dzo ogół dzie­jów świa­ta in­te­res­so­wać mo­gą­ce.

2.

TRUD­NOŚĆ W BA­DA­NIACH.

Dzie­je Na­ro­du Li­tew­skie­go, tak są trud­nym, tak daw­nych epok się­ga­ją­cym i ra­zem, tak no­wym i nie­obro­bio­nym przed­mio­tem, ze wy­ma­ga­ją wie­le pra­cy, zdol­no­ści i nie­ma­łych na­kła­dów, prze­cho­dzą­cych pra­wie moż­ność pry­wat­ne­go czło­wie­ka. Ztąd ura­sta za­stra­sza­ją­ce wy­obra­że­nie, dla bio­rą­ce­go się do tej pra­cy, szcze­gól­niej dla mnie, któ­re­mu i zdol­no­ści i środ­ków brak­nie. Przy­ku­ty pra­wie do wiej­skiej sa­mot­no­ści, za­le­d­wie mo­gąc po­trzeb­niej­sze ma­te­ry­ały zgro­ma­dzić, pra­cą i mo­zol­ne­mi po­szu­ki­wa­nia­mi, nad­gra­dza­jąc nie­do­sta­tek związ­ków z uczo­ne­mi ba­da­cza­mi dzie­jów, oto­czo­ny czę­sto­kroć nie­przy­ja­zne­mi temu ro­dza­jo­wi pra­cy oko­licz­no­ścia­mi, je­dy­nie za­ufa­ny w go­rą­cej żą­dzy, wy­kry­cia prawd, ścią­ga­ją­cych się do tego waż­ne­go przed­mio­tu; po­sta­no­wi­łem udzie­lić pu­blicz­no­ści ten zbiór dzie­jów Na­ro­du Li­tew­skie­go, owoc dłu­go­let­nich ba­dań mo­ich. Szczę­śli­wy, je­że­li tyle do­ka­zać po­tra­fi­łem, żem od­krył dro­gę zdol­niej­szym ode­mnie dzie­jo­pi­som, (je – żeli ich Nie­bo uży­czy kie­dy temu Na­ro­do­wi), żem na­gro­ma­dził ma­te­ry­ały do uzu­peł­nie­nia dzie­jów, pół­noc­nej Eu­ro­py miesz­kań­ców. Upływ bez­hi­sto­rycz­ne­go cza­su, za­po­mnie­nie przy­gód ludz­kich, nie­dbal­stwo pi­sa­rzów lub nie­oświe­ce­nie, dość już, dłu­go pa­no­wa­ły nad świa­tem pół­noc­nym: po­gi­nę­ło ty­sią­ce naj­waż­niej­szych pa­mią­tek: pora więc, aby­śmy oca­lić usi­ło­wa­li te, któ­re się pa­mię­ci na­szej i po­strze­że­niem na­wi­ja­ją.

5.

RO­DZAJ BA­DAŃ.

Ob­ra­łem so­bie dro­gę naj­mniej utar­tą, po któ­rej dą­żyć usi­łu­ję, do wy­świe­ce­nia po­cząt­ków Na­ro­du Li­tew­skie­go, bar­dzo daw­nych epok się­ga­ją­cych, w od­le­głej znacz­nie sta­ro­żyt­no­ści ma­ją­cych na­sta­nie. Idąc po­rząd­kiem lat upły­wa­ją­cych, wy­kła­da­ne będą wy­pad­ki, jak po so­bie na­stę­po­wa­ły; lecz ich cał­ko­wi­te udo­wod­nie­nie, czę­sto­kroć w na­stęp­nych pa­ra­gra­fach do­pie­ro się wy­wię­zu­je. Dla tej przy­czy­ny, na­le­ży upra­szać czy­tel­ni­ka, o za­wie­sze­nie sądu swe­go, nim zu­peł­nie cią­gu rze­czy nie roz­po­zna. Śmia­łe i wca­le nowe po­my­sły, tu się opie­ra­ją na cał­ko­wi­tej dzie­ła osno­wie, któ­re z po­stę­pem swo­im ob­ja­śnia rze­czy wprzó­dy po­wie­dzia­ne; mimo zaś ustę­po­wych i na po­zór ode­rwa­nych roz­dzia­łów, albo ra­czej zbio­ru nie­wy­łu­sczo­nych do­tąd ma­te­ry­ałów, od­kry­wa zrzó­dła cią­głem na­stęp­stwem po­łą­czo­ne, i przy­go­to­wu­ją­ce do po­ję­cia ca­ło­ści hi­sto­rycz­nej. Na­tu­ral-.

nie, taki spo­sób opo­wia­da­nia hi­sto­ryi, nie może bydź ozdob­nym; lecz nie­by­ło w moż­no­ści na­szej obrać In­ne­go. Ła­miąc, iż tak rze­kę, pierw­sze lody, wy­pa­dło mieć wię­cej wzglę­du, na udo­wod­nie­nie no­wych po­my­słów i po­strze­że­ni, ni­że­li na przy­pro­wa­dze­nie do stop­nia god­no­ści hi­sto­rycz­nej, tych pierw­szych za­ry­sów. Dla tego, zo­sta­wi­li­śmy im skrom­ny ty­tuł Dzie­jów.

4.

Obok tego, czę­sto na­tra­fia się nie­po­do­bień­stwo utrzy­ma­nia zu­peł­ne­go cią­gu wy­pad­ków, zwłasz­cza, im wy­żej w prze­szłość wzrok nasz zwra­ca­my. I któż­by chciał in­a­czej, zna­ją­cy epo­ki bez­hi­sto­rycz­nej sta­ro­żyt­no­ści, epo­ki ogo­ło­co­ne ze wszel­kich za­byt­ków? Dłu­go trwa­ją­ca, w pół­noc­nej Eu­ro­pie, nie­zna­jo­mość pi­sma, roz­wi­nię­te­go szczę­śli­wie na po­łu­dniu, woj­ny, za­mie­sza­nia, po­ża­ry zgub­niej­sze jesz­cze, od­mia­na re­li­gii i urzą­dzeń cy­wil­nych, obok nie­oświe­ce­nia po­wszech­ne­go, po­grą­ży­ły w chmu­rze nie­przej­rza­nej prze­szłość na­szej oj­czy­zny. Z dru­giej stro­ny, daw­niej­sze związ­ki z oświe­ceń­sze­mi… na­ro­da­mi, były nie­zmier­nie za­wi­kła­ne, prze­ry­wa­ne i wzna­wia­ne na­prze­mian. Za­zdrość han­dla­rzy mo­rza Śrzo­dziem­ne­go, któ­rzy sami jed­ni pra­wie wy­bie­ga­jąc na od­le­głe mo­rza, z Oce­anem Atlan­tycz­nym zwią­zek ma­ją­ce, uprze­dze­ni za­wsze na­dzie­ją od­kry­cia skar­bów w stro­nach nie­zna­nych, sta­wi­ła nie­po­ra­cho­wa­ne prze­szko­dy do zna­jo­mo­ści Pół – nocy, wię­cej jesz­cze, jak bar­ba­rzyń­stwo i nie­go­ścin­ność śrzod­ko­wych miesz­kań­ców Eu­ro­py. Lecz, kie­dy bez­rząd pod­ko­pał ko­los po­tę­gi Ce­sa­rzów Pań­stwa Rzym­skie­go, kie­dy na­wa­ła bar­ba­rzyń­ców po­ło­ne­ła cy­wi­li­zo­wa­ne kra­je, za­mie­ni­ła w pu­sty­nię i cmen­ta­rze, ob­szer­ne Rzy­mian oświe­co­nych dzie­dzi­ny; dla pół­noc­nych na­ro­dów wy­kry­ły się nowe oko­licz­no­ści i chwi­la na­sta­ła rów­no­wa­gi eu­ro­pej­skiej. Praw­da, że dłu­gie upły­nę­ły wie­ki, nim się to bar­ba­rzyń­stwo wy­tra­wi­ło w na­ro­dach pod­bi­ja­ją­cych, przez wpływ bo­skiej Praw­dy, le­piej po­zna­nej przez nich, któ­ra sama jed­na nie­za­chwia­na zo­sta­ła wśrzód ruin oświe­co­ne­go świa­ta, wśrzód prze­wi­nie­nia tylu po­ko­leń w na­ro­dach, któ­ra za­pa­li­ła po­chod­nię no­wo­żyt­nej fi­lo­zo­fii, ma­ją­cej bla­skiem swym ro­ze­gnać po­mro­ki, uno­szą­ce się nad wid­no­krę­giem hi­sto­rycz­nym. Nie moż­na przy­pi­sać stró­żom i na­uczy­cie­lom wia­ry, nie­do­sta­tecz­ność po­stę­pów w ma­te­ryi po­zna­nia dzie­jów: po­nie­waż du­chow­ni naj­wię­cej nam kro­nik zo­sta­wi­li; lecz nie­szczę­ściu po­da­ją­ce­mu naj­czę­ściej oręż w ręce nie­uno­szo­nych wo­jow­ni­ków, nisz­czy­cie­lów za­pa­mię­ta­łych wszyst­kie­go. Zkąd inąd zno­wu rze­czy po­strze­ga­jąc, wi­dzi­my, że był czas, zwłasz­cza na zie­mi li­tew­skiej, kie­dy po­chod­nia wia­ry i oświe­ce­nia, wy­da­wa­ła się jej miesz­kań­com pio­ru­nem znisz­cze­nia i lu­dzi i pa­mią­tek i do­bra wszel­kie­go. Dzi­cy w ser­cu i czy­nach, zbroj­ni na­wra­ca­cze, pod­bi­ja­jąc ludy, tak da – lece za­po­mnie­li o czło­wie­ku, że, wzo­rem naj­sroż­szych bar­ba­rzyń­ców, wy­dzie­ra­li mu ży­cie i droż­sze nad ży­cie na­ro­do­we pa­miąt­ki, swo­bo­dę i po­kój do­mo­wy. Nie­szczę­ście na­wet chcia­ło, iż ła­god­ne­mi dro­ga­mi przyj­mu­jąc oświa­tę w in­nych stro­nach li­tew­skiej zie­mi, nie zo­sta­ło lu­dom, nic, z daw­no­ści, ca­łe­go: po­nie­waż, albo uprzed­nie oku­pie­nie sa­mo­ist­no­ści, krwa­we­mi woj­na­mi ozna­mio­no­wa­ne, albo uprze­dze­nie ka­pła­nów chrze­ściań­skich, po­nisz­czy­ło bez bra­ku za­byt­ki kra­jo­we. Po­kru­szo­no po­są­gi bo­gów oj­czy­stych, po­wyw­ra­ca­no świą­ty­nie, wy­cię­ło gaje świę­te, inny ję­zyk wpro­wa­dzo­no; za­bro­nio­no scha­dzek pu­blicz­nych na miej­sca zwy­cza­jem uświę­co­ne, na któ­rych śpie­wy, gad­ki i po­wie­ści, przy­po­mi­na­ły rze­czy, do dro­gich wspo­mnień oj­czy­stych od­no­szą­ce się. A w tem za­tra­ce­niu, za­grze­ba­no nie­od­ża­ło­wa­ne dzie­je na­ro­du, któ­re, swo­im zwy­cza­jem, sły­nę­ły na tej pół­noc­nej zie­mi, ma­jąc świad­ka­mi nie­trwa­łe po­mni­ki wpraw­dzie, lecz wzna­wia­ne, od po­ko­le­nia do po­ko­le­nia, odzie­dzi­czo­ną mi­ło­ścią na ro­do­wo­ści. Po­świę­ci­li­śmy tom pierw­szy ni­niej­sze­go pi­sma, wy­kry­ciu Kry­tycz­nych pa­mią­tek, dro­gich ser­cu Li­twi­na, z któ­rych się wy­wią­zu­ją zrzó­dła hi­sto­rycz­ne; w tym zaś to­mie bę­dzie­my sa­mych dzie­jów opi­sy wy­kła­da­li.

5.

O ŹRZÓ­DŁACH HI­STO­RYCZ­NYCH.

Mó­wiąc o źrzó­dłach hi­sto­rycz­nych daw­niej­szych nie moż­na omi­nąć się ze wzmian­ką, o now­szych, ale i tu na­strę­cza się udrę­cza­ią­ce wspo­mnie­nie. Li­twa, po­łą­czyw­szy się z Pol­ską, zło­ży­ła do­bro­wol­nie swo­ję udziel­ność, wpa­dła w za­męt bez­rzą­du pol­skie­go, któ­ry jej wy­darł obro­nę ze­wnętrz­ną i zna­cze­nie u są­sia­dów, wy­dał na łup nisz­czą­cych, wo­jen. Upa­dły wa­row­ne twier­dze, sama sto­li­ca po­kil­ka­kroć spło­nę­ła w ogniu, albo złu­pio­ną, zo­sta­ła; ar­chi­wa pu­blicz­ne znisz­cza­ły, albo przez złe strze­że­nie uszko­dze­niom ule­gły; ko­ścio­ły i przy­byt­ki chrze­ściań­skiej bo­go­myśl­no­ści nie do­cho­wa­ły swych skar­bów. Wy­pra­co­wa­nych dzie­jów do­szu­kać się nie ma­że­my (1); kro­ni­ki i zbio­ry dzie­jo­pi­sar­skich wia­do­mo­ści, le­d­wo w szczot­kach, się uka­zaw­szy, spraw­dza­ją tyl­ko wia­do­mo­ści, z po­dań i pism po­zo­sta­łe, że były i rze­czy ob­szer­nie wy­kła­da­ły. Z dru­ko­wa­nych, je­den Stryj­kow­ski stoi na cze­le, a po nim Kro­ni­ka­rze Pru­scy i Inf­lant­scy. Nie­za­prze­czo­ną jest praw­dą, że ten dzie­jo­pis był­by szczę­śliw­szym, gdy­by tyl­ko chciał po­prze­stać na sła­wie zbie­ra­cza pa­mią­tek i rę­ko­pi­smów, któ­re miał licz­ne pod ręką; lecz, na nie­szczę­ście, po­trze­ba mu było hi­sto­ryi, na księ­gi i roz­dzia­ły po­dzie­lo­nej, na któ­rych­by cze­le umiesz­czał imio­na wspie­ra­czów swo­ich. W tym, nad siły ob­ra­nym za­wo­dzie, bez naj­mniej­szej kry­ty­ki, ostroż­no­ści w da­tach, po­rów­na­nia, roz­bio­ru rze­czy, śpie­szył nasz czci­god­ny – (1) Wia­do­ma hi­sto­rya Li­twy Ro­tun­da.

po­przed­nik, i słusz­nie śpie­szył: bo mu nie dłu­gie lata żyć przy­cho­dzi­ło: bo i tale nie speł­nił wszyst­kich za­mia­rów swo­ich. Nie oszczę­dzał on pra­cy, to praw­da, lecz nie umiał jej szczę­śli­wie za­żyć. Kro­ni­ka­rze Pru­scy zo­sta­wi­li nam sza­cow­ny skarb pa­mią­tek: lecz wie­le z po­trze­by za­mil­cze­li, wię­cej opu­ści­li przez nie­uwa­gę. Ło­tew­scy, czy­li Inf­lant­scy, wy­kry­wa­ją, dzię­ki sta­ro­żyt­ni­kóm now­szym, nie jed­nę dro­gą per­łę hi­sto­ryi na­ro­do­wej. Ko­ja­ło­wicz, Je­zu­ita, opi­sał dzie­je li­tew­skie w ła­ciń­skim ję­zy­ku; lecz on po­prze­stał na pro­stem uło­że­niu w for­my hi­sto­rycz­ne wy­cią­gu ze Stryj­kow­skie­go, nie za­wsze traf­nie pro­stu­jąc jego nie­do­sta­tecz­no­śći.

6.

Od tej daty nic w tym przed­mio­cie ca­łe­go nie wy­szło z dru­ku: – prób­ki, cząst­ko­we wzmian­ki, roz­pra­wy, do­my­sło­we uryw­ki. Po­bra­tym­ce li­tew­scy, Prus­so­wie i Ło­twa, szczę­śli­wiej, czy nie­szczę­śli­wiej zjed­no­cze­ni z nie­miec­kim na­ro­dem, cal­sze i zu­peł­niej­sze mają od nas dzie­jów swych opi­sy; licz­ba ich kro­ni­ka­rzy jest znacz­na. Uczo­ne pió­ra pra­co­wa­ły i pra­cu­ją nad ich dzie­ja­mi: Kot­ze­bue na­pi­sał hi­sto­ryą Pruss sta­ro­żyt­niej­szą, z nie­ma­łym okla­skiem; uczo­ny Pan Vo­igt, koń­czy wy­da­wać ostat­nie tomy cał­ko­wi­tej tej­że hi­sto­ryi, któ­ra ośm to­mów zaj­mie; dzie­ło, nic do żą­da­nia nie zo­sta­wu­ją­ce, a war­to­ścią swo­ją wszyst­kie do­tąd zna­jo­me prze­cho­dzą­ce, dla tego, że się cała osno­wa grun­tu­je na dy­plo­ma­tach i rę­ko­pi­smach Krzy­żac­kich, w Kró­lew­cu znaj­du­ją­cych się i ze­wsząd na­gro­ma­dzo­nych. Zrzó­dła te były wia­do­me uczo­nym: nasi ros­syj­scy sta­ro­żyt­ni­cy, zro­bi­li na­wet za­sób wy­cią­gów po­rzeb­nych, ob­szer­nie i po­rząd­nie ze­bra­ny; lecz Pan Vo­igt, sam, wła­sną pra­ną, ge­niu­szem i ta­len­ta­mi rzad­kiem;, od­krył w nich bo­ga­tą ko­pal­nią i ko­rzy­sta­nia z niej po­ka­zał rzad­ki przy­kład; z do­kład­no­ści przy­to­czeń, zdro­wej kry­ty­ki, uczo­nej zna­jo­mo­ści rze­czy i nauk i ję­zy­ków, wca­le nie­po­spo­li­ty au­tor. Obok lego, za­wią­zu­ją się to­wa­rzy­stwa, pra­cu­ją ucze­ni w gu­ber­niach Pań­stwa Ros­syj­skie­go za­chod­nio­nie­miec­kich, obie­cu­jąc nowe plo­ny dla dzie­jów pół­noc­nych. Wie­le też jesz­cze po­zo­sta­je w hi­sto­ryi Na­ro­du Li­tew­skie­go do wy­świe­ce­nia, zwłasz­cza w epo­kach, po­su­nię­tych ku jego ko­leb­ce; bez wąt­pie­nia: dla bra­ku wy­kry­cia po­mni­ków, któ­re­by na praw­dzi­wą dro­gę ba­da­cza na­pro­wa­dzić mo­gły. Dla­te­go jed­ni pro­sto przyj­mo­wa­li wy­wo­dy po­cząt­ku na­ro­du, od kro­ni­ka­rzy lep­sze­mi wy­ło­że­nia­mi rze­czy gło­śnych; dru­dzy, zra­że­ni nie­traf­no­ścią tych wy­wo­dów, nad­sta­wia­li swo­ję, jak­kol­wiek po­wzię­te; inni zno­wu z pyr­r­ho­nicz­na, nie­wia­rą, wszyst­kie kro­ni­kar­skie po­da­nia ba­śnią na­zwaw­szy, ro­spa­cza­li o moż­no­ści po­su­nię­cia hi­sto­ryi li­tew­skiej, wy­żej za wiek xm (1) . Nie­słusz­nie prze­cież przy­pi­sy­wa­no– (1) Ży­wot Wi­tol­da przez Hle­bo­wi­cza, noty O'Na­ce­wi­cza, str. 116.

wy­my­słom kro­ni­ka­rzy, star­sze wia­do­mo­ści o Na­ro­dzie Li­tew­skim: czer­pa­li oni z kro­nik dla nas za­gi­nio­nych, dla któ­rych, po­da­nia i reszt­ki po­mni­ków świez­sze­mi były. Że zaś nie same baj­ki w nich się znaj­do­wa­ły, prze­ko­ny­wa­ją co­dzień świe­że od­kry­cia; sam zna­ko­mi­ty znaw­ca mowy li­tew­skiej, i wy­daw­ca ze­bra­nych przez sie­bie śpie­wów, Pan Rhe­sa, z któ­re­go­śmy świa­tła tyle ko­rzy­sta­li w to­mie po­przed­nim, – sam on, mó­wię, wy­raź­nie na­rze­ka na tych kry­ty­ków, nie­do­wiar­ków; wy­ka­zu­je praw­do­rzecz­ność kro­ni­ka­rzy, po­twier­dza­ją­cą się tem wy­raź­niej, im się kto bli­żej obe­zna z za­byt­ka­mi sta­ro­świecz­czy­zny, po­mię­dzy lu­dem gmin­nym ist­nie­ją­ce­mi jesz­cze. Za­mia­rem tez pra­cy na­szej bę­dzie, ile moż­no­ści, po­ło­żyć ko­niec nie­je­da­ostaj­no­ści mnie­mań, o po­cząt­kach Na­ro­du Li­tew­skie­go, i dla­te­go­śmy wła­śnie ob­ra­li roz­cią­gły spo­sób wy­kła­du, udo­wod­nia­jąc go wszel­kie­mi za­byt­ka­mi, albo grun­tu­jąc się na do­my­słach, za­prze­cze­niu nie­ule­głych, któ­re na miej­scu pa­mią­tek hi­sto­rycz­nych umiesz­czać się go­dzi; je­że­li ani rze­czy na­tu­ral­nych po­rząd­ko­wi nie szko­dzą, ani mają prze­ciw­ko so­bie grun­tow­niej­szych do­wo­dów.

7.

Praw­da, ze le­d­wo z po­cząt­kiem trzy­na­ste­go wie­ku, ludy ple­mie­nia li­tew­skie­go, za­czę­ły bydź bli­żej po­zna­wa­ne przez pi­śmien­ną Eu­ro­pę; lecz ra­niej nie­rów­nie zna­jo­me były do­brze Sła­wia­nóm są­sied­nim, któ­rzy już, mie­li swo­ich kro­ni­ka­rzy przed wie­kiem : xm ; lecz były w sto­sun­kach z in­ne­mi nie­rów­nie ra­niej jesz­cze; lecz mia­ły związ­ki han­dlo­we z oświe­co­ne­mi na­ro­da­mi Rzy­mian, Gre­ków, Fe­ni­cy­an; lecz na­osta­tek ście­ra­ły się od pierw­szych wie­ków ery chrze­ściań­skiej ze Skan­dy­na­wa­mi, bę­dąc na­ro­dem nie z ciem­nych i dzi­kich hord, lecz z cy­wi­li­zo­wa­nych po­cho­dzą­cym. Po­zo­sta­je tyl­ko udo­wod­nić te po­my­sły i wy­tknąć epo­ki, przy­zwo­ite każ­de­mu, wy­śle­dziw­szy miej­sce, zkąd wy­szli pierw­si li­tew­scy oj­co­wie i kie­dy.

8.

O NA­ZWA­NIU NA­RO­DO­WEM.

Ba­da­cze na­szych rze­czy kra­jo­wych i now­si dzie­io­pi­so­wie nie zda­ją się zga­dzać na imię ogó­ło­we ca­łe­go na­ro­du. Jed­ni, ma­jąc, na uwa­dze naj­daw­niej­szą osa­dę jed­no­ple­mien­ną; w Prus­syi, na­zwa­nie Prus­sów chcą ca­łe­mu na­ro­do­wi przy­znać. Dru­dzy, świa­do­mi tyl­ko now­szych rze­czy Ło­tew­skich, przez ja­kąś przy­chyl­ność do tego ludu, wszyst­kie ple­mio­na pod ru­bry­kę Ło­twa­ków pod­cią­ga­ją My się trzy­ma­my zda­nia Pana Kep­pen: po­nie­waż w po­rów­na­niu trzech głów­nych dy­alek­tów: Sta­ro­pru­skie­go, Li­tew­skie­go i Ło­tew­skie­go, Li­tew­ski śro­dek trzy­ma, co nie­za­prze­cze­me do­wo­dzi, że ko­leb­ka na­ro­du była w ple­mie­niu, wła­ści­wie Li­tew­skiem, czy­li, że toż ple­mie naj­bliż­szem było tej ko­leb­ki (1). Do tego zaś, pań­stwo Li­tew- – (1) Dzien­nik Wi­leń… r. 1828, Od­dział Hi­stor, i Li­te­ra­tur.

skie, w swo­im cza­sie, Mie tyl­ko prze­cho­dzi­ło po­tę­gą swo­ją i ogrom­no­ścią Prus­sy i Ło­twę, lecz było jed­nem z tych, któ­re udziel­no­śe­ią swo­ją naj­dłu­żej cie­szy­ło się. Nie wa­ha­my się prze­to na tych za­sa­dach, cały ogól Na­ro­du ze wszyst­kie­mi lu­da­mi i po­ko­le­nia­mi, jemu po­krew­ne­mi, Li­tew­skim ogło­sić.

9.

O SPO­SO­BIE WY­KŁA­DA RZE­CZY HI­STO­RYCZ­NYCH.

Sta­ra­niem bę­dzie na­szem, w cią­gu pi­sma tego, na­pro­wa­dzać czy­tel­ni­ka na wła­sne jego do­my­sły, któ­re­by sarn czy­niąc, chciał się prze­ko­ny­wać o praw­dzi­wo­ści rze­czy, pod roz­biór jego pod­da­wa­nych, któ­re, nie czy­niąc praw­da­mi nie­omyl­ne­mi, wy­sta­wu­je­my za rze­czy­wi­stość, po­zna­ną od nas i we­dług na­sze­go prze­ko­na­nia za taką uzna­ną. Sąd o tem za­cho­wu­je­my czy­tel­ni­kóm na­szym, po­tom­no­ści, szcząt­kom wiel­kie­go Na­ro­du Li­tew­skie­go. Obok tego, na­le­ży za­po­wie­dzieć z góry, że w sa­mym po­cząt­ku roz­bio­ru rze­czy, mogą się na­tra­fić miej­sca, mało ba­wią­ce ogół czy­tel­ni­ków: do­wo­dy, wy­wo­dy, twier­dze­nia, do­my­sły, ich usta­wicz­ne spraw­dza­nie, przej­ścia z rze­czy do rze­czy, da­le­kich od sie­bie, po­wrót zno­wu do tych­że sa­mych, ustę­py, na­wia­so­we wtrą­ca­nie rze­czy, z po­zo­ru ob­cych: oto treść tej xię­gi trze­ciej, któ­ra na za­sa­dzie przy­go­to­waw­czej po­przed­nich, wy­ło­ży wia­do­mo­ści -

T. V, str. 197 i dal­sze. – Roz­pra­wa, o Ję­zy­ku i Li­te­ra­tu­rze Na­ro­dów Li­tew.

wstęp­ne, po­trzeb­ne do cią­gu hi­sto­rycz­ne­go, w na­stęp­nych utrzy­mu­ją­ce­go się. Al­bo­wiem taka jest ko­lej pra­cy, nie­utar­tej po­przed­nie­mi czę­ścio­wych po­strze­żeń wy­pusz­cze­nia­mi. Wiek czło­wie­ka krót­ki, przy­szło się też wziąć do tej pra­cy, w la­tach, do­brze doj­rza­łych; oba­wa prze­to za­cho­dzi, Żeby nie było za­póź­no na­po­iem, stra­ciw­szy czas na przy­go­to­waw­czych roz­pra­wach. Prócz tego, dla uczo­nych sta­ro­żyt­ni­ków, pra­ca ta za­gad­ką nie­bę­dzie: wie trud­nią­cy się zaś tem po­wo­ła­niem, prze­stać mogą na po­wa­dze przy­to­czo­nych pi­sa­rzów; ze­chcą za­wie­rzyć na­szej mi­ło­ści praw­dy i ho­no­ru na­ro­do­we­go. Pra­cu­jąc w wie­ku, któ­ry prze­żył byt po­li­tycz­ny Na­ro­du i jemu przy­ja­zne cza­sy, pra­cu­jąc w sa­mot­no­ści wiej­skiej za­gro­dy, nie mamy na­dziei nad­gród słod­szych, prócz tych, któ­re wła­sne uczu­cie po­żyt­ku po­wszech­ne­go przy­no­si. Zką­di­nąd, pra­ca na­sza, nie moie ob­jąć wszyst­kich szcze­gó­łów, jej Przy­zwo­itych, dla tego Sa­me­go, ze jest pierw­szą w tym za­wo­dzie. Ba­da­nia, do dziś dnia wia­do­me, zo­sta­wu­ją, jesz­cze wie­le do ży­cze­nia. Ple­mie li­tew­skie, roz­pro­szo­ne na znacz­nej prze­strze­ni, wy­ma­ga roz­le­glej­szych po­szu­ki­wań, ja­kie są w na­szej moż­no­ści. Lecz jest na­dzie­ja, że to wszyst­ko, coby uzu­peł­nić mo­gło pra­cę na­szą, nic wię­cej nie przy­da do jej wa­lo­ru, prócz bliż­szych udo­wod­nień rze­czy, w niej na­po­mknio­nych, i za­pew­ne nie ubli­ży ich praw­do­rzecz­no­ści któ­rej szu­ka­li­śmy wśrzód po – mro­ki wie­kow. "W ciem­nych epo­kach, naj­mniej­szy pro­myk, musi za­stę­po­wać ja­sne słoń­ce: gdzie bra­ko­wa­ło spół­cze­snycb pi­sa­rzów, a póź­niej­si, o kil­ka wie­ków, pew­nym tyl­ko przed­mio­tom po­świę­ci­li swo­je pi­sma, same za­byt­ki, na­po­mknie­nia i do­cho­wa­ne wie­ści, sko­ro nie za­wie­ra­ją żad­nej sprzecz­no­ści, są je­dy­ną za­sa­dą hi­sto­ryi." Po­wie­dział je­den z naj­lep­szych sta­ro­żyt­ni­ków na­szych (1).ROZ­DZIAŁ II. RZUT OKA NA GŁĘB­SZĄ STA­RO­ŻYT­NOŚĆ EU­RO­PY.

10.

UWA­GI I PO­STRZE­ŻE­NIA NAD DZIE­JA­MI PO­CZĄT­KO­WE­MI

Dzie­je, do­ty­ka­ją­ce głęb­szej sta­ro­żyt­no­ści Eu­ro­py, są bar­dzo trud­ne do roz­wi­kła­nia, a nie­kie­dy nie­do­sta­tecz­ne, lub sprzecz­ność z praw­do­po­do­bień­stwem za­wie­ra­ją­ce. Dla tego wiec, nie mo­że­my się, ani upew­nić na­le­ży­cie o po­cząt­kach na­ro­dów sta­ro­żyt­nych, ani wy­wi­kłać pew­ność w tej mie­rze ja­ko­wą, z zama – (1) Su­ro­wiec­ki: O Rze­kach, i t… d. Xięz­twa War­szaw. Część I, str. 128.

twań i ba­jecz­no­ści, nim nie bę­dzie le­piej po­zna­ną li­te­ra­tu­ra wschod­nia, nim się ba­da­nia je­ogra­ficz­ne nie­uzu­peł­nią, i zna­jo­mość po­rów­naw­cza ję­zy­ków me na­bie­rze doj­rza­ło­ści. Te­raz czę­ścio­we tyl­ko po­strze­że­nia do­my­sły na praw­do­po­do­bień­stwie opar­te, wy­ja­śnie­nia po­dań praw­dzi­wo­ścią za­le­co­nych, wy­świe­ce­nie po­kre­wień­stwa bliż­sze­go na­ro­dów sta­ro­żyt­nych, bydź mu­szą sta­ro­zyt­ni­ka udzia­łem pra­cy. Po­świę­ci­my więc na­sam­przód roz­dział ni­niej­szy z naj­star­szych epok przed­mio­tom, nim się dal­szych po­szu­ki­wań pra­cą zaj­mie­my.

11.

Eu­ro­pa, w po­rów­na­niu do Azyi i Afry­ki, jest no­wym świa­tem, nie rów­nie po­źniej za­lud­nio­nym, i nie rów­nie po­źniej ucy­wi­li­zo­wa­nym. Ogrom­ny ląd Azyi, za­wie­ra­ją­cy we śrze­dzi­nie swo­jej, naj­wy­nio­ślej­sze góry, na ca­łej kuli ziem­skiej, słusz­nie się uwa­ża za ko­leb­kę ro­dza­ju ludz­kie­go. Dzie­je sta­ro­żyt­ne­go świa­ta, opi­sa­ne w księ­gach Pi­sma św., dziś na­le­zy­cie się spraw­dza­ją, za po­śrzed­nie­twem nie­uprze­dzo­nych ba­dań, we wszyst­kich ro­dza­jach hi­sto­ryi po­czy­nio­nych; wstrzą­śnie­nia i re­wo­lu­cye przy­ro­dzo­ne, za­szłe na kuli ziem­skiej, któ­re po­cią­gnę­ły za sobą zmia­nę tem­pe­ra­tu­ry, miejsc i kli­ma­tów, już w znacz­nej czę­ści są zba­da­ne, wy­kry­wa­ją na­tu­ral­ne przy­czy­ny upad­ku lub po­mno­że­nia się lud­no­ści, jej prze­sie­dla­nia się zmu­szo­ne, czy do­bro­wol­ne, z jed­nej w dru­ga stro­nę świa­ta. Wia­do­me są nam tych sta­ro­żyt­ni­ków mnie­ma­nia, któ­rzy wy­pro­wa­dza­ją ród bo­gów i lu­dzi z Pół­no­cy, opie­ra­jąc się na po­da­niach Gre­ków, ja­ko­by i w Pi­śmie ś… po­twier­dza­ją­cych się. Hy­per­bo­re­je bydź mie­li tym lu­dem pier­wo­byl­nym. Apol­lo i Dia­na do Gre­cyi, Ozi­ris do Egip­tu przy­by­li, ja­ko­by z Pół­no­cy. Sa­turn, Bo­re­asz, bło­ga wy­spa Atlan­tis, ist­nę­li w pół­noc­nej Eu­ro­pie, albo na wy­spach za­gi­nio­nych, któ­re le­ża­ły na mo­rzu Lo­do­wa­tem. Tam było Ely­sium Ho­me­ra, w Odys­sei opie­wa­ne (pie­śni 4), tam kra­ina bo­gów, gdzie i ain­bro­sia pły­nę­ła, zło­ta, bło­ga, ogród He­spe­ryd, po­miesz­ka­nie Ma­kro­biów (1). Mnie­ma­nie to się opie­ra na sys­te­mie Buf­fo­na, któ­ry wno­si, że od bie­gu­nów świat or­ga­nicz­ny wziął po­czą­tek. Hum­boldt twier­dzi, że gdy się płyn­na ma­te­rya od stal­nej od­dzie­li­ła rap­tem, wy­wią­za­ło się na kuli ziem­skiej tyle cie­pli­ka, że ona, jak że­la­zo roz­pa­lo­ne do czer­wo­no­ści, była go­rą­cą. Sty­gnąć zaś po­czę­ła przy bie­gu­nach Za­tem w tam­tych stro­nach utwo­rzy­ło się kli­ma zwrot­ni­ko­we. Lecz toby od­nieść na­le­ża­ło do epok przed­po­to­po­wych, do epok for­ma­cyi świa­ta, o któ­rych dys­pu­to­wać nie chce­my. Nam idzie o bliż­sze rze­czy, czy­li po­po­to­po­we: po­nie­waż, ani Gre­cy, ani ża­den na­ród sta­ro­żyt­ny, nie przy­własz­czał so­bie star­szych – (1) Pod tem na­zwa­niem ro­zu­mieć się mają przod­ki Chiń­czy­ków.

nad te wia­do­mo­ści. Co mówi Pi­smo św., to tyl­ko jest do wie­dze­nia, zresz­tą, nic a nic nie wie­my, od ni­ko­go. Do­my­sły, uczo­ne wnio­ski, na zna­jo­mo­ści fi­zy­ki opar­te, mogą iść swo­im to­rem, a hi­sto­rya swo­im. Po­da­nia Gre­ków, ka­pła­nów egipt­skich, czy jesz­cze ja­kich mę­dr­ców, pro­sto się za­czy­na­ją po ka­ta­stro­fie po­to­po­wej. Pierw­si tez lu­dzie, oca­le­ni od tej klę­ski, osie­dli w Azyi środ­ko­wej: prze­ciw temu nie ma żad­ne­go po­da­nia, ani do­wo­du, ja­kie­go bądź kol­wiek. Za cóż ra­czej nie zgo­dzić się, że ro­dzaj ludz­ki, po pew­nem roz­mno­że­nia się już stop­niu, prze­sie­dlał się ro­dzi­na­mi, w róż­ne stro­ny i w róż­nych epo­kach?

12.

STAN FI­ZYCZ­NY DAW­NIEJ­SZEJ EU­RO­PY PÓŁ­NOC­NEJ.

Zgo­dzić się prze­to moż­na, że i po po­to­pie, tem­pe­ra­tu­ra po­moc­ne­go pół­s­fe­rza była wyż­szą, i do­zwa­la­ła miesz­kać w pa­sie przy­bie­gu­uowym isto­tom, dziś tyl­ko pod tro­pi­ka­mi żyć mo­gą­cym, co już wąt­pli­wo­ści nie ule­ga; prze­to i lu­dzie ro­skosz­nie tam­że miesz­kać i roz­mna­żać się pręd­ko i znacz­nie mo­gli. Uwa­ża­my te rze­czy po tej strasz­nej ka­ta­stro­fie, któ­ra znisz­czy­ła lądy sta­re­go świa­ta i pla­ne­ty, czy tez sa­tel­li­ty zie­mi; tych roz­bit­ków szcząt­ki, za­sy­paw­szy nie­któ­re czę­ści pół­noc­ne­go pół­s­fe­rza, pod­nio­sły lądy nowe ze dna mor­skie­go, do ja­kich i zie­mia Li­tew­ska na­le­ży (1). Bę­dzie­my o tem wy­do­by­ciu się lądu mó­wić jesz­cze i nie­któ­re udo­wod­nie­nia po­da­my; tu tyl­ko na­mie­ni­my o naj­daw­niej­szych miesz­kań­cach pa­sów przy­bie­gu­no­wych. Sta­ro­żyt­ni Gre­cy, z po­dań wie­ków prze­miu­io­nych, wie­dzie­li o lu­dziach na od­le­głej Pół­no­cy miesz­ka­ją­cych, któ­rych zwa­li Hy­per­bo­re­ami, na­zwa­niem w zna­cze­niu swo­iem po­ło­że­niu miej­sca od­po­wia­da­ją­cem. Bo­re­asz był bo­wiem w głę­bo­kiej sta­ro­żyt­no­ści wła­da­czem kra­iny pół­noc­nej (2), a za jego pań­stwem jesz­cze pół­noc­niej­si znaj­do­wa­li się miesz­kań­cy. Jak­kol­wiek po­wieść o pań­stwie Bo­re­asza i Hy­per­bo­re­ach, po­ryw­cza kry­ty­ka baj­ką na­zwa­la, nie mo­że­my się dziś zu­peł­nie zgo­dzie na jej wy­ro­ki, a po­tom­ność wię­cej po­zna jej omył­kę. Pom­po­niusz-Mela, Pli­niusz i So­li­nus, do­cho­wa­li nam po­da­nia na­stęp­ne:" U Hy­per­bo­re­ów grun­ta są nad­zwy­czaj uro­dzaj­ne, po­wie­trze czy­ste, szczę­śli­wie umiar­ko­wa­ne. Żyją oni i dłu­żej i szczę­śli­wiej od resz­ty lu­dzi: po­nie­waż nie zna­ją, ani cho­rób, ani gnie­wu, ani woj­ny; pę­dzą wiek w nie­win­nej bez­piecz­nej we­so­ło­ści, za­wsze w po­ko­ju, za­wsze w po­śród uciech. Po­by­tem ich są ar­cy­pięk­ne lasy, gaje, dą­bro­wy; owo­ce drzew – (1) Znisz­cze­nie pla­net mu­sia­ło na­stać w tej ka­ta­stro­fie, któ­ra po­top No­ego spo­wo­do­wa­ła.

(2) Bo­re­asz i Bo­ry­ste­nes, Dniepr, na pół­no­cy wzglę­dem Gre­cyi pły­ną­cy, mają nie­ja­kąś w na­zwa­niu jed­no­źrzó­dło­wość. Może ta Bo­ry­ste­na, któ­ra z Jo­wi­szem spło­dzi­ła Tar­gi­tau­sa, pierw­sze­go kró­la Scy­tów, była cór­ka Bo­re­asza.

naj­po­spo­lit­szym po­kar­mem, któ­ry bez potu czo­ła zbie­ra­ją w ob­fi­to­ści. Umie­ra­ją z obo­jęt­no­ścią, je­dy­nie wte­dy, kie­dy ży­cie, prze­cią­gle zby­tecz­nie, tra­ci już wszel­kie dla nich po­wa­by: w ów czas star­ce, syci ży­cia i uciech, dają ucztę dla krew­nych i przy­ja­ciół, wień­czą so­bie gło­wy kwia­ta­mi, i na koń­cu fe­sty­nu rzu­ca­ją się w prze­pa­ści mor­skie"(1) Jak­kol­wiek pięk­ne opo­wia­da­nie mo­gło ten ob­raz raj­ski ozdo­bić do­dat­ka­mi, nie moż­na prze­cie wąt­pić, iżby ro­dzaj ludz­ki nie miesz­kał kie­dyś na od­le­głej Pół­no­cy szczę­śli­wie, gdzie i sło­nie były i róż­ne inne stref po­łu­dnio­wych zwie­rzę­ta i ro­śli­ny (2).

13.

NAJ­DAW­NIEJ­SZA WĘ­DRÓW­KA LU­DÓW PÓŁ­NOC­NA.

To uwa­żyw­szy, nie trud­no przy pu­ścić do­mysł, że z pół­noc­nej Azyi, w kie­run­ku pra­wie koła po­lar­ne­go, lud pew­ny, wy­szły z po­łu­dniow­szycb stref tej czę­ści świa­ta, idąc w kie­run­ku ze Wscho­du na Za­chód, tra­fić mógł przez La­po­nią do Skan­dy­na­wii, czy­li Szwe­cyi i Nor­we­gii. Po­da­nia, w Sa­gach pół­noc­nych, do­cho­wa­ne, cią­gle mó­wią o przy­by­ciu przod­ków, Skan­dy­naw­skich ze stron Scy­tyi, pod wo­dzą Od­ina;

–- (1) He­ka­teus o Hy­per­bo­re­ach pi­sał, we­dle świa­dec­twa Pli­niu­sza, H. N. Lib. VI, c. 17. ante med… sect. 30. Mia­ło się to za­wie­rać w 8 xię­gach jego za­gi­nio­nych.

(2) Rze­czy te na­zy­wa­ją się u nas dziś ko­pal­ne­mi, czy­li przed­po­to­we­mi, ale po po­to­pie No­ego, były jesz­cze inne po­to­py.

co spraw­dza­ją ce­chy ro­do­we Skan­dy­na­wów, po­dob­ne do Scy­tyj­skich. W isto­cie, tym tyl­ko spo­so­bem roz­wią­zać moż­na za­gad­kę, o wiel­ce sta­ro­żyt­nym na­ro­dzie pół­noc­nej Eu­ro­py, któ­ry w naj­od­le­glej­szej sta­ro­żyt­no­ści sły­nął pod na­zwa­niem Hy­per­bo­re­ów, a po­źniej Skan­dy­na­wów, po­krew­nych Cel­tom, dla tego, że i ci byli ze scy­tyj­skie­go gniaz­da. Cóż­kol­wiek­badź, Skan­dy­na­wo­wie, za zmia­ną stop­nio­wą i nie­znacz­ną tem­pe­ra­tu­ry pół­noc­nej kuli ziem­skiej, kto­ra nie­za­prze­cze­nie wy­raź­niej daw­niej się zni­ża­ła, w po­stę­pie ze Wscho­du na Za­chód, ście­śni­li się na pół­wy­spie skan­dy­naw­skiej. A ztam­tąd ogrom­na lud­ność wy­le­wać się po­czę­ła na róż­ne stro­ny, i po ko­lei, za­chód, pół­noc, wschód i po­łu­dnie Eu­ro­py wi­dzia­ły, i woj­ska mno­gie i osad­ni­ków mnóz­two, pod imio­na­mi: Wa­ra­gów, Go­tów, i ich pod­po­dzia­łówj roz­ma­icie in­a­czej prze­zwa­nych. Przy­po­mnij­my so­bie obok tego, co wie­lu sta­ro­żyt­ni­ków roz­pra­wia­ło, po­cząw­szy od Jor­nan­de­sa, aż do Rud­be­ka i Has­se, o pół­noc­nych na­ro­dów ko­leb­ce. Za­sta­nów­my się nad mą­dre­mi roz­pra­wa­mi Ale­xan­dra Hum­bold­ta, o zmia­nach tem­pe­ra­tu­ry kuli ziem­skiej, a tem ja­śniej poj­mie­my, i rze­czy, któ­re­śmy wno­si­li, i praw­do­po­do­bień­stwo, sło­wem, ze Pół­noc na­sza mia­ła bar­dzo daw­no miesz­kań­ców, pod szcze­śliw­szem nie­bem ży­ją­cych.

14.

Gdy­by ła­twiej so­bie wy­obra­zić roz­po­strze­nie – nie się ple­mie­nia ludz­kie­go, weź­mij­my za punkt śrzod­ko­wy wy­nio­słość Azyi, Pla­te­au d'Asie, czy­li Ty­bet i góry Hi­me­la­ja, naj­wy­nio­slej­sze­mi szczy­ta­mi w wień­czo­ne (1), ów wierz­cho­łek i resz­ta przed­po­to­we­go świa­ta; przy­pu­ść­my te­raz, zgod­nie ze zda­niem uczo­nych, że ztam­tąd roz­szedł się ród ludz­ki na wszyst­kie stro­ny. Na­tu­ral­ne więc po­ję­cie na­strę­cza się, że ci, któ­rzy po­szli ku Pół­no­cy, dali po­czą­tek Hy­per­bo­re­om i Scy­tom, po roz­dzie­le­niu się gdzieś tej ko­lo­nii, tak, że pierw­sza po­szła pro­sto na Pół­noc, a dru­ga skie­ro­wa­ła się ku Za­cho­do­wi.

15.

To zaś ple­mie, któ­re opu­ściw­szy pier­wot­ne gniaz­do, po­szło ku Po­łu­dnio-Za­cho­do­wi i okrą­ży­ło po­łu­dnio­wy ko­niec mo­rza Ka­spij­skie­go, po­stę­pu­jąc na Za­chód w kie­run­ku rów­no­leż­ni­ka 40 stop­ni, na­po­tka­ło brze­gi mo­rza Czar­ne­go i Srzó­dziem­ne­go; tak więc z Azyi Mniej­szej do­sta­ło się do Eu­ro­py i osia­dło po­łu­dnio­wo-wschod­nie jej po­brze­ża, da­jąc po­czą­tek na­ro­dom Pe­la­zgic­kim.

–- (1) Góry Hi­me­laj­skie, w środ­ko­wej Azyi roz­cią­ga­ją­ce się, Sta­no­wią­ce po­łu­dnio­wą gra­ni­cę Chin, we­dług now­szych po­sl­rze­żeń, prze­wyż­sza­ją swo­ją śred­nią wy­so­ko­ścią Czem­bo­ra­zo, górę Ame­ry­kań­ską w pa­śmie Kor­de­lie­rów, za naj­wyż­szą na ca­łej kuli ziem­skiej do­tąd mia­na. P. Bla­ke, wę­drow­nik uczo­ny an­giel­ski, po­da­je wy­so­kość góry Bia­łej, jed­nej z Hi­me­laj­skich, na 28,000 stop an­giel­skich, pra­wie dwa razy tyle, co Mont-Blanc we Fran­cyi. Wsze­la­ko w Chi­nach po­łu­dnio­wych, ma bydź góra, jesz­cze wyż­sza.

16.

O PE­LA­ZGACH.

Pa­mię­ta od­le­gła sta­ro­żyt­ność imię Pe­la­zgów, któ­rych po­czą­tek spły­wa się tak, jak Hy­per­bo­re­ów, z pierw­szą ko­leb­ką miesz­kań­ców Eu­ro­py. Na­ród Hel­le­nów, po­dob­nież sta­ro­żyt­ny, Pe­la­zgom po­krew­ny zbli­ska, skła­dał pier­wot­nych miesz­kań­ców wysp mo­rza Srzó­dziem­ne­go, zbli­żo­nych ku Azyi, a po­tem i na Pe­lo­po­ne­zie; mały, w nę­dzy i bez cy­wi­li­za­cyi zo­sta­jąc, w pier­wot­nem swo­jem ist­nie­niu. Nie­buhr (1) twier­dzi, że Pe­la­zgo­wie byli na­ro­dem, zu­peł­nie od­dziel­nym od Hel­le­nów, cho­ciaż ich ję­zy­ki, mimo róż­ni­cy mię­dzy sobą, pod wzglę­dem źrzó­dło­sło­wo­ści, po­dob­ne były nie mało. Gdyż te dwa na­ro­dy, bydź może roz­licz­ne po­cho­dze­niem, były z sobą w ści­słych sto­sun­kach i spo­wi­no­wa­ce­niu. Dla tej wła­śnie przy­czy­ny roz­ma­ite po­ko­le­nia Pe­la­zgów, prze­szły na Hel­le­nów i ję­zyk grec­ki ukształ­cił się z Pe­la­zgic­kie­go.

17.

Pe­la­zgi byli swe­go cza­su ogrom­nym na­ro­dem, bar­dzo sze­ro­ko roz­po­star­tym, wzdłuż nad­brze­ży mo­rza Czar­ne­go i Srzó­dzien­me­go, po­cząw­szy od ujść rzek Po i Arno, az do Dnie­pra i Donu. Nie wie­le prze­cie wie­my szcze­gó­łów o tym na­ro­dzie, kwit­ną­cym w bar­dzo da­le­kiej epo­ce. Na­szą hi­sto­rya jest za­mło­dą w tej mie­rze: ile bo­wiem jej pa- – (1) Au­tor dzie­ła: Römi­sche Ge­schich­te.

mięć za­się­ga, na­ród Pe­la­zgów, znaj­do­wał się już bliz­kim upad­ku, bę­dą­cy w roz­pro­sze­niu, prze­śla­do­wa­ny ja­kąś lo­sów mu prze­ciw­nych ko­le­ją, któ­rych się staw­szy łu­pem, błą­kał się po naj­dal­szych kra­inach, chcąc ja­ko­by ujść przed nie­przy­ja­znych so­bie nie­bios za­wzię­to­ścią. Ztąd po­czą­tek roz­le­głych osad Pe­la­zgic­kich, naj­sta­ro­żyt­niej­sze dzie­je wy­wo­dzą. Nie­buhr, z któ­re­go­śmy to po­czerp­nę­li, tak o nich po­wia­da: "Nie je­st­to do­my­słem, mó­wię z naj­więk­szem prze­ko­na­niem hi­sto­rycz­nem."

18.

Nie­za­prze­czo­ną ta­koż jest rze­czą, ze Pe­la­zgi byli z tego po­ko­le­nia lu­dzi, któ­ry­che­śmy za przy­by­łych uwa­ża­li z Ty­be­tu, na wy­brze­ża mo­rza Srzó­dziem­ne­go (§ 15). Pew­na bo­wiem, że Jony i Tro­ja­nie od Pe­la­zgów po­cho­dzi­li. Roz­po­star­cie się zaś tego na­ro­du, trwa­ło od roku 1700 do 1200, przed Chry­stu­sem. W prze­cią­gu tych pię­ciu wie­kow, za­ję­li oni He­spe­ryą bliż­szą czy­li Ita­lią, i dali po­czą­tek Do­róm i Ache­óm, oko­ło roku 1500 przed Chry­stu­sem. Po­źniej po­wsta­li z nich: Ly­do­wie, Si­cu­li, Ma­ce­do­ni, Tes­sa­lo­wie i wie­le in­nych na­ro­dów.

19.

Lecz na wscho­do-po­łu­dnie, wzglę­dem nas, po­nad wy­brze­ża­mi mo­rza Czar­ne­go, i nad sys­te­ma­ta­mi hy­drau­licz­ne­mi wód, z Eu­ro­py pły­ną­cych do nie­go, roz­krze­wi­ły się z tego sa­me­go szcze­pu, bar­dzo roz­licz­ne­go na­zwa­nia drob­niej­sze ludy: Il­li­ryj – czy­cy, Mezy, Pe­my­ny, Gety, Daki, oraz inne dal­sze ku Pół­no­cy po­su­nio­ne, któ­re, albo od tych po­szły, albo wprost od głów­ne­go pnia się roz­krze­wi­ły: jak na­przy­kład: Tys­sa­ge­ty, Mas­sa­ge­ty, Ge­lo­ny. Te wszyst­kie z po­cząt­ku w sto­sun­kach były po­mię­dzy sobą, i wza­jem­nie swój po­kój za­bez­pie­cza­ły. W pier­wot­nym bo­wiem by­cie na­ro­dów, nie ła­two ludy zno­si­ły po­mię­dzy sobą ob­cych ro­dem i mową, a na ro­da­ków po­moc i wza­jem­ną przy­jaźń moc­no ra­cho­wa­ły; cze­go mamy przy­kła­dy w na­ro­dach, w dzie­ciń­stwie to­wa­rzy­skiem zo­sta­ją­cych, od­kry­tych za na­szych wie­ków. Osa­dy wy­mie­nio­nych od­ro­śli Pe­la­zgic­kich, mu­sia­ły się­gać za lewy brzeg Donu śrzod­ko­we­go, o czem i He­ro­dot nad­mie­nia, umiesz­cza­jąc Tys­so­ge­tów, da­lej ku Pół­no­cy, za kra­iną Gel­lo­nów miesz­ka­ją­cych.

20.

O KOL­CHACH I KOL­CHI­DZIE.

Do epok tej od­le­głej sta­ro­żyt­no­ści, od – nosi się na­ród Ko­lo­chów, cho­ciaż wy­raź­nie po­źniej od Pe­la­zgów przy­by­ły z Azyi głęb­szej, w stro­ny le­żą­ce na pół­noc Ka­spij­skie­go i Czar­ne­go Mo­rza. Był to na­ród licz­ny, sze­ro­ko roz­sie­dlo­ny: bo, od gór pra­wie Kau­ka­zu, przez Woł­gę, aż ku Do­no­wi, na za­chód, za­się­gał swe­mi osa­da­mi, a zaś ku pół­no­cy, gra­ni­ce tych osad, czy­li wła­dzy ich nad zie­mia mi i na­ro­da­mi, nie­mod­na ozna­czyć. Praw­do­po­do­bień­stwem jest, że do gór Ural­skich miał wpły­wy, i, bo­ga­tych ta­mecz­nych znaj­dow krusz­co­wych. Za­dłu­go by­ło­by, gdy­by­śmy się wda­li w opi­sy o Kol­chów na­ro­dzie, ubocz­ne zką­di­nąd dla nas: od­wo­ła­my się tyl­ko do uczo­ne­go i pra­co­wi­cie na­pi­sa­ne­go dzie­ła Pana Rit­ter (1), Tam się prze­ko­nać moż­na, iż Kol­cho­wie byli po­krew­ni In­dy­anóm, czy­li pro­sto z In­do­sta­nu po­cho­dzą­cym nie­gdyś lu­dem. Od­da­wa­li cześć bo­gom, na wzór sta­ro­żyt­ne­go In­dy­an bu­dy­zmu; dali po­czą­tek utwo­rzo­ne­mu jesz­cze pod­czas po­by­tu swe­go w Azyi, po­ko­le­niu Bu­dy­nów, któ­rzy osie­dli nad Do­nem. Że ciż Kol­cho­wie mie­li sto­sun­ki, czy tez na­wie­dzi­ny u sie­bie Egip­cy­an, któ­rzy tam, czy osa­dy na pół­noc­nem wy­brze­żu mo­rza Azow­skie­go przy uj­ściu Donu, czy tyl­ko mia­sto lub wa­row­nię wznie­śli, co dało po­wód do mnie­ma­nia, ja­ko­by Kol­chi po­szli od Egip­cy­an. Au­tor udo­wod­nią swo­ję po­my­sły, na­wet prze­ciw He­ro­do­to­wi i nie zo­sta­wu­je żad­ne­go za­rzu­tu. Bo­gac­twa nie­zmier­ne i wia­do­mość rze­czy przy­ro­dzo­nych, przy­pi­sy­wa­no Kol­chom, od nie­pa­mięt­nych cza­sów. Pierw­sze po­cho­dzi­ły z gór, któ­re oni na­sam­przód od­kry­li, szcze­gól­niej Ural­skich. Tam dro­gich me­tal­lów bry­ły sa­mo­rod­ne le­ża­ły, przed po­zna­niem tych stron przez lu­dzi, jak sztu­ki ka­mie­ni, o czem te­raź­niej­sza zna­jo­mość tych… gór na­pro­wa­dza na słusz­ny do­mysł. Cy­wi­li­za­cya In­dyj­ska i ka­sty ka­pła­nów, po­świę­ca­ją­ce się na­ukom, – (1) Carl Rit­ter: Die Vor­hal­le eu­ro­päi­scher Völ­ker­ge­schich­ten… etc. Ber­lin 1820.

i usłu­dze Słoń­ca, pod we­zwa­niem Ko­ros, cześć od­bie­ra­ją­ce­go; krze­wie­nie się nauk przy­ro­dzo­nych; zna­jo­mość le­karstw z ro­ślin bra­nych, u nich naj­daw­niej za­kwi­tły. Wszyst­ko zaś mówi za­tem, że Kol­chi­da była kra­jem i naj­cy­wi­li­zo­wań­szym i naj­bo­gat­szym, przed woj­ną tro­jań­ską, jaki tyl­ko Gre­cy po­znać mo­gli.

21.

OD­KRY­CIA JE­OGRA­FICZ­NE

Nie bę­dzie­my ta­koż za­cie­kać się w od­kry­cia Fem­cy­an, a po­tem Gre­ków, dro­gą że­glu­gi naj­daw­niej po­czy­nio­ne: na­mie­nie­my­tyl­ko o wy­pra­wie Ar­go­nau­tów, ma­ją­cej ści­sły zwią­zek z na­sze­mi po­szu­ki­wa­nia­mi. Sły­nę­ły, bez wąt­pie­nia, po­da­nia u Gre­ków, stwier­dzo­ne przez świad­ków na­ocz­nych, ze za pół­noc­nym brze­giem mo­rza Azow­skie­go, gdzie wpa­dać ma rze­ka Ta­na­is, w kie­run­ku za­cho­do-pół­no­cy, kie­dy się tą rze­ką w górę pod­pły­nie znacz­nie, ocze­ku­ją że­gla­rza wiel­kie od­kry­cia, bo­gac­twa nie­zmier­ne i cuda przy­ro­dze­nia, nie­zna­ne do­tąd Gre­kom. W tych oko­licz­no­ściach, Ar­gos, syn Phry­xu­sa, pierw­szy po­wziął za­miar że­glu­gi po mo­rzu wzmie­mo­ne­ai, zwa­nem w ów czas Pon­tos-Axe­nos, to jest: mo­rze nie­go­ścin­ne, któ­re na­zwa­nie ścią­ga­ło się do mo­rza Czar­ne­go, od uj­ścia Du­na­ju aż do uj­ścia Donu uwa­ża­ne­go. Na­zwa­no zaś po­źniej mo­rzem Czar­nem, od mgły, czę­sto nad jego wo­da­mi uno­szą­cej się i bar­dzo gę­stej (1). Wy- – (1) Scy­lax, ro­dem z Ka­ry­an­dy: Pe­ri­ple du Pont-Eux.

pra­wa pod prze­wod­nic­twem Ja­zo­na przy­szła do skut­ku, na okrę­cie Ar­gos, za­pew­ne od swe­go bu­dow­ni­cze­go… imie­nia na­zwa­nym: ry­ce­rze zaś, któ­rzy do niej na­le­że­li, Ar­go­nau­ta­mi na­zwa­ni byli. Przy­pa­dło to na lat 1350 przed Chry­stu­sem, 70 przed woj­ną tro­jań­ską. Za­gi­nę­ły szcze­gó­ło­we opi­sy tej, po­dró­ży, treść ich tyl­ko po­zo­sta­ła w po­etyc­kich, po­da­niach, roz­ma­icie zdo­bio­nych i prze­ina­cza­nych, tak da­le­ce, że na pierw­sze wej­rze­nie cała rzecz nie­przy­dat­ną do ba­dań hi­sto­rycz­nych się wy­obra­ża, szcze­gól­nie, część opi­sów je­ogra­ficz­na, wpa­dła w za­ma­twa­nie, da­ją­ce się wsze­la­ko, z pew­nym spo­so­bem praw­do­po­do­bień­stwa od­wi­kłać. W Kol­chi­dzie, po­ło­żo­ne) na pół­no­cy mo­rza nie­go­ścin­ne­go, miał się znaj­do­wać skarb, pod fi­gu­rą ba­ra­na z ru­nem zło­tem, przez po­etów opo­wia­da­ną; lecz głów­ny przed­miot wy­pra­wy, jak z ca­łej rze­czy moż­na wi­dzieć, był w od­kry­ciu i zwie­dze­niu rze­ki Ta­na­is, o któ­rej bez­wąt­pie­nia wie­le pra­wio­no, ma­ją­cej dru­gie uj­ście do mo­rza czy­li Oce­anu, bę­dą­ce­go na Pół­no­cy (1). Szło więc ra­zem o od­kry­cie i mo­rza tego. Ja­zon z to­wa­rzy­sza­mi swe­mi prze­szedł cia­śni­ne Hel­le­spont, brze­gu­jąc za­chod­nią stro­nę mo­rza Czar­ne­go, po­dług sta­ro wiecz­ne­go spo­so­bu ze­glo­wa- – (1) Ta­na­is rze­ka, dziś Don, na­zwa­nie za­pew­ne otrzy­ma­ła od Egip­cy­an, któ­rzy za kró­la swe­go Se­so­stri­sa, mo­gli nad nią za­ło­żyć twier­dzę jaką, co się nie sprze­ci­wia He­ro­do­ta po­da­nióm i po­pie­ra wnio­ski Bo­char­da. Geo­graph. Sa­cra, Lib. IV.

nia. W koń­cu, po­su­nąw­szy się ku Pół­no­cy, uj­rzał zwę­ża­ją­ce się mo­rze, któ­re­go brzeg wschod­ni za­wra­cał się na po­łu­dnie. Roz­po­znaw­szy prze­to miej­sco­wość na­pręd­ce, gdy zna­lazł uj­ście wiel­kiej rze­ki, w naj­pół­noc­niej­szym za­to­ki ką­cie, ła­two wziął ją za Ta­na­is. W rze­czy sa­mej, po­dług tam­to­cza­so­wych je­ogra­ficz­nych wia­do­mo­ści, ta omył­ka zda­je się bydź na­tu­ral­ną: gdy nie przy­szło do od­kry­cia za­le­wu, Krym ob­le­wa­ją­ce­go ze stro­ny pół­noc­nej, czy­li mo­rza Azow­skie­go; kie­ru­nek zno­wu Dnie­pru od­po­wia­dał po­da­niom o rze­ce Ta­na­is. Tak więc Ja­zem po­pły­nął w górę Dnie­prem, któ­re­go stan wyż­szy wód, jaki był bez­wąt­pie­nia w tej daw­nej epo­ce, któ­re­go śla­dy są jesz­cze do po­zna­nia, nie czy­nił tyle, co do­pie­ro, za­wad do że­glu­gi. Przy­byw­szy do uj­ścia Pry­pe­ci, uka­za­ło się wy­raź­ne roz­dwo­je­nie ko­ry­ta wiel­kiej rze­ki, za­chod­nie zda­ło się wy­god­niej do celu pro­wa­dzić. Uda­li się więc w górę Pry­pe­cią. Rze­ka ta, przy daw­niej­szej wód wy­so­ko­ści, łą­czy­ła się swym sys­te­ma­tem, pra­wie z sys­te­ma­tem hy­drau­licz­nym Nie­mna, ja­koż sta­ro­żyt­ni wie­dzie­li o tem: Eu­sta­ty­usz wody Dnie­pro­we mnie­ma bydź po­ła­czo­ne­mi z wo­da­mi Pen­ty­ka­pu, w związ­ku bę­dą­ce mi z mo­rzem Bal­tyc­kiem (1): ni­zi­ny, któ­re­mi dziś idzie Ka­nał-Ogiń­skie­go, wy­raź­nie były ko­tli­na­mi wiel­kich je­zior, łą­czą­cych wody Szcza­ry z woda- – (1) Eu­sta­thius ad Dio­nys. Pe­rieg… v. 313.

mi Pry­pe­ci. Kto zna po­ło­że­nie to­po­gra­ficz­ne tych miejsc i roz­wa­żał śla­dy daw­ne­go wód sta­nu na rze­kach wspo­mnia­nych, przy­chy­li się do zda­nia na­sze­go (1), na­wet z ła­two­ścią osą­dzi, o moż­no­ści prze­wle­cze­nia stat­ku, z je­zio­ra, z gór­ną czę­ścią Ja­sioł­dy rze­ki po­łą­czo­ne­go, do Szcza­ry, je­że­li sta­tek po­su­nął się w kie­run­ku, dzi­siej­sze­go je­zio­ra Świąt­nic­kie­go. Ja­koż w po­da­niach o po­dró­ży Ar­go­nau­tów, jest wzmian­ka o ta­ko­wem prze­wle­cze­niu stat­ku. Do­staw­szy się tym spo­so­bem na sys­te­ma hy­drau­licz­ne Nie­mna, ła­two z bie­giem wody tra­fi­li do mo­rza Bał­tyc­kie­go. Za­miast więc od­kry­cia Kol­chi­dy (2), zna­leź­li wy­brze­że bursz­ty­no­daj­ne: z opi­sów prze­to i sta­ro­wiecz­nych po­dań wpły­nę­li do mo­rza rze­ką, któ­ra się na­zy­wać po­win­na Eri­da­nem. Z mo­rza tego wy­pły­nę­li na Oce­an, tra­fi­li do Ga­des i po­wró­ci­li na mo­rze Śrzó­dziem­ne, któ­re im dro­gę do oj­czy­zny uła­twi­ło. Ta­kim spo­so­bem wy­kła­da­jąc krót­ką treść rze­czy­wi­sto­ści, jaką w po­dró­ży Ar­go­nau- – (1) Uwa­żyć przy tem na­le­ży po­da­nia miej­sco­we i nie­ja­kieś od­kry­cia na bło­tach Piń­skich, wy­ka­zu­ją­ce, że te, bę­dąc za­la­ne wodą, łą­czy­ły się z sys­te­ma­tem hy­drau­licz­nym Nie­mna, albo bar­dzo bliz­ko do Szcza­ry przy­ty­ka­ły. Mó­wią, że w la­tach su­chych wi­dzia­no uka­zu­ją­ce się z za­to­pów przo­dy i tyły okrę­tów, rzeź­bą ozdo­bio­ne, że zna­le­zio­no raz ko­twi­cę wiel­ką mor­ską, i tym po­dob­ne.

(2) Nie taj­ne nam są opi­sy je­ogra­ficz­ne Kol­chi­dy: wie­my u Pli­niu­sza: Roz­dzia­ły 5 i 10, Księ­gi VI; lecz to samo prze­ko­ny­wa o wiel­kiej roz­cią­gło­ści tej ba­jecz­nej pra­wie kra­iny, tak, że moż­na śmia­ło Ural do niej wli­czyć.

tów znaj­du­je­my, przy­cho­dzi­my do wia­do­mo­ści wy­kry­cia, że sta­ro­żyt­ność bar­dzo daw­no wie­dzia­ła o po­łą­cze­niu dro­gą wod­ną mo­rza Czar­ne­go z Bał­tyc­kiem, o wy­brze­żu bursz­ty­no­daj­nem i rze­ce tam do mo­rza wpa­da­ją­cej, któ­rej nada­no na­zwa­nie Ed­da­nus, na osno­wie po­wie­ści o Fa­eto­na przy­go­dzie i o bursz­ty­nie; o czem jesz­cze mó­wić bę­dzie­my ni­żej.

22.

Że­gla­rze grec­cy, w na­stęp­nych cza­sach, zwie­dza­li mo­rze Czar­ne, przy­najm­niej brzeg jego eu­ro­pej­ski. Wo­jow­ni­cy po­wra­ca­ją­cy z woj­ny tro­jań­skiej, na lat prze­szło 1284 przed Chry­stu­sem, za­pew­ne w celu szu­ka­nia dla sie­bie miejsc, na osa­dy spo­sob­nych, przy­by­li do uj­ścia Dnie­pru, i tam osiąśdź mu­sie­li: gdyż po­grze­bli po­pio­ły Achil­le­sa, za­bi­te­go pod Tro­ją, na jed­nej z wysp, któ­rą na­zy­wa­no Achil­le­so­wą, in­a­czej Leu­ce i Ma­ka­ron (1); no­wo­żyt­ni ba­da­cze ro­zu­mie­ją, że to jest wy­spa te­raz Fi­ko­nis­sa zwa­na (2). Osa­dy na­wet w tej stro­nie mo­rza – (1) Plin. Lib: VI. c. 13. in sect. 27. "Ante Bo­ri­sthe­nem Achil­lea est su­pra dic­ta, eadem Leu­ce et Ma­ca­ron ap­pel­la­ta." Pom­po­nius Mela Lib. II, c. 7: "Leu­ce Bo­ry­sthe­nis ostio obiec­ta, pa­rva ad­mo­dum et quod ibi Achil­les si­tus est Achil­lea co­gno­mi­ne."

(2) Na­ru­sze­wicz: Hist. Nar. Pol. T. I, str. 7. Alo­izy Osiń­ski: O ży­ciu i pi­smach Ta­de­usza Czac­kie­go, Przy­pis N. 6. Przy­to­czo­ny tam list Czac­kie­go do Ma­ła­chow­skie­go, Mar­szał­ka Sejm… da­to­wa­ny r. 1787, Lip­ca 31, z Jass, w któ­rym po­wie­dzia­no: że się znaj­do­wał w las­sach L'Abbe Che­va­lier, Se­kre­tarz po­sel­stwa fran­cuz­kie­go w Stam­bu­le, sław­ny z nie­daw­ne­go od­kry­cia gro­bu Achil­le­sa …

Czar­ne­go, zna­ne w póź­niej­szych epo­kach, win­ny swój po­czą­tek bar­dzo daw­nym osad­ni­kom (1), a ztąd sto­sun­ki Dnie­pru z Gre­cyą, na­le­żą do od­le­głej sta­ro­żyt­no­ści. Lecz gdy­by­śmy się le­piej obe­zna­li z kra­ja­mi i na­ro­da­mi, ota­cza­ją­ce­mi ko­leb­kę Na­ro­du Li­tew­skie­go, mu­si­my wy­ło­żyć na­sze wy­obra­że­nia o sta­ro­żyt­nych nie­któ­rych na­ro­dach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: