Dziewczyna w realu - ebook
Dziewczyna w realu - ebook
Dojrzewanie to męka, a co dopiero dojrzewanie w sieci, na oczach setek internautów!
Eva ma 13 lat, rodziców influencerów i „własny” kanał na YouTubie. Ale tak naprawdę nie ma nic do gadania. To rodzice rozdają karty. Od urodzenia wybierają promowane produkty, zawierają umowy ze sponsorami, zapełniają grafik dnia i decydują jaki outfit zaprezentuje fanom. Wszystko jest na sprzedaż, nawet najbardziej wstydliwe szczegóły z prywatnego życia nastolatki. Ba, te „ważne tematy” klikają się najlepiej i przysparzają kanałowi kolejnych subskrybentów.
Wstyd i zażenowanie — te uczucia Eva zna aż za dobrze. Mierzy się z nimi niemal codziennie, kiedy koledzy ze szkoły szerują kolejne kompromitujące vlogi na temat jej pryszczy, trudów dojrzewania, a nawet pierwszej miesiączki! Kiedy jeden z filmów staje się viralem, dziewczyna mówi DOŚĆ! Tym razem posunie się tak daleko, jak trzeba, byle tylko kanał „Wszystko o Evie” przestał nadawać.
Tamsin Winter szybko podbija serca młodszych nastolatków.
„The Observer”
Zabawna i jednocześnie dająca do myślenia trzecia powieść Winter niezwykle prawdziwie ukazuje poczucie bezsilności oraz ujawnienia ciemną stronę internetowej sławy.
„The Guardian”
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07911-9 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WITAMY NA KANALE
Na początek musisz wiedzieć, że nie ma we mnie nic niezwykłego. Absolutnie nic. Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem t ą Evą – Evą Andersen, dziewczyną z kanału na YouTubie – oczekują kogoś wyjątkowego. Tylko że ja wcale taka nie jestem. Przykro mi, jeśli kogoś rozczarowałam. Do tego jednak zdążyłam ostatnio przywyknąć.
Wiem, że wiele osób chciałoby być na moim miejscu. Moje życie na pozór wygląda całkiem fajnie – przynajmniej z zewnątrz. Dostaję mnóstwo rzeczy za darmo. Prawdę mówiąc, dostaję więcej, niż jestem w stanie zużytkować. W garażu leżą nieotwarte pudła pełne nowych, nieużywanych produktów. W zeszłym roku w listopadzie dostaliśmy bilety na pokaz fajerwerków w parku rozrywki Alton Towers. Mogliśmy przy okazji skorzystać ze wszystkich atrakcji. Wieża swobodnego spadania robiła wrażenie w ciemnościach, choć potem było mi trochę niedobrze. W zeszłe wakacje dostaliśmy zaproszenie do Portugalii, gdzie mogliśmy się zatrzymać w luksusowym domku na drzewie. Przez jego środek przechodziły konary.
Mam własnego iPhone’a, tablet, xboxa, laptop, a nawet spersonalizowaną stację dokującą, opatrzoną moim imieniem. Mam stosy terminarzy, organizerów wellness, planerów, kołonotatników i notesów z monogramem (co do tych ostatnich – nawet nie wiem po co). Mam też wszystkie możliwe rodzaje lampek na ścianę: od zabawnych pand po ananasy. W zeszłym tygodniu dostałam paczkę lizaków z jadalnym złotem w środku. Fakt, to czasami przyjemne.
Ale często mam wrażenie, że mnie przytłacza. Może to brzmi dziwnie i może byłabym bardziej zadowolona, gdybym przez cały czas nie czuła na sobie czujnego oka kamery. Ale kamera towarzyszy mi non stop. Jej gigantyczne oko nigdy nie mruga, za to starannie rejestruje każdy mój krok. Przez to obserwują mnie tysiące, a nawet setki tysięcy innych oczu. Cały świat bacznie mi się przygląda.
Byłoby o wiele łatwiej, gdybym miała ekstrawertyczną osobowość. Tak mówi moja przyjaciółka Hallie, a ona wie dosłownie wszystko (no dobra, myli się tylko wtedy, kiedy zwija sobie warkocze na czubku głowy i twierdzi, że dzięki temu jest wyższa ode mnie). W tej kwestii ma jednak rację. Ekstrawertykom jest łatwiej. Kiedy byłam młodsza, lubiłam śpiewać, wykonywać układy taneczne i popisywać się przed kamerą. Życie gwiazdy YouTube’a wydawało się prostsze, gdy nie obchodziło mnie, co ludzie o mnie myślą. A może po prostu zanim się zorientowałam, c o myślą. Teraz jednak czuję się jak ślimak, który ma ochotę schować się głęboko w swojej skorupce, ale ktoś mu ją zniszczył.
Powinnam już być do tego przyzwyczajona. Rodzice zaczęli publikować posty o mnie przed tym, jak się urodziłam. Prowadzili bloga zatytułowanego A może dziecko. Mieli dziesięć tysięcy obserwujących, zanim przyszłam na świat. Pisali o wszystkim, co robili w ciągu pięciu lat starań o mnie. Tak, nawet o tych obrzydliwych rzeczach. Pięć lat. To dłużej, niż musiałam zapuszczać włosy, żeby urosły mi do pasa. Mama nadal trzyma przy łóżku oprawione zdjęcie USG z podpisem „Nasz mały Cud”. Tyle że ja tam widzę tylko dryfującego kosmitę.
Pierwszy filmik na YouTubie zamieścili właśnie po to, by pokazać światu to zdjęcie. Dziewięciominutowe nagranie, na którym moi rodzice płaczą i się przytulają, a wokół nich pojawiają się miliony emotek z serduszkami zamiast oczek. Za każdym razem, gdy widzę ten filmik, to się wzdrygam. I myślę, że pozostali widzowie reagują tak samo. Tata zawsze powtarza: „Eva była gwiazdą internetu, jeszcze zanim wyskoczyła z macicy”. Też mi osiągnięcie.
Tak czy owak, filmik, w którym pojawiłam się jako dryfujący kosmita, to był dopiero początek. Moi rodzice wkrótce założyli nowy kanał, który nazwali Wszystko o Evie. Tytuł, muszę przyznać, niezwykle trafny. Prawie codziennie piszą posty na mój temat. Tyle że Eva z ich filmików to jakaś inna osoba. Nie ja.
Być może stało się tak dlatego, że ostatnio coraz częściej chciałabym, żeby to był ktoś inny. Pamiętam, jak pierwszego dnia po powrocie z wakacji Alfie Stevens, chłopak z mojej klasy, wyszukał filmik, na którym mknę po zjeżdżalni wodnej X-Treme Blaster w aquaparku Tropical Islands. W momencie, kiedy wpadam do basenu, głębokiego na sześć metrów, przez dokładnie 2,8 sekundy widać, jak dół stroju kąpielowego wrzyna mi się w pośladki. Mój kumpel Pyra mówił, żebym się tym nie przejmowała. Twierdził, że strój kąpielowy zawsze się wrzyna przy dużej prędkości. Podobno to podstawowe prawo fizyki. Chociaż moim zdaniem w fizyce akurat nie ma nic prostego. Wciąż nie jestem pewna, co było dla mnie trudniejszym przeżyciem: zjeżdżalnia X-Treme Blaster czy pierwszy dzień w ósmej klasie.
Kiedy wróciłam do domu, błagałam tatę, żeby wyciął kadr z wpijającym się strojem kąpielowym, ale odparł, że się nie da, bo nie mają innych nagrań z tej słynnej zjeżdżalni. „Poza tym – dodał – nikt przy zdrowych zmysłach w ogóle nie zwróci uwagi na wrzynający się strój kąpielowy, bo wszyscy będą patrzeć, jak wytrzeszczasz oczy, skacząc na dechę do wody”. Nieszczególne to pocieszenie. Cóż, skok na dechę w stroju wchodzącym między pośladki oraz tysiące innych żenujących momentów z mojego życia nadal można podziwiać na YouTubie. A co z rzeczami, którymi m o i r o d z i c e nie chcą się chwalić przed światem? Tego nie zobaczycie na moim kanale: jak mama macha rękami, żeby szybciej wysechł jej dezodorant pod pachami, albo jak tata goli włosy w nosie.
A teraz czas na krótkie podsumowanie dla tych, którzy nigdy nie widzieli filmików z kanału Wszystko o Evie:
Wiek: 0 – Oto Eva. 325 tysięcy lajków. Na brzuchu wciąż widać czarno-żółtą końcówkę pępowiny. Wygląda jak rożek przejrzałego banana. A to wcale nie jest najbardziej obrzydliwa rzecz na tym nagraniu. Mama uwieczniła również pierwszą zmianę pieluszki.
Wiek: 1 rok – Pierwszy kroczek Evy! 293 tysiące lajków.
Niby robimy z tego tajemnicę, ale to wcale nie był mój pierwszy krok. Mama nagrywała mnie bez przerwy przez kilka dni, bo była pewna, że lada chwila zacznę chodzić. Potem na moment odłożyła kamerę, a ja akurat wtedy zdecydowałam się przedreptać przez salon. Rodzice się irytują, kiedy ważne wydarzenia w moim życiu dzieją się poza zasięgiem kamery. Pierwsze kroki stawiałam dwanaście lat temu, a mama nadal nie może o tym zapomnieć.
Wiek: 4 lata – Najsłodsze napady złości u Evy! 441 tysięcy lajków.
To ponadpiętnastominutowa kompilacja moich napadów histerycznego płaczu. I pierwszy komentarz: „Spojler: ona jest rozpuszczona”. Pod koniec filmu siedzę przy stole i odpycham talerz, krzycząc: „Nie chcę groszku!”. Alfie Stevens ustawił sobie ten fragment jako dzwonek i denerwował mnie tym przez całą siódmą klasę.
Wiek: 6 lat – Boże Narodzenie – Eva skarży się Mikołajowi! 2,8 miliona lajków.
Nikt nie słyszał mojej wersji tej historii, więc opowiem ją teraz. Marzyłam, żeby dostać na gwiazdkę salon piękności dla chomików, głównie dlatego, że mama zabroniła mi kąpać Coco, mojego chomika, w zlewie. Kiedy rodzice zabrali mnie na spotkanie z Mikołajem, poprosiłam go tylko o ten jeden prezent. Zamiast tego dostałam całą kolekcję lalek Rebel Dolls. Filmik, na którym nachylam się nad kominkiem i wykrzykuję pretensje pod adresem Mikołaja, ma ponad milion udostępnień. Kamera jest niestabilna, bo tata śmiał się do rozpuku, rejestrując ten moment. Rodzice mówią: „Ten filmik był pierwszym poważnym sukcesem Evy”. Tak naprawdę tata nazywa ten moment Vi skød papegøjen!, czyli: „Ustrzeliliśmy papugę”. Ale spoko, duńskie powiedzonka rozumieją tylko on i babcia. Rzeczywiście, tamtego dnia kanał miał największą oglądalność i zyskał tysiące nowych subów. To trochę przygnębiające, kiedy u szczytu sławy jest się w wieku sześciu lat.
Kilka tygodni po tym, jak filmik z Evą, która najeżdża na Świętego Mikołaja, podbił internet, dostałam w prezencie od producenta wymarzony salon piękności dla chomików. W zestawie było pięć rodzajów szczotek do futerka i specjalny proszek, który rozpylało się w klatce, żeby chomik się w nim wyturlał. Dla Coco było już jednak za późno. Odszedł kilka dni po świętach. Tata powiedział, że umarł ze starości. Ja twierdziłam, że winny był brak szczotkowania i innych zabiegów pielęgnacyjnych. Pogrzeb mojego chomika pewnie nadal można obejrzeć na YouTubie.
Mama powiedziała, że Coco i tak nie cieszył się zbytnią popularnością, więc w następnej kolejności rodzice dali mi kotka. Pozwolili mi też zatrzymać salon piękności. Panna Funia w końcu przyzwyczaiła się do czesania. Miałam sześć lat, kiedy wybrałam jej imię. Teraz wydaje mi się ono trochę żenujące. Ale film upamiętniający dzień, w którym ją dostałam, to jedyny, jaki do dzisiaj lubię oglądać. Mama próbuje zawiązać kotce na szyi różową kokardkę, a kicia na nią fuczy. Teraz myślę sobie, że od początku było wiadomo, że znajdziemy z Funią wspólny język.
Wiek: 9 lat – List na Instagramie. 36 tysięcy lajków.
Chyba właśnie wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Przez ten głupi list, który napisałam pewnego wieczoru, zanim poszłam spać. Jakaś firma, którą rodzice promowali na Instagramie, przysłała mi papeterię, więc postanowiłam napisać list sama do siebie. Pamiętam, że dostałam wtedy słabą ocenę z dyktanda, a na domiar złego pan Eliot ogłosił wyniki na forum klasy. Chciałam sobie jakoś poprawić humor. Wykorzystałam kilka motywacyjnych haseł, które przeczytałam w czasopismach mamy. Połowy z nich nawet nie rozumiałam: „Niemożliwe nie jest faktem. To opinia”. „Podróż to cel”. „Jesteś kowalem własnego losu”. Bezmyślnie zostawiłam list na biurku.
Kiedy następnego dnia wróciłam ze szkoły, mama powiedziała, że to najbardziej urocza rzecz, jaką kiedykolwiek widziała. Oznajmiła też, że list doczekał się już dziesięciu tysięcy lajków na Instagramie. Poczułam się tak, jakby pan Eliot po raz kolejny wyczytał mój wynik przy wszystkich. Tyle że tym razem nie przy całej klasie, ale przy całym świecie.
Mam lat trzynaście i trzy czwarte. Materiały z całego mojego życia można znaleźć w internecie, jeśliby ktoś chciał zerknąć. Każda chwila została uwieczniona – zachowana na przyszłość jak słoiki z czerwoną kapustą w occie, które moja duńska babcia Farmor latami trzymała w spiżarce. Wszystko – od pierwszego oddechu po pryszcze, które wczoraj wyskoczyły mi na brodzie. Jeśli ktoś dobrze poszuka, znajdzie nawet komentarze sprzed dziesięciu lat. Ale nie polecam. Może mam coś nie tak z głową, bo wszelkie miłe komentarze zapominam, za to pamiętam wszystkie złe.
Babcia Farmor mówi, że blog Wszystko o Evie to zaledwie „jeden mały ścieg w misternym kilimie” przedstawiającym to, kim jestem. I że nie powinnam go traktować zbyt poważnie. Mówi też, że ten blog to ananas we własnym soku. Ale jakoś nigdy nie udało mi się odgadnąć, co by to miało znaczyć.
Choć się wściekałam, mama nie chciała usunąć listu Zostań kowalem własnego losu. Powiedziała, że przesadzam i że mi przejdzie. Zawsze tak mówi. Tata się z nią zgodził. Argumentował, że #selfcare jest teraz na czasie i że dzięki temu zyskamy mnóstwo nowych obserwujących. Bo właśnie to się liczy w mojej rodzinie: odsłony i udostępnienia, lajki i odlajkowania, więcej subów i wskaźnik zaangażowania. Nie czyjeś uczucia ani strój kąpielowy włażący między pośladki. Dlatego czasem mam wrażenie, że Eva – ta na kanale – jest ważniejsza niż prawdziwa ja.
Gdyby porwali mnie kosmici, moi rodzice najpierw nakręciliby o tym filmik na YouTube’a, a dopiero potem zawiadomiliby policję. Wiem, że mnie kochają. Mówią o tym całemu światu dwa razy w tygodniu. I udostępniają dosłownie wszystko na mój temat.
Nie mam łatwo. Dwie osoby, które kochają mnie najbardziej pod słońcem, jednocześnie niszczą mi życie...10.
„KIEDY NASZA CÓRKA DOSTAŁA OKRESU, POCHWALILIŚMY SIĘ TYM W SIECI”
Podczas przerwy obiadowej obejrzałam występ rodziców w telewizji tyle razy, że po lekcjach mogłam wyrecytować go z pamięci. Mama była umalowana mocniej niż zwykle, a tacie chyba jakoś specjalnie wysuszyli włosy, bo miał fryzurę o trzydzieści centymetrów wyższą. Pyra był tego dnia w klubie gier, więc usiadłam sama na murku przed domem i po raz kolejny kliknęłam ikonkę odtwarzania. Nie chciałam oglądać programu jeszcze raz, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać. Tak jakbym sprawdzała, czy to na pewno się wydarzyło.
– Witamy po przerwie! – Prezenterka o imieniu Lisa wyszczerzyła do kamery świeżo wybielone zęby. – Wiemy, że pierwszy okres to niełatwe wydarzenie w życiu każdej dziewczyny, ale wyobraźcie sobie, jak to jest, kiedy dzielicie się tym przeżyciem z milionami widzów. Taki właśnie pomysł mieli nasi dzisiejsi goście. Jen i Lars Andersenowie prowadzą vloga parentingowego, a nagranie na temat tego, że ich córka Eva dostała okresu, obiegło już chyba cały świat. Jen i Lars zgodzili się opowiedzieć nam o tym coś więcej, więc, moi drodzy, witam was w programie Dzień dobry!
Rodzice uśmiechnęli się jak na komendę i powiedzieli:
– Dzień dobry!
Musieli to chyba ćwiczyć w pociągu. Drugi prowadzący, Jeremy, nachylił się w ich stronę i powiedział:
– Wasz kanał nosi nazwę Wszystko o Evie. Zamieszczacie na nim posty o wszystkich wydarzeniach z życia swojej córki: od ataków złości dwulatka, poprzez imprezy urodzinowe, po pierwszy trądzik młodzieńczy. Wasz filmik informujący o tym, że Eva dostała okresu, ma ponad milion wyświetleń, a hasztag okresowewojowniczki bije rekordy popularności. Jeśli ktoś z was jeszcze nie widział tego nagrania, to zapraszamy.
Pociągnęłam nosem, wdychając zimne powietrze. Na telefonie pojawiły się pierwsze sekundy filmiku mojej mamy. Na szczęście ktoś miłosiernie zatrzymał odtwarzanie, zanim mama pokazała światu moje majtki w jednorożce.
– Czyli jesteście vlogową rodzinką – podjęła Lisa. – I od lat piszecie posty na temat swojej córki.
Rodzice z uśmiechem pokiwali głowami jak mistrzowie pływania synchronicznego. Lisa spojrzała na notatki, które trzymała w ręce.
– Eva ma teraz trzynaście lat. To trudny wiek. Dlaczego postanowiliście podzielić się ze światem informacją o tym, że dostała okresu?
Tata ścisnął mamę za rękę. Zauważyłam, że robi to już po raz trzeci albo nawet czwarty w trakcie nagrania.
Mama uśmiechnęła się i odparła:
– Razem z Larsem zawsze dobrze się zastanawiamy, zanim opublikujemy materiały dotyczące Evy.
Słysząc coś takiego, aż prychnęłam ze złości.
– Poza tym Eva dość późno dojrzewa, więc pudełko z prezentami na tę okazję miałam przygotowane już od jakiegoś czasu! Urządziłyśmy sobie wspaniałą imprezę z okazji tego ważnego wydarzenia w jej życiu...
– Tak – przerwała jej Lisa, odwracając się do kamery. Jej miodowozłote włosy zalśniły w blasku świateł. – Mamy chyba nawet parę fotek z tej waszej okresowej imprezy.
Na ekranie pojawiły się nagle zdjęcia naszego salonu z tematycznymi dekoracjami. W tle słychać było głos mamy:
– To ważna chwila w życiu Evy. W moim też, jako jej matki. Dlatego chciałam, żeby wiedziała, że ma we mnie wsparcie. Chciałam... O, przepraszam, Lars! – Kamera uchwyciła uśmiech, jaki posłała tacie. – Chcieliśmy dać jej do zrozumienia, że okres to nie jest powód do wstydu. Że to coś zupełnie normalnego. Dlatego postanowiliśmy podzielić się tym z widzami naszego kanału.
W tej samej chwili tata wyprostował nogę i niechcący kopnął w stolik kawowy. Roześmiał się i powiedział:
– Razem z Jen chcieliśmy, żeby to ważne wydarzenie było dla Evy przeżyciem pozytywnym i dającym siłę. A dzięki naszej platformie chcieliśmy też dać siłę innym rodzicom w podobnej sytuacji.
– I czy to rzeczywiście było pozytywne doświadczenie? – zapytał Jeremy. – Czy było takie z punktu widzenia Evy? Bo na naszym profilu facebookowym pojawiło się dzisiaj parę krytycznych komentarzy. „Żaden rodzic nie ma prawa upubliczniać takich rzeczy”, pisze Audrey z Milton Keynes, a John z West Lothian dodaje: „To okrucieństwo wobec własnej córki. A co powiecie tym z nas, którzy uważają, że pewne informacje na temat dzieci powinny pozostać w rodzinie?”.
– Cóż, jako rodzina jesteśmy raczej otwarci – odpowiedział tata. – O takich rzeczach rozmawiamy w domu całkiem szczerze, nie tylko przed kamerą. Nasz kanał to w rzeczywistości przedłużenie naszej otwartej postawy i stylu życia. Razem z Jen sądzimy, że Eva nie ma powodów do wstydu.
Zapauzowałam nagranie, bo wiedziałam, co teraz będzie. Fragment, który zabolał mnie najbardziej. Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się w sobie, jakbym miała szybkim ruchem zerwać plaster.
– Musimy podkreślić, że jesteśmy bardzo uważni w kwestii tego, co zamieszczamy na naszym kanale. Zawsze się upewniamy, że Eva nie ma nic przeciwko temu! – Mama zatrzepotała doklejanymi rzęsami, bo przecież dobrze wiedziała, że ostatnie zdanie było wierutnym kłamstwem. Nikt jednak nic nie zauważył. – Nie zamieścilibyśmy żadnej informacji, z którą mogłaby się poczuć niekomfortowo. Wszystko o Evie to wyjątkowy kanał. Mamy cały zapas niesamowitych wspomnień, które przechowujemy i publikujemy. Eva jest wdzięczna, że może wieść życie jak z bajki. Gdybyśmy dostali sygnał, że źle się z tym czuje, natychmiast przestalibyśmy nagrywać te filmiki.
Za każdym razem, kiedy oglądałam ten fragment, czułam się tak, jakby ktoś uderzał mnie pięścią w brzuch.
– Tak – odparła Lisa. – Zaprosiliśmy Evę, żeby razem z wami wzięła udział w programie, ale nie przyjechała, bo jest w szkole, prawda?
Tata uśmiechnął się i kiwnął głową.
– Tak, szkoła jest na pierwszym miejscu.
– To bardzo rozsądne podejście! – pochwalił Jeremy i wszyscy się roześmiali. – Czyli Eva ma trzynaście lat. Nie była ani trochę zażenowana, kiedy miliony ludzi się dowiedziały, że dostała okresu?
– Kiedy się ma trzynaście lat, wszystko wydaje się trochę żenujące! – odparł tata. – Ale Eva jest do tego przyzwyczajona. Była popularna w sieci jeszcze przed tym, zanim opuściła łono matki! – I cała czwórka znów się roześmiała.
– Naszymi gośćmi byli dzisiaj Jen i Lars. Dziękujemy wam bardzo za rozmowę...
Zatrzymałam nagranie i przewinęłam wiadomości od Hallie i Jenny. Nie odpisałam na żadną z nich, tylko wrzuciłam telefon do kieszeni marynarki. Nad moim sercem zawisła deszczowa chmura, która z każdym krokiem robiła się coraz cięższa i ciemniejsza, a kiedy stanęłam pod drzwiami, myślałam, że pęknie. Wpadłam do domu i bez słowa ruszyłam na górę. Nie zdjęłam nawet butów. Słyszałam, że dzwoni babcia – telefon był w trybie głośnomówiącym.
Mama zawołała za mną:
– Eva!
Ale ja odpowiedziałam tylko:
– Daj mi spokój! – I zatrzasnęłam za sobą drzwi do pokoju. Zwinęłam się na łóżku, nadal w butach, i utkwiłam wzrok w sznurach lampek na suficie. Czekałam.
Parę minut później drzwi się uchyliły i do pokoju zajrzała mama.
– Cześć, skarbie. Wszystko w porządku?
Zerknęłam na nią, a potem znów wbiłam wzrok w sufit. Obwiedzione czarnymi kreskami oczy, które w telewizji wyglądały ładnie, teraz przywodziły na myśl borsuka. Mama powoli podeszła do mojego łóżka, jak gdyby spodziewała się wybuchu bomby. Usiadła koło mnie.
– Czyli widziałaś?
Skrzyżowałam ramiona i zwinęłam dłonie, tak żeby nie mogła mnie chwycić za ręce.
– Wiem, że w tej chwili to dla ciebie trudne.
Poczułam, że głaszcze mnie po ramieniu, i się odsunęłam.
– Ale któregoś dnia będziesz z nas dumna. Z siebie też.
– Powiedziałaś o mnie nieprawdę. Kłamaliście – szepnęłam.
– Co mówiłaś, kochanie?
– Kłamaliście – powtórzyłam. – W telewizji. Powiedziałaś, że nie mam nic przeciwko temu i że przestalibyście kręcić filmy, gdybym czuła się z tym niekomfortowo. To są twoje słowa.
Mama znów pogładziła mnie po ramieniu, ale odepchnęłam jej rękę. Siłą woli powstrzymywałam się od płaczu.
– Evo, jako twoi rodzice czasami musimy decydować o tym, co można powiedzieć w danej sytuacji. Kontakty z mediami to niepewny grunt. Jedno nieprzemyślane słowo, a rozpęta się burza. Przykro mi, że się zdenerwowałaś. Okropnie się z tym czuję. Ale co miałam powiedzieć? To był program na żywo. – Ścisnęła mnie za ramię, a potem wstała. – Przepraszam. Mam nadzieję, że wiesz, że robimy to wszystko dla ciebie.
– Ta, jasne – szepnęłam. Zamrugałam i po policzku spłynęła mi łza. Obejrzałam się, żeby sprawdzić, czy mama to zauważyła, ale zdążyła się już odwrócić.
Telefon zawibrował chyba po raz tysięczny. Na wyświetlaczu pokazało się imię Carys.
Wszystko gra? Co powiedzieli??
Inne wiadomości, oznaczenia, zrzuty ekranu i migawki zignorowałam. Myślałam, że zdołam udawać, że to się nie dzieje naprawdę. Odpowiedziałam tylko na obrazek, który przysłał mi Pyra – portret króla Karola I ze wstawioną głową mojego sąsiada. Przetarłam oczy i odpisałam Carys: To, co zwykle. Że nic się nie stało.
Carys napisała po chwili: Mówienie o tobie na wizji to jednak poważna sprawa. Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz.
Telefon znów zawibrował. Kolejna wiadomość od Carys: A tak z innej beczki, to cieszę się, że właśnie ty zgłosiłaś się na ochotnika, żeby się mną zająć .
Odpisałam: Też się cieszę .
Z dołu rozległo się wołanie taty:
– Eva! Babcia chce z tobą porozmawiać!
Przerzuciłam nogi przez krawędź łóżka, wstałam i zeszłam na dół. Tata czekał już przy schodach z telefonem w ręce. Zbiegłam, wyrwałam mu go i uciekłam z powrotem do siebie. Zamknęłam za sobą drzwi.
Gdy tylko usłyszałam głos babci, łzy znów napłynęły mi do oczu. Próbowałam mówić beztroskim tonem, ale od powstrzymywania płaczu aż rozbolał mnie nos. Babcia zapytała, czy jestem przeziębiona.
– Widziałaś ten wywiad w telewizji? – zapytałam.
Babcia odpowiedziała dopiero po chwili.
– Tak, twój tata przysłał mi link. A wiesz, że już za cztery tygodnie do mnie przyjedziesz? Mam nadzieję, że nie będzie wtedy wichury.
– I co myślisz o tym wywiadzie?
Znowu cisza.
– Babciu? – zapytałam, żeby się upewnić, że nic nam nie przerwało rozmowy.
– Wydaje mi się, że twoi rodzice mają pełne ręce roboty z tym kanałem. Chyba zyskał ogromną popularność. I myślę, że jesteś po prostu wspaniała. A wiesz, co jeszcze dzisiaj widziałam? Morświna!
Uśmiechnęłam się, oparłam o poduszki i wsłuchałam w głos babci. W tle słychać było krzyk mew. Miałam wrażenie, że coś niesie mnie daleko za ocean, żebym mogła się wtulić w jej miękki, choć gryzący wełniany sweter. Czułam we włosach jej ciepły oddech. I smakowity zapach zupy grønkål.
Znowu byłam tamtą Evą. Nie tą, z której wszyscy się śmieją. Ani nie tą, o której rodzice opowiadają na wizji niestworzone rzeczy.
Prawdziwą Evą.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------