Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Dziewczyna ze stripa - ebook

Data wydania:
4 lutego 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna ze stripa - ebook

Thriller oparty na prawdziwych wydarzeniach. Paulina, niezadowolona z życia kelnerka, zostaje striptizerką w klubie Czarny Diament na krakowskim Kazimierzu. Tam podziwia i naśladuje czarnowłosą tancerkę, która znika w tajemniczych okolicznościach. Paulina ma dziwne sny o żydowskiej dziewczynie, która nawiedza klub i nakłania do zabijania mężczyzn. Jest też śledzona przez sutenera i ma kłopoty z bandytą. Pan Jot, były komandos, ratuje ją z opresji, ale wpada w pułapkę mrocznych sił. „Dziewczyna ze stripa, która igrała z demonem” to thriller o niewidzialnym świecie, który czyha na turystów na Placu Nowym w Krakowie.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396831101
Rozmiar pliku: 12 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

​Piekło tancerki

​Amant rozdziawia karykaturalną gębę i łapiąc się za głowę, udaje, że nie posiada takiej gotówki. Jesteś w kołowrotku chomika, jebanym pierdolniku. Wywracasz oczami i poisz klienta alkoholem. Po ośmiu szotach zmienia zdanie. Płaci. Patrzysz na blady, wystający bęben, powstrzymując odruch wymiotny. Zerkasz na radio, by na zegarku skontrolować upływający czas. Po kolejnych czterech szotach jego ciało wolno zsuwa się ze skórzanej kanapy. Na wydruku z terminala widzisz napis pogrubioną czcionką: „Brak środków na koncie”. Klient bełkocze. Ślina ciągnie się na podbródek, amant zasypia na zarzyganym dywanie.

​Wracasz na salę główną i dostrzegasz kilku mężczyzn, machających do twojej koleżanki przy barze. Dosiadasz się do niej.

​– I co? – pyta.

​– Martini Asti.

​Czerwone usta, nienaturalnie porozciągane, układają się w słowo:

​– Słabo.

​– W chuj słabo – odpowiadasz z frustracją.

​Napełniasz płuca dymem, wypuszczasz i ponownie wciągasz trujący dym. Masz być dziwką w burdelu rudzielca, a Jot jest alfonsem? Ręce ci się pocą.

​– Spodobałaś mu się – mówią usta. Dłoń z czerwonymi szponami pokazuje stolik, przy którym siedzą mężczyźni, a wśród nich śniady z krzywym nosem.

​Nie odpowiadasz. Bierzesz puszkę red bulla z baru, pijesz. Rysiek się powiesił czy Jot go powiesił? Jest alfonsem i mordercą?

Mężczyzna z krzywym nosem podchodzi.

​– Cześć ślicznotko – zagaja.

– Hej – odpowiadasz.

​– Jestem Thomas.

​– Miło mi cię poznać. – Ściskasz jego dłoń i natychmiast wycierasz swoją w serwetkę leżącą na blacie.

– Zatańczysz dla mnie? – mówi, mrużąc smoliste oczy.

​Czujesz się jak w klatce, jak towar na targu niewolników. Z trzaskiem zgniatasz pustą puszkę.

– Zatańczę.

​Bierzesz wdech. Oplątujesz dłońmi drążek i wirując, unosisz się na jego szczyt. Patrzysz z góry na twarze. Ściekają na podłogę jak rozlany budyń. Ogarnia cię złość.

​Nie pamiętasz, kiedy zaczęłaś ich nienawidzić. Czas tutaj przelewa się przez palce. Jednego dnia jesteś cnotliwą blondynką, a za chwilę wyuzdaną kruczowłosą. W poniedziałki urabiasz wdowców, w środy udajesz studentkę, w piątki i soboty, na kawalerskich jesteś przyszłą żoną, we wtorki starasz się być grzeczna, by nie zarobić kulki w łeb, a w niedzielę bawisz się w dominę, karcąc uległego. Która wersja samej siebie bardziej ci pasuje?

Ogarnia cię złość. Jot tobą gardzi, do czego zresztą dałaś mu pretekst. Albo? Albo traci dla ciebie głowę. Co gorsze? Przypominasz sobie pulsowanie jego członka w dłoni. Król pik ma wybór, a ty co masz? Cygański amulet.

​Ześlizgujesz się z drążka. Uda palą boleśnie. Nie zrzucasz stanika, tylko siadasz znowu przy barze. Czyjś papieros tli się w popielniczce. Zaciągasz się.

​– Jest twój. – Spowija cię nikotynowy oddech kierowniczki. – Bierz go do VIP-roomu.

​Idziesz się przebrać. Zdejmujesz czerwone stringi i czerwony stanik. Spoglądasz w lustro, widzisz nagą kobietę, której długie, czarne włosy zwisają niczym skrzydła rannego ptaka. Robisz wdech i wydech. Jesteś ciałem, kośćmi, skórą. Decydujesz się na biel.

​Wkładasz do odtwarzacza kartę USB. Chcesz puścić siódemkę. Przycisk jest wyłamany. Na półce leży ołówek, wiesz, do czego służy. Zaostrzonym końcem siedem razy naciskasz schowaną w otworze resztkę guzika. Rozbrzmiewa utwór. To idealny świat, a ja jestem idealną dziewczyną – nuci Sevdaliza.

​– Zrzucisz dla mnie te łaszki? – pyta Thomas, rozsiadając się na kanapie.

​Masz na sobie białą bieliznę, białe pończochy i brokatowe szklanki. Muzyka gra, palcami muskasz rurkę i zaczynasz show. Twoje wygięte ciało ma być obietnicą, rozwiane włosy mają rozsiewać czar pragnienia. To idealny świat, a ja jestem idealną dziewczyną. Ty jesteś koszmarem.

​Wyginasz ciało w drwinę, rozpuszczasz włosy w klątwę.

​– Rozbierz się – warczy klient, patrząc na ciebie zimno.

​Ogarnia cię obrzydzenie. Zaciskasz powieki. Widzisz zielone oczy, pomiędzy wargami rozchylonymi w okrutnym uśmiechu błyskają kły. Szumi ci w głowie: „Jesteś wolna, niepokorna, piękna i mściwa”.

​Otwierasz powieki. Smoliste oczy ponaglają.

– Nic nie mów – szepczesz i przykładasz palec do ust.

​Twoje serce jest werblem wtórującym rodzącej się furii. Podnosisz z półki ołówek, końcem palca sprawdzasz ostrość rysika. Pięść z ołówkiem chowasz za siebie.

Wykrzywiona twarz Thomasa zamienia się w wykrzywioną twarz Matiasa, ta w jeszcze jedną wykrzywioną twarz i jeszcze jedną. Zbliżasz się do jednej z setek wykrzywionych twarzy. Szybkim ruchem wbijasz ołówek w środek źrenicy. Patrzysz, jak po krzywym nosie spływa krew.Nie gryź, suko

„Restauracja chce, żeby ją ogarnąć” – tłuką mi się w głowie słowa kierowniczki, małego esesmana. Jest dziewiąta, biorę się do pracy. Mój codzienny, czarny uniform: koszula, spodnie, przepaska na włosy, buty i gumka, którą związuję włosy w skromny koczek.

Poranna krzątanina przed otwarciem. Kurz na parapecie krzyczy, by go wytrzeć, okruchy wołają, by je zamieść z lepkiej posadzki, posadzka, by ją umyć. Lodówki domagają się dostawy napojów, a kwiaty w doniczkach skomlą o wodę.

– Blondi, nie ma wołowiny z kozim serem – informuje mnie kucharz.

– A stek z polędwicy? – pytam, wyciskając sok z pomarańczy.

– Jest. Jeszcze sześć sztuk. Przydałoby się sprzedać. Za trzy dni tracą ważność – mówi Paweł i poprawia swój wymięty kitel.

– Jasne, będę polecać!

Szkło domaga się polerowania, ekspres, by go wyczyścić, a wieszak w kącie zrzędzi, żeby go przestawić. Wzdrygam się na męski głos za plecami:

– Dostawa.

Koleś ułożył już transportery w piramidę, teraz podtyka mi fakturę do podpisania.

– To wszystko? Jesteś pewien? – pytam, zerkając na papier i liczę, czy zgadza się ilość towaru.

– Nie mam problemu ze wzrokiem – odpowiada, mierząc mnie od stóp do głów z głupkowatym uśmiechem.

– Tak myślałam. – Zakładam ręce na biodra, kokieteryjnie zaglądam mu w oczy i pytam: – a z czym masz problem?

– Ja? – Wskazuje palcem na swoją klatkę piersiową. – Z niczym.

– Ale ja mam. To wszystko jest ciężkie, mógłbyś mi pomóc? – Zerkam na jego potężny biceps i siedemnaście skrzynek.

– Gdzie to postawić?

– Na zapleczu – odpowiadam i palcem wskazuję drzwi.

Świeczki marudzą, by je zapalić, toalety, by je odświeżyć. Zegar wybija dziesiątą.

Pierwszy klient, starszy mężczyzna w jasnoniebieskiej koszuli, z teczką w ręku, wybiera stolik przy wydawce. To jego ulubione miejsce, bo gdy nie czyta gazety, przygląda się kucharzom.

– Dzień dobry, panie Marku – witam go z uśmiechem i kładę menu na stole. – Podwójne espresso, jak zwykle?

– Dzień dobry, pani Paulino. Tak, poproszę. Dodatkowo jajka w koszulkach.

– Zaraz wszystko podam.

Klikam w dotykowy ekran monitora, zamówienie wpisuję niepełne – na papierowym bloczku są tylko jajka.

Pan Marek dzisiaj wyjątkowo się śpieszy, wyciera niedbale usta serwetką, przechyla pustą filiżankę, doszukując się wypitej kawy i podchodzi do baru.

– Smakowało? – pytam, klikając w monitor, by uruchomić system POS.

– Bardzo. Przecież pani wie, że uważam waszą restaurację za najlepszą w Legnicy.

– Miło mi – mówię.

Wybieram na ekranie numer jego stolika. Zamówienie opiewa tylko na jedzenie, więc wchodzę w zakładkę „Gorące napoje” i dobijam podwójne espresso, tak by pan Marek widział sumę.

– 40 złotych. Płaci pan gotówką?

– Jak zawsze. – Wręcza mi pieniądze i żegna się z uśmiechem, nie czekając na paragon.

Nie zatwierdzam pozycji, usuwam kawę. Suma – dwadzieścia osiem złotych. Dwanaście złotych wrzucam do swojego portfela.

– Idzie! – syczy Paweł, przewracając oczami.

Mały esesman od progu bada wzrokiem każdy kąt. Zatrzymuje spojrzenie na oknie, otwierającym widok na ulicę.

– Szyba brudna – stwierdza sucho i goni, żeby zamknąć się w kantorku ze stosem papierzysk.

Wzdycham, chwytam ścierkę, tani płyn i ślamazarnie mażę po szybie. Szare kamienice pokrywają się smugami rozmazanego brudu. Z bramy naprzeciwko wpatruje się we mnie czarna sylwetka. Cofam się gwałtownie. Mamy ją. Nie udawaj takiej niedostępnej. Nie gryź, suko.

– Tutaj wytrzyj. – Przywołuje mnie zrzędliwy głos małego esesmana.

Po siedemnastej salę wypełniają głośne dyskusje dorosłych, śmiech nastolatków, brzęk talerzy i obijających się o siebie sztućców.

– Proszę 78,90 – mówię do bruneta, który biczuje zjadliwym głosem swoją towarzyszkę, ładną blondynkę z pochyloną głową. Podsuwam mu terminal płatniczy i pytam: – Czy wszystko państwu smakowało?

Unoszę tacę wysoko i pędzę do kolejnego stołu, by pomóc Weronice zebrać naczynia.

– To co zawsze – zaczepia mnie znajomy głos. Łysy uśmiecha się zawadiacko i wręcza mi niebieski banknot. – Reszty nie trzeba! – dodaje.

Klikam pozycje: „zupa tajska”, „cola zero”. Szybko kontroluję wzrokiem otoczenie i wracam do ekranu. Wybieram zakładkę „Rabaty”. Na rachunku jest suma 15,60. Zgnieciony paragon i resztę z pięćdziesiątki wrzucam do portfela. Biegnę do brunetki przywołującej mnie dłonią.

– Paweł, która godzina? – pytam przy kolejnym zamówieniu.

– Dochodzi dziewiętnasta – odpowiada.

– Jeszcze tylko dwie godziny – mówię z ulgą. Ale niemal natychmiast wzdrygam się na myśl o powrocie do domu w listopadowej mgle.

– Ja to wezmę – odzywa się mały esesman i zabiera talerz z gotowym daniem. – Stań za barem!

Sala cichnie, mam chwilę na oddech. Sięgam po wodę, rozwiązuję ciasny węzeł przepaski i wciskam ją do kieszeni.

– Podaj mi łyżeczkę do espresso! – woła mały esesman.

– Proszę.

– Wypoleruj ją! – piszczy nieznośnie.

– Przecież jest czysta – odpowiadam, ale posłusznie wykonuję polecenie.

– Gdzie twoja przepaska? – pyta kierowniczka, taksując mnie wzrokiem. – Trzeba wytrzeć kurz z lodówki – dodaje. – A jak skończysz, posegreguj napoje na zapleczu i posprzątaj w spiżarce.

Wyświetlacz telefonu pokazuje godzinę 21.25. Ubrana idę do wyjścia.

– Miłego wieczoru. Do jutra! – wołam, przechodząc koło okienka wydawki. Nikt nie odpowiada. Podchodzę do przeszklonych drzwi wyjściowych.

Na chodniku stoi postać z rękami w kieszeniach czarnego płaszcza. Światło reklamy nad drzwiami wydobywa z cienia ponurą twarz.

Nie udawaj takiej niedostępnej. Nie gryź, suko. Nie krzycz.

Cofam się na zaplecze. W ciemnym kantorku drżącymi dłońmi chwytam komórkę. Wystukuję numer.

– Komenda Policji w Legnicy, słucham.Dzień jak co dzień

Dzisiejszy poranek nie różni się od wczorajszego. Jak zwykle krzyki dzieciaków obijają się o ściany ciasnego mieszkania i drażnią moje bębenki.

– Dureń! – wrzeszczy jedno, ocierając łzy nad porwaną, kolorową kartką.

– Mówiłem, żebyś nie ruszała moich rzeczy. Teraz sobie rycz! – odpowiada drugie z zaciśniętymi zębami.

– Mamo, co na śniadanie? – skomli kolejne.

Jest 8.30 i choć to nowy dzień, wiem, jak przebiegnie. Przed pracą na pewno pokłócę się z siostrą, w pracy mały esesman chrząknie i zapiszczy, kiedy kąt pochylenia łyżeczki od kawy będzie nieodpowiedni. Po pracy pijany despota będzie wrzeszczał na dzieci i siostrę. Trzy nierozłączne pewniki dnia. Jest jeszcze jeden, czwarty – płacz w poduszkę, który dusi mnie co wieczór.Amatorka

Siedzę w zatłoczonym pociągu, mam przed sobą 4,5 godziny jazdy. Sprawdzam jeszcze raz rezerwację hotelu i adres, gdy pociąg zatrzymuje się na mojej stacji. W hotelu nie mogę się zdecydować, co założyć na spotkanie. Czy to ma być spódnica, czy sukienka? Czy fioletowy mat na ustach nie będzie przesadny? Przymierzam kilka razy całą zawartość walizeczki. Decyduję się na sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni, czerwone usta i delikatne kocie oko. Otwieram okno na oścież, zapalam papierosa. Za zasłoną śniegu majaczą stare kamienice, w mojej głowie zawieja niepewności, nawet dym z papierosa układa się w pytajniki.

Zostało mi 25 minut do spotkania, w pośpiechu zakładam kozaki.

Na postoju jest wolna taksówka.

– Śpieszę się na ważne spotkanie – mówię, osłaniając dłońmi twarz, by płatki śniegu nie zniszczyły makijażu.

Taksówkarz dopala bez pośpiechu papierosa i wsiada do samochodu, mówiąc:

– Da, spokojnie, diewoczka, wsiadaj. My wszędzie zdążymy.

– Starowiślna 90. Śpieszę się!

Wbija mnie w fotel, gdy kierowca gwałtownie rusza. Jedziemy pod prąd.

– Ominiemy korki – tłumaczy, nie przejmując się klaksonami.

Mam jeszcze siedem minut, gdy staję przed budynkiem. Co chwila patrzę na zegarek i domofon. Jak będę za wcześnie, wyjdę na nadgorliwą, a jak przyjdę spóźniona, to będzie źle o mnie świadczyć – kalkuluję w myślach. Dzwonię punktualnie. Nikt nie otwiera, więc naciskam jeszcze raz. Dalej – poganiam, nie zdejmując palca z guzika. Wreszcie brzęk otwieranego zamka. Na trzecie piętro wspinam się schodami. Dzwonek nie działa, więc pukam. Drzwi otwiera mi uśmiechnięta brunetka.

– Wejdź – mówi – jestem Asia.

– Paula – odpowiadam i odwzajemniam uścisk.

Wygląda na moją rówieśniczkę. Ubrana jest w czarne spodnie i kardigan, spod którego wystaje koszula khaki. Trochę zbyt wysokim, ale miłym głosem pyta, czego się napiję.

– Zdecydowanie kawa – odpowiadam, zdejmując płaszcz.

Nie tak wyobrażałam sobie rekruterkę. Biuro także nie przypomina biura. Jest jak w domu. Siadam na sofie i nerwowo miętoszę w dłoniach CV.

– Co tam masz? – pyta, podając mi kubek.

– CV. Jest wymagane?

– Nie, kochana. Nie jest potrzebne.

Zdziwiona odkładam kartkę i zaplatam ręce na kolanach.

– Mamy następujące stanowiska: tancerka, hostessa, kelnerka i barmanka. Barmanka zarabia najmniej.

– Ile zarabia tancerka? – pytam, przypominając sobie ogłoszenie.

– To kwestia indywidualna. Zarobek tancerki zależy od ceny i ilości sprzedanego alkoholu. Jak myślisz, ile kosztuje najdroższy alkohol w klubie?

– Dwa tysiące złotych? – zgaduję nieśmiało.

– Urocza jesteś. – Uśmiecha się. – Najtańszy drink kosztuje 82 złote. Najdroższy alkohol, jaki mamy, to Cristal. Każda dziewczyna o nim marzy. Cena: blisko 40 tysięcy złotych.

– 40 tysięcy? – Kręci mi się w głowie. – To ile ja zarobię?

– Pracujemy w systemie prowizji. Z drinków 20 procent, z tańców prywatnych 40.

– A dokładniej?

– Już ci to zobrazuję. Na przykład pan kupuje w trakcie tańca prywatnego szampana za 15 tysięcy. Ty dostajesz z tego 6.

Tak po prostu? Całe sześć dla mnie? W jedną noc za jednego szampana?

– Oczywiście nie możesz się ograniczać w sprzedaży do małych ilości – poucza, jakby czytała mi w myślach. I wciąż się uśmiecha, kiedy ciągnie dalej: – w klubie obowiązuje bielizna erotyczna, stroje tematyczne i buty. Prześlę ci link ze szklankami.

– Co to za szklanki? Szkło do alkoholu?

– Ojej, nie. – Śmieje się. – Szklanki to specjalne obuwie do tańca. Musisz mi podać rozmiar. – Nie wiedziałam – mówię speszona. – Rozmiar 36.

– Następnie zasady i najważniejsze: kary – kontynuuje Asia. – Jesteśmy prestiżowym klubem i musisz wiedzieć, czego się nie dopuszczamy. Nie wolno spożywać żadnego rodzaju środków odurzających. Osoba, która wniesie takie na teren klubu zostanie zwolniona.

– Dużo jest tych zasad?

– Zakaz spożywania alkoholu w miejscu pracy, z wyjątkiem tego zakupionego przez klientów – recytuje, zbywając moje pytanie. – Nie można również pić przed przyjściem do pracy. Za to jest kara finansowa. Kategoryczny zakaz spotykania się z klientami bądź pracownikami płci męskiej poza pracą. Za to można wylecieć z pracy. Wyklucza się świadczenie w klubie innych usług niż taniec oraz wszelkiego rodzaju nierządu. Za to jest kara w wysokości 5 tysięcy złotych.

Milknie i sonduje wzrokiem, jakie wrażenie wywarły na mnie jej słowa. Patrzę Asi prosto w oczy i mówię:

– Żadna z tych zasad nie będzie dla mnie problemem. Co mam podpisać?

– Świetnie. Przygotuję papiery.Kotary i ich tajemnice

Wielki szyld z napisem „Czarny Diament”. Chwytliwe, ale spodziewałam się olbrzymiego rysunku kobiety na rurce, tymczasem nic nie wskazuje, że tutaj jest klub go-go. Asia wchodzi pierwsza. Nie odstępuję jej ani na krok. Muzyka gra na tyle głośno, że nie słyszę mojej rekruterki. Wędruję tylko wzrokiem za jej ręką. Z boku, przy wejściu postacie niedbale rozwalone na czarnej sofie ze skóry. Domyślam się, że to goryle: ubrani w garnitury jak „faceci w czerni”, twarze-maski z wymalowanymi, pogardliwymi minami, mięśnie rozdęte na ramionach.

Ciekawość we mnie rośnie, kiedy Asia odsłania czerwoną kotarę i wchodzimy w głąb.

– Siadaj. – Przywołuje mnie jej głos. – Kawa?

– Tak, proszę.

Asia idzie po napoje. Smutna barmanka musi być po trzydziestce – oceniam. Ma nadwagę i mocno podkreślone oczy, zrobione „na pandę”. Chyba jednak nie jest smutna, raczej zmęczona – koryguję, gdy podaje Asi kawę.

Siedzimy z rekruterką w wielkiej, białej loży. Łapię się na tym, że nie mogę przestać się rozglądać. Fascynuje mnie wszystko: muzyka, pulsowanie różowych, białych i ultrafioletowych świateł, ich odbicia w niezliczonej ilości luster wiszących na czarnych ścianach i refleksy w chromie rury na środku sali, bar i Panda za barem.

– To jest sala główna – mówi Asia, przysuwając popielniczkę do siebie. – Robi wrażenie, kiedy jest pełna gości. Dziś jest środa, ruch zacznie się koło 23.

– Gdzie są tancerki? – pytam.

– Niektóre na wakacjach. W zimie bardzo często wyjeżdżają. Ty zastąpisz jedną z nich. Kierowniczka i kelnerka przyjdą później. Spokojnie. Pewnie masz mętlik w głowie, co? Jestem od tego, by ci wszystko wyjaśnić. Palisz?

– Tak – odpowiadam niepewnie, próbując sobie przypomnieć, czy zasady coś o tym mówią.

– Fajnie, zapalmy.

Asia zaciąga się kilka razy, zgniata papierosa w popielniczce i idzie do baru. Wraca z kartami menu.

– Dobrze, przejdźmy do rzeczy – mówi, kładąc je przede mną. – Karty są dwie. Zauważ, różnią się kolorami. Czarna jest dla klientów. Znajdziesz tu alkohol: whisky, tequilę, piwo i tak dalej. Z tej karty klient zamawia dla siebie.

– Biała jest dla tancerki?

– Bystra jesteś. Z białej klient zamawia dla ciebie. Podwójne menu nie zostało stworzone bez powodu. Ani ty, ani klient nie możecie wymieniać się drinkami ze swoich kart.

– Dlaczego?

– Taka jest zasada. Spójrz tutaj i tutaj. – Puka palcem w karty, a ja przyglądam się posłusznie i porównuję ceny. – Jeśli klient miałby postawić ci drinka ze swojego menu, to jak zarobisz?

– Dlatego jego alkohol jest tańszy od naszego?

– Dokładnie! Widzisz te guziki na stołach? Służą do przywołania kelnerki. Za każdym razem, kiedy klient zechce ci coś zamówić, wciskasz przycisk. Wtedy na ekranie przy barze wyświetli się numer stolika.

– Rozumiem – przytakuję.

– To nie wszystko, wstawaj. Pokażę ci inną, nie mniej ważną część zabawy.

Prowadzi mnie do kąta od strony baru.

– To jest nasz prywatny bankomat – mówi, czule głaszcząc maszynę. – Dbamy o gości, nie muszą się fatygować na miasto po gotówkę.

– To trochę dziwne, ale rozumiem.

Idziemy na dół schodami znajdującymi się tuż przy wyjściu z klubu. Prowadzą do dużego pomieszczenia, udekorowanego sześcioma kotarami wiszącymi na półokrągłych drążkach. Za nimi muszą być wejścia – domyślam się. Dokąd? Co jest za czerwonym, mięsistym pluszem?

– Tu są pokoje prywatne – mówi Asia i odsłania pierwszą kotarę.

Milknie na chwilę i pozwala, bym weszła do środka pierwsza. Pokój ma może z cztery metry długości i dwa szerokości, tyle, by zmieściła się ława ze szklanym blatem, biała sofa i półka z radiomagnetofonem na ścianie.

– Gdy wyczujesz moment, że klient oczekuje większej prywatności, zgłaszasz kierowniczce i wtedy przychodzisz tutaj.

– Klient zawsze wie, czego chce? – pytam niezręcznie.

– Wie, a jeśli nie wie, to musi się dowiedzieć od ciebie. Pomyśl, który facet odmówi półnagiej kobiecie?

Wychodzimy. Asia pokazuje palcem kotarę do ostatniego pokoju.

– Tam mamy dodatkową atrakcję – mówi, uśmiechając się. – W ostatnim pokoju rządzi Moli.

– Kim jest Moli? – pytam zaaferowana.

– Jest duchem – śmiejąc się, mówi Aśka.

Wracamy do sali głównej. Asia odsłania kotarę przy barze.

– Pokój socjalny i magazyn – mówi wesoło.

Wąskie pomieszczenie wypełniają lodówki z piwem, a plastikowa skrzynka, przykryta brązowym kocem, służy jako siedzisko. Sałatka grecka, otwarte pudełeczko z pokrojonymi warzywami, smoothie, woda z miętą, opakowanie z McDonald's – wszystko leży na małej, „studenckiej” lodówce.

– Dziewczyny nie mogą jeść fast foodów – mówi Asia i wyrzuca papierową torbę do kosza na śmieci. – Chodźmy.

Na końcu pomieszczenia są schody prowadzące na dół. Idziemy, przytrzymując się transporterów ustawionych na stopniach.

W słabo oświetlonym korytarzu zbliża się do nas czarnowłosa postać. Dziewczyna ma na sobie czerwoną, koronkową bieliznę i lateksowe buty sięgające uda. Gdy mnie mija, widzę chłodny wyraz jej twarzy. Za nią ciągnie się długi zapach mocnych perfum i moje zafascynowane spojrzenie.

– Oto i szatnia – oznajmia Asia, zapalając światło.

Śmierdzi znoszonymi skarpetkami, róg lustra jest pęknięty, a z regału smętnie zwisają stringi.

– Idziesz? – rzuca Asia i wycofuje się na korytarz.

Znowu wracamy do głównej sali. Rekruterka wskazuje mi szklane, przesuwne drzwi naprzeciwko stolików, za podestem z rurą.

– To VIP-room, pokój dla wyjątkowych gości. Rurka, magiczne światełka, lustra. Wszystko idealne – mówi Asia.

– Dym, dym, dajcie dymu! – krzyczy ktoś.

Dzwoni dzwonek, a z głośników leci Don Diablo: Taniec jest tym, co robię. Taniec jest, gdy myślę o tobie. Taniec jest tym, co czyści moją duszę. Taniec jest tym, co mnie uzdrawia.

– Pierwszy klient. Na nas już czas – mówi Aśka, łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą do wyjścia. – Chyba wszystko widziałaś. Prześpij się i przemyśl, czy zostajesz z nami. Jutro do dwunastej daj mi znać, co postanowiłaś.

– Jasne – mówię.

Zatrzymuję się przed kotarą dzielącą mnie od wyjścia na ulicę i odwracam się.

Czarnowłosa pręży na podeście gibkie ciało. Jej biodra falują. Obraca się, ramionami obejmując szeroko przestrzeń. Wytatuowany na jej plecach ognisty ptak rozkłada skrzydła. Zdaje mi się, że słyszę szept:

– Jestem Feniksem, niedługo spłonę.

Czarnowłosa odwraca głowę w moim kierunku. Nasze spojrzenia spotykają się. Zdaje mi się, że słyszę:

– Spodoba ci się nocne życie tancerki!

Z ociąganiem opuszczam klub.Wiatr z pustyni

Palce Natalii obejmowały drążek mocno i pewnie. Po jej ciele i włosach ślizgały się kolorowe plamy świateł. Puściła rurkę i rozłożyła szeroko ramiona. Poczuła, jak wytatuowany na jej plecach ptak rozpostarł skrzydła. Usłyszała jego śpiew: Jestem Feniksem, niedługo spłonę.

Gdy chwyciła drążek ponownie, wyobraziła sobie, że muzyka jest wiatrem z pustyni. Imaginacja stała się nagle tak realna, że Natalia poczuła, jak każdy dźwięk biczuje ją ostrymi drobinami kwarcu. „Czy to kara?” – wyszeptała. Zmrużyła oczy. Daleko przed sobą dostrzegła rozedrganą, zieloną plamę. Piasek oblepiał jej stopy i ciążył nieznośnie, gdy szła w jej kierunku. W końcu przekroczyła migotliwą kotarę i weszła do oazy. Suchy wiatr zamienił się w ożywczą bryzę.

Pióropusze palm rzucały chłodne cienie na rozgrzaną ziemię wokół studni. Spojrzała w głąb kamiennej cembrowiny. Woda, nieruchoma i krystalicznie czysta, odbijała oblicze, wyglądające tak, jakby nigdy mu się nie przydarzył uśmiech. A gdy twarz zniknęła, na tafli wody pojawiły się inne obrazy: Darek, gdy wyrzuca puszkę po piwie do jeziora, zanim Natalię zgwałcił, wykrzywiona złością twarz matki, gdy kazała jej usunąć ciążę, „dziwka” napisane przez kuzynkę kredą na chodniku przed jej domem, twarz Filipa, gdy bez cienia żalu mówił: „Nie pasujemy do siebie, odchodzę”.

„Czy to kara?” – wyszeptała ponownie.

Wzięła wiadro z przywiązanym do rączki sznurem, nabrała wody. Napiła się, a potem zanurzyła w wodzie twarz. Przez jej ciało przepłynął przejrzysty chłód. Ból, który tkwił w niej od zawsze, a po odejściu Filipa stał się nie do zniesienia, rozpuszczał się, znikał. Poczuła się lekka. Jak wirujący na wietrze liść wzniosła się na sam szczyt drążka. Rozejrzała się. Wokół niej, aż po horyzont rozciągał się piach. Daleko, na drgającej kresce łączącej ziemię z niebem, dostrzegła szarą sylwetkę. Jakaś postać, jakby wycięta z papieru, zbliżała się chybotliwie.

Karolina poprawiła biustonosz i zdmuchnęła blond loczek z czoła. Nie mogła oderwać wzroku od tańczącej Natalii, której ciało i pozornie nieruchoma twarz wyrażały tak dużo emocji. „Widać, że łyknęła kilka pigułek” – pomyślała Karolina z zazdrością i przypomniała sobie tamten wieczór kilka tygodni wcześniej. Siedziały w loży, czekając na klientów. W opanowanej i zazwyczaj niedostępnej Natalii nagle coś pękło. Łamiącym się głosem powiedziała, że to wszystko nie ma sensu. Że ciągle udaje. Udaje, że żyje, że się śmieje, słucha, odpowiada na pytania. I że ciągle czeka. Dzwonek telefonu, dźwięk windy, kroki na klatce schodowej rozbudzają w niej nadzieję, że to Filip. Ale Filip już nie przyjdzie, nie zabierze jej stąd. Natalia rozpłakała się i uciekła do szatni. To właśnie tam Karolina, tuląc Natalię w ramionach jak dziecko, powiedziała jej o Doktorku i o mandarynkach: tabletkach na smutek i ból, po których świat realny staje się tylko tłem dla wyobraźni. Z czasem tło dla wyobraźni – wizje po opioidach – stały się dla Natalii światem bardziej realnym niż rzeczywistość. Zasiedlały go Dżiny i Dżinije, o których opowiedziała kiedyś Karolinie. Karolina zaczęła się trochę martwić o koleżankę, gdy Natalia z przekonaniem stwierdziła, że jej wizje nie są wzięte z bajek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: