- W empik go
Dzieła dramatyczne Fryderyka Szyllera Tom 2 - ebook
Dzieła dramatyczne Fryderyka Szyllera Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 297 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przekład
M. B.
TOM II.
Wydanie J. N. Bobrowicza.
LIPSK.
Nakładem Księgarni Zagranicznej, (Librairie etrangere.)
1844.
DON KARLOS
INFANT HISZPAŃSKI.
POEMA DRAMATYCZNE W 5 AKTACH.
przełożył
M. R.
Dzieła Dram. Szyllera. T.II.
OSOBY
Filip II, król hiszpański.
Elżbieta z Walezeuszów, jego małżonka.
Dojn Karlos, następca tronu, syn króla.
Alexander Farneze, książę Parmy synowiec jego.
Infantia Klara Eugenia, dziecie trzyletnie.
Księżna Oliwarez, Nadochmistrzyni.
Margrabina Mondekar,
Księżniczka Eboli, Damy królowej.
Hrabina Fuentez,
Margrabia Poza, kawaler Maltański,
Książe Alba, I
Hrabia Lerma, Pólkownik głównej!
straży,) *
Książe Feria, Kawaler runa, i i o
Książe Medina Sidonia, Admirał,
Don Rajmund Taxis, Naczelnik poczt,
Domingo, spowiednik królewski.
Wielki Inkwizytor królestwa.
Przeor klasztoru Kartuzów.
Paź Królowej.
Don Ludwik Merkado, lekarz królowej.
Damy, Grandowie, Pazie, Oflicerowie. Straż i
inne nieme osoby.
AKT I
Ogród królewski w Aranchuez.
Scena I.
KARLOS, DOMINGO.
Domingo.
Już w Aranchuez piękna pora schodzi.
Próżno dwór zwiedził wiejską okolica 5
Twarzy twej, panie, radość niepogodzi.
O przerwij dziwną twoją tajemnicę,
Zwierz sercu Ojca coś w twem sercu chował –
Bo, królewiczu, gdzie zaplata taka
Któryby władca Hiszpanji żałował
Za spokój syna, syna jedynaka?
(Karlos patrzy w ziemię i milczy.)
Miałożby jakie na ziemi żądanie,
Najdroższe dziecie niebieskiemu panu?
Byłem obecny w murach Toledanu,
Gdy dumny Karol brał poszanowanie,
I 1
Gdy się do ręki cisnęli książęta.
W chwili jednego, jednego pokłonu,
Sześć królestw padło u nóg jego tronu.
Byłem obecny, serce zapamięta:
Gdy krew młodzieńcza dumnie na twarz biła,
Pierś się książęca myślą podnosiła,
Wzrok przelatywał ludy zgromadzone,
Rozkoszą jaśniał – Królewiczu! twoje
Oko wyznało: jestem nasycone.
(Karlos odwraca się.)
Te uroczyste, ciche niepokoje
Osiem miesięcy oko twoje ćmiące,
Zagadka dworu, królestwa niedola,
Nieraz noc smutną kosztowały króla
I wy cisnęły matce łzy gorące.
Karlos
{obracając się gwałtownie).
Matce? O nieba, dajcie bym przebaczył
Temu co dla mnie matkę w niej naznaczył!
Domingo.
Książe!
Karlos (upamiętnując się, kładzie rękę na czole).
Czcigodny panie, niesczęsliwym synem
Jestem z matkami, ledwicm świat obaczył
Zabójstwo matki było pierwszym czynem.
Domingo.
Czy podobieństwo, mój książę łaskawy,
By cię uciskał taki wyrzut krwawy?
Kahlos.
Na drugą matkę czyż niepadnie wina
Niełaski ojca? On mię kochał mało –
Z całej zasługi ledwie mi zosłalo,
Ze we mnie widział jedynego syna.
Teraz mu córkę powiła królowa,
W czasów otchłani, kto wie co się chowa?
Domingo.
Żartujesz, książę! Przed nią głowę zgina
Cala Hiszpania z uczczeniem głębokiem.
Mialżebyś jeden nienawiści okiem,
Na nią poglądać i przy jej obliczu
Mądrości słuchać? Jakto, królewiczu?
Całego świata wdzięki w jej osobie,
Królowa, niegdyś narzeczona lobie?
Niepodobieństwo! książę ze mnie szydzi;
Gdzie wszystko kocha, Karlos nienawidzi?
Tak sobie Karlos nigdy nie by I sprzeczny.
Niechaj się nigdy niedowie królowa,
Ze syn jej luby niechce dla niej chowa.
Boby jej serce smutek zaległ wieczny.
Karlos.
Sądzisz?
Domingo.
Bacz Saragoskie przypomnieć turnieje,
Gdzie drzazga lancy króla zadrasnęła.
Królowa w ówczas z damami zajęła
Miejsce w środkowej pałacu trybunie
Bawiąc sic ludów, turniejów widokiem.
Król zakrwawiony głos straszliwy runie,
Jeden drugiego szybkim ściga krokiem,
Głuchy szmer doszedł do królowej tronu:
Ksiąźe? krzyknęła, chcąc skoczyć z balkonu;
KroU odpowiedzą – niech przyjdą lekarze*
Do tchu wracając, królowa rozkaże.
(Po chwili.)
Książe zamyślony?
Karlos.
Dosyć podziwu w głowie się nie mieści
Dla wesołego królów spowiednika,
Mistrza zręcznego dowcipnych powieści.
(Z zasępionem czołem.)
Jednak słyszałem zawsze zapewnienia:
Ze szpieg pantomin, donośca języka.
Więcej na świecie złego wyrządzili
Niż miecz, trucizna w ręku rozbójnika.
Oszczędź zabiegów; pragniesz dziękczynienia,
Do mego Ojca udaj się tej chwili.
Domingo.
Twoja ostrożność godna uwielbienia;
Tylko z wyjątkiem. Niechaj przyjaciel!
Twoja łaskawość od pochlebców dzieli.
Ja tak przychylny jestem infantowi.
Karlos.
Niechaj się o tem mój Ojciec niedowie,
Inaczej mógłbyś purpurę utracie.
Domingo (zdziwiony.)
Jakto?
Karlos.
Wszak ma ci purpura zapłacić,
Najpierwszy jaką Hiszpania obleka.
Domingo.
Książe żartuje.
Karlos.
Zachowaj mię, Boże,
Żebym żartował z strasznego człowieka
Co Ojca zbawić i potępić może.
Domingo.
Niechcę sic wciskać okiem natrętnika
Do czcigodnego smutków twych tajnika.
Tylko upomnę: że u nas ochronę
Znajdzie sumienie grzechem obarczone.
Kluczów kościoła niemają mocarze –
On pod pieczęcią sakramentu maże
Nawet złoczyńców najkrwawsze rozboje.
Wszak zrozumiałeś, Książe, myśli moje!
Dość powiedziałem.
Karlos.
Niemam żadnej chęci
Na I rud narażać strażnika pieczęci.
Domingo.
Taka nieufność – mój łaskawy panie?
Najwierniejszego niepoznajesz sługi.
KarLOS (biorąc go za rękę).
A więc mię zostaw. Słuchaj, jak świat dlugi
Każdy świętego daje ci nazwanie,
Dla mnie – na usta niech płynie wyznanie –
O dla mnie twoje zbyteczne usługi.
Daleka droga, ojcze przewielebny
Nim się na krześle Piotra usadowisz –
Zbyt wiedzy, w drodze ciężar niepotrzebny.
Król cię tu przysłał, jemu to opowiesz.
Domingo.
Król mię tu przysłał?
Karlos.
Tak! wiem doskonale,
Ze na mnie zdrada chytrze siec napina;
Ze mnie pilnują najemnicze zgraje;
Wiem: że król Filip jedynego syna
Najpodlejszemu słudze zaprzedaje.
Jedna odemnie złowiona litera
Więcej szpiegowi bywa opłaconą
Niźli nagrody zasługa odbiera.
Wiem dobrze… Cicho! Nic już więcej o tem.
Silnem uczuciem przepełnione łono,
Za wielcin mówił.
Domingo.
Król chce przed wieczorem
Stanąć w Madrycie. Świta całym dworem
Właśnie się zbiera. Czy mię zaszczycicie
Książe….
Karlos.
Już dosyć. Niebawem wyruszę.
(Dommgo odchodzi – Karlos po chwili.)
Biedny, mój ojcze, biedny jak twe dziecie!
Juz w podejrzeniu widzę twoją duszę
Jadu gadzmy znoszącą katusze.
Złowróżbny domysł pospiesza by snadnie
Najokropniejsze wyprzedzić odkrycie.
Rozum utracisz gdy zasłona spadnie.
Scena II*
KARLOS. POZA.
Karlos.
Kto tu? co widzę? O wy dobre duchy!
Mój Rodryk!
Poza.
Karlos!
Karlos.
Jestże to niemylnie!
Prawdęż ja widzę? O ! tak jest istotnie,
Do mojej duszy przyciskam cię silnie
I czuję twoją bijącą stokrotnie!
W twojem objęciu boleść serca znika;
Wszystko się teraz na dobre zmieniło,
Wiszę u szyi mojego Rodryka.
Poza.
Co, boleść serca? serca niepokoje?
Coż się na dobre znowu przemieniło?
Karlosie! widzisz zadumienie moje.
Karlos.
Jakie cię dziwy z Bruxelji przynoszą,
Komu podzięki za to sczęście złożę?
Komu? –jaż pytam? Dobrotliwy Boże,
Przebacz bluźnierstwo pjanemu roskoszą!
Tobie niech serce dziękczynienie woła;
Znałeś że Karlos był bez przyjaciela,
Wboleści jego zesłałeś Anioła
A on zuchwały pytać się ośmiela?
Poza.
Daruj mi, książę, jeźli zachwycenie
Twoje gwałtowne budzi przerażenie.
Także ja syna Filipa zastaję?
Drzą (woje usta, lica pobielały
Nienaturalny żarzy cię rumieniec.
Drogi mój książę! cóż oczy ujrzały?
Jestże to smiały jako lew młodzieniec
Do którego mię bohaterskie kraje
Przemocą skute w poselstwie wysłały?
Niejako Rodryk przed Karlosem staję,
Nie jak towarzysz igraszek młodości –
Wysłańcem jestem zebranej ludzkości.
Jeźli cię cisnę, to flandryjskie kraje
Przemocą skute głoszą żalu jęki,
Ratunku twojej oczekują ręki.
Wieczna na kraj twój kochany niedola,
Jeżeli Alba, ucisku narzędzie,
Z hiszpańskiem prawem w Bruxelji zasiędzie.
Na godnym wnuku Cesarza Karola
Ostatnia kraju nadzieja spoczywa.
Upadnie jeźli wzniosłą jego duszę
Miłość ludzkości więcej nierozgrzewa.
Karlos.
Upadnie!
Poza. *
Przebóg! co ja słyszeć muszę!
Karlos.
Mówisz o czasie co w przeszłości drzymie.
I mnie sic kiedyś o Karlos ie śniło
Którego lice ogniem zapaliło
Jedno wolności wymówione imię.
Czas ten przemmął – dzisiaj Karlos mny,
Nic len co z tobą pożegnał Alkalę,
Co śmiało, w słodkim upojenia szale
O złotym wieku, wolności kolosie
Marzył w Hiszpan ji. Pomyśl byl dziecmny.
Ale cudowny – snów tych nieobaczę.
Poza.
To był sen tylko, sen tylko, Karlosie?
Karlos.
Pozwól, Rodryku, niech Karlos zapłacze,
Z żalem do twego serca się przytuli.
Słuchaj: prócz ciebie, aniele jedyny7,
Nicmam nikogo na tej wielkiej kuli.
Jak sięgną ojca daleko dziedzmy,
Bandera nasza jak daleko goni
Nieznajdę Ładnej, ach! żadnej ustroni
Tylko tę jedną gdzie zapłakać moge.
O mój Rodryku! na wszystko co drogie,
Na te co w niebie czekają roskosze,
Z tego mię miejsca nie wyganiaj, proszę.
(Poza nachyla się ku niemu te nicmem poruszeniu.)
Słuchaj, sieroty ja niesczęścia noszę
Którąś litośnie wziął na tronu sczycie –
Niewiem co u was ojcem się nazywa:
Oto, królewskie jestem tylko dziecie.
Lecz jeźli prawda, co mi serce śpiewa,
Jeźli jedyny w milijonów tłumie
Rodryk Karlosa uczucia rozumie –
Jeźli jest prawda w serca mego głosie
Ze przyrodzenie w twórczą siłę płodne
Mego Rodryka powtarza w Karlosie;
Na rankach życia harmonijnie stroi
Mego i twego serca strony zgodne;
Jeźli łza jedna co mię ulgą poi
Niż łaska króla droższa duszy twojej
Poza.
Niźli świat cały!
Karlos.
Toż ja spadłem tyle,
Takież ubóstwo szarpie moją duszę:
Ze przypommać muszę tobie chwile
Nasze dziecmne, że cię błagać muszę
Dług mi wypłacić przysięźony święcie
Gdyś jeszcze majtkiem służył na okręcie.
Kiedyśmy razem, dwaj żywi młodzieńce
Bratersko życia uplatali wieńce,
Twojego ducha nad moim przewagę
Widzieć codziennie, serca niebolało.
Przysiągłem kochać ciebie duszą całą,
Bo tobie zrównać straciłem odwagę.
Odtąd cię sercem spotkałem namiętnem,
Dręczyłem pieszczot serdecznych tysiącem,
Braterskiem czuciem miłości bijącem.
Ty mię spojrzeniem odparłeś niechętnem.
Niepostrzeżony często zapłakałem.
Gdy mnie mijając, najczulsze pieszczoty
Dawałeś dzieciom mniej świetnego rodu.
"Czemuż tym tylko? smutno zawołałem,
"Czyż moje serce niebije dla cnoty?
A ty – tyś mówił, padłszy na kolana,
-Tom ja synowi wmien mego pana.
Poza.
O cicho, książę! Zostaw to wspomnienie
Czasów dziecmnych, przy niem sic rumienię.
Karlos.
Mogłeś, Rodryku, pogardą oddychać,
Rozranić serce, ale nie odpychać.
Trzy razy książę jak żebrak przychodził
Miłość ci dawał i miłości wolał:
Trzy razyś prośbę odmową nagrodził.
Przypadek zrządził czegom ja niezdołał:
Królowej Czeskiej w same oko prawie
Wolant twój wleciał. Złośliwa swawola
Zdała się ciotce w niewmnej zabawie:
Ze łzami poszła na skargę do króla.
Młodzież pałacu musiała się stawić
Gniewnemu panu wmnego objawić.
Chytrą swawolę, król zaprzysiągł słowo,
Choćby na synie ukarać surowo.
Wtenczas cię zdala drżącego ujrzałem –
Wyszedłem naprzód, padłem na kolana
Jam to uczynił, na ojca wołałem:
Syna niech bije ręka zagniewana.*
Poza.
Co ty na pamięć przywodzisz mi, książę!
Karlos.
I wypełniono zemstę w owej chwili
Jak na służalcu na twoim Karlosie.
Słudzy katownię moją otoczyli
Pełni litości w niemym twarzy głosie.
Na ciebiem patrzał i niepadła łezka.
Moc boiu zęby zgrzytające ścięła;
Ja niepłakałem: krew moja króleska
Pod okropnemi razami płynęła –
Na ciebiem patrzał i niepadła łezka.
Wtenczas klęczący, wołałeś ze łzami:
Tak! zwyciężona duma w mojem łonie,
hOdpłacę (obie, gdy będziesz na tronie.-.
Poza.
Odpłacę lobie! Śluby lal dziecmnych
Dziś uroczyście jak człowiek powtórzę
Moja godzma już uderza może.
IlARLOS.
O teraz, teraz – chwil nieczekaj mnych.
Godzma przyszła – wypełń twoje śluby.
Pragnę miłości! Tajemnice krwawe
Palące piersi muszą wyjść na jawę.
W bladych twych rysach chcę mieć wyrok zguby _
Słuchay, otrętwiej, nieodrzeknij słowa –
Ja matkę moją… kocham.
Poza.
O mój Boże!
Karlos.
Od pobłażania niech przyjaźń zachowa.
Mów raczej że wielkie ziemi tej przestworze
Podobnej nędzy pokazać niemoże
Coby granicą mojej dotykała. –
O mów. Co powiesz odgadnę bezsprzecznie:
Syn kocha matkę – świata obyczaje,
Porządek rzeczy i Rzymu ustawa
Zgubną namiętność potępiają wiecznie.
Dzieła Dram. Szyllera… t. [f. 2
Do głębi serca mego popełzało.
O mój, Rodryku! chwilę tylko maią
Sam na sam z matką…
Poza.
A ojciec twój, książę!….
Karlos.
O nieszczęśliwy! na co te wspomnienia?
Mów mi o wszystkich męczarniach sumienia
Tylko to imie niech ci usta wiąże.
Poza.
Nienawiść ojcu?
Karlos.
Nienawiści niema.
Dreszcz tylko zimna, lękliwość zbrodniarza
Przy tem imieniu w pierś się moją wraża.
Jaż temu wmien że w pierwotnem ziarnie
Laeuo dolkliw em, twarde wychowanie
Miłość dziecięcą zgruchotalo marnie.
Szóstej mi wiosny błysnęło zaranie
Gdy po raz pierwszy przyszedł pewnej chwili
Mąż strasznej twarzy – jak mi oznajmili
Nosił on ojca mojego nazwanie.
Było to rankiem w którym bez odwłoki
Cztery śmiertelne podpisał wyroki.
2*
Miłość ta, ojca następuje prawa.
Czuję i kocham. Miłość moja daje
Męki szaleństwa, męki rusztowania.
Kocham zbrodniczo, bez nadziei bicia,
Kocham z strasznemi bolami skonania,
Z niebezpieczeństwem kocham mego życia –
Widzę – a jednak niezmniejszam kochania.
Poza.
Czy wie o twojej miłości królowa?
Karlos.
Mógłżem jej wyrzec tajemnicze słowa?
Ona królowa i Filipa zona
A my stoimy na hiszpańskiej ziemi.
Od ojca mego zazdrości strzeżona,
I zwyczajami zamknięta dworskiemi,
Jakżebym do niej przybliżyć się zdołał?
Osiem piekielnych miesięcy przemija
Jak z akademji ojciec mię powołał;
Jak na nią patrzeć codziennie skazany
Patrzeć i milczeć jak grobowe ściany –
Osiem piekielnych miesięcy przemija
Jak ta namiętność piersi mi rozbija;
Jak tysiąc razy wryznanie straszliwe
Weszło na usta i znowu lękliwe
Odtąd przychodził tylko w tę godzmę
Gdy miałem karę odebrać za wmę.
O Boże! czuję, gorycz mię pożera. –
Precz z tego miejsca.
Poza.
Nie. Niech się otwiera
Serce twe, książę! Boleść swą uśmierza
Kto ciężar duszy drugiemu powierza.
Karlos.
Gdy o północy straż moja usnęła,
Nieraz tłumiłem w duszy myśli wmne,
Nieraz pokornie z twarzą zapłakaną
Przed matką Boga padłem na kolano
Błagając świętej o serce dziecmne.
Niewysłuchany powstałem. Rodryku!
Naucz mię czytać w tym dziwnym tajniku;
Wytłumacz, jaka natury przyczyna:
Z tysiąca ojcow dać mi tego ojca,
Z tysiąca synów jemu tego syna?
Dwa twory sobie tak dalece sprzeczne
Żadnego miejsca ziemi nietykały;
Jakże ludzkości końce ostateczne
Tak święte węzły połączyć zdołały?
Jak się to stało? – o losie człowieka!
Dwóch ludzi wiecznie od siebie zdaleka
W jednej się chęci spotkało straszliwie?
Tu dwie, Rodryku, nieprzyjazne gwiazdy
Na jednej drodze robiąc różne jazdy,
Raz tylko w czasów ogromnym upływie
Dotkną się z trzaskiem niszcząc jedna drugą –
I uciekają od siebie na długo,
Na wieki.
Poza.
To się skończy nieszczęśliwie.
Karlos.
I ja tak czuję. Okropne snu mary
Jak furje pieklą śladem za mną kroczą;
W myślach wylęgłe krwi chciwe zamiary
Z dobrym mym duchem niepewny bój toczą.
Przez labirynta sofizmatów pełza
Złowróżbny domysł – aż powolnym biegiem
Nad przepaścistym zatrzyma się brzegiem….
Gdybym tam ojca rozpoznać nieumiał….
Słuchaj, Rodryku! – O! wzrok twój straszliw
Mówi ześ dobrze Karlosa zrozumiał –
Gdybym Iam ojca rozpoznać nieumiał
Czemże by dla mnie był władca udzielny?
Poza (po chwili).
Daruj, Karlosie, Rodryk się ośmiela
Zaklmać ciebie: że w każdym zamiarze
Zasięgniesz wprzódy rady przyjaciela.
Przyrzekasz mi?
Karlos.
Wszystko co twoja miłość mi rozkaże.
Z ufnością w twoje rzucam się objęcie.
Poza.
Jak powiadają, król ma przedsięwzięcie
Dziś jeszcze stanąć na powrót w Madrycie
Uważaj, książę, czas prędko przemija.
Jeźli z królową chcesz rozmawiać skrycie,
Tu w Aranchuez wszystko tobie sprzyja.
Spokojność miejsca, wioski obyczaje…
Karlos.
Ja tak myślałem. Ale ach! napróżno.
Poza.
O niezupełnie! Zaraz przed nią staję.
Jeźli w Hiszpanji tę samą powitam
Jaką na dworze Henryka widziałem,
To mię królowa przyjmie sercem całem.
A skoro w oku nadzieję wyczytam,
Rozmawiać z tobą będzie miała wolą;
Jeźli się damy oddalić pozwolą…
Karlos.
Po większej części damy mi przychylne.
Szczególnie serce Mondekar niemylne.
Syn potrzebuje książęcej opieki.
Jest u mnie paziem.
Poza.
Tem lepiej dla ciebie;
Twojego szczęścia jesteś niedaleki.
Na znak podany pamiętaj się stawić.
Karlos.
Stanę, ty tylko stawaj mi w potrzebie.
Poza.
A więc tam, książę! Niechcę chwili zbawić.
(Odchodzą w różne strony.)
Mieszkanie Królowej w Aranchuez.
Prosta wiejska okolica przecięta aleją i z wiejskim
pałacem królowej granicząca.
Scena III.
KRÓLOWA, KSIĘŻNA OLIWAREZ, KSIĘŻNICZKA
EBOLI, MARGRABINA MONDEKAR przechodzą aleję.
Królowa (do Mondekar).
Dziś, margrabma niech przy mnie zostanie.
Wesołe oczy księżniczki Eboli
Juź od poranku dręczą mię nieznośnie.
Zaledwie kryje, że serce radośnie
Ze wsią spokojną bierze pożegnanie.
Eboli.
O! ja nie przeczę; mnie będzie weselić,
Moja królowo, powitać stolicę.
Mondekar.
Królowa niechce tej radości dzielić;
Niechętnie rzuca wiejską okolicę?
Królowa.
Z żalem, przynajmniej, te miejsca zostawiam.
Jak w moim świecie tu dla serca błogo.
Dla mnie to miejsce droższe niźli mne.
Tu moją wiejską naturę pozdrawiani
Lat młodocianych przyjaciółkę drogą.
Tu ja znajduję igraszki dziecmne
I Francji mojej wiatry dobroczynne.
Nie miejcie za złe. Któż ze mną nieprzyzna
Ze wszystkich serca pociąga ojczyzna.
Eboli.
Moja królowo! Tu nic nie weseli,
Tu martwo, zimno jak w Trapistów celi.
Królowa.
Przeciwnie: wszystko umarłe w Madrycie.
Jakże wy na to, księżno, odpowicie?
Oliwarez.
Ja jestem zdania: że dawnym zwyczajem
Odkąd hiszpańskim król zarządzał krajem,
Miesiąc się zwykło być w tej okolicy,
Na drugi w Pardo a zimę w stolicy.
Królowa.
Tak, księżno, z nami nieprzyjdzie do sporu.
MONDEKAR.
Jak teraz będzie wesoło u dworu!
Do walki byków plac major gotują
I Aulo da Fe nawet obiecują.
Królowa.
Dobra Mondekar niemówi to szczerze.
mondekar.
Czemu, królowo! Wszak to są kacerze
Których na stosie palić przeznaczono.
Królowa.
Eboli myśli maczej w tej mierze.
Królowa.
To go obdarza szczęściem niezawodnem –
Tylko czy zna on uczucia miłości,
Czy umie miłość pozyskać wzajemną?
Moja Eboli! otwórz się przedemną.
Eboli.
(Stoi milcząca i pomieszana ze spuszczonemi oczami
potem rzuca się do nóg królowej.)
Wspaniałomyślna królowo, litości!
O niepozwalaj, zaklmam na nieba
Żebym ofiarą padła poniewoli.
Królowa.
Padła ofiarą? Więcej mi nie trzeba.
Powstań, Eboli! Smutne przeznaczenie
Padać ofiarą. Wierzę – wstań Eboli!
Dawnoś hrabiemu dala odmówienie?
Eboli (wstając).
O dawno! Infant do szkół jeszcze chodził.
Królowa (zdumiona patrzy na nią badawczem okiem).
Pytałaś serca, dla jakiej przyczyny?
EBOLI (z niejaką żywością).
Nigdy niemogą przyjść te zaślubmy.
Nigdy, królowo! Tysiączne przyczyny.
Eboli.
Ja? O ja niechcę gorzej być sądzoną.
Jestem Chrześcianie jak Mondekarowa.
Królowa.
Ach! zapommam w jakim kraju stoję.
Do mnej rzeczy – o wsi była mowa.
Dziwnie mi prędko ten miesiąc upłynął.
Tu ja myślałam znaleźć radość moje
I nieznalazlam czego serce chciało.
Czy tak nadziei każdej promyk zgmął?
Nieprzyjdzie szczęście co raz uleciało.
Oliwarez.
Jeszcze niewierny, czy księżna Eboli
Mieć Gomezowi nadzieję pozwoli,
Czy ją możemy nazwać narzeczoną.
Królowa.
Ach! prawda, księżno! Właśnie mię proszono
Żebym się wstawić mogła do Eboli.
Ale jak? kogo ja tobą nagrodzę
Powmien godnym być takiej kobiety.
Oliwarez.
Właśnie ja takim Gomeza znachodzą.
To jest mąż, pani, wysokiej zaięły
I król go nawet uznał łaski godnym.
Królowa (powaznie).
Więcej jak jedna zbyteczną się zdaje.
Nie masz skłonności, natem poprzestaję.
Nie mówmy o tem.
(Do innych dam.)
Jeszczem, margrabmo.
Córki mfantki niemiała od wczora.
Raczcie ją przynieść.
OLIWAREZ (patrząc na zegar).
Nienadeszła pora.
Królowa.
Niepora czułość ukoić matczyną?
To jednak przykro! W przypisanej porze
Proszę przypomnieć.
(Paź wchodzi, mówi z ochmistrzynią, która po wy-
słuchaniu obraca się do królowej.)
Oliwarez.
Markiz Poza.
Królowa.
Poza?
Oliwarez.
Z Francji i Flandrji wrócił do Hiszpanji
Pyta o łaskę, czyli wręczyć może
Listy od matki najjaśniejszej pani.
Królowa.
Wolnoż to będzie?
Oliwarez.
Niemam oczewistej
Wzmianki w przepisach o takiej przygodzie:
Gdy grand królowej ma doręczać listy
Od obcych dworów w jej własnym ogrodzie.
Królowa.
Z niebezpieczeństwem więc mojem pozwalam.
Oliwarez.
Daruj, królowo, że ja się oddalam
Dopóki…
Królowa.
Czyńcie jak się wam podoba.
(Ochmistrzyni odchodzi, królowa daje znak pazio który wnet się oddala.
Scena IV.
KRÓLOWA, EBOLI, MONDEKAR I POZA.
Królowa.
Witaj rycerzu w hiszpańskiem siedlisku!
POZA.
Nigdy go, pani, z słuszniejszym zapałem
Jak dziś ojczyzną moją nienazwałem.
Królowa (do dwóch dam).
Margrabia Poza co w Reims na igrzysku
Zmierzył się z ojcem. Trzykroć jego męztwo
Mojej kokardzie przyniosło zwycięztwo.
Przez niego naprzód zapragnęło łono
Sławy hiszpańską zdobić się koroną.
(Obracając się do Pozy.)
Gdyśmy ostatnią rażą w Luwrze byli,
Wam się, rycerzu, pewnie nie marzyło
Ze naszym gościem będziecie w Kastyli.
Poza.
O nie, królowo! bo w ową godzmę
Ja niesądziłem ażeby jedyne
W czemeśmy Francji słusznie zazdrościli
Francja zdołała ustąpić Kastyli.
Królowa.
Dumny Hiszpanie! i to Valvis córze.
Poza.
Dziś jesteś naszą, dziś to mówić moge.
Królowa.
Słyszałam, panie, że wasze podróże
Dały wam widzieć francuzkie dziedzmy s
Jakżeście matkę zostawili drogę,
Jakie od braci niesiecie nowmy?
Poza (oddając listy).
Królowa matka była w ówczas chora.
Serce jej mnem żądaniem nie płonie:
Tylko ażeby jej królewska cora
Widziała szczęście na hiszpańskim tronie.
Królowa
Czyż go niewidzę przy serca wzruszeniu
Na pamięć krewnych; przy słodkiem wspo-
mnieniu…
W twoich podróżach odwiedzałeś kraje,
Poznałeś dwory, mieszkańców zwyczaje;
Dzisiaj, rycerzu, jak mówią, myślicie
W waszej ojczyźnie ciche pędzić życie?
Pan potężniejszy w spokojnej zagrodzie,
Niźli król Filip w hiszpańskim narodzie –
Wolny, filozof – jabym niemyślała
Ze wam się będzie podobać w Madrycie.
Madryt Iak cichy.
Poza.
Więcej posiada jak Europa cała.
Królowa.
Tak słyszę. Dzisiaj wszystkie sprawy ziemi
Aż do wspomnienia dla mnie są obcemi.
(Do Eboli.)
Księżniczko! patrzaj – hiacynt tam kwitnie
Chciej mi go przynieść. (Eboli odchodzi.)
(Do Pozy.)
Myslę: źe na dworze.
Albo maczej bardzo jestem w błędzie,
Z twego przybycia któś szczęśliwym będzie.
Poza.
Posępny – Jemu radość przynieść może….
Eboli (wracając z kwiatem).
Margrabia zbiegłszy rozliczne narody
Pewnie szczególne powie nam przygody.
Poza.
O! przygód szukać – to rycerska czynność.
Bronić płeć piękną – najświętsza powmność.
Monde kar.
Przeciw olbrzymom? Dziś olbrzymów niema.
Poza.
Olbrzymem przemoc co słabszego trzyma.
Kkólowa.
Tak! są olbrzymy, lecz rycerzów niema.
Poza.
Niedawno w moim z Neaplu powrocie,
Byłem sam świadkiem smutnego zdarzenia
Które mi przyjaźń na własne zamienia.
Królowa pani, jeżeli pozwoli,
Jeźli nieznudzi treść mojej powieści…
Królowa.
Czy na mnie wybor? Księżniczki Eboli
Żywa ciekawość w sercu się niemieści.
Mów, kawalerze, ja lubię powieści.
Poza.
Dwa znakomite domy w Mirandoli,
Znudzone gniewem, nieprzyjaźnią długą
Od Gibelmów, Gwelfów dziedziczoną.
Krwi czułym węzłem połączyć się płoną.
Fernando Pietra możnego siostrzeniec.
Córka Kolonny Matylda nadobna
Mieli zaszczepić świętej zgody wieniec.
Dwie dusze, jedna tak drugiej podobna,
Obie tak piękne niebyły w naturze.
Już był Matyldzie drogim oblubieniec
Choć go widziała tylko w mmiaturze.
Serce Fernanda jakże drżało skrycie
Znaleźć prawdziwem rysów jej odbicie!
Bo najognistsze marzeń ideały
Dzieła Dram. Szyllera. T. II. 3
Tworowi pęzla zawierzyć nieśmiały.
W Padwie gdzie jeszcze w naukach się ćwiczył,
Z jakąż tęsknotą Ferdynando życzył
Tej błogiej chwili, gdzie pierwsze kochanie
Do nóg Matyldy poniesie wyznanie.
[Królowa staje się uważniejszą. Margrabia po kró-
tkim milczeniu mówi dalej, więcej zwracając się ku
Księżniczce Eboli, o ile na to przytomność królowej pozwala.)
Po śmierci żony Piętro został wolny.
W zgrzybiałych piersiach młode serce wrząca
Połyka głosy Matyldę sławiące;
Przychodzi – widzi – kochać ieszcze zdolny.
Niźli natury głosy przytłumione,
Silniej się w serce nowa miłość wraża.
Piętro Fernanda kocha narzeczone.
Grzeszny rabunek święci u ołtarza.
Królowa.
Cóż Ferdynando?
Poza.
Miłości pociskiem,
Jeszcze okropnej nieświadamy zmiany,
Do Mirandoli leci szczęściem pjany.
Koń jego bramy dosiągł gwiazd połyskiem.
Z jasnych pałaców, jak grzmot się rozlega
Ochotny hałas kotłów i kapeli.
Drżący, lękliwy po schodach przebiega.
Nieznany wchodzi gdzie tłum się weseli –
Gdzie wrśród głośnego biesiadników koła
Zasiadał Piętro przy boku anioła.
Jeszcze tych wdzięków Iak bosko promiennych
Fernando w myślach niewystawiał sennych.
Jeden wzrok mówił jaki skarb posiadał,
Jaki na wieki, na wieki postradał.
Eboli.
O nieszczęśliwy!
Królowa.
Więc koniec przygody? -
Musi być koniec.
Poza.
Nie całkiem skończona.
Królowa.
Zda się, rycerzu! mówiłeś nam wprzódy:
Ze w Ferdynandzie miałeś przyjaciela?
Niemam droższego.
Poza.
Eboli.
Dokończcie powieści.
Poza.
Smutną jest – pamięć odnawia boleści.
Uwolń mię, pani, od końca powieści.
(Powszechne milczenie.)
Królowa.
Przyszłaż godzma, która mi pozwoli
Uściskać córkę? Księżniczko Eboli
Racz mi ją przynieść.
(Eboli oddala się. Poza daje znak paziowi który
w głębi teatru pokazuje się i zaraz znika. Królowa
łamie pieczęcie listów które jej Poza wręczył i zda
się być zdumioną. Przez ten czas margrabia mówi
cicho i bardzo interessownie z Mondekar. Królowa po
przeczytaniu listów obraca się do Pozy.)
Królowa.
Zapytać jeszcze o Matyldę muszę:
Bole Fernanda może jej nieznane?
Poza.
Dotąd Matyldy serce niezbadane,
Ale w cichości cierpią wielkie dusze.
Królowa,
Patrzysz w około? kogo śledzą oczy?
Poza.
Pewny młodzieniec – nie śmiem go nazywać –
Jakiż by moment miał szczęścia uroczy
Na mojem miejscu gdyby mogł przebywać.
Królowa.
I czyjaż wma że nie jest szczęśliwy?
Poza (z żywością).
Czy podług woli moge wziąść to słowo?
Czy mu przebaczysz, gdy wejdzie, królowo?
Królowa.
Teraz, margrabio? – mów, co się tu dzieje?
Poza.
Mai mieć nadzieję – może mieć nadzieję?
Królowy (z coraz większem pomieszaniem).
Przerażasz, panie – przecież on nie będzie!….
Poza.
Już jest.
Scena V.
KRÓLOWA, KARLOS.
(Poza i Mondekar ustępują w głąb.)
Karlos (upadając na kolana przed królową).
Nakoniec przyszła, przyszła ta godzma
Gdzie Karlos twoją drogą dłoń przyciska!
Królowa.
Jaki krok – jaka kary godna wma I
Wstań! odkryją nas. Dwór mój patrzy zbliska.
Karlos.
Niewstanę – klęczeć będę w czas daleki,
Oczarowanym chcę być w tej postawie,
Do tego miejsca przyrosnąć na wieki.
Królowa.
Toż dobroć co cię spotkała łaskawie
Szalony! śmiałość w usta twoje kładzie?
Wiesz, ie do matki, do twojej królowej