- nowość
Dziennik 1958-1981 - ebook
Dziennik 1958-1981 - ebook
Władysław Czapliński (1905–1981), profesor historii, badacz dziejów Polski i powszechnych w okresie nowożytnym i historii krajów skandynawskich. Uznawany za jednego z najwybitniejszych badaczy dziejów nowożytnych, w szczególności polskiego parlamentaryzmu. Zdaniem wielu był twórcą szkoły naukowej, o czym świadczą liczne kontynuacje jego badań. Natomiast wyobraźnię historyczną szerokiego grona czytelników kształtowały jego liczne prace popularnonaukowe, wśród nich Władysław IV i jego czasy i Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku. Opracował też takie pomniki kultury polskiej, jak Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska i Jerzego Ossolińskiego.
Dziennik prowadzony od 1958 roku aż do śmierci autora jest nie tylko zapisem osobistym. Jako profesjonalny historyk, prof. Czapliński zdawał sobie sprawę, że jego notatki staną się kiedyś źródłem historycznym. Skrupulatnie opisuje środowisko naukowe Wrocławia i Śląska w okresie PRL, jego relacje z władzą komunistyczną, studencką działalność opozycyjną. Zręcznie przy tym operuje anegdotą, a czasem i złośliwościami.
Opracowanie naukowe i wstęp: dr Tomasz Siewierski.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-652-8 |
Rozmiar pliku: | 5,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O autorze dziennika
Władysław Czapliński urodził się 3 października 1905 roku w Tuchowie koło Tarnowa. Był jednym z piątki dzieci Janiny z Kaliszów (1883–1958) i Józefa Czaplińskich (1874–1955). Jego ojciec był sędzią i z racji uprawianego przez niego zawodu rodzina dość często zmieniała miejsce zamieszkania¹. W domu panowała bardzo religijna atmosfera, co miało ogromny wpływ na uformowanie przyszłego historyka, będącego przez całe życie zagorzałym katolikiem. Czaplińscy „wychowywali dzieci z miłością, ale surowo, w szacunku do wiary, wiedzy i pracy” – pisała Wanda Dybalska².
W okresie edukacji szkolnej dzieci Czaplińscy mieszkali w Tarnowie. Od 1916 roku przez siedem kolejnych lat Władysław uczęszczał do tamtejszego Gimnazjum im. Jana Tarnowskiego. „Historia oraz antykonformistyczny charakter Władysława Czaplińskiego sprawiły, iż Jego biografia naukowa nie układała się w sposób łatwy” – zauważał Janusz Tazbir³. Po zdanej na ocenę celującą maturze Czapliński wstąpił na Uniwersytet Jagielloński, by, za namową swojego przyjaciela Mariana Święcickiego, studiować historię. Studiował również polonistykę. Okres edukacji szczegółowo opisał w opublikowanych wspomnieniach⁴.
W Krakowie dość szybko pochłonęły go archiwa i lektury, a także działalność w Sodalicji Akademickiej⁵. Mógł też wówczas uczęszczać na wykłady prowadzone przez koryfeuszy humanistyki XX wieku: Ludwika Piotrowicza, Józefa Kallenbacha, Stanisława Kutrzebę, Romana Grodeckiego, Jana Dąbrowskiego, Władysława Semkowicza i innych. Wybrał trzy seminaria: Wacława Sobieskiego, który był wówczas jednym z oryginalniejszych autorów prac na temat polskiego wieku XVI (uznawanych niekiedy za kontrowersyjne ze względu na zawartą w nich krytykę zakonu jezuickiego oraz ks. Piotra Skargi), Ignacego Chrzanowskiego, niezwykle wszechstronnego historyka literatury, i Władysława Konopczyńskiego, słynnego „archiwożercy”, znakomitego badacza dziejów nowożytnych, za którego ucznia Czapliński się uważał. „Jeśli na drugim roku zdecydowałem się po krótkim wahaniu na seminarium nieznanego mi profesora, stało się tak dlatego, że w powszechnej opinii uchodziło to seminarium za trudne, a profesor za wymagającego. Odpowiadało to mojej ambicji, by nie szukać łatwizny”⁶ – tak po latach tłumaczył okoliczności swojego wyboru.
Seminarium Władysława Konopczyńskiego nie należało do najpopularniejszych wśród adeptów historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Było wiadomo, że profesor ma bardzo wysokie wymagania. Jednak po latach widać, że wśród 46 wypromowanych przezeń doktorów (co jest bardzo wysokim wynikiem jak na lata międzywojenne) znalazło się wielu autorów istotnych publikacji, nierzadko późniejszych profesorów, m.in. Józef Feldman, Józef Dutkiewicz, Adam Przyboś, Jan Pachoński, Jan Natanson-Leski, Stanisław Szczotka i Józef Andrzej Gierowski⁷. Czapliński był jednym z pierwszych uczniów Konopczyńskiego. Kiedy zaczynał uczęszczać na seminarium, było ono stosunkowo nieliczne. Jak wspominał w swoim pamiętniku, sposób prowadzenia tych zajęć przez Konopczyńskiego nie był też zbyt ciekawy, ale profesor „imponował niesłychaną wiedzą, znajomością języków, znajomością literatury na przestrzeni od połowy XVII w. do końca osiemnastego”⁸. Gdzie indziej wspominał jednak, że choć Konopczyński nie wyróżniał się jako dydaktyk, to pedagogiem był znakomitym: „Uczył pewnych postaw nie poprzez słowa i kazania, ale uczył własnym przykładem”⁹.
Władysław Czapliński 19 października 1927 roku obronił napisany pod kierunkiem Konopczyńskiego doktorat pt. Opozycja wielkopolska po krwawym „potopie” (1660–1668). Pozytywnie ocenili go Konopczyński i Sobieski¹⁰. W 1930 roku praca ukazała się drukiem¹¹ i zebrała pozytywne recenzje, m.in. Kazimierza Tyszkowskiego ze Lwowa. Po obronie doktoratu za namową Wacława Sobieskiego Czapliński złożył podanie o stypendium z Funduszu Kultury Narodowej. Dzięki niemu mógł wyjechać w roku akademickim 1929/1930 na kwerendy archiwalne do Berlina (tu poznał m.in. Alberta Einsteina i Heinricha Manna), Paryża i Wiednia¹². Mimo wzorowego doktoratu, nie dostał angażu na Uniwersytecie Jagiellońskim. W kolejnych latach pracował jako nauczyciel w krakowskim V Gimnazjum. Nie porzucił jednak badań naukowych. Jak większość uczniów Konopczyńskiego pozostawał w kontakcie z mistrzem i przygotowywał hasła do ukazującego się od 1935 roku Polskiego słownika biograficznego. W 1937 roku opublikował rozprawę Władysław IV wobec wojny trzydziestoletniej – stała się ona podstawą jego habilitacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, którą uzyskał 23 listopada 1938 roku¹³.
Być może po tym kariera naukowa Władysława Czaplińskiego rozwinęłaby się, ale kilka miesięcy po udanym kolokwium wybuchła II wojna światowa. W okupowanym przez Niemców Krakowie dostał posadę „piszącego na maszynie” w zakładach Solvay¹⁴. Jako robotnik pracował tam również przyszły papież, Karol Wojtyła. Bez tej pracy Czaplińskiemu groziłoby aresztowanie bądź wywiezienie na przymusowe roboty do Niemiec. Tymczasem od grudnia 1939 roku był żonaty z Zofią, córką Zofii i Aleksego Chrzanowskich. Ślubu udzielił im najmłodszy brat Władysława, ksiądz Antoni Czapliński. Rok później urodził się im syn, Marek, późniejszy profesor historii¹⁵.
Legalną pracę Czapliński łączył z prowadzeniem zajęć na tajnych kompletach, ucząc zarówno na szczeblu szkoły średniej, jak i uniwersyteckim. Wkład Czaplińskiego w organizację studiów historycznych na tajnym Uniwersytecie Jagiellońskim był spory, bo zastępował nierzadko Władysława Konopczyńskiego, który tym przedsięwzięciem kierował¹⁶.
Po wojnie Czapliński kontynuował pracę nauczyciela w V Gimnazjum im. Jana Kochanowskiego w Krakowie. Jednak w końcu 1945 roku otrzymał propozycję pracy na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie kierunek historyczny organizował przybyły ze Lwowa mediewista – Karol Maleczyński. Czapliński tę propozycję za namową Konopczyńskiego przyjął¹⁷. Z Wrocławiem był związany już do końca życia, choć przez lata miał nadzieję na powrót do Krakowa, który pozostawał mu w jakimś sensie najbliższy.
Od 15 lutego 1946 roku Władysław Czapliński był wykładowcą Uniwersytetu Wrocławskiego. W tym samym roku został profesorem¹⁸. Przez kolejne trzy dekady kierował badaniami nad dziejami nowożytnymi na wrocławskiej uczelni.
Początki pracy we Wrocławiu nie były łatwe, o czym pisze Czapliński w swoim Dzienniku. Organizowanie polskiej uczelni w powojennych warunkach okazało się prawdziwym wyzwaniem. Wrocławski ośrodek historyczny budowali głównie badacze związani wcześniej z Uniwersytetem Jana Kazimierza we Lwowie (Maleczyński, Teofil Modelski, Stefan Inglot, Ludwik Bazylow), ale nie zabrakło historyków z innych ośrodków (Kazimierz Popiołek, Józef Andrzej Gierowski, Henryk Zieliński, Stefan M. Kuczyński). Dla niektórych, jak Bazylow czy Henryk Wereszycki, Uniwersytet Wrocławski był kilkuletnim przystankiem, inni zostali tam na stałe. We Wrocławiu, w odróżnieniu od Warszawy czy Krakowa, nie odradzało się środowisko historyczne, które mimo strat odbudowywało się w ramach pewnego porządku sprzed września 1939 roku, czasem wzmocnione przez wspólne doświadczenia okupacyjne. We Wrocławiu środowisko historyczne tworzyło się od nowa. Zwłaszcza w pierwszym dziesięcioleciu po 1945 roku wrocławski ośrodek naukowy był tyglem, w którym działo się bardzo wiele, badacze przyjeżdżali, wyjeżdżali, a przede wszystkim spotykali się uczeni z różnych środowisk, należący do różnych generacji, których powojenne czasy skazały na wzajemną współpracę, która niejednokrotnie zaowocowała niezwykle pozytywnie. Mimo że przez cały powojenny okres związany był z Wrocławiem, Czapliński pozostał historykiem krakowskim, wierzącym w możliwość powrotu na macierzystą uczelnię – Uniwersytet Jagielloński.
Władysław Czapliński był popularnym i lubianym wykładowcą. Na jego wykładach chętnie gromadzili się studenci. Jego uczennica Anna Sybilla Bidwell tak je scharakteryzowała: „Zajęcia zaczynał zawsze od zdjęcia zegarka i położenia go przed sobą na stole. Zwyczaj ten zrozumiałam później. Profesor po prostu bardzo szanował czas swój i innych. Wykładał pięknym, bardzo przystępnym językiem, w wywód wplatał – jak to sam określał – »smakowite« cytaty z literatury pięknej lub ze źródeł, odpowiednio ilustrujące tematykę, oddające nastrój. Całą swą indywidualnością ułatwiał słuchanie. Wykłady swe umiejętnie dostosowywał do słuchaczy. Równie łatwo śledzili tok jego myśli studenci, historycy, jak i przedstawiciele innych dyscyplin naukowych, gdy mieli możność słuchania go na zebraniach towarzystw naukowych, czy robotnicy, gdy przyjeżdżał do nich z odczytami. Wykłady kursowe miał różne. Przepełnione były informacjami, gdy musiały one zastępować brakujące podręczniki. Miały charakter syntetyzujący . Czasami wykład przekształcał się w zwykłą gawędę. Pod względem konstrukcyjnym były świetnie zbudowane i zmuszały słuchaczy do myślenia. Każdy wątek był doprowadzony do końca. W tej misternej »tkaninie« Profesor nie pozostawiał żadnych luźno wiszących nitek. Omawiając jakiś problem, zawsze wskazywał na istniejące w historiografii różnice poglądów i przedstawiał własne stanowisko”¹⁹. Seminaria były mniej liczne, ponieważ podobnie jak Konopczyński, Czapliński sporo wymagał. Wypromował jednak jedenastu doktorów. Pierwszym z nich był Józef Łazinka, zajmujący się historią Nysy Łużyckiej, kolejnym – Jarema Maciszewski, znakomity badacz wieku XVII i stosunków dyplomatycznych Rzeczypospolitej w tamtym okresie. Czapliński uważał go za swojego najzdolniejszego ucznia. Obecnie Maciszewski bardziej pamiętany jest jako działacz partii komunistycznej i wieloletni kierownik Wydziału Nauki Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z kręgu jego uczniów badania nad sejmami rozwijali i kontynuowali przede wszystkim Jan Seredyka, związany z Wyższą Szkołą Pedagogiczną w Opolu, Janusz Byliński oraz Stefania Ochmann-Staniszewska. Jego uczniem był także Ryszard Majewski, wytrawny znawca dziejów nowożytnej wojskowości. Do grona doktorów wypromowanych przez Czaplińskiego należeli ponadto: Kamila Schuster, Józef Szwagrzyk i Józef Długosz. Ostatnią uczennicą była wspomniana już Anna Sybilla Bidwell. Jednak najbliższym uczniem, który nigdy pod kierunkiem Czaplińskiego nie studiował, był Adam Kersten. Czapliński nazywał go swoim „uczniem duchowym”, ponieważ poznali się w okolicznościach, w których wrocławski historyk występował w roli recenzenta pracy kandydackiej Kerstena, bronionej w murach Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR, pod kierunkiem Stanisława Arnolda. Zachowana korespondencja pomiędzy Czaplińskim a Kerstenem pokazuje, jak kształtowała się niezwykła relacja między nimi: od sporej nieufności i krytycyzmu, przez stosunki uczeń–mistrz, po międzypokoleniową, głęboką przyjaźń²⁰.
Jako historyk Władysław Czapliński wolał być świadkiem niż sędzią, co podkreślał Adam Kersten. Innymi słowy, zależało mu bardziej na ustaleniu rzeczywistego stanu niż na budowaniu ocen. Bez względu na temat, który aktualnie podejmował, ten stosunek do badanej materii pozostawał niezmienny. A obszarów badawczych w twórczości naukowej Czaplińskiego było kilka: badał rzeczywistość polityczną wieku XVII, parlamentaryzm dawnej Rzeczypospolitej, podejmował liczne zagadnienia związane z relacjami polsko-skandynawskimi oraz osobno krajami skandynawskimi, nieobce mu były badania nad dziejami Śląska i historią kultury. W tych wszystkich obszarach był autorem szczegółowych studiów, naukowych monografii, ale też publikował prace o charakterze popularyzatorskim. To Czapliński jest autorem opracowania najważniejszego, kultowego wręcz źródła do dziejów polskiego sarmatyzmu – Pamiętników Jana Chryzostoma Paska²¹.
Przypominając najważniejsze dzieła Władysława Czaplińskiego, trzeba przede wszystkim wspomnieć monografię Dwa sejmy z roku 1652²². Ta opublikowana w 1955 roku rozprawa nie wykazuje najmniejszych znamion okresu stalinowskiego. W roku 1959 ukazała się książka obrazująca realia kultury politycznej XVII wieku: Na dworze Władysława IV²³ – bez wątpienia temu władcy Czapliński w swojej pracy poświęcał najwięcej uwagi. Dowodem tego była wydana ponad dekadę później znakomita i głośna, czytana po dziś dzień książka Władysław IV i jego czasy (1972)²⁴. W pamięci szerokiego kręgu czytelników zapisał się także książkami popularyzującymi wiek XVII, rewidującymi obraz zaszczepiony Polakom, czytelnikom słynnej trylogii Sienkiewicza. Tu, obok wydanej w 1966 roku książki pt. O Polsce siedemnastowiecznej. Problemy i sprawy²⁵, szczególne znaczenie ma praca Glosa do Trylogii²⁶ z roku 1974. Niemałą popularnością czytelników cieszyła się wydana w PIW-owskiej serii, napisana wspólnie z uczniem Józefem Długoszem praca Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku²⁷. Czapliński był również współautorem Historii Danii²⁸ i Historii Niemiec²⁹ – syntez dziejów tych krajów, opublikowanych w znanej serii wydawnictwa Ossolineum. To też otwiera ważny obszar publikacji Czaplińskiego wpisujących się w historię powszechną. Dość wymienić jego pracę Dzieje Danii nowożytnej (1500–1975)³⁰, wydaną wkrótce po śmierci autora, oraz Polska a Dania w XVI–XX wieku. Studia³¹ z roku 1976. Był też Czapliński autorem monografii z dziejów najnowszych, co było w jego twórczości absolutnym wyjątkiem: w 1973 roku opublikował książkę pt. Ruch oporu w Danii 1940–1945³².
Władysław Czapliński był bezpartyjnym, głęboko wierzącym katolikiem, człowiekiem zasadniczym i wiernym swoim przekonaniom, a zarazem dalekim od jakichkolwiek skrajności – pozostawał wzorem człowieka umiaru. Dzięki takiej postawie wiele młodszych koleżanek i kolegów, a także grono uczniów, uważało go za autorytet. Bez wątpienia stanowił jedną z najważniejszych i najciekawszych osobowości w murach Uniwersytetu Wrocławskiego, odgrywał też sporą rolę poza nim. Świadczy o tym zachowana obfita i fascynująca korespondencja prowadzona ze znakomitymi nowożytnikami, których łączy hasło „niepokorność”: z najbliższym przyjacielem Henrykiem Wereszyckim, „duchowym uczniem” Adamem Kerstenem oraz warszawskim badaczem biografii Jana Sobieskiego i piłsudczykiem Zbigniewem Wójcikiem, z którym także się przyjaźnił. Wszystkie te zbiory listów, znajdujące się dziś w materiałach Władysława Czaplińskiego w Bibliotece Ossolineum, zasługują na osobne edycje i publikację.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Władysław Czapliński wspierał młodzież, która formowała późniejsze środowiska opozycyjne. On sam opozycjonistą nie był, jak zauważył Krzysztof Kawalec w swoim wspomnieniu³³, ale studenci wierzący w możliwość końca władzy partii komunistycznej i wyrwania Polski z Układu Warszawskiego mogli liczyć na jego życzliwość i troskę. W rozmowie z Wandą Dybalską Włodzimierz Suleja, związany z Uniwersytetem Wrocławskim uczeń Henryka Zielińskiego, wspominał: „Podziwialiśmy go za prawość, stałość przekonań i że zawsze był sobą. Jawił nam się jako postać z innej epoki, epoki stałych sądów, naturalnej sumienności, niewymuszonego sposobu bycia”³⁴.
Pod koniec życia Czapliński prowadził prace nad syntezą dziejów Polski. Zarys dziejów Polski do roku 1864 ukazał się nakładem wydawnictwa Znak już po śmierci autora, w roku 1985. Do dziś książka ta jest dowodem na to, że mimo trudnych warunków, mimo zniewolenia historiografii przez cenzurę, Czapliński należał do tych autorów, którzy stawiali na dystans i obiektywizm.
Miarą docenienia naukowych osiągnięć Władysława Czaplińskiego było nadanie mu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego oraz przyjęcie do Królewskiej Akademii Nauk w Kopenhadze. W 1965 roku odbył się na Uniwersytecie Wrocławskim uroczysty jubileusz z okazji sześćdziesiątych urodzin Czaplińskiego, podczas którego wręczono mu księgę pamiątkową O naprawę Rzeczypospolitej XVII–XVIII w.³⁵, dziesięć lat później z okazji siedemdziesiątych urodzin zadedykowano mu tom „Śląskiego Kwartalnika Historycznego »Sobótka«”.
Władysław Czapliński zmarł nagle 17 sierpnia 1981 roku. Sześć dni wcześniej zmarł niespodziewanie jego brat ksiądz Antoni Czapliński. Został pochowany na wrocławskim cmentarzu Grabiszyńskim, gdzie spoczywa wielu wrocławskich historyków, m.in. Krystyn Matwijowski, Wojciech Wrzesiński, Józef Wojciech Leszczyński i Henryk Zieliński.
Po śmierci Czaplińskiego ukazało się wiele artykułów biograficznych i wspomnień mu poświęconych³⁶. W kolejnych latach powstało sporo publikacji, w których przybliżono poszczególne aspekty jego działalności naukowej oraz wybrane wątki biograficzne³⁷. Jednak opracowanie całościowej opowieści o życiu i twórczości Władysława Czaplińskiego pozostaje wyzwaniem oczekującym na swojego badacza.
O Dzienniku
W okresie powojennym niewielu historyków pisało dzienniki. Bardzo często zostawiali pamiętniki, wspomnienia, nierzadko w formie wywiadów rzek. Nieliczne dzienniki znajdują się w zbiorach prywatnych lub pozostają zastrzeżone przez spadkobierców (wiemy o raptularzu Stefana Kieniewicza, który historyk prowadził przynajmniej od lat sześćdziesiątych XX wieku, pozostającego w zbiorach rodzinnych). Z wydanych dotychczas materiałów wskazać można częściowo opublikowany dziennik Władysława Konopczyńskiego³⁸, Rozdziałki Witolda Kuli³⁹ czy wydane przez autora i całkowicie przez niego przeredagowane zapiski Jana Sobczaka⁴⁰. Dziennik, nawet nie „codzienny”, ale sporządzany „na gorąco”, jest źródłem niezwykle cennym, potrafi oddać atmosferę czasu, w którym dzieją się opisywane wydarzenia, obejmuje sprawy z pozoru błahe i ulotne, które z czasem ulatują z pamięci. Do tego typu dokumentów należą właśnie zapiski Czaplińskiego, stanową więc one unikatowy materiał. Zdaje się, że żaden z bohaterów Dziennika nie pozostawił swoich zapisków, które moglibyśmy z nim skonfrontować czy porównać.
Władysław Czapliński pozostawił sporo tekstów wspomnieniowych. Część z nich opublikował, inne w formie rękopisów i maszynopisów znajdują się w Bibliotece Ossolineum. Szczególnym świadectwem jest jednak prowadzony od 1958 do śmierci w 1981 roku Dziennik. Czapliński nie dzielił się swoimi zapiskami z nikim, choć jego najbliżsi: rodzina, przyjaciele, niektórzy uczniowie, wiedzieli, że je systematycznie prowadzi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tworzy źródło historyczne. Jako historyk w większym stopniu niż autorzy dzienników innych profesji (artyści, politycy) był w stanie przeprowadzać selekcję zapisywanych zdarzeń pod kątem ich przydatności dla przyszłych pokoleń. Czy przeprowadził ją właściwie, osądzą Czytelnicy. Rozumiejąc przyszłe znaczenie swoich zapisków, Czapliński pośmiertnie „wyrównywał swoje rachunki”, miał bowiem świadomość, że jego wersja wydarzeń przetrwa. Takie wrażenie można odnieść, gdy czytamy nieco złośliwe komentarze pod adresem postaw niektórych kolegów Czaplińskiego. Jednak należy podkreślić, że głównym celem autora jest wierne przekazanie prawdy o swoich doświadczeniach.
Nie tylko charakter Dziennika Władysława Czaplińskiego świadczy o wyjątkowości tego źródła. Jest to kopalnia informacji na temat dziejów powojennej nauki historycznej z perspektywy przedstawiciela pokolenia przedwojennej formacji. Dzięki tym zapiskom możemy przede wszystkim dowiedzieć się, jak po wojnie rozwijało się wrocławskie środowisko naukowe. Najbardziej szczegółowe informacje znajdziemy na temat Instytutu Historycznego UWr, ale także całej organizacji uniwersyteckiej. Mimo że autor prowadzi dziennik od 1958 roku, zwłaszcza na pierwszych kartach nie brakuje retrospekcji, które odnoszą się do początków wrocławskiego ośrodka historycznego, chodzi tu przede wszystkim o konflikt Czaplińskiego z Karolem Maleczyńskim. Mimo że literatura na temat historii UWr jest całkiem spora⁴¹, dziennik wnosi bardzo wiele nowych informacji. Władysław Czapliński starał się być dobrze poinformowany o tym, co dzieje się na uczelni. Często relacjonował swoje rozmowy prowadzone podczas spacerów z Marianem Jakóbcem, swoim przyjacielem i sąsiadem, a zarazem wieloletnim prorektorem UWr. Dzięki dziennikowi Czaplińskiego możemy też zaobserwować migracje uczonych w powojennej Polsce. Jak pisano wyżej, Wrocław był szczególnym miejscem, które dla wielu naukowców było tymczasowe. Najwięcej miejsca Czapliński poświęca Józefowi Andrzejowi Gierowskiemu, młodszemu koledze z seminarium Konopczyńskiego, któremu po niemal dwudziestu latach pracy na UWr udało się powrócić na UJ. Ale wśród bohaterów dziennika są także Henryk Wereszycki, Jan Baszkiewicz czy Stefan Maria Kuczyński, dla których również Wrocław był przystankiem w ich karierze naukowej.
Czapliński portretuje powojenne wrocławskie środowisko historyczne, które nie doczekało się pełnego obrazu w dotychczasowej historiografii. Pojawiają się postaci zapomniane i niedocenione. Bardzo blisko Czapliński współpracował z Adamem Galosem i Józefem Wojciechem Leszczyńskim, przedwcześnie zmarłym badaczem dziejów Śląska. Istotne miejsce w jego zapiskach zajmuje Stefan Inglot, historyk dziejów gospodarczych, i krąg jego uczniów. Bardzo ciekawie rysuje się na kartach dziennika środowisko historyków prawa, któremu patronował Seweryn Wysłouch, szczególnym jednak uznaniem darzył Czapliński Kazimierza Orzechowskiego.
W opisie wrocławskiej nauki Czapliński wychodzi poza mury uniwersytetu. Ważnym miejscem dyskusji naukowej było Wrocławskie Towarzystwo Naukowe, w którym autor prężnie działał. Dostarcza także wielu informacji na temat Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, w której pracowali dwaj jego uczniowie (Jan Seredyka i epizodycznie Franciszek Mincer). Ponadto Dziennik oddaje klimat wrocławskiego Oporowa⁴², willowej dzielnicy wówczas na pograniczu miasta, niemal dziesięć kilometrów oddalonego od uniwersytetu. Na Oporowie kwaterowano po 1945 roku wielu profesorów. W jednym domu mieszkał Czapliński z Józefem Andrzejem Gierowskim, nieopodal mieszkał Marian Jakóbiec, Bogdan Zakrzewski, Stefan Inglot i wielu innych bohaterów Dziennika.
Szczególne miejsce w sercu Czaplińskiego, a w związku z tym i Dzienniku, zajmuje ośrodek krakowski. Czapliński był wiernym uczniem Konopczyńskiego, którego wspomina z estymą, podobnie jak swojego starszego, przedwcześnie zmarłego kolegę z krakowskiego seminarium – Józefa Feldmana. Można odnieść wrażenie, że ze szczególnym krytycyzmem Czapliński traktuje swoich krakowskich kolegów: Jana Dąbrowskiego, Kazimierza Piwarskiego, Kazimierza Lepszego, Kazimierza Przybosia i innych. Ale Kraków to dla Czaplińskiego nie tylko kontakty naukowe, ale przede wszystkim rodzina (tu regularnie odwiedzał swojego brata Stefana) i krąg przyjaciół, m.in. Marian Święcicki i redakcja „Tygodnika Powszechnego”, z którą Czapliński współpracował od początku jej istnienia.
Dziennik to także galeria ważnych postaci polskiej humanistyki. O niektórych już wspomniano. Zapiski Czaplińskiego są bardzo wartościowym źródłem do biografii m.in. Henryka Wereszyckiego, Józefa Andrzeja Gierowskiego, Jaremy Maciszewskiego, Adama Kerstena, Józefa Wojciecha Leszczyńskiego i Mariana Jakóbca, wśród bohaterów nieco dalszego planu znajdują się także Tadeusz Manteuffel, Juliusz Bardach, Zbigniew Wójcik, Marian Pelczar, Karol Górski, Janusz Tazbir, Kazimierz Popiołek i wspomniani już krakowscy uczeni.
Bardzo interesujące są relacje Czaplińskiego dotyczące spraw o charakterze społeczno-politycznym w życiu Uniwersytetu Wrocławskiego. Swoją niechęć do członków PZPR wśród kolegów akademickich wyrażał na kartach dziennika, zapisując przy danym nazwisku w nawiasie skrót „pg”, czyli z niemieckiego parteigenosse – towarzysz partyjny. W intencji Czaplińskiego jest to odwołanie do propagandy hitlerowskiej, choć obiektywnie rzecz biorąc samo słowo w języku niemieckim funkcjonowało zarówno przed powstaniem NSDAP, jak i po upadku III Rzeszy. Już jako emeryt w sposób niezwykle dokładny opisuje wydarzenia, które w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i latach 1980–1981 poruszały środowisko: działalność Studenckich Kół Solidarności (SKS) i starcia działających tu studentów z organizacją partyjną, czego przykładem jest konflikt wokół sfabrykowanego przez Służbę Bezpieczeństwa „Biuletynu KOR ”, który rzekomo mieli rozpowszechniać partyjni pracownicy IH UWr. Rzecz całkiem niedawno powróciła w reportażu Piotra Głuchowskiego⁴³, wcześniej zaistniała także w pracach Kamila Dworczaka⁴⁴ i reportażu Magdaleny Grochowskiej⁴⁵. Tragicznymi wątkami opisanymi przez Czaplińskiego, które również wiązane były w większym czy mniejszym stopniu ze sferą polityki, była samobójcza śmierć Romana Hecka w roku 1979 oraz nagła i często przedstawiana jako zagadkowa śmierć Henryka Zielińskiego w roku 1981⁴⁶.
O edycji
Należy zacząć od zapewnienia Czytelników, że Dziennik Władysława Czaplińskiego publikujemy bez cenzury. Nie była to decyzja łatwa, ponieważ niektóre zapiski zawierają oceny skrajnie negatywne i mogą zostać odebrane jako niesprawiedliwe. Jednak mówią nam one nie tylko o osobie ocenianej, ale także o oceniającej. Subiektywny charakter tych zapisków, mimo krytycznych, czasem wyrażonych ostrym językiem ocen, pozostaje ich wartością. Dzięki temu możemy poznać kryteria i wartości, jakimi w życiu naukowym (a czasem i osobistym) kierował się Władysław Czapliński. Poza tym nierzadko zdarza się autorowi powtórzyć jakąś zasłyszaną wiadomość, plotkę, które zakrawają na pomówienie. W takich sytuacjach starano się w oparciu o inne źródła przedstawić Czytelnikowi inną wersję wydarzeń bądź zdementować podaną informację. Istotną okolicznością jest także fakt, że takich zapisków, narażających czyjeś dobre imię, jest zaledwie kilka i dotyczą osób nieżyjących. We wszystkich tych sytuacjach Czytelnik znajdzie przypis z wyjaśnieniem. Wyjątkiem jest zapis dotyczący Marka Cetwińskiego, ukazujący go w kontekście samobójczej śmierci jednego z profesorów w październiku 1979 roku – tu Czytelnik może skonfrontować relację Czaplińskiego z autoryzowanym wspomnieniem Cetwińskiego zawartym w przypisie.
Wiktoria Śliwowska, znakomita historyczka dziejów Rosji, autorka wielu wzorowych edycji źródeł do dziejów powstania styczniowego, relacji polsko-rosyjskich, zesłańców syberyjskich, wielokrotnie powtarzała piszącemu te słowa, że jeżeli publikować źródło, to albo w całości, albo wcale. Gdy dzieliłem się z Nią wątpliwościami dotyczącymi drukowania niektórych fragmentów, przekonywała mnie, skutecznie, że warto wydać Dziennik w całości. Po Jej odejściu w 2021 roku wielokrotnie wracałem pamięcią do naszych rozmów, Jej także postanowiłem zadedykować moją pracę nad tą edycją. Bardzo żałuję, że nie będziemy mogli jej przedyskutować.
Warto też dodać, że spadkobiercy Władysława Czaplińskiego, przekazując do Ossolineum jego spuściznę, nałożyli na Dziennik klauzulę określającą, iż dostępny dla czytelników będzie dwadzieścia lat po śmierci autora. Od niemal ćwierćwiecza można więc z niego swobodnie korzystać.
W trakcie pracy nad edycją starano się jak najmniej ingerować w oryginalny tekst. Poprawiono ortografię i interpunkcję oraz błędnie zapisane nazwiska. Rozwinięto inicjały. W wyjątkowych przypadkach osób, które miały te same nazwiska, ale inne imiona, gdy autor stosował samo nazwisko – imię dodawano w nawiasie kwadratowym (dotyczy to przede wszystkim historyka prawa Kazimierza Orzechowskiego i historyka dziejów najnowszych Mariana Orzechowskiego oraz pedagoga Stefana Kaczmarka i historyka średniowiecza Michała Kaczmarka). Gdy autor stosował jedynie imię, w zapisie dodano w nawiasie kwadratowym nazwisko. Zachowano jednak archaizmy (zamiennie stosowane przez autora „mnie” i „mię”). Rozwinięto skróty, gdy pojawiają się w danym zapisie po raz pierwszy, następnie ujednolicono ich pisownię. Również ujednolicono zapis dat. Zrezygnowano z podawania informacji, które fragmenty Autor notował odręcznie. Są to na ogół pojedyncze słowa lub zdania dopisane pomiędzy linijkami maszynopisu lub na marginesie. Oznaczenie ich w niniejszej edycji nie podniosłoby wartości informacyjnej źródła, a utrudniłoby Czytelnikowi lekturę. W uzasadnionych przypadkach zmieniono szyk i styl zdań, zawsze kierując się tym, aby przekaz był jasny i klarowny. Autor wspomnień nie redagował swoich zapisków, stąd częste powtórzenia i zdarzające się błędy stylistyczne, które poprawiono, dokładając wszelkich starań, aby styl wypowiedzi został zachowany. Warto zauważyć, że język, którym posługuje się Czapliński, ewoluował, czasem w jego zapiskach widoczne są elementy nowomowy, typowe dla czasów, w których żył. Jednocześnie język jego wypowiedzi jest charakterystyczny dla osoby, która odebrała staranne, przedwojenne wykształcenie. Wszystkie te elementy zachowano, wychodząc z założenia, że język, obok bogatej faktografii, również jest świadectwem epoki.
W przypisach Czytelnik znajdzie tłumaczenia obcojęzycznych fragmentów znajdujących się w Dzienniku, wyjaśnień niektórych sformułowań i archaizmów, które dziś mogą być niezrozumiałe, opisów bibliograficznych przytoczonych publikacji. Zawarto w nich także nieliczne, ale konieczne konfrontacje z innymi źródłami. Większość przypisów stanowią krótkie biogramy. Ze względu na wielość nazwisk znajdujących się na kartach Dziennika i obszerności całego tekstu starano się, by były jak najkrótsze, zawierały informacje podstawowe.
Swój dziennik Czapliński prowadził w formie ciągłego maszynopisu. Oryginał znajduje się w Bibliotece Ossolineum (BOss Rkps 18485/II). Składa się z dwóch woluminów. Pierwszy liczy 348, a drugi 410 stron. Niniejsze opracowanie zostało opracowane na podstawie mikrofilmu udostępnionego przez BOss. Po przepisaniu tekst skolacjonowano z oryginałem w Czytelni Rękopisów BOss. Z zachowanego oryginału (zmieniający się typ i odcień szarości papieru oraz zmieniająca się jakość tuszu w maszynie do pisania) wynika, że dziennik nie był przepisywany ani zmieniany na przestrzeni lat. Każdy wpis jest przez autora odręcznie sygnowany parafką.
Podziękowania
Edycja niniejsza nie mogłaby się ukazać bez życzliwości bardzo wielu osób. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w jej przygotowaniu. Specjalne podziękowania należą się prof. Markowi Czaplińskiemu. Dziękuję również prof. Elżbiecie Orman, prof. Barbarze Techmańskiej, prof. Jerzemu Maroniowi, prof. Rafałowi Stobieckiemu, Annie Pyżewskiej, Emilii Świętochowskiej oraz Andrzejowi Brzozowskiemu.
Tomasz Siewierski1959
Wrocław, 29 marca 1959
Przed paru dniami umarł prof. Iwo Jaworski, profesor prawa zachodniego na naszym uniwersytecie. Znałem go, może nie blisko, ale jednak na tyle, by go mniej więcej poznać. Stykałem się z nim jako dziekanem prawa potem przez szereg lat na posiedzeniach WTN, gdzie zjawiał się w zarządzie w charakterze przewodniczącego swego wydziału.
W przemówieniach wygłoszonych w czwartek 26 marca 1959 nad jego trumną z uporem powtarzała się konstatacja, że zmarły był człowiekiem dobrym. Wydaje mi się, że rzeczywiście to była cecha charakterystyczna jego usposobienia, występująca prawie na każdym kroku. Nie wyczuwało się u niego ani zawiści, ani niechęci do drugich. Wychowany w tradycji uniwersyteckiej (syn Władysława Leopolda¹, profesora UJ), był w wielu wypadkach wyrocznią w sprawach uniwersyteckich. Człowiekiem uniwersytetu nazwał go jeden z mówców i mam wrażenie, że słusznie.
Schorowany, wyglądający więcej na swego ojca niż na swój wiek, jednak był obowiązkowy, nie tylko wówczas, gdy uproszony przez kolegów podejmował się trudu dziekańskiego, ale gdy chodziło o pełnienie funkcji wykładowcy, przewodniczącego wydziału WTN².
Jaką wartość miał jego dorobek naukowy? W przemówieniach, jak zawsze przesadnych, nieposiadających umiaru, podnoszono go jako wielkiego uczonego. Nie wiem, czy słusznie. Jeszcze za życia jego kursowało powiedzenie Piłsudskiego, który zapytany przez kogoś, czy chciałby mieć syna, oświadczył, że nie, bo może syn jego byłby tak mało zdolnym czy też nieproduktywnym jak syn Leopolda. Wątpię, by mógł powstać ten dowcip, gdyby rzeczywiście było inaczej. Możliwe, że Iwo był człowiekiem zdolnym, ale równocześnie był dziwnie nieproduktywnym. O ile wiem, przez czas pobytu we Wrocławiu nie opublikował nic większego. Nie był członkiem korespondentem PAU , co też coś znaczy. Nie publikował nic w pracach WTN. Podobno ostatnio przygotowywał podręcznik prawa zachodnioeuropejskiego. Przy tym wszystkim był, zdaje się, wybitnym erudytą, aczkolwiek wydaje mi się, że jego zainteresowania szły głównie w kierunku historii współczesnej pod kątem widzenia anegdotycznym (wspomnienia, pamiętniki).
Jeśli chodzi o jego przekonania, to poznałem go jeszcze jako człowieka religijnego. Nie wiem, czy nie zmienił tego poglądu w ciągu okresu tzw. minionego. Raczej chyba nie. W tym okresie niejednokrotnie zresztą występował z bardzo deklaratywnymi przemówieniami na różnych zebraniach, wygłaszanymi okropnym, zerwanym, zmęczonym głosem suchotnika. W gruncie rzeczy jednak nie wydaje mi się, by w głębi serca przestał być sympatykiem monarchizmu. Pamiętam, raz w restauracji spotkaliśmy się z nim i powracającym z Holandii Chełmońskim³. Z jakimż rozrzewnieniem słuchał Jaworski wówczas wiadomości o uroczystościach domu królewskiego w tym państwie. Wyznawał się też świetnie w genealogii domów panujących. Nie chciałbym go podejrzewać o nieszczerość. Przypuszczam, że uznawał dzisiejszą rzeczywistość za nieuchronną, a do okresu feudalnego odnosił się z tym anegdotycznym: „I wspomnieć miło”.
Syn poszedł całkowicie w kierunku nowym i z jakąś dość typową dla neofitów gorliwością przesadzał. Podobno był niemiłym dla kolegów, chodziły wiadomości, że był po prostu denuncjatorem błahych nieraz sympatii dla rzeczy oficjalnie wówczas potępianych. Opowiadał mi Hubert, że raz Jaworski w ściślejszym gronie zapewnił pod słowem swych kolegów, że zbadał sprawę i zaręcza, że jego syn nie donosi profesorów prawa. Przypuszczam, że było to dla niego ciężkie przeżycie i trudna chwila.
22 lutego 1959
Sprawa Fiemy⁴ i Świdy.
Wczoraj widziałem się w klubie⁵ ze Świdą, który mi opowiedział szeroko sprawie rzucającej pewne światło na Fiemę. W zeszłym roku mianowicie prowadził Świda badania w jednym z więzień polskich razem z córką⁶. Poprzednio przebywał tam jakiś dziennikarz, który później w czasopiśmie redagowanym przez sędziego Sądu Najwyższego Bachracha⁷ opublikował artykuł na podstawie krótkich konferencji z więźniami, w którym bardzo ostro ocenił jednego z dozorców. Ponieważ Świda razem z córką doszli do przekonania, że reportaż był nie tylko niesłuszny, ale nawet krzywdzący, skierowali sprostowanie do tego czasopisma (zdaje się „Życie i Prawo”⁸). Wówczas redaktor p. Bachrach usiłował na wszelkie sposoby skłonić ich do odstąpienia od publikowania tego listu, ostatecznie jednak, gdy opublikował, uczynił to samowolnie, usuwając ostrzejsze ustępy skierowane przeciw dziennikarzowi. Oburzony tym Świda interweniował u niego i ostatecznie po długich układach zrezygnował z ponownego umieszczenia pełnego tekstu, zażądał jednak umieszczenia notatki wyjaśniającej i przeproszenia za to, co się stało. Rzeczywiście, redaktor ogłosił ich uwagi, ale równocześnie bez przepraszania umieścił odpowiedź zaatakowanego dziennikarza, który polemizował z ich poprzednim artykułem (jak wiadomo, skróconym samowolnie). Jednym słowem, p. Bachrach odniósł się w tej sprawie nieżyczliwie do interwencji Świdy i nielojalnie w stosunku do zawartych układów.
Nieoczekiwanie jakiś czas później pan Bachrach wystąpił jako kandydat na katedrę, ewentualnie na wykładowcę na Uniwersytecie Wrocławskim. Świda, pamiętając o tym, ustosunkował się do tej kandydatury niechętnie i zajął odmowne stanowisko w chwili, gdy Fiema na życzenie Wasilkowskiego⁹, prezesa Sądu Najwyższego, z tym wystąpił. By nie doprowadzać do zatargu między Fiemą a Wasilkowskim, który ostatnio przyczynił się do tego, że Fiema (trochę bezprawnie) został profesorem, postanowił to wziąć na siebie i rozmówić się w tej sprawie z samym Wasilkowskim w czasie najbliższego pobytu w Warszawie. Rzeczywiście, spotkawszy się z Wasilkowskim, wyłożył mu szeroko, że nie ma zaufania do p. Bachracha i nie może go popierać.
12 listopada 1959
Przed paru dniami dziekan na posiedzeniu komisji historycznej podkreślał z naciskiem, że rektor niesłusznie i złośliwie przedstawia nasz wydział jako najbardziej skłócony. Czy słusznie? Istnieją u nas następujące antagonizmy. Nie licząc niechęci Maleczyńskich do mnie, które ostatnio niejako osłabły, ale trzeba wyliczyć, spory Morelowskiego i Hornunga¹⁰, które doprowadziły przed rokiem do zwołania specjalnej komisji, w której zasiadałem, w celu dojścia do porozumienia co do asystenta Zlata¹¹, którego atakował Morelowski, a bronił Hornung. Dalej spory, a właściwie obłędną nienawiść Kopaczyńskiej¹² do Konika¹³, w czym popierają ją Hołubowiczowie¹⁴, w pewnej mierze popiera dziekan idący w tym wyraźnie na rękę Hołubowiczom. Spory wreszcie między dziekanem i Naszem¹⁵, które jeszcze rok czy dwa temu doprowadziły do tego, że Nasz zarzucił otwarcie na posiedzeniu rady dziekanowi, że rzuca na niego oszczerstwa, na co dziekan nie zareagował, aczkolwiek mym zdaniem, którego nie ukrywałem przed nim, winien był żądać komisji dyscyplinarnej w stosunku do Nasza. Antagonizm ten trwa. Ostatnio na przykład, gdy była sprawa o nagrody, dziekan nie powołał do komisji Nasza, który o tej sprawie ku swemu oburzeniu dowiedział się ex post. Interpelowany przez Nasza oświadczył wówczas, że nie musi go powoływać do tej komisji. Dodajmy, że większość tych sporów opiera się o rektorat, czy więc niesłusznie nasz wydział uchodzi za taki?
3 grudnia
Wybory do Rady Głównej w roku 1959.
Posiedzenie wyborcze późniejszych elektorów przewidziane zostało na 9 listopada, a więc na dzień, w którym byłem w Warszawie.
Nie mogłem więc brać udziału w ustalaniu i wyborze elektorów. Rektorat przyszedł na to posiedzenie z gotową listą, na której z naszego wydziału znaleźli się: Gajek, Maleczyńska i Hornung. Wszyscy przeszli bez trudu.
Otwarcie mówiąc, byłem zaskoczony tym doborem rektoratu i czyniłem wyrzuty Andrzejowi , że tak dobrali kandydatów, odpowiedział jednak, że załatwiał to Świda poza jego plecami. Dlaczego byłem przeciwny? Hornung jest u nas ciągle jeszcze zawieszony, przebywając w Toruniu, usuwając się od każdej poważniejszej pracy, niezorientowany skutkiem trwałego pobytu w Toruniu w naszych stosunkach. Jego zatarg z Morelowskim przy całej winie Morelowskiego nie postawił go w najprzyjemniejszym świetle. Gajek wiadomo. Po wystąpieniach Nasza, publicznym zarzuceniu mu oszczerstwa na radzie wydziału, niezbyt chętnie widziałbym go w roli członka Rady Głównej. Tymczasem wyraźne było, że do tego pretenduje.
W rektoracie odbyło się posiedzenie wybranych elektorów, na którym wysunięto listę kandydatów do przyszłej Rady Głównej. Podobno byli to Świda, Maleczyńska, ewentualnie jeszcze Jakóbiec. W tej sytuacji zwołuje Gajek, jedyny wypadek w skali uniwersyteckiej, posiedzenie pracowników naszego wydziału na 30 listopada i tam przy poparciu całej partii (przede wszystkim pp. Hołubowiczów) uzyskuje uchwałę, że również i jego ma się wysunąć na kandydata. Naturalnie primo loco ma być Maleczyńska. Kandydaturę jego wysuwa p. Hołubowicz, popiera Ewa i Inglot. Głosowania dla bezpieczeństwa nie ma. Muszę przyznać, że skorzystałem z seminarium, które mi w tym terminie wypadało, by nie iść tam (godz. 12). Relacja pochodzi od Adama .
Dziś rano spotykam Gajka. – Kogoście wybrali? – pytam.
Nikogo. Przepadł Świda, przepadła Maleczyńska. Bigi¹⁶ nie postawiono. Naturalnie Gajek oburzony. Po co oni wystawili Maleczyńską? Nic nie pomogły agitacje urzędników, ministerstwa itd. Tak lojalnie wywdzięcza się Ewie.
Rzecz, naturalnie, nieprzyjemna. Skutek to niewątpliwie nierozsądnego wysunięcia Maleczyńskiej, która jest nielubiana w szerokich kołach, oraz Świdy, który jest, wydaje mi się, nieznany szerzej i nie ma absolutnie w szerokich kołach marki uczonego, skoro jego sprawa uzwyczajnienia napotykała na poważne trudności, w konsekwencji nasze wydziały pozostały bez delegata w Radzie Głównej.