- W empik go
Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 4 - ebook
Dzieła poetyckie Wincentego Pola. Tom 4 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 611 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JW. i PW. Jegm. X. Hrabi
Janowi Scipionowi
k… k… k.
synowi ś… p. Karola
chrzestnego ojca mojego
składam.
Jak Kościół stoi tradycyą, tak też tradycya jest kluczem do religijnej sztuki. Utwory sztuki są wypływem liturgii, streszczeniem i zobrazowaniem jej, wcieleniem i upostaciowaniem słowa Bożego, a nadto upostaciowaniem tych żywotnych podań, które się od pierwiastków chrześciaństwa przechowują w Kościele. Trudnoby je pojąć, nie znając źródła Bożego, z którego wypłynęły, nie znając ducha podania, który je uzupełnia.
Koleje, jakie Kościół przechodzi w dziejach świata, są podaniem żywem w Kościele. Sztuka religijna jest w ten sposób wielkim pomnikiem w historyi powszechnej, a utwory sztuki mogą być zrozumiane tylko za pomocą słowa Bożego i tych żywych tradycyi miejscowych, które – poczynając od ołtarzy i relikwij Świętych aż do grobowców, stal, ławek i kruchty, do pieczar i grobów – co do przeszłości i znaczenia objaśnia podanie miejscowe.
Odnowienie tedy tej tradycyjnej nici – która się od pierwiastków Kościoła, koleją wieków, aż po nasze przewija czasy – nie będzie może i tutaj bez pożytku, bo nawykliśmy szczególniej wielkie dzieła sztuki religijnej uważać tylko za wyjątkowe zjawiska w dziejach sztuki, a to głównie z powodu przerwania tej tradycyjnej nici, która je objaśnia i puścizną w żywem słowie ku czci podaje. Co przecież tak nie jest, bo ta nić żywych podań snuje się przez wieki. I więcej jak połowa tego, w co Kościół powszechny wierzy, co wyznaje i obyczajowo pełni, nie jest spisane – i tylko podaniem żywe. A każdy pomnik religijny, każdy obyczaj Kościoła, każde podanie odpowiada swemu wiekowi i duchowi Matki i Rodzicielki.
Upostaciować słowo Boże i żywą tradycyę Kościoła, zakląć je widomie i ująć w nowe kształty kunsztownie, nie było zadaniem łatwem – bo z jednej zasady musiały wyjść tu wszystkie sztuki, wszystkie obrzędy; i obyczaje Kościoła musiały wziąć namaszczenie z góry – bo chrześciaństwo rozsiadło się na społeczeństwach i formach skończonych, na dziejach dokonanych, a duchem nowe i odmienne od pogańskiego świata musiało górować duchem najwykwintniejsze i skończone formy.
Niemałą to rzeczą było żywem słowem zawojować pogaństwo, tego bohatera miecza, i nakryć ramionami krzyża sztukę i filozofią grecką, organizm i prawo pogańskiego Rzymu.
Wcielić ideę niecielesną nie było zadaniem łatwem: otworzyć księgę żywota czytelną dla wszystkich i okazać ją ziemi w poświacie Ducha Śgo, na to potrzeba było osobliwej łaski. Typy bowiem starożytnej sztuki były zużyte, były to czcionki, któremi duch prawd chrześciańskich wypisać nie zdołał; były to niezdarne środki na wyrażenie prawd Bożych, o których świat pogański nawet nie miał przeczucia. Lubo tedy stał wysoko społecznie i dziejowo, nie miał modły na żywy odlew prawd wychodzących z ducha; i owszem duch ten był tak potężny, tak wszechmocny, że nie mogąc się pomieścić w modle urobionej, rozsadził wszystkie formy pogańskie: bo nie działał według miary i wag, i cielesności, lecz działał jak światło i ciepło, które społeczeństwu dawał.
Typy starożytnej sztuki były, jak mówię, zużyte; wolno też… tylko bardzo i tylko żywotem męczenników dorabiał się Kościół swego wzrostu i znaczenia pierwotnych typów w sztuce, obrzędów i obyczajów kościelnych.
Groźno otaczał świat pierwotnych chrześcian: przekonanie słowa Bożego płacono żywotem, żywot męczeński milczeniem. W tej atmosferze duchów, gdzie cierpienie bohaterstwem było, nie stać człowieka na sztukę; przekonanie wystarczało i niepotrzeba było zewnętrznych pobudek dla zmysłów na utwierdzenie tego przekonania.
Tradycya, rodzicielka sztuki, była tu jeszcze tak żywą, że prawdziwem artystostwem ducha było męczeństwo lub niczem niezłomne wyznawstwo; a kto nie upadł w tej walce, nie był powołany do twórczości, ale był błogosławionym. Erą też męczeńską nazwano dzieje Kościoła aż po czasy Konstantyna Wielkiego, gdzie Kościół już po dniu Bożym i po Bożym świecie szerzyć się poczyna – gdzie Kościół wychodzi w chrześciańskim tryumfie z pomroku katakumb zwycięzko.
Pierwsze tedy najstarsze, najprostsze, a zarazem największe pomniki chześciańskiej sztuki znajdują się w katakumbach odwiecznej Romy, na tym pierwotnym – dziś już nie klasycznym – ale męczeńskim gruncie chrześciaństwa.
Wszystko, coby sztuce mogło dać początek, jest tu tylko prostym znakiem, symbolem oznaczone, wszystko stoi tu i żyje jedynie tradycyą; a bez tradycyi, tej tajemnicy chrześciańskiego ducha, niemo – żnaby tu niczego zrozumieć – ani znaczenia przeszłości, ani obietnic przyszłości.
Krzyż, jako godło wiary i zbawienia – księga żywota na apokaliptyczne pieczęcie zamknięta, jako godło objawienia – baranek Boży, jako godło odkupienia – znak położony na grobie P. C. (pro Christo) jako znak męczeństwa – imię męczennika wyryte mozolnie na kamieniu niewprawną ręką, lub tylko dzień jego śmierci napuszczony czerwoną barwą, jako barwą tryumfu i męczeństwa – pęk makówek lub rozpękniętych granatowych jabłek, jako świadectwo o wielkiem posiewie ducha – pęk ostu, jako godło cierpkiego żywota – rybka (ichtis ΙΧΘΥΣ) , jako znak samego Zbawiciela Pana – narzędzia męczeństwa wyryte na kamieniu lub złożone w grobie męczennika, jako świadectwo żywota – małe szklanne naczynie z krwią zamurowane widocznie w ścianach katakumb, jako zadatek relikwij – trójkąt, jako znak Trójcy Przenajświętszej – łódka wielkiego rybitwy, jako znak szczęśliwego połowu dusz – ptaszki pijące z naczynia, jako godło źródła żywota – gołąbek, jako znak Ducha Św., a gołąbek z rószczką w dzióbie, jako poseł pokoju wyniesionego z arki nowego przymierza; – w końcu: pierwsze ołtarze, gdzie pierwsi chrześcianie wspólnie przyjmują Najś. Sakrament – pierwsze konfessionały, w których się wierni obwiniali i dla siebie szukali pociechy – pierwsze w końcu siedziska starszych kapłanów w kamieniu wykute, które dały początek biskupim stolcom; – oto pierwsze typy i symbole religijnej sztuki, które chrześciaństwo w pomroku katakumb złożyło. Zrobić tu musimy uwagę, że nie tylko w katakumbach, ale w domach prywatnych schadzali się na modły pierwotni chrześcianie: część tedy mieszkania była ozdobiona krzyżem, około którego zawieszano pieczęcie i sygnety zeszłych na znak, że pieczętowali przekonania swoje żywotem – zawieszano też tam puhary, jako symbole wspólnej uczty; lampy, jako symbole czci. – Łódka czyli okręt była tam symbolem Kościoła – kozioł, symbolem odporności synagogi – palmy, symbolem pokoju po męczeństwie – korona w obłokach, symbolem nadziei – Bonus pastor wynoszący z przepaści owieczkę straconą, symbolem samego Zbawiciela Pana – lira, symbolem dusz grających w Panu – kogut, symbolem czujności duszy pobożnej i zaprzania Piotra św. Te same symbole przenaszano także na groby i grobowce wiernych.
Otóż pierwsze zadatki, typy i symbole religijnej sztuki; są to jakoby hasła wojującego Kościoła, za których wskazaniem i wymówieniem obóz wojujący słowem Bożem zawsze gotów był do walki i na śmierć – są to jakoby ziarna wielkiego posiewu, które dopiero później zejść miały na gruncie, odkupionym krwią wiernych, na gruncie, oświeconym promieniem niebieskiego światła. Stąd białość lilii, symbolem czystości ducha; stąd świeca, wyobrazicielką światła wiary, chorągiew w kościele, symbolem tryumfu; szkarłat, pamiątką po krwi męczeńskiej. Z tych kilku podań widzimy, że tu o właściwej sztuce nie ma jeszcze mowy, a przecież są to największe zadatki i godła, które się następnie upostaciowały w religijnej sztuce, poczynając od architektury a kończąc na harmonii chrześcijańskiego chóru, który ostatecznie nie jest niczem innem, jak tylko symbolem żywota w Bogu i najwyższego poczczenia i wyznawstwa wiary, miłości i nadziei.
Wszystko, co wielkie, twórcze i zacnym posiewem pamiętne, zaradza i szerzy się w dziejach świata zawsze tylko w małem kole wybranych i poświęconych, zebranych w duchu i wylanych na prawdę, która je ożywia. To wzmaga się dopiero następnie w płodnej ciszy; w twórczem odosobnieniu urasta potężnie w ducha, w czyny, w owoce; rozmaga się szeroko w życiu i staje się podaniem żywem, żywotną zasadą w dziejach.
Taką jest geneza wiary, – władzy – sztuki – oświaty; taką jest natura w powszechności posiewu ducha i światła, że w skupieniu tylko działa i tylko z góry podany szerzy się.
–––––––––
Na ducha i geniusz nie ma definicyi; świat nie ocenia ani dzielności ducha, ani płodów geniuszu podług treści ducha i miary geniuszu, ale dopiero ze skutków, jakie duch lub geniusz z czasem wywiera –; słowem duch i geniusz potem jedynie poznane są w dziejach, że piszą prawa w swoim zawodzie dla sfer pokrewnych sobie duchem lub twórczością.
Puścizna po obydwu rodzi podanie. To podanie było żywe, kiedy święta Helena już w wieku podeszłym, bo już przeszło 80 lat mając, wyprawiwszy się w pielgrzymkę do Ziemi Śtej odszukiwała drogi Zbawiciela Pana po świecie i miejsca pamiętne męką Jego. Pierwsze tedy kościoły, które stawiła na tym historycznym gruncie chrześcijan, były w duchu tych podań wzniesione; a pierwotne wieki męczeńskiego Kościoła, żywot pustelniczy chrześcijan i męczeńskich katakumb znalazł uświęcenie swoje w tak zwanych kryptach, pieczarach ciemnych i kościołach podziemnych, które nowo wznoszącym się kościołom niejako za kamień węgielny i substrukcyę służyły.
W ten sposób przechowała już sama budowa naj – starszych kościołów w podziemiach i sklepach swoich – grunt klasyczny pierwotnych chrześcijan.
Żaden język tak doskonale tego nie wyraża jak nasz: bo Kościół poszedł od kości, na których stanął.
Kiedy św. Helena pierwsze wznosiła kościoły, poszła w architekturze za typem dawniejszych tradycyj; podług niewątpliwych bowiem świadectw istniały już w Małej Azyi i Palestynie kapliczki i kościoły przez chrześcijan wzniesione już w III. wieku ery chrześcijańskiej, a mianowicie w tych spokojnych czasiech dla chrześcijan, które przypadają pomiędzy prześladowaniem Waleryana a Dyoklecyana. Najpiękniejszy i największy kościół z tego czasu wznosił się w Nikomedyi, w Bitynii.
Jak kościoły św. Heleny stanęły w Ziemi Świętej na miejscu podania, tak też na katakumbach chrześcijańskiego Rzymu wzniosły się bazyliki postawione z okazałych gruzów pogańskich gmachów i świątyń, nakryte drewnianemi stropami, kiedy kościoły św. Heleny były sklepione w półokrągłe łuki, według stylu architektury na Wschodzie.
Tę tedy erę, gdzie kościół wyszedł z katakumb i szerzyć się już począł po Bożym i słonecznym świecie, nazwano erą bazylik. Co do znaczenia i tradycyi też same i jedne – co do kształtu zaś różnią się bazyliki włoskie od bazylik Wschodu.
Pomiędzy bazylikami rzymskiemi a kościołami na Wschodzie zachodziła głównie ta różnica, że jak pierwsze gminy chrześcijańskie wyszły głównie w Małej Azyi i Ziemi Świętej z łona Izraelskiego narodu, tak też przechowały pierwsze kościoły bizantyńskie w rozkładzie swoim podział według jerozolimskiej świątyni na trzy części: przedsionek dla pogan, nawa dla katachumenów i wiernych, a trzecia część, oddzielona zasłoną i kratą, dla kapłaństwa – co się dotąd jeszcze we wschodnim kościele zachowało. Z osobna były kaplice przeznaczone na chrzcielnicę, zwykle kształtu okrągłego, a na wchodzie do kościoła biło albo rzeczywiste źródło, albo znajdowało się naczynie z wodą, przeznaczone do obmycia się przed wejściem do świątyni – z zwyczaju także wziętego ze starego zakonu – które zastąpiło kropielnice nasze.
Sztuka grecka niezupełnie jeszcze była upadła na Wschodzie; tam też więcej artystyczności, kiedy się bazyliki rzymskie dźwigały z gruzów i w czasie, gdzie jeszcze sztuka chrześcijańska nie przemówiła była niejako językiem własnym. Do tej epoki należy odnieść bazyliki we Włoszech św. Pawła za murami, część Lateraneńskiej, Santa Maria maggiore, a w końcu amfiteatralną bazylikę św. Agnieszki za murami, która w niczem dotąd nie została zmienioną. Bazyliki nie tylko stawiane były z gruzów, ale zmieniano także na nie gmachy publiczne i świątynie pogańskie.
Pomiędzy kryptami a bazylikami jest nieprzerwany łańcuch tradycyj, z tą tylko różnicą, że tu poczyna się już wcielać żywe słowo w postacie.
Relikwie ŚŚ. męczenników wyniesione są z katakumb i złożone w skutek wielkiej tradycyi " sanguis martyrum, semen Christianorum".
Cielesnych postaci lękała się bardzo w pierwiastkach religijna sztuka: i pierwsi artyści, którzy wznosili bazyliki, woleli się uciec do mozajki i do gry kolorów, jako muzykalnego żywiołu w sztuce.
Tu zdziwić się wypada, jak wynalazek mozajki stał się sfornym środkiem do oddania postaci Pisma Śgo! Powiedziećby nawet można, że, gdy już mozajka w Tyrze i Sydonie, w Kartaginie, Grecyi i Rzymie była doprowadzoną do wielkiej doskonałości, stała się tak odpowiednim i zdarnym środkiem do wydania na jaw prawd ewangielicznych, iż rzecby trzeba, że ona się w ręku chrześcian uduchowniła, stała się nowym środkiem artystycznym mimo odwiecznego pochodzenia swego – stała się nową dźwignią ducha ludzkiego w dziejach sztuki.
Do typów religijnych, już nam z katakumb znanych, przybywają z każdym dziesiątkiem, z każdym setkiem lat, co raz nowe typy.
Fryz, to było miejsce w pogańskiej architekturze, przeznaczone na najwyższą okrasę gmachu lub świątyni. To też miejsce zajęły mozajki, przedstawiając żywot Chrystusa Pana, żywot N. P. Maryi lub te tylko chwile z ksiąg Starego Zakonu, które się jako prorocze i sybiliczne odnosiły do żywota Zbawiciela Pana.
Fryz, to gościniec artystyczny starożytnego świata. Chrześcijaństwo, które nic nie brało ale dawało, osypało ten gościniec kwiatami i owocami Ducha św. Ale ołtarz wielki był w pogaństwie nieznany, bo nieznane było skupienie ducha, które tylko być może w tajemnicach wiary chrześcijańskiej – otóż najwspanialsze mozajki najkolosalniejszych rozmiarów umieszczano w bazylikach na złocistem tle, na ścianie po za wielkim ołtarzem, za którym stoi kapłan, aż po te czasy twarzą obrócony do ludu, jako pośrednik i szafarz łask pomiędzy niebem a ziemią.
Jeżeli łatwo wymienić było wszystkie prawie typy czyli zadatki sztuki, znajdujące się w katakumbach, to wymienienie typów artystycznych, z Pisma Ś-go wziętych, przechodzi już granice tych uwag, gdy pod stropy bazylik wstąpimy: tu już Chrystus na krzyżu z Apostołami lub Chrystus, a pod krzyżem stojąca N. Marya P. i Jan św., lub Marya Panna na odwrót – nej stronie krzyża ze złożonymi rękoma, Piotr święty z kluczami nieba, Paweł św. z mieczem; Marya z Dzieciątkiem Jezus na ręku jest już znacznie późniejszym typem – a jeszcze późniejszym Przenajświętsza Rodzina, Ojcowie Kościoła i Święci Pańscy. Ale Aniołów i chóry anielskie znajdujemy już w typach z ery bazylik. Jednym z głównych typów historycznego znaczenia są symbole, tyczące się tryumfu Kościoła, odniesionego nad Synagogą – którą przedstawiano zwykle jako królowę, odartą z korony z zawiązanemi oczyma – naprzód, tylko godła czterech Ewangielistów, jako to, skrzydlatego wołu i lwa, orła i anioła, następnie już i postacie Ewangielistów, a dopiero u ich stóp umieszczone godła. Z dawnych typów pozostaje krzyż, Agnus Dei, Bonus pastor A et ii a z nowych przybywa jeleń pijący ze źródła żywota u stóp krzyża: " Sicut cervus ad fontem aquarum, ita desiderat anima mea ad Te Deus". Lew oznacza także często potęgę wiary.
Wszystkie te typy pod względem artystycznym przypominają krągłość i wykończoność kształtów sztuki greckiej; znać tu jeszcze zapatrzenie się na wzory starożytne, ale duch już inny.
Styl bazylik wypada rozróżnić od bizantyńskiego stylu. Bazyliki stanęły na tych kilku rzymskich – styl bizantyński rozwijał się ciągle. Nie odnosimy się tu do lat, stąd też ostatecznie powiedzieć wypadnie, że czem była bizantyńska sztuka i o ile z pogańskiego artyzmu wziąć mogła, to wzięła, a czem była, to widzimy ostatecznie w kościele Św. Zofii w Kostantynopolu, postawionym przez Justyniana i w kościele św. Marka w Wenecyi.
Nieruchome postacie, wielka prostota w układzie grup, rzeczywiste bogactwo klejnotów 1 złota, a w koń – cu jaskrawość kolorytu w obrazach mozajki i w całem ubarwieniu tła – przypominającego drogie makaty i kosztowne kobierce – to podają zwykle za charakterystyczną cechę tak zwanej bizantyńskiej szkoły.
Dodać tu wypada, że te sądy wychodzą głównie od estetyków XVIII wieku, którzy nie pojmowali wielkiej gry duszy chrześcianina, ale tylko ruchy ciała lub rzuty draperyi. Zarzutem tedy głównym, czynionym bizantyńskim postaciom, jest nieruchomość: bo sędziowie nie widzą ruchów fizycznych, a majestat poważnych i spokojnych postaci chrześcijańskich jest dla nich tajemnicą.
Mozajki bazylik i pierwszych bizantyńskich kościołów miały to zadanie, aby przemawiały w duchu chrześcijańskim do zmysłowych pogan. Bogactwo tedy złota, klejnotów i tak zwana jaskrawość kolorów, była tu na swojem miejscu, bo oznaczała z jednej strony potęgę uczucia w grze silnej kolorów, z drugiej strony chrześcijańskie zaparcie się świata w oddaniu ziemskich skarbów na chwałę Boga i na świadectwo wielkiej Jego chwały.
Jeszcze jeden zarzut, który bizantyńskiej sztuce i mozajkom w bazylikach czynią, jest odstrychnienie się od naśladowania natury. Zapewne ostatecznie leżą pierwotne typy wszelkich kształtów w pryzmatach kryształu, w tkaninach roślin, kwiatów i owoców, albo w prostych kształtach zwierząt i postaci ludzkich. Ale twórczość artystyczna chrześcianina nie czerpała w żadnym wieku ani czerpie z natury lecz z ducha, bo twórczości zadaniem nie jest rywalizacya z naturą, ale z ideałem – a tym ideałem dla chrześcijanina jest żywot Chrystusa Pana.
Jakby daleko zajść była mogła sztuka chrześcijańska na tej drodze, na której ją widzimy, w kościołach bizantyńskich i w bazylikach rzymskich, zasilona całym urokiem i całą potęgą religijnych tradycyj; jak daleko byłaby zaszła przy tej czystości artystycznego ducha, przy tem zaprzaniu się w sztuce indywidualności twórczej – trudno jest przewidzieć, bo naturalne stopniowe jej rozwinięcie się zostało kolejno przez trzy wielkie wypadki w dziejach świata.
Naprzód przez sektę obrazoborców, którzy od Konstantynopola przeszli aż do Paryża, niszcząc dzieła i pomniki chrześcijańskiej sztuki z całą wściekłością, dzikiemu fanatyzmowi właściwą; powtóre przez krzyżowe wojny, które zachód ze wschodem zetknęły i mnóstwo różnorodnych narodowych żywiołów i potrzeb wniosły do kościoła; a w końcu przez upadek państwa bizantyńskiego i jego starej stolicy na Wschodzie – wskutek czego i wiara w tych krajach upadła, i sztuka nie mogła już stąd brać zasiłku. Jak Konstantyn Wielki wyprowadził kościoły z katakumb, tak Karol uorganizował całe społeczeństwo chrześcijańskie hierarchicznie, wychodząc z duchowej hierarchii Kościoła. Tu tedy przybywają nowe środki artystyczne w pomoc społeczeństwu chrześcijańskiemu: dzwony, wieże w pogaństwie nieznane, chorał ambrozyański, gregoryański, perspektywa i sztuczne oświetlenie.
Przez obrazoborców zagrożona sztuka religijna uciekła się do nowych środków zapewniających przyszłość jej w świecie chrześcijańskim, przyszłość i upowszechnienie jej tworów; był to czas, gdzie całe narody przechodziły na wiarę chrześciańską. Przeprawa do tych nowych ziem, zdobytych dla krzyża i narodów świeżo nawróconych, była trudna, a biskup czy kapłan apostołujący musiał mieć wszystko z czego służba Boża wymagała.
W tej epoce tedy wylewa się sztuka religijna na pergaminowe rękopisy, księgi Pisma Świętego, księgi liturgiczne, kancyonały, kalendarze, psałterze ozdobione miniaturowemi malowidłami: w tej tedy epoce skupia się architektura w drobnej złotniczej robocie, w relikwiarzach, kielichach, monstrancyach, ampułkach, w naczyniach do olejów świętych, kadzielnicach, chrzcielnicach, kropielnicach, dzwonkach, pacyfikałach i pastorałach, słowem w utenzyliach kościelnych.
Jak z katakumb przeszła tradycya do bazylik rzymskich i bizantyńskich kościołów, tak przeszła z nich po epoce obrazoborców w miniaturowane pergaminy i sprzęty kościelne – z nich to dopiero rozwija się w czasie krucyat i po nich filigranowy gotycyzm, który nawet w olbrzymich gmachach z kamienia kutych, przechował świadectwo swego pochodzenia, t… j… że ze złotniczych robót i drobnych cacek swoje brał wzory.
Już w IX-tym wieku poczęły się wiązać w Europie osobne bractwa, pod sterem duchowieństwa oddające się wyłącznie architekturze kościelnej; miniaturowe rękopisy i utenzylia kościelne służyły tu za wzory do budowy kościołów i ich okrasy pod sterem duchowieństwa, które się głównie zajmowało rozpowszechnieniem rękopisów i robót złotniczych, podróżnych ołtarzy, dyptyków, malowideł i rzeźb. Że to były czasy po klęsce Kościoła, już po odszczepieństwie, po epoce obrazoborców, i zagrożeniu Chrześciaństwu od Wschodu – wszelkie tedy tradycye, od katakumb idące, usiłowano tu skupić w tych drobnych rozmiarach sztuki z całym urokiem pierwotnych tradycyj – i to udało się rzeczywiście. A że duch w skupieniu silny, tak też stała się płodną sztuka religijna w tych małych ramach i drobnych rozmiarach zamknięta – i z tego to posiewu bierze w czasie i po wojnach krzyżowych początek tak zwany gotycyzm w architekturze, w malowidle, w rzeźbie i w muzyce kościelnej.
Dodać tu trzeba, że około roku tysiącznego stała cywilizacya arabska na najwyższym stopniu i że sztuka chrześcijańska wydała tam inne płody, gdzie się niejako materyalnie z cywilizacyą arabską starła. Czasem widzimy to nawet w tym samym kościele, w tem samem dziele sztuki, jaki wpływ wywarła arabszczyzna na budownictwo chrześcijańskie, mianowicie w południowych krajach.
Pomimo to ma gotycyzm wszędzie te same cechy; i nie można go przypisać wyłącznie żadnemu narodowi. Sztuka gotycka szerząc się, szła od małych rozmiarów do wielkich. Naśladowała w malowaniach na szkle: pierwotne mozajki i miniatury – a w budowie ołtarzy: dyptyki albo złotnicze wyroby relikwiarzy i monstrancyj. Trudnoby sobie było inaczej wytłómaczyć to zjawisko, dla czego się sztuka gotycka w tak różnych krajach równocześnie rozwinęła w tym samym duchu, w tym samym kierunku, podług tych samych tradycyjnych typów, a jednakowoż z taką rozmaitością, gdybyśmy dla niej nie przyjęli jednego źródła wspólnego pochodzenia – a takiemi były owe miniaturowe malowidła w księgach liturgicznych, kalendarze i utenzylia kościelne. Symbolika katakumb, bazylik, bizantyńskich kościołów i miniaturowych malowideł przybiera w gotycyzmie olbrzymie rozmiary.
Arystoteles i Plato i z ich dzieł wyrastająca scholastyczna filozofia organizują w duchu chrześcijańskim nauki św. Teologii w tych samych rozmiarach –; jak się natem polu rozszerza duchowa sfera, urasta na zewnątrz architektura gotycka z całem czarodziejstwem sztuki w gmachy olbrzymie.
Drobne znaki i symbole znajdują tu już wcielenie w całej budowie kościoła. – W ślady krzyża małego z katakumb, wznosi się tu już świątynia w kształcie krzyża postawiona. Cała krzyżownica gmachu wyraża 4-ch ewangielistów; 12-cie filarów kościoła, 12-tu apostołów; błękitne stropy świątyni gwiazdami zasiane, strop nieba; kaplice, pojedyncze epizody w dziejach Kościoła – a cały kształt jego jest naśladowaniem drobnej łódki, która w katakumbach pierwszych chrześcijan była wyrazem powszechnego Kościoła. Nad przedsionkiem i wnijściem do kościoła stoją książęta ziemi i fundatorowie jego, witając idące pokolenia – Ojcowie Kościoła lub Apostpłowie narodu, wskazując drogę do wielkiego ołtarza –; za wielkim ołtarzem świadczą 3 okna Trójcę Przenajświętszą, lub 5, pięcioro przykazań Kościoła. Cała także hierarchia światowa i duchowa znajduje swoje poczczenie w tym gmachu: więc naprzód tron biskupa; następnie tron cesarza, króla lub księcia; a w pomniejszych kościołach ławka kollatorów; następnie duchowe i świeckie stalle senatu, rad i duchownych, chóry prezbyteryalne, stalle ławników, ławki wiernych; po stronie idą grobowce biskupów, książąt i znamienitych; pod posadzką mieszczą się groby wiernych; w nawie zaś kościoła ambona i chrzcielnica; w przedsionku trupiarnia dla zmarłych i kruchta dla ubogich; – i zawsze jeszcze podziemne kościoły zachowuję tradycyę krypt.
Tyle co do urządzeń zewnętrznych; – a czegóż już nie wyraża sztuka wszystkiemi środkami swemi, począwszy od wielkich ksiąg Mojżeszowej genezy, aż do ksiąg apokaliptycznych świętego Jana i ostatecznego sądu.
Często nawet widzimy całe kościoły na słowa Psalmu zbudowane, lub na cytacye z Pisma Świętego; słowem mówiąc, wszystko jest z ducha poczęte, a upostaciowane środkami sztuki, – wszystko jest oświecone idealnem światłem z wiary, trzymane w półświetle rzeczywistości i poezyi.
Jest wprawdzie upowszechnione mniemanie, że sztuka gotycka była na południu wyjątkowem tylko zjawiskiem; szczególnie tego są zdania estetycy niemieccy, którzy ją wyłącznie prawie środkowej Europie na własność przypisują, a stąd niemiecką sztuką nazwali. Rzecz ma się inaczej. Nie będę tu już mówiło gotycyzmie w Hiszpanii i o niezawisłem jego wykształceniu od Europy środkowej w przymięszaniu maurytańskiej architektury; ale wskażę tylko na najstarsze pomniki sztuki gotyckiej we Włoszech, jako to St. Maria supra Minervam w Rzymie, bazylikę ś. Franciszka w Asyżu wraz z klasztorem i wspaniałemi w tym stylu krużgankami –; w ogólności wszystkie najstarsze kościoły Dominikanów, Franciszkanów, a po części i Cystersów w całych Włoszech są bez wyjątku gotyckiego stylu.
Zapewne zachodzą znaczne bardzo różnice pomiędzy gotycyzmem hiszpańskim, włoskim, a środkowej Europy, ale czyż to zadziwiać może? Wszakże estetycy dzisiejsi, szukając pierwotnych typów do kościołów gotyckich, musieli w końcu zapędzić się aż do naszych modrzewiowych kościółków, na Szląsk i do Polski – bo odrzuciwszy tradycye Kościoła, trudno się oryentować w tym lesie faktów, zjawisk i dzieł sztuki.
Na ocenienie wszakże dzieł religijnej sztuki, estetyka nie może podawać skali, bo ta rodzi się z systematów filozoficznych, i jest zawsze zawisłe od prawd czasowych. Jaki systemat filozoficzny, taka i estetyka; a dzieje stoją od systematów niezawisłe, a prawdy wieczne, znajdujące w sztuce swoje odbicie, są zawsze też same, a wojujący Kościół wojuje wiecznie jedną bronią. Żywe słowo i krew, wyznawstwo i męczeństwo, wiara i Sakramenta – oto odwieczna broń Kościoła, oto jego tradycya. Zapytuję tedy: czy ma z tem co wspólnego filozofia i estetyka z niej się rodząca? Czy to właściwy trybunał? Kto daje pozew do tego sądu? Kto sądzi? – Te wyroki estetyki są niejako zawsze prawdziwym obrazem sądów pogańskich z ery męczeńskiej: tam na męki brano ciało, tu na męki biorą ducha religijnej sztuki. Na ocenienie dzieł sztuki chrześcijańskiej mogą posłużyć za skalę tylko dzieje Kościoła spisane, a objaśnione żywą tradycyą powszechnego Kościoła, z którym aż do skończenia wieków jest Duch Święty.
W każdej wielkiej chwili w dziejach chrześcijaństwa odpowiada w sztuce chrześcijańskiej twórczość i płodność, jak Kościół jest wiecznie rodzącem drzewem i płodną matką.
Doszedłszy do epoki gotycyzmu, musimy już artystyczne typy zostawić na stronie, i całe galerye chrześcijańskiego kunsztu; a wypada się uciec raczej do Matki Rodzicieli, do całych epok źródłowych L pamiętnych coraz nową płodnością chrześcijańskiego ducha, w której się wyraża cała hierarchia sfer duchowych, z której bierze początek i ma swój grunt dzielność chrześcijanina i płodność artysty.
Tu tedy wyznawstwo, apostolstwo, męczeństwo, i świętość odpowiada całym epokom w dziejach całej hierarchii sfer duchowych.
Po żywem słowie Bożem i męce Zbawiciela idą dzieje Apostolskie i męczeńskiej ery w krzyżu; po nich dzieje Ojców Kościoła, dzieje pustelnicze wybranych sług Bożych, żywoty eremitów w wielkiej pustyni w Tebaidzie, w Palestynie.
W żywocie eremitów leży pierwotna tradycya cenobitów i w powszechności zakonnego żywota. – W tych tradycyach mają swój początek klasztory, z których każdy był żywem wcieleniem i wyobrazicielem prawdy ewangielicznej lub cnoty chrześcijańskiej według ustawy zakonodawcy swego.
Jeżeliśmy wspomnieli o Konstantynie Wielkim i Karolu Wielkim w swojem miejscu, jak każdy w swojej epoce zarządził społeczeństwem w duchu Kościoła; to jużciż w hierarchii duchowych sfer wypada wymienić światła Kościoła, którzy całemi zarządzili sferami duchownemi chrześcijańskiego żywota, jak ś. Benedykt i ś. Bernard, jak ś. Dominik i ś. Franciszek.. Wypada wymienić, jak się dzielność ich ducha wylewa na świat, a skupia następnie w tradycyi Kościoła powszechnego, naprzód opinią świątobliwości, następnie ubłogosławieniem, a w końcu uświęceniem, bo podaniem ku czci powszechnego Kościoła.
Ta hierarchia duchów odnosi się do dziejów Kościoła na ziemi; cóż dopiero gdy się dogmatycznej strony sfer duchowych dotknie sztuka?
To tylko Ecclesia militans – ale jest patiens i triumphans; a całe dzieje nieba i Kościoła, Czyśca i piekła ujmuje gotycka sztuka w historyczną ramę, dając żywy wizerunek hierarchiczności sfer duchowych i urządzeń społecznych w duchu tej hierarchii.
Sztuka gotycka była obrazem i upostaciowaniem powszechnego Kościoła.
Gmach gotycki z całym swoim przyborem, wyposażeniem, urządzeniem miejscowem, ozdobami wewnątrz i zewnątrz, jest cały; wcieleniem tradycyi Kościoła, zebraniem wszystkich już uprzednio znanych środków i typów sztuki, wyobrazicielem hierarchii duchów i hierarchiczności społeczeństwa, poczynając od wielkiego ołtarza, a kończąc na kościelnej kruchcie; poczynając od słowa, które się Ciałem stało, a kończąc na płycie grobowej w posadzce kościelnej, po której wierni depcą na znak znikomości rzeczy ziemskich; poczynając od znaku krzyża, wznoszącego się na ostatniej iglicy wyniosłej wieży, a kończąc na odgłosie organów i dzwonów!…
Wszystko tu wyszło z jednego zapasu ducha; i duch zarządza tu na wzór niebieskiego ładu światem; wszystko też wyrywa się niejako z objęcia ciała ku niebu i duchownieje coraz więcej od dołu ku górze.
Ten sam łańcuch tradycyj, który wiąże kościoł katakumb z kościołem bazylik, wiąże także bizantyńską sztukę z gotycyzmem. Stopniowe przejście jednej w drugą dałoby się pojedyńczemi liniami a nawet ozdobami oznaczyć jak najdokładniej, tak iż w jednym i tym samym kościele częstokroć znajdują się oba style połączone z sobą, albo wyrażają się przejścia jednego w drugi, tak powolne i artystycznie przeprowadzone, iżby je zaledwo nie można uważać za osobne typy, gdyby czas ich powstania nie wyjaśniał rzeczy. Główna różnica leży właściwie w użyciu środków artystycznych: i nie w krągłym ani ostrym łuku, ale w wyższem podniesieniu ducha, pełnego artystycznej twórczości, która w gotycyzinie dojrzała, wcielając wszystkie poprzednie style i tradycye, dała wizerunek powszechnego Kościoła i dziejów jego na ziemi wyobrażeniem całej hierarchiczności społecznej.
W tej tedy tak skończonej epoce sztuki chrześciańskiej przychodzi Wit Stwosz, a żyjąc dziewięćdziesiąt przeszło lat, schodzi na jej ukończeniu ze świata, przyłożywszy się dzielnie do rozwinięcia gotycyzmu, mianowicie rzeźby, która najpóźniej wielkiego wykończenia doszła. Nietylko zatem u nas, ale w całym ówczesnym świecie, jest on człowiekiem epoki, tem pamiętniejszym w dziejach sztuki, że się z nim ta epoka kończy.
Renesans, który gotycyzm wyparł, tradycye kościelnej sztuki gwałtownie przerwał, nie należy już do objaśnienia tego poematu; dla tego też przestajemy na tych uwagach, dodając, dla mniej obeznanych z Krakowem, życiem jego i dziełami kilka szczegółów o życiu Wita Stwosza.
O Wicie Stwoszu napisano tak wiele, iż raczej w tem zachodzi trudność, co z tym materyałem począć, na którym się jednakowoż z pewnością oprzeć nie można, a to właśnie z tego powodu, iż bardzo wiele o nim napisano i z bardzo różnego stanowiska zapatrywano się i nań i na dzieła jego. Jedni uważali go za germańskiego artystę, inni za Polaka; jedni przypisali mu dzieła, które nie są jego dłuta, inni cytują jego prace i sądzą o nich, nie widziawszy tychże. Jednym brak historycznych wiadomości, drugim znawstwa sztuki.
W Niemczech napisano bardzo wiele o Wicie Stwoszu – u nas zawdzięczamy zwrócenie powszechnej uwagi na jego utwory i odświeżenie jego pamięci i zasługi w narodzie, głównie poczciwej pracy Ambrożego Grabowskiego, który kolebkę jego w ojczyźnie, a grób jego w Norymberdze dla nas odszukał
Wit Stwosz urodził się w Krakowie 1447 r. za panowania Kazimierza Jagiellończyka(1), a żył pod panowaniem Jana Olbrachta, Alexandra i Zygmunta 1. Starego. Kształcił się w Krakowie i czynił. Posiadał tam dom własny, miał żonę i dzieci i był starszym w cechu. Około roku 1486 – 1488 pierwszy raz udał się na chwilę do Norymbergi dla dania tylko wspaniałego rysunku na grobowiec św. Sebalda – zaś r. 1500 przeniósł się do niej dla wykonania tegoż grobowca.
Wit Stwosz posiadał, w Norymberdze największą pracownię – i wywierał wielki wpływ na prace Piotra Vischera, najsławniejszego odlewnika w Niemczech i innych miejscowych mistrzów. Grobowiec św. Sebalda, najznakomitsze dzieło odlewnicze Vischera, wskazuje, że było robione z rysunku naszego Wita, jest bowiem na nim jego własny monogram i r. 1488.
Zdaje się, że Wit w Krakowie owdowiał i tam zostawiwszy dzieci, wdowcem z Polski się wydalił.
Stwosz żył bardzo wstrzemięźliwie, nie używał wina. – W późniejszych latach ociemniał. – Umarł około roku 1534 dożywszy 95 lat. Jego zwłoki spoczywają na smętarzu ś. Jana tam, gdzie złożony Albert Durer i inni mężowie w sztukach pięknych słynni.
Tego to Stwosza żywot wziął Pol za kanwę poematu i przedstawił nam w nim uosobienie artysty chrześciańskiego, – podobnie jak w Mohorcie typ rycerza chrześciańskiego.
Naznaczony wskutek kłamliwego doniesienia zazdrosnych piętnem hańby, żyjący w osamotnieniu i ociemniały, opowiada artysta wnuczce swą prze- – (1) Data ta zgodna z podaniem Rastawieckiego (ob. Słownik malarzów polskich) różni się od podań późniejszych pisarzy, jak Bersohn, Helier.., według których Wit Stwosz urodził się już w r. 1438 a umarł w roku 1533.
szłość, swe szczęśliwe czasy młodości i pierwszej sławy w mieście rodzinnem Krakowie, do którego nacechowany piętnem wrócić już nie śmiał, a w opowiadaniu tem łączy swe artystyczne uczucia i zapał, nacechowane religijnością, z religijnem poddaniem się obecnemu losowi, który poczytuje za karę dwóch występków: dumy z talentu i opuszczenia kraju rodzinnego dla próżnej sławy.
W opowiadaniu swem z uczuciem kreśli artysta wnuczce szczegóły ówczesnego Krakowa, pierwsze lata młodości, pierwsze natchnienia, pierwsze dzieła, które zjednały mu sławę, a mianowicie dzieje pomysłu, wykonania i pierwszego odsłonienia tego dzieła, które tę sławę najwyżej mu było wzniosło, t… j… wielkiego ołtarza w kościele Panny Maryi. Wit przystępując do opisania dnia owego pierwszego odsłonienia ołtarza, w czasie którego zjawione promienie słoneczne podniosły efekt kolorów rzeźby, jako znakomity koloryzator tak uczucia tej chwili przedstawia:
Kiedy mistrz niegdyś wyzwalał mię z cechu,
Rzekł po przysiędze: do wszelakich wzorów,
Jak Sakramentów jest siedm kolorów,
A jako piękność tęczy jest bez grzechu,
Tak masz szafarzyć tą skarbnicą tęczy.
I miałem siedm kolorów pod ręką,
I nieraz wielką nawet duszy męką
Prosiłem Boga, aby było żywe
To, co w żywotach takie miłościwe.
Ze wszystkich gawęd Pola jest to jedyna, w której autor ten nie tylko był wiernie przedmiotowym, ale też w części i podmiotowym, subjektywnym w kreśleniu uczuć swego bohatera. – Z głębokim poczuciem trwogi artysty, przystępującego do pierwszej większej pracy, odmalował Pol rzeźbienie krucyfiksu przez Stwosza, zwłaszcza kiedy "przyszło Panu bok otworzyć":
Na to już w końcu nie stało odwagi
I grzeszne dłuto musiałem odłożyć,
Bo Pan przedemną stanął w prawdzie nagiej,
A bez obrony jako na Golgocie.
Więc jakaś dziwna trwoga serce zjęła,
Jakby mię szatan opętał w robocie
I uciekłem od mojego dzieła….
U Sakramentów szukałem ratunku….
Z uczuciem szczególnem kreśli oburzenie i boleść bohatera na napaści niesłuszne wrogów swoich.
Z Waszych posiewów przyjm owoc Scipionie!
Chłopięta niegdyś tej lubelskiej ziemi,
Dziś się schodzimy w innej świata stronie,
Po leciech wielu, między krakowskiemi.
Ojcowie nasi łamali się chlebem,
A co Wasz Rodzic przyrzekł Panu Bogu,
Dając mnie do chrztu – nie zaprę pod niebem,
Lecz chcę dotrzymać i składam w tym progu!
Bo owo idzie pokolenie trzecie,
Jako się nasi wiernie znali z sobą,
A co wiązało w onem lepszem lecie,
Niech to nam będzie na te dni ozdobą.
Owo sędziwa żyje jeszcze Matka,
Co słowu memu z pociechą zaświadczy;
A zresztą biorę już Boga za świadka,
Co nam matczyło i co dziś nam matczy…
Wieleby mówić i przemilczeć wiele
Pisząc do Waszej Miłości potrzeba,
Bo z łaski nieba w Ojczyźnie wesele,.
Zresztą nic nie ma prócz Boga i Nieba.
Bo zresztą, zresztą "pobielane groby", (1 )
Pochybne czasy, lata niedoboru,
Niespane noce a i dnie żałoby,
Lub ciche modły sług Bożych śród choru.
Więc nie chcąc błądzić śród życia manowców,
Jam szedł na modły, kędy Zygmunt woła (2),
I cichy siadłem w cieniu tych grobowców,
I Pan dał łaskę pod niebem Kościoła.
Bywały niegdyś tu dusze ognistsze,
Wielcy kapłani i pobożni Mistrze,
Wielkie po sobie położyli ślady,
Otóż z ich dziełmi zasiadłem na rady.
Pytam: co geniusz a co świętość znaczy?
I gdym się ciężko przy grobach zadumiał,
Dopierom w skrusze i modłach zrozumiał,
Jak Bóg oboje tam opatrzyć raczy:
"Geniuszby wzleciał Archanioła skrzydłem
Prosto ku Niebu, skąd mu jasność błyska,
Gdyby mu pycha nie była wędzidłem,
Co go ciężarem do ziemi przyciska.
Geniusz, co bywa w pokorze natchnięty,
To już nie geniusz – to na ziemi święty!
Bo czemże świętość, jak nie czystem trwaniem,
Wiecznem natchnieniem – i wiecznem kochaniem?"
W Krakowie, 16. Listopada 1854 r.
w dzień Św. Salomei.