- W empik go
Dziewczyny, chłopaki i skarb - ebook
Dziewczyny, chłopaki i skarb - ebook
Książkę „Dziewczyny, chłopaki i skarb” rozpoczyna przypadkowo wysłana pocztówka, która wywołuje ciąg wydarzeń z kryminalnym zakończeniem.
Główna bohaterka 16-letnia Kaja, nieustannie filozofuje i krytykuje niesprawiedliwości świata. Wymyśla przy tym nieprawdopodobne historie. Wciąga przez to swoich przyjaciół w poszukiwanie nieistniejącego skarbu, który niespodziewanie odnajduje. Zabawne epizody z życia szkolnego i rodzinnego oraz perypetie sercowe grupy nastolatków spotykających się dla wspólnego słuchania muzyki, dyskusji i flirtów stanowią tło tej zabawnej i oryginalnej powieści.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-937454-1-8 |
Rozmiar pliku: | 566 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Korytarz piwniczny ciągnie się przez całą długość bloku. Parę lat temu wszystkie dzieciaki uganiały się po piwnicznych zakamarkach. Włamania do piwnic prawie się nie zdarzają, więc w jednych klatkach przezorni lokatorzy zamykają wejścia piwniczne na klucz, a w innych stoją otworem.
Otworzyłam komórkę wypełnioną węglem i drewnem. Załadowałam wiadra i zabrałam się do rąbania.
Przypomniałam sobie, jak kiedyś, tuż po przeprowadzce, rąbałam drewno. By nie pobrudzić włosów, naciągnęłam na głowę czapkę z daszkiem zwaną oprychówą. Rąbałam sobie w najlepsze, aż tu nagle ze słoikiem przetworów w ręku wyłoniła się z komórki pani doktor z drugiego piętra i przemówiła współczująco:
– Chłopcze, sam tak rąbiesz? Ojciec nie może ci pomóc?
A ja, żeby nie wpędzać pani doktor w jeszcze większe zakłopotanie, naśladując chłopaka, odburknęłam wymijająco, najniższym głosem, jaki mogłam z siebie wydobyć:
– A po co?
Roześmiałam się na to wspomnienie. Wystawiłam pełne wiadra i zamknęłam drzwi komórki na klucz.
I zaraz zaklęłam ze złością, bo zgasło światło.
Oczywiście w naszej komórce żarówka przepaliła się już dawno. Ale nie potrzebowałam jej, bo i tak rąbałam na korytarzu, korzystając z głównego oświetlenia. W środku na półce mam przygotowaną awaryjną świecę i zapałki. Teraz zapadły egipskie ciemności.
Poczułam się nieswojo. Dlaczego zrobiło się ciemno? Może zgasło światło w całym domu? A może tylko jedna żarówka na korytarzu piwnicznym? Wystarczy znaleźć inny kontakt i zagadka się rozwiąże.
Niepewnie, dotykając po omacku ścian, posuwałam się do przodu.
Nagle usłyszałam jakiś hałas. Jakby ktoś inny, szukając drogi w ciemności, zaczepił o coś.
Zastygłam w przerażeniu.
Uszy, penetrujące całą przestrzeń piwnicy, wyławiały najcichszy dźwięk. Zdaje się, że wychwyciłabym każdy szmer, nawet pisk i tupot niewidocznych myszy.
Usłyszałam przed sobą stąpanie. Ktoś powoli skradał się po schodach.
Ze strachu nie wiedziałam, co robić. Cofnęłam się pod komórkę. Stałam zdrętwiała i przerażona, starając się nie oddychać. Sekundy mijały powoli.
Przesuwał się w moim kierunku. Zdawało mi się, że znów usłyszałam z boku jakiś szmer. A potem jeszcze jakiś w odległym końcu korytarza.
Nie mogę tu zostać, pomyślałam. Muszę uciekać. Na zewnątrz, tam gdzie są ludzie. Spróbuję wydostać się innym wejściem. Po drugiej stronie znajdę jakiś działający kontakt.
Cicho zaczęłam posuwać się wzdłuż korytarza. Krok po kroku, stąpałam bezgłośnie, przesuwając dłonie po szorstkich cegłach ściany.
I nagle wyczułam pod palcami ciało człowieka. Materiał ubrania, ciepło skóry. Szarpnęłam się gwałtownie, ktoś próbował schwycić mnie za ramię. Jęknęłam z przerażenia i rzuciłam się do przodu.
– Aaa – usłyszałam przeraźliwy wrzask.
– Tadek? – spytałam, nie mogąc z radości uwierzyć własnym uszom.
– Kaja?
– Holender, światło zgasło. Ale mi napędziłeś stracha.
– Twoja babcia kazała mi przynieść wiadra.
Odetchnęłam z ulgą. Wszystko powróciło do normy.
– Wiesz, zdążyłam spocić się ze strachu przez tę sekundę – powiedziałam pojednawczo, żeby zbagatelizować kompromitację Tadzia. W uszach brzmiał mi jeszcze jego wrzask przerażenia. – Czy na klatce jest światło? – spytałam celowo zupełnie lekkim tomem.
– Jest.
– W takim razie pobiegnę i otworzę drzwi, żeby było jaśniej, a ty weź wiadra.
Tadek odtransportował węgiel na pierwsze piętro. Ale nie wszedł do mieszkania. Powiedział, że wrócił po Kaśkę, bo zapomniał kluczy od domu, a Kaśki już u nas nie zastał.
Myślę, że w rzeczywistości czuł się głupio i wolał zejść mi z oczu.
Wielkie mi wydarzenie, awaria światła w naszej klatce zdarza się co drugi miesiąc.
*
Błękitne niebo zachęcało do wstania z łóżka. Była niedziela. W dobrym humorze powitałam babcię i mamę. Podeszłam do okna w kuchni i popatrzyłam na tonący w bieli park rosyjskiego szpitala wojskowego. Barokowe posągi pomiędzy drzewami okryła śniegowa czapa.
Śnieg spadł dopiero po dziesiątym, ale silny mróz chwycił już na początku grudnia, a nawet może jeszcze pod koniec listopada.
Skamieniała ziemia nie dawała się ruszyć, więc poszukiwacze skarbu z kręgu Konrada musieli dać za wygraną. I dobrze. Pozostawia mi to trochę czasu na wymyślenie, w jaki sposób ochronić skarb dla Hanki. I dla mnie.
Idąc do Dominików, odczuwałam sporą tremę. Na początek zaplanowałam opowiedzieć wymyślona historyjkę tylko Maryli, ponieważ nie czułam się całkiem swobodnie przy Konradzie i jego kumplach.
– Słuchaj – zaczęłam prawie od drzwi pokoju, zaciskając pięści, żeby podkreślić napięcie i dodać sobie animuszu. – Proszę cię, tylko nie zdradź tego nikomu.
– No? – Maryla z zaciekawieniem nastawiła uszu.
– Tylko nie piśnij słowa nikomu, bardzo cię proszę, bo to cholerna tajemnica, dobra? – przeciągałam napięcie.
– Dobra. Będę milczeć jak grób – obiecała Maryla.
– Ten skarb wcale nie jest zakopany w Parku Olimpijskim – wyszeptałam, sama nie wiedząc jeszcze, w jakim nastroju kontynuować.
– A gdzie? – zapytała bez specjalnego zainteresowania. Nie była emocjonalnie związana z tematem.
– W Miejskim Parku Kolejowym – wymamrotałam przez zaciśnięte wargi.
– W Miejskim Parku Kolejowym? – Maryla popatrzyła na mnie z niesmakiem. W społeczności Bukowca Miejski Park Kolejowy nie cieszy się dobrą opinią. Znajduje się blisko dworca, na przeciwnym końcu miasta niż nasz park. Przychodzą tam na spacery pary, o których opowiada się potem z porozumiewawczym uśmiechem. Dziewczyny posądzone o przebywanie w tych okolicach mają od razu zszarganą reputację. Odwiedziłam Park Kolejowy tylko raz, ciekawa gorszącego miejsca. Zaledwie przebiegłam pośpiesznie przez główną alejkę. Do Bukowca przeprowadziłam się w wieku, w którym dziewczyna podlega już morderczym prawom społecznym zwanym opinią.
– W Miejskim Parku Kolejowym – jeszcze raz wymamrotałam przez zaciśnięte zęby. – Na obwodzie północno-północno-zachodniego odcinka okręgu o promieniu stu metrów, którego środek stanowi fontanna wybudowana na miejscu osiemnastowiecznej studni.
– Konrad! – zawołała Maryla w stronę pokoju brata. – Chodź posłuchać, co mówi Kaja. Te wasze informacje o Parku Olimpijskim są do bani.
Udawałam niezadowolenie, że Maryla tak od razu wszystko wygadała Konradowi. A przecież właśnie o to mi chodziło.
– Ale skąd ty to wszystko wiesz? – niedowierzająco i z umiarkowanym zainteresowaniem spytał Konrad.
– Chcesz usłyszeć prawdę? – roześmiałam się z lekceważącą ironią zachwycona niespodziewanym przypływem weny. – Z pierwszej ręki. Od młodych Rolewskich. To oni mają prawdziwą mapę. Dzięki fałszywym informacjom zrobili z ludzi idiotów. Odczekają trochę. A potem przekopią, niby tak od niechcenia, kawałek Parku Kolejowego i cap, zgarną cały mająteczek do wora, a jest tam tego, mówię ci… Zresztą teraz rodzice definitywnie zakazali Tadkowi zajmować się poszukiwaniami, bo trafił przez to na komisariat, a jego ojciec jest radnym miejskim i musi dbać o opinię.
– A co to za skarb i skąd się tam wziął? – rzucił, nadal od niechcenia Konrad.
– Słuchaj, ale nikomu ani słowa, bo wiesz, Rolewscy zaraz by się zorientowali, że wiesz ode mnie. Na początku Kaśka wypaplała babci na korepetycjach. Ale kiedy połapali się, że to się rozniesie, nabrali wody w usta. A ja zupełnie przypadkowo, dosłownie sekundę, widziałam ten ich plan i byłoby głupio … – jąkałam się z rozmysłem. – No więc, to skarb z czasów Wiosny Ludów.
– Z jakiej wiosny? – zdziwił się Konrad.
– Nie wiesz? Było o tym na historii, nawet w podstawówce – zmieniłam ton na dydaktyczny. – W Europie wybuchła Wiosna Ludów. Taka rewolucja w połowie dziewiętnastego wieku. Patriotyczne walki, chłopi, szlachta, wszyscy się prali nawzajem, i jak palili dwory, to arystokraci chowali majątki, gdzie popadło. A potem nie wszyscy przeżyli, gdzieś się pogubili, granice pozmieniali, a pieniążki zostały w ziemi i leżą tam do dzisiaj. Myślisz, że ta mapa jest jedyna? Są ich dziesiątki, rozsiane po całej Europie. Wszędzie są jakieś ślady, trzeba je tylko prawidłowo odczytać i fortuna twoja! – rozgrzewałam się coraz bardziej podczas tworzenia sensacyjnej fikcji literackiej.
– Ile tego może być na dzisiejsze pieniądze? – spytała Maryla takim tonem, jakby kalkulowała, czy jej starczy na telewizor.
– O ile mi wiadomo, mnóstwo – powiedziałam z przekonaniem.
W domu przy placu Wolności wiadomość została przyjęta z dużym zainteresowaniem. Narysowałam Park Kolejowy, fontannę, okrąg, północ, zachód. Wyliczyliśmy długość odcinka okręgu. Siedemdziesiąt osiem i pół metra. Mnóstwo roboty. Ale informacja była precyzyjna i wiadomo, czego się trzymać. To już nie głupie kopanie przypadkowych dołów w Parku Olimpijskim. Przedyskutowaliśmy plan działania z Dominikami. Potem przyszedł Rysiek, więc przedyskutowaliśmy jeszcze raz plan z Ryśkiem. Potem przyszedł Norbert, więc powtórzyliśmy wszystko od nowa, dodając kilka szczegółów. I jeszcze po razie, kiedy przyszli Sylwek, Mirek, a potem Jacek.
Jacek pojawił się w naszym towarzystwie dopiero w zeszłym roku szkolnym. Przeprowadził się z rodziną z Nowego Sącza. Najpierw tułał się bezpańsko, potem przylgnął do grupy przyjaciół Konrada. Mieszka z rodzicami i trójką młodszego rodzeństwa dwie ulice dalej. W takim samym nowym bloku, niezgrabnie wpasowanym pomiędzy stare kamieniczki, jak dom Dominików.
Na tle grupy wyróżnia się nieśmiałością i spokojem. Ciemnowłosy, drobnej budowy, najniższy z chłopców, zawsze miły dla wszystkich. A szczególnie grzeczny dla dziewczyn. Nie robi zamieszania wokół własnej osoby. Jednak w jego milczącej obecności wszyscy czują się jakoś lepiej.
– Placol, obudź się – wołamy, kiedy zamyślony z półuśmiechem na ustach siedzi gdzieś samotnie w kącie.
Podobno fantastycznie gra na gitarze. Nie jak Konrad i inni chłopcy, parę chwytów i w kółko to samo, ale tak naprawdę. Klasyczne utwory i przeboje. I umie śpiewać, zna słowa. Jednak nigdy nie daje się namówić na grę przy dziewczynach.
Obiecywałyśmy sobie, że w czasie tych wakacji już mu nie darujemy. Albo będzie grał i śpiewał, albo wynocha. Teraz jeszcze nie próbowałyśmy, bo mógłby się obrazić. Poza tym może jeśli znajdzie sobie dziewczynę, to skruszeje.
Poczułam się dowartościowana, kiedy Jacek z wielkim zainteresowaniem zaczął oglądać rysunek fragmentu Parku Kolejowego.
– Ciekawe – powiedział. – Wygląda bardzo wiarygodnie.
Aż poczerwieniałam z zadowolenia.
– O, takie rzeczy lubię – powiedział Rysiek. – Konkretne pieniądze do wzięcia przez gości z ikrą. A nie te wasze piramidy, kosmici i inne cuda niewidy.
– Piramidy prawdopodobnie stworzyła jednak cywilizacja starsza od egipskiej. Według najnowszych źródeł naukowych piramidy mają trzydzieści pięć tysięcy lat – rozpoczął wykład Konrad.
– Słuchaj, to było tak dawno, że dla mnie nie ma zupełnie znaczenia. A może po prostu coś nawaliło wielką kupę, która skamieniała? – zażartował prostacko Rysiek.
Konrad zaniemówił z oburzenia. Pokładałam się ze śmiechu.
Była to dobra historyjka do opowiedzenia u Ady. Po wyjściu od Dominików przeszłam przez plac Wolności. Potem przez jedną uliczkę biegnącą przez park, przez dwie kolejne i dotarłam do domu Ady. Mieszkają w nim trzy czy cztery rodziny, nigdy dokładnie nie sprawdziłam. Nie jest to rozbudowany dom jednorodzinny, tylko mała kamieniczka z wysokim dachem krytym czerwoną dachówką karpiówką. Stoi na nieogrodzonej działce otoczona starymi i wysokimi drzewami jak w parku.
Pokoje w mieszkaniu są duże. Dwa z nich łączą wytworne, przeszklone drzwi, duma rodziców Ady.
Zarówno rodzice Ady jak i Maryli należą do zasiedziałych i szacownych rodzin miasteczka. Wszystko w ich domach jest tradycyjne i właściwie dobrane. Zgodne z duchem czasu i zajmowaną pozycją społeczną. Wiedzą, jakie należy posiadać serwetki, ręczniki, obrusy, rękawice do gorących naczyń, formy do ciast, łazienkowe wieszaki i tak dalej. Dla mnie stanowią autorytet w dziedzinach, w których moja rodzina hołduje swobodzie i indywidualizmowi.
Ada ucieszyła się. Od soboty uzbierało się trochę spraw wymagających omówienia. Zaczęłam opowiadać o Ryśku, bo wiedziałam, że sprawię jej przyjemność.
Rodzice z młodszym bratem Ady wyszli na niedzielną wizytę do babci. Brat Ady, Maciek, ma piętnaście lat i chodzi do ostatniej klasy podstawówki. Kiedyś strasznie chciał dołączyć do paczki Konrada, ale dla chłopaków był za młody, o czym poinformowali go dość obcesowo. Przez krótki czas udawało mu się zwabiać ich do klubu, który zorganizował w piwnicy domu. Parę razy przyszli tam posłuchać muzyki, przykleili nawet kilka swoich plakatów z wymalowanymi portretami zespołów. Ale po dwóch miesiącach przerobili na klub pralnię w piwnicy Dominików i przestali przychodzić do Maćka. Teraz Maciek siedział w swoim klubie z kumplami z podstawówki i opowiadał im, jak było fajnie, kiedy przychodzili tu chłopaki z placu Wolności.
Rodzice Ady nie są towarzyscy i nie przepadają za wizytami jej przyjaciół. Teraz, pod ich nieobecność, mogłyśmy poruszać się po domu zupełnie swobodnie. Wybrałyśmy kuchnię. Ada zaparzyła kawę. W moim domu nie pija się kawy. Nikt też nie bierze leków na serce, wątrobę i nadciśnienie. Stąd połowa kultowych tematów rozmów rodzinnych jest mi obca.
Ada uwielbia piosenkę „Ground Control” Dawida Bowiego. Muszę jej ciągle słuchać.
Wymieniłyśmy kilka uwag na temat dziewczyn ze szkoły. Ada uważa, że Iśka Sawka jest najładniejszą dziewczyną w klasie. Ja jestem podobnego zdania, ale uważam, że ten typ urody nie przyciąga wzroku. Iśka ma bardzo regularne rysy i trochę niepokojący, drapieżny wyraz twarzy, być może z powodu lekko orlego nosa i cofniętych zębów. Oczywiście, zgrabna jest bezwzględnie.
Bardzo intrygująca wydaje mi się Julia. Ada nie zgadza się ze mną.
– A wiesz – powiedziała nagle Ada – że ciebie też kiedyś dziewczyny brały pod uwagę jako najładniejszą w klasie?
Byłam tak zaskoczona, że nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Niemożliwe, pewno po znajomości zgłosiłaś moją kandydaturę – zaśmiałam się głupio.
– Faktycznie. Ale i tak wybrano Iśkę Sawkę – podsumowała Ada.
Ada i inne koleżanki doceniają od czasu do czasu moją urodę. Na dowód wskazują tego czy tamtego, który się na mnie gapi. Nikt jednak nie widzi mnie w roli czyjejś dziewczyny.
– To może polecimy do Maryli – zaproponowała Ada.
– Muszę wracać do domu – powiedziałam. – Idź sama.
I poszłyśmy. Ja do siebie, a Ada do domu przy placu Wolności, gdzie jak zwykle dzieją się same ciekawe rzeczy.
Jednak tym razem ciekawsza rzecz wydarzyła się na moim osiedlu. I to w pobliżu naszego bloku.
Kiedy wróciłam, mama nakrzyczała na mnie, że włóczę się po nocy.
Właśnie zamierzałam wspomnieć o jej wieczornych powrotach z pracy do domu, gdy babcia wyskoczyła z rewelacją. Była milicja. Przepytywali wszystkich w całym bloku. Babcia nie wiedziała, czy zwykli dzielnicowi, czy jacyś detektywi i śledczy.
W każdym razie chodziło o to, że pod śniegiem znaleziono zwłoki jakiegoś faceta. Nie zamarzł. Ktoś go zastrzelił. Normalnie zastrzelił z broni palnej, tak jak na filmie kryminalnym.
Nie mogłam wręcz uwierzyć. Ktoś zabił człowieka, a potem zakopał go pod śniegiem tuż przy ścianie naszego budynku od strony budowy.
Brr, okropne.
Dobrze, że mnie nie było, kiedy go znaleźli, odetchnęłam z ulgą.
Szkoda, że mnie nie było.