- W empik go
Dziewczyna z bidula - ebook
Dziewczyna z bidula - ebook
Dobro zawsze powraca
Jest noc, przerażona Jagoda ucieka przed swoimi oprawcami w nieznane. Po długim biegu znajduje kryjówkę i zasypia tam, znużona. Rano znajdują ją przypadkowi ludzie. Co przytrafiło się młodziutkiej dziewczynie? Przed kim ucieka? I najważniejsze – czy uda się jej pomóc?
„Dziewczyna z bidula” to opowieść o dramatycznym losie zagubionej mieszkanki domu dziecka i ludziach, którzy bezinteresownie wyciągnęli do niej pomocną dłoń.
Justyna Typańska – autorka powieści „Zaczynam od listu, kochanie”, wielbicielka powieści obyczajowych i romansów.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66899-84-1 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dyrektor placówki pojawił się w drzwiach naszego pokoju o dwudziestej trzeciej. Szłyśmy do „różowej części”. Był to budynek gospodarczy, a przynajmniej tak wyglądał z zewnątrz. W środku podzielony był na maleńkie pokoje. Tam czekali na nas oni.
W korytarzu podszedł do mnie elegancko ubrany i wypachniony mężczyzna. Musiałam z nim pójść. Zmierzył mnie od góry do dołu i kazał się rozebrać. Potem obmacywał mnie obleśnymi łapami. Rzucił na łóżko i bez ostrzeżenia wszedł we mnie, aż krzyknęłam z bólu. Nie wiem, ile to trwało, ale w końcu podniósł mnie za włosy, posadził i skończył na nich tak, że nasienie kapało mi po twarzy. Zadowolony uderzył mnie w głowę. Wstał i zaczął zapinać suwak przy spodniach. Wykorzystałam sytuację. Zerwałam się i z całej siły kopnęłam faceta w krocze. Potem pobiegłam do wyjścia. Kątem oka dostrzegłam, że w korytarzu moją przyjaciółkę Basię napastuje inny typ. Przebiegając obok, mocno chwyciłam ją za rękę i wyrwawszy z objęć mężczyzny, pociągnęłam za sobą. Zrobiło się straszne zamieszanie, ale nam udało się dopaść drzwi.
Na dworze było ciemno, więc miałyśmy przewagę. Teraz musiałyśmy dotrzeć do bramy. Biegłyśmy, co sił w nogach. Gonił nas, klnąc, dyrektor. Biegł ze wspólnikiem. Basia przed bramą potknęła się i przewróciła. Próbowałam ją podnieść, ale nie dałam rady. Ucieczka mocno mnie osłabiła. Basia skręciła nogę, a we mnie buzował milion emocji. Czułam, że tracę władzę w nogach. Słyszałam krzyki…
O mój Boże, co robić? – myślałam gorączkowo.
Basia krzyczała, że mam uciekać. Stałam chwilę zdezorientowana. Nie chciałam jej zostawiać w tym bagnie. Głosy jednak były coraz bliżej. Szarpnęłam furtką, ale była zamknięta.
– Spieprzaj stąd! – krzyczała przyjaciółka.
Wspięłam się na furtkę i przeskoczyłam na drugą stronę. Nagle padł strzał. Od razu wiedziałam, że Basia nie żyje. Co sił w nogach pobiegłam przed siebie, nie zastanawiając się, co dalej. Nie wiem jak, ale znalazłam się przy ogródkach działkowych. To było bezpieczne miejsce, gdzie mogłam odpocząć. Przeskoczyłam przez bramę. Schowałam się za drewnianym domkiem. Jedno okno było otwarte.
Co za nieostrożność, pomyślałam.
Wgramoliłam się do środka. Paliły mnie stopy i bolała ręka. Dopiero teraz zauważyłam krew. Nieważne. Muszę odpocząć. Wyczerpana zasnęłam.Rozdział pierwszy
CO DALEJ?
Kobieta po trzydziestce stała w drzwiach pokoju, w którym spała młoda dziewczyna. Przyglądała się jej białej jak kreda twarzy. Znaleźli ją w na działce za miastem, ukryła się w ich domku. Nie odezwała się ani słowem. Była wystraszona i brudna, ale nie protestowała, gdy zabrali ją do siebie i położyli do łóżka. Od razu zasnęła kamiennym snem.
Obudziła się z krzykiem i rozejrzała wokół, nie wiedząc, gdzie jest. Przy łóżku siedział młody mężczyzna. Miał zmartwioną twarz.
– Gdzie jestem? – zapytała słabym głosem.
– W bezpiecznym miejscu – odpowiedział.
Stojąca w drzwiach kobieta weszła do pokoju i również przy niej usiadła.
– Jak masz na imię? – zapytała.
Dziewczyna spojrzała z wahaniem. Nie wiedziała, kim są ci ludzie i czy można im ufać.
– Spokojnie. Cokolwiek się stało, tu nic ci nie grozi – powiedział mężczyzna.
– Mam na imię Jagoda. Nadal jestem w Toruniu? Jak daleko od domu dziecka przy Parkowej?
– Kilka ulic stąd. Uciekłaś? Dlaczego? – zapytała kobieta.
– Nie wiem, czy mogę wam ufać – odpowiedziała Jagoda.
– Możesz – odezwali się jednocześnie mężczyzna i kobieta.
Popatrzyła na nich, zastanawiając się, ile jest prawdy w tych słowach. Ale i tak nie miała nic do stracenia.
– Jak się tu znalazłam? – zapytała.
– Znaleźliśmy cię w domku na naszej działce. Nie pamiętasz?
Jagoda spuściła głowę. Nie chciała o tym opowiadać. Basia nie żyła. Wiedziała, że prędzej czy później ją również znajdą i podzieli los przyjaciółki.
– Zacznijmy od początku. Ja mam na imię Joanna, a to mój mąż Tomek. Naprawdę możesz nam zaufać. Jeśli będziemy potrafili, pomożemy ci – powiedziała kobieta.
Jagoda wahała się jeszcze chwilę, a potem słowa same zaczęły układać się w zdania. Pokazała skaleczoną rękę, siniaki po tamtej nocy, blizny wokół pępka po wielokrotnym przypalaniu papierosem i zaschnięte męskie nasienie na włosach. Joanna aż wzdrygnęła się z obrzydzenia.
Co noc miał miejsce ten sam koszmar. Dyrektor placówki prowadził młode dziewczyny do „różowej części”. Tam czekali mężczyźni w garniturach. Bogate, grube ryby. Obleśni, cuchnący potem, choć nieraz zdarzali się bardziej zadbani. Czuć było od nich alkohol i papierosy. Mogli z nimi robić, co chcieli i to niejednokrotnie. Gwałcili, bili i poniżali dziewczyny na różne sposoby. Nie wiadomo, co było gorsze. Mieszkanie w placówce, wykorzystywanie i poniżanie czy ucieczka i życie na ulicy.
– Jestem dziwką – inaczej nie potrafię o sobie mówić. Zmuszał mnie do tego człowiek, którego część dzieci traktowała niemal jak ojca. Dyrektor domu dziecka. Gdyby wiedziały, jaki z niego potwór. Pod przykrywką placówki prowadził dom publiczny. Brzydzę się nim, ale brzydzę się też sobą. Brakowało mi już sił. Odebrać sobie życia nie miałam odwagi, ale ostatnio często o tym myślałam. Tkwiłam w tym bagnie dwa lata bez nadziei na ratunek. Błagam, nie każcie mi tam wracać, bo mnie też zabiją. Jeśli poszłabym na policję i sprawa wyszłaby na jaw, dyrektor byłby skończony. Wiem, że zrobi wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Zastrzeli mnie jak moją przyjaciółkę, bo ona nie żyje, rozumiecie? – mówiła Jagoda.
– Myślę, że trzeba to zgłosić. To poważne przestępstwo, a dyrektor musi odpowiedzieć za to, co zrobił – nalegała Joanna.
– Nie! – krzyknęła przerażona Jagoda.
– Spokojnie. Na razie musisz się wykąpać. Przyniosę ci parę moich ubrań. Powinny na ciebie pasować. Potem zjesz coś ciepłego. Mam tylko rosół, ale mogę zrobić jeszcze kanapki – mówiła Joanna.
– Rosół wystarczy, dziękuję. Nie wiem, czy cokolwiek przełknę – odparła Jagoda.
– Potem trzeba jednak pomyśleć, co dalej. Jeżeli sprawy nie zgłosisz, ten potwór będzie nadal krzywdził dziewczyny. To przestępstwo, za które idzie się do więzienia – powiedział Tomek.
– Nie chcę policji i nie chcę już go oglądać. Bardzo się boję, ale dopóki nie pisnę słowa, może mnie oszczędzi. Najlepiej, jeśli wyjadę stąd jak najszybciej. Basi już nie ma, a obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy się trzymały razem. Nie mam tu nikogo bliskiego. Wiem, że to samolubne, ale nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego – mówiła Jagoda, a łzy płynęły jej po twarzy.
– Na razie nie myśl o tym. Weź prysznic, poczujesz się lepiej. Później pomyślimy, co zrobić – powiedział Tomek.
Jagoda zwlokła się z łóżka i poszła do łazienki.
– Powiedz mi, dlaczego takie rzeczy się dzieją? – zapytała Joasia, kiedy Jagoda była w łazience.
– Kochanie, nie znam odpowiedzi. Ale jestem w szoku po tym, co usłyszałem.
– Widziałeś siniaki na jej nadgarstkach i blizny na brzuchu po przypalaniu papierosami? Nie chcę nawet wiedzieć, gdzie jeszcze je ma. Jak można posunąć się do takich okropności? Nie mamy wyjścia. Musimy zabrać ją ze sobą – postanowiła Joasia.
– Do Środy? I co dalej? – zapytał zdziwiony Tomek.
– Nie wiem, coś się wymyśli. Wiem tylko, że nie może zostać tu sama.
Jagoda wyszła spod prysznica i założyła ubrania, które dała jej Joasia.
W mieszkaniu pachniało rosołem, a jej żołądek fiknął koziołka. Nie zdawała sobie sprawy, że jest tak głodna. Poszła za zapachem do kuchni, gdzie krzątała się Joanna.
– Usiądź i jedz, póki ciepłe – powiedziała.
– Dziękuję, pięknie pachnie.
Dziewczyna usiadła posłusznie przy stole.
– Pojedziesz z nami do Środy Wielkopolskiej – oświadczyła jej Joasia. – Mamy tam małe mieszkanie. Dopóki nie staniesz na nogi, będziesz mieszkała z nami. Tam pomyślimy, co dalej.
Decyzja nie podlegała dyskusji, a Jagoda chciała uciec z miasta jak najszybciej. Zgodziła się więc bez słowa. Musiała opuścić Toruń. Było jej obojętne, dokąd pojedzie. Byle jak najdalej.Rozdział drugi
NOWE MIEJSCE
Do Środy dotarli wieczorem. Jagoda nie czuła się bezpieczniej. Rozglądała się nerwowo, wysiadając z samochodu. Bała się, że ktoś mógł się już dowiedzieć, dokąd wyjechała. Tomek, widząc jej przerażenie, dla dodania otuchy położył jej rękę na ramieniu. Dziewczyna aż podskoczyła.
– Spokojnie, wejdźmy do środka, zobaczysz jak mieszkamy – powiedział łagodnym głosem.
Weszli na klatkę schodową. Mieszkanie znajdowało się na piątym piętrze, więc musieli wsiąść do windy. Dopiero w przedpokoju dziewczyna odetchnęła.
– Pokażę ci twój pokój – powiedziała Joanna.
Mieszkanie było dwupokojowe z kuchnią połączoną z jadalnią. Urządzone nowocześnie, w każdym pokoju był telewizor i laptop z dostępem do internetu. Dwoje dziennikarzy, a do tego Tomek programista pasjonat, nie mogło sprzeczać się o to, kto pierwszy ma usiąść przy komputerze. Nie w tych czasach.
– Tutaj ci będzie wygodnie. Łazienka jest na końcu korytarza po prawej stronie. Rozgość się, a ja poszukam czegoś na kolację – powiedziała Joasia.
Poszła do kuchni, ale po dokładnym przejrzeniu lodówki stwierdziła, że nie ma w niej niczego, co w nadaje się do jedzenia. Zbyt długo byli w Toruniu i sporo produktów straciło datę ważności. Joasia zdecydowała się zamówić u AlaTurka, gdzie serwowali najlepsze kebaby w mieście.
– Kolacja przyjechała – zawołała Joasia z kuchni, usłyszawszy dzwonek przy drzwiach.
Tomek odebrał jedzenie i wszyscy razem usiedli przy stole w kuchni.
– Pamiętasz, kiedy znalazłaś się w domu dziecka? – zapytała Joanna, otwierając pudełko z jedzeniem. Chciała lepiej poznać dziewczynę.
– Dokładnie nie wiem, ale byłam malutka. Jakaś kobieta zostawiła mnie w wózku pod drzwiami placówki. Tyle dowiedziałam się od wychowawczyni. Kiedyś zapytałam, jak to ze mną było. Chyba miałam jeszcze nadzieję, że ktoś po mnie przyjdzie. Tamta kobieta zostawiła tylko kartkę z imieniem i datą urodzenia. Nie wiem, kim była. Może moją matką? O ojca nigdy nie pytałam. Skoro nie zgłosił się po mnie, to pewnie nie chciał córki – odpowiedziała ze smutkiem.
– Może o tobie nie wiedział. Nie chciałaś szukać rodziców? – zapytała zdziwiona Joasia.
– Po co? Do czasu aż podrosłam na tyle, żeby brać udział w zabawach, które organizował dyrektor dla grubych ryb, było mi tam dobrze – odpowiedziała.
– Dlaczego nie uciekłaś, zanim cię do tego zmusili? Starsze koleżanki na pewno mówiły, co im robią.
– Żartujesz sobie? Dopiero gdy znalazłam się tam pierwszy raz, dowiedziałam się, o co chodzi. Żadna ze starszych dziewczyn nie pisnęła słowa – odpowiedziała.
– Ile razy tam byłaś?
– Za dużo – odpowiedziała. – Była jeszcze Basia – kontynuowała Jagoda. – Trafiłyśmy do placówki w tym samym czasie, dorastałyśmy i trzymałyśmy się razem. Byłyśmy jak siostry. Wspierałyśmy się, razem rozrabiałyśmy. To miała być przyjaźń na całe życie.
– Jesteś pewna, że ona nie żyje? – zapytał Tomek.
– Gonili nas, a ona zwichnęła nogę i została. Potem słyszałam strzał. Kula była dla niej, jestem pewna.
– Może dyrektor strzelał w powietrze? Chciał was nastraszyć – powiedział Tomek.
– Był zbyt zdesperowany, bo sytuacja wymknęła się spod kontroli. Chciał uciszyć nas obie – odpowiedziała Jagoda.
Joannie łzy napłynęły do oczu. Życie tej dziewczyny już nigdy nie będzie normalne. Na oko miała może dziewiętnaście lat. Powinna studiować, planować przyszłość i chodzić na randki. Tymczasem spotkała ją najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się kobiecie.
– Z nami jesteś bezpieczna. Szybko cię nie znajdą – oznajmiła Joanna.
– A jeśli? Co wtedy?
– Coś wymyślimy, nie martw się – powiedziała Joanna. – Czy ci mężczyźni zabezpieczali się? – zapytała ostrożnie.
– W czasie penetracji nie zawsze, ale później używali prezerwatyw. Nam na wszelki wypadek kazano łykać środki antykoncepcyjne. Żaden z klientów ani dyrektor nie mogli sobie pozwolić na wpadkę. Wiem, o czym myślisz, że mogę być nosicielką wirusa HIV. Różni mężczyźni przychodzili, w różnym wieku, ale przeważnie byli nadziani. Nie mam pojęcia, jak potem wracali i spoglądali w oczy żonom i dzieciom. Większość z nich na pewno miała rodziny. Wiem, że powinnam zrobić badania, ale boję się.
– Musisz to zrobić niezwłocznie dla własnego dobra. To naprawdę bardzo ważne – powiedziała Joasia.
– Wiem – odpowiedziała smutno. – Niestety nie mam pieniędzy. Uciekłam nagle i niczego nie zabrałam ze sobą. Gdybym planowała ucieczkę, nie wiem, czy miałabym tyle odwagi, by w końcu to zrobić. Teraz jak o tym mówię, nie wierzę, że się na to zdobyłam. To był impuls.
– Ważne, że ci się udało, a pieniądze to najmniejsze zmartwienie – powiedziała Joasia.
– Ile masz lat? – zapytał Tomek.
– Skończyłam dwadzieścia – odpowiedziała.
– I nadal przebywałaś w placówce? – zapytał zdziwiony.
– A dokąd miałam pójść? Poza tym zdałam maturę i miałam zamiar pójść na studia. Ostatnio marzenia zeszły jednak na dalszy plan. Nie zdążyłam złożyć dokumentów na uczelnię, a dopóki bym się uczyła, mogłabym mieszkać w domu dziecka. Maksymalnie do dwudziestego piątego roku życia. Potem musiałabym się wyprowadzić.
– Rozumiem, a co chciałaś studiować? – pytał zaciekawiony.
– Dziennikarstwo albo pisarstwo. W domu dziecka dużo pisałam, przede wszystkim opowiadania. Basia mówiła, że mam do tego talent. Była recenzentką moich prac. Kiedyś nawet bez mojej wiedzy wysłała jedno opowiadanie na konkurs.
– I co?
– Zdobyłam pierwsze miejsce i dostałam tysiąc pięćset złotych nagrody. Cieszyłam się, że zostałam doceniona, i uwierzyłam, że marzenia o pisaniu mogą się spełnić.
– Świetnie. Skoro lubisz pisać i masz talent, mamy dla ciebie propozycję – podsumował Tomek.
– To znaczy? – zapytała Jagoda.
– Ja i Joasia jesteśmy dziennikarzami. Pracujemy w redakcji „Echa Powiatu”, lokalnej gazecie wydawanej raz w tygodniu. Szefem jest Jacek Wilczy, może uda się znaleźć dla ciebie jakieś zajęcie w jego gazecie.
– Ciekawe co? Chyba będę parzyła kawę, bo co innego miałabym tam robić? – zapytała zrezygnowana.
– Przyjmijmy taką wersję. Jesteś moją kuzynką i chcesz zarobić na studia zaoczne na kierunku dziennikarstwo. Tak cię przedstawię Jackowi i tego się trzymaj, dobrze? – wpadła na pomysł Joasia.
– Akurat w to uwierzy – odpowiedziała Jagoda.
– Nasza w tym głowa, żeby uwierzył.
Po kolacji Jagoda poszła do siebie, stanęła przy oknie. Było już ciemno, ale miasto nadal żyło. Po drugiej stronie ulicy mieścił się Polo Market. Obserwowała, jak ludzie wchodzili i wychodzili z wózkami pełnymi zakupów.
Co ja tu będę robiła? – pomyślała. Czy to, co zaproponowali mi Joasia i Tomek, ma szansę powodzenia?
Pisała trochę, to fakt, ale jej opowiadania zostały w domu dziecka. Nie miała ich przy sobie, a na pisanie czegoś nowego brakowało siły. Oprócz ukończonego liceum i zdanej matury nie miała niczego, co mogłoby zapunktować przy otrzymaniu pracy. Dobre chęci dziś nic nie znaczą, liczy się doświadczenie, a ona nie miała żadnego. Mogłaby ewentualnie sprzątać. Może nie byłoby to takie złe. Na razie nie chciała opuszczać mieszkania i poznawać nowych ludzi. Bała się nowej sytuacji. Zamyślona nie zauważyła, że w drzwiach pokoju stoi Tomek.
– Wszystko dobrze? – zapytał.
– Chyba lepiej niż było, dziękuję – odpowiedziała. – Nie wiem, jak wam się odwdzięczę, ale boję się iść do redakcji. Nie mam siły, by spotykać nowych ludzi. I co miałabym tam robić? Gdybym chociaż zaczęła studia, wtedy to miałoby sens.
– Rozumiem cię. Musisz dać sobie trochę czasu. Niedługo wszystko się ułoży, a pracą się nie martw. Joasia zrobi wszystko, żebyś ją dostała. W redakcji jest sympatycznie, a studia możesz rozpocząć. Nic nie stoi na przeszkodzie – tłumaczył Tomek.
– Nie kłam, wiesz dobrze, że nic się nie ułoży. To wszystko będzie się ciągnęło za mną do końca życia. Nie da się tego wymazać, nawet jeśli uda mi się otrząsnąć – powiedziała ze smutkiem.
– Jesteś silniejsza, niż myślisz. Z naszą pomocą poradzisz sobie – pocieszał ją Tomek.
– Nie mam nikogo innego. Rodziców nie znam, a jedyna bliska mi osoba nie żyje. Po co mam się starać? – zapytała.
– Dla siebie, musisz zacząć normalnie żyć.
– Dopóki dyrektor domu dziecka jest na wolności, nie będę mogła normalnie żyć. Jeśli mnie znajdą, to koniec – powiedziała.
– Nie znajdą cię, obiecuję – stwierdził Tomek.
– Wiesz, zawsze marzyłam, że zostanę pisarką – westchnęła Jagoda. – Uwielbiam książki Agnieszki Olejnik. Są takie życiowe. Chciałabym kiedyś tak pisać, ale teraz to już nieważne.
– Marzenia się spełniają. Studia możesz zacząć w każdej chwili, a praktyki zdobytej u nas w redakcji nikt ci nie zabierze. Wiem, że jest ci ciężko, ale siedzenie w miejscu i rozpamiętywanie tego, co się wydarzyło, jest jeszcze gorsze – mówił Tomek.
Jagodę ogarnęła panika. Nie chciała iść na studia, nie miała też siły pisać. Chciała schować się pod łóżkiem i poczekać, aż Tomek wyjdzie z pokoju. Zaczynać od nowa? Dopiero wyrwała się z piekła. Potrzebowała tylko spokoju.
– Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz? Nie dam rady z dnia na dzień zacząć od nowa. Boję się – rozpłakała się.
– Przepraszam, nie wyobrażam sobie, co czujesz. Chciałem tylko pomóc. Gdybyś się czymś zajęła, byłoby ci łatwiej. Nie miałabyś tyle czasu na myślenie.
– Wiem, że muszę wziąć się w garść, ale dajcie mi choć tydzień. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę u was siedzieć za darmo.
– Tym się nie przejmuj. Odpocznij, przemyśl wszystko, mamy czas. Pomyśl jednak o tym, co ci mówiłem. Czasem warto skoczyć na głęboką wodę. Zafundować sobie terapię wstrząsową – powiedział Tomek i zostawił ją samą.
Terapia wstrząsowa, pomyślała Jagoda.
Łatwo powiedzieć, tylko, że u mnie wstrząsów było zbyt wiele. Na razie niepotrzebny mi kolejny.