- W empik go
Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 1, obejmujący życiorys poety, pogląd krytyczny na jego poezye i Pieśni Janusza - ebook
Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 1, obejmujący życiorys poety, pogląd krytyczny na jego poezye i Pieśni Janusza - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 468 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wincentego Pola
Opracowali i w objaśnienia zaopatrzyli
Józef Sroczyński i Maksymilian Wiśniowiecki
Nauczyciele gimnazyum w Stanisławowie.
Tom I.
Obejmujący życiorys poety, pogląd krytyczny na jego poezye i pieśni Janusza.
Opracował, wstępem i objaśnieniami zaopatrzył
Maksymilian Wiśniowiecki.
Stanisławów
Drukiem i nakładem E. Weidenfelda i brata.
1904.PRZEDMOWA OD NAKŁADCÓW.
Powodowani chęcią ułatwienia ogółowi Czytelników lektury dzieł naszych wieszczów, tudzież pragnąc oddać ze swej strony bodaj w małej części przysługę ruchowi, jaki się w ostatnich czasach na niwie literackiej i wydawniczej w Polsce rozpoczął, postanowili niżej podpisani, nie licząc się z kosztami, wydać poetyckie dzieła Wincentego Pola. Dotychczasowe bowiem wydania, a przedewszystkiem wydanie rodziny zmarłego poety, albo są na wyczerpaniu albo z powodu swej wysokiej ceny niedostępne dla ogółu, który żąda wydania taniego i stojącego na wysokości wymagań doby obecnej. Dlatego też podpisani nietylko postarali się o możliwie najlepszą i najodpowiedniejszą stronę zewnętrzną wydania, ale także zapewnili sobie celem podniesienia wewnętrznej wartości wydawnictwa pomoc literacką dwóch obeznanych z ojczystem piśmiennictwem pracowników. Mimo znacznego nakładu ustanowili nakładcy cenę bardzo przystępną, by ułatwić nabycie dzieł wieszcza każdemu miłośnikowi rzeczy ojczystych i przyczynić się w ten sposób do większego rozpowszechnienia dzieł poety i jego ideałów.
Stanisławów dnia 20. lipca 1903.
E. Weidenfeld i Brat.PRZEDMOWA.
Pisano rok temu o jednym poecie, że pieśń swoją jakby z pod serca nam wyjął. I rzeczywiście, poeta ducha narodu, który ma w nim przedstawiciela swych myśli i uczuć, zupełnie rozumie, jego troski i nadzieje, bóle i obawy podziela i do jednego celu z nim dąży.
Ta zgodność duchowa narodu z pieśniami wieszczów jest główną cechą literatury narodowej, która ma za zadanie nie tylko krystalizować w utworach swoich prądy obecnie duszę narodu ogarniające, lecz także przygotowywać drogę pod nowe, doskonalsze.
Rzecz dziwna jednak! Zasłuchani w dźwięki poezyi współczesnej nie odczuwamy nieraz, że to jest owoc nasion, rzuconych w glebę duchową przez dawnych mistrzów, owoc świadczący o wartości i siewcy i zasiewu. Były wszakże okresy, kiedy ci siewcy wyłącznie, jedni z mniejszą, drudzy z większą sławą i zasługą, podtrzymywali piórem, a nierzadko i orężem, ducha narodu, krzepili zwątpiałe serca, gdy rozpacz je targała, wskazywali drogę do ideału dalszym pokoleniom, słowem pracowali nad zachowaniem narodu.
Atoli, nie mówiąc już o wielkich przedstawicielach poezyi naszej w pierwszej połowie XIX w., z których każdy doczekał się pomnika tak w marmurze lub bronzie, jak przedewszystkiem w umiejętnem przedstawieniu literackiem swych nieśmiertelnych utworów odczuwamy potrzebę naglącą zajęcia się dalszym szeregiem owych pracowników, z których każdy według sił swoich żywił i krzewił myśl narodową. Działalność Pola, Kondratowicza, Ujejskiego, Lenartowicza, Romanowskiego, Asnyka i wielu innych wieszczów, chociaż każdy miał swą dobę rozkwitu, był namiętnie czytany, rozchwytywany i naśladowany, nie ma jeszcze, zdaniem naszem prócz urywkowego przedstawienia w historyach literatury, w czasopismach, programach, zbiorach szkiców literackich, dokładnego obrazu. Dojście do takiej gruntownej pracy ułatwiają przedewszystkiem wydania utworów poetyckich, których dzięki ruchliwości nakładców z każdym dniem coraz więcej się pojawia, a następnie objaśnienia i komentarze, w jakie wydawcy celem zrozumienia idei utworów i rozpowszechnienia ich w kołach szerszej publiczności publikacye poezyi zaopatrują.
Praca niniejsza, jako powrót do "skarbów dawno zdobytych a częściowo zapomnianych" nie ma pretensyi do oryginalności i chce jedynie ogółowi stawić przed oczy utwory jednego z tych wieszczów, którzy dźwiękiem swych pieśni zapalali do boju naszych dziadów i ojców i osładzali im ciężkie chwile zawiedzionej nadziei, a dziś łzę wywołują w oczach wnuków..
W Stanistawowie, dnia 20. lipca 1903.
Józef Sroczyński i Maksymilian Wiśniowiecki.* * *
Układ niniejszego wydania zabrania mi zająć się oceną specyalną utworów poetycznych Pola. Znajdzie ją czytelnik we wstępie do każdego poematu. W tem miejscu ograniczę się do przedstawienia bodaj w ogólnych zarysach obrazu twórczości naszego poety.
Pol rozpoczął zawód poetycki w r. 1833, a więc mniej więcej w czasie, kiedy wielcy poeci nasi albo zamilkli, jak Mickiewicz, albo pisali dzieła dla szerszego ogółu – jak naówczas – mało lub wcale niezrozumiałe, jak Krasiński i Słowacki. Była to więc chwila pogody, oświecona wprawdzie słońcem naszego romantyzmu, zwiastująca jednak wskutek braku wybitnych talentów młodszych już pewien zastój. Przedziału jednak między społeczeństwem a duchem i treścią poezyi nie było: mistyczny nastrój mesyanizmu odpowiadał zwiększonej w czasach upadku religijności, miłość tradycyi i starego obyczaju wywoływała utwory sławiące przeszłość narodu w najrozmaitszych jej objawach. Ale wskutek niezbyt wysokiego stopnia wykształcenia znajdowały najwięcej oddźwięku w sercach zbolałego społeczeństwa takie utwory, które były pod względem ducha i treści dla ogółu przystępne a z powodu łatwej niezawiłej formy prędko dały się przyswoić. Takimi w tej chwili były jedynie piosenki patryotyczne, których najlepszym wyrazem, przychodzącym w samą porę a odpowiadającym nastrojowi, były "Pieśni Janusza" Wincentego Pola. Nic więc dziwnego, że zrozumiałe dla wszystkich, oddające wiernie usposobienie narodu po dniach Grochowa, Wawru, Stoczka, Igani, ujęły natychmiast ogół za serce i powszechne zyskały uznanie.
Jak więc widzimy, zaczął Pol od tego, że zerwał tradycyą literacką poprzedników, że porzucił naśladownictwo wielkich naszych mistrzów, a poszedł za tętnem życia współczesnego. Drogę wskazał mu już dawno prostotą swej poezyi Brodziński, Pol ją nie tylko utrzymał, ale także wydoskonalił i rozszerzył na wszystkie tematy i przedmioty dla nas drogie.
Zaczął tedy poeta od nuty bojowej, przeszedł do wioskowej, a skończył na zaściankowej, szlacheckiej. Dla Pola te trzy zakresy nie przedstawiają przeciwieństwa, bo pieśń swą bierze od "ludu" i śpiewa "dla ludu", który jest u niego pojęciem, obejmującem wszystkie warstwy społeczeństwa. Kto kochał ziemię rodzinną i niósł dla niej życie i mienie, kto zajmował się uprawą roli, dbał o zachowanie starych zwyczajów i obyczajów, a unikał cudzoziemczyzny, był dla Pola kochanym bratem, godnym uścisku i słowa najserdeczniejszego. Widzimy to przedewszystkiem w "Pieśni o ziemi naszej", napisanej po "Przygodach Benedykta Winnickiego", o których jako należących do innego zakresu później wspomnę. Pol, jak powiada Kraszewski, oceniając powyższy utwór tak kocha Polskę starą, że ją nawet najobojętniejszym kochać każe. A cóż dla nas droższego nad ziemię ojczystą, nad braci, którzy ją uprawiają i jej płodami nas żywią? Mimo, że gdzieniegdzie przebija w utworze sucha dydaktyka i wyliczanie geograficznych nazw i pojęć, wskutek czego niejedni nazywają "Pieśń o ziemi naszej" rymowaną geografią, mimo to nad wszystkiem panuje serdeczne uczucie i miłość do tego, co nasze, i sprawia, że temat, choćby najpospolitszy, a nieraz może i najbłahszy, ubiera się w oczach czytelnika w szatę jakiejś niezwykłości, która nas pociąga i na duchu podnosi.
Nutę wioskową najlepiej wyraził w "Obrazach z życia i podróży". Pol żył z ludem, kochał go, pragnął oświecić i dźwignąć z nędzy. Ludu jednak i jego charakterystyki nie odrywał od miejsca, gdzie lud mieszkał; mówiąc więc o góralach tatrzańskich i karpackich, przedstawia naszym oczom siny łańcuch Karpat i śnieżne szczyty Tatr i usiłuje w nas wzbudzić ich urok, w jaki sam popadł.
Wartość wszystkich utworów tej doby jest w całem znaczeniu tego wyrazu wielka: wieje z nich szczere uczucie, prawda i bezpośredniość wrażeń; dlatego wiele z nich żyje w ustach narodu, który je śpiewa i nuci.
Rok 1846 i jego smutne wypadki sprowadzają zmianę w jego twórczości. Pol stanowczo nie zgadza się na fakt uwłaszczenia włościan, które nastąpiło nagle z ramienia rządu i dlatego rzuciło ziarno niezgody, rozdwajając drogą ustawy gromadę, od wieków jedną całość stanowiącą. Pol, widząc, do czego ten krok prowadzi, zwłaszcza że doznał na sobie okropnych skutków rzezi chłopskiej, skierował całą duszą swe uczucia do innej warstwy narodu t… j… do szlachty. Odżyły też teraz i przesunęły się przez jego duszę te obrazy i wspomnienia, jakiemi go już od młodości karmiono, a jakie w czasie długich wieczorów zimowych w Kalenicy, w Maryipolu i Polance przed nim w wielkiej ilości roztaczano. Mógł tedy poeta zbierać z łatwością żywe typy ludzi starej daty, odtwarzać ich poglądy i zasady, mógł wiernie przedstawić to, co było wyznaniem wiary staroszlacheckiego świata. Idealizuje więc nie tylko pojedyńcze postacie tego stanu, jak w "Przygodach Winnickiego" i w "Mohorcie", ale także jego życie zbiorowe i społeczne w przeszłości jak w "Senatorskiej zgodzie" i "Sejmiku w Sądowej Wiszni". Do tego zaś najlepiej nadawał się ten rodzaj poetyczny, który zbliżał się do opowiadania potocznego i zachowywał dokładnie jego cechy, a nie mając wyższego nastroju, dozwalał na pewną swobodę i niedbałość tak w rozstawieniu szczegółów, jak w budowie całości. Jest to gawęda, a Pol właśnie pierwszym był twórcą i mistrzem w tym kierunku. Przedstawił nam więc w gawędzie całe szeregi zdarzeń z dawnego życia szlachty, które im bardziej się społeczeństwo oddalało od niego, w tem ponętniejszem i jaśniejszem świetle mu się pokazywało. Pol uwielbia wszystko: i siwego starca-służbistę na kresach wschodnich; i ojca domagającego się za pomocą kija szacunku od dorosłego syna i czci tak dla przepisów religijnych jak i dla siebie; i magnata polskiego, który dla kaprysu każe na odpowiedź trzy lata czekać; i instytucyę sejmiku szlacheckiego, będącą podstawą i narzędziem wolności uprzywilejowanej klasy, a dającą sposobność do wzbogacenia się biednym i do wyprawiania burd zuchwałym, wreszcie opisuje życie we dworze, stepie, borze, klasztorze; maluje obyczaje i zwyczaje dawne, a czyni to tak po prostu a poetycznie, środkami tak naturalnymi a barwnymi, że czarował większość współczesnych czytelników, porywał ich serca i wzniecał w nich żal za minioną przeszłością.
Utwory te jednak co… do swej wartości mniej mają obecnie zwolenników niż "Pieśni" z doby poprzedniej. Najpierw treść – nierzadko moralizująca – raziła postępowych czytelników i ściągała na Pola zarzut, że z pewnem zaślepieniem uwielbia wstecznictwo, nałogi wiekowe, prywatę i bezprawia, które właśnie, jako przyczynę zguby Ojczyzny, należało surowo i bezwzględnie potępiać.
Forma następnie – aczkolwiek oryginalna – także pozostawiała nieco do życzenia: przedstawienie, czasami za rozwlekłe, cierpi na brak spójni między pojedyńczemi częściami i robi z utworów szeregi obrazków bez ożywionej akcyi. Jeden i drugi zarzut maleje jednak, jeżeli zważymy okoliczności, w jakich owe poematy powstały i uwzględnimy naturę talentu poety, który był jedynie znakomitym obserwatorem, a nie mając wiele własnej fantazyi, najlepiej odczuwał i odtwarzał rzeczy widziane i słyszane.
Przy końcu życia przeszedł Pol do tematów historycznych. Było to rzeczą z porządku treści wynikającą, by po wspomnieniu współczesnych czynów bohaterskich, po opisaniu ziemi ojczystej i jej mieszkańców, po przedstawieniu życia ludu i szlachty oraz tradycyjnych obyczajów i zwyczajów obojga, cofnąć się w przeszłość. Pisze więc Pol "Wita Stwosza", "Hetmańskie pacholę", "Z wyprawy wiedeńskiej rapsod rycerski", przechodząc od wieków średnich do wieku XVI a kończąc na w. XVII.
Te poematy mają o wiele mniejszą wartość od poprzednich. Duch i ciało poety słabły, wyczerpywały się, talent uległ zmanierowaniu. Pol jednak zawodu swego nie porzucił, lecz skończył go dopiero z chwilą śmierci, a skończył znowu nutą swojską serdeczną, t… j. "Pieśnią o domu naszym", po niej nastąpił prze – piękny Finał jego poezyi narodowej t… j. Pieśń Januszowa o Krakusowym grodzie. Dziwna rzecz, jak Pol umiał przedmioty zwykłe, co dzień nam w oczy wpadające wyidealizować, wyczytać w nich ducha narodu, dopatrzeć się w nich uroku i uczynić je naszemu sercu drogimi. Tak poeta zrobił z domem naszym, którego charakter polski wówczas coraz bardziej się zacierał i ginął, tak wreszcie z kolebką i siedzibą naszych władców, którą kazał nam kochać, jako najdroższy klejnot wspomnień i źródło lepszej nadziei.
Jak więc z tego poglądu widać, ocena twórczości poetyckiej Pola w rozmaitych chwilach rozwoju na rozmaitych opierać się musi podstawach. Inaczej pojmować należy utwory jego pisane w pierwszej dobie, inaczej po r. 1846, inaczej wreszcie w ostatnich chwilach życia. Nad wszystkimi stopniami i różnicami unosi się duch poety, jednaką w każdej części przejęty myślą, myślą miłości ojczyzny. Tem pojęciem i zakresem obejmuje Pol nie tylko ziemię naszą, ale także i lud nasz i szlachtę, i zwyczaj nasz i obyczaj, siedzibę prostaczków i mieszkanie królów naszych, boje nasze i dążenia, sławę i wady nasze, a wszystko zgodnie z duchem swej epoki, która uwielbiała współczesne usiłowania, a chwaliła przeszłość, coraz bardziej zanikającą,
Jest więc Pol poetą o charakterze wybitnie narodowym i mimo rozmaitych zaprzeczeń takim pozostanie.PIEŚNI JANUSZA.
CZĘŚĆ I.
Pieśni Janusza, dedykowane dwom najszlachetniejszym Polkom: Emilii Szczanieckiej i Klaudynie z Działyńskich Potockiej, dzielą się, jak wskazuje wydanie przez samego poetę ułożone i w r. 1863 we Lwowie pod jego okiem drukowane, na trzy części. Pierwsza obejmuje pieśni, drukowane po raz pierwszy w Paryżu w 1833, druga "Pieśń o krakusowym grodzie", "Szajne katarynkę", i "Historyę szewca Jana Kilińskiego", trzecia "Obrazki z podróży i z życia", "Rok 1846", i "Z więzienia". Jak widzimy, jest to zbiór różnorodnych utworów, w rozmaitych chwilach i pod rozmaitem natchnieniem powstających. Nawet pierwsza część, nie mieści w sobie, jakby to można wnioskować z tytułu, tego samego rodzaju poematów. Obok bowiem pieśni t… j… utworów lirycznych we właściwem znaczeniu tego wyrazu, jest wiele t… zw. pieśni opisowych; poeta podaje w nich w śpiewnej formie opowiadanie jakiegoś zdarzenia lub opis jakiejś sceny z życia żołnierzy, czyni to jednak z takiem uczuciem i przejęciem się, że musi wywołać w czytelniku lub słuchaczu ten sam nastrój, w jakim się sam znajdował w chwili tworzenia poematu, i ten też chce przelać w nasze serce. Znajdujemy tu także obrazki satyryczne, & nawet pierwszą w literaturze typową gawędę "Wieczór przy kominku".
Co do pieśni najpierw, tak lirycznych jak i opisowych, słusznie je nazywa prof. Tarnowski piosenkami patryotycznemi. Znano je i śpiewano wszędzie, tam nawet, gdzie nie było wolno; nieraz też nie wiedziano kto, jest autorem piosenki; stwierdzała się przez to jej żywotność, bo ogół, znalazłszy w niej oddźwięk swego uczucia i swej myśli, przyjął ją za swoją. Lecz i Pol nie był natem polu innowatorem. Piosenki patryotyczne śpiewały już zastępy konfederatów barskich; z nich też czerpały pokrzepienie nieśmiertelne nasze legiony, nucąc na urągowisko wrogom: Jeszcze Polska nie zginęła! Bezpośrednio wyprzedzili Pola, jeżeli już pominiemy Niemcewicza, Cypryan Godebski, Konstanty Tymieniecki, a przedewszystkiem Antoni Górecki, który w swych "Krakowiakach, ofiarowanych Polkom" odtworzył wybornie nastrój charakteryzujący czasy wojenne Księstwa Warszawskiego. Pol zaś jest razem z Gaszyńskim i Witwickim bardem bojów listopadowych. Piosnki jego zrodziły się na emigracyi, t… j… w chwili, gdy w umysłach narodu tkwiły żywo świeże wypadki polityczne, zakończone wprawdzie klęską, ale napełniające serce każdego Polaka słuszną dumą. Dzięki bowiem tylko dzielności żołnierza nie zbrukano honoru, okazano nadludzkie męstwo. Wszystkie też uczucia całego narodu od najpierwszych nadziei, aż do zwątpienia i rozpaczy, przywiązane są do ideału żołnierza, jakim był ułan i czwartak w r. 1830 i 1831, a dla tego i piosenka, która o nim śpiewała, jego wspomnienia radosne i smutne głosiła przed światem, znalazła wszędzie serdeczne przyjęcie, a przez to i zadanie swe: dodanie pociechy, pokrzepienie serc, zachowanie ducha na przyszłość, znakomicie spełniła.
Pieśni Janusza w ścisłem znaczeniu zaczynają zbiorek. Różnie o nich sądzono. Jedni, jak Ujejski, wynosili je z przesadą pod niebiosy, drudzy, jak Spasowicz, użyli sposobności ich oceny do stworzenia paszkwilu, obniżającego i wartość poety i pieśni samych. Przypatrzmyż się, kto miał słuszność.
Na początku czytamy wstęp motywujący, dlaczego poeta zaczął pieśni pisać. Jest to jeden z najpiękniejszych ustępów w tym zbiorze. Najpierw wita poeta czytelnika naszem "Niech będzie pochwalony", a więc w "ojców wierze". Przynosi pieśń "ojczystą, prostą, rzewną, a surową, jak współczesny lud i czas"; wszystkich poeta zna, bo zwiedził całą Polskę "od Beskidów do Pomorza, z Litwy aż do Zaporoża"; w każdym zaś widzi brata, czy kto mieszka "we dworze czy w klasztorze, na słobodzie czy w gospodzie". Jakiż następnie temat piosenki? Otóż nasamprzód "na Grochowskie ciągniem pole, a sławą brzmi rym". Będzie więc wielbił poeta nasze boje, w których i "Krakusy" brali udział; czasem znów dotknie wspomnień "Barskich"; przy tem jednak nie pominie i serc niewieścich, "Polek czarnobrewych", które utraciły swe najdroższe osoby, a pędząc noce we łzach, nie zaznały szczęścia młodości. Wieszczym duchem zapewnia poeta: "My tej ziemi się dobijem, lub w mogiłach znów ożyjem, w dziejach ziemi tej", a zapewnia tem bardziej, że i naród tą samą myślą jest przejęty; o tem wie najlepiej śpiewak, który niesie "pieśń z ludu", "dla ludzi", umie więc wyczytać, "co się w głębiach piersi tłumi, bo i w nim ta krew!" Nadejdą też kiedyś "straszne sądy Boże", a i "krew Lacka, która cuda może", nie będzie bezczynna, byle tylko roztropnie poczynała, nie za lada powiewem, nie na pierwsze lepsze hasło, choćby najpoetyczniejsze, bo "jest i w śpiewie jad". A więc, jeżeli kto chce poznać:
co to boje?
Co to orły? co to zbroje?
I co wrogów dłoń?
Ile krwi się w sercach spiekło?
Ach! a ile jej wyciekło
Na ojczystą błoń?
niech posłucha pieśni Janusza.
Nie dziw, że poeta, który z takiem powitaniem przed narodem stanął, dobrego doznał przyjęcia. Każdy chętnie czytał rzewne a serdeczne piosenki, uczył się ich na pamięć i śpiewał, a gdy myśl spoczęła na wspomnieniach, i nieraz i zapłakał.
Cóż tedy w tych piosenkach tak bardzo chwytało za serce?
Najpierw tedy cały zbiorek zapełniony jest, jak kalejdoskop, przepięknymi obrazkami życia żołnierzy polskich oddanymi śmiało, po żołniersku, bez przesady i mimo pewnej przymieszki realizmu i rubaszności, zgodnie z uczuciem rzewnem i głębokiem. Niema tu najmniejszego wierszyka, w którymby poeta oparł się i czerpał ze samej, czystej fantazyi własnej, wszystko wzięte z rzeczywistości, odbite wiernie, jak chwila wymagała, a dusza Pola pojęła. Widzimy więc naszego żołnierza nie tylko na koniu w bitwie, nie tylko z lancą na widecie, ale także w marszu, w obozie na kwaterze; widzimy jego zaloty do dziewcząt i smutne pożegnanie, ochoczą zabawę i wzbudzające podziw trudy; doznajemy wreszcie najsmutniejszego uczucia, i podzielamy z żołnierzem jego bezdenną rozpacz, w jakiej tonie w chwili opuszczania ukochanej Ojczyzny po trzechkrotnym jej upadku. Remi – niscencye z tych obrazków znakomicie zużytkowane spotykamy w "Latarniku" Sienkiewicza.
Obok żołnierza występuje w "Pieśniach Janusza" chłop, dziad i obywatel wiejski; znajdują się i kobiety.
Chłop ten rozumie – na szczęście nie tylko tutaj –, że Polska jest także i jego ojczyzną, ofiaruje swe życie i rzuca się na armaty nieprzyjaciół, czyniąc to bez rozkazu wodza, bo krew jego gorąca zawrzała na widok wrogów, na samą myśl przegranej. Lecz już nie tylko udział chłopa w walce za ojczyznę podnieca czytelnika i widza; nawet jego strój jest szatą godową,a raczej chrzestną i to dla młodego dziedzica……., którego stary ojciec, konfederat barski, wyprawia do walki. Może nie przesadzę, jeżeli zestawię ton i podkład "Wesela" Wyspiańskiego z myślą, jaka przebija właśnie ze słów owego szlachcica i kasztelana, wołającego na widok syna w sukmanie krakowskiej:
"Przybliż się Wasze, pokaż mi się przecie!
No, lubię – lubię Waści w takim stroju –
Zda się, żeś podrósł, zmężniał, moje dziecię;
Błogosławić nie żal ci do boju!"
Wówczas jednak szła gromada z dziedzicem, który jej przodował, na wesele narodowe, na krwawe pląsy z Moskalem…..nie w przenośni, lecz w rzeczywistości…..
Dziadem, chodzącym od wsi do wsi, jest wiarus, który opowiadaniem swem obudził w ludzie wioskowym miłość ojczyzny a młodzież nakłonił do wstąpienia w szeregi ojczyste.
Co do kobiet, to są między niemi postacie idealne, poważne, całą duszą oddane sprawie ojczystej, postacie, których łzy i boleść nad upadkiem kraju idą lepsze z krwią i rozpaczą mężczyzn. Dla takich poświęca Pol serdeczne wspomnienie w jednej z naj – piękniejszych pieśni, znanej p… t. "Pierwsza rocznica". Tamto mówi, czem jest prawdziwa Polka i z uniesieniem woła, że
…… nie zginęła jeszcze ojczyzna
Póki niewiasty tam czują!
Bo z ich to serca płynie trucizna, którą wrogowie się trują.
Matki-Polki wychowają dzielną młodzież, którą opowieściami o doznanych klęskach zapalą do boju za świętą sprawę.
Nie brak też w "Pieśniach" Pola i zalotnych panienek, których upragnionym celem jednak jest wyjście za mąż za dzielnego żołnierza, męstwem i dzielnością na polu bitwy zarabiającego na uczucie i wzajemność.
Dalej obok takich utworów są i obrazki satyryczne, jak "Szlachta na winie" i "Wachmistrz Dorosz". W pierwszym gromi Pol szlachtę, która po dawnemu, zamiast jąć się korda, wierzyła w pomoc sąsiadów i w skuteczność układów z wrogiem, a w chwili walki zjeżdziała na nowinki i hulatykę do miasta. W drugim utworze, gani zachowanie się młodych paniczów na wojnie, co to gardłować umieją, a jak przyjdzie potrzeba, to nic nie potrafią zrobić, i karci zbytkowe życie sztabu wojskowego, który nie daje pomocy pułkowi, będącemu w ogniu na placu boju, lecz bawi się urządzaniem przyjęć i uczt wesołych.
Wreszcie przy końcu zbiorku widzimy gawędę "Wieczór przy kominie". Jest to zapowiedź kierunku dalszego rozwoju poety, który w tym rodzaju napisał rzeczy rzeczywiście piękne i niepoślednie. Prof. Tretiak wywodzi początek gawędy od opowiadań Wojskiego w Panu Tadeuszu Mickiewicza. Dodam jednak, że u Mickiewicza znajdujemy tylko gawędę myśliwską.
u Pola natomiast są rozwinięte rozmaite jej rodzaje, jak gawęda obozowa, wojskowa, zaściankowa i szlachecka. Zachowuje tedy poeta w utworze dokładnie ton potocznej rozmowy działających osób, i to nie tylko w formie zewnętrznej, wtrącając wyrażenia łacińskie do polszczyzny i naśladując poufały rubaszny i zamaszysty sposób mówienia szlachty i żołnierzy, ale także w układzie utworu, wsuwając częste dygresye celem przedstawienia okoliczności ubocznych, które przez to zajmują więcej miejsca niż opowiadanie głównego faktu.
Jak treść i stopień uczucia, z którem ią oddawał, jest prosty, niewyszukany, nasz, swojski i przez to dla nas kochany i miły, tak też i styl, jakim się Pol w tych pieśniach posługuje, nie wychodzi – z małym wyjątkiem – za granicę zwykłej prozaiczności, w której nie widać wysiłku ani starania. Pol wyrzeka się wszelkiej książkowości i erudycyi, a środki poetyckie, jakim ozdabia swe utwory, są nadzwyczaj proste; obrazowanie za pomocą porównań i przenośni nigdy nie odbiega od kraju i najbliższego otoczenia i jest brane często, podobnie jak przysłowia i zabarwienie języka gwarą mazurską lub krakowską, z pojęć i ust ludu. To samo dotyczy się i rymu, w którym poeta jest nieraz bardzo swobodny i niewybredny. Niekiedy jednak styl się podnosi, płyną słowa dobrane, dźwięczne, poznać i po formie zewnętrznej natchnienie i wielkość treści, w utworze wyrażonej; widzimy to w "Rocznicy listopadowej" i w "Proroctwie kapłana", gdzie poeta, uderzając w tony mesyanistyczne, przepowiada przyszłe ocalenie i chwałę Polski, wynikające ze sprawiedliwości wyroków Bożych.
Dodać w końcu muszę, że prawie wszystkie pieśni Pola w części tej umieszczone, niektóre nawet o charakterze opisowym – mają swoją melodyę, jedne skoczną, żwawą – drugie smętną i poważną. We wszystkich też śpiewnikach, obejmujących pieśni narodowe, znajdujemy obok tych, które należą do najulubieńszych, a mają od dawna swą melodyę, jak: "Grzmią pod Stoczkiem armaty", "Leci liście z drzewa", "Nie masz pana nad Ułana", także i inne, do których melodyę nową dorobiono. Najpiękniejsze wydanie pieśni patryotycznych, mieszczące i piosenki Pola wraz z muzyką, zrobił Fr. Barański we Lwowie p… t. "Jeszcze Polska nie zginęła!" Pieśni patryotyczne i narodowe zebrał Fr. B. wyd. III. część I. muzyka, część II. słowa.
WSTĘP.
1. ŚPIEW JANUSZA (1).
Śpiewak wita wasze strony:
Niechaj będzie pochwalony!
Pokój z domem tym!
Śpiewak wita w ojców wierze,
A kto w dom go przyjmie szczerze,
Pieśń i Pan Bóg z nim!
Pieśń ojczysta, narodowa,
Prosta, rzewna a surowa,
Jak nasz lud i czas,
A więc w imię pieśni waszej,
Dziejów waszych i krwi Laszej,
Witam, witam was!
Lubię tylko powitanie,
Niech też po mnie tu zostanie
Ten jedyny ślad;
Byście rzekli: Tu przebywał,
Tutaj Janusz nam zaśpiewał,
I gdzieś ruszył w świat.
Byłem w Litwie i w Koronie,
Byłem w tej i owej stronie,
Byłem tu i tam;
Od Beskidów do Pomorza,
Z Litwy aż do Zaporoża
Całą Polskę znam. (2)
Znam to całe szczere plemie,
Polskie morza, polskie ziemie,
I tę polską sól;
I o wszystkiem marzę, roję,
I to wszystko niby moje,
Nibym polski król.
Choć nieznany i ubogi,
Gdy nawiedzę czyje progi,
Każdy z duszy rad;
Czy to w dworze, czy w klasztorze,
Na słobodzie, czy w gospodzie,
Wszystkim Janusz brat.
Kędy bracia moi smutni,
Brat po mieczu i po lutni, (3)
Niosę piosnkę im,
I obecną słodząc dolę,
Na Grochowskie ciągnieni pole, (4)
A sławą brzmi rym.
Czasem brząknę mej drużynie,
Kiedy czarna chwila minie,
I weselszy śpiew:
O Krakusach dzieciom nucę, (5)
A powiastką w starych cucę
Staropolską krew.
Nieraz z dziadem w puhar dziarsko
Na powiastkę brzękniem barską, (6)
Sławiąc polski ród;
Wówczas stary wre jak z młodu,
Woła wnuczkę: "Nalej miodu!
Boć to polski miód".
A cóż w świecie nad miód polski?
Nad kord stary, snop podolski,
I nad polski śpiew?
Nad kraj wolny, własną niwę,
I te Polki czarnobrewe,
I tę polską krew?
Siostry moję! córy Piasta!
Skąd to serce w piersiach wzrasta?
Skąd ta dusza wam?
Co to w piersiach waszych wierzy?
Co za dobro dla was leży
Za bojami tam?
My tej ziemi się dobijem,
Lub w mogiłach znów ożyjem
W dziejach ziemi tej; (7)
Lecz kto groby wam ocuci?
Kto wam waszą młodość wróci?
Te noce i łzy?
O! i jam znał takie bole;
Lecz o młodość, o mą dolę
Nie pytajcie mnie:
Dość wam, żem ja z krwi ochrzczony,
Żem w nieszczęściu poświęcony
Znał niejedną łzę. (8)
Moja skarga was nie znudzi;
Ja pieśń z ludu mam dla ludzi,
Żale toną w głąb:
Mego serca pieśni własnej
Słucha tylko miesiąc jasny,
I stuletni dąb.
Hej mogiły! skały! zdroje!
Stepy! orły! dęby moje!
Z wami ja się znam.
Lecz ty dziatwo żądasz pieśni,
To już sobie Janusz nie śni;
Cóż zaśpiewać wam?
Czasem śpiewak zgadnąć umie,
Co się w głębiach piersi tłumi,
Bo i w nim ta krew;
Więc o Lachu, o orlęciu,
I o krzywej szabli cięciu
Przynosi wam śpiew. (9)
Bo to straszne sądy Boże,
I krew Lacka cuda może,
Jest i w śpiewie jad.
"Jeszcze Polska nie zginęła!"
Toć ta piosnka rdzą przecięła
Więzy tylu lat.
Lecz czy znacie, co to boje?
Co to orły? co to zbroje?
I co wrogów dłoń?
Ile krwi się w sercach spiekło?
Ach! a ile jej wyciekło
Na ojczystą błoń?
2. DUMKA.
Pod mogiłą długie noce
Duma z wichrem młode Lasze,
A gdy w słuchu załopoce,
Zważa, czy nie jego ptaszę,
Czy nie orle to klekoce?
Czy mogiła to nie jękła?
Czy nie szabla brzękła?
Ziemia Lacka nie zapości, (1)
My jej zawsze krwi ucedzim,
Krwią częstujem lichych gości;
Hej! a komu na kark wjedziem?
Niech naszego kruka pyta
O swe ślepie, o jelita,
A wichrów o kości!
A wy! A wy! kości nasze!
Co to w stepie was wykładło?
Orli rodzie! plemie Lasze!
Co ci to tak ciężko padło?
Dzieci! dzieci! smutna sława,
Dola krwawa i pieśń łzawa:
Oto dzieje waszę. (2)SIELAWA.
A to piękna historyjka!
Rewolucya w kraju –
Ten i ów się w mieście zwija,
W Polsce jakby w raju;
A ja patrzeć mam kądzieli? (3)
Albo jechać bryczką?
Żeby starej karabeli
Gdzieś szukali z świeczką.
Gdzie Sielawa?" tartas, wrzawa, (4)
A kto nas . z powiedzie?
Gdzie Sielawa?!" a Sielawa
Na dryndulce jedzie. (5)
Nie!… my jedziem z ostrą szablą
Po dawnym zwyczaju,
Na rumaku z miną diablą
Na usługi kraju;
A choć sobie sądzisz Wasze
Żem niby przestary,
Przecież kto mi dmuchnie w kaszę (6)
Ten nie ujdzie kary!
Będę radził i pocieszał,
Z procesya śpiewał,Łotrów-zdrajców będę wieszał, (7)
A młodych zagrzewał!
I zobaczysz co to będzie,
Mój sąsiedzie Karski!
Zaraz w mieście hukną wszędzie:
Konfederat barski!"II.
BIAŁE ORLE.
Mnóstwo ludzi przed gospodą,
Tańczy młodzież, rznie muzyka:
Bywaj zdrowa mi, jagodo!
Jutro siędziem na konika".
A jagoda, a kochanie
Smutno w tańcu nań spoziera,
To chce śpiewać, to znów stanie,
I fartuszkiem łzy ociera.
Zatrzymała wszystkie pary,
I skinęła ku Warszawie;
Bo z Warszawy wracał prawie
Z nowinami Bartosz stary.
A gdy spostrzegł ponad drogą
Takie tany, potrząsł głową,
I pogroził skrzypkom srogo,
A do chłopców rzekł surowo:
Dajcie pokój pustej wrzawie;
Bo dziś dzieci wielkie święto,
Dziś okopy przy Warszawie
Z nabożeństwem sypać jęto. (1)
A i owo Bóg wysoki
Wielkie cuda nam zwiastuje;
Patrzcie! patrzcie na obłoki!
Co tam z chmur się ukazuje?
Wszak to dzieci Orle nasze!
Polskich królów orle one –
Ale patrzcie, jakże ptaszę
Srogo piersi ma skrwawione!"
Prawda! prawda!" lud zawoła.
Niechaj będzie pochwalony!
Chodźwa ojcze do kościoła, (2)
A wy chłopcy bijcie w dzwony"..
I już niebo poszarzało,
Znikł z przed oczu orzeł biały,
A lud jeszcze klęczał cały,
I psów wycie się ozwało….
I nazajutrz o tym cudzie
O mil kilka powiadano:
Za Kościuszki – rzekli ludzie –
Orle takie już widziano.
"Wielka, wielka wojna będzie!
Oj, nie jeden Moskal zginie;
Lecz i Orle krwią opłynie,
W Polsce mogił nam przybędzie!" (3)III.
POLSKIE ZAPUSTY.
Hałas, tartas po Poznaniu,
Każda chwila wieści sieje,
Wszyscy mówią o powstaniu,
A Prusak truchleje.
Już Umiński uszedł skrycie, (1)
Wielkopolska młodzież rusza –
Dzięki Bogu! nowe życie!
Roztajała dusza!
Ale dawno już czas było
Otrząść z Polski brudy stare:
Im się o tem ani śniło,
Lecz przebrali miarę.
Czuj duch Niemcze! Bóg z narodem!
Niech no Moskwę uporamy,
To i tobie mimochodem
Także łupnia damy!
I od strony Miłosławia (2)
Trzech chłopaków nad wieczorem
Na konikach się przeprawia
Do Królestwa borem.
Pędzą cwałem, co stać koni,
A w tem nagle od granicy
Kilkunastu Niemców goni
Pędem błyskawicy.
Halt! halt! wer da?" – To my! wiara!
Jedziem hulać na zapusty:
Tutaj paszport, drapichrusty!
A tu pieczęć stara". –
Rzekł – i kulą Niemca gwiznął,
Że się pewnie nie wygoił;
Drugi kilku szablą liznął,
Trzeci batem skroił.
O! Herr Jesu! wielki Boże!"
– A co szołdry? co niemczury? (3)
I Fryc stary nie pomoże, (4)
Jak garbujem skóry!
"Już będziecie teraz znali,
Co to polskie są zapusty:
Do Berlina drapichrusty!
A my bracia dalej!"IV.
SZABLA HETMAŃSKA.
Szabla ukuta po prostu….
Adam Mickiewicz.
Zarżały konie w staro-pańskim dworze,
I rozkaz pana z ust do ust przebiega,
Pada się służba – a w sąsiednim borze (1)
Czemraz się bliżej trzask biczy rozlega.
Hajducy gości czekają w podwojach,
Perska makata posadzki zaściela,
Po marmurowych kominkach w pokojach
Płonie jedlina i czasami strzela.
Od czasu śmierci nieboszczki Jejmości
Nie było jeszcze w domu tyle gości,
Ni sreber tyle w Hetmańskiej komnacie, (2 )
Ani kasztelan w tak bogatej szacie;
Lecz od tygodnia gońce obesłano,
I panów w gości zaprosić kazano.
Zjechali dworno – i panicz nadjechał,
A z domu wdowca – zda się – pierzchły troski;
Wyszedł na salę, i rad się uśmiechał,
Ujrzawszy syna w sukmanie krakowskiej.
"Przybliż się Wasze, pokaż mi się przecie!
No, lubię – lubię Waści w takim stroju –
Zda się, żeś podrósł, zmężniał moje dziecię;
Pobłogosławić nie żal ci do boju!
Sprosiłem na to sąsiady dostojne,
By byli świadki, jak cię ślę na wojnę,
Jakie nauki jaką daję zbroję:
A gdy łaskawi na ojca i syna,
Spełnimy razem puhar tego wina,
Com to przeznaczył na wesele twoje;"
"Bo kto tam zgadnie, jako Bóg uradzi
W tej naszej wojnie o swojej czeladzi? (3)
Więc wzniesiem puhar na powrót szczęśliwy,
I na wygraną – a resztę wypijem,
Jeśli powrócisz, a ja będę żywy –
Trzewiczkiem Wandzi, albo jeszcze czyim". (4)
Tutaj kasztelan poprawił wylotów,
I matce Wandy szepnął coś zalotnie:
Miło mieć dziecię tak pięknych przymiotów". – A Wanda wstydem spłonęła trzykrotnie –
O! warto walczyć, warto – jak Bóg żywy!
Za taką dziewę – a za nasze niwy!" (5)
Przybliż się Wasze! – Raz ostatni może
Daj posłuch jeszcze ojcowskiemu sercu – -
Uklęknij Wasze tu, tu, na kobiercu,
Błogosławieństwo na twą głowę złożę,
Może ostatnie, ostatnie mój synu!
W niewoliś zrodzon, a nie do niewoli –
Nie z rodu sława, ale idzie z czynu!
Bo pomnij Wasze: ni z soli, ni z roli,
Lecz z tego urósł Polak, co go boli. (6)
Widzisz tę szablę? Dzielna, chociaż rdzawa!
Bo z starą zbroją chodzi stara sława;
Nie darmo ojców malowano w zbroi –
Słuchaj Waść jaki napis na niej stoi:
Pocięłam szyszak na Kontur a czole,
A brałam Carów moskiewskich w niewolę;
Zna mię Szwed i Bisurman, sławnam przy Byczynie:
Za morzem i pod Wiedniem krzywa szabla słynie". (7)
Nie po kądzieli szukał chluby pono:
Kto taką szablą przed laty hetmanił;
Nie na popisach rękojeść szczerbiono,
Choć i tam pewno nikt jej nie poganił;
Sam Ojciec Święty poświęcił ją w Rzymie
Za króla Jana – bo już sławy syta
Była naówczas – a ksiądz Jezuita
Jej tu historyę skomponował w rymie.
Jak się sprawiła i oni mężowie,
Co ją nosili, niechaj rzeką karty,
Toć nie z pod ławy kroniki wydarty,
I nie w jałowej osnowane głowie.
Lecz ród Waszeciów i o nowsze czasy
Starą tą głownią nie z hańbą zawadził;
Bo dziad Waszecin poszedł z nią w zapasy,
Jak to się z panem Puławskim naradził,
A Pan Naczelnik ostrze jej pochwalił, (8)
Gdyśmy z Krakowa na harce ruszyli –
I nią stryj Waścin nie jednego zwalił,
Kiedy się nasi pod Dąbrowskim bili.
Toć i dziś warta nie trusa – a męża! (9)
Z błogosławieństwem daję ją Waszeci,
A Waść mi tego nie skalaj oręża,
Bo klątwa ojca piekłem cię oświeci!"
Rzekł – i na syna spojrzał pełen sromu –
– "Ojcze, mój ojcze!" – rzekł młodzian klęczący
To mnie tak groźno nie wyprawiaj z domu!"
A stary zwolniał, zawisł nad nim drzący,
I lica jego czem-raz, czem-raz bladły,
Wyloty z ramion na piersi opadły, (10)
Chciał coś powiedzieć, a żal słowa zdławił,
Umilkł – i długo, długo błogosławił:
I cicho było w hetmańskiej świetlicy,
Jako w kościele podczas podniesienia,
A łzy błyszczały z niejednej źrenicy,
I można było policzyć westchnienia:
Stary kapelan modlił się na stronie,
A dworska czeladź stojąca u progu,
Ciężko spłakana, załamawszy dłonie,
Błogosławieństwa polecała Bogu.
Lecz kto opowie, co się Wandzie działo,
Gdy nad wieczorem w dziedzińcu zawrzało,
A koń na przodzie chwycił grunt kopytem,
I po trzech susach już po trakcie bitym
Leciał – już wioskę – już figurę minął –
Wstrzymał się jeszcze, spojrzał ku dworowi:
–" Bywaj mi zdrowa! – Bywajcie mi zdrowi!"
Ruszył – i niknie – jeszcze – i już zginął:
A wiatr grudniowy zeschłym liściem młyńca
Pośród pustego zahasał dziedzińca….V.
DZWON. (1)
Na gościńcu do stolicy
Pełno ludu i pogłosek:
Wiozą dzwony z okolicy,
I z kaliskich wiosek.
Pod Kaliszem w wiosce małej
Na dniu jasnym cud ujrzano:
W dzień świąteczny był lud cały
Na mszy świętej rano.
W samą chwilę podniesienia
Runął z wieży, sklepieniami,
Dzwon największy – a z podsienia (2)
Przemówił słowami:
"Od pół wieku lud mój płacze,
Bo chleb polski żywi wroga!
Lecz i płacze i rozpacze
Nie dochodzą Boga.
Jam ludowi jękiem wtórzył,
Przez pół wieku rany koił,
Płacz był próżny, jęk nie służył,
Moskal w kraju broił.
Dziś sprzykrzyłem próżne jęki,
Przyprowadźcie sto par wołów,
I dołóżcie silnej ręki,
A zbędziem mozołów.
Na okopach pod Warszawą
We trzy działa się rozpłynę,
I odezwą zwołam krwawą
Do modłów rodzinę.
Tam opowiem moje żale;
Lecz nie żale to już płonne –
Ha, zadzwonię! a podzwonne (3)
Zapłacą Moskale!"VI.
OBÓZ MOSKIEWSKI
POD KOWNEM.
Teraz na świat wylewani ten kielich trucizny,
Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy,
Gorycz wyssana ze krwi i z łez mej Ojczyzny,
Niech żre i pali, nie was, lecz wasze okowy.
Adam Mickiewicz.
O ojczyźnie i o sławie
Nuci młódź po Warszawie,
A pod Kownem gwar:
W pochód! w pochód! nuż rabiata (1)
Na podbicie reszty świata
Śle nas Bóg i Car!"
Jak daleko wzrok zasięże,
Błyszczą ognie i oręże
Pośród nocnej mgły:
A w pałatkach światła górą, (2)
I starszyzna nocną porą
Zasiadła do gry.
Szumią, dymią samowary,
Ruble sypią się bez miary,
Żwawo idzie gra!
A przy grze brzmi pieśń ponura:
"Hej, rabiata! ura! ura!
Polszcza złota da! (3)
Kto w Warszawie był, panowie,
Przyzna, że tam – jako zdrowie –
Dziewcząt co nie miar.
My matieże uśmierzymy, (4)
A Poleczki obejmiemy,
Ura! ura! Car!
Na Warszawie zrośnie trawa,
Głośno gruchnie carska sława,
A… nam zejdzie plon:
Nam to lico krasawicy,
A wam Sybir buntownicy;
Ura! Polszczy skon.
Dosyć tego już panowie!"
Rotmistrz Doniec w gniewie powie, (5)
Nie piję na skon!
Im tak miła z Wisły woda,
Jak nam z Donu! – Niech swoboda,
Niechaj żyje Don!
Nikt nie powstał? " Co – nikt!?" wrzasnął,
I puharem o ziem trzasnął
Na padleców zgon. (6)
"Oj nie winem dziś panowie
Trzaby wypić Donu zdrowie,
I biesiady wron!"
Rzekł – nim od gry jeszcze wstali,
Słychać było dzwonek w dali:
W Sybir poszedł chwat! –
A Kozacy z cicha rzekli:
"Szkoda, w Sybir go powlekli!
Szkoda, to nasz brat!" (7)VII.
POŻEGNANIE.
Kto z Bogiem to Bóg z nim.
Przysłowie Staropolskie.
Panna młoda, jak jagoda,
Stojąc we drzwiach płacze:
"Kiedyż ja cię
W naszej chacie
Tu znowu obaczę?"
Przed dziewczyną, przed maliną,
Stoi chłopak zbrojny,
A koń wrony, (1)
Kulbaczony,
Rwie się niespokojny.
Ciężka droga, bo na wroga –
Nie rwij się koniku!
W krwawem polu,
W srogim bolu
Legnie was bez liku.
"Idź, gdy trzeba! Niech cię nieba,
Niech Cię Bóg prowadzi!
Lecz ten krzyżyk
I szkaplerzyk
W boju nie zawadzi. (2)
Za wygraną znów co rano:
Trzy Zdrowaś, i Wierzę;
Kto pobożny
I ostrożny,
Tego i Bóg strzeże. "
Rzekła – płacze – wrona kracze,
A to wrzask złowrogi.
Niepomoże:Święty Boże! (3)
Kraj nad wszystko drogi:
Przyjął krzyżyk i szkaplerzyk,
Westchnął – dosiadł konia –
Skinął głową:
Bądź mi zdrową!"
I ruszył wzdłuż błonia.
Ale prędzej z szarej przędzy
Srebrna nić wypłynie,
Niż we swaty
Do jej chaty
Staś kiedy zawinie. (4)VIII.
KRAKUSY.
Grzmią pod Stoczkiem armaty, (1)
Błyszczą białe rabaty, (2)
A Dwernicki na przedzie (3)
Na Moskala sam jedzie.
"Hej za lance chłopacy!
Czego będziem tu stali?
Tam się biją rodacy,
A myż będziem słuchali? (4)
Chodźwa trzepać Moskala, (5)
Bo dziś Polska powstała!
Niech nam Polski nie kala –
Hej zabierzwa mu działa!"
I zerwali się razem,
Posterunek rzucili, (6)
Niewołani rozkazem
Na batalię przybyli. (7)
"Cóż tu słychać ułanie?"
Pyta jeden z nich żwawo.
– "Kropią naszych Mospanie, (8)
Słońce zeszło dziś krwawo!"
"Ejże? kropią, mówicie?!
Jakże kropić nie mają,
Kiedy wy tu stoicie,
A wej oni strzelają?! (9)
Wszak to działa, nie dziwo –
Wszak to blisko, wiarusy?
Hej na działa – a żywo!
Dalej naprzód Krakusy! – (10)
I krzyknęli wraz Hurra!!!"
Właśnie gdy wróg nacierał:
Co tam leci za chmura?"
Pyta sztabu jenerał.
– "Jenerale! Krakusy,
Znać swą pocztę rzucili – (11)
Oszaleli Wiarusy,
Bez rozkazu ruszyli!
A to czyste waryaty!
Patrz, jak lecą po roli –
Patrz, jak wiercą granaty!
Nie daruję swawoli!
Lecz gdy wódz się tak gniewa.
Groźnie patrzy do koła;
Ktoś od walki przybywa
I z daleka już woła:
– "Jenerale! to chwaty! (12)
Od lewego tam skrzydła
Wiodą cztery armaty,
I Moskali jak bydła!"
Lecą, lecą wzdłuż błonia,
Grzmią krakowskie kopyta;
A Dwernicki spiął konia,
I okrzykiem ich wita:
"Dzielnieście się spisali!
Zawsze Polak tak bije!
A Krakusy wołali:
Nasza Polska niech żyje!!!"