Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieła dramatyczne Fryderyka Szyllera Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieła dramatyczne Fryderyka Szyllera Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 297 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRA­MA­TYCZ­NE FRY­DE­RY­KA SZYL­LE­RA.

prze­kład

M. B.

TOM II.

Wy­da­nie J. N. Bo­bro­wi­cza.

LIPSK.
Na­kła­dem Księ­gar­ni Za­gra­nicz­nej, (Li­bra­irie etran­ge­re.)

1844.

DON KAR­LOS

IN­FANT HISZ­PAŃ­SKI.

PO­EMA DRA­MA­TYCZ­NE W 5 AK­TACH.

prze­ło­żył

M. R.

Dzie­ła Dram. Szyl­le­ra. T.II.

OSO­BY

Fi­lip II, król hisz­pań­ski.

Elż­bie­ta z Wa­le­ze­uszów, jego mał­żon­ka.

Dojn Kar­los, na­stęp­ca tro­nu, syn kró­la.

Ale­xan­der Far­ne­ze, ksią­żę Par­my sy­no­wiec jego.

In­fan­tia Kla­ra Eu­ge­nia, dzie­cie trzy­let­nie.

Księż­na Oli­wa­rez, Na­doch­mi­strzy­ni.

Mar­gra­bi­na Mon­de­kar,

Księż­nicz­ka Ebo­li, Damy kró­lo­wej.

Hra­bi­na Fu­en­tez,

Mar­gra­bia Poza, ka­wa­ler Mal­tań­ski,

Ksią­że Alba, I

Hra­bia Ler­ma, Pól­kow­nik głów­nej!

stra­ży,) *

Ksią­że Fe­ria, Ka­wa­ler runa, i i o

Ksią­że Me­di­na Si­do­nia, Ad­mi­rał,
Don Raj­mund Ta­xis, Na­czel­nik poczt,
Do­min­go, spo­wied­nik kró­lew­ski.
Wiel­ki In­kwi­zy­tor kró­le­stwa.
Prze­or klasz­to­ru Kar­tu­zów.
Paź Kró­lo­wej.

Don Lu­dwik Mer­ka­do, le­karz kró­lo­wej.
Damy, Gran­do­wie, Pa­zie, Ofli­ce­ro­wie. Straż i
inne nie­me oso­by.

AKT I

Ogród kró­lew­ski w Aran­chu­ez.

Sce­na I.

KAR­LOS, DO­MIN­GO.

Do­min­go.

Już w Aran­chu­ez pięk­na pora scho­dzi.

Próż­no dwór zwie­dził wiej­ską oko­li­ca 5

Twa­rzy twej, pa­nie, ra­dość nie­po­go­dzi.

O prze­rwij dziw­ną two­ją ta­jem­ni­cę,

Zwierz ser­cu Ojca coś w twem ser­cu cho­wał –

Bo, kró­le­wi­czu, gdzie za­pla­ta taka

Któ­ry­by wład­ca Hisz­pan­ji ża­ło­wał
Za spo­kój syna, syna je­dy­na­ka?

(Kar­los pa­trzy w zie­mię i mil­czy.)

Mia­łoż­by ja­kie na zie­mi żą­da­nie,
Naj­droż­sze dzie­cie nie­bie­skie­mu panu?
By­łem obec­ny w mu­rach To­le­da­nu,
Gdy dum­ny Ka­rol brał po­sza­no­wa­nie,

I 1

Gdy się do ręki ci­snę­li ksią­żę­ta.
W chwi­li jed­ne­go, jed­ne­go po­kło­nu,
Sześć kró­lestw pa­dło u nóg jego tro­nu.
By­łem obec­ny, ser­ce za­pa­mię­ta:
Gdy krew mło­dzień­cza dum­nie na twarz biła,
Pierś się ksią­żę­ca my­ślą pod­no­si­ła,
Wzrok prze­la­ty­wał ludy zgro­ma­dzo­ne,
Roz­ko­szą ja­śniał – Kró­le­wi­czu! two­je
Oko wy­zna­ło: je­stem na­sy­co­ne.

(Kar­los od­wra­ca się.)

Te uro­czy­ste, ci­che nie­po­ko­je
Osiem mie­się­cy oko two­je ćmią­ce,
Za­gad­ka dwo­ru, kró­le­stwa nie­do­la,
Nie­raz noc smut­ną kosz­to­wa­ły kró­la
I wy ci­snę­ły mat­ce łzy go­rą­ce.

Kar­los

{ob­ra­ca­jąc się gwał­tow­nie).

Mat­ce? O nie­ba, daj­cie bym prze­ba­czył
Temu co dla mnie mat­kę w niej na­zna­czył!

Do­min­go.
Ksią­że!

Kar­los (upa­mięt­nu­jąc się, kła­dzie rękę na czo­le).

Czci­god­ny pa­nie, nie­sczę­sli­wym sy­nem

Je­stem z mat­ka­mi, le­d­wicm świat oba­czył
Za­bój­stwo mat­ki było pierw­szym czy­nem.

Do­min­go.

Czy po­do­bień­stwo, mój ksią­żę ła­ska­wy,
By cię uci­skał taki wy­rzut krwa­wy?

Kah­los.

Na dru­gą mat­kę czyż nie­pad­nie wina

Nie­ła­ski ojca? On mię ko­chał mało –

Z ca­łej za­słu­gi le­d­wie mi zo­sła­lo,

Ze we mnie wi­dział je­dy­ne­go syna.

Te­raz mu cór­kę po­wi­ła kró­lo­wa,

W cza­sów ot­chła­ni, kto wie co się cho­wa?

Do­min­go.

Żar­tu­jesz, ksią­żę! Przed nią gło­wę zgi­na
Cala Hisz­pa­nia z uczcze­niem głę­bo­kiem.
Mial­że­byś je­den nie­na­wi­ści okiem,
Na nią po­glą­dać i przy jej ob­li­czu
Mą­dro­ści słu­chać? Jak­to, kró­le­wi­czu?
Ca­łe­go świa­ta wdzię­ki w jej oso­bie,
Kró­lo­wa, nie­gdyś na­rze­czo­na lo­bie?
Nie­po­do­bień­stwo! ksią­żę ze mnie szy­dzi;
Gdzie wszyst­ko ko­cha, Kar­los nie­na­wi­dzi?
Tak so­bie Kar­los nig­dy nie by I sprzecz­ny.
Nie­chaj się nig­dy nie­do­wie kró­lo­wa,

Ze syn jej luby nie­chce dla niej cho­wa.
Boby jej ser­ce smu­tek za­legł wiecz­ny.

Kar­los.
Są­dzisz?

Do­min­go.

Bacz Sa­ra­go­skie przy­po­mnieć tur­nie­je,

Gdzie drza­zga lan­cy kró­la za­dra­snę­ła.

Kró­lo­wa w ów­czas z da­ma­mi za­ję­ła

Miej­sce w środ­ko­wej pa­ła­cu try­bu­nie

Ba­wiąc sic lu­dów, tur­nie­jów wi­do­kiem.

Król za­krwa­wio­ny głos strasz­li­wy ru­nie,

Je­den dru­gie­go szyb­kim ści­ga kro­kiem,

Głu­chy szmer do­szedł do kró­lo­wej tro­nu:

Ksią­źe? krzyk­nę­ła, chcąc sko­czyć z bal­ko­nu;
KroU od­po­wie­dzą – niech przyj­dą le­ka­rze*

Do tchu wra­ca­jąc, kró­lo­wa roz­ka­że.

(Po chwi­li.)

Ksią­że za­my­ślo­ny?
Kar­los.

Do­syć po­dzi­wu w gło­wie się nie mie­ści
Dla we­so­łe­go kró­lów spo­wied­ni­ka,
Mi­strza zręcz­ne­go dow­cip­nych po­wie­ści.

(Z za­sę­pio­nem czo­łem.)

Jed­nak sły­sza­łem za­wsze za­pew­nie­nia:
Ze szpieg pan­to­min, do­no­ś­ca ję­zy­ka.
Wię­cej na świe­cie złe­go wy­rzą­dzi­li
Niż miecz, tru­ci­zna w ręku roz­bój­ni­ka.
Oszczędź za­bie­gów; pra­gniesz dzięk­czy­nie­nia,
Do mego Ojca udaj się tej chwi­li.

Do­min­go.

Two­ja ostroż­ność god­na uwiel­bie­nia;
Tyl­ko z wy­jąt­kiem. Nie­chaj przy­ja­ciel!
Two­ja ła­ska­wość od po­chleb­ców dzie­li.
Ja tak przy­chyl­ny je­stem in­fan­to­wi.

Kar­los.

Nie­chaj się o tem mój Oj­ciec nie­do­wie,
In­a­czej mógł­byś pur­pu­rę utra­cie.

Do­min­go (zdzi­wio­ny.)

Jak­to?

Kar­los.

Wszak ma ci pur­pu­ra za­pła­cić,
Naj­pierw­szy jaką Hisz­pa­nia ob­le­ka.

Do­min­go.

Ksią­że żar­tu­je.

Kar­los.

Za­cho­waj mię, Boże,
Że­bym żar­to­wał z strasz­ne­go czło­wie­ka
Co Ojca zba­wić i po­tę­pić może.

Do­min­go.

Nie­chcę sic wci­skać okiem na­tręt­ni­ka
Do czci­god­ne­go smut­ków twych taj­ni­ka.
Tyl­ko upo­mnę: że u nas ochro­nę
Znaj­dzie su­mie­nie grze­chem obar­czo­ne.
Klu­czów ko­ścio­ła nie­ma­ją mo­ca­rze –
On pod pie­czę­cią sa­kra­men­tu maże
Na­wet zło­czyń­ców naj­krwaw­sze roz­bo­je.
Wszak zro­zu­mia­łeś, Ksią­że, my­śli moje!
Dość po­wie­dzia­łem.

Kar­los.

Nie­mam żad­nej chę­ci
Na I rud na­ra­żać straż­ni­ka pie­czę­ci.

Do­min­go.

Taka nie­uf­ność – mój ła­ska­wy pa­nie?
Naj­wier­niej­sze­go nie­po­zna­jesz słu­gi.

Kar­LOS (bio­rąc go za rękę).

A więc mię zo­staw. Słu­chaj, jak świat dlu­gi
Każ­dy świę­te­go daje ci na­zwa­nie,

Dla mnie – na usta niech pły­nie wy­zna­nie –

O dla mnie two­je zby­tecz­ne usłu­gi.

Da­le­ka dro­ga, oj­cze prze­wie­leb­ny

Nim się na krze­śle Pio­tra usa­do­wisz –

Zbyt wie­dzy, w dro­dze cię­żar nie­po­trzeb­ny.

Król cię tu przy­słał, jemu to opo­wiesz.

Do­min­go.
Król mię tu przy­słał?

Kar­los.
Tak! wiem do­sko­na­le,
Ze na mnie zdra­da chy­trze siec na­pi­na;
Ze mnie pil­nu­ją na­jem­ni­cze zgra­je;
Wiem: że król Fi­lip je­dy­ne­go syna
Naj­po­dlej­sze­mu słu­dze za­prze­da­je.
Jed­na ode­mnie zło­wio­na li­te­ra
Wię­cej szpie­go­wi bywa opła­co­ną
Niź­li na­gro­dy za­słu­ga od­bie­ra.
Wiem do­brze… Ci­cho! Nic już wię­cej o tem.
Sil­nem uczu­ciem prze­peł­nio­ne łono,
Za wiel­cin mó­wił.

Do­min­go.

Król chce przed wie­czo­rem
Sta­nąć w Ma­dry­cie. Świ­ta ca­łym dwo­rem
Wła­śnie się zbie­ra. Czy mię za­szczy­ci­cie
Ksią­że….

Kar­los.

Już do­syć. Nie­ba­wem wy­ru­szę.

(Dom­m­go od­cho­dzi – Kar­los po chwi­li.)

Bied­ny, mój oj­cze, bied­ny jak twe dzie­cie!
Juz w po­dej­rze­niu wi­dzę two­ją du­szę
Jadu gadz­my zno­szą­cą ka­tu­sze.
Zło­wróżb­ny do­mysł po­spie­sza by snad­nie
Naj­okrop­niej­sze wy­prze­dzić od­kry­cie.
Ro­zum utra­cisz gdy za­sło­na spad­nie.

Sce­na II*

KAR­LOS. POZA.

Kar­los.

Kto tu? co wi­dzę? O wy do­bre du­chy!
Mój Ro­dryk!

Poza.
Kar­los!

Kar­los.

Je­st­że to nie­myl­nie!
Praw­dęż ja wi­dzę? O ! tak jest istot­nie,
Do mo­jej du­szy przy­ci­skam cię sil­nie
I czu­ję two­ją bi­ją­cą sto­krot­nie!
W two­jem ob­ję­ciu bo­leść ser­ca zni­ka;

Wszyst­ko się te­raz na do­bre zmie­ni­ło,
Wi­szę u szyi mo­je­go Ro­dry­ka.

Poza.

Co, bo­leść ser­ca? ser­ca nie­po­ko­je?
Coż się na do­bre zno­wu prze­mie­ni­ło?
Kar­lo­sie! wi­dzisz za­du­mie­nie moje.

Kar­los.

Ja­kie cię dzi­wy z Bru­xel­ji przy­no­szą,
Komu po­dzię­ki za to sczę­ście zło­żę?
Komu? –jaż py­tam? Do­bro­tli­wy Boże,
Prze­bacz bluź­nier­stwo pja­ne­mu ro­sko­szą!
To­bie niech ser­ce dzięk­czy­nie­nie woła;
Zna­łeś że Kar­los był bez przy­ja­cie­la,
Wbo­le­ści jego ze­sła­łeś Anio­ła
A on zu­chwa­ły py­tać się ośmie­la?

Poza.

Da­ruj mi, ksią­żę, jeź­li za­chwy­ce­nie
Two­je gwał­tow­ne bu­dzi prze­ra­że­nie.
Tak­że ja syna Fi­li­pa za­sta­ję?
Drzą (woje usta, lica po­bie­la­ły
Nie­na­tu­ral­ny ża­rzy cię ru­mie­niec.
Dro­gi mój ksią­żę! cóż oczy uj­rza­ły?
Je­st­że to smia­ły jako lew mło­dzie­niec
Do któ­re­go mię bo­ha­ter­skie kra­je

Prze­mo­cą sku­te w po­sel­stwie wy­sła­ły?

Nie­ja­ko Ro­dryk przed Kar­lo­sem sta­ję,

Nie jak to­wa­rzysz igra­szek mło­do­ści –

Wy­słań­cem je­stem ze­bra­nej ludz­ko­ści.

Jeź­li cię ci­snę, to flan­dryj­skie kra­je

Prze­mo­cą sku­te gło­szą żalu jęki,

Ra­tun­ku two­jej ocze­ku­ją ręki.

Wiecz­na na kraj twój ko­cha­ny nie­do­la,

Je­że­li Alba, uci­sku na­rzę­dzie,

Z hisz­pań­skiem pra­wem w Bru­xel­ji za­się­dzie.

Na god­nym wnu­ku Ce­sa­rza Ka­ro­la

Ostat­nia kra­ju na­dzie­ja spo­czy­wa.

Upad­nie jeź­li wznio­słą jego du­szę

Mi­łość ludz­ko­ści wię­cej nie­roz­grze­wa.

Kar­los.

Upad­nie!

Poza. *

Prze­bóg! co ja sły­szeć mu­szę!

Kar­los.

Mó­wisz o cza­sie co w prze­szło­ści drzy­mie.

I mnie sic kie­dyś o Kar­los ie śni­ło

Któ­re­go lice ogniem za­pa­li­ło

Jed­no wol­no­ści wy­mó­wio­ne imię.

Czas ten przem­mął – dzi­siaj Kar­los mny,

Nic len co z tobą po­że­gnał Al­ka­lę,

Co śmia­ło, w słod­kim upo­je­nia sza­le

O zło­tym wie­ku, wol­no­ści ko­lo­sie

Ma­rzył w Hisz­pan ji. Po­myśl byl dziecm­ny.

Ale cu­dow­ny – snów tych nie­oba­czę.

Poza.

To był sen tyl­ko, sen tyl­ko, Kar­lo­sie?

Kar­los.

Po­zwól, Ro­dry­ku, niech Kar­los za­pła­cze,
Z ża­lem do twe­go ser­ca się przy­tu­li.
Słu­chaj: prócz cie­bie, anie­le je­dy­ny7,
Nic­mam ni­ko­go na tej wiel­kiej kuli.
Jak się­gną ojca da­le­ko dziedz­my,
Ban­de­ra na­sza jak da­le­ko goni
Nie­znaj­dę Ład­nej, ach! żad­nej ustro­ni
Tyl­ko tę jed­ną gdzie za­pła­kać moge.

O mój Ro­dry­ku! na wszyst­ko co dro­gie,

Na te co w nie­bie cze­ka­ją ro­sko­sze,

Z tego mię miej­sca nie wy­ga­niaj, pro­szę.

(Poza na­chy­la się ku nie­mu te nic­mem po­ru­sze­niu.)

Słu­chaj, sie­ro­ty ja nie­sczę­ścia no­szę
Któ­rąś li­to­śnie wziął na tro­nu sczy­cie –
Nie­wiem co u was oj­cem się na­zy­wa:
Oto, kró­lew­skie je­stem tyl­ko dzie­cie.

Lecz jeź­li praw­da, co mi ser­ce śpie­wa,
Jeź­li je­dy­ny w mi­li­jo­nów tłu­mie
Ro­dryk Kar­lo­sa uczu­cia ro­zu­mie –
Jeź­li jest praw­da w ser­ca mego gło­sie
Ze przy­ro­dze­nie w twór­czą siłę płod­ne
Mego Ro­dry­ka po­wta­rza w Kar­lo­sie;
Na ran­kach ży­cia har­mo­nij­nie stroi
Mego i twe­go ser­ca stro­ny zgod­ne;
Jeź­li łza jed­na co mię ulgą poi
Niż ła­ska kró­la droż­sza du­szy two­jej

Poza.

Niź­li świat cały!

Kar­los.

Toż ja spa­dłem tyle,
Ta­kież ubó­stwo szar­pie moją du­szę:
Ze przy­pom­mać mu­szę to­bie chwi­le
Na­sze dziecm­ne, że cię bła­gać mu­szę
Dług mi wy­pła­cić przy­się­źo­ny świę­cie
Gdyś jesz­cze majt­kiem słu­żył na okrę­cie.
Kie­dy­śmy ra­zem, dwaj żywi mło­dzień­ce
Bra­ter­sko ży­cia upla­ta­li wień­ce,
Two­je­go du­cha nad moim prze­wa­gę
Wi­dzieć co­dzien­nie, ser­ca nie­bo­la­ło.
Przy­sią­głem ko­chać cie­bie du­szą całą,
Bo to­bie zrów­nać stra­ci­łem od­wa­gę.

Od­tąd cię ser­cem spo­tka­łem na­mięt­nem,
Drę­czy­łem piesz­czot ser­decz­nych ty­sią­cem,
Bra­ter­skiem czu­ciem mi­ło­ści bi­ją­cem.
Ty mię spoj­rze­niem od­par­łeś nie­chęt­nem.
Nie­po­strze­żo­ny czę­sto za­pła­ka­łem.
Gdy mnie mi­ja­jąc, naj­czul­sze piesz­czo­ty
Da­wa­łeś dzie­ciom mniej świet­ne­go rodu.
"Cze­muż tym tyl­ko? smut­no za­wo­ła­łem,
"Czyż moje ser­ce nie­bi­je dla cno­ty?
A ty – tyś mó­wił, padł­szy na ko­la­na,
-Tom ja sy­no­wi wmien mego pana.

Poza.

O ci­cho, ksią­żę! Zo­staw to wspo­mnie­nie
Cza­sów dziecm­nych, przy niem sic ru­mie­nię.

Kar­los.

Mo­głeś, Ro­dry­ku, po­gar­dą od­dy­chać,
Roz­ra­nić ser­ce, ale nie od­py­chać.
Trzy razy ksią­żę jak że­brak przy­cho­dził
Mi­łość ci da­wał i mi­ło­ści wo­lał:
Trzy ra­zyś proś­bę od­mo­wą na­gro­dził.
Przy­pa­dek zrzą­dził cze­gom ja nie­zdo­łał:
Kró­lo­wej Cze­skiej w same oko pra­wie
Wo­lant twój wle­ciał. Zło­śli­wa swa­wo­la
Zda­ła się ciot­ce w nie­wm­nej za­ba­wie:
Ze łza­mi po­szła na skar­gę do kró­la.

Mło­dzież pa­ła­cu mu­sia­ła się sta­wić
Gniew­ne­mu panu wmne­go ob­ja­wić.
Chy­trą swa­wo­lę, król za­przy­siągł sło­wo,
Choć­by na sy­nie uka­rać su­ro­wo.
Wten­czas cię zda­la drżą­ce­go uj­rza­łem –
Wy­sze­dłem na­przód, pa­dłem na ko­la­na
Jam to uczy­nił, na ojca wo­ła­łem:
Syna niech bije ręka za­gnie­wa­na.*

Poza.

Co ty na pa­mięć przy­wo­dzisz mi, ksią­żę!

Kar­los.

I wy­peł­nio­no ze­mstę w owej chwi­li
Jak na słu­żal­cu na two­im Kar­lo­sie.
Słu­dzy ka­tow­nię moją oto­czy­li
Peł­ni li­to­ści w nie­mym twa­rzy gło­sie.
Na cie­biem pa­trzał i nie­pa­dła łez­ka.
Moc boiu zęby zgrzy­ta­ją­ce ścię­ła;
Ja nie­pła­ka­łem: krew moja kró­le­ska
Pod okrop­ne­mi ra­za­mi pły­nę­ła –
Na cie­biem pa­trzał i nie­pa­dła łez­ka.
Wten­czas klę­czą­cy, wo­ła­łeś ze łza­mi:
Tak! zwy­cię­żo­na duma w mo­jem ło­nie,
hOd­pła­cę (obie, gdy bę­dziesz na tro­nie.-.

Poza.

Od­pła­cę lo­bie! Ślu­by lal dziecm­nych
Dziś uro­czy­ście jak czło­wiek po­wtó­rzę
Moja godz­ma już ude­rza może.

IlAR­LOS.

O te­raz, te­raz – chwil nie­cze­kaj mnych.
Godz­ma przy­szła – wy­pełń two­je ślu­by.
Pra­gnę mi­ło­ści! Ta­jem­ni­ce krwa­we
Pa­lą­ce pier­si mu­szą wyjść na jawę.
W bla­dych twych ry­sach chcę mieć wy­rok zgu­by _

Słu­chay, otrę­twiej, nie­odrzek­nij sło­wa –
Ja mat­kę moją… ko­cham.

Poza.

O mój Boże!

Kar­los.

Od po­bła­ża­nia niech przy­jaźń za­cho­wa.
Mów ra­czej że wiel­kie zie­mi tej prze­stwo­rze
Po­dob­nej nę­dzy po­ka­zać nie­mo­że
Coby gra­ni­cą mo­jej do­ty­ka­ła. –
O mów. Co po­wiesz od­gad­nę bez­sprzecz­nie:
Syn ko­cha mat­kę – świa­ta oby­cza­je,
Po­rzą­dek rze­czy i Rzy­mu usta­wa
Zgub­ną na­mięt­ność po­tę­pia­ją wiecz­nie.

Dzie­ła Dram. Szyl­le­ra… t. [f. 2

Do głę­bi ser­ca mego po­peł­za­ło.

O mój, Ro­dry­ku! chwi­lę tyl­ko maią

Sam na sam z mat­ką…

Poza.

A oj­ciec twój, ksią­żę!….
Kar­los.

O nie­szczę­śli­wy! na co te wspo­mnie­nia?
Mów mi o wszyst­kich mę­czar­niach su­mie­nia
Tyl­ko to imie niech ci usta wią­że.

Poza.

Nie­na­wiść ojcu?

Kar­los.

Nie­na­wi­ści nie­ma.
Dreszcz tyl­ko zim­na, lę­kli­wość zbrod­nia­rza
Przy tem imie­niu w pierś się moją wra­ża.
Jaż temu wmien że w pier­wot­nem ziar­nie
La­euo do­lkliw em, twar­de wy­cho­wa­nie
Mi­łość dzie­cię­cą zgru­cho­ta­lo mar­nie.
Szó­stej mi wio­sny bły­snę­ło za­ra­nie
Gdy po raz pierw­szy przy­szedł pew­nej chwi­li
Mąż strasz­nej twa­rzy – jak mi oznaj­mi­li
No­sił on ojca mo­je­go na­zwa­nie.
Było to ran­kiem w któ­rym bez od­wło­ki
Czte­ry śmier­tel­ne pod­pi­sał wy­ro­ki.

2*

Mi­łość ta, ojca na­stę­pu­je pra­wa.

Czu­ję i ko­cham. Mi­łość moja daje

Męki sza­leń­stwa, męki rusz­to­wa­nia.

Ko­cham zbrod­ni­czo, bez na­dziei bi­cia,

Ko­cham z strasz­ne­mi bo­la­mi sko­na­nia,

Z nie­bez­pie­czeń­stwem ko­cham mego ży­cia –

Wi­dzę – a jed­nak nie­zm­niej­szam ko­cha­nia.

Poza.

Czy wie o two­jej mi­ło­ści kró­lo­wa?

Kar­los.

Mó­gł­żem jej wy­rzec ta­jem­ni­cze sło­wa?
Ona kró­lo­wa i Fi­li­pa zona
A my sto­imy na hisz­pań­skiej zie­mi.
Od ojca mego za­zdro­ści strze­żo­na,
I zwy­cza­ja­mi za­mknię­ta dwor­skie­mi,
Jak­że­bym do niej przy­bli­żyć się zdo­łał?
Osiem pie­kiel­nych mie­się­cy prze­mi­ja
Jak z aka­dem­ji oj­ciec mię po­wo­łał;
Jak na nią pa­trzeć co­dzien­nie ska­za­ny
Pa­trzeć i mil­czeć jak gro­bo­we ścia­ny –
Osiem pie­kiel­nych mie­się­cy prze­mi­ja
Jak ta na­mięt­ność pier­si mi roz­bi­ja;
Jak ty­siąc razy wry­zna­nie strasz­li­we
We­szło na usta i zno­wu lę­kli­we

Od­tąd przy­cho­dził tyl­ko w tę godz­mę
Gdy mia­łem karę ode­brać za wmę.
O Boże! czu­ję, go­rycz mię po­że­ra. –
Precz z tego miej­sca.

Poza.

Nie. Niech się otwie­ra
Ser­ce twe, ksią­żę! Bo­leść swą uśmie­rza
Kto cię­żar du­szy dru­gie­mu po­wie­rza.

Kar­los.

Gdy o pół­no­cy straż moja usnę­ła,
Nie­raz tłu­mi­łem w du­szy my­śli wmne,
Nie­raz po­kor­nie z twa­rzą za­pła­ka­ną
Przed mat­ką Boga pa­dłem na ko­la­no
Bła­ga­jąc świę­tej o ser­ce dziecm­ne.
Nie­wy­słu­cha­ny po­wsta­łem. Ro­dry­ku!
Na­ucz mię czy­tać w tym dziw­nym taj­ni­ku;
Wy­tłu­macz, jaka na­tu­ry przy­czy­na:
Z ty­sią­ca oj­cow dać mi tego ojca,
Z ty­sią­ca sy­nów jemu tego syna?
Dwa two­ry so­bie tak da­le­ce sprzecz­ne
Żad­ne­go miej­sca zie­mi nie­ty­ka­ły;
Jak­że ludz­ko­ści koń­ce osta­tecz­ne
Tak świę­te wę­zły po­łą­czyć zdo­ła­ły?
Jak się to sta­ło? – o lo­sie czło­wie­ka!
Dwóch lu­dzi wiecz­nie od sie­bie zda­le­ka

W jed­nej się chę­ci spo­tka­ło strasz­li­wie?
Tu dwie, Ro­dry­ku, nie­przy­ja­zne gwiaz­dy
Na jed­nej dro­dze ro­biąc róż­ne jaz­dy,
Raz tyl­ko w cza­sów ogrom­nym upły­wie
Do­tkną się z trza­skiem nisz­cząc jed­na dru­gą –
I ucie­ka­ją od sie­bie na dłu­go,
Na wie­ki.

Poza.

To się skoń­czy nie­szczę­śli­wie.
Kar­los.

I ja tak czu­ję. Okrop­ne snu mary
Jak fur­je pie­klą śla­dem za mną kro­czą;
W my­ślach wy­lę­głe krwi chci­we za­mia­ry
Z do­brym mym du­chem nie­pew­ny bój to­czą.
Przez la­bi­ryn­ta so­fi­zma­tów peł­za
Zło­wróżb­ny do­mysł – aż po­wol­nym bie­giem
Nad prze­pa­ści­stym za­trzy­ma się brze­giem….
Gdy­bym tam ojca roz­po­znać nie­umiał….
Słu­chaj, Ro­dry­ku! – O! wzrok twój strasz­liw
Mówi ześ do­brze Kar­lo­sa zro­zu­miał –
Gdy­bym Iam ojca roz­po­znać nie­umiał
Czem­że by dla mnie był wład­ca udziel­ny?

Poza (po chwi­li).
Da­ruj, Kar­lo­sie, Ro­dryk się ośmie­la

Za­klmać cie­bie: że w każ­dym za­mia­rze
Za­się­gniesz wprzó­dy rady przy­ja­cie­la.

Przy­rze­kasz mi?

Kar­los.

Wszyst­ko co two­ja mi­łość mi roz­ka­że.
Z uf­no­ścią w two­je rzu­cam się ob­ję­cie.

Poza.

Jak po­wia­da­ją, król ma przed­się­wzię­cie
Dziś jesz­cze sta­nąć na po­wrót w Ma­dry­cie
Uwa­żaj, ksią­żę, czas pręd­ko prze­mi­ja.
Jeź­li z kró­lo­wą chcesz roz­ma­wiać skry­cie,
Tu w Aran­chu­ez wszyst­ko to­bie sprzy­ja.
Spo­koj­ność miej­sca, wio­ski oby­cza­je…

Kar­los.

Ja tak my­śla­łem. Ale ach! na­próż­no.

Poza.

O nie­zu­peł­nie! Za­raz przed nią sta­ję.
Jeź­li w Hisz­pan­ji tę samą po­wi­tam
Jaką na dwo­rze Hen­ry­ka wi­dzia­łem,
To mię kró­lo­wa przyj­mie ser­cem ca­łem.
A sko­ro w oku na­dzie­ję wy­czy­tam,
Roz­ma­wiać z tobą bę­dzie mia­ła wolą;
Jeź­li się damy od­da­lić po­zwo­lą…

Kar­los.

Po więk­szej czę­ści damy mi przy­chyl­ne.
Szcze­gól­nie ser­ce Mon­de­kar nie­myl­ne.
Syn po­trze­bu­je ksią­żę­cej opie­ki.
Jest u mnie pa­ziem.

Poza.

Tem le­piej dla cie­bie;
Two­je­go szczę­ścia je­steś nie­da­le­ki.
Na znak po­da­ny pa­mię­taj się sta­wić.

Kar­los.

Sta­nę, ty tyl­ko sta­waj mi w po­trze­bie.

Poza.

A więc tam, ksią­żę! Nie­chcę chwi­li zba­wić.

(Od­cho­dzą w róż­ne stro­ny.)

Miesz­ka­nie Kró­lo­wej w Aran­chu­ez.

Pro­sta wiej­ska oko­li­ca prze­cię­ta ale­ją i z wiej­skim
pa­ła­cem kró­lo­wej gra­ni­czą­ca.

Sce­na III.

KRÓ­LO­WA, KSIĘŻ­NA OLI­WA­REZ, KSIĘŻ­NICZ­KA
EBO­LI, MAR­GRA­BI­NA MON­DE­KAR prze­cho­dzą ale­ję.

Kró­lo­wa (do Mon­de­kar).

Dziś, mar­grab­ma niech przy mnie zo­sta­nie.
We­so­łe oczy księż­nicz­ki Ebo­li

Juź od po­ran­ku drę­czą mię nie­zno­śnie.
Za­le­d­wie kry­je, że ser­ce ra­do­śnie
Ze wsią spo­koj­ną bie­rze po­że­gna­nie.

Ebo­li.

O! ja nie prze­czę; mnie bę­dzie we­se­lić,
Moja kró­lo­wo, po­wi­tać sto­li­cę.

Mon­de­kar.

Kró­lo­wa nie­chce tej ra­do­ści dzie­lić;
Nie­chęt­nie rzu­ca wiej­ską oko­li­cę?

Kró­lo­wa.

Z ża­lem, przy­najm­niej, te miej­sca zo­sta­wiam.

Jak w moim świe­cie tu dla ser­ca bło­go.

Dla mnie to miej­sce droż­sze niź­li mne.

Tu moją wiej­ską na­tu­rę po­zdra­wia­ni

Lat mło­do­cia­nych przy­ja­ciół­kę dro­gą.

Tu ja znaj­du­ję igrasz­ki dziecm­ne

I Fran­cji mo­jej wia­try do­bro­czyn­ne.

Nie miej­cie za złe. Któż ze mną nie­przy­zna

Ze wszyst­kich ser­ca po­cią­ga oj­czy­zna.

Ebo­li.

Moja kró­lo­wo! Tu nic nie we­se­li,

Tu mar­two, zim­no jak w Tra­pi­stów celi.

Kró­lo­wa.

Prze­ciw­nie: wszyst­ko umar­łe w Ma­dry­cie.
Jak­że wy na to, księż­no, od­po­wi­cie?

Oli­wa­rez.

Ja je­stem zda­nia: że daw­nym zwy­cza­jem
Od­kąd hisz­pań­skim król za­rzą­dzał kra­jem,
Mie­siąc się zwy­kło być w tej oko­li­cy,
Na dru­gi w Par­do a zimę w sto­li­cy.

Kró­lo­wa.

Tak, księż­no, z nami nie­przyj­dzie do spo­ru.

MON­DE­KAR.

Jak te­raz bę­dzie we­so­ło u dwo­ru!
Do wal­ki by­ków plac ma­jor go­tu­ją
I Aulo da Fe na­wet obie­cu­ją.

Kró­lo­wa.
Do­bra Mon­de­kar nie­mó­wi to szcze­rze.

mon­de­kar.

Cze­mu, kró­lo­wo! Wszak to są ka­ce­rze
Któ­rych na sto­sie pa­lić prze­zna­czo­no.

Kró­lo­wa.
Ebo­li my­śli ma­czej w tej mie­rze.

Kró­lo­wa.

To go ob­da­rza szczę­ściem nie­za­wod­nem –
Tyl­ko czy zna on uczu­cia mi­ło­ści,
Czy umie mi­łość po­zy­skać wza­jem­ną?
Moja Ebo­li! otwórz się przedem­ną.

Ebo­li.

(Stoi mil­czą­ca i po­mie­sza­na ze spusz­czo­ne­mi ocza­mi
po­tem rzu­ca się do nóg kró­lo­wej.)

Wspa­nia­ło­myśl­na kró­lo­wo, li­to­ści!
O nie­po­zwa­laj, za­klmam na nie­ba
Że­bym ofia­rą pa­dła po­nie­wo­li.

Kró­lo­wa.

Pa­dła ofia­rą? Wię­cej mi nie trze­ba.
Po­wstań, Ebo­li! Smut­ne prze­zna­cze­nie
Pa­dać ofia­rą. Wie­rzę – wstań Ebo­li!
Daw­noś hra­bie­mu dala od­mó­wie­nie?

Ebo­li (wsta­jąc).
O daw­no! In­fant do szkół jesz­cze cho­dził.

Kró­lo­wa (zdu­mio­na pa­trzy na nią ba­daw­czem okiem).

Py­ta­łaś ser­ca, dla ja­kiej przy­czy­ny?

EBO­LI (z nie­ja­ką ży­wo­ścią).

Nig­dy nie­mo­gą przyjść te za­ślub­my.
Nig­dy, kró­lo­wo! Ty­sią­cz­ne przy­czy­ny.

Ebo­li.

Ja? O ja nie­chcę go­rzej być są­dzo­ną.
Je­stem Chrze­ścia­nie jak Mon­de­ka­ro­wa.

Kró­lo­wa.
Ach! za­pom­mam w ja­kim kra­ju sto­ję.
Do mnej rze­czy – o wsi była mowa.
Dziw­nie mi pręd­ko ten mie­siąc upły­nął.
Tu ja my­śla­łam zna­leźć ra­dość moje
I nie­zna­la­zlam cze­go ser­ce chcia­ło.
Czy tak na­dziei każ­dej pro­myk zgmął?
Nie­przyj­dzie szczę­ście co raz ule­cia­ło.

Oli­wa­rez.
Jesz­cze nie­wier­ny, czy księż­na Ebo­li
Mieć Go­me­zo­wi na­dzie­ję po­zwo­li,
Czy ją mo­że­my na­zwać na­rze­czo­ną.

Kró­lo­wa.

Ach! praw­da, księż­no! Wła­śnie mię pro­szo­no
Że­bym się wsta­wić mo­gła do Ebo­li.
Ale jak? kogo ja tobą na­gro­dzę
Po­wmien god­nym być ta­kiej ko­bie­ty.

Oli­wa­rez.

Wła­śnie ja ta­kim Go­me­za zna­cho­dzą.
To jest mąż, pani, wy­so­kiej za­ię­ły
I król go na­wet uznał ła­ski god­nym.

Kró­lo­wa (po­wa­znie).

Wię­cej jak jed­na zby­tecz­ną się zda­je.
Nie masz skłon­no­ści, na­tem po­prze­sta­ję.
Nie mów­my o tem.

(Do in­nych dam.)

Jesz­czem, mar­grab­mo.
Cór­ki mfant­ki nie­mia­ła od wczo­ra.
Racz­cie ją przy­nieść.

OLI­WA­REZ (pa­trząc na ze­gar).

Nie­na­de­szła pora.

Kró­lo­wa.

Nie­po­ra czu­łość uko­ić mat­czy­ną?

To jed­nak przy­kro! W przy­pi­sa­nej po­rze

Pro­szę przy­po­mnieć.

(Paź wcho­dzi, mówi z och­mi­strzy­nią, któ­ra po wy-
słu­cha­niu ob­ra­ca się do kró­lo­wej.)

Oli­wa­rez.
Mar­kiz Poza.

Kró­lo­wa.

Poza?

Oli­wa­rez.
Z Fran­cji i Flan­dr­ji wró­cił do Hisz­pan­ji
Pyta o ła­skę, czy­li wrę­czyć może
Li­sty od mat­ki naj­ja­śniej­szej pani.

Kró­lo­wa.

Wol­noż to bę­dzie?

Oli­wa­rez.

Nie­mam ocze­wi­stej
Wzmian­ki w prze­pi­sach o ta­kiej przy­go­dzie:
Gdy grand kró­lo­wej ma do­rę­czać li­sty
Od ob­cych dwo­rów w jej wła­snym ogro­dzie.

Kró­lo­wa.

Z nie­bez­pie­czeń­stwem więc mo­jem po­zwa­lam.

Oli­wa­rez.

Da­ruj, kró­lo­wo, że ja się od­da­lam
Do­pó­ki…

Kró­lo­wa.

Czyń­cie jak się wam po­do­ba.

(Och­mi­strzy­ni od­cho­dzi, kró­lo­wa daje znak pa­zio któ­ry wnet się od­da­la.

Sce­na IV.

KRÓ­LO­WA, EBO­LI, MON­DE­KAR I POZA.

Kró­lo­wa.

Wi­taj ry­ce­rzu w hisz­pań­skiem sie­dli­sku!

POZA.

Nig­dy go, pani, z słusz­niej­szym za­pa­łem
Jak dziś oj­czy­zną moją nie­na­zwa­łem.

Kró­lo­wa (do dwóch dam).
Mar­gra­bia Poza co w Re­ims na igrzy­sku
Zmie­rzył się z oj­cem. Trzy­kroć jego męz­two
Mo­jej ko­kar­dzie przy­nio­sło zwy­cięz­two.
Przez nie­go na­przód za­pra­gnę­ło łono
Sła­wy hisz­pań­ską zdo­bić się ko­ro­ną.

(Ob­ra­ca­jąc się do Pozy.)

Gdy­śmy ostat­nią rażą w Luw­rze byli,
Wam się, ry­ce­rzu, pew­nie nie ma­rzy­ło
Ze na­szym go­ściem bę­dzie­cie w Ka­sty­li.

Poza.

O nie, kró­lo­wo! bo w ową godz­mę
Ja nie­są­dzi­łem aże­by je­dy­ne
W cze­me­śmy Fran­cji słusz­nie za­zdro­ści­li
Fran­cja zdo­ła­ła ustą­pić Ka­sty­li.

Kró­lo­wa.
Dum­ny Hisz­pa­nie! i to Va­lvis có­rze.

Poza.

Dziś je­steś na­szą, dziś to mó­wić moge.

Kró­lo­wa.

Sły­sza­łam, pa­nie, że wa­sze po­dró­że
Dały wam wi­dzieć fran­cuz­kie dziedz­my s
Jak­że­ście mat­kę zo­sta­wi­li dro­gę,
Ja­kie od bra­ci nie­sie­cie now­my?

Poza (od­da­jąc li­sty).

Kró­lo­wa mat­ka była w ów­czas cho­ra.
Ser­ce jej mnem żą­da­niem nie pło­nie:
Tyl­ko aże­by jej kró­lew­ska cora
Wi­dzia­ła szczę­ście na hisz­pań­skim tro­nie.

Kró­lo­wa

Czyż go nie­wi­dzę przy ser­ca wzru­sze­niu
Na pa­mięć krew­nych; przy słod­kiem wspo-
mnie­niu…
W two­ich po­dró­żach od­wie­dza­łeś kra­je,
Po­zna­łeś dwo­ry, miesz­kań­ców zwy­cza­je;
Dzi­siaj, ry­ce­rzu, jak mó­wią, my­śli­cie
W wa­szej oj­czyź­nie ci­che pę­dzić ży­cie?
Pan po­tęż­niej­szy w spo­koj­nej za­gro­dzie,
Niź­li król Fi­lip w hisz­pań­skim na­ro­dzie –
Wol­ny, fi­lo­zof – ja­bym nie­my­śla­ła
Ze wam się bę­dzie po­do­bać w Ma­dry­cie.

Ma­dryt Iak ci­chy.

Poza.

Wię­cej po­sia­da jak Eu­ro­pa cała.

Kró­lo­wa.

Tak sły­szę. Dzi­siaj wszyst­kie spra­wy zie­mi
Aż do wspo­mnie­nia dla mnie są ob­ce­mi.

(Do Ebo­li.)

Księż­nicz­ko! pa­trzaj – hia­cynt tam kwit­nie
Chciej mi go przy­nieść. (Ebo­li od­cho­dzi.)

(Do Pozy.)

My­slę: źe na dwo­rze.
Albo ma­czej bar­dzo je­stem w błę­dzie,
Z twe­go przy­by­cia któś szczę­śli­wym bę­dzie.

Poza.

Po­sęp­ny – Jemu ra­dość przy­nieść może….

Ebo­li (wra­ca­jąc z kwia­tem).

Mar­gra­bia zbie­gł­szy roz­licz­ne na­ro­dy
Pew­nie szcze­gól­ne po­wie nam przy­go­dy.

Poza.

O! przy­gód szu­kać – to ry­cer­ska czyn­ność.
Bro­nić płeć pięk­ną – naj­święt­sza po­wm­ność.

Mon­de kar.

Prze­ciw ol­brzy­mom? Dziś ol­brzy­mów nie­ma.

Poza.

Ol­brzy­mem prze­moc co słab­sze­go trzy­ma.

Kkó­lo­wa.

Tak! są ol­brzy­my, lecz ry­ce­rzów nie­ma.

Poza.

Nie­daw­no w moim z Ne­aplu po­wro­cie,
By­łem sam świad­kiem smut­ne­go zda­rze­nia
Któ­re mi przy­jaźń na wła­sne za­mie­nia.
Kró­lo­wa pani, je­że­li po­zwo­li,
Jeź­li nie­znu­dzi treść mo­jej po­wie­ści…

Kró­lo­wa.

Czy na mnie wy­bor? Księż­nicz­ki Ebo­li
Żywa cie­ka­wość w ser­cu się nie­mie­ści.
Mów, ka­wa­le­rze, ja lu­bię po­wie­ści.

Poza.

Dwa zna­ko­mi­te domy w Mi­ran­do­li,
Znu­dzo­ne gnie­wem, nie­przy­jaź­nią dłu­gą
Od Gi­bel­mów, Gwel­fów dzie­dzi­czo­ną.
Krwi czu­łym wę­złem po­łą­czyć się pło­ną.
Fer­nan­do Pie­tra moż­ne­go sio­strze­niec.
Cór­ka Ko­lon­ny Ma­tyl­da na­dob­na
Mie­li za­szcze­pić świę­tej zgo­dy wie­niec.
Dwie du­sze, jed­na tak dru­giej po­dob­na,
Obie tak pięk­ne nie­by­ły w na­tu­rze.
Już był Ma­tyl­dzie dro­gim ob­lu­bie­niec
Choć go wi­dzia­ła tyl­ko w mmia­tu­rze.
Ser­ce Fer­nan­da jak­że drża­ło skry­cie
Zna­leźć praw­dzi­wem ry­sów jej od­bi­cie!
Bo naj­ognist­sze ma­rzeń ide­ały

Dzie­ła Dram. Szyl­le­ra. T. II. 3

Two­ro­wi pę­zla za­wie­rzyć nie­śmia­ły.

W Pa­dwie gdzie jesz­cze w na­ukach się ćwi­czył,

Z ja­kąż tę­sk­no­tą Fer­dy­nan­do ży­czył

Tej bło­giej chwi­li, gdzie pierw­sze ko­cha­nie

Do nóg Ma­tyl­dy po­nie­sie wy­zna­nie.

[Kró­lo­wa sta­je się uważ­niej­szą. Mar­gra­bia po kró-
tkim mil­cze­niu mówi da­lej, wię­cej zwra­ca­jąc się ku
Księż­nicz­ce Ebo­li, o ile na to przy­tom­ność kró­lo­wej po­zwa­la.)

Po śmier­ci żony Pię­tro zo­stał wol­ny.

W zgrzy­bia­łych pier­siach mło­de ser­ce wrzą­ca

Po­ły­ka gło­sy Ma­tyl­dę sła­wią­ce;

Przy­cho­dzi – wi­dzi – ko­chać iesz­cze zdol­ny.

Niź­li na­tu­ry gło­sy przy­tłu­mio­ne,
Sil­niej się w ser­ce nowa mi­łość wra­ża.
Pię­tro Fer­nan­da ko­cha na­rze­czo­ne.
Grzesz­ny ra­bu­nek świę­ci u oł­ta­rza.

Kró­lo­wa.

Cóż Fer­dy­nan­do?

Poza.

Mi­ło­ści po­ci­skiem,
Jesz­cze okrop­nej nie­świa­da­my zmia­ny,
Do Mi­ran­do­li leci szczę­ściem pja­ny.
Koń jego bra­my do­siągł gwiazd po­ły­skiem.
Z ja­snych pa­ła­ców, jak grzmot się roz­le­ga

Ochot­ny ha­łas ko­tłów i ka­pe­li.

Drżą­cy, lę­kli­wy po scho­dach prze­bie­ga.

Nie­zna­ny wcho­dzi gdzie tłum się we­se­li –

Gdzie wrśród gło­śne­go bie­siad­ni­ków koła

Za­sia­dał Pię­tro przy boku anio­ła.

Jesz­cze tych wdzię­ków Iak bo­sko pro­mien­nych

Fer­nan­do w my­ślach nie­wy­sta­wiał sen­nych.

Je­den wzrok mó­wił jaki skarb po­sia­dał,
Jaki na wie­ki, na wie­ki po­stra­dał.

Ebo­li.

O nie­szczę­śli­wy!

Kró­lo­wa.
Więc ko­niec przy­go­dy? -

Musi być ko­niec.

Poza.

Nie cał­kiem skoń­czo­na.
Kró­lo­wa.

Zda się, ry­ce­rzu! mó­wi­łeś nam wprzó­dy:
Ze w Fer­dy­nan­dzie mia­łeś przy­ja­cie­la?

Nie­mam droż­sze­go.

Poza.

Ebo­li.

Do­kończ­cie po­wie­ści.

Poza.

Smut­ną jest – pa­mięć od­na­wia bo­le­ści.
Uwolń mię, pani, od koń­ca po­wie­ści.

(Po­wszech­ne mil­cze­nie.)

Kró­lo­wa.

Przy­szłaż godz­ma, któ­ra mi po­zwo­li
Uści­skać cór­kę? Księż­nicz­ko Ebo­li
Racz mi ją przy­nieść.

(Ebo­li od­da­la się. Poza daje znak pa­zio­wi któ­ry
w głę­bi te­atru po­ka­zu­je się i za­raz zni­ka. Kró­lo­wa
ła­mie pie­czę­cie li­stów któ­re jej Poza wrę­czył i zda
się być zdu­mio­ną. Przez ten czas mar­gra­bia mówi
ci­cho i bar­dzo in­te­res­sow­nie z Mon­de­kar. Kró­lo­wa po
prze­czy­ta­niu li­stów ob­ra­ca się do Pozy.)

Kró­lo­wa.
Za­py­tać jesz­cze o Ma­tyl­dę mu­szę:
Bole Fer­nan­da może jej nie­zna­ne?

Poza.

Do­tąd Ma­tyl­dy ser­ce nie­zba­da­ne,
Ale w ci­cho­ści cier­pią wiel­kie du­sze.

Kró­lo­wa,
Pa­trzysz w oko­ło? kogo śle­dzą oczy?

Poza.

Pew­ny mło­dzie­niec – nie śmiem go na­zy­wać –

Ja­kiż by mo­ment miał szczę­ścia uro­czy
Na mo­jem miej­scu gdy­by mogł prze­by­wać.

Kró­lo­wa.
I czy­jaż wma że nie jest szczę­śli­wy?

Poza (z ży­wo­ścią).

Czy po­dług woli moge wziąść to sło­wo?
Czy mu prze­ba­czysz, gdy wej­dzie, kró­lo­wo?

Kró­lo­wa.

Te­raz, mar­gra­bio? – mów, co się tu dzie­je?

Poza.

Mai mieć na­dzie­ję – może mieć na­dzie­ję?

Kró­lo­wy (z co­raz więk­szem po­mie­sza­niem).

Prze­ra­żasz, pa­nie – prze­cież on nie bę­dzie!….

Poza.
Już jest.

Sce­na V.

KRÓ­LO­WA, KAR­LOS.
(Poza i Mon­de­kar ustę­pu­ją w głąb.)

Kar­los (upa­da­jąc na ko­la­na przed kró­lo­wą).

Na­ko­niec przy­szła, przy­szła ta godz­ma
Gdzie Kar­los two­ją dro­gą dłoń przy­ci­ska!

Kró­lo­wa.

Jaki krok – jaka kary god­na wma I

Wstań! od­kry­ją nas. Dwór mój pa­trzy zbli­ska.

Kar­los.

Nie­wsta­nę – klę­czeć będę w czas da­le­ki,
Ocza­ro­wa­nym chcę być w tej po­sta­wie,
Do tego miej­sca przy­ro­snąć na wie­ki.

Kró­lo­wa.

Toż do­broć co cię spo­tka­ła ła­ska­wie

Sza­lo­ny! śmia­łość w usta two­je kła­dzie?

Wiesz, ie do mat­ki, do two­jej kró­lo­wej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: