- W empik go
Dziewczynka z Luna Parku: część 1 - ebook
Dziewczynka z Luna Parku: część 1 - ebook
W białej, lekkiej sukience księżniczka Aniceta występowała przed publicznością. Śpiewała w wielu językach, a jej występom towarzyszyły zawsze gromkie brawa. Jednak gdy tylko schodziła ze sceny i zdejmowała piękny strój stawała się Anką - kilkuletnią dziewczynką, która lubiła zabawę z innymi dziećmi. Wraz z ukochanym ojcem jeździła z występami od miasteczka do miasteczka, nigdzie nie zagrzewając dłużej miejsca. Aż pewnego razu oboje trafili do Luna Parku, gdzie ojciec znalazł stałą pracę. Życie dziewczynki wreszcie ma szansę się zmienić...
Pierwsza z dwóch części powieści autorstwa Zofii Dromlewiczowej.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-263-9703-1 |
Rozmiar pliku: | 290 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— A teraz księżniczka zaśpiewa wam hiszpańską piosenkę!
Śmiech i okrzyki przyjmowały zwykle tę zapowiedź.
W „ogródkach” i w podrzędnych restauracjach, gdzie wystopowała „księżniczka”, publiczność zachowywała się naogół głośno i hałaśliwie. Gdy jednak na estradzie ukazywała się drobna postać, krzyki i śmiechy milkły prawie natychmiast.
W białej, lekkiej sukience, księżniczka Aniceta występowała przed publicznością. Jej czarne, lśniące włosy spadały gęstemi lokami wokoło bladej, ściągłej twarzy. Duże, szaro-zielone oczy patrzyły poważnie przed siebie, zatrzymując się obojętnie na twarzach nieznanych ludzi.
Twarze te były przeważnie czerwone, o rysach grubych i pospolitych. Mężczyźni pili z wielkich kufli piwo, kobiety rozmawiały, śmiejąc się głośno. I chociaż co kilka tygodni, występ odbywał się w innem mieście, lub miasteczku, to jednak księżniczka Aniceta doznawała wrażenia, że zawsze ci sami ludzie patrzą na nią z zaciekawieniem, ci sami klaszczą w duże dłonie, lub milkną nagle w niespodziewanym zachwycie.
Zawsze bowiem tak samo, po pierwszych słowach piosenki, zapanowywała cisza. Słaby głosik dziewczynki pokonywał bez wysiłku gwar i zamieszanie, Aniceta śpiewała. Śpiewała hiszpańską piosenkę, której słów nikt nie rozumiał, a której tęskna melodja zdawała się trafiać prosto w serca tych wszystkich obcych, przed chwilą nawet, jakgdyby wrogich ludzi.
Słowom piosenki towarzyszył cichy akompanjament gitary za sceną.
Stojąc, niemal zupełnie nieruchomo, z rękami skrzyżowanemi na piersiach, Aniceta śpiewała.
Lekko przeciągała niezrozumiałe, cudzoziemskie wyrazy, coraz ciszej wymawiała ostatnią strofkę, aż wreszcie pół szeptem kończyła i milkła zupełnie.
Wtedy milczenie trwało zwykle długą chwilę, aż zastępowało je bicie oklasków. Dziewczynka opuszczała ręce i z niezmienną powagą, kłaniała się, dziękując za oklaski.
Następowały wówczas uwagi o malej śpiewaczce.
— Biedne maleństwo — rozczulały się kobiety.
— Taka mała a już musi pracować.
— Piękne dziecko — mówiono.
— Pewnie jest dużo starsza niż wygląda — zapewniali niektórzy.
Potem księżniczka Aniceta śpiewała piosenkę w języku tego kraju, w którym przebywali właśnie.
Przyjmowano ją też głośnemi oklaskami, lecz na bis zawsze i niezmiennie żądano owej pierwszej, hiszpańskiej, niezrozumiałej piosenki. Zdawaćby się mogło, że zebrany tłum, ujawniał w ten sposób swoją tęsknotę do rzeczy nieznanych, dalekich i nieosiągalnych.
Mała księżniczka Aniceta, w białej sukience, stawała się wtedy jakgdyby ucieleśnieniem owej tęsknoty, uosobieniem nieznanej poezji. l, słuchając jej niezrozumiałej piosenki, ludzie czuli się jakgdyby inni, jakgdyby podniesieni we własnym o sobie mniemaniu.
Potem, gdy ucichały ostatnie tony gitary, gdy księżniczka Aniceta opuszczała estradę, czar znikał.
Ludzie przy stolikach zapominali szybko o chwili wzruszenia, którą przeżyli słuchając piosenki.
I gdy księżniczka Aniceta pojawiała się między nimi i przechodziła od stolika do stolika, trzymając w ręku swoje fotografje, wówczas byli to znowu pospolici, zwykli ludzie, którzy rozmawiali i śmieli się donośnie. Aniceta przesuwała się między nimi bez lęku i wahania.
Tu, po za estradą, wydawała się drobniejszą, mniejszą i bardziej dziecinną. Wprawdzie jej oczy patrzyły tak samo badawczo i poważnie, lecz czar piosenki nie działał już wtedy. Publiczność zauważała wtedy nietylko dobre a także i złe, w ich mniemaniu, strony śpiewaczki. Spostrzegała, że biała sukienka tak lekko, powiewnie i poetycznie wyglądająca zdaleka, zbliska była bardzo znoszoną i pocerowaną. Pantofle także nie były pierwszej świeżości. Mała śpiewaczka czyściła je widocznie magnezją, bo przy każdym kroku podnosiły się z pod jej stóp kłęby białego kurzu.
Wszystko to można było spostrzec natychmiast. Mała księżniczka jednak nie zwracała na to uwagi z iście książęcą dumą i obojętnością; przechodziła między stolikami spokojnie i pewnie, zatrzymując się przed każdym dla wymówienia zawsze tych samych słów:
— Czy państwo życzą sobie nabyć fotografje księżniczki Anicety?
Niekiedy przy stoliku wykonywano obojętnie przeczący ruch i wtedy księżniczka Aniceta przechodziła dumnie, nie rzuciwszy nawet spojrzenia na siedzących ludzi, tak jakgdyby ich wogóle nie było.
Naogół jednak chciano zawsze nabyć fotografje księżniczki.
Było coś dziwnie uroczystego w głosie dziewczynki, coś, co jednych wzruszało a drugich rozśmieszało. To też przy oglądaniu i nabywaniu fotografij, wciągano małą do rozmowy, zadawając jej pytania i słuchano z zaciekawieniem odpowiedzi, wypowiadanych zawsze tonem poważnym i stanowczym.
— Czy państwo życzą sobie nabyć fotografje księżniczki Anicety? — pytała dziewczynka.
Jeżeli odpowiadano „tak”, przystawała natychmiast, poprawiała szal zarzucony na ramiona i podawała fotografje.
Fotografje przedstawiały księżniczkę Anicetę, w tej samej białej sukience, z rękoma skrzyżowanemi na piersiach, w chwili, gdy śpiewała swoją hiszpańską piosenkę.
Kupowało ją wielu ludzi. Zwłaszcza kobiety brały chętnie pocztówkę, na pamiątkę mile spędzonego wieczoru, dla utrwalenia chwili sentymentu, dla pokazania pozostawionym w domu, własnym dzieciom, małej śpiewaczki, pracującej już na życie, tak jakgdyby była dorosłą.
— To przecież ty jesteś—zauważano często, patrząc na dziewczynkę.
— Tak, to ja jestem — potwierdzało dziecko z powagą.
— Więc dlaczego, nie mówisz, że sprzedajesz własne fotografje, tak jakgdyby księżniczka Aniceta była zupełnie kim innym?
— Bo tak brzmi lepiej — odpowiadała dziewczynka bez wahania.
Jej odpowiedzi następowały zawsze szybko i pewnie. Raz tylko, zawahała się w niepewności.
Było to wtedy, gdy jakiś gruby, dobroduszny mężczyzna położył wielką rękę na jej ramieniu i zawołał głośno:
— Powiedz no mała, więc jesteś prawdziwą księżniczką?
— Tak, jestem księżniczką — powiedziała.
Mężczyzna roześmiał się głośno, a śmiech jego pociągnął za sobą wybuchy śmiechu u wszystkich osób, siedzących obok.
Dziewczynka usiłowała oswobodzić ramię, z pod ręki śmiejącego się mężczyzny.
— Więc mówisz, że jesteś prawdziwą księżniczką? Ha, trudno, muszę ci wierzyć, choćbym nie miał na to ochoty, ale powiedz mi przynajmiej jaką jcsteś właściwie księżniczką?
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.