Dzienniki - ebook
Myśl, że kiedyś miano by wynaleźć eliksir nieśmiertelności, jest straszna. Taki wynalazek byłby zarazem dowodem, że umarli nigdy nie mogą zmartwychwstać — biedni na zawsze, na zawsze umarli! (Fragment)
| Kategoria: | Klasyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7991-338-1 |
| Rozmiar pliku: | 538 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od tłumacza
Fryderyk Chrystian Hebbel (ur. 1813, um. 1863), jeden z koryfeuszów poezji niemieckiej, celował w dramacie i liryce. Główne jego dramaty: Judyta, Genowefa, Maria Magdalena, Herod i Mariamna, Agnieszka Bernauer, Pierścień Gigesa, Nibelungi. Bliższe szczegóły o jego twórczości znajdzie czytelnik w moim dziełku pt. Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności (Wyd. „Literatura i Sztuka”, t. IV, Stanisławów 1907); Judytę i Marię Magdalenę wydała w polskim przekładzie złoczowska „Biblioteka Powszechna” (Nr 671/672 i 541). Przekład polski Marii Magdaleny wyszedł ponadto w Bibliotece Pisarzy Nowoczesnych (Brody 1905).
Powierzając mi polski przekład Dzienników Hebbla w wyjątkach, redakcja „Sympozjonu” wyświadczyła mi wielki zaszczyt. Dzienniki są nie tylko w twórczości Hebbla dokumentem najświetniejszym i najcharakterystyczniejszym; jest to przede wszystkim — zdaniem Scherera — „pomnik literacko-historyczny pierwszorzędnej wartości”. Pierwszy ich zeszyt zaczął Hebbel w r. 1835 jako Refleksje o świecie, życiu i książkach, głównie zaś o mnie samym, sposobem dziennika i prowadził je do końca życia. Znajdujemy w Dziennikach zapiski autobiograficzne — skąpe zresztą i wstrzemięźliwe, choć czasem wytryska z nich prawdziwy krzyk duszy, rozlewając się w serdeczny rachunek sumienia; zapiski z podróży; roztrząsania estetyczne i filozoficzne, krytyki i uwagi; pomysły poetyckie w formie już to embrionalnej, już to rozwiniętej w szkic dzieła, refleksje nad własną twórczością w ogóle i komentarze do poszczególnych dzieł swoich; aforyzmy; sny własne i cudze; wyjątki z własnych listów; wyciągi z książek; wreszcie różne anegdoty, autentyczne lapidarne odezwania się i szczególne wypadki, które Hebbel jako uważny obserwator wikłania się linii życia z zamiłowaniem notował. Wszędzie góruje styl epigramatu, którego Hebbel największym jest mistrzem. Dzienniki wprowadzają nas w warsztat pracy silnego i bogatego ducha, czynią nas widzami jego walk wewnętrznych; mogą być dla każdego adepta literatury szkołą, dającą wzór pracy poważnej, głębokiej i samotnej. Świat myśli Hebbla ma przy tym bardzo mało wspólności z nowoczesną autoanalizą; nie można też tych Dzienników porównywać z dziennikiem Amiela ani z dziennikiem Goncourtów, ani innymi dziełami tego rodzaju — porównanie to zresztą, zdaniem wielu znawców (między nimi Stanisława Brzozowskiego), wypadłoby znaczną przewagą na korzyść Hebbla.
Polskie wydanie Dzienników Hebbla musiało poprzestać na wyjątkach i nie mogło dać całej pełni życia oryginału, które uwydatnia się nie tyle w zwartych poszczególnych ustępach, co w ich masie, gdyż wtedy dopiero występuje bujność i ciągłość ideologii Hebblowskiej. Kierując się w wyborze wyjątków wskazówką redakcji „Sympozjonu”, by dawać głównie to, co jest wartościowe lub zajmujące, opuściłem prawie wszystkie zapiski autobiograficzne, niezrozumiałe bez znajomości życiorysu Hebbla; dalej refleksje zbyt specjalne, wymagające bliższej znajomości dzieł i zapatrywań autora lub ówczesnych stosunków literackich w Niemczech. Z żalem musiałem wykluczyć także prawie wszystkie szkice planów poetyckich, gdyż zajęłyby one razem osobny tom; nie dałem również tych wszystkich aforyzmów, które Hebbel później wcielił do zbioru swoich epigramatów, ująwszy je w pełniejszą i szczęśliwszą formę — to bowiem byłoby już zapożyczaniem się z jego liryki i wymagałoby od tłumacza już nie tylko poprawności, lecz współwzlotów poetyckich.
Zachowałem natomiast wszystkie myśli, które mi się wydawały cennymi i dziś, chociaż wyrażone są w bardzo abstrakcyjnej, dla tłumacza trudnej terminologii. Kto w moim powyżej zacytowanym dziełku przeczyta rozdział o pantragizmie Hebbla, ułatwi sobie pełniejsze zrozumienie owych myśli i ich wzajemnych stosunków. Zachowałem nadto dla tła wiele nastrojów czysto dziennikowych, subiektywnych i trochę barwnych drobiazgów. — Co do tłumaczenia, to za znaczyć muszę, że pewne ustępy są ćwiczeniami myśli, których nie miałem ani obowiązku, ani prawa precyzować lepiej, niż to uczynił autor. Gdzieniegdzie, tam gdzie zachodziła potrzeba ścisłości wyrażenia, a nie było przystającego polskiego odpowiednika, podałem w nawiasie albo w notce tekst niemiecki.
Za tekst do tłumaczenia użyłem Dzienników w wydaniu prof. R. M. Wernera (Fr. Chr. Hebbel. Sämtliche Werke. Histor.-krit. Gesammtausgabe hrsg. v. R. M. Werner. II. Abteilung. Tagebücher. 4 Bde. Berlin, Behrs Verlag).
Karol Irzykowski1835
Zaczynam ten zeszyt nie tylko dla mego przyszłego biografa, chociaż moje widoki na nieśmiertelność dają mi pewność, że go kiedyś mieć będę. Ale niechaj to będzie dziennik nut mego serca, niech jego tony przechowa wiernie ku memu zbudowaniu w przyszłych czasach. Człowiek nie jest instrumentem, w którym wszystkie tony w wieczystym kołowrocie wracają znowu, chociaż w najdziwniejszych kombinacjach; uczucie, które w jego piersi raz przebrzmiało, przebrzmiało na zawsze; ten sam promień słoneczny nie wytwarza w świecie psychicznym, tak jak w fizycznym, tych samych kwiatów. Przez to każda godzina staje się zamkniętym światem, który ma swój wielki albo mały początek, swój nudny środek i swój upragniony albo przerażający koniec. I któż by patrzył obojętnie, jak tyle tysięcy światów w nim zapada, i nie pragnął uratować przynajmniej tego, co było boskim w ich bólu lub rozkoszy? Więc zawsze będzie usprawiedliwionym, jeżeli kilka minut dziennie temu zeszytowi poświęcę.
Myśl, że kiedyś miano by wynaleźć eliksir nieśmiertelności, jest straszna. Taki wynalazek byłby zarazem dowodem, że umarli nigdy nie mogą zmartwychwstać — biedni na zawsze, na zawsze umarli!!!
Nowela: człowiek, który wynajduje taki właśnie eliksir, gdy mu kochanka umarła; albo — ballada: wychodzi w ciemną noc, opowiada, jak ten eliksir przyrządził, i wylewa go.
Bardzo często dopiero ponowne widzenie się jest prawdziwym rozstaniem. Zauważamy, że przyjaciel mógł się bez nas obejść, on patrzy na nas jak na książkę, której ostatnich rozdziałów jeszcze nie przeczytał, chce nas studiować, a myśmy go już przeczytali!
Dlaczego nie mogę znosić muzyki dłużej niż pół godziny? Myślę sobie: jest w nas najgłębsza toń, jeżeli się ją poruszy, możemy jeszcze tylko znosić tortury albo stygnąć. W ogóle podstawą cierpienia jest trwanie, podstawą radości jest chwila.
W ciasnych stosunkach może się zdarzyć obowiązek okazania charakteru przez zaparcie się charakteru.
Linia piękna jest cienka jak włos i może być przekroczona tylko o tysiąc mil. Najmniejsze odchylenie jest tu już zupełną utratą.
Jedynym ideałem jest miniona realność przeszłości.
Bóg jest wcieleniem wszelkiej siły, tak fizycznej, jak duchowej. Ma przeto zmysłowe pożądania. Szczególne spotkanie obu sił w najwyższej potędze: duch błogi w tworzeniu idei, ciało w stwarzaniu ciał.
Falstaff nie tylko wystąpił poza wszelkie kręgi ludzkości (religię, obyczaje), stały mu się one nadto zupełnie obcymi, tak że co chwila używa ich w swoich sofizmatach i stoi jak Bóg z zewnątrz nich.
Gdyby Faust miał być wykończony, musiałaby wpierw być wykończona filozofia.
(...)
------------------------------------------------------------------------
Koniec wersji demonstracyjnej
Fryderyk Chrystian Hebbel (ur. 1813, um. 1863), jeden z koryfeuszów poezji niemieckiej, celował w dramacie i liryce. Główne jego dramaty: Judyta, Genowefa, Maria Magdalena, Herod i Mariamna, Agnieszka Bernauer, Pierścień Gigesa, Nibelungi. Bliższe szczegóły o jego twórczości znajdzie czytelnik w moim dziełku pt. Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności (Wyd. „Literatura i Sztuka”, t. IV, Stanisławów 1907); Judytę i Marię Magdalenę wydała w polskim przekładzie złoczowska „Biblioteka Powszechna” (Nr 671/672 i 541). Przekład polski Marii Magdaleny wyszedł ponadto w Bibliotece Pisarzy Nowoczesnych (Brody 1905).
Powierzając mi polski przekład Dzienników Hebbla w wyjątkach, redakcja „Sympozjonu” wyświadczyła mi wielki zaszczyt. Dzienniki są nie tylko w twórczości Hebbla dokumentem najświetniejszym i najcharakterystyczniejszym; jest to przede wszystkim — zdaniem Scherera — „pomnik literacko-historyczny pierwszorzędnej wartości”. Pierwszy ich zeszyt zaczął Hebbel w r. 1835 jako Refleksje o świecie, życiu i książkach, głównie zaś o mnie samym, sposobem dziennika i prowadził je do końca życia. Znajdujemy w Dziennikach zapiski autobiograficzne — skąpe zresztą i wstrzemięźliwe, choć czasem wytryska z nich prawdziwy krzyk duszy, rozlewając się w serdeczny rachunek sumienia; zapiski z podróży; roztrząsania estetyczne i filozoficzne, krytyki i uwagi; pomysły poetyckie w formie już to embrionalnej, już to rozwiniętej w szkic dzieła, refleksje nad własną twórczością w ogóle i komentarze do poszczególnych dzieł swoich; aforyzmy; sny własne i cudze; wyjątki z własnych listów; wyciągi z książek; wreszcie różne anegdoty, autentyczne lapidarne odezwania się i szczególne wypadki, które Hebbel jako uważny obserwator wikłania się linii życia z zamiłowaniem notował. Wszędzie góruje styl epigramatu, którego Hebbel największym jest mistrzem. Dzienniki wprowadzają nas w warsztat pracy silnego i bogatego ducha, czynią nas widzami jego walk wewnętrznych; mogą być dla każdego adepta literatury szkołą, dającą wzór pracy poważnej, głębokiej i samotnej. Świat myśli Hebbla ma przy tym bardzo mało wspólności z nowoczesną autoanalizą; nie można też tych Dzienników porównywać z dziennikiem Amiela ani z dziennikiem Goncourtów, ani innymi dziełami tego rodzaju — porównanie to zresztą, zdaniem wielu znawców (między nimi Stanisława Brzozowskiego), wypadłoby znaczną przewagą na korzyść Hebbla.
Polskie wydanie Dzienników Hebbla musiało poprzestać na wyjątkach i nie mogło dać całej pełni życia oryginału, które uwydatnia się nie tyle w zwartych poszczególnych ustępach, co w ich masie, gdyż wtedy dopiero występuje bujność i ciągłość ideologii Hebblowskiej. Kierując się w wyborze wyjątków wskazówką redakcji „Sympozjonu”, by dawać głównie to, co jest wartościowe lub zajmujące, opuściłem prawie wszystkie zapiski autobiograficzne, niezrozumiałe bez znajomości życiorysu Hebbla; dalej refleksje zbyt specjalne, wymagające bliższej znajomości dzieł i zapatrywań autora lub ówczesnych stosunków literackich w Niemczech. Z żalem musiałem wykluczyć także prawie wszystkie szkice planów poetyckich, gdyż zajęłyby one razem osobny tom; nie dałem również tych wszystkich aforyzmów, które Hebbel później wcielił do zbioru swoich epigramatów, ująwszy je w pełniejszą i szczęśliwszą formę — to bowiem byłoby już zapożyczaniem się z jego liryki i wymagałoby od tłumacza już nie tylko poprawności, lecz współwzlotów poetyckich.
Zachowałem natomiast wszystkie myśli, które mi się wydawały cennymi i dziś, chociaż wyrażone są w bardzo abstrakcyjnej, dla tłumacza trudnej terminologii. Kto w moim powyżej zacytowanym dziełku przeczyta rozdział o pantragizmie Hebbla, ułatwi sobie pełniejsze zrozumienie owych myśli i ich wzajemnych stosunków. Zachowałem nadto dla tła wiele nastrojów czysto dziennikowych, subiektywnych i trochę barwnych drobiazgów. — Co do tłumaczenia, to za znaczyć muszę, że pewne ustępy są ćwiczeniami myśli, których nie miałem ani obowiązku, ani prawa precyzować lepiej, niż to uczynił autor. Gdzieniegdzie, tam gdzie zachodziła potrzeba ścisłości wyrażenia, a nie było przystającego polskiego odpowiednika, podałem w nawiasie albo w notce tekst niemiecki.
Za tekst do tłumaczenia użyłem Dzienników w wydaniu prof. R. M. Wernera (Fr. Chr. Hebbel. Sämtliche Werke. Histor.-krit. Gesammtausgabe hrsg. v. R. M. Werner. II. Abteilung. Tagebücher. 4 Bde. Berlin, Behrs Verlag).
Karol Irzykowski1835
Zaczynam ten zeszyt nie tylko dla mego przyszłego biografa, chociaż moje widoki na nieśmiertelność dają mi pewność, że go kiedyś mieć będę. Ale niechaj to będzie dziennik nut mego serca, niech jego tony przechowa wiernie ku memu zbudowaniu w przyszłych czasach. Człowiek nie jest instrumentem, w którym wszystkie tony w wieczystym kołowrocie wracają znowu, chociaż w najdziwniejszych kombinacjach; uczucie, które w jego piersi raz przebrzmiało, przebrzmiało na zawsze; ten sam promień słoneczny nie wytwarza w świecie psychicznym, tak jak w fizycznym, tych samych kwiatów. Przez to każda godzina staje się zamkniętym światem, który ma swój wielki albo mały początek, swój nudny środek i swój upragniony albo przerażający koniec. I któż by patrzył obojętnie, jak tyle tysięcy światów w nim zapada, i nie pragnął uratować przynajmniej tego, co było boskim w ich bólu lub rozkoszy? Więc zawsze będzie usprawiedliwionym, jeżeli kilka minut dziennie temu zeszytowi poświęcę.
Myśl, że kiedyś miano by wynaleźć eliksir nieśmiertelności, jest straszna. Taki wynalazek byłby zarazem dowodem, że umarli nigdy nie mogą zmartwychwstać — biedni na zawsze, na zawsze umarli!!!
Nowela: człowiek, który wynajduje taki właśnie eliksir, gdy mu kochanka umarła; albo — ballada: wychodzi w ciemną noc, opowiada, jak ten eliksir przyrządził, i wylewa go.
Bardzo często dopiero ponowne widzenie się jest prawdziwym rozstaniem. Zauważamy, że przyjaciel mógł się bez nas obejść, on patrzy na nas jak na książkę, której ostatnich rozdziałów jeszcze nie przeczytał, chce nas studiować, a myśmy go już przeczytali!
Dlaczego nie mogę znosić muzyki dłużej niż pół godziny? Myślę sobie: jest w nas najgłębsza toń, jeżeli się ją poruszy, możemy jeszcze tylko znosić tortury albo stygnąć. W ogóle podstawą cierpienia jest trwanie, podstawą radości jest chwila.
W ciasnych stosunkach może się zdarzyć obowiązek okazania charakteru przez zaparcie się charakteru.
Linia piękna jest cienka jak włos i może być przekroczona tylko o tysiąc mil. Najmniejsze odchylenie jest tu już zupełną utratą.
Jedynym ideałem jest miniona realność przeszłości.
Bóg jest wcieleniem wszelkiej siły, tak fizycznej, jak duchowej. Ma przeto zmysłowe pożądania. Szczególne spotkanie obu sił w najwyższej potędze: duch błogi w tworzeniu idei, ciało w stwarzaniu ciał.
Falstaff nie tylko wystąpił poza wszelkie kręgi ludzkości (religię, obyczaje), stały mu się one nadto zupełnie obcymi, tak że co chwila używa ich w swoich sofizmatach i stoi jak Bóg z zewnątrz nich.
Gdyby Faust miał być wykończony, musiałaby wpierw być wykończona filozofia.
(...)
------------------------------------------------------------------------
Koniec wersji demonstracyjnej
więcej..
W empik go