Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna, która igrała z ogniem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
21 kwietnia 2021
Ebook
39,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Dziewczyna, która igrała z ogniem - ebook

W drugim tomie trylogii kryminalnej Millennium śledzimy dalsze emocjonujące przygody dwójki bohaterów, LISBETH SALANDER i MIKAELA BLOMKVISTA, których losy ponownie się splatają. Lisbeth na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności jest podejrzana o popełnienie ciężkiego przestępstwa i ścigana przez policję. Mikael nie wierzy w jej winę i zaczyna prowadzić własne śledztwo.

Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem...

„Literaturze kryminalnej zawsze brakowało pełnokrwistych postaci kobiecych. Lisbeth Salander, wykreowana przez Stiega Larssona bohaterka cyklu Millennium, to nagroda za lata oczekiwania: ta dziewczyna jest jak tornado: mroczna, nieprzewidywalna, groźna, przebiegła, a przy tym obdarzona dość osobliwą urodą”.

Piotr Kofta

„Drugi tom przygód przebojowej pary szwedzkich detektywów, Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista, jeszcze wspanialszy niż pierwszy!”.

Kazimiera Szczuka

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-861-2
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Leżała przypięta pasami na wąskiej pryczy z hartowanej stali. Rzemienie uwierały ją w klatkę piersiową. Leżała na plecach. Ręce ułożone po bokach, unieruchomione na brzegach łóżka.

Już dawno zaniechała wszelkich wysiłków, by się wydostać. Nie spała, ale oczy miała zamknięte. Gdyby je otworzyła, znalazłaby się w ciemności, a jedynym źródłem światła byłaby wąska smuga sącząca się ponad drzwiami. Czuła niesmak w ustach i bardzo chciała umyć zęby.

Jakaś część jej świadomości nasłuchiwała odgłosu kroków, co oznaczałoby, że on nadchodzi. Nie miała pojęcia, czy to wieczór, czy noc, a jedynie poczucie, że zaczynało być zbyt późno na odwiedziny. Nagłe drżenie łóżka sprawiło, że otworzyła oczy. Tak jakby gdzieś w budynku włączyła się jakaś maszyna. Po kilku sekundach nie była już pewna, czy tylko jej się zdawało, czy naprawdę coś usłyszała.

Odhaczyła kolejny dzień w pamięci.

Czterdziesty trzeci dzień w tym więzieniu.

Swędział ją nos, więc przekręciła głowę, by go podrapać o poduszkę. Pociła się. W pokoju było duszno i gorąco. Miała na sobie prostą koszulę nocną, która wciąż się podwijała. Gdy przesuwała biodro, palcem wskazującym i środkowym udawało jej się dosięgnąć koszuli i obciągnąć ją za każdym ruchem o jeden centymetr. Powtarzała całą operację drugą ręką. Ale koszula nadal fałdowała się pod kręgosłupem. Materac był nierówny i niewygodny. Całkowite odosobnienie sprawiało, iż wszystkie delikatne bodźce, na które w innej sytuacji w ogóle nie zwróciłaby uwagi, bardzo zyskiwały na sile. Pasy były na tyle luźne, że mogła zmienić pozycję i położyć się na boku, lecz nie było to wygodne, bo musiała wtedy położyć rękę za plecami, więc ramię cały czas drętwiało.

Nie bała się. Czuła za to, że jej tłumiony gniew rośnie.

Jednocześnie dręczyły ją własne myśli, które wciąż zmieniały się w nieprzyjemne fantazje o tym, co się z nią stanie. Nienawidziła tej narzuconej bezsilności. Jak usilnie by nie próbowała koncentrować się na czymś innym, by zabić czas i odepchnąć świadomość swojej sytuacji, i tak pojawiał się lęk. Wisiał nad nią niczym chmura gazu, grożąc, że przeniknie przez pory skóry i zatruje jej egzystencję. Odkryła, że najlepszy sposób na to, by trzymać lęk z dala, to wyobrażać sobie coś, co daje jej poczucie siły. Zamykała oczy i przypominała sobie zapach benzyny.

SIEDZIAŁ W SAMOCHODZIE Z OPUSZCZONĄ BOCZNĄ SZYBĄ. PODBIEGŁA, WLAŁA BENZYNĘ DO ŚRODKA I PODPALIŁA ZAPAŁKĄ. WSZYSTKO TO TRWAŁO MOMENT. OD RAZU BUCHNĘŁY PŁOMIENIE. A ON WIŁ SIĘ W MĘCZARNIACH, SŁYSZAŁA JEGO KRZYKI PRZERAŻENIA I BÓLU. CZUŁA WOŃ SPALONEGO MIĘSA I OSTRY ZAPACH PLASTIKU I TAPICERKI ZE ZWĘGLONEGO SIEDZENIA.

Prawdopodobnie przysnęła, bo nie słyszała kroków, ale obudziła się od razu, gdy tylko otworzyły się drzwi. Wpadające światło oślepiło ją.

To on, jednak przyszedł.

Był wysoki. Nie wiedziała, ile ma lat, w każdym razie był dorosły. Miał rudobrązowe, zmierzwione włosy, okulary w czarnych oprawkach i rzadki zarost na brodzie. Pachniał wodą po goleniu.

NIENAWIDZIŁA JEGO ZAPACHU.

Stał cicho w nogach łóżka i przyglądał się jej dłuższą chwilę.

NIENAWIDZIŁA JEGO MILCZENIA.

Jego twarz skrywała się w cieniu, widziała tylko sylwetkę. Nagle się odezwał. Miał niski, wyraźny głos i pedantycznie akcentował każde słowo.

NIENAWIDZIŁA JEGO GŁOSU.

Powiedział, że dziś są jej urodziny i że chce złożyć życzenia. Jego głos nie był wrogi ani ironiczny. Był neutralny. Podejrzewała, że się uśmiechał.

NIENAWIDZIŁA GO.

Podszedł do wezgłowia pryczy. Wierzchem wilgotnej dłoni dotknął jej czoła i przesunął palcami u nasady włosów. Gest ten zapewne miał być przyjazny. Prezent urodzinowy dla niej.

NIENAWIDZIŁA JEGO DOTYKU.

Mówił do niej. Widziała, jak porusza ustami, ale nie słyszała jego głosu. Nie chciała słuchać. Nie chciała odpowiadać. Usłyszała, gdy zaczął mówić głośniej. W jego głosie brzmiało poirytowanie z powodu braku jej reakcji. Mówił o wzajemnym zaufaniu. Po kilku minutach zamilkł. Zignorowała jego spojrzenie. Potem wzruszył ramionami i zaczął poprawiać pasy. Zacisnął trochę bardziej rzemienie na jej klatce piersiowej i pochylił się nad nią.

Odwróciła się natychmiast na lewy bok, tak daleko od niego, jak mogła, na ile tylko pozwalały rzemienie. Podciągnęła kolana pod brodę i spróbowała z całej siły kopnąć go w głowę. Celowała w jabłko Adama, ale trafiła czubkiem palca gdzieś poniżej szczęki, bo był na to przygotowany i zrobił unik, więc skończyło się na lekkim, ledwie odczuwalnym uderzeniu. Spróbowała kopnąć go jeszcze raz, ale był już poza zasięgiem.

Opuściła nogi na pryczę.

Prześcieradło zwisało z łóżka na podłogę. Koszula nocna podwinęła się wysoko nad biodra.

Stał chwilę w bezruchu, nic nie mówiąc. Obszedł pryczę i rozpiął pasy do krępowania nóg. Usiłowała je podkurczyć, ale chwycił ją za kostkę, przygniótł kolano i zacisnął rzemień. Znów obszedł pryczę i przypiął drugą nogę.

Teraz była już kompletnie bezradna.

Podniósł prześcieradło z podłogi i okrył ją. Patrzył na nią w ciszy przez jakieś dwie minuty. Wyczuwała w ciemności jego podniecenie, chociaż go nie okazywał, udawał obojętność. Na pewno miał erekcję. Wiedziała, że chce jej dotknąć.

Potem odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Słyszała, że je zaryglował, zupełnie niepotrzebnie, bo nie miała szans wyswobodzić się z więzów.

Leżała tak kilka minut i patrzyła na wąską smugę światła znad drzwi. Potem poruszyła się, sprawdzając, jak ciasno są zapięte pasy. Mogła trochę podciągnąć nogi, ale rzemienie na piersiach i wokół kostek natychmiast się napinały. Rozluźniła się. Leżała w całkowitym bezruchu i patrzyła w nicość.

Czekała. Marzyła o kanistrze z benzyną i zapałce.

WIDZIAŁA GO PRZESIĄKNIĘTEGO BENZYNĄ. WYCZUWAŁA W DŁONI PUDEŁKO ZAPAŁEK. POTRZĄSNĘŁA NIM. ZAGRZECHOTAŁO. WYJĘŁA ZAPAŁKĘ. SŁYSZAŁA, ŻE ON COŚ MÓWI, ALE BYŁA GŁUCHA NA JEGO SŁOWA. WIDZIAŁA WYRAZ JEGO TWARZY, GDY PRZYŁOŻYŁA ZAPAŁKĘ DO PUDEŁKA. SŁYSZAŁA TRZASK SIARKI W ZETKNIĘCIU Z DRASKĄ. BRZMIAŁO TO JAK SPOWOLNIONY GRZMOT PIORUNA. WIDZIAŁA, JAK BUCHA PŁOMIEŃ.

Uśmiechnęła się z zawziętością, nabrała wewnętrznej siły.

Tej nocy skończyła trzynaście lat.Rozdział 2

Piątek 17 grudnia

Nils Erik Bjurman, adwokat, lat pięćdziesiąt pięć, odstawił kubek z kawą i spoglądał na przechodniów po drugiej stronie witryny Café Hedon przy Stureplan. Patrzył, jak mijają kawiarnię zwartym strumieniem, lecz nie obserwował nikogo z osobna.

Pomyślał o Lisbeth Salander. Często o niej myślał.

Te myśli doprowadzały go do wrzenia.

Lisbeth Salander go zmiażdżyła. Nigdy nie zapomni tej chwili. Przejęła władzę i upokorzyła go. Okaleczyła w sposób, który pozostawił na jego ciele niedające się wymazać ślady. A dokładniej, na ponad dwustucentymetrowym płacie skóry na brzuchu, tuż nad genitaliami. Skuła go w jego własnym łóżku, pobiła i wytatuowała przesłanie, którego nie sposób źle zrozumieć ani łatwo się pozbyć: „JESTEM SADYSTYCZNĄ ŚWINIĄ, DUPKIEM I GWAŁCICIELEM”.

Lisbeth Salander została uznana za niepoczytalną przez sąd rejonowy w Sztokholmie. Nilsowi Bjurmanowi przydzielono obowiązki opiekuna prawnego, co stawiało ją w sytuacji bezpośredniej zależności od niego. Już gdy spotkał ją pierwszy raz, zaczął o niej fantazjować. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale ona aż się o to prosiła.

Z racjonalnego punktu widzenia mecenas Nils Bjurman wiedział, że zrobił coś, co w społeczeństwie nie było ani akceptowane, ani dozwolone. Wiedział, że zrobił źle. Wiedział również, że jego postępowania nie dałoby się usprawiedliwić na gruncie prawnym.

Z emocjonalnego punktu widzenia powyższa wiedza była bez znaczenia. Od chwili, gdy ujrzał Lisbeth Salander po raz pierwszy, w grudniu przed dwoma laty, nie potrafił się jej oprzeć. Prawo, zasady, moralność i poczucie odpowiedzialności nie miały absolutnie żadnego znaczenia.

Przedziwna dziewczyna – w pełni dojrzała, ale o wyglądzie dziecka. Miał kontrolę nad jej życiem – mógł nią dysponować. Temu nie można się oprzeć.

Była ubezwłasnowolniona, a jej życiorys czynił ją osobą całkowicie niewiarygodną, gdyby przyszło jej do głowy protestować. Nie był to też gwałt na niewinnym dziecku – według akt miała wiele doświadczeń seksualnych, mogła wręcz zostać uznana za rozwiązłą. Pracownik socjalny napisał w raporcie, że Lisbeth Salander w wieku siedemnastu lat prawdopodobnie świadczyła płatne usługi seksualne. Ów raport powstał, gdy jeden z patroli policyjnych zauważył znanego w okolicy zboczeńca w towarzystwie młodej dziewczyny, siedzących na ławce w parku Tantolunden. Policjanci zatrzymali radiowóz i przeszukali parę: dziewczyna nie chciała odpowiadać na pytania, a zboczeniec był zbyt pijany, by udzielić jakichkolwiek sensownych wyjaśnień.

W opinii mecenasa Bjurmana wniosek był jasny: Lisbeth Salander to dziwka z nizin społecznych. Miał nad nią władzę. Nie było żadnego ryzyka. Nawet gdyby złożyła skargę w Komisji Nadzoru Kuratorskiego, on i tak z racji swojej wiarygodności i pozycji mógłby twierdzić, że jest oszustką.

Była idealną zabawką – dorosła, rozwiązła, społecznie nieprzystosowana, wydana na jego łaskę.

Pierwszy raz wykorzystał własną klientkę. Wcześniej nawet nie brał pod uwagę możliwości zbliżenia się do kogokolwiek, z kim łączyły go stosunki zawodowe. By dać ujście swoim szczególnym upodobaniom seksualnym, korzystał z usług prostytutek. Był dyskretny i ostrożny, i dobrze płacił; problem w tym, że kupował usługę od kobiety, która stękała i jęczała, odgrywała rolę, było to jednak równie nieautentyczne jak „dzieła sztuki” sprzedawane na targowisku Hötorget.

Uprawiając seks z żoną, w czasach kiedy jeszcze był żonaty, starał się nad nią dominować, na co ona się godziła, więc i to było tylko zabawą.

Lisbeth Salander była idealna. Pozbawiona ochrony. Nie miała rodziny ani przyjaciół. Była prawdziwą ofiarą, zupełnie bezbronną. Okazja czyni złodzieja.

AŻ NI STĄD, NI ZOWĄD ZNISZCZYŁA GO.

Zaatakowała z taką siłą i stanowczością, o jakie jej nie podejrzewał. Upokorzyła go. Zadała mu cierpienie. Nieomal unicestwiła.

W trakcie minionych prawie dwóch lat życie Nilsa Bjurmana zmieniło się diametralnie. Po nocnej wizycie Lisbeth Salander przez pewien czas był jak sparaliżowany – niezdolny myśleć ani działać. Zamknął się w domu na klucz, nie odpowiadał na telefony i nie chciał się kontaktować ze stałymi klientami. Dopiero po dwóch tygodniach załatwił sobie zwolnienie lekarskie. Jego asystent musiał zająć się bieżącą korespondencją, odwoływaniem spotkań i odpowiadaniem na pytania zirytowanych klientów.

Każdego dnia był zmuszony oglądać swoje ciało w lustrze na drzwiach od łazienki. W końcu je usunął.

Dopiero gdy nastało lato, wrócił do biura. Zrobił selekcję klientów i większość z nich przekazał swoim kolegom po fachu. Zachował jedynie kilka przedsiębiorstw, w których odpowiadał za finansowo-prawną część korespondencji, lecz nie musiał się angażować osobiście. Jedyną klientką, jaka mu pozostała, była Lisbeth Salander – co miesiąc sporządzał bilans jej finansów i raport dla Komisji Nadzoru Kuratorskiego. Robił to, czego zażądała – każdy raport był najczystszą fikcją, dokumentującą, że Lisbeth absolutnie nie potrzebuje opiekuna prawnego.

Każdy raport drażnił i przypominał mu o jej istnieniu. Jednak nie miał wyboru.

Bjurman spędził lato i jesień na bezproduktywnym rozmyślaniu. W grudniu wziął się wreszcie w garść i zaplanował wakacje we Francji. Umówił się na wizytę w klinice chirurgii plastycznej pod Marsylią, gdzie zasięgnął opinii lekarza co do najlepszej metody usunięcia tatuażu.

Lekarz ze zdumieniem zbadał jego oszpecone podbrzusze i zaproponował terapię. Tatuaż był duży, a igły wprowadzane zbyt głęboko, by go usunąć za pomocą zabiegów laserowych. Lekarz uznał więc, że skuteczne byłoby jedynie kilka przeszczepów skóry. Terapia droga i długotrwała.

Podczas minionych dwóch lat spotkał Lisbeth Salander tylko raz.

Tamtej nocy, gdy go napadła i zawładnęła jego życiem, zabrała również zapasowe klucze do biura i mieszkania. Powiedziała, że go obserwuje i złoży mu wizytę, kiedy będzie się tego najmniej spodziewał. Przez dziesięć następnych miesięcy niemal zaczął wierzyć, że były to czcze pogróżki, lecz nie odważył się wymienić zamków. Jej groźba była jednoznaczna – jeśli kiedykolwiek zastanie go w łóżku z kobietą, ujawni półtoragodzinny film, dokumentujący, jak ją gwałcił.

Pewnej nocy w połowie stycznia, blisko rok temu, obudził się nagle o trzeciej bez wyraźnej przyczyny. Zapalił lampę na nocnym stoliku i prawie zawył z przerażenia, widząc, że Lisbeth Salander stoi w nogach łóżka. Była jak duch, który nagle zmaterializował się w jego sypialni. Twarz miała bladą i bez wyrazu. W ręku trzymała ten swój przeklęty paralizator.

– Dzień dobry, mecenasie Bjurman – powiedziała wreszcie. – Przepraszam, że tym razem cię obudziłam.

DOBRY BOŻE, TO BYŁA TU JUŻ WCZEŚNIEJ? KIEDY SPAŁEM?

Nie mógł stwierdzić, czy blefuje. Chrząknął i otworzył usta. Przerwała mu gestem.

– Obudziłam cię z jednego tylko powodu. Wkrótce wyjadę na dłuższy czas. A ty dalej będziesz pisał co miesiąc raporty o tym, jak dobrze się czuję, ale zamiast przesyłać kopie do mnie do domu, będziesz je przesyłał na adres na hotmailu.

Wyjęła z kieszeni kurtki kartkę złożoną na pół i rzuciła ją na brzeg łóżka.

– Jeśli Komisja Nadzoru Kuratorskiego będzie chciała się ze mną skontaktować albo z jakiegoś powodu moja obecność będzie konieczna, napisz do mnie na ten adres. Zrozumiałeś?

Kiwnął głową.

– Zrozumiałem.

– Milcz. Nie chcę słuchać twojego głosu.

Zacisnął zęby. Nigdy nie odważył się z nią skontaktować, bo zagroziła, że przekaże film władzom. Za to przez wiele miesięcy planował, co jej powie, gdy ona się pojawi. Zdał sobie sprawę, że w istocie nie ma nic na swoją obronę. Jedyne, co mógł zrobić, to odwołać się do jej wspaniałomyślności. Gdyby tylko pozwoliła mu mówić, spróbowałby ją przekonać, że działał w stanie chwilowej niepoczytalności, że żałuje i chce zadośćuczynić za to, co zrobił. Był gotów się poniżyć, by ją poruszyć, a tym samym odsunąć od siebie niebezpieczeństwo, jakie dla niego stanowiła.

– Muszę coś powiedzieć – odezwał się słabym głosem. – Chcę cię prosić o wybaczenie…

Słuchała wyczekująco jego niespodziewanego błagania. Wreszcie pochyliła się nad ramą łóżka, posyłając mu złowrogie spojrzenie.

– Słuchaj uważnie: jesteś szują. Nigdy ci nie wybaczę. Ale jeśli będziesz grzeczny, zostawię cię w spokoju tego dnia, kiedy decyzja o moim ubezwłasnowolnieniu zostanie cofnięta.

Czekała, póki nie spuścił wzroku. ZMUSZA MNIE, BYM SIĘ PRZED NIĄ CZOŁGAŁ.

– To, co powiedziałam rok temu, wciąż cię obowiązuje. Jeśli popełnisz błąd, ujawnię film. Jeśli spróbujesz się ze mną skontaktować w jakikolwiek inny sposób niż ten, który ustaliłam, ujawnię film. W przypadku mojej nagłej śmierci film i tak zostanie ujawniony. Jeśli znowu mnie tkniesz, zabiję cię.

Wierzył jej. Nie było tu miejsca na wątpliwości czy negocjacje.

– I jeszcze jedno. Od tego dnia, gdy zostawię cię w spokoju, będziesz mógł robić, co ci się podoba. Ale póki co twoja noga nie postanie więcej w tej klinice w Marsylii. Jeśli tam pojedziesz i rozpoczniesz terapię, zrobię ci nowy tatuaż. Ale tym razem na czole.

KURWA MAĆ. JAK SIĘ DOWIEDZIAŁA, ŻE…

W następnej sekundzie już jej nie było. Usłyszał tylko zgrzyt drzwi wejściowych, gdy przekręcała klucz. Tak jakby nawiedził go duch.

To właśnie w tym momencie zaczął nienawidzić Lisbeth Salander z mocą, która zapłonęła w jego duszy niczym rozżarzona do czerwoności stal i zmieniła jego życie w obsesyjną żądzę zniszczenia tej dziewczyny. Wyobrażał sobie jej śmierć. Wyobrażał sobie, że zmusi ją, by na kolanach błagała o łaskę. Będzie bezlitosny. Marzył o tym, że położy dłonie na jej szyi i będzie dusił, aż zabraknie jej tchu. Chciał wyrwać jej oczy z oczodołów, a serce z piersi. Chciał ją zmieść z powierzchni ziemi.

Paradoksalnie w tym właśnie momencie poczuł również, że znów zaczyna funkcjonować, że odnalazł stan przedziwnej równowagi duchowej. Wciąż miał obsesję na punkcie Lisbeth Salander i w każdej nieprzespanej minucie koncentrował się na jej istnieniu. Jednak odkrył, że znów zaczął racjonalnie myśleć. Jeśli miał ją zniszczyć, musiał przejąć władzę nad swoim umysłem. Jego życie zyskało nowy cel.

Tego dnia przestał wyobrażać sobie jej śmierć – tego dnia zaczął ją planować.

Mikael Blomkvist minął w odległości niecałych dwóch metrów odwróconego tyłem mecenasa Bjurmana, niosąc dwie filiżanki z gorącą caffè latte do stolika redaktorki naczelnej, Eriki Berger, w Café Hedon. Ani on, ani Erika nigdy nie słyszeli o Nilsie Bjurmanie i nie zwrócili na niego uwagi.

Erika zmarszczyła nos i przesunęła na bok popielniczkę, żeby zrobić miejsce na kawę. Mikael powiesił kurtkę na oparciu krzesła, przesunął popielniczkę na swoją stronę stołu i zapalił papierosa. Erika nie znosiła dymu tytoniowego i spojrzała na niego umęczonym wzrokiem. Mikael wydmuchiwał dym z dala od niej.

– Myślałam, że rzuciłeś.

– Chwilowy powrót.

– Przestanę uprawiać seks z facetami, od których czuć papierosy – powiedziała, uśmiechając się uroczo.

– _No problem_. Są inne dziewczyny, mniej wymagające – stwierdził Mikael, odwzajemniając uśmiech.

Erika Berger przewróciła oczami.

– Więc o co chodzi? Za dwadzieścia minut spotykam się z Charlie. Idziemy do teatru.

Charlie to Charlotta Rosenberg, przyjaciółka Eriki z dzieciństwa.

– Przeszkadza mi nasza praktykantka. To córka którejś z twoich przyjaciółek. Jest w redakcji od dwóch tygodni, a zostało jej osiem. Jeszcze trochę, a z nią nie wytrzymam.

– Zauważyłam, że wodzi za tobą pożądliwym wzrokiem. Rzecz jasna oczekuję, że zachowasz się jak dżentelmen.

– Dziewczyna ma siedemnaście lat, a intelekt dziesięciolatki, delikatnie mówiąc.

– Po prostu imponuje jej fakt, że może cię poznać. To coś w rodzaju kultu idola.

– Wczoraj o wpół do jedenastej wieczorem zadzwoniła do mnie domofonem i chciała wpaść z butelką wina.

– No ładnie!

– Też mi ładnie – odpowiedział Mikael. – Gdybym był dwadzieścia lat młodszy, pewnie nie zwlekałbym ani sekundy. Ale daj spokój, ona ma siedemnaście lat. Ja niedługo skończę czterdzieści pięć.

– Nie przypominaj mi. Jesteśmy w tym samym wieku.

Mikael Blomkvist odchylił się na krześle i strzepnął popiół z papierosa.

Mikael Blomkvist nie przeoczył faktu, że dzięki aferze Wennerströma zyskał osobliwy status gwiazdy. W zeszłym roku otrzymywał zaproszenia na przyjęcia i imprezy od najbardziej nieprawdopodobnych osób.

Było jasne, że ludzie ci wysyłali zaproszenia, ponieważ chcieli go wciągnąć do kręgu swoich znajomych; całus na powitanie od osób, z którymi wcześniej nie witał się nawet uściskiem dłoni, a które teraz chciały, by postrzegano je jako jego zaufanych i bliskich przyjaciół. Nie byli to jego koledzy z branży medialnej – ich już znał i łączyły go z nimi albo dobre, albo złe stosunki – lecz tak zwani ludzie kultury, aktorzy, przeciętni felietoniści i drugorzędne gwiazdy. Mikael Blomkvist jako gość na _releaseparty_ czy na prywatnej kolacji oznaczał dla gospodarza prestiż. Zaproszenia i zapytania w związku z taką czy inną imprezą zasypywały go przez cały miniony rok. Weszło mu już w nawyk udzielanie odpowiedzi w rodzaju: „Bardzo mi przyjemnie, ale niestety mam inne zobowiązania”.

Do ciemnych stron gwiazdorstwa należała również narastająca fala plotek. Pewien znajomy skontaktował się z nim zaniepokojony, usłyszawszy pogłoskę, że Mikael szukał pomocy w klinice odwykowej. W rzeczywistości jego doświadczenia z narkotykami od wczesnej młodości obejmowały w sumie kilka jointów i ten raz, kiedy przed ponad piętnastoma laty spróbował kokainy razem z pewną dziewczyną z Holandii, która śpiewała w zespole rockowym. Alkoholu używał częściej, choć upijanie się zdarzało mu się sporadycznie w związku z jakąś kolacją czy imprezą. W pubie rzadko pił więcej niż jedno mocne piwo, a równie chętnie zamawiał piwo o niskiej zawartości alkoholu. Barek w jego mieszkaniu zawierał wódkę i kilka butelek _single malt_, które dostał w prezencie i otwierał bardzo rzadko.

O tym, że Mikael był singlem i miewał krótkotrwałe związki i romanse, wiedziano zarówno w kręgu jego znajomych, jak i poza nim, co powodowało kolejne plotki. Jego wieloletni romans z Eriką Berger zawsze był przedmiotem najróżniejszych spekulacji. Przez ostatni rok uzupełniono je o stwierdzenia, że przeskakiwał z łóżka do łóżka, podrywał bez opamiętania i wykorzystywał popularność, żeby przelecieć po kolei wszystkie klientki sztokholmskich pubów. Pewien dziennikarz, którego ledwie znał, zapytał wręcz przy jakiejś okazji, czy nie powinien poszukać pomocy w związku ze swoim uzależnieniem od seksu. Pytanie to spowodowała wiadomość, że jakiś sławny aktor amerykański trafił do kliniki z powodu tego typu przypadłości.

Mikael rzeczywiście miał wiele przelotnych związków i zdarzało się, że utrzymywał je jednocześnie. Sam nie był pewien, od czego to zależało. Wiedział, że nieźle wygląda, ale nigdy nie uważał się za bardzo atrakcyjnego. Za to często słyszał, że ma w sobie coś, co wzbudza zainteresowanie kobiet. Erika Berger mówiła mu, że emanuje z niego pewność siebie, a jednocześnie daje poczucie bezpieczeństwa i potrafi sprawić, by w jego towarzystwie kobiety czuły się swobodnie. Pójście z nim do łóżka nie było kłopotliwe, niebezpieczne ani skomplikowane – przeciwnie: erotyczna przyjemność bez zobowiązań. Czyli tak, jak (według Mikaela) powinno być.

Wbrew temu, co sądziło wielu spośród jego znajomych, Mikael nigdy nie był podrywaczem. W najlepszym razie dawał znać, że jest chętny, ale zawsze pozwalał kobiecie przejąć inicjatywę. Seks był często naturalnym następstwem. Kobiety, z którymi lądował w łóżku, rzadko były anonimowymi _one night stands_ – choć i takie się zdarzały, co jednak najczęściej nie dawało mu satysfakcji. Najlepsze związki miał z osobami, które dobrze znał i lubił. Nieprzypadkowo więc nawiązał przed dwudziestu laty romans z Eriką Berger – byli przyjaciółmi i ciągnęło ich do siebie.

Ta późna sława zwiększyła jego powodzenie u kobiet w sposób, który wydał mu się dziwaczny i niepojęty. Największym zaskoczeniem był fakt, że młode kobiety pod wpływem impulsu składały mu propozycje w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach.

Fascynowały go kobiety zupełnie innego rodzaju niż pełne entuzjazmu nastoletnie panny w coraz krótszych minispódniczkach i o pięknie wymodelowanych sylwetkach. W młodości często miewał starsze partnerki, a w kilku przypadkach znacznie starsze i bardziej doświadczone. Jednak w miarę jak sam się starzał, różnice wieku zaczęły się wyrównywać. Romans z dwudziestopięcioletnią Lisbeth Salander oznaczał wyraźną zmianę.

Między innymi to było powodem pospiesznie umówionego spotkania z Eriką Berger.

Redakcja „Millennium” przyjęła praktykantkę z liceum o profilu medioznawczym w ramach przysługi dla jednej ze znajomych Eriki. W sumie nic nadzwyczajnego; co roku mieli wielu praktykantów. Mikael przywitał się grzecznie z siedemnastolatką i niemal od razu stwierdził, iż jej zainteresowanie dziennikarstwem było raczej nikłe poza tym, że „chciała pokazać się w telewizji” i że (jak podejrzewał Mikael) praktyka w „Millennium” najwyraźniej wiązała się z kwestią prestiżu.

Szybko sobie uświadomił, iż nie przegapiła żadnej okazji do bliższego z nim kontaktu. Udawał, że nie zauważa aż nadto widocznych zalotów, co jednak zaowocowało tylko tym, że zdwoiła swoje wysiłki. Było to po prostu męczące.

Erika Berger roześmiała się nagle.

– Mój drogi, jesteś molestowany w miejscu pracy.

– Ricky, to naprawdę męczące. Za nic w świecie nie chcę jej zranić ani zawstydzić. Ale ona jest tak subtelna jak klacz w okresie rui. Zaczynam się niepokoić, co jeszcze może wywinąć.

– Mikael, zakochała się w tobie, a jest po prostu za młoda, by wiedzieć, jak to się okazuje.

– Sorry, ale jesteś w błędzie. Ona jest cholernie świadoma, jak to się okazuje. Jej zachowanie wydaje się jakieś skrzywione i dziewczyna chyba jest już zirytowana, że nie daję się złapać na jej przynętę. A ja nie potrzebuję nowych plotek, które zrobią ze mnie obleśnego dziada w rodzaju Micka Jaggera uganiającego się za świeżyzną.

– Okej, rozumiem twój problem. Więc przyszła do ciebie wczoraj wieczorem.

– Z butelką wina. Powiedziała, że była na imprezie u znajomego w pobliżu i starała się, żeby jej wizyta wyglądała na przypadek.

– Co jej powiedziałeś?

– Nie wpuściłem jej. Skłamałem, że przyszła nie w porę i że jest u mnie kobieta.

– Jak to przyjęła?

– Cholernie się wkurzyła, ale poszła.

– Czy chcesz, żebym coś z tym zrobiła?

– _Get her off my back_. W poniedziałek zamierzam przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Albo z tym skończy, albo wywalę ją z redakcji.

Erika Berger zastanawiała się przez chwilę.

– Nie – powiedziała. – Nic nie mów. Ja z nią porozmawiam.

– Nie mam wyboru.

– Ona szuka przyjaciela, a nie kochanka.

– Nie wiem, czego szuka, ale…

– Mikael, też to kiedyś przeżyłam. Porozmawiam z nią.

Nils Bjurman, podobnie jak wszyscy, którzy oglądali telewizję albo czytali popołudniówki przez ostatni rok, słyszał o Mikaelu Blomkviście. Nie rozpoznałby go jednak, a nawet gdyby, to i tak by nie zareagował. Był zupełnie nieświadomy, że istnieje jakiś związek między redakcją „Millennium” a Lisbeth Salander.

Poza tym za bardzo zajmowały go własne myśli, by zwracał uwagę na otoczenie.

Gdy jego paraliż intelektualny wreszcie ustąpił, Bjurman zaczął powoli analizować swoje położenie i rozmyślał, co zrobić, żeby unicestwić Lisbeth Salander.

Problem sprowadzał się wciąż do jednej i tej samej przeszkody.

Lisbeth Salander nagrała ukrytą kamerą półtoragodzinny film, który szczegółowo ukazywał, jak ją zgwałcił. Widział ten film. Nie pozostawiał on miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Gdyby prokuratura kiedykolwiek się o nim dowiedziała albo, co gorsza, gdyby znalazł się w szponach mediów, byłby to koniec jego życia, kariery i wolności. Znając wyroki za brutalny gwałt, wykorzystanie osoby pozostającej w stosunku zależności i brutalne pobicie, oszacował, że powinien dostać jakieś sześć lat więzienia. Gorliwy prokurator mógłby wręcz zrobić użytek z pewnego fragmentu filmu, żeby postawić zarzut usiłowania zabójstwa.

Mało brakowało, a by ją udusił, gdy w podnieceniu przycisnął jej poduszkę do twarzy. Żałował, że nie dokończył wtedy dzieła.

NIE ZROZUMIELIBY, ŻE ONA CAŁY CZAS PROWADZIŁA GRĘ. PROWOKOWAŁA GO, GRAŁA TYMI SWOIMI SŁODKIMI DZIECIĘCYMI OCZKAMI I UWIODŁA GO CIAŁEM, KTÓRE MOGŁOBY NALEŻEĆ DO DWUNASTOLATKI. POZWOLIŁA MU SIĘ ZGWAŁCIĆ. TO JEJ WINA. NIGDY BY NIE ZROZUMIELI, ŻE ONA W RZECZYWISTOŚCI WYREŻYSEROWAŁA PRZEDSTAWIENIE. ZAPLANOWAŁA…

Cokolwiek chciałby zrobić, warunkiem było, iż odzyska film i upewni się, że nie ma żadnych kopii. W tym tkwiło sedno problemu.

Nie ulegało wątpliwości, że taka wiedźma jak Lisbeth Salander z biegiem lat zdążyła narobić sobie wielu wrogów. Bjurman miał jednak przewagę. W odróżnieniu od wszystkich, którzy wściekali się na nią z tego czy innego powodu, miał nieograniczony dostęp do jej kartotek medycznych, wywiadów środowiskowych i opinii psychiatrów. Był jedną z niewielu osób w Szwecji, które znały jej najgłębsze tajemnice.

Kartoteka, w jaką zaopatrzyła go Komisja Nadzoru Kuratorskiego, gdy zgodził się pełnić funkcję opiekuna prawnego Lisbeth Salander, była krótka i przeglądowa – dobre piętnaście stron, które dawały obraz jej dorosłego życia, podsumowanie ekspertyzy sądowo-lekarskiej, decyzja sądu rejonowego o ubezwłasnowolnieniu i sprawozdanie finansowe za poprzedni rok.

Czytał kartotekę raz za razem. Potem zaczął systematycznie zbierać informacje o przeszłości Lisbeth Salander.

Jako adwokat dobrze wiedział, co zrobić, aby zdobyć dane z rejestrów prowadzonych przez urzędy. Jako jej prawny opiekun nie miał żadnych problemów z przebrnięciem przez tajemnicę lekarską chroniącą jej dane. Był jedną z niewielu osób, które mogły dostać każdy wskazany przez siebie papier dotyczący Lisbeth Salander.

A jednak minęły miesiące, zanim poskładał jej życie, szczegół po szczególe, od najwcześniejszych notatek ze szkoły podstawowej przez wywiady środowiskowe po akta policji i protokoły sądowe. Osobiście odszukał doktora Jespera H. Lödermana – psychiatrę, który po osiemnastych urodzinach Lisbeth Salander zalecał hospitalizację – i skonsultował z nim jej stan. Otrzymał gruntowną analizę przypadku Lisbeth Salander. Wszyscy byli pomocni. Pewna kobieta w ośrodku pomocy społecznej wręcz pochwaliła go za tak nieprzeciętne zaangażowanie w dążeniu do zapoznania się z wszelkimi aspektami życia Lisbeth Salander.

Prawdziwą kopalnią informacji były jednak dwa oprawione zeszyty znalezione w zakurzonym kartonie u pewnego urzędnika z Komisji Nadzoru Kuratorskiego. Zostały zapisane przez poprzednika Bjurmana, adwokata Holgera Palmgrena, który najwyraźniej poznał Lisbeth Salander lepiej niż ktokolwiek inny. Palmgren sumiennie składał Komisji co roku krótki raport, lecz Bjurman zakładał, że Lisbeth Salander nie była świadoma, iż jej opiekun gorliwie notował również własne przemyślenia w postaci dziennika. Wyglądało to na jego własne materiały robocze, które – gdy Palmgren miał wylew przed dwu laty – wylądowały w Komisji, gdzie nikt ich nawet nie otworzył.

To był oryginał. Nie istniała żadna kopia.

Idealnie.

Palmgren przedstawiał zupełnie inny obraz Lisbeth Salander niż to, co można było wyczytać ze sprawozdań pomocy społecznej. Bjurman mógł prześledzić jej trudną wędrówkę od nieokiełznanej nastolatki do młodej kobiety zatrudnionej w przedsiębiorstwie świadczącym usługi w zakresie ochrony i zabezpieczeń, Milton Security – dostała tę pracę dzięki kontaktom Palmgrena. Bjurman z rosnącym zdziwieniem zdał sobie sprawę, że Lisbeth Salander absolutnie nie jest opóźnioną umysłowo pomocą biurową, która obsługuje kopiarkę i robi kawę. Przeciwnie, miała wysoko wyspecjalizowaną pracę polegającą na zdobywaniu informacji osobowych dla dyrektora Milton, Dragana Armanskiego. Równie jasne było, że Armanski i Palmgren znali się i wymieniali informacjami na temat swojej podopiecznej.

Nils Bjurman zapamiętał sobie nazwisko Dragan Armanski. Ze wszystkich ludzi obecnych w życiu Lisbeth Salander tylko dwóch można było w jakimś sensie uznać za jej przyjaciół i obaj zdawali się traktować ją jak swoją podopieczną. Palmgren wypadł już z gry. Armanski był jedyną osobą, która mogła stanowić niebezpieczeństwo. Bjurman postanowił trzymać się od niego z dala.

Teczki wiele wyjaśniły. Nagle zrozumiał, skąd Lisbeth Salander tyle o nim wie. Nadal nie mógł pojąć, jak się dowiedziała, że w największej dyskrecji odwiedził klinikę chirurgii plastycznej we Francji, jednak straciła sporo ze swojej tajemniczości. Zajmowała się węszeniem w prywatnym życiu innych. Od razu stał się ostrożniejszy w swoich poszukiwaniach i zdał sobie sprawę, że skoro ona ma dostęp do jego mieszkania, absolutnie wykluczone jest przechowywanie tam papierów, które jej dotyczą. Zebrał całą dokumentację i przewiózł karton do domku letniego pod Stallarholmen, gdzie coraz więcej czasu spędzał na samotnych rozmyślaniach.

Im więcej czytał o Lisbeth Salander, tym bardziej był przekonany, że jest ona typem patologicznym. Aż drżał na myśl, że trzymała go skutego kajdankami w jego własnym łóżku. Był całkowicie zdany na jej łaskę i nie wątpił, że urzeczywistniłaby swoje groźby i zabiła go, gdyby ją sprowokował.

Nie miała zahamowań. TO PIEPRZONA, CHORA I NIEBEZPIECZNA WARIATKA. ODBEZPIECZONY GRANAT. KURWA JEDNA.

Dzienniki Holgera Palmgrena pomogły mu również znaleźć ostatni brakujący element układanki. Wielokrotnie sporządzał on w najwyższym stopniu osobiste notatki na temat rozmów, jakie przeprowadził z Lisbeth Salander. POKRĘCONY STARY DZIAD. Przy dwóch rozmowach nawiązał do wyrażenia „gdy wydarzyło się Całe Zło”. Palmgren najwyraźniej zapożyczył je od Lisbeth, ale z tekstu nie wynikało, do czego ono się odnosi.

Zdumiony Bjurman zanotował słowa „gdy wydarzyło się Całe Zło”. Lata spędzone w rodzinach zastępczych? Jakiś szczególny akt przemocy? Wszystko powinno znajdować się w obszernej dokumentacji, do której miał już dostęp.

Uważnie przeczytał po raz piąty czy siódmy diagnozę postawioną przez lekarza sądowego, gdy Lisbeth Salander skończyła osiemnaście lat. W tym momencie zdał sobie sprawę, że jego wiedza na temat Lisbeth Salander ma luki.

Posiadał wyciąg z notatek z okresu szkoły podstawowej, zaświadczenie stwierdzające, że matka Lisbeth Salander nie mogła się nią opiekować, raporty najróżniejszych rodzin zastępczych z czasów, gdy była nastolatką, i badanie psychiatryczne wykonane w dniu osiemnastych urodzin.

Coś wywołało jej szaleństwo, gdy miała dwanaście lat.

Istniały też inne luki w jej życiorysie.

Najpierw, ku wielkiemu zaskoczeniu, odkrył, że Lisbeth Salander ma siostrę bliźniaczkę, o której nie wspominano w materiałach, jakie otrzymał wcześniej. MÓJ BOŻE, JEST ICH DWIE. Jednak nie mógł znaleźć żadnych notatek mówiących, co się z nią stało.

Ojciec był nieznany, brakowało też wyjaśnienia, dlaczego jej matka nie mogła już się nią opiekować. Bjurman zakładał wcześniej, że Lisbeth Salander zachorowała i to właśnie zapoczątkowało całą serię wizyt na oddziale psychiatrii dziecięcej. Teraz jednak był przekonany, że coś jej się przydarzyło, gdy miała dwanaście albo trzynaście lat. CAŁE ZŁO. Jakiegoś rodzaju trauma. Ale znikąd nie można było wywnioskować, na czym to Całe Zło polegało.

W ekspertyzie lekarsko-sądowej znalazł wreszcie odniesienie do jakiegoś brakującego załącznika – sygnatura dochodzenia policyjnego datowanego na 12 marca 1991 roku. Numer dopisano ręcznie na marginesie kopii, którą znalazł w aktach ośrodka pomocy społecznej. Jednak gdy chciał zamówić te dokumenty, natrafił na przeszkodę. Dochodzenie było opatrzone klauzulą „ściśle tajne” z upoważnienia Jej Królewskiej Mości. Bjurman mógł odwoływać się na szczeblu rządowym.

Ogarnęło go zdumienie. Fakt, że utajniono dochodzenie prowadzone w związku z dwunastoletnią dziewczynką sam w sobie nie był zaskakujący – normalna procedura ochrony prywatności. Jednak on, jako opiekun prawny Lisbeth Salander, miał prawo zażądać każdego dokumentu, który jej dotyczył. Nie mógł pojąć, dlaczego dochodzenie miało taką klauzulę tajności, żeby musiał ubiegać się o zgodę rządu, by otrzymać do niego dostęp.

Bez namysłu złożył podanie. Minęły dwa miesiące, nim zostało rozpatrzone. Ku jego szczeremu zdziwieniu – odmownie. Nie pojmował, cóż tak dramatycznego mogło być w dochodzeniu dotyczącym dwunastolatki sprzed niemal piętnastu lat, że podejmowano takie środki bezpieczeństwa, jakby chodziło o klucze do siedziby rządu.

Wrócił do dziennika Holgera Palmgrena i czytając linijka po linijce, usiłował zrozumieć, do czego odnosiło się Całe Zło. Jednak tekst nie dawał żadnych wskazówek. Najwyraźniej była to kwestia, o której Lisbeth Salander i Palmgren dyskutowali, lecz nie została spisana. W dodatku zapiski o Całym Złu znajdowały się na końcu tej długiej dokumentacji. Możliwe, że Palmgren po prostu nie zdążył zrobić porządnych notatek, gdyż dostał wylewu.

Skierowało to myśli Bjurmana w innym kierunku. Holger Palmgren był kuratorem Lisbeth Salander, odkąd skończyła trzynaście lat, a od jej osiemnastych urodzin opiekunem prawnym. Innymi słowy, Palmgren był przy niej krótko po tym, jak wydarzyło się Całe Zło i umieszczono ją na oddziale psychiatrii dziecięcej. Tak więc z dużym prawdopodobieństwem wiedział, co się stało.

Bjurman wrócił do archiwum Komisji Nadzoru Kuratorskiego. Tym razem nie prosił o akta dotyczące Lisbeth Salander, lecz o dokumenty opisujące zakres obowiązków Palmgrena w decyzji podjętej przez Ośrodek Pomocy Społecznej. Otrzymał dokumentację, która na pierwszy rzut oka wydała się bezwartościowa. Dwie strony zwięzłych informacji. Matka Lisbeth Salander nie była już zdolna do sprawowania opieki nad swoimi córkami. Ze względu na szczególne okoliczności siostry należało rozdzielić. Camillę Salander opieka społeczna umieściła w rodzinie zastępczej. Lisbeth Salander – w dziecięcej klinice psychiatrycznej św. Stefana. Nie brano pod uwagę innych możliwości.

Dlaczego? Istniało jedynie zagadkowe sformułowanie: „W związku z wydarzeniami 910312 Ośrodek Pomocy Społecznej podjął decyzję o…”_._ Następnie znów odwołanie do numeru owego tajemniczego, utajnionego dochodzenia. Jednak tym razem pojawia się kolejny szczegół – nazwisko policjanta, który je prowadził.

Mecenas Nils Bjurman wpatrywał się w nie zdumiony. Znał je. Bardzo dobrze je znał.

Stawiało to sprawy w nowym świetle.

Następne dwa miesiące zajęło mu zdobycie akt dochodzenia zupełnie innymi drogami – czterdzieści siedem stron formatu A4 krótkiego i treściwego raportu oraz ponad sześćdziesiąt stron notatek dołączanych w ciągu sześciu lat.

Początkowo nie rozumiał związku.

Później znalazł zdjęcia zrobione przez lekarzy sądowych i ponownie sprawdził nazwisko.

MÓJ BOŻE… TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA.

Nagle uświadomił sobie, dlaczego sprawa została utajniona. Bingo.

Gdy potem, linijka po linijce, uważnie czytał raport z dochodzenia, zrozumiał, że na tym świecie jest jeszcze jeden człowiek, który ma powód, by nienawidzić Lisbeth Salander równie zawzięcie jak on.

Bjurman nie był jedyny.

Miał sprzymierzeńca. Najbardziej nieprawdopodobnego sprzymierzeńca, jakiego tylko mógł sobie wyobrazić.

Powoli zaczął nakreślać plan.

Nils Bjurman wyrwał się ze swoich rozmyślań, gdy na jego stolik w Café Hedon padł cień. Podniósł wzrok i zobaczył jasnowłosego… olbrzyma, bo tak go ostatecznie nazwał. Na ułamek sekundy aż się cofnął, zaraz jednak odzyskał panowanie nad sobą.

Mężczyzna, który mu się przyglądał, miał ponad dwa metry wzrostu i był potężnie zbudowany. Nadzwyczaj potężnie. Bez wątpienia kulturysta. Bjurman nie mógł się dopatrzyć ani grama tłuszczu albo zwiotczenia. Ogólnie rzecz biorąc, olbrzym sprawiał wrażenie zatrważająco silnego.

Miał jasne włosy wystrzyżone po bokach i krótką grzywkę. Owalna twarz o zadziwiająco łagodnym wyrazie zdawała się niemal dziecinna. Natomiast w jego lodowato błękitnych oczach nie dostrzegało się tej łagodności. Był ubrany w krótką czarną skórzaną kurtkę, niebieską koszulę, czarny krawat i czarne spodnie. Nawet jak na swój wzrost ręce miał ogromne.

– Mecenas Bjurman?

Mówił z wyraźnym akcentem, ale jego głos był tak zadziwiająco wysoki, że Bjurman na sekundę niemal się uśmiechnął. Kiwnął głową.

– Otrzymaliśmy pański list.

– Kim pan jest? Chciałem rozmawiać z…

Mężczyzna o ogromnych dłoniach zignorował pytanie i usiadłszy naprzeciwko, przerwał mu w pół zdania.

– Ale porozmawia pan ze mną. Czego pan chce?

Nils Bjurman wahał się przez chwilę. Odrazą przepełniała go myśl, że musi się zwierzać zupełnie obcej osobie. Jednak było to konieczne. Przypomniał sobie, że nie jest jedynym, który nienawidzi Lisbeth Salander. Chciał znaleźć sprzymierzeńca. Ściszonym głosem zaczął wyjaśniać swoją sprawę.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

W Szwecji wszystkie regularnie ukazujące się gazety i czasopisma muszą wyznaczyć tzw. wydawcę odpowiedzialnego (szw. ansvarig utgivare) i to on, a nie konkretni dziennikarze, odpowiada prawnie za treść artykułów. Jest to związane z gwarantowanym w konstytucji prawem do wolności wypowiedzi i druku (przyp. tłum.).

2.

Według szwedzkiego prawa każdy pracodawca zatrudniający więcej niż dziesięć osób musi co roku sporządzać raport na temat stanu równouprawnienia w miejscu pracy oraz strategii mających na celu zwalczanie przejawów dyskryminacji płciowej (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: