- W empik go
Dzieła Ludwika Osińskiego. Tom 2 - ebook
Dzieła Ludwika Osińskiego. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 634 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powołany wolą Kommissyi Rządowej Oświecenia Narodowego, do wykładu Literatury Polskiej w tym Królewskim Uniwersytecie; widzę przed sobą trudny wprawdzie i obszerny zawód, wyższy zapewne nad siły moje, taki jednak, iż mię wszystko do niego zachęcać powinno.
Cóż w rzeczy samej przyjemniejszem być może, jak zwracanie uwagi na liczne płody, które wyobraźnia ludzka w ciągu tylu wieków stworzyła, przywodzenie na pamięć równie starożytnych Grecyi i Rzymu pisarzów, jak tych, co do zaszczytów imienia Polskiego, nowy wieniec przydali? uczenie się nakoniec szlachetnej sztuki pisania i sądzenia nie w zbiorze ckliwych i odstręczających szkolnych przepisów, ale na owych nieśmiertelnych wzorach, które doświadczenie czasów, narodów i języków stwierdziło, a smak prawdziwy ustalił.
Własnym to jest doskonałej piękności przymiotem, iż ona nie tylko znawców zajmuje, ale tłum ludzi, zdolnych ją widzieć, uderza, zniewala, porywa. Nie dosyć jednak na tym uwielbienia okrzyku; trzeba nam się zblizka obeznać z owemi mistrzami sztuki, którzy przez ścisłe badania, przez rozbiór i porównywanie, starali się wynaleźć nieomylne prawidła, i wskazać to co razem jest dobrego pisarza i dobrego znawcy udziałem. Któryż bowiem z autorów, co nam zostawili najpiękniejsze wzory, mógł zarazem odkryć tajemnicę gieniuszu swojego. Długo Sofokl i Eurypid dzielili między sobą, chlubę i podziwienie rzeczypospolitej ateńskiej, długo inni ich współzawodnicy i naśladowcy walczyli o palmę zwycięztwa w obec zgromadzonych ludów Grecyi, których sąd publiczny; nadgrodą jednych, nauką drugich się stawał, nim ścisłe Arystarchów czuwania, z samej historyi sztuki, jej teoryą wyprowadzać zaczęły.
Na wstępie tych posiedzeń, które mają być osnową ciągłych naszych uwag nad postępem literatury, nad sprawiedliwem dzieł ocenieniem; potrzebną zdaje się być rzeczą, silniejsze powziąść przekonanie o tej niezaprzeczonej prawdzie: iż jak z jednej strony jest sztuka pisania, tak z drugiej nie może ona być zostawiona tej dowolności, którą wielu za pewne znamię i przywilej geniuszu poczytywać zwykli. Na co się, mówią oni, niewolnictwem tych kajdan krępować? Skądże niektóre epoki, dzieła i kraje, przywłaszczać sobie mają wyłączną wyższość w poezyi? Będzie to zawsze dzikiem urojeniem chcieć ustanowić despotyzm wyłącznego smaku, i żaden naród nie ma prawa narzucać innym prawideł, które sam dowolnie uznał i przyjął.
Twórcze natchnienie poezyi, uważane w widoku najrozciąglejszym, równie jak władza pojęcia, jest darem na całą ludzkość rozlanym, i przyrodzenie nie wydziedziczyło w tym względzie tych nawet ludów, które dzikiemi nazywamy. Tak zapewne, to śmiałe odwołanie się do swobód przyrodzenia, byłoby nader sprawiedliwem; gdyby przepisy, które Arystoteles, Longin, Cycero, Kwintylian i Horacy kreślili, poprzedzały twory talentu i gieniuszu. Ale Grecya i Rzym liczyły już mnóstwo naczelnych w każdym rodzaju pisarzów, kiedy Horacyusz doświadczeniem poparte, a powszechnym sądem ludów i wieków uświęcone prawdy, w jeden kodex dobrego smaku zgromadził.
Wiadomo, jak nauka dawnej Literatury wzięła nowe życie przed czterema wiekami, kiedy język grecki stał się powszechniejszym w krajach, gdzie mowa łacińska nigdy zupełnie z używania nie wyszła. Po długiej przerwie ciemnoty i barbarzyństwa, wydobyto autorów klassycznych z zapomnienia, wynalazek druku uczynił ich przystępnemu dla wszystkich, starożytne rzeźby i malarstwa pomniki wyszły na świat z rozwalin i gruzów. Była to epoka stanowcza w historyi nauk, obfita w skutki, które rozciągnęły się aż do nas, i w daleką przyszłość rozciągać się będą.
Jeżeliby najsłuszniejsze nawet uwielbienie starożytnych wzorów, mogło się stać szkodliwem dla swobód imaginacyi; kiedy, jak mówi Szlegel, uczeni, stawszy się panami skarbów starożytności, nie zdolni jaśnieć własnemi płodami, przyznali dawnym powagę bez granic, i śmieli utrzymywać, iż dowcipowi ludzkiemu nic po nich nie pozostaje, nad niewolnicze naśladowanie; byłoby się w samej rzeczy na co użalać. Ślepe uszanowanie dla dawnych, nieograniczona pogarda wszystkiego coby w naszych dziełach nie miało podobieństwa ze starożytnemi, mogło by bez wątpienia zniszczyć nowe siły odradzającej się sztuki. Ależ to samo właśnie, co ten światły krytyk i znawca, niekiedy z zapałem dochodzącym aż do widocznej z samym sobą sprzeczności, naprzeciw starożytnym pisarzom przytacza; z nie mniejszą śmiałością we wszystkich epokach powtarzanem było. Nie pierwszy on dopomina się o tę szlachetną niezależność od pewnych prawideł i wzorów. Walka ta trwała od dawna: im więcej jedni starali się głosić pochwały Greków i Rzymian, tem więcej ubliżali im drudzy. Znakomitsi nawet artyści i rymotwórcy, którzy otworzyli chwałę teraźniejszych oświeconych wieków; pominęli utorowaną drogę, i poszli za własnego natchnienia popędem. Nie byli trwożliwemi naśladowcami dawnych, Dante, Szekspir i Ariost, Dzieła ich noszą na sobie cechę oryginalności im samym właściwej. Droga którą obrali, powinna była stać się powabniejszą dla innych, ponieważ wszystko im w tym zawodzie towarzyszyło, co tylko mogło pochlebiać zdaniom i obyczajom spółczesnym, czem się mogła ożywiać i chlubić narodowa duma. Przecież miłość piękności, czerpanej z wzorów klassycznych, nie zaginęła bynajmniej. Szczególniejszym prawdy i natury tryumfem, ci sami pisarze oddali cześć dawnym, jeżeli nie przez całość układu dzieł swoich, to niezawodnie przez wielkie podobieństwo znacznych w nich części, które właśnie za najdoskonalsze i spółcześni poczytywali, i potomność uznaje. Czyli gienjusz angielskiego tragika, rozważaniem dzieł Sofokla i Eschyla, pojęcia swoje obudzał, czyli własnem natchnieniem doścignął doskonałości tam, gdzie ona znamionuje płody jego; równym to jest dowodem potrzeby prawideł, które nie są więzami, ale przewodnią, pomocą i strażą gieniuszu.
Nie doznał Rasyn za życia swojego pociechy, i tej najwyższej nagrody, jaką rychła potomność jego Ifigenii, Fedrze, Andromace i Brytannikowi przyznała. Często Pradon odnosił nad nim zwycięztwo, a najcelniejsze dzieło Atalija, między nikczemne zarzucone pisma, długo była celem pogardy, nim smak całej Europy znalazł w niej wzór jedyny, pojęcia, układu i stylu. Nie można więc utrzymywać, iż piękna literatura, zawsze i ciągle wzorami starożytności wstrzymywana, ujarzmiona prawidłami, doznała szkody i uszczerbku, że prawdziwe talenta odstraszane były okrzykiem powszechnego potępienia, skoro własnym zawodem puszczać się chciały, i że jedynem źródłem nowych oryginalnych utworów, stać się może zrzucenie tego uciążliwego jarzma.
Owszem, smak prawy, klassyczność grecka i rzymska, jak dziś francuzka, nieprzerwanie doświadczała srogich tej źle zrozumianej swobody pocisków; kiedy przesąd i obłąkanie do tego dochodziły stopnia, że tam tylko widziano geniusz i talent, gdzie sztuki nie było. Znieśmy te zakresy i formy, wyrzeczmy się, jeżeli to być może, smaku i sztuki, a powstaną wkrótce niekształtne imaginacji płody. Nikczemność i prostota, przesada i wielkość razem zmieszane, zajmą miejsce przyzwoitości i prawdy. Lecz i w takim nawet nierządzie, przyzwoitość i prawda nie długoby swego tryumfu oczekiwać musiały, bo sama władza myślenia i czucia, samo porównywanie doświadczonych serca i umysłu wrażeń, wznowią te same przepisy i prawa, choćby dotychczasowych żadna nie została pamięć. Nie raz ta błędu pomroka, zaciemniała jasną dni pięknych pogodę. W ojczyznie Korne – la, najstarszą bez wątpienia mają po dziś dzień władzę dobrego smaku prawidła, klassyczność najobszerniejsze panowanie. W którym że to przecież kraju, żywiej się dobijano o zrzucenie tych więzów rozumu? Tam Boileau i Wolter użyć musieli całej mocy uszczypliwości i satyry, aby zuchwałych i natrętnych przeciwników przekonać. Tam sądy najwytrwalszych towarzystw, a nawet dworu samego i urzędów powaga, mierności poklaskiwały; tam znajdowały się dzikie, że tak powiem, uczonego fanatyzmu ofiary, jak np. ów pisarz, co śmiał na pochwałę Szekspira to bluźnierstwo przytoczyć: że on jeden był zdolnym dobrym gustem pogardzić. "Nie byłoż to dosyć, mówi Laharpe, dla młodych umysłów, do zapału i wygórowania łatwych, ażeby przywłaszczyły sobie tę samą dumę, szlachetną na pozór, tę wyniosłą pogardę; ażeby powabne przyjęły mniemanie, iż dosyć jest nie mieć smaku, ażeby mieć gienjusz. Przydajmy jeszcze, że ta sama scena co pierwsza zajaśniała doskonałemi wzorami, pierwsza równie dała początek, wzrost i nadzwyczajną wziętość, owym płodom odrodnym, które pod nazwiskiem drammatów, razem śmiech, płacz i szczególniejszy rodzaj tkliwości przyswoiły sobie; przydajmy nadewszystko z jak ułudnym wdziękiem wymowy, z jak trafnie ułożoną przyczyn i skutków osnową, aż do tej chwili, znakomici pisarze, usiłują zmienić i przetworzyć główne literatury zasady; a przyznamy nie wątpliwie tem większą wagę starożytnym przepisom, których wszelka zdań przeciwnych i uprzedzeń przemoc, nie tylko zniszczyć nie zdoła, ale nawet przez to samo coraz bardziej ustala, że nadaremnie innej poszukuje drogi. Równie tu uczeni, jak lud z pierwszych wrażeń sądzący, godzą się na jedno. Równie delikatne uczucie miłości i honoru czasów rycerskich w wyniosłych rymach Tassa, równie ogniste natchnienie heroizmu narodowego w pieśniach Kamoensa, jak wzniosłe obrazy wyższego świata kreślone ręką Miltona; mogą się różnić rodzajem, dążeniem, lecz sztuką i prawidłami nieodłączne są od Homera i Wirgiliusza.
Wolno jest, należy owszem, nie trzymać się ścisłego naśladownictwa. W przekładach nawet, ta zbyteczna i nie śmiała wierność chwalebną być przestaje. Gdyby gieniusz jaki stworzył nowe dzieło, do znajomych wzorów wcale nie podobne, takie jednak, iżby zdolnem były otrzymać palmę doskonałości, czyżby je dla tego samego mistrzowie klassyczni odrzucili? czyliż owszem ten nowy twórca nie stałby się razem prawodawcą nowych przepisów? Ta jedyna jest droga walczenia z tem, co my dotąd za wzorowe uznajemy.
Ileż walk zapalczywych, ile przeciwnych sądów utworzyła nowa szkoła pisarzów, romantycznemi zwanych! Jak daleko jeszcze to zjawisko różnić będzie zdania piszących!? Ani mojego obowiązku, ani mojej zdolności jest udziałem, sądzić i jednać te spory. To jedno powiem, co mię w rozbiorze tych licznych badań, a poniekąd potwarzy i kłótni, uderzyło szczególniej. Mąż nader znakomity w literaturze niemieckiej, biegły starożytności badacz, który zbogacił swój język powszechnie szanowanym przekładem pierwszych poetów greckich, hiszpańskich, angielskich; oddając cześć wysoką wzorom Homera i Sofokla, uznał w późniejszych, a mianowicie w Szekspirze i Calderonie, niepospolitego rzędu zalety. Może jako poeta, którego przyrodzonym żywiołem jest zapał i podziwienie, przeniknął się aż do entuzjazmu pięknościami, które do ojczystej mowy przenosił, i chcąc uczucie swoje przelać w serca innych, użył do tego wszelkich sił swego dowcipu.
Lecz zastanawiając się nad duchem dzieła jego w ogólności, widzę tam, iż romantyczność, chlubę swoją, wzory i początek, prowadzi od Homerów i Sofoklów, równie jak tychże samych ojców poezja klassyczna za swoich prawodawców uznaje. O cóż więc te zacięte spory powstają? Oto ściśle mówiąc, same nazwisko zapaliło niezgodę, bo rzecz od jednegoż źródła pochodząca, tak daleko się różnić nie mogła. Zawczesnym jest, tak sądzę, u nas zamiarem, wszczynać rozprawy o nowej sztuce, i wprowadzać naukę, bez wzorów, do którychby czucia i sądy nasze odnosić się mogły. Należałoby raczej, ażeby torem Schlegla, kto zechce nowy ten rodzaj w kraju naszym przyswoić; zaczął od bliższego obeznania nas z temi dziełami, na których on istotnie swój byt i swoją\, rzeczywistość zasadza. Zdarzy się i nam zapewne w tem zgromadzeniu, powracać nieraz do przedmiotu, o którym krótką, tu uczyniłem wzmiankę, bo niepodobna jest pominąć uczonych tego pisarza uwag, gdy część literatury dramatycznej rozważać nam przyjdzie. Jeżeli, jakem wspomniał, starożytni Grecyi pisarze stawają na czele romantyczności, jeżeli jak niedawno światły krytyk osądził, dzieło Piotra Kornela, Cyd, mieści w sobie i tego rodzaju zalety; nie przewiduję bynajmniej, iżby rzecz sama, nazwiskiem tylko rażąca klassyków troskliwość, miała być trudną do pojęcia i należytego ocenienia.
Bieg tych posiedzeń, poczynając zaraz od następującego, rozpocznie epopeja, po której weźmiemy z kolei na uwagę, obszerny nader zawód literatury dramatycznej: co nam zapewne nie mały czasu przeciąg zapełni. Do rozbioru znakomitszych dzieł, w każdym rodzaju, różnych narodów i wieków, starać się będziemy przydać historyą sztuki, tak w ogólności, jako też w szczególnym stosunku do kraju naszego. W lepszych przekładach dzieł obcych narodów, szukać nam przystoi i bogactw własnego języka, i postępu sztuki, do czego samych słuchaczów, jako współtowarzyszów pracy mojej, śmiem wezwać i zaprosić. Każdy tego doświadcza, że ilekroć powtarza odczytanie arcydzieła sztuki i gieniuszu, tyle kroć zdarza mu się w niem nowe piękności odkrywać. Nie tracę więc nadziei, że niekiedy, obok postrzeżeń wielkich mistrzów, znajdą miejsce i moje własne. Obym w nich był zawsze waszego czucia tłumaczem!
Jako wzory poprzedziły prawidła, tak i tym którzy w literaturze biegłymi być pragną, zdaje się być najwłaściwszą postępowania koleją, wprzód dzieła same poznawać, niż ich przepisy określać. Staną zatem przed nami najznakomitsi pisarze; jaka roskosz mieć takich nauczycielowi jaka chluba, jeżeli będziem mogli powiedzieć, żeśmy ich zrozumieli, ocenili, pojęli! Historyą sztuk, okazuje nam, co gieniusz wydał i utworzył, teorya naucza jak postępować należy, aby podobne dzieła utworzyć. Obie te nauki byłyby próżnemi, niedokładnemi i nigdyby się z sobą nie zeszły, bez pośrednictwa trzeciej. Krytyka jest umiejętnością sądzenia płodów umysłu ludzkiego. Jako sąd, już bezstronności wymaga; jako sąd zastosowany do samego dzieła i jego teoryi, staje się jeszcze niedostateczną, jeżeli jej nie towarzyszy żywe uczucie piękności, smak wykształcony. W powszechniejszem mniemaniu, słowo to, krytyka, wyobraża nam, na pierwszy rzut oka, zręczność w odkrywaniu wad i błędów. Wielu taki jej daje kierunek, iż raczej ona oznacza ścisłą dokładności zaletę, niźli wieńce chwały przysądza, a tak więcej wraża bojaźni i trwogi, niż śmiałego zapału. My trzymać się chcemy tego ducha krytyki, jaki nam wskazał pełen nauki mąż, który razem i ster oświecenia piastuje, i pięknemi nas wzorami wzbogaca, i prawa sądom naszym zakreśla.
Siedząc klassyczne piękności, porównywając je z sobą, a więcej zawierzając uczuciu, niżeli szkolnej pedantyzmu rozwadze, poznamy drogę jaką postępować przystoi, aby dojść do utworzenia płodów i nowych i godnych zalety. Tym sposobem, nie wątpię, utwierdzi się w nas przekonanie o koniecznej potrzebie pewnych w sztuce prawideł, o których w tym wstępie kilka słów nadmieniłem. Przy zupełnem uszanowaniu dla prawdziwych talentów, widzieć to będziemy i często i dowodnie, że te przepisy i prawa, tak lekce ważone, potrzebne są przynajmniej ażeby położyć tamę wybujałemu dziwactwu, poziomej mierności, i że nie masz, jak mówi jeden z uczonych, nic smutniejszego dla sztuki, jak spokojnie patrzeć, ażeby sobie tego dozwalono bez gieniuszu, na co tylko sam gieniusz odważyć się może.ODYSEJA HOMERA.
Według tego, cośmy dotąd widzieli, epopeja, właściwie uważana, jest opowiadaniem bohaterskich czynów językiem poetycznym. Prawda stanowi jej osnowę, a szczęśliwe zmyślenia dostarczają bogactw i wdzięków. Czyli akcja poematu będzie jedną; lub połączoną czyli jej trwanie w dłuższym lub w krótszym czasie zamkniemy; czyli scena ograniczy się w jednem miejscu jak w Iliadzie, lub też bohater, z morza na morze wiedziony, zdoła bez przerwy serca nasze zatrzymać i wzruszyć; bohaterskie poema, samej tylko prawdzie i czuciu uległe, może być dobrem, i wielkiem. Mnóstwo przepisów nie zastąpi wzoru. Niewyczerpany Homer, po najwyższym obrazie Iliady, potem wszystkiem co nas w wojnie przeraża, co w męztwie zadziwia, co w walce dwóch ludów zajmuje; chciał, w różnym wcale zawodzie, przywiązać serca nasze do nieszczęść męża, ściganego gniewem Neptuna, a w mądrości swojej i stałem wytrwaniu, mającego dość siły naprzeciw mnogim niebezpieczeństwom i nieprzyjaznym żywiołom.
Między bohaterami Iliady, niepospolite trzymał miejsce Ulisses. Nie wszystkim on ustępował w waleczności i mocy; w radzie przyznawali mu wyższość najpierwsi wodzowie; bogini mądrości zdawała się ciągle mu towarzyszyć, i według dziejów powieści, kiedy wojsko greckie najdzielniejszych utraciło rycerzów, kiedy miecz stępiał; jego roztropność, od nieprzyjaciół tylko zwana chytrością, wydarła Trojanom opiekuńcze bóstwo, Palladium i w mury Ilionu śmiałym podstępem wprowadziła hufce pogromców. Takiego męża, gdy po zburzeniu Troi do ojczystej ziemi powracał, gieniusz Homera obrał za przedmiot nowego poematu. Odysseja w opowiadaniach tylko przypomina dzieła rycerskie. Lecz jak bohaterstwo nie tylko jest spraw wojennych udziałem, tak poeta, w mnóstwie zmyślonych wypadków, w tak rozlicznych losu kolejach, mógł znaleźć wspaniałe heroizmu znamiona: i jeżeli Iliada jego była nauką wojowników i królów, Odysseja mogła się stać nauką człowieka, w najrozciąglejszem uważanego znaczeniu.
Ulisses nie miał zaszczytu należeć do rzędu półbogów przez swoje urodzenie, jak Achill syn bogini Oceanu, lecz Ulisses zdawał się zasługiwać na ten wysoki stopień, przez nadludzką moc duszy, przez mądrość niewyczerpaną, Opieka Minerwy, z tak wielkiemi połączona przymiotami, czyniła go równie zadziwiającym jak syna Peleja. Ten był wojownikiem tylko, tamten mędrcem ze wszystkiemi nieszczęściami walczącym. W pośród bitew Iliady, moc ciała zwycięża, wśród nieszczęść i przygód jakiemi napełnioną być mogła Odysseja, tryumf byłby zaszczytem całej ludzkości. Ile w pierwszym poemacie gieniusz zdołał nas poruszać i dziwić; tyle w drugim miał obszerne pole nauczać, i te nauki z rozmaitością obrazów połączać.
Ale któż z czytelników Odyssei, nie uczuł wielkiej różnicy, jaka między temi dwoma najdawniejszemi wzorami zachodzi? Widziałże tam owe wspaniałe obrazy, wielkie charaktery, te sceny drammatyczne, te pełne ognia opisy, moc namiętności, lub nareszcie ową porywającą serca wymowę, do której sam główny przymiot Ulissesa zdawał się poetę zachęcać? Bynajmniej: jak w owej nieporównanej scenie poselstwa do namiotu Achilla, odpowiedź tego wojownika przewyższa całą sztukę Ulissesa wyrazów; tak Iliada nieskończenie wyższą jest od drugiego poematu Homera. Z nierozległej Troi okolic, przenosimy się aa rozległą scenę narodowi dworów; zamiast brzegów Skamandru, liczne zwiedzamy wyspy i morza; powiększa się przestrzeń, lecz nie powiększa się imaginacyi zakres. Pisarzowi co tak wysokie stworzył pojęcia, nie zostawało jak tylko z wysokości zstępować. Już to nie ten Homer, co w bystrym zapale żadnej nie ulega przeszkodzie, co nieba i ziemię jednym geniuszu pomysłem ogarnia;
nie ten któremu się przyrodzenie wszystkich zwierza tajemnic; nie ten wreszcie, który jeżeli kiedy zasypiał, sen jego podobny był do snu Jowisza, budzącego się w błysku piorunów: ale Ho – mer spokojny, mniej szybki w biegu, więcej do łagodnego światła niż do gwałtownego pożaru podobny. Starość uczyniła go wielomównym, i do ognia poety, który jeszcze nie zgasł zupełnie, mądrość przyłączyła zimną rozwagę.
Miłośnicy podróży zwiedzają po dziś dzień, z Odysseją w ręku, te same krainy i wyspy, i nie raz ich postrzeżenia, Homerowskie obrazy sprawdziły. Lecz ta historyczna ścisłość, ta ziemiopisarska wiadomość, dla nas, co poetycznie o płodach poezyi sądzić winniśmy, ważniejszej daleko potrzebuje zalety. Ani Boga wiatrów mieszkanie, ani czarodziejskie Cyrcy ustronie, ani nawet grota Kallipsy, nie odrywają nas tak od naszego miejsca, jakeśmy tego w Iliadzie doznawali z roskoszą. Nie zawsze sprawiedliwy Wolter, w rozprawie swej o epopei różnych narodów i wieków, nie śmie temu wierzyć, iżby wszystkie pieśni Iliady, były dziełem jednego autora. Nie znajduje on między poetami Rzymu i Francyi pisarza, któryby razem tak wysoko się wznosił i tak nisko upadał. "Kornel, słowa są jego, równy przynajmniej Homerowi, po Cynnie i Polieukcie, wydał Pertarytę i Surenę, lecz i te nawet dzieła więcej wykraczają złem wynalezieniem, aniżeli sztuką układu." Miałyżby w samej rzeczy ostatnie płody Kornela, iść w porównanie z najcelniejszym utworem poety Greckiego? To, co niedaleka pamięć, za życia jeszcze francuzkiego tragika, za niegodne siebie uznała, miałożby się mierzyć z ciągłem trzydziestu wieków poszanowaniem? Gdyby Wolter sąd swój do dwóch oddzielnych poematów Homera stosował, byłby prawdziwszym. La Harpe zamilczał o tem zdaniu autora Meropy i Henryady; uważa on tylko, iż równie starożytności jak późniejszej potomności sądy, samą walką przeciw Iliadzie odkryły jej nieporównane piękności. Odysseją, powszechnie za niższą uznana, nie obudziła tylu krytyków: ponieważ zawiść chciała, walcząc z Ho – merem, w przybytku jego chwały i na zamożną stolicę nieprzyjaciela uderzać.
Obaczmy treść Odyssei. Dzieło to otwiera się okazale przez radę bogów, na której Jowisz, korzystając z oddalenia Neptuna, chce przyspieszyć powrót Ulissesa do ojczystej ziemi. Minerwa z swojej strony bierze w opiekę młodego Telemaka, ażeby pełen wdzięków i przymiotów Książę, zrównał wielkości ojca. Ulisses w tej chwili znajdował się na wyspie Kalipsy. Bogini nie bez żalu i trwogi, odbiera rozkaz z Olimpu; posłuszna jednak, rozłącza się z miłym sercu śmiertelnikiem, który w niebezpiecznej żegludze, doznaje raz jeszcze okrutnego gniewu Neptuna. Okręt jego roztrącony od wichrów, on sam bez siły, bez odzieży, miotany gwałtownością żywiołu, przy pomocy Minerwy znajduje wreszcie gościnną ziemię, na wyspie Feaków, gdzie król Alcynous, długiem opowiadaniem nieszczęść bohatera ujęty, daje mu okręt, na którym szczęśliwie Ulisses w ciągu dnia jednego do Itaki przybywa, i przybrawszy postać żebraka, w własnym domu, nie bez wielkiej pomocy Minerwy, zwycięża tych, co nadużywając długiej jego nieobecności, stali się przyczyną cierpień cnotliwej i pięknej Penelopy.
Taka jest osnowa Odyssei. Nic nie masz wygodniejszego, jak przykładem niektórych literatów, rzucić kwiecisty opis kilku przyjemnych ustępów i osobliwszych zdarzeń; z mieszkania tkliwej Penelopy, przenieść się z Telemakiem na dwór sędziwego Nestora, stamtąd do Lacedemony, gdzie raz jeszcze widzieć możemy boską Helenę, tylu krwawych wojen podnietę, szukać znowu Ulissesa po morzach i słyszeć z ust jego nadzwyczajne przypadki: a w takiej obfitości zmyśleń, zawołać: jakie wdzięki! jakie bogactwa! Prawda, że Odysseja, równie jak Iliada, pełną jest fikcyi poetycznej: większą ma nawet liczbę, tych utworów, które płodna imaginacya z rozrzutnością za każdym krokiem widzieć nam daje. Lecz najprzód, ustępy Iliady, dla tego samego że nieliczne, a z głównym biegiem dramatu ściśle połączone, zajmują nas żywo: przeciwnie ustępy Odyssei, od ciągu poematu zupełnie oddzielone, przez to chyba rozrywają uwagę naszą, że jej nigdy prawie zająć nie zdołają mogą.
Ledwie albowiem usłyszeliśmy radę Jowisza, ledwieśmy powzięli wyobrażenie o stanie Penelopy i Telemaka, już nam potrzeba z tym młodym książęciem, przez cztery całe pieśni, szukać Ulissesa tam, gdzie wiemy, iż go znaleśdź nie można. Ta bezskuteczna wyprawa Telemaka, w której jużeśmy zapomnieli o Penelopie, wkrótce znowu sama zapomnianą będzie, gdy w księdze piątej przeniesiemy się do groty Kalipsy, a nieco później na Feaceńską wyspę. Tam spokojnie siedząc, w obliczu wodzów i dworu Alcynousa, słuchać będziemy, przez ciąg siedmiu pieśni, licznych Ulissesa przypadków. Ta więc jest główna między Iliadą i Odysseją różnica, że w pierwszej więcej się działa, w drugiej więcej się mówi; w pierwszej sami wielkich czynów obecnemi świadkami jesteśmy, w drugiej acz miło nam słuchać różnych powieści, przecięż ciągłe opowiadanie widzialnej nie zastępuje akcyi. Owszem długa ta powieść, albo jest słabą, jeżeli nas oderwać nie zdoła od Penelopy w Itace, od Telemaka zostawionego w Lacedemonie albo też równie ogólnemu wrażeniu poematu zaszkodzi, jeżeli ani zabiegi zalotników Penelopy, ani pobyt Telemaka na dworze króla Spartańskiego nie są więcej umysłowi naszemu przytomnemi. W Iliadzie, mamy przed sobą tłum bohaterów, z których każdy odmiennym nas pociąga obrazem, w Odyssei jedna rodzina z trzech osób złożona, do większej połowy poematu, ciągle prawie uwagę naszą rozdwaja. Tam Achilles w samej nieobecności nie przestaje być losów wojny przewagą: spoczynkiem nawet wielkiej do dzieła osnowy dostarcza: tu syn Laerta więcej zajmuje wspomnieniami przeszłości, niż stanem obecnym. Jak narracya, w sztuce pisania silniejsza być może od samych przyrodzenia obrazów, tak przeciwnie poema z ciągłych osnowane powieści, mieć nie będzie ognia i życia, które z akcyi początek swój biorą.
Tym sposobem bieg Odyssei mdłym postępuje krokiem. Przechodziemy zwolna z przypadku do przypadku, z powieści do powieści. Zdaje się, że Homer wszystkie pamiątki swoich wiadomości, wszystkie dawniejszych czasów podania, chciał po sobie idącym wiekom przekazać. Poema jego nie ma tego węzła, któryby ciekawość naszą utrzymywał bez przerwy, któryby serce czytelnika ustawiczną przejmował trwogą o los bohatera. Dla czegóż Achilles, popędliwy, gwałtowny, dziki nawet i srogością tchnący, zajmuje nas we wszystkich pieśniach Iliady? Czemu król cnotliwy i mądry, tylu nieszczęściami trapiony, lubo wyższy zawsze nad pociski fortuny, podobnego w nas skutku nie sprawia? Bo obraz pierwszy, ciągłą jest walką namiętności serca ludzkiego; w drugim, nieszczęścia są dziełem przypadków. Iliada jest wzorem scen dramatycznych, Odysseja wzorem powieści. Lecz i w tych nawet powieściach, kiedy obadwa rozważam poemata, jakże widzę różnym od siebie Homera! Kiedy Juno, siłą najsłodszej ponęty i pożyczonym od Wenery wdzięków urokiem, usypia potężnego Jowisza na łonie rozkoszy; możeż temu obrazowi zrównać trucizną działająca Cyrce i po szkodliwym napoju tak nagle przechodząca do oświadczenia miłości? Nie traćmy tego nigdy z uwagi, że ustęp Junony, obok najpiękniejszego utworu poezyi, ma jeszcze wpływ niezmierny na sławną akcyę poematu. Ta straszna chwila spoczynku Jowisza, losy wojny odmienia.
Kiedy wzdęte Skamandru wody, wypowiadają śmiertelną Achillesowi walkę; uderza mię w tym obrazie, z jednej strony do najwyższych zmyśleń wygórowana fantazya poety, nie oburza; z drugiej, żadne niepodobieństwo do prawdy. Czemuż bowiem w zwycięzkim biegu, rozjadły wojownik, nie miałby, wśród bałwanów szumiącej rzeki, ścigać pierzchającego nieprzyjaciela? Alboż odwaga Achilla cofnąć się zdoła nawet przed bóstwa potęgą? Lecz kiedy Ulisses z towarzyszami swojemi, śpiącemu Polifemowi, który już dwóch towarzyszów jego podróży pożarł, Przemyślną zdradę gotuje; kiedy ogromne drzewo utapia w oku olbrzyma: ani mię wtenczas świetność czynu zachwyca, ani szlachetność obrazu przejmuje. Owszem, przyszłe Ulissesa nieszczęścia, mniej dotykać mię będą, ponieważ z tego źródła pochodzą.
Obrażony bowiem Neptun, szuka pomsty, za krzywdę Polifema syna swojego.
Jeżeli grota Kalipsy utworzyła to, co po dziś dzień poezya ma najświetniejszego, Dydonę Wirgiliusza; jest to, mówi Laharpe, kropla wody, w drogą perłę zmieniona. Zbliżamy się już do Rzymskiej epopei, tam porównanie nasze znajdzie miejsce właściwe. Cóż pozostanie władzy tworzenia, jeżelibyśmy to za naśladowanie mogli poczytać?
Jednym z najważniejszych Odyssei ustępów, jest przejście Ulissesa do tych miejsc przed okiem ludzkim ukrytych i strasznych samym Bogom Olimpu. Nie masz w całej może Iliadzie większego obrazu, nad ten, kiedy wszyscy bogowie świat do bitwy Trojańskiej wmieszali, kiedy Neptun silnym trójzęba zamachem, zatrwożył Plutona, aby nie zostały odkryte, owe czarnych duchów siedliska, na które bledną ludzie i same drżą bogi. Longin poczytał to miejsce za najwyższy stopień szczytności. Cóż będzie gdy się te krainy piekieł oczom naszym okażą? Widzimy je bez przerażenia w Odyssei Homer nie zdołał siebie przewyższyć, i to co nas zastraszało ukryte, nie zastrasza bynajmniej otwarte.
Możeż być co większego, jak wznowiona rozmowa z Agamemnonem, Ajaxem, Achillem? Ale król Mycen użala się tylko na niewiarę żony, Achilles w królestwie cieniów panujący, wolałby służyć między żywemi u najuboższego człowieka. Mają niejaką rzewność rodzinne o Neoptolemie i Orescie wspomnienia: ale nie widać tam, ani tych obrazów jakie w Wirgilim ujrzymy, ani tych widoków, jakie w znajomych nam z Iliady mężach pragnęlibyśmy postrzegać. Duchy zupełnie Ulissesowi obce, do treści poematu z żadnych wspomnień nie należące, ukazują mu się kolejno. W mnóstwie kobiet z któremi rozmawia, znajdują się niektóre z imion swoich po dziś dzień pamiętne. Jeżeli Tyro, Antyopa, Chlorys, Ifimedea, Leda, Alkmena, mniej nam mogą ważnych uczuć udzielić, zapewne Fedra, Aryadna, Prokrys, Eryfila, byłyby w stanie przerazić nas nieszczęściami, jakich w tem życiu doznały.
Bynajmniej, nie jest to ani Fedra, ani Aryadna, któreby nam łzy mogły wycisnąć, łzy dla serca czułego miłe, atak chwalebne dla sztuki Rasyna.
Wszystkie te uwagi, każą, nam do boskiego Marona pospieszać. W jego poemacie obaczemy dokładniej, jak Homer, w takiej obfitości dawnych podań, ani szukał wyboru, ani ich do głównego nie wiązał zamiaru. Lecz tak wielki malarz, nie mógł od razu wszystkiej dzielności utracić. Opisy kar i męczarń, są dowodem ręki mistrzowskiej, a jeden z najwznioślejszych obrazów, jakiego dotąd nic przewyższyć nie mogło, jest owe szlachetne milczenie Ajaxa. Nie trzeba tu wam przypominać, zacni słuchacze, że po zgonie Achilla, spór był toczony między Ulissesem i Ajaxem, o zbroję tego bohatera. Najpiękniejszym wierszem opisana jest ta walka w Przemianach Owidyusza. Nad męztwo i odwagę Ajaxa, przenieśli wodzowie Greccy, płynną Ulissesa wymowę. Jemu przysądzili boską po Achillu zbroję. Nie przeżył tej zniewagi syn Telamona, i orężem którego nikt mu wydrzeć nie zdołał, bo jego był własny, razem gniew swój uśmierzył i sławne życie zakończył. Widzi go Ulisses w krainie śmierci, lecz szlachetny Ajax przy gardzącem wejrzeniu żadnego doń nie przemawia słowa. "Jest w tem milczeniu, mówi Longin, moc jakaś i potęga wyższa nad wszystkie wyrazy."
Królowa Kartaginy, podobnem milczeniem przyjmuje Eneasza na polach Elizejskich i scena ta więcej jest dramatyczną. Winien ją Wirgiliusz boskiemu Homerowi, którego wielkość nawet w Odyssei nie zgasła zupełnie. Lecz jakże różnym jest od tej szczytności, pospolity obraz Elpenora, jednego z towarzyszów podróży Ulissesa, który się zabił spadając z wysokości pałacu czarodziejskiej Cyrce! "Jakżeś się tu dostał, zapytuje go Ulisses? Uprzedziłeś mnie chociaż pieszo, mnie którego tu żagle i wiatry na okręcie przyniosły." Myśl niska, i do śmieszności zbliżona, a nie mało takich Odysseja w sobie zawiera.
Użycie władzy nadprzyrodzonej, nie jest ani tak obszerne, ani tak zadziwiające, jak w pierwszym poemacie. Za Achillesem, najpotężniejszy z bogów całą wszechmocność swoją poruszał; wszystkie bóstwa ziemi, nieba i oceanu mieszały się do wojny trojańskiej, stąd widzieliśmy tam ludzi bogom podobnych. W przypadkach Ulissesa, jedna tylko Minerwa cały ogrom sił nadprzyrodzonych zastępuje. Jak zaś miejsce sceny kończy się na żegludze, opowiadaniu, lub w niegłośnem ojczystego domu zaciszu; tak wpływ nieśmiertelnej bogini, często na bardzo miernych przestawać musi posługach.
Trzeba ażeby Telemak bezskutecznie płynął do ziemi Nestora lub Menelaja; sama Minerwa w osobie Mentora, tę chęć w sercu jego zapala. Ona przytomną jest gotowalni Penelopy, Nie dosyć natem: po smutnem rozbiciu okrętu, fale morskie wyrzucić mogą Ulissesa na brzegi Feacyi, potrzeba natychmiast, aby sama Minerwa, ukazawszy się we śnie Nauzykai córce królewskiej, skłoniła ją do udania się nazajutrz, na brzeg morza, dla bielenia płócien z towarzyszkami swemi.
Ulisses, już na ojczystej wyspie, w domu gościnnego a wiernego panu Eumea, potrzebuje po tylu trudach odpoczynku, a w troskach zasnąć nie może: wnet bogini z niebios zstępuje, dla tego tylko, aby oznajmiła bohaterowi, że sen siły jego pokrzepi.
Pójdźmyż teraz do głównych osób poematu. Jak ważnemi stopniami wzmaga się i łagodzi gniew Achillesa. W Odyssei stan Penelopy, przez dwadzieścia cztery pieśni, zawsze jest jednakowy. Ciągła zalotników natrętność, jedneż zawsze biesiady, jedne weselne okrzyki i gody, jedna królowej posępność. Podróż Telemaka nie ma żadnego związku z Ulissesa podróżą; wszystko osobną idzie koleją: mówię idzie, bo nie leci olbrzymim krokiem, jak cały ogrom Iliady, który bez odetchnienia do końca pośpiesza. Siedm ksiąg, od piątej aż do dwunastej, przeminęło na samych opowiadaniach przypadków Ulissesa. Tymczasem Itaka, królowa i młody książe, z oczu naszych zniknęli. Już w dwunastej pieśni, to jest w połowie poematu, Ulisses stanął na upragnionym brzegu wyspy rodzinnej. Przecięż od tej chwili aż do sceny poznania z Penelopą, nic tak znakomitego nie zachodzi, coby zaostrzało troskliwą czytelnika uwagę. Król w postaci żebraka, przebywa długi czas w domu Eumea, akcya zaś poematu, żadnego przez to kroku nie czyni. Nie zaniedbał wprawdzie autor, wielkiej sztuki, przez którą ukształcił niejako nędzną Ulissesa postać. Słowa jego wyższą nad stan pozorny duszę malują. Wierzy w to cały dwór Itaki, wierzą niesprawiedliwi cudzej własności przywłaszczyciele, że częstokroć wielcy mężowie, bogi nawet, w nieokazałej dają się widzieć postaci. Tym sposobem, przewidujemy rozwiązanie poematu: ależ z drugiej strony, kij pasterski, tak cierpliwe i długie znoszenie pogardy, możeż nam zapowiadać okazałe rozwiązanie sceny? Czemu nie? Blask króla odzyskującego przodków swoich koronę, nie mógłżeby tern wydatniej jaśnieć, gdybyśmy go nagle ujrzeli, ze stanu tułactwa, w stanie właściwej jemu wielkości? Tak jest bez wątpienia. Nie ujmowały rolnicze Piasta narzędzia świetności berłu i purpurze. Owszem, tak rozmaite znakomite sprzeczności pomagają sobie nawzajem. Niech przecięż widzę bohatera w nieszczęściu i upadku, ale nie w upodleniu; niech mu towarzyszy nędza, lecz nie pogarda.
Ulisses, z torbą żebracką, stojący u drzwi domu własnego, z chciwością porywający rzucone sobie szczątki ze stołu, Ulisses potrącony nogą od służebnika własnego, uderzony kością od jednego z biesiadujących, walczący nakoniec o miejsce żebraka z nędznym Irusem: w której to walce musi znowu Minerwa pomoc z nieba przynosić: taki mówię Ulisses, nie dosyć odpowiada godności epopei. Więcej daleko król Lear odpowiada godności tragedji. Bo ten od własnych shańbiony dzieci, w obszernych niegdyś państwach, któremi z chwałą zarządzał, ledwie jednego przyjaciela znajduje; kiedy przeciwnie powrót Ulissesa jest powszechnym i jego poddanych i rodziny życzeniem. Lear, w bezludnej puszczy, zaledwie znajduje cnotliwego wieśniaka, który mu pomocy udziela; jedna nieszczęśliwa istota, córka nędzniejsza od ojca, chce znim dzielić stan opłakany; wszystko tak dalece go opuściło, że tylko równe nieszczęście i daleka od towarzystw ludzkich dzikość, lituje się nad nim; przeciwnie, syn Laerta dosyć ma i siły własnej i zewnętrznej pomocy i w niebie opieki, aby wydzierców dobra swojego ukarał. Niech mi zatem wolno będzie, za przykładem najpoważniejszych znawców, nie tyle się dziwić bohaterowi Odyssei, ile mię porywa wielkość bohaterów Iliady. Nie do tak niskich obrazów przystało Homerowi zstępować, ażeby w końcu blask Ulissesa uświetnił.
Powraca bohaterska scena w chwili, kiedy mędrzec, jak niedawno w trojańskiej wyprawie, bezczelnych zalotników do boju wyzywa, zwycięża i krwią zuchwalców sprawiedliwą zaspokaja zemstę. Lecz i tu jeszcze zmniejsza wielkość jego obecna bitwie Minerwa; gdzie bowiem niebezpieczeństwa nie było, tam i tryumf mniej sławnym być musi.
Cóż powiem o tak długo oczekiwanem rozwiązaniu poematu? Niemogła królowa poznać męża swojego po waleczności i męztwie: cóż ją przekonywa? małej wagi szczególność, dotycząca się domowego sprzętu. Jestże to wielkość właściwa bohaterskiej poezyi? Kto czytał Odysseję, zdanie to moje, wsparte na sądzie uczonych, potwierdzi nie mylnie. Przydać i to jeszcze należy, że interes poematu, nie kończy się wcale na pieśni ostatniej; wyrok bowiem nakazuje Ulissesowi, błądzić dalej po ziemiach naszych, z wiosłem na ramieniu, aż do spełnienia osobliwszej wróżby. Nie są to szczęśliwe Iliady zmyślenia, Mógłbym tu znaczniej uwagi moje przedłużyć, gdybym w porównaniu dwóch dzieł, liczniejsze różnice i podobieństwa przytaczał. Czyli wam się podoba porównać igrzyska jakie sprawiał Achilles na pogrzebie przyiaciela swojego, z temi, które bądź na dworze Lacedemony, bądź na dworze króla Feaków ujrzycie, sąd wasz nie będzie wątpliwym. Czyli porównać zechcecie, jeden obraz syna Tetydy, błagającego boga wichrów, aby dopomógł spłonąć zwłokom Patrokla, z tym obrazem, gdzie Ulisses w Eolii otrzymuje dar dziwaczny: wiatry w skórzanych worach zamknięte, i później przez chciwość jednego z towarzyszów, tę nadzieję szczęsnej żeglugi utraca; poznacie, że Homer mógł niekiedy być niższym od siebie samego.
Przy najsurowszej atoli krytyce, ta nieśmiertelna zostaje mu chwała, ze cokolwiek późniejsze wieki gieniuszów wydały, wielu mogło z błędów jego korzystać, nikt przecięż nad wielkość jemu samemu właściwą, nie wygórował. W Odyssei nawet, jeszcze to jest głos harmonijnej poezyi, jeszcze w niej Longin i Kwintylian, tyle wdzięków znajdują, iż zdają się mówić do boskiego Homera: "Śpiewaj wieszczu! chociaż nas czasem twoje nie zdumiewają wyrazy, lube jednak stron brzmienie zawsze serce zniewala."
Dmochowski zbogaciwszy język polski tłómaczeniem Iliady, zabierał się do przekładu Odyssei; dwie księgi tego poematu, i początek trzeciej ogłoszono drukiem, wydaniu reszty wczesna śmierć pisarza na przeszkodzie stanęła. Zamyślał on, jak mi wiadomo, całe poema prozą przekładać, w wyborniejszych tylko częściach zachowując poezyą. Nie wiem, czyliby się trzymał tej myśli w dalszym dzieła postępie. Znał to bowiem Dmochowski, iż tłómaczyć prozą poetów, jest to im najświetniejszą ozdobę, najwłaściwszy przymiot odbierać. Słuszność doradza, z dwojga złego, przy mniejszem obstawać. Dla tego, wolałbym zapewne, gładką łatwą i zrozumiałą prozę, niż wiersze ciężkie, przymuszone, niewdzięczne. Lamothe we Francyi, wierszem w prawdzie tłomaczył Iliadę, zdaniem jednak Laharpa, nie tyle on Homerowi swoją dowcipną zaszkodził krytyką, ile złem tłómaczeniem. Jeżeli do sławy narodowej należy, posiadać w mowie ojczystej piękne starożytności dzieła i obcych narodów zaszczyty; wiadomo wszystkim iż mamy wierszem polskim przełożoną Odysseję przez Przybylskiego, której Francya nawet nie ma dotychczas. Dzieło to znajduje się w ręku publiczności, i przez nią samą najdokładniej ocenionem być może.
Nie skończyły się z Odysseją nasze nad Homerem uwagi. Jeżeli to prawda co Wolter powiedział, co Delille powtórzył, że Wirgiliusz jest najpiękniejszem dziełem Homera; obszerny jeszcze podziwienia, nauki, i miłej roskoszy czeka nas zawód. W miarę postępu na tej kwiecistej drodze, rozszerzać się będą nasze wyobrażenia o sztuce i smaku. Uwagi nad Odysseją zakończymy przytoczeniem wyjątków z przekładania Dmochowskiego. Oto jest zaczęcie pieśni drugiej, gdy Telemak zwołuje lud na radę, i za natchnieniem Minerwy, wynurza przed zgromadzeniem swoje cierpienia.
Skoro wstała jutrzenka strojna w piękne róże
Szlachetny syn Ulissa twarde rzuca łoże
I na ciało nadobne kładzie ubiór drogi,
Bok mieczem, i obuwiem świetnem błyszczą nogi.
Woźni lud przywołują, ich głos słysząc rzesza
Natychmiast na plac rady ciekawie pośpiesza,
A kiedy już stanęły ludu rzędy liczne,
Z oszczepem w ręku idzie na miejsce publiczne.
Dwa psy dążą za panem: jego postać cała
Z łaski Minerwy wdziękiem nadludzkim jaśniała.
Dziwi się lud szlachetnej Telemaka twarzy:
Zasiadł na tronie ojca, ustąpili starzy.
Egipcyusz najpierwszy przerywa milczenie,
Wiek nachylony wielkie dał mu doświadczenie:
Antyf syn tego starca poszedł na wyprawę
I z Ulissem pod Troją zarabiał na sławę;
Jego w jaskini srogi Cyklop zamordował
I z ostatniego krwawą wieczerzę zgotował.
Trzech miał synów, Eurynom wśród gamratów gości,
Dwaj zaś ciągle ojcowskie uprawiali włości.
Lecz wspomnienie czwartego ciężko serce tłoczy,
Zaczyna, a łza rzewna wilży jego oczy.
Przyjmijcie z pobłażaniem ziomki słowa moje:
Odtąd jak się Ulisses wyprawił pod Troję,
Nigdyśmy się na radę nie zebrali razem.
Za czyim zbiór dzisiejszy nastąpił rozkazem?
Młody czy stary zwołał i z jakiej przyczyny?
Czy od Ulissa dobre powziąwszy nowiny,
Chce długo zasmuconych niemi rozweselić,
Czy o rzeczy publicznej myśli swych udzielić?
Zacny to mąż, i godzien największych korzyści
Czego tylko zażąda niech mu Jowisz zjiści."
Młodzian wyrazy starca wziął za znak szczęśliwy:
Ucieszył się niezmiernie, i głos zabrać chciwy,
Wstał, i berło podniósłszy – w te słowa zaczyna:
Nie szukaj innych, widzisz Ulissesa syna,
Zgromadzenie to z mojej przywołane woli,
Nikt tu nademnie więcej nie cierpi niedoli:
Nie mam ja wieści których pragniecie ciekawie,
Nie przedsięwziąłem mówić o publicznej sprawie,
Lecz was ziomkowie wzruszyć mych nieszczęść obrazem.
Dwa ciosy na biednego uderzyły razem:
Pierwszy, żem najlepszego rodzica postradał
Co niejako król wami, lecz jak ojciec władał;
Drugi, który wszelkiego zbawi nas dostatku