Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 1, obejmujący życiorys poety, pogląd krytyczny na jego poezye i Pieśni Janusza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 1, obejmujący życiorys poety, pogląd krytyczny na jego poezye i Pieśni Janusza - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 468 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DZIE­ŁA PO­ETYC­KIE

Win­cen­te­go Pola

Opra­co­wa­li i w ob­ja­śnie­nia za­opa­trzy­li

Jó­zef Sro­czyń­ski i Mak­sy­mi­lian Wi­śnio­wiec­ki

Na­uczy­cie­le gim­na­zy­um w Sta­ni­sła­wo­wie.

Tom I.

Obej­mu­ją­cy ży­cio­rys po­ety, po­gląd kry­tycz­ny na jego po­ezye i pie­śni Ja­nu­sza.

Opra­co­wał, wstę­pem i ob­ja­śnie­nia­mi za­opa­trzył

Mak­sy­mi­lian Wi­śnio­wiec­ki.

Sta­ni­sła­wów

Dru­kiem i na­kła­dem E. We­iden­fel­da i bra­ta.

1904.PRZED­MO­WA OD NA­KŁAD­CÓW.

Po­wo­do­wa­ni chę­cią uła­twie­nia ogó­ło­wi Czy­tel­ni­ków lek­tu­ry dzieł na­szych wiesz­czów, tu­dzież pra­gnąc od­dać ze swej stro­ny bo­daj w ma­łej czę­ści przy­słu­gę ru­cho­wi, jaki się w ostat­nich cza­sach na ni­wie li­te­rac­kiej i wy­daw­ni­czej w Pol­sce roz­po­czął, po­sta­no­wi­li ni­żej pod­pi­sa­ni, nie li­cząc się z kosz­ta­mi, wy­dać po­etyc­kie dzie­ła Win­cen­te­go Pola. Do­tych­cza­so­we bo­wiem wy­da­nia, a przedew­szyst­kiem wy­da­nie ro­dzi­ny zmar­łe­go po­ety, albo są na wy­czer­pa­niu albo z po­wo­du swej wy­so­kiej ceny nie­do­stęp­ne dla ogó­łu, któ­ry żąda wy­da­nia ta­nie­go i sto­ją­ce­go na wy­so­ko­ści wy­ma­gań doby obec­nej. Dla­te­go też pod­pi­sa­ni nie­tyl­ko po­sta­ra­li się o moż­li­wie naj­lep­szą i naj­od­po­wied­niej­szą stro­nę ze­wnętrz­ną wy­da­nia, ale tak­że za­pew­ni­li so­bie ce­lem pod­nie­sie­nia we­wnętrz­nej war­to­ści wy­daw­nic­twa po­moc li­te­rac­ką dwóch obe­zna­nych z oj­czy­stem pi­śmien­nic­twem pra­cow­ni­ków. Mimo znacz­ne­go na­kła­du usta­no­wi­li na­kład­cy cenę bar­dzo przy­stęp­ną, by uła­twić na­by­cie dzieł wiesz­cza każ­de­mu mi­ło­śni­ko­wi rze­czy oj­czy­stych i przy­czy­nić się w ten spo­sób do więk­sze­go roz­po­wszech­nie­nia dzieł po­ety i jego ide­ałów.

Sta­ni­sła­wów dnia 20. lip­ca 1903.

E. We­iden­feld i Brat.PRZED­MO­WA.

Pi­sa­no rok temu o jed­nym po­ecie, że pieśń swo­ją jak­by z pod ser­ca nam wy­jął. I rze­czy­wi­ście, po­eta du­cha na­ro­du, któ­ry ma w nim przed­sta­wi­cie­la swych my­śli i uczuć, zu­peł­nie ro­zu­mie, jego tro­ski i na­dzie­je, bóle i oba­wy po­dzie­la i do jed­ne­go celu z nim dąży.

Ta zgod­ność du­cho­wa na­ro­du z pie­śnia­mi wiesz­czów jest głów­ną ce­chą li­te­ra­tu­ry na­ro­do­wej, któ­ra ma za za­da­nie nie tyl­ko kry­sta­li­zo­wać w utwo­rach swo­ich prą­dy obec­nie du­szę na­ro­du ogar­nia­ją­ce, lecz tak­że przy­go­to­wy­wać dro­gę pod nowe, do­sko­nal­sze.

Rzecz dziw­na jed­nak! Za­słu­cha­ni w dźwię­ki po­ezyi współ­cze­snej nie od­czu­wa­my nie­raz, że to jest owoc na­sion, rzu­co­nych w gle­bę du­cho­wą przez daw­nych mi­strzów, owoc świad­czą­cy o war­to­ści i siew­cy i za­sie­wu. Były wszak­że okre­sy, kie­dy ci siew­cy wy­łącz­nie, jed­ni z mniej­szą, dru­dzy z więk­szą sła­wą i za­słu­gą, pod­trzy­my­wa­li pió­rem, a nie­rzad­ko i orę­żem, du­cha na­ro­du, krze­pi­li zwąt­pia­łe ser­ca, gdy roz­pacz je tar­ga­ła, wska­zy­wa­li dro­gę do ide­ału dal­szym po­ko­le­niom, sło­wem pra­co­wa­li nad za­cho­wa­niem na­ro­du.

Ato­li, nie mó­wiąc już o wiel­kich przed­sta­wi­cie­lach po­ezyi na­szej w pierw­szej po­ło­wie XIX w., z któ­rych każ­dy do­cze­kał się po­mni­ka tak w mar­mu­rze lub bron­zie, jak przedew­szyst­kiem w umie­jęt­nem przed­sta­wie­niu li­te­rac­kiem swych nie­śmier­tel­nych utwo­rów od­czu­wa­my po­trze­bę na­glą­cą za­ję­cia się dal­szym sze­re­giem owych pra­cow­ni­ków, z któ­rych każ­dy we­dług sił swo­ich ży­wił i krze­wił myśl na­ro­do­wą. Dzia­łal­ność Pola, Kon­dra­to­wi­cza, Ujej­skie­go, Le­nar­to­wi­cza, Ro­ma­now­skie­go, Asny­ka i wie­lu in­nych wiesz­czów, cho­ciaż każ­dy miał swą dobę roz­kwi­tu, był na­mięt­nie czy­ta­ny, roz­chwy­ty­wa­ny i na­śla­do­wa­ny, nie ma jesz­cze, zda­niem na­szem prócz uryw­ko­we­go przed­sta­wie­nia w hi­sto­ry­ach li­te­ra­tu­ry, w cza­so­pi­smach, pro­gra­mach, zbio­rach szki­ców li­te­rac­kich, do­kład­ne­go ob­ra­zu. Doj­ście do ta­kiej grun­tow­nej pra­cy uła­twia­ją przedew­szyst­kiem wy­da­nia utwo­rów po­etyc­kich, któ­rych dzię­ki ru­chli­wo­ści na­kład­ców z każ­dym dniem co­raz wię­cej się po­ja­wia, a na­stęp­nie ob­ja­śnie­nia i ko­men­ta­rze, w ja­kie wy­daw­cy ce­lem zro­zu­mie­nia idei utwo­rów i roz­po­wszech­nie­nia ich w ko­łach szer­szej pu­blicz­no­ści pu­bli­ka­cye po­ezyi za­opa­tru­ją.

Pra­ca ni­niej­sza, jako po­wrót do "skar­bów daw­no zdo­by­tych a czę­ścio­wo za­po­mnia­nych" nie ma pre­ten­syi do ory­gi­nal­no­ści i chce je­dy­nie ogó­ło­wi sta­wić przed oczy utwo­ry jed­ne­go z tych wiesz­czów, któ­rzy dźwię­kiem swych pie­śni za­pa­la­li do boju na­szych dzia­dów i oj­ców i osła­dza­li im cięż­kie chwi­le za­wie­dzio­nej na­dziei, a dziś łzę wy­wo­łu­ją w oczach wnu­ków..

W Sta­ni­sta­wo­wie, dnia 20. lip­ca 1903.

Jó­zef Sro­czyń­ski i Mak­sy­mi­lian Wi­śnio­wiec­ki.* * *

Układ ni­niej­sze­go wy­da­nia za­bra­nia mi za­jąć się oce­ną spe­cy­al­ną utwo­rów po­etycz­nych Pola. Znaj­dzie ją czy­tel­nik we wstę­pie do każ­de­go po­ema­tu. W tem miej­scu ogra­ni­czę się do przed­sta­wie­nia bo­daj w ogól­nych za­ry­sach ob­ra­zu twór­czo­ści na­sze­go po­ety.

Pol roz­po­czął za­wód po­etyc­ki w r. 1833, a więc mniej wię­cej w cza­sie, kie­dy wiel­cy po­eci nasi albo za­mil­kli, jak Mic­kie­wicz, albo pi­sa­li dzie­ła dla szer­sze­go ogó­łu – jak na­ów­czas – mało lub wca­le nie­zro­zu­mia­łe, jak Kra­siń­ski i Sło­wac­ki. Była to więc chwi­la po­go­dy, oświe­co­na wpraw­dzie słoń­cem na­sze­go ro­man­ty­zmu, zwia­stu­ją­ca jed­nak wsku­tek bra­ku wy­bit­nych ta­len­tów młod­szych już pe­wien za­stój. Prze­dzia­łu jed­nak mię­dzy spo­łe­czeń­stwem a du­chem i tre­ścią po­ezyi nie było: mi­stycz­ny na­strój me­sy­ani­zmu od­po­wia­dał zwięk­szo­nej w cza­sach upad­ku re­li­gij­no­ści, mi­łość tra­dy­cyi i sta­re­go oby­cza­ju wy­wo­ły­wa­ła utwo­ry sła­wią­ce prze­szłość na­ro­du w naj­roz­ma­it­szych jej ob­ja­wach. Ale wsku­tek nie­zbyt wy­so­kie­go stop­nia wy­kształ­ce­nia znaj­do­wa­ły naj­wię­cej od­dźwię­ku w ser­cach zbo­la­łe­go spo­łe­czeń­stwa ta­kie utwo­ry, któ­re były pod wzglę­dem du­cha i tre­ści dla ogó­łu przy­stęp­ne a z po­wo­du ła­twej nie­za­wi­łej for­my pręd­ko dały się przy­swo­ić. Ta­ki­mi w tej chwi­li były je­dy­nie pio­sen­ki pa­try­otycz­ne, któ­rych naj­lep­szym wy­ra­zem, przy­cho­dzą­cym w samą porę a od­po­wia­da­ją­cym na­stro­jo­wi, były "Pie­śni Ja­nu­sza" Win­cen­te­go Pola. Nic więc dziw­ne­go, że zro­zu­mia­łe dla wszyst­kich, od­da­ją­ce wier­nie uspo­so­bie­nie na­ro­du po dniach Gro­cho­wa, Waw­ru, Stocz­ka, Iga­ni, uję­ły na­tych­miast ogół za ser­ce i po­wszech­ne zy­ska­ły uzna­nie.

Jak więc wi­dzi­my, za­czął Pol od tego, że ze­rwał tra­dy­cyą li­te­rac­ką po­przed­ni­ków, że po­rzu­cił na­śla­dow­nic­two wiel­kich na­szych mi­strzów, a po­szedł za tęt­nem ży­cia współ­cze­sne­go. Dro­gę wska­zał mu już daw­no pro­sto­tą swej po­ezyi Bro­dziń­ski, Pol ją nie tyl­ko utrzy­mał, ale tak­że wy­do­sko­na­lił i roz­sze­rzył na wszyst­kie te­ma­ty i przed­mio­ty dla nas dro­gie.

Za­czął tedy po­eta od nuty bo­jo­wej, prze­szedł do wio­sko­wej, a skoń­czył na za­ścian­ko­wej, szla­chec­kiej. Dla Pola te trzy za­kre­sy nie przed­sta­wia­ją prze­ci­wień­stwa, bo pieśń swą bie­rze od "ludu" i śpie­wa "dla ludu", któ­ry jest u nie­go po­ję­ciem, obej­mu­ją­cem wszyst­kie war­stwy spo­łe­czeń­stwa. Kto ko­chał zie­mię ro­dzin­ną i niósł dla niej ży­cie i mie­nie, kto zaj­mo­wał się upra­wą roli, dbał o za­cho­wa­nie sta­rych zwy­cza­jów i oby­cza­jów, a uni­kał cu­dzo­ziem­czy­zny, był dla Pola ko­cha­nym bra­tem, god­nym uści­sku i sło­wa naj­ser­decz­niej­sze­go. Wi­dzi­my to przedew­szyst­kiem w "Pie­śni o zie­mi na­szej", na­pi­sa­nej po "Przy­go­dach Be­ne­dyk­ta Win­nic­kie­go", o któ­rych jako na­le­żą­cych do in­ne­go za­kre­su póź­niej wspo­mnę. Pol, jak po­wia­da Kra­szew­ski, oce­nia­jąc po­wyż­szy utwór tak ko­cha Pol­skę sta­rą, że ją na­wet naj­obo­jęt­niej­szym ko­chać każe. A cóż dla nas droż­sze­go nad zie­mię oj­czy­stą, nad bra­ci, któ­rzy ją upra­wia­ją i jej pło­da­mi nas ży­wią? Mimo, że gdzie­nieg­dzie prze­bi­ja w utwo­rze su­cha dy­dak­ty­ka i wy­li­cza­nie geo­gra­ficz­nych nazw i po­jęć, wsku­tek cze­go nie­jed­ni na­zy­wa­ją "Pieśń o zie­mi na­szej" ry­mo­wa­ną geo­gra­fią, mimo to nad wszyst­kiem pa­nu­je ser­decz­ne uczu­cie i mi­łość do tego, co na­sze, i spra­wia, że te­mat, choć­by naj­po­spo­lit­szy, a nie­raz może i naj­błah­szy, ubie­ra się w oczach czy­tel­ni­ka w sza­tę ja­kiejś nie­zwy­kło­ści, któ­ra nas po­cią­ga i na du­chu pod­no­si.

Nutę wio­sko­wą naj­le­piej wy­ra­ził w "Ob­ra­zach z ży­cia i po­dró­ży". Pol żył z lu­dem, ko­chał go, pra­gnął oświe­cić i dźwi­gnąć z nę­dzy. Ludu jed­nak i jego cha­rak­te­ry­sty­ki nie od­ry­wał od miej­sca, gdzie lud miesz­kał; mó­wiąc więc o gó­ra­lach ta­trzań­skich i kar­pac­kich, przed­sta­wia na­szym oczom siny łań­cuch Kar­pat i śnież­ne szczy­ty Tatr i usi­łu­je w nas wzbu­dzić ich urok, w jaki sam po­padł.

War­tość wszyst­kich utwo­rów tej doby jest w ca­łem zna­cze­niu tego wy­ra­zu wiel­ka: wie­je z nich szcze­re uczu­cie, praw­da i bez­po­śred­niość wra­żeń; dla­te­go wie­le z nich żyje w ustach na­ro­du, któ­ry je śpie­wa i nuci.

Rok 1846 i jego smut­ne wy­pad­ki spro­wa­dza­ją zmia­nę w jego twór­czo­ści. Pol sta­now­czo nie zga­dza się na fakt uwłasz­cze­nia wło­ścian, któ­re na­stą­pi­ło na­gle z ra­mie­nia rzą­du i dla­te­go rzu­ci­ło ziar­no nie­zgo­dy, roz­dwa­ja­jąc dro­gą usta­wy gro­ma­dę, od wie­ków jed­ną ca­łość sta­no­wią­cą. Pol, wi­dząc, do cze­go ten krok pro­wa­dzi, zwłasz­cza że do­znał na so­bie okrop­nych skut­ków rze­zi chłop­skiej, skie­ro­wał całą du­szą swe uczu­cia do in­nej war­stwy na­ro­du t… j… do szlach­ty. Od­ży­ły też te­raz i prze­su­nę­ły się przez jego du­szę te ob­ra­zy i wspo­mnie­nia, ja­kie­mi go już od mło­do­ści kar­mio­no, a ja­kie w cza­sie dłu­gich wie­czo­rów zi­mo­wych w Ka­le­ni­cy, w Ma­ry­ipo­lu i Po­lan­ce przed nim w wiel­kiej ilo­ści roz­ta­cza­no. Mógł tedy po­eta zbie­rać z ła­two­ścią żywe typy lu­dzi sta­rej daty, od­twa­rzać ich po­glą­dy i za­sa­dy, mógł wier­nie przed­sta­wić to, co było wy­zna­niem wia­ry sta­rosz­la­chec­kie­go świa­ta. Ide­ali­zu­je więc nie tyl­ko po­je­dyń­cze po­sta­cie tego sta­nu, jak w "Przy­go­dach Win­nic­kie­go" i w "Mo­hor­cie", ale tak­że jego ży­cie zbio­ro­we i spo­łecz­ne w prze­szło­ści jak w "Se­na­tor­skiej zgo­dzie" i "Sej­mi­ku w Są­do­wej Wisz­ni". Do tego zaś naj­le­piej nada­wał się ten ro­dzaj po­etycz­ny, któ­ry zbli­żał się do opo­wia­da­nia po­tocz­ne­go i za­cho­wy­wał do­kład­nie jego ce­chy, a nie ma­jąc wyż­sze­go na­stro­ju, do­zwa­lał na pew­ną swo­bo­dę i nie­dba­łość tak w roz­sta­wie­niu szcze­gó­łów, jak w bu­do­wie ca­ło­ści. Jest to ga­wę­da, a Pol wła­śnie pierw­szym był twór­cą i mi­strzem w tym kie­run­ku. Przed­sta­wił nam więc w ga­wę­dzie całe sze­re­gi zda­rzeń z daw­ne­go ży­cia szlach­ty, któ­re im bar­dziej się spo­łe­czeń­stwo od­da­la­ło od nie­go, w tem po­nęt­niej­szem i ja­śniej­szem świe­tle mu się po­ka­zy­wa­ło. Pol uwiel­bia wszyst­ko: i si­we­go star­ca-służ­bi­stę na kre­sach wschod­nich; i ojca do­ma­ga­ją­ce­go się za po­mo­cą kija sza­cun­ku od do­ro­słe­go syna i czci tak dla prze­pi­sów re­li­gij­nych jak i dla sie­bie; i ma­gna­ta pol­skie­go, któ­ry dla ka­pry­su każe na od­po­wiedź trzy lata cze­kać; i in­sty­tu­cyę sej­mi­ku szla­chec­kie­go, bę­dą­cą pod­sta­wą i na­rzę­dziem wol­no­ści uprzy­wi­le­jo­wa­nej kla­sy, a da­ją­cą spo­sob­ność do wzbo­ga­ce­nia się bied­nym i do wy­pra­wia­nia burd zu­chwa­łym, wresz­cie opi­su­je ży­cie we dwo­rze, ste­pie, bo­rze, klasz­to­rze; ma­lu­je oby­cza­je i zwy­cza­je daw­ne, a czy­ni to tak po pro­stu a po­etycz­nie, środ­ka­mi tak na­tu­ral­ny­mi a barw­ny­mi, że cza­ro­wał więk­szość współ­cze­snych czy­tel­ni­ków, po­ry­wał ich ser­ca i wznie­cał w nich żal za mi­nio­ną prze­szło­ścią.

Utwo­ry te jed­nak co… do swej war­to­ści mniej mają obec­nie zwo­len­ni­ków niż "Pie­śni" z doby po­przed­niej. Naj­pierw treść – nie­rzad­ko mo­ra­li­zu­ją­ca – ra­zi­ła po­stę­po­wych czy­tel­ni­ków i ścią­ga­ła na Pola za­rzut, że z pew­nem za­śle­pie­niem uwiel­bia wstecz­nic­two, na­ło­gi wie­ko­we, pry­wa­tę i bez­pra­wia, któ­re wła­śnie, jako przy­czy­nę zgu­by Oj­czy­zny, na­le­ża­ło su­ro­wo i bez­względ­nie po­tę­piać.

For­ma na­stęp­nie – acz­kol­wiek ory­gi­nal­na – tak­że po­zo­sta­wia­ła nie­co do ży­cze­nia: przed­sta­wie­nie, cza­sa­mi za roz­wle­kłe, cier­pi na brak spój­ni mię­dzy po­je­dyń­cze­mi czę­ścia­mi i robi z utwo­rów sze­re­gi ob­raz­ków bez oży­wio­nej ak­cyi. Je­den i dru­gi za­rzut ma­le­je jed­nak, je­że­li zwa­ży­my oko­licz­no­ści, w ja­kich owe po­ema­ty po­wsta­ły i uwzględ­ni­my na­tu­rę ta­len­tu po­ety, któ­ry był je­dy­nie zna­ko­mi­tym ob­ser­wa­to­rem, a nie ma­jąc wie­le wła­snej fan­ta­zyi, naj­le­piej od­czu­wał i od­twa­rzał rze­czy wi­dzia­ne i sły­sza­ne.

Przy koń­cu ży­cia prze­szedł Pol do te­ma­tów hi­sto­rycz­nych. Było to rze­czą z po­rząd­ku tre­ści wy­ni­ka­ją­cą, by po wspo­mnie­niu współ­cze­snych czy­nów bo­ha­ter­skich, po opi­sa­niu zie­mi oj­czy­stej i jej miesz­kań­ców, po przed­sta­wie­niu ży­cia ludu i szlach­ty oraz tra­dy­cyj­nych oby­cza­jów i zwy­cza­jów oboj­ga, cof­nąć się w prze­szłość. Pi­sze więc Pol "Wita Stwo­sza", "Het­mań­skie pa­cho­lę", "Z wy­pra­wy wie­deń­skiej rap­sod ry­cer­ski", prze­cho­dząc od wie­ków śred­nich do wie­ku XVI a koń­cząc na w. XVII.

Te po­ema­ty mają o wie­le mniej­szą war­tość od po­przed­nich. Duch i cia­ło po­ety sła­bły, wy­czer­py­wa­ły się, ta­lent uległ zma­nie­ro­wa­niu. Pol jed­nak za­wo­du swe­go nie po­rzu­cił, lecz skoń­czył go do­pie­ro z chwi­lą śmier­ci, a skoń­czył zno­wu nutą swoj­ską ser­decz­ną, t… j. "Pie­śnią o domu na­szym", po niej na­stą­pił prze – pięk­ny Fi­nał jego po­ezyi na­ro­do­wej t… j. Pieśń Ja­nu­szo­wa o Kra­ku­so­wym gro­dzie. Dziw­na rzecz, jak Pol umiał przed­mio­ty zwy­kłe, co dzień nam w oczy wpa­da­ją­ce wy­ide­ali­zo­wać, wy­czy­tać w nich du­cha na­ro­du, do­pa­trzeć się w nich uro­ku i uczy­nić je na­sze­mu ser­cu dro­gi­mi. Tak po­eta zro­bił z do­mem na­szym, któ­re­go cha­rak­ter pol­ski wów­czas co­raz bar­dziej się za­cie­rał i gi­nął, tak wresz­cie z ko­leb­ką i sie­dzi­bą na­szych wład­ców, któ­rą ka­zał nam ko­chać, jako naj­droż­szy klej­not wspo­mnień i źró­dło lep­szej na­dziei.

Jak więc z tego po­glą­du wi­dać, oce­na twór­czo­ści po­etyc­kiej Pola w roz­ma­itych chwi­lach roz­wo­ju na roz­ma­itych opie­rać się musi pod­sta­wach. In­a­czej poj­mo­wać na­le­ży utwo­ry jego pi­sa­ne w pierw­szej do­bie, in­a­czej po r. 1846, in­a­czej wresz­cie w ostat­nich chwi­lach ży­cia. Nad wszyst­ki­mi stop­nia­mi i róż­ni­ca­mi uno­si się duch po­ety, jed­na­ką w każ­dej czę­ści prze­ję­ty my­ślą, my­ślą mi­ło­ści oj­czy­zny. Tem po­ję­ciem i za­kre­sem obej­mu­je Pol nie tyl­ko zie­mię na­szą, ale tak­że i lud nasz i szlach­tę, i zwy­czaj nasz i oby­czaj, sie­dzi­bę pro­stacz­ków i miesz­ka­nie kró­lów na­szych, boje na­sze i dą­że­nia, sła­wę i wady na­sze, a wszyst­ko zgod­nie z du­chem swej epo­ki, któ­ra uwiel­bia­ła współ­cze­sne usi­ło­wa­nia, a chwa­li­ła prze­szłość, co­raz bar­dziej za­ni­ka­ją­cą,

Jest więc Pol po­etą o cha­rak­te­rze wy­bit­nie na­ro­do­wym i mimo roz­ma­itych za­prze­czeń ta­kim po­zo­sta­nie.PIE­ŚNI JA­NU­SZA.

CZĘŚĆ I.

Pie­śni Ja­nu­sza, de­dy­ko­wa­ne dwom naj­szla­chet­niej­szym Po­lkom: Emi­lii Szcza­niec­kiej i Klau­dy­nie z Dzia­łyń­skich Po­toc­kiej, dzie­lą się, jak wska­zu­je wy­da­nie przez sa­me­go po­etę uło­żo­ne i w r. 1863 we Lwo­wie pod jego okiem dru­ko­wa­ne, na trzy czę­ści. Pierw­sza obej­mu­je pie­śni, dru­ko­wa­ne po raz pierw­szy w Pa­ry­żu w 1833, dru­ga "Pieśń o kra­ku­so­wym gro­dzie", "Szaj­ne ka­ta­ryn­kę", i "Hi­sto­ryę szew­ca Jana Ki­liń­skie­go", trze­cia "Ob­raz­ki z po­dró­ży i z ży­cia", "Rok 1846", i "Z wię­zie­nia". Jak wi­dzi­my, jest to zbiór róż­no­rod­nych utwo­rów, w roz­ma­itych chwi­lach i pod roz­ma­item na­tchnie­niem po­wsta­ją­cych. Na­wet pierw­sza część, nie mie­ści w so­bie, jak­by to moż­na wnio­sko­wać z ty­tu­łu, tego sa­me­go ro­dza­ju po­ema­tów. Obok bo­wiem pie­śni t… j… utwo­rów li­rycz­nych we wła­ści­wem zna­cze­niu tego wy­ra­zu, jest wie­le t… zw. pie­śni opi­so­wych; po­eta po­da­je w nich w śpiew­nej for­mie opo­wia­da­nie ja­kie­goś zda­rze­nia lub opis ja­kiejś sce­ny z ży­cia żoł­nie­rzy, czy­ni to jed­nak z ta­kiem uczu­ciem i prze­ję­ciem się, że musi wy­wo­łać w czy­tel­ni­ku lub słu­cha­czu ten sam na­strój, w ja­kim się sam znaj­do­wał w chwi­li two­rze­nia po­ema­tu, i ten też chce prze­lać w na­sze ser­ce. Znaj­du­je­my tu tak­że ob­raz­ki sa­ty­rycz­ne, & na­wet pierw­szą w li­te­ra­tu­rze ty­po­wą ga­wę­dę "Wie­czór przy ko­min­ku".

Co do pie­śni naj­pierw, tak li­rycz­nych jak i opi­so­wych, słusz­nie je na­zy­wa prof. Tar­now­ski pio­sen­ka­mi pa­try­otycz­ne­mi. Zna­no je i śpie­wa­no wszę­dzie, tam na­wet, gdzie nie było wol­no; nie­raz też nie wie­dzia­no kto, jest au­to­rem pio­sen­ki; stwier­dza­ła się przez to jej ży­wot­ność, bo ogół, zna­la­zł­szy w niej od­dźwięk swe­go uczu­cia i swej my­śli, przy­jął ją za swo­ją. Lecz i Pol nie był na­tem polu in­no­wa­to­rem. Pio­sen­ki pa­try­otycz­ne śpie­wa­ły już za­stę­py kon­fe­de­ra­tów bar­skich; z nich też czer­pa­ły po­krze­pie­nie nie­śmier­tel­ne na­sze le­gio­ny, nu­cąc na urą­go­wi­sko wro­gom: Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła! Bez­po­śred­nio wy­prze­dzi­li Pola, je­że­li już po­mi­nie­my Niem­ce­wi­cza, Cy­pry­an Go­deb­ski, Kon­stan­ty Ty­mie­niec­ki, a przedew­szyst­kiem An­to­ni Gó­rec­ki, któ­ry w swych "Kra­ko­wia­kach, ofia­ro­wa­nych Po­lkom" od­two­rzył wy­bor­nie na­strój cha­rak­te­ry­zu­ją­cy cza­sy wo­jen­ne Księ­stwa War­szaw­skie­go. Pol zaś jest ra­zem z Ga­szyń­skim i Wi­twic­kim bar­dem bo­jów li­sto­pa­do­wych. Piosn­ki jego zro­dzi­ły się na emi­gra­cyi, t… j… w chwi­li, gdy w umy­słach na­ro­du tkwi­ły żywo świe­że wy­pad­ki po­li­tycz­ne, za­koń­czo­ne wpraw­dzie klę­ską, ale na­peł­nia­ją­ce ser­ce każ­de­go Po­la­ka słusz­ną dumą. Dzię­ki bo­wiem tyl­ko dziel­no­ści żoł­nie­rza nie zbru­ka­no ho­no­ru, oka­za­no nad­ludz­kie mę­stwo. Wszyst­kie też uczu­cia ca­łe­go na­ro­du od naj­pierw­szych na­dziei, aż do zwąt­pie­nia i roz­pa­czy, przy­wią­za­ne są do ide­ału żoł­nie­rza, ja­kim był ułan i czwar­tak w r. 1830 i 1831, a dla tego i pio­sen­ka, któ­ra o nim śpie­wa­ła, jego wspo­mnie­nia ra­do­sne i smut­ne gło­si­ła przed świa­tem, zna­la­zła wszę­dzie ser­decz­ne przy­ję­cie, a przez to i za­da­nie swe: do­da­nie po­cie­chy, po­krze­pie­nie serc, za­cho­wa­nie du­cha na przy­szłość, zna­ko­mi­cie speł­ni­ła.

Pie­śni Ja­nu­sza w ści­słem zna­cze­niu za­czy­na­ją zbio­rek. Róż­nie o nich są­dzo­no. Jed­ni, jak Ujej­ski, wy­no­si­li je z prze­sa­dą pod nie­bio­sy, dru­dzy, jak Spa­so­wicz, uży­li spo­sob­no­ści ich oce­ny do stwo­rze­nia pasz­kwi­lu, ob­ni­ża­ją­ce­go i war­tość po­ety i pie­śni sa­mych. Przy­pa­trz­myż się, kto miał słusz­ność.

Na po­cząt­ku czy­ta­my wstęp mo­ty­wu­ją­cy, dla­cze­go po­eta za­czął pie­śni pi­sać. Jest to je­den z naj­pięk­niej­szych ustę­pów w tym zbio­rze. Naj­pierw wita po­eta czy­tel­ni­ka na­szem "Niech bę­dzie po­chwa­lo­ny", a więc w "oj­ców wie­rze". Przy­no­si pieśń "oj­czy­stą, pro­stą, rzew­ną, a su­ro­wą, jak współ­cze­sny lud i czas"; wszyst­kich po­eta zna, bo zwie­dził całą Pol­skę "od Be­ski­dów do Po­mo­rza, z Li­twy aż do Za­po­ro­ża"; w każ­dym zaś wi­dzi bra­ta, czy kto miesz­ka "we dwo­rze czy w klasz­to­rze, na sło­bo­dzie czy w go­spo­dzie". Ja­kiż na­stęp­nie te­mat pio­sen­ki? Otóż na­sam­przód "na Gro­chow­skie cią­gniem pole, a sła­wą brzmi rym". Bę­dzie więc wiel­bił po­eta na­sze boje, w któ­rych i "Kra­ku­sy" bra­li udział; cza­sem znów do­tknie wspo­mnień "Bar­skich"; przy tem jed­nak nie po­mi­nie i serc nie­wie­ścich, "Po­lek czar­no­bre­wych", któ­re utra­ci­ły swe naj­droż­sze oso­by, a pę­dząc noce we łzach, nie za­zna­ły szczę­ścia mło­do­ści. Wiesz­czym du­chem za­pew­nia po­eta: "My tej zie­mi się do­bi­jem, lub w mo­gi­łach znów oży­jem, w dzie­jach zie­mi tej", a za­pew­nia tem bar­dziej, że i na­ród tą samą my­ślą jest prze­ję­ty; o tem wie naj­le­piej śpie­wak, któ­ry nie­sie "pieśń z ludu", "dla lu­dzi", umie więc wy­czy­tać, "co się w głę­biach pier­si tłu­mi, bo i w nim ta krew!" Na­dej­dą też kie­dyś "strasz­ne sądy Boże", a i "krew Lac­ka, któ­ra cuda może", nie bę­dzie bez­czyn­na, byle tyl­ko roz­trop­nie po­czy­na­ła, nie za lada po­wie­wem, nie na pierw­sze lep­sze ha­sło, choć­by naj­po­etycz­niej­sze, bo "jest i w śpie­wie jad". A więc, je­że­li kto chce po­znać:

co to boje?

Co to orły? co to zbro­je?

I co wro­gów dłoń?

Ile krwi się w ser­cach spie­kło?

Ach! a ile jej wy­cie­kło

Na oj­czy­stą błoń?

niech po­słu­cha pie­śni Ja­nu­sza.

Nie dziw, że po­eta, któ­ry z ta­kiem po­wi­ta­niem przed na­ro­dem sta­nął, do­bre­go do­znał przy­ję­cia. Każ­dy chęt­nie czy­tał rzew­ne a ser­decz­ne pio­sen­ki, uczył się ich na pa­mięć i śpie­wał, a gdy myśl spo­czę­ła na wspo­mnie­niach, i nie­raz i za­pła­kał.

Cóż tedy w tych pio­sen­kach tak bar­dzo chwy­ta­ło za ser­ce?

Naj­pierw tedy cały zbio­rek za­peł­nio­ny jest, jak ka­lej­do­skop, prze­pięk­ny­mi ob­raz­ka­mi ży­cia żoł­nie­rzy pol­skich od­da­ny­mi śmia­ło, po żoł­nier­sku, bez prze­sa­dy i mimo pew­nej przy­miesz­ki re­ali­zmu i ru­basz­no­ści, zgod­nie z uczu­ciem rzew­nem i głę­bo­kiem. Nie­ma tu naj­mniej­sze­go wier­szy­ka, w któ­rym­by po­eta oparł się i czer­pał ze sa­mej, czy­stej fan­ta­zyi wła­snej, wszyst­ko wzię­te z rze­czy­wi­sto­ści, od­bi­te wier­nie, jak chwi­la wy­ma­ga­ła, a du­sza Pola po­ję­ła. Wi­dzi­my więc na­sze­go żoł­nie­rza nie tyl­ko na ko­niu w bi­twie, nie tyl­ko z lan­cą na wi­de­cie, ale tak­że w mar­szu, w obo­zie na kwa­te­rze; wi­dzi­my jego za­lo­ty do dziew­cząt i smut­ne po­że­gna­nie, ocho­czą za­ba­wę i wzbu­dza­ją­ce po­dziw tru­dy; do­zna­je­my wresz­cie naj­smut­niej­sze­go uczu­cia, i po­dzie­la­my z żoł­nie­rzem jego bez­den­ną roz­pacz, w ja­kiej to­nie w chwi­li opusz­cza­nia uko­cha­nej Oj­czy­zny po trzech­krot­nym jej upad­ku. Remi – ni­scen­cye z tych ob­raz­ków zna­ko­mi­cie zu­żyt­ko­wa­ne spo­ty­ka­my w "La­tar­ni­ku" Sien­kie­wi­cza.

Obok żoł­nie­rza wy­stę­pu­je w "Pie­śniach Ja­nu­sza" chłop, dziad i oby­wa­tel wiej­ski; znaj­du­ją się i ko­bie­ty.

Chłop ten ro­zu­mie – na szczę­ście nie tyl­ko tu­taj –, że Pol­ska jest tak­że i jego oj­czy­zną, ofia­ru­je swe ży­cie i rzu­ca się na ar­ma­ty nie­przy­ja­ciół, czy­niąc to bez roz­ka­zu wo­dza, bo krew jego go­rą­ca za­wrza­ła na wi­dok wro­gów, na samą myśl prze­gra­nej. Lecz już nie tyl­ko udział chło­pa w wal­ce za oj­czy­znę pod­nie­ca czy­tel­ni­ka i wi­dza; na­wet jego strój jest sza­tą go­do­wą,a ra­czej chrzest­ną i to dla mło­de­go dzie­dzi­ca……., któ­re­go sta­ry oj­ciec, kon­fe­de­rat bar­ski, wy­pra­wia do wal­ki. Może nie prze­sa­dzę, je­że­li ze­sta­wię ton i pod­kład "We­se­la" Wy­spiań­skie­go z my­ślą, jaka prze­bi­ja wła­śnie ze słów owe­go szlach­ci­ca i kasz­te­la­na, wo­ła­ją­ce­go na wi­dok syna w suk­ma­nie kra­kow­skiej:

"Przy­bliż się Wa­sze, po­każ mi się prze­cie!

No, lu­bię – lu­bię Wa­ści w ta­kim stro­ju –

Zda się, żeś pod­rósł, zmęż­niał, moje dzie­cię;

Bło­go­sła­wić nie żal ci do boju!"

Wów­czas jed­nak szła gro­ma­da z dzie­dzi­cem, któ­ry jej przo­do­wał, na we­se­le na­ro­do­we, na krwa­we plą­sy z Mo­ska­lem…..nie w prze­no­śni, lecz w rze­czy­wi­sto­ści…..

Dzia­dem, cho­dzą­cym od wsi do wsi, jest wia­rus, któ­ry opo­wia­da­niem swem obu­dził w lu­dzie wio­sko­wym mi­łość oj­czy­zny a mło­dzież na­kło­nił do wstą­pie­nia w sze­re­gi oj­czy­ste.

Co do ko­biet, to są mię­dzy nie­mi po­sta­cie ide­al­ne, po­waż­ne, całą du­szą od­da­ne spra­wie oj­czy­stej, po­sta­cie, któ­rych łzy i bo­leść nad upad­kiem kra­ju idą lep­sze z krwią i roz­pa­czą męż­czyzn. Dla ta­kich po­świę­ca Pol ser­decz­ne wspo­mnie­nie w jed­nej z naj – pięk­niej­szych pie­śni, zna­nej p… t. "Pierw­sza rocz­ni­ca". Tam­to mówi, czem jest praw­dzi­wa Po­lka i z unie­sie­niem woła, że

…… nie zgi­nę­ła jesz­cze oj­czy­zna

Póki nie­wia­sty tam czu­ją!

Bo z ich to ser­ca pły­nie tru­ci­zna, któ­rą wro­go­wie się tru­ją.

Mat­ki-Po­lki wy­cho­wa­ją dziel­ną mło­dzież, któ­rą opo­wie­ścia­mi o do­zna­nych klę­skach za­pa­lą do boju za świę­tą spra­wę.

Nie brak też w "Pie­śniach" Pola i za­lot­nych pa­nie­nek, któ­rych upra­gnio­nym ce­lem jed­nak jest wyj­ście za mąż za dziel­ne­go żoł­nie­rza, mę­stwem i dziel­no­ścią na polu bi­twy za­ra­bia­ją­ce­go na uczu­cie i wza­jem­ność.

Da­lej obok ta­kich utwo­rów są i ob­raz­ki sa­ty­rycz­ne, jak "Szlach­ta na wi­nie" i "Wach­mistrz Do­rosz". W pierw­szym gro­mi Pol szlach­tę, któ­ra po daw­ne­mu, za­miast jąć się kor­da, wie­rzy­ła w po­moc są­sia­dów i w sku­tecz­ność ukła­dów z wro­giem, a w chwi­li wal­ki zjeż­dzia­ła na no­win­ki i hu­la­ty­kę do mia­sta. W dru­gim utwo­rze, gani za­cho­wa­nie się mło­dych pa­ni­czów na woj­nie, co to gar­dło­wać umie­ją, a jak przyj­dzie po­trze­ba, to nic nie po­tra­fią zro­bić, i kar­ci zbyt­ko­we ży­cie szta­bu woj­sko­we­go, któ­ry nie daje po­mo­cy puł­ko­wi, bę­dą­ce­mu w ogniu na pla­cu boju, lecz bawi się urzą­dza­niem przy­jęć i uczt we­so­łych.

Wresz­cie przy koń­cu zbior­ku wi­dzi­my ga­wę­dę "Wie­czór przy ko­mi­nie". Jest to za­po­wiedź kie­run­ku dal­sze­go roz­wo­ju po­ety, któ­ry w tym ro­dza­ju na­pi­sał rze­czy rze­czy­wi­ście pięk­ne i nie­po­śled­nie. Prof. Tre­tiak wy­wo­dzi po­czą­tek ga­wę­dy od opo­wia­dań Woj­skie­go w Panu Ta­de­uszu Mic­kie­wi­cza. Do­dam jed­nak, że u Mic­kie­wi­cza znaj­du­je­my tyl­ko ga­wę­dę my­śliw­ską.

u Pola na­to­miast są roz­wi­nię­te roz­ma­ite jej ro­dza­je, jak ga­wę­da obo­zo­wa, woj­sko­wa, za­ścian­ko­wa i szla­chec­ka. Za­cho­wu­je tedy po­eta w utwo­rze do­kład­nie ton po­tocz­nej roz­mo­wy dzia­ła­ją­cych osób, i to nie tyl­ko w for­mie ze­wnętrz­nej, wtrą­ca­jąc wy­ra­że­nia ła­ciń­skie do pol­sz­czy­zny i na­śla­du­jąc po­ufa­ły ru­basz­ny i za­ma­szy­sty spo­sób mó­wie­nia szlach­ty i żoł­nie­rzy, ale tak­że w ukła­dzie utwo­ru, wsu­wa­jąc czę­ste dy­gre­sye ce­lem przed­sta­wie­nia oko­licz­no­ści ubocz­nych, któ­re przez to zaj­mu­ją wię­cej miej­sca niż opo­wia­da­nie głów­ne­go fak­tu.

Jak treść i sto­pień uczu­cia, z któ­rem ią od­da­wał, jest pro­sty, nie­wy­szu­ka­ny, nasz, swoj­ski i przez to dla nas ko­cha­ny i miły, tak też i styl, ja­kim się Pol w tych pie­śniach po­słu­gu­je, nie wy­cho­dzi – z ma­łym wy­jąt­kiem – za gra­ni­cę zwy­kłej pro­za­icz­no­ści, w któ­rej nie wi­dać wy­sił­ku ani sta­ra­nia. Pol wy­rze­ka się wszel­kiej książ­ko­wo­ści i eru­dy­cyi, a środ­ki po­etyc­kie, ja­kim ozda­bia swe utwo­ry, są nad­zwy­czaj pro­ste; ob­ra­zo­wa­nie za po­mo­cą po­rów­nań i prze­no­śni nig­dy nie od­bie­ga od kra­ju i naj­bliż­sze­go oto­cze­nia i jest bra­ne czę­sto, po­dob­nie jak przy­sło­wia i za­bar­wie­nie ję­zy­ka gwa­rą ma­zur­ską lub kra­kow­ską, z po­jęć i ust ludu. To samo do­ty­czy się i rymu, w któ­rym po­eta jest nie­raz bar­dzo swo­bod­ny i nie­wy­bred­ny. Nie­kie­dy jed­nak styl się pod­no­si, pły­ną sło­wa do­bra­ne, dźwięcz­ne, po­znać i po for­mie ze­wnętrz­nej na­tchnie­nie i wiel­kość tre­ści, w utwo­rze wy­ra­żo­nej; wi­dzi­my to w "Rocz­ni­cy li­sto­pa­do­wej" i w "Pro­roc­twie ka­pła­na", gdzie po­eta, ude­rza­jąc w tony me­sy­ani­stycz­ne, prze­po­wia­da przy­szłe oca­le­nie i chwa­łę Pol­ski, wy­ni­ka­ją­ce ze spra­wie­dli­wo­ści wy­ro­ków Bo­żych.

Do­dać w koń­cu mu­szę, że pra­wie wszyst­kie pie­śni Pola w czę­ści tej umiesz­czo­ne, nie­któ­re na­wet o cha­rak­te­rze opi­so­wym – mają swo­ją me­lo­dyę, jed­ne skocz­ną, żwa­wą – dru­gie smęt­ną i po­waż­ną. We wszyst­kich też śpiew­ni­kach, obej­mu­ją­cych pie­śni na­ro­do­we, znaj­du­je­my obok tych, któ­re na­le­żą do naj­ulu­bień­szych, a mają od daw­na swą me­lo­dyę, jak: "Grzmią pod Stocz­kiem ar­ma­ty", "Leci li­ście z drze­wa", "Nie masz pana nad Uła­na", tak­że i inne, do któ­rych me­lo­dyę nową do­ro­bio­no. Naj­pięk­niej­sze wy­da­nie pie­śni pa­try­otycz­nych, miesz­czą­ce i pio­sen­ki Pola wraz z mu­zy­ką, zro­bił Fr. Ba­rań­ski we Lwo­wie p… t. "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła!" Pie­śni pa­try­otycz­ne i na­ro­do­we ze­brał Fr. B. wyd. III. część I. mu­zy­ka, część II. sło­wa.

WSTĘP.

1. ŚPIEW JA­NU­SZA (1).

Śpie­wak wita wa­sze stro­ny:

Nie­chaj bę­dzie po­chwa­lo­ny!

Po­kój z do­mem tym!

Śpie­wak wita w oj­ców wie­rze,

A kto w dom go przyj­mie szcze­rze,

Pieśń i Pan Bóg z nim!

Pieśń oj­czy­sta, na­ro­do­wa,

Pro­sta, rzew­na a su­ro­wa,

Jak nasz lud i czas,

A więc w imię pie­śni wa­szej,

Dzie­jów wa­szych i krwi La­szej,

Wi­tam, wi­tam was!

Lu­bię tyl­ko po­wi­ta­nie,

Niech też po mnie tu zo­sta­nie

Ten je­dy­ny ślad;

By­ście rze­kli: Tu prze­by­wał,

Tu­taj Ja­nusz nam za­śpie­wał,

I gdzieś ru­szył w świat.

By­łem w Li­twie i w Ko­ro­nie,

By­łem w tej i owej stro­nie,

By­łem tu i tam;

Od Be­ski­dów do Po­mo­rza,

Z Li­twy aż do Za­po­ro­ża

Całą Pol­skę znam. (2)

Znam to całe szcze­re ple­mie,

Pol­skie mo­rza, pol­skie zie­mie,

I tę pol­ską sól;

I o wszyst­kiem ma­rzę, roję,

I to wszyst­ko niby moje,

Ni­bym pol­ski król.

Choć nie­zna­ny i ubo­gi,

Gdy na­wie­dzę czy­je pro­gi,

Każ­dy z du­szy rad;

Czy to w dwo­rze, czy w klasz­to­rze,

Na sło­bo­dzie, czy w go­spo­dzie,

Wszyst­kim Ja­nusz brat.

Kędy bra­cia moi smut­ni,

Brat po mie­czu i po lut­ni, (3)

Nio­sę piosn­kę im,

I obec­ną sło­dząc dolę,

Na Gro­chow­skie cią­gnie­ni pole, (4)

A sła­wą brzmi rym.

Cza­sem brząk­nę mej dru­ży­nie,

Kie­dy czar­na chwi­la mi­nie,

I we­sel­szy śpiew:

O Kra­ku­sach dzie­ciom nucę, (5)

A po­wiast­ką w sta­rych cucę

Sta­ro­pol­ską krew.

Nie­raz z dzia­dem w pu­har dziar­sko

Na po­wiast­kę brzęk­niem bar­ską, (6)

Sła­wiąc pol­ski ród;

Wów­czas sta­ry wre jak z mło­du,

Woła wnucz­kę: "Na­lej mio­du!

Boć to pol­ski miód".

A cóż w świe­cie nad miód pol­ski?

Nad kord sta­ry, snop po­dol­ski,

I nad pol­ski śpiew?

Nad kraj wol­ny, wła­sną niwę,

I te Po­lki czar­no­bre­we,

I tę pol­ską krew?

Sio­stry moję! córy Pia­sta!

Skąd to ser­ce w pier­siach wzra­sta?

Skąd ta du­sza wam?

Co to w pier­siach wa­szych wie­rzy?

Co za do­bro dla was leży

Za bo­ja­mi tam?

My tej zie­mi się do­bi­jem,

Lub w mo­gi­łach znów oży­jem

W dzie­jach zie­mi tej; (7)

Lecz kto gro­by wam ocu­ci?

Kto wam wa­szą mło­dość wró­ci?

Te noce i łzy?

O! i jam znał ta­kie bole;

Lecz o mło­dość, o mą dolę

Nie py­taj­cie mnie:

Dość wam, żem ja z krwi ochrzczo­ny,

Żem w nie­szczę­ściu po­świę­co­ny

Znał nie­jed­ną łzę. (8)

Moja skar­ga was nie znu­dzi;

Ja pieśń z ludu mam dla lu­dzi,

Żale toną w głąb:

Mego ser­ca pie­śni wła­snej

Słu­cha tyl­ko mie­siąc ja­sny,

I stu­let­ni dąb.

Hej mo­gi­ły! ska­ły! zdro­je!

Ste­py! orły! dęby moje!

Z wami ja się znam.

Lecz ty dzia­two żą­dasz pie­śni,

To już so­bie Ja­nusz nie śni;

Cóż za­śpie­wać wam?

Cza­sem śpie­wak zgad­nąć umie,

Co się w głę­biach pier­si tłu­mi,

Bo i w nim ta krew;

Więc o La­chu, o or­lę­ciu,

I o krzy­wej sza­bli cię­ciu

Przy­no­si wam śpiew. (9)

Bo to strasz­ne sądy Boże,

I krew Lac­ka cuda może,

Jest i w śpie­wie jad.

"Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła!"

Toć ta piosn­ka rdzą prze­cię­ła

Wię­zy tylu lat.

Lecz czy zna­cie, co to boje?

Co to orły? co to zbro­je?

I co wro­gów dłoń?

Ile krwi się w ser­cach spie­kło?

Ach! a ile jej wy­cie­kło

Na oj­czy­stą błoń?

2. DUM­KA.

Pod mo­gi­łą dłu­gie noce

Duma z wi­chrem mło­de La­sze,

A gdy w słu­chu za­ło­po­ce,

Zwa­ża, czy nie jego pta­szę,

Czy nie orle to kle­ko­ce?

Czy mo­gi­ła to nie ję­kła?

Czy nie sza­bla brzę­kła?

Zie­mia Lac­ka nie za­po­ści, (1)

My jej za­wsze krwi uce­dzim,

Krwią czę­stu­jem li­chych go­ści;

Hej! a komu na kark wje­dziem?

Niech na­sze­go kru­ka pyta

O swe śle­pie, o je­li­ta,

A wi­chrów o ko­ści!

A wy! A wy! ko­ści na­sze!

Co to w ste­pie was wy­kła­dło?

Orli ro­dzie! ple­mie La­sze!

Co ci to tak cięż­ko pa­dło?

Dzie­ci! dzie­ci! smut­na sła­wa,

Dola krwa­wa i pieśń łza­wa:

Oto dzie­je wa­szę. (2)SIE­LA­WA.

A to pięk­na hi­sto­ryj­ka!

Re­wo­lu­cya w kra­ju –

Ten i ów się w mie­ście zwi­ja,

W Pol­sce jak­by w raju;

A ja pa­trzeć mam ką­dzie­li? (3)

Albo je­chać brycz­ką?

Żeby sta­rej ka­ra­be­li

Gdzieś szu­ka­li z świecz­ką.

Gdzie Sie­la­wa?" tar­tas, wrza­wa, (4)

A kto nas . z po­wie­dzie?

Gdzie Sie­la­wa?!" a Sie­la­wa

Na dryn­dul­ce je­dzie. (5)

Nie!… my je­dziem z ostrą sza­blą

Po daw­nym zwy­cza­ju,

Na ru­ma­ku z miną dia­blą

Na usłu­gi kra­ju;

A choć so­bie są­dzisz Wa­sze

Żem niby prze­sta­ry,

Prze­cież kto mi dmuch­nie w ka­szę (6)

Ten nie uj­dzie kary!

Będę ra­dził i po­cie­szał,

Z pro­ce­sya śpie­wał,Ło­trów-zdraj­ców będę wie­szał, (7)

A mło­dych za­grze­wał!

I zo­ba­czysz co to bę­dzie,

Mój są­sie­dzie Kar­ski!

Za­raz w mie­ście huk­ną wszę­dzie:

Kon­fe­de­rat bar­ski!"II.

BIA­ŁE ORLE.

Mnó­stwo lu­dzi przed go­spo­dą,

Tań­czy mło­dzież, rznie mu­zy­ka:

By­waj zdro­wa mi, ja­go­do!

Ju­tro się­dziem na ko­ni­ka".

A ja­go­da, a ko­cha­nie

Smut­no w tań­cu nań spo­zie­ra,

To chce śpie­wać, to znów sta­nie,

I far­tusz­kiem łzy ocie­ra.

Za­trzy­ma­ła wszyst­kie pary,

I ski­nę­ła ku War­sza­wie;

Bo z War­sza­wy wra­cał pra­wie

Z no­wi­na­mi Bar­tosz sta­ry.

A gdy spo­strzegł po­nad dro­gą

Ta­kie tany, po­trząsł gło­wą,

I po­gro­ził skrzyp­kom sro­go,

A do chłop­ców rzekł su­ro­wo:

Daj­cie po­kój pu­stej wrza­wie;

Bo dziś dzie­ci wiel­kie świę­to,

Dziś oko­py przy War­sza­wie

Z na­bo­żeń­stwem sy­pać jęto. (1)

A i owo Bóg wy­so­ki

Wiel­kie cuda nam zwia­stu­je;

Pa­trz­cie! pa­trz­cie na ob­ło­ki!

Co tam z chmur się uka­zu­je?

Wszak to dzie­ci Orle na­sze!

Pol­skich kró­lów orle one –

Ale pa­trz­cie, jak­że pta­szę

Sro­go pier­si ma skrwa­wio­ne!"

Praw­da! praw­da!" lud za­wo­ła.

Nie­chaj bę­dzie po­chwa­lo­ny!

Cho­dź­wa oj­cze do ko­ścio­ła, (2)

A wy chłop­cy bij­cie w dzwo­ny"..

I już nie­bo po­sza­rza­ło,

Znikł z przed oczu orzeł bia­ły,

A lud jesz­cze klę­czał cały,

I psów wy­cie się ozwa­ło….

I na­za­jutrz o tym cu­dzie

O mil kil­ka po­wia­da­no:

Za Ko­ściusz­ki – rze­kli lu­dzie –

Orle ta­kie już wi­dzia­no.

"Wiel­ka, wiel­ka woj­na bę­dzie!

Oj, nie je­den Mo­skal zgi­nie;

Lecz i Orle krwią opły­nie,

W Pol­sce mo­gił nam przy­bę­dzie!" (3)III.

POL­SKIE ZA­PU­STY.

Ha­łas, tar­tas po Po­zna­niu,

Każ­da chwi­la wie­ści sie­je,

Wszy­scy mó­wią o po­wsta­niu,

A Pru­sak tru­chle­je.

Już Umiń­ski uszedł skry­cie, (1)

Wiel­ko­pol­ska mło­dzież ru­sza –

Dzię­ki Bogu! nowe ży­cie!

Roz­ta­ja­ła du­sza!

Ale daw­no już czas było

Otrząść z Pol­ski bru­dy sta­re:

Im się o tem ani śni­ło,

Lecz prze­bra­li mia­rę.

Czuj duch Niem­cze! Bóg z na­ro­dem!

Niech no Mo­skwę upo­ra­my,

To i to­bie mi­mo­cho­dem

Tak­że łup­nia damy!

I od stro­ny Mi­ło­sła­wia (2)

Trzech chło­pa­ków nad wie­czo­rem

Na ko­ni­kach się prze­pra­wia

Do Kró­le­stwa bo­rem.

Pę­dzą cwa­łem, co stać koni,

A w tem na­gle od gra­ni­cy

Kil­ku­na­stu Niem­ców goni

Pę­dem bły­ska­wi­cy.

Halt! halt! wer da?" – To my! wia­ra!

Je­dziem hu­lać na za­pu­sty:

Tu­taj pasz­port, dra­pi­chru­sty!

A tu pie­częć sta­ra". –

Rzekł – i kulą Niem­ca gwi­znął,

Że się pew­nie nie wy­go­ił;

Dru­gi kil­ku sza­blą li­znął,

Trze­ci ba­tem skro­ił.

O! Herr Jesu! wiel­ki Boże!"

– A co szoł­dry? co niem­czu­ry? (3)

I Fryc sta­ry nie po­mo­że, (4)

Jak gar­bu­jem skó­ry!

"Już bę­dzie­cie te­raz zna­li,

Co to pol­skie są za­pu­sty:

Do Ber­li­na dra­pi­chru­sty!

A my bra­cia da­lej!"IV.

SZA­BLA HET­MAŃ­SKA.

Sza­bla uku­ta po pro­stu….

Adam Mic­kie­wicz.

Za­rża­ły ko­nie w sta­ro-pań­skim dwo­rze,

I roz­kaz pana z ust do ust prze­bie­ga,

Pada się służ­ba – a w są­sied­nim bo­rze (1)

Czem­raz się bli­żej trzask bi­czy roz­le­ga.

Haj­du­cy go­ści cze­ka­ją w po­dwo­jach,

Per­ska ma­ka­ta po­sadz­ki za­ście­la,

Po mar­mu­ro­wych ko­min­kach w po­ko­jach

Pło­nie je­dli­na i cza­sa­mi strze­la.

Od cza­su śmier­ci nie­boszcz­ki Jej­mo­ści

Nie było jesz­cze w domu tyle go­ści,

Ni sre­ber tyle w Het­mań­skiej kom­na­cie, (2 )

Ani kasz­te­lan w tak bo­ga­tej sza­cie;

Lecz od ty­go­dnia goń­ce obe­sła­no,

I pa­nów w go­ści za­pro­sić ka­za­no.

Zje­cha­li dwor­no – i pa­nicz nad­je­chał,

A z domu wdow­ca – zda się – pierz­chły tro­ski;

Wy­szedł na salę, i rad się uśmie­chał,

Uj­rzaw­szy syna w suk­ma­nie kra­kow­skiej.

"Przy­bliż się Wa­sze, po­każ mi się prze­cie!

No, lu­bię – lu­bię Wa­ści w ta­kim stro­ju –

Zda się, żeś pod­rósł, zmęż­niał moje dzie­cię;

Po­bło­go­sła­wić nie żal ci do boju!

Spro­si­łem na to są­sia­dy do­stoj­ne,

By byli świad­ki, jak cię ślę na woj­nę,

Ja­kie na­uki jaką daję zbro­ję:

A gdy ła­ska­wi na ojca i syna,

Speł­ni­my ra­zem pu­har tego wina,

Com to prze­zna­czył na we­se­le two­je;"

"Bo kto tam zgad­nie, jako Bóg ura­dzi

W tej na­szej woj­nie o swo­jej cze­la­dzi? (3)

Więc wznie­siem pu­har na po­wrót szczę­śli­wy,

I na wy­gra­ną – a resz­tę wy­pi­jem,

Je­śli po­wró­cisz, a ja będę żywy –

Trze­wicz­kiem Wan­dzi, albo jesz­cze czy­im". (4)

Tu­taj kasz­te­lan po­pra­wił wy­lo­tów,

I mat­ce Wan­dy szep­nął coś za­lot­nie:

Miło mieć dzie­cię tak pięk­nych przy­mio­tów". – A Wan­da wsty­dem spło­nę­ła trzy­krot­nie –

O! war­to wal­czyć, war­to – jak Bóg żywy!

Za taką dzie­wę – a za na­sze niwy!" (5)

Przy­bliż się Wa­sze! – Raz ostat­ni może

Daj po­słuch jesz­cze oj­cow­skie­mu ser­cu – -

Uklęk­nij Wa­sze tu, tu, na ko­bier­cu,

Bło­go­sła­wień­stwo na twą gło­wę zło­żę,

Może ostat­nie, ostat­nie mój synu!

W nie­wo­liś zro­dzon, a nie do nie­wo­li –

Nie z rodu sła­wa, ale idzie z czy­nu!

Bo po­mnij Wa­sze: ni z soli, ni z roli,

Lecz z tego urósł Po­lak, co go boli. (6)

Wi­dzisz tę sza­blę? Dziel­na, cho­ciaż rdza­wa!

Bo z sta­rą zbro­ją cho­dzi sta­ra sła­wa;

Nie dar­mo oj­ców ma­lo­wa­no w zbroi –

Słu­chaj Waść jaki na­pis na niej stoi:

Po­cię­łam szy­szak na Kon­tur a czo­le,

A bra­łam Ca­rów mo­skiew­skich w nie­wo­lę;

Zna mię Szwed i Bi­sur­man, sław­nam przy By­czy­nie:

Za mo­rzem i pod Wied­niem krzy­wa sza­bla sły­nie". (7)

Nie po ką­dzie­li szu­kał chlu­by pono:

Kto taką sza­blą przed laty het­ma­nił;

Nie na po­pi­sach rę­ko­jeść szczer­bio­no,

Choć i tam pew­no nikt jej nie po­ga­nił;

Sam Oj­ciec Świę­ty po­świę­cił ją w Rzy­mie

Za kró­la Jana – bo już sła­wy syta

Była na­ów­czas – a ksiądz Je­zu­ita

Jej tu hi­sto­ryę skom­po­no­wał w ry­mie.

Jak się spra­wi­ła i oni mę­żo­wie,

Co ją no­si­li, nie­chaj rze­ką kar­ty,

Toć nie z pod ławy kro­ni­ki wy­dar­ty,

I nie w ja­ło­wej osno­wa­ne gło­wie.

Lecz ród Wa­sze­ciów i o now­sze cza­sy

Sta­rą tą głow­nią nie z hań­bą za­wa­dził;

Bo dziad Wa­sze­cin po­szedł z nią w za­pa­sy,

Jak to się z pa­nem Pu­ław­skim na­ra­dził,

A Pan Na­czel­nik ostrze jej po­chwa­lił, (8)

Gdy­śmy z Kra­ko­wa na har­ce ru­szy­li –

I nią stryj Wa­ścin nie jed­ne­go zwa­lił,

Kie­dy się nasi pod Dą­brow­skim bili.

Toć i dziś war­ta nie tru­sa – a męża! (9)

Z bło­go­sła­wień­stwem daję ją Wa­sze­ci,

A Waść mi tego nie ska­laj orę­ża,

Bo klą­twa ojca pie­kłem cię oświe­ci!"

Rzekł – i na syna spoj­rzał pe­łen sro­mu –

– "Oj­cze, mój oj­cze!" – rzekł mło­dzian klę­czą­cy

To mnie tak groź­no nie wy­pra­wiaj z domu!"

A sta­ry zwol­niał, za­wisł nad nim drzą­cy,

I lica jego czem-raz, czem-raz bla­dły,

Wy­lo­ty z ra­mion na pier­si opa­dły, (10)

Chciał coś po­wie­dzieć, a żal sło­wa zdła­wił,

Umilkł – i dłu­go, dłu­go bło­go­sła­wił:

I ci­cho było w het­mań­skiej świe­tli­cy,

Jako w ko­ście­le pod­czas pod­nie­sie­nia,

A łzy błysz­cza­ły z nie­jed­nej źre­ni­cy,

I moż­na było po­li­czyć wes­tchnie­nia:

Sta­ry ka­pe­lan mo­dlił się na stro­nie,

A dwor­ska cze­ladź sto­ją­ca u pro­gu,

Cięż­ko spła­ka­na, za­ła­maw­szy dło­nie,

Bło­go­sła­wień­stwa po­le­ca­ła Bogu.

Lecz kto opo­wie, co się Wan­dzie dzia­ło,

Gdy nad wie­czo­rem w dzie­dziń­cu za­wrza­ło,

A koń na przo­dzie chwy­cił grunt ko­py­tem,

I po trzech su­sach już po trak­cie bi­tym

Le­ciał – już wio­skę – już fi­gu­rę mi­nął –

Wstrzy­mał się jesz­cze, spoj­rzał ku dwo­ro­wi:

–" By­waj mi zdro­wa! – By­waj­cie mi zdro­wi!"

Ru­szył – i nik­nie – jesz­cze – i już zgi­nął:

A wiatr gru­dnio­wy ze­schłym li­ściem młyń­ca

Po­śród pu­ste­go za­ha­sał dzie­dziń­ca….V.

DZWON. (1)

Na go­ściń­cu do sto­li­cy

Peł­no ludu i po­gło­sek:

Wio­zą dzwo­ny z oko­li­cy,

I z ka­li­skich wio­sek.

Pod Ka­li­szem w wio­sce ma­łej

Na dniu ja­snym cud uj­rza­no:

W dzień świą­tecz­ny był lud cały

Na mszy świę­tej rano.

W samą chwi­lę pod­nie­sie­nia

Ru­nął z wie­ży, skle­pie­nia­mi,

Dzwon naj­więk­szy – a z pod­sie­nia (2)

Prze­mó­wił sło­wa­mi:

"Od pół wie­ku lud mój pła­cze,

Bo chleb pol­ski żywi wro­ga!

Lecz i pła­cze i roz­pa­cze

Nie do­cho­dzą Boga.

Jam lu­do­wi ję­kiem wtó­rzył,

Przez pół wie­ku rany koił,

Płacz był próż­ny, jęk nie słu­żył,

Mo­skal w kra­ju bro­ił.

Dziś sprzy­krzy­łem próż­ne jęki,

Przy­pro­wadź­cie sto par wo­łów,

I do­łóż­cie sil­nej ręki,

A zbę­dziem mo­zo­łów.

Na oko­pach pod War­sza­wą

We trzy dzia­ła się roz­pły­nę,

I ode­zwą zwo­łam krwa­wą

Do mo­dłów ro­dzi­nę.

Tam opo­wiem moje żale;

Lecz nie żale to już płon­ne –

Ha, za­dzwo­nię! a po­dzwon­ne (3)

Za­pła­cą Mo­ska­le!"VI.

OBÓZ MO­SKIEW­SKI

POD KOW­NEM.

Te­raz na świat wy­le­wa­ni ten kie­lich tru­ci­zny,

Żrą­ca jest i pa­lą­ca mo­jej go­rycz mowy,

Go­rycz wy­ssa­na ze krwi i z łez mej Oj­czy­zny,

Niech żre i pali, nie was, lecz wa­sze oko­wy.

Adam Mic­kie­wicz.

O oj­czyź­nie i o sła­wie

Nuci młódź po War­sza­wie,

A pod Kow­nem gwar:

W po­chód! w po­chód! nuż ra­bia­ta (1)

Na pod­bi­cie resz­ty świa­ta

Śle nas Bóg i Car!"

Jak da­le­ko wzrok za­się­że,

Błysz­czą ognie i orę­że

Po­śród noc­nej mgły:

A w pa­łat­kach świa­tła górą, (2)

I star­szy­zna noc­ną porą

Za­sia­dła do gry.

Szu­mią, dy­mią sa­mo­wa­ry,

Ru­ble sy­pią się bez mia­ry,

Żwa­wo idzie gra!

A przy grze brzmi pieśń po­nu­ra:

"Hej, ra­bia­ta! ura! ura!

Pol­sz­cza zło­ta da! (3)

Kto w War­sza­wie był, pa­no­wie,

Przy­zna, że tam – jako zdro­wie –

Dziew­cząt co nie miar.

My ma­tie­że uśmie­rzy­my, (4)

A Po­lecz­ki obej­mie­my,

Ura! ura! Car!

Na War­sza­wie zro­śnie tra­wa,

Gło­śno gruch­nie car­ska sła­wa,

A… nam zej­dzie plon:

Nam to lico kra­sa­wi­cy,

A wam Sy­bir bun­tow­ni­cy;

Ura! Pol­sz­czy skon.

Do­syć tego już pa­no­wie!"

Rot­mistrz Do­niec w gnie­wie po­wie, (5)

Nie piję na skon!

Im tak miła z Wi­sły woda,

Jak nam z Donu! – Niech swo­bo­da,

Nie­chaj żyje Don!

Nikt nie po­wstał? " Co – nikt!?" wrza­snął,

I pu­ha­rem o ziem trza­snął

Na pa­dle­ców zgon. (6)

"Oj nie wi­nem dziś pa­no­wie

Trza­by wy­pić Donu zdro­wie,

I bie­sia­dy wron!"

Rzekł – nim od gry jesz­cze wsta­li,

Sły­chać było dzwo­nek w dali:

W Sy­bir po­szedł chwat! –

A Ko­za­cy z ci­cha rze­kli:

"Szko­da, w Sy­bir go po­wle­kli!

Szko­da, to nasz brat!" (7)VII.

PO­ŻE­GNA­NIE.

Kto z Bo­giem to Bóg z nim.

Przy­sło­wie Sta­ro­pol­skie.

Pan­na mło­da, jak ja­go­da,

Sto­jąc we drzwiach pła­cze:

"Kie­dyż ja cię

W na­szej cha­cie

Tu zno­wu oba­czę?"

Przed dziew­czy­ną, przed ma­li­ną,

Stoi chło­pak zbroj­ny,

A koń wro­ny, (1)

Kul­ba­czo­ny,

Rwie się nie­spo­koj­ny.

Cięż­ka dro­ga, bo na wro­ga –

Nie rwij się ko­ni­ku!

W krwa­wem polu,

W sro­gim bolu

Le­gnie was bez liku.

"Idź, gdy trze­ba! Niech cię nie­ba,

Niech Cię Bóg pro­wa­dzi!

Lecz ten krzy­żyk

I szka­ple­rzyk

W boju nie za­wa­dzi. (2)

Za wy­gra­ną znów co rano:

Trzy Zdro­waś, i Wie­rzę;

Kto po­boż­ny

I ostroż­ny,

Tego i Bóg strze­że. "

Rze­kła – pła­cze – wro­na kra­cze,

A to wrzask zło­wro­gi.

Nie­po­mo­że:Świę­ty Boże! (3)

Kraj nad wszyst­ko dro­gi:

Przy­jął krzy­żyk i szka­ple­rzyk,

Wes­tchnął – do­siadł ko­nia –

Ski­nął gło­wą:

Bądź mi zdro­wą!"

I ru­szył wzdłuż bło­nia.

Ale prę­dzej z sza­rej przę­dzy

Srebr­na nić wy­pły­nie,

Niż we swa­ty

Do jej cha­ty

Staś kie­dy za­wi­nie. (4)VIII.

KRA­KU­SY.

Grzmią pod Stocz­kiem ar­ma­ty, (1)

Błysz­czą bia­łe ra­ba­ty, (2)

A Dwer­nic­ki na prze­dzie (3)

Na Mo­ska­la sam je­dzie.

"Hej za lan­ce chło­pa­cy!

Cze­go bę­dziem tu sta­li?

Tam się biją ro­da­cy,

A myż bę­dziem słu­cha­li? (4)

Cho­dź­wa trze­pać Mo­ska­la, (5)

Bo dziś Pol­ska po­wsta­ła!

Niech nam Pol­ski nie kala –

Hej za­bierz­wa mu dzia­ła!"

I ze­rwa­li się ra­zem,

Po­ste­ru­nek rzu­ci­li, (6)

Nie­wo­ła­ni roz­ka­zem

Na ba­ta­lię przy­by­li. (7)

"Cóż tu sły­chać uła­nie?"

Pyta je­den z nich żwa­wo.

– "Kro­pią na­szych Mo­spa­nie, (8)

Słoń­ce ze­szło dziś krwa­wo!"

"Ejże? kro­pią, mó­wi­cie?!

Jak­że kro­pić nie mają,

Kie­dy wy tu sto­icie,

A wej oni strze­la­ją?! (9)

Wszak to dzia­ła, nie dzi­wo –

Wszak to bli­sko, wia­ru­sy?

Hej na dzia­ła – a żywo!

Da­lej na­przód Kra­ku­sy! – (10)

I krzyk­nę­li wraz Hur­ra!!!"

Wła­śnie gdy wróg na­cie­rał:

Co tam leci za chmu­ra?"

Pyta szta­bu je­ne­rał.

– "Je­ne­ra­le! Kra­ku­sy,

Znać swą pocz­tę rzu­ci­li – (11)

Osza­le­li Wia­ru­sy,

Bez roz­ka­zu ru­szy­li!

A to czy­ste wa­ry­aty!

Patrz, jak lecą po roli –

Patrz, jak wier­cą gra­na­ty!

Nie da­ru­ję swa­wo­li!

Lecz gdy wódz się tak gnie­wa.

Groź­nie pa­trzy do koła;

Ktoś od wal­ki przy­by­wa

I z da­le­ka już woła:

– "Je­ne­ra­le! to chwa­ty! (12)

Od le­we­go tam skrzy­dła

Wio­dą czte­ry ar­ma­ty,

I Mo­ska­li jak by­dła!"

Lecą, lecą wzdłuż bło­nia,

Grzmią kra­kow­skie ko­py­ta;

A Dwer­nic­ki spiął ko­nia,

I okrzy­kiem ich wita:

"Dziel­nie­ście się spi­sa­li!

Za­wsze Po­lak tak bije!

A Kra­ku­sy wo­ła­li:

Na­sza Pol­ska niech żyje!!!"
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: