Dziewczyna ze szkła - ebook
Dziewczyna ze szkła - ebook
Meg Kavanagh zawsze była niezwykle wrażliwa, jednak kochająca rodzina, a zwłaszcza relacja ze starszym bratem były prawdziwą ostoją dla jej „inności”. Kiedy brat dziewczyny ginie, a matka nie radzi sobie z tragedią, ojciec przenosi rodzinę do małego miasteczka w Wyoming. Meg coraz mocniej czuje, że jest zdana tylko na siebie w uporaniu się ze stratą, jednak właśnie wtedy w jej życie wkracza ktoś niespodziewany.
Henry Whitmire ma zbyt dużo pracy w gospodarstwie rodziców, by poza szkołą znajdować jeszcze czas na życie towarzyskie. Gdy w klasie pojawia się nowa dziewczyna, która nikomu nie chce zdradzić swojej historii, chłopak jest przekonany, że Bóg postawił na jego drodze wyjątkową relację.
Dziewczyna ze szkła to poruszająca historia o tym, że przyjęcie najcenniejszych darów wymaga odwagi, a to, co świat uważa za słabość, może okazać się największą siłą.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66297-97-5 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wyatt powiedział mi kiedyś, że gdyby wrażliwość była schorzeniem, to byłabym nieuleczalnie chora.
– Jesteś po prostu dziewczynką ze szkła – mamrotał pod nosem za każdym razem, gdy się zarumieniłam, rozpłakałam albo zbyt długo na kogoś zapatrzyłam.
Nie przeszkadzało mi to. Ale Wyatt wiedział, że pewnego dnia pęknę – cała, nie tylko moje serce. Chyba miał rację. Kiedy widzę obcą osobę, która cierpi, czuję fizyczny ból. A jeśli znam tego kogoś – kompletnie się rozklejam.
Moja terapeutka Robin usiłowała wypełnić pęknięcia, które powstały w dniu śmierci Wyatta. Gdy próbowała nakłonić mnie do mówienia, jej głos wydawał mi się szumem w tle. Robiłam, co mogłam, żeby nie dopuszczać jej słów do siebie, ale na początku sesji powiedziała coś, co przedarło się do mojego umysłu i przywołało ostre jak brzytwa wspomnienie. I nagle znowu znalazłam się w szczęśliwszym czasie i miejscu. Byłam mała, a Wyatt siedział obok mnie, ciepły i żywy.
– Meggie! Ślinisz się na mnie! Obudź się już. Meg, jesteśmy na miejscu. – Wyszeptane przez niego słowa pachniały goframi, które jadł na śniadanie.
W tamte wakacje miałam nie więcej niż siedem lat, bo dopiero co skończyłam pierwszą klasę. Wyatt miał dziesięć lat i był wysoki jak na swój wiek. Ludzie traktowali go jak o wiele starszego, a on zwykle umiał sprostać ich oczekiwaniom.
Tata zrobił sobie szałową fryzurę i uznał, że jego pochodząca ze Wschodniego Wybrzeża rodzina koniecznie musi zobaczyć południe Stanów. Jechaliśmy więc wypożyczonym czarnym chevroletem suburbanem z Pittsburgha do Nashville w stanie Tennessee. Mama naciskała, żebyśmy przynajmniej zatrzymali się w jakimś przyzwoitym miejscu, skoro tata tak nas torturuje. W końcu wylądowaliśmy w Hotelu Tennessean, którego jaskrawy wystrój świadczył, że Nashville uważa się za Hollywood Południa.
Wszyscy pracownicy hotelu głaskali mnie po głowie i zapewniali, że będę zachwycona pokazem laserów. Uwierzyłam im. Pierwszej nocy, po kąpieli, błagałam mamę i tatę, żeby pozwolili mi postać przed drzwiami i popatrzeć na najwspanialszy pokaz wszech czasów. Nawet w wieku siedmiu lat wiedziałam, że tamte słowa były wyolbrzymione.
Miejscowi zgromadzili się w atrium i czekali na rozpoczęcie. Potem zgasły światła, fontanna zaczęła tańczyć, a kilka laserów zmieniało kolor wody w przewidywalnej kolejności. Ktoś zagrał patriotyczną pieśń na białym salonowym pianinie. Nieuzasadniona obłuda – to najwłaściwsze słowa opisujące reakcję tłumu. Dokładnie pamiętam, że zapytałam:
– Mamo, czy oni nigdy nie byli nad Niagarą?
– Taka już ludzka natura, że jeżeli inni nadają czemuś zbyt wielką wagę, to sami potem to wyolbrzymiamy – odszepnęła. – Pamiętaj, że musisz wyrabiać sobie własne opinie.
Nigdy nie zapomnę, jak na mnie wtedy popatrzyła, dotykając palcem mojej skroni.
Po tamtej nocy nie prosiłam już rodziców, żeby pozwolili mi obejrzeć pokaz. Ale to nie tamto wspomnienie tak mnie przygnębiało. Drugiego dnia w Nashville tata nalegał, żebyśmy pojechali do tamtejszego wesołego miasteczka. Uznaliśmy z Wyattem, że miało potencjał – on uwielbiał rollercoastery, a ja watę cukrową.
Tamtego ranka dość wcześnie zajęliśmy miejsce na parkingu, żeby przejść przez bramę zaraz po otwarciu. Był lipiec, a w lipcu wszystkie wybetonowane powierzchnie w Nashville parują. Czułam zapach rozgrzanego asfaltu, gdy Wyatt podał mi krem z filtrem i spray przeciw komarom. Wtarłam je w siebie, naśladując jego ruchy.
Obładowani mapami, aparatami fotograficznymi i nielegalnymi butelkami z wodą, wygramoliliśmy się z auta i ruszyliśmy w dwuipółkilometrową trasę pod bramy wesołego miasteczka. Dostrzegłam przed nami tłum zgromadzony wokół starego czerwonego pick-upa. Zmartwiłam się, że ci wszyscy ludzie zebrali się tam z powodu psa, którego ktoś zostawił w aucie w ten upał.
Gapie drwili z czegoś, co znajdowało się na pace samochodu. Wyatt kazał mi zakryć uszy dłońmi, więc to zrobiłam, ale rozchyliłam lekko palce obu dłoni. Nie chciałam przegapić czegoś ważnego. Wtedy usłyszałam męskie głosy jęczące w upale:
– Hej, wielgachna, przywieźli cię do miasta i o tobie zapomnieli?
– Z czego jest uszyta ta kiecka? Z balonu?
– To auto ma limit obciążenia, kobieto.
Mówiło to trzech mężczyzn, którzy według mnie wyglądali tak samo. Byli chudzi, z zapadniętymi klatkami piersiowymi, i mieli w sobie nerwowość zapchlonych psów. Mama i tata szybko przeprowadzili nas na drugą stronę rzędu samochodów, a Wyatt uważnie wpatrywał się we mnie, by się upewnić, że ich nie słyszę. Czy wiedział, co było na pace pick-upa?
Ja jeszcze tego nie widziałam, bo byłam za niska. Ale gdy tylko znaleźliśmy się tuż za pick-upem, roześmiany tłum się rozszedł i zobaczyłam ją. Była olbrzymia. Musiała ważyć z dwieście kilogramów. Jej ciało wypełniało całą pakę auta, a częściowo nawet wylewało się bokami, co musiało być bolesne… Jej krótkie czarne włosy chyba były przystrzyżone tępymi kuchennymi nożyczkami, bo tłuste kosmyki sterczały na wszystkie strony. Miała na sobie coś, co wyglądało jak niebieskie prześcieradła zszyte razem, z otworami na ręce. A co najtragiczniejsze – ubranie było za krótkie albo się podwinęło, gdy kobieta wsiadła na tył auta. Siedziała na materiale, więc nikt nie byłby w stanie naciągnąć go na jej kolana. Owijał się tylko niezgrabnie wokół górnej części jej ud. Mocowała się z paczką draży – moich ulubionych cukierków – a kiedy wreszcie udało się jej ją otworzyć, kuleczki czekoladowe wystrzeliły w powietrze na wszystkie strony i bezgłośnie pospadały na jej miękkie ciało i rozgrzany asfalt.
Jej spojrzenie mnie prześladowało. Popatrzyłam jej w oczy tylko przez sekundę, gdy zwróciła wzrok w naszą stronę, jakby się zastanawiała, co mamy jej do powiedzenia.
– Nie gap się, Meg. To niegrzeczne – wycedził przez zęby Wyatt, biorąc mnie za rękę i ciągnąc mnie lekko za sobą.
Ale ja nie chciałam być niegrzeczna. Patrzyłam z niepohamowanej ciekawości, jaką wzbudziła we mnie pustka w jej oczach. Nie było w nich żadnego zainteresowania, żadnego błysku emocji. Spojrzałam przez ramię, by się upewnić, że kobieta oddycha.
Odwróciła się i przechyliła głowę na bok, patrząc na mnie, a potem, ku mojemu zdumieniu, uśmiechnęła się. Nie był to złośliwy uśmieszek, który miałby mnie odstraszyć, żebym przestała się gapić. Był słodki. Lubiła dzieci – na pewno miała dzieci albo wnuki – i polubiła też mnie. Jej oczy złagodniały, kiedy odpowiedziałam uśmiechem i do niej pomachałam, i sama uniosła dłoń, by mi pomachać. Poczuła się szczęśliwa dlatego, że tam byłam.
Opowiedziałam tę historię Robin, kiedy ponownie zapytała mnie, dlaczego czuję się winna śmierci Wyatta. Nie umiałam wyjaśnić mojego poczucia winy. Wiedziałam tylko, że odegrałam wtedy jakąś rolę. Dotknęłam sceny, zanim weszli na nią aktorzy, a mój dotyk coś schrzanił. Wyatt zginął, a ja przeżyłam.
Błagałam Robin, by mnie zrozumiała.
– Moja mama normalnie by funkcjonowała, gdyby zamiast mnie był tu Wyatt – powiedziałam.
Robin pokręciła głową i przyłożyła długopis do ust.
– To nieprawda.
– Śmierć Wyatta jest związana z całą brzydotą tego świata – dodałam. – Jak pani może tego nie widzieć?
Wentylator buczący w kącie przekręcił się w moją stronę i zaczął zdmuchiwać mi na twarz długie kosmyki włosów. Nie odgarnęłam ich jednak, bo dzięki temu mogłam zamknąć oczy.
– Dlaczego śmierć twojego brata jest częścią światowej tragedii, Meg?
Posłałam jej spod włosów spojrzenie wyrażające głęboką pogardę.
– Wcale tego nie powiedziałam. Przekręca pani moje słowa i z powrotem wkłada mi je w usta. – Wszyscy dorośli w moim życiu tak robili i nie cierpiałam tego.
– W takim razie powiedz mi, co miałaś na myśli, mówiąc… – Przerwała, żeby przeczytać coś, co napisała w oprawionym w skórę notatniku. – „Śmierć Wyatta jest związana z całą brzydotą tego świata”.
Postanowiłam wykazać się anielską cierpliwością, żeby przyspieszyć tę sesję.
– Chodziło mi o to, że nienawiść tamtego lipcowego poranka w Nashville była nadal żywa tego koszmarnego dnia w Pittsburghu. Ludzie nienawidzą się nawzajem, więc kąsają się jak węże. Wszystko jest ze sobą powiązane… Ludzie są ze sobą powiązani. Wpadamy na siebie… Niektórzy z nas są dobrzy, inni źli, a większość jest mieszanką jednego i drugiego. Każda myśl wprowadzona w czyn ma swoje konsekwencje. Co do jednej. – Odchrząknęłam. W końcu ubrałam w słowa wniosek, do którego doszłam w dniu śmierci Wyatta.
Moja twarz na pewno zdradzała moje własne zdziwienie, bo Robin przez chwilę przyglądała mi się badawczo. Potem poprawiła koc, który okrywał jej skrzyżowane nogi – używała takich rekwizytów, żeby pomóc mi się zrelaksować – i spokojnie na mnie popatrzyła.
– Meg, czujesz ból, i to namacalny. Masz poczucie winy i to jest normalne. Ale te uczucia cię nie definiują. Są związane z fałszywymi mechanizmami, które wytworzył twój umysł, żeby zrozumieć stratę, jakiej doświadczyłaś. – Pstryknęła kilka razy długopisem i przez dłuższą chwilę zapewne zastanawiała się, co powiedzieć – i co tak naprawdę zrozumiem z jej słów. – To przeświadczenie, którego nabrałaś w dzieciństwie, że w jakiś sposób jesteś odpowiedzialna za szczęście, a nawet za bezpieczeństwo ludzi, których spotykasz na swojej drodze, tamtej kobiety w pick-upie w Nashville… Jest błędne i niebezpieczne. Musisz się z tym uporać.
Z powrotem spojrzała do notatnika, przewertowała go i zatrzymała się na jakiejś stronie w środku, którą przez minutę czytała w milczeniu. Może czekała, aż coś powiem. Wyłamywałam sobie palce, żeby powstrzymać potrzebę wypełnienia ciszy większą liczbą słów. Słowa niczego nie zmieniają.
W kąciku ust Robin zatańczył uśmiech i jej spojrzenie złagodniało. Odgarnęłam włosy z twarzy, żeby lepiej ją widzieć.
– Podczas naszego pierwszego spotkania – zaczęła – poprosiłam cię, żebyś opowiedziała mi o Meg sprzed śmierci Wyatta.
– Pamiętam.
– Mówiłaś, że nigdy nie umiałaś ukrywać uczuć i byłaś bardzo wrażliwa. Zaciekawiło mnie, że ludzie w twoim otoczeniu zawsze traktowali cię, jakbyś była bardzo krucha. Jak nazywał cię Wyatt? „Dziewczyna ze szkła”?
Znajomy impuls obronny szarpnął wodze moich myśli. Wyatt nie chciał źle. Nie wiedział, jaka będę ostra, kiedy się stłukę – jak okaleczę tych, którzy za bardzo się do mnie zbliżą. Powstrzymywałam łzy, aż oczy piekły mnie z wysiłku.
Robin wstała, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej, a koc spadł na podłogę z cichym szeptem bawełny, frędzli i powietrza. Terapeutka uklękła przy moim krześle i dotknęła mojego ramienia, jakby chciała pokazać swoją powagę.
– Meg… Musisz o tym zapomnieć. Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje. Na litość boską, nie jesteś odpowiedzialna za śmierć Wyatta. Twoja mama wcale nie wolałaby, żebyś to była ty. A kobieta w pick-upie? To ona chciała sprawić, żebyś swobodniej się poczuła, a nie na odwrót. To ty byłaś dzieckiem, Meg… A ona była dorosła.
Odwróciłam się, by uniknąć tej inwazji. Nie prosiłam o nią, więc wbiłam wzrok w czarno-białą grafikę na ścianie, która miała inspirować klientów. Dziewczyna na nadruku dopiero co wspięła się na szczyt góry. Stała spokojnie i patrzyła w niebo. Pod spodem widniał napis: „Wdzięczność”. Robin powiodła wzrokiem za moim spojrzeniem i wróciła na swoje krzesło, jakby cofnął ją tam montażysta filmu.
– Wszyscy czujemy pustkę, kiedy kogoś stracimy – powiedziała. – Wydaje się nam, że ta zionąca pustka będzie w nas na zawsze i że wszyscy wokół widzą ją jak na dłoni. Ale to nieprawda. Tę pustkę wypełni życie. Coś zupełnie innego, ale przynajmniej nie będziemy już czuć hulającego w niej wiatru.
– Mówi pani tak, jakby pani uważała, że powinnam zostawić to za sobą. – Pochyliłam się do przodu, żeby się skulić. – A więc teraz też oblałam terapię?
Robin znowu wstała i zaczęła chodzić po gabinecie. Najwyraźniej nie wiedziała, co zrobić z rękami.
– Oto co próbuję powiedzieć. Twoje życie jest o wiele obszerniejszą historią niż ta jedna okropna rzecz, która się wydarzyła. – Wyciągnęła ręce w bok, by zilustrować swoje słowa. – Tak, tamta chwila ukształtuje twoją historię, ale byłaś już na dobrej drodze, by wieść naprawdę wartościowe życie. Śmierć Wyatta dała ci jeszcze szerszą perspektywę. Widzisz świat wyraźniej niż reszta z nas. – Przerwała i wymamrotała pod nosem coś, co mi umknęło.
– Słucham? – spytałam.
Jej nagły wybuch ekspresji mnie zaintrygował. Moje świeże, lecz bogate doświadczenia z terapeutami wskazywały, że woleli równowagę od pasji.
– Powiedziałam, że moim zdaniem zawsze widziałaś świat wyraźniej. – Patrzyła na mnie przez chwilę zamyślona, z rękami wspartymi na biodrach.
I nagle dotarło do mnie, że Robin widzi dla mnie nadzieję. Wyprostowałam się na siedzeniu.
– Tak jak przed chwilą, gdy postanowiłaś mi opowiedzieć o wakacjach w Nashville – powiedziała, kiwając głową. – Ta historia nie miała nic wspólnego ze śmiercią Wyatta, ale kiedy zdecydowałaś się nią podzielić, pokazałaś, na co cię stać.
– Niby na co? – Wierciłam się pod jej spojrzeniem.
– Dostrzegasz rzeczy, których inni nie zauważają. Taka właśnie jesteś i to pochłania twój czas i energię. To nic złego, ale jest to narzędzie, z którym musisz nauczyć się obchodzić. Historia twojego życia to coś więcej niż psychicznie chory dzieciak z bronią.
– Nic na świecie nie jest ważniejsze niż to.
– Wiem, że w tej chwili tak się wydaje. – Westchnęła. Chyba sama mocowała się ze swoim błędem. – Spójrz na to w ten sposób – podjęła w końcu. – Jesteś inna. Masz przewagę nad rówieśnikami, bo wiesz, jak cenne są życie i relacje z innymi. Ale, i wyrażam tu swoją ekspercką opinię, miałaś już tę wiedzę i tę mądrość przed śmiercią Wyatta.
– Tak – odrzekłam. – I stąd określenie: „dziewczyna ze szkła”, o którym wcześniej rozmawiałyśmy.
Odchyliłam się na krześle i skrzyżowałam ramiona. Wiedziałam, co Robin usiłuje powiedzieć, i najbardziej przerażało mnie to, że miało to sens.
Pokręciła głową.
– Nie, nie chodzi o ten przydomek. Nie o tym mówię. Niebawem zobaczysz, że ktoś dostrzeże twoją siłę i mądrość i zachwyci się pięknem twojej duszy. Ten ktoś zapragnie być częścią twojej opowieści, bo będzie wspaniała.2
_Drogi Wyatcie,_
_
_
_wyjeżdżamy z Pittsburgha. To pomysł taty. Nie chce dłużej mieszkać wśród wspomnień. Jak wiesz, nigdy nie radziłam sobie ze zmianami, więc nie bardzo wiem, co robić – jak opuścić Ciebie i nasz dom._
_Oto co chcę Ci powiedzieć: kiedy będziesz nas szukał, to nie tutaj. Ale nie przestawaj szukać._
_Tak bym chciała, żebyś tu był i sprawił, żeby wszystko się ułożyło. Pisząc to, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę chciałabym o wiele więcej. Ale przecież wiesz…_
_Kocham Cię na zawsze._
_
_
_Meg_