Dziewczyny, którymi byłam - ebook
Dziewczyny, którymi byłam - ebook
Nora, znana również jako Rebecca, Samantha, Haley, Katie i Ashley – dziewczyny, którymi była – jako córka zawodowej oszustki i naciągaczki zawsze wychodzi z opresji obronną ręką. Kiedy wraz z Wesem (byłym chłopakiem) i Iris (nową dziewczyną) trafia w sam środek napadu na bank i wszyscy troje zostają zakładnikami, Nora będzie musiała wykorzystać wszystko, czego nauczyło ją życie.
Przestępcy nie mają pojęcia, z kim będą musieli się zmierzyć…
Prawa do adaptacji powieści zapewnił sobie Netflix. Producentką i odtwórczynią roli głównej jest gwiazda Stranger Things Millie Bobby Brown.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8265-508-7 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
8 sierpnia, 9.09
Dwadzieścia minut, nie więcej.
Powtarzałam to sobie od samego rana. Tylko dwadzieścia minut. Spotkamy się na parkingu, wejdziemy, wpłacimy pieniądze i będzie niezręcznie, będzie nawet bardzo niezręcznie, ale to tylko dwadzieścia minut, nie więcej.
Wytrzymam dwadzieścia minut w towarzystwie byłego chłopaka i nowej dziewczyny. Będzie niezręcznie, ale poradzę sobie. Jestem przecież mistrzynią.
Zorganizowałam nawet pączki, mając nadzieję, że pomogą uspokoić sytuację po wczorajszym tête-à-tête – przerwanym – co oczywiście spłyca to, co się stało. Okej, wiem, że słodkie ciasto z głębokiego tłuszczu nie jest lekiem na całe zło, ale heloł. Wszyscy lubią pączki. Szczególnie te z posypką. Albo ze skwarkami. A najlepiej z posypką i skwarkami naraz. Dlatego kupuję pączki – i kawę, bo do Iris lepiej nie podchodzić bez broni, dopóki nie przyjmie porannej dawki kofeiny. No i oczywiście spóźniam się przez to wszystko. Czekają już, kiedy podjeżdżam pod bank.
Wes wysiadł z pick-upa. Wysoki blondyn opiera się o otwartą klapę poobijanej paki, a obok leży koperta z gotówką z wczorajszego wieczoru. Iris siedzi na masce swojego volvo. Ma na sobie pastelową sukienkę, a wiatr porusza jej lokami, kiedy bawi się zapalniczką, którą znalazła przy torach. Kiedyś podpali sobie włosy, słowo honoru, że tak to się skończy.
– Spóźniłaś się – wita mnie Wes, ledwie wysiadam z samochodu.
– Byłam po pączki. – Podaję Iris kawę, a ona zeskakuje z maski volvo.
– Dzięki.
– Dobra, możemy mieć to już za sobą? – pyta Wes. Nawet nie spojrzał na pączki. Czuję ucisk w żołądku. Znowu? Serio? Jak możemy do tego wracać? Po tym wszystkim?
Zaciskam usta, ale staram się nie okazywać irytacji.
– Jak chcesz. – Odkładam kartonik z cukierni do samochodu. – Idziemy. – Biorę kopertę z tylnej klapy pick-upa.
Dopiero co otworzyli, więc w banku przed nami są tylko dwie osoby. Iris wypełnia formularz wpłaty, ja zajmuję miejsce, a Wes staje za mną.
Kolejka przesuwa się do przodu, kiedy Iris wraca z gotowym blankietem, bierze ode mnie kopertę i chowa do torebki. Patrzy zmęczonym wzrokiem na Wesa, potem na mnie.
Przygryzam usta. Jeszcze tylko kilka minut.
Iris wzdycha.
– Słuchaj – zwraca się do Wesa, opierając dłonie na biodrach. – Niefajnie, że tak się dowiedziałeś. Łapię. Ale...
Iris nie może dokończyć zdania.
Ale nie przez Wesa.
Przerywa jej facet stojący przed nami. Nie tyle przerywa, co uniemożliwia jej dokończenie zdania. Bo uznaje, że to najlepszy moment, żeby wyciągnąć spluwę i zacząć napad na bank.
O cholera, to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy. Druga to na ziemię! A trzecia to wszyscy zginiemy, bo zachciało mi się pączków z bekonem!– 2 –
9.12 (15 sekunda napadu)
Porywacz – biały mężczyzna, jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, może trochę ponad, brązowa kurtka, czarny T-shirt, czerwona czapka z daszkiem, jasne oczy i brwi – krzyczy: „WSZYSCY NA ZIEMIĘ!” – jak każdy szanujący się przestępca napadający na banki. Na co my oczywiście rzucamy się na podłogę. Zupełnie tak, jakbyśmy wszyscy byli kukiełkami i ktoś w jednej chwili przeciął nam sznurki.
Nie mogę złapać tchu. Przez sekundę czuję potężną kluchę strachu w gardle, piersi i żołądku. Wręcz pali mnie od środka i uciska, i chcę wykaszleć ją z siebie, ale boję się, że przyciągnęłabym jego uwagę.
A nie wolno przyciągać uwagi. Znam zasady, bo nie pierwszy raz tu jestem. To znaczy nie tu, bo nigdy wcześniej nie byłam zakładniczką w czasie napadu na bank, ale czasem mam wrażenie, że wychowałam się na linii frontu.
Kiedy ktoś celuje do ciebie z broni, to wygląda to zupełnie inaczej niż na filmach. W tych pierwszych sekundach nie ma żadnego bohaterstwa. Tylko drgawki z przerażenia i strach tak silny, że można się zsikać w spodnie. Dotykam ramienia Iris i czuję, że cała się trzęsie. Chcę przesunąć rękę i chwycić jej dłoń, ale się powstrzymuję. A jeśli ten gość uzna, że sięgam po broń? W Clear Creek każdy ma broń. Każdy. Więc nie mogę ryzykować.
Po mojej drugiej stronie leży Wes. Jest spięty, a mnie wystarczy sekunda, żeby połapać się, dlaczego: bo przygotowuje się, żeby rzucić się na gościa w czerwonej czapce. Mój były – cały on, jeśli ktoś chce wiedzieć. Wes działa instynktownie i jest pełen poświęcenia, a przy okazji absolutnie nie ma wyczucia chwili, gdy chodzi o niebezpieczne sytuacje.
Tym razem się nie waham. Muszę działać – bo inaczej Wes zaliczy kulkę. Dotykam jego uda, tuż poniżej szortów, i wbijam mu paznokcie w skórę. Odwraca się gwałtownie w moją stronę, więc patrzę na niego i przekazuję mu spojrzeniem: ani mi się waż! Kręcę głową i znów przesyłam mu to spojrzenie. W jego uniesionych brwiach niemal dosłownie widzę jego ale Nora... Mimo to w końcu poddaje się i rozluźnia.
Dobrze. Bardzo dobrze. Oddychaj. Skoncentruj się.
Napastnik. Krzyczy na kobietę za biurkiem. Kobieta za biurkiem – jest sama? Dlaczego jest tylko ona? – Ma blond włosy, czterdzieści kilka lat, a na nosie okulary na srebrnym łańcuszku. Mój mózg pracuje na podwyższonych obrotach i zapamiętuje wszystko, na wypadek, gdybym mogła tego potrzebować.
Gość krzyczy coś o dyrektorze banku. Trudno usłyszeć, o co mu chodzi, bo kobieta ryczy histerycznie. Cała się trzęsie, ma czerwone policzki i jeśli przypadkowo nie uruchomiła cichego alarmu, to na sto procent nie zrobiła tego w ogóle. Na broń przy twarzy reaguje totalną paniką.
Nie dziwię się jej. Nikt nie wie, jak zareaguje, dopóki nie spojrzy prosto w lufę.
Żadne z naszej trójki nie zemdlało, więc chyba jest okej. Jak na razie. A to dużo.
Ale jeśli ktoś ma nas z tego wyciągnąć, nie możemy liczyć na pracowniczkę banku. Na szeryfa też nie, bo bez alarmu nie będzie wiedzieć, że ma przyjechać. Spoglądam w lewo, najbardziej jak się da bez poruszania głową. Czy ta kobieta za biurkiem naprawdę jest tu sama? Może druga osoba się gdzieś ukrywa? I co z ochroniarzem? Czy w tym oddziale w ogóle mają ochroniarza?
Kroki, gdzieś za mną. Spinam się, a Iris wzdycha krótko. Przyciskam ramię do jej ramienia, jakbym mogła dotykiem przekazać jej trochę otuchy. Choć gdy pojawia się broń, otucha przestaje się liczyć.
Spokojnie. Kroki – szybkie. Kiedy mnie mijają, w moim polu widzenia pojawia się shotgun z obciętą lufą. Gość, który go trzyma, idzie w stronę biurka. Czuję ucisk w piersi, przerażenie i mdłości. Pierwszy facet nie jest sam. Jest ich dwóch.
Dwóch napastników. Obaj biali. Czyste dżinsy, ciężkie buciory. Czarne T-shirty, bez napisów.
Przełykam głośno, choć w ustach mam Saharę, a moje serce podryguje w rytm słów piosenki wszyscy tu zginiemy, niech to cholera, wszyscy zginiemy.
Pocą mi się dłonie. Zaciskam je – Boże, ile czasu już minęło? Dwie minuty? Pięć? Czas płynie zabawnie powoli, kiedy przywierasz do podłogi z bronią w okolicach twarzy – po raz pierwszy myślę o Lee.
O, nie! Lee.
Siostra mnie zabije, jeśli dam się postrzelić. Ale najpierw dopadnie tego, kto mi to zrobił. Z zemsty uczyni misję swojego życia. A Lee jest przerażająca, kiedy traktuje coś jak misję. Mówię to na podstawie doświadczenia, bo kiedy miałam dwanaście lat, Lee uwolniła mnie od matki tak wyrafinowaną intrygą, że nawet Królowa Wszystkich Intryg nie zauważyła, co się święci. Teraz siedzi w więzieniu... nie Lee. Mama.
I to ja pomogłam ją tam wpakować.
Nie mogę pozwolić, żeby strach przejął nade mną kontrolę. Muszę zachować spokój i znaleźć jakieś wyjście. To problem. Problem trzeba rozpracować, żeby go rozwiązać.
Kto był w banku, kiedy weszliśmy do środka, oczywiście poza pracowniczką zza biurka? Próbuję sobie przypomnieć. Jakaś kobieta na początku kolejki. Czerwony Daszek odsunął ją, zanim zaczął wrzeszczeć. Teraz klientka banku leży na podłodze po mojej lewej stronie, a nieco dalej jej torebka. Szary Daszek zaszedł nas od tyłu. To znaczy, że musiał siedzieć w poczekalni.
Żołądek zwija mi się w ciasny supeł, kiedy przypominam sobie, kogo jeszcze tam zauważyłam: dziewczynkę. Nie mogę odwrócić głowy na tyle, żeby sprawdzić, gdzie jest teraz, ale pamiętam, że zwróciłam na nią uwagę, kiedy wchodziłam.
Ile może mieć lat? Jedenaście, najwyżej dwanaście. Czy to córka kobiety z początku kolejki? Pewnie tak.
Ale ją mam w polu widzenia i doskonale widzę, jak się zachowuje: ani razu nie spojrzała w stronę krzeseł, gdzie siedział ten dzieciak.
Czyli okej. Pięcioro dorosłych, albo prawie dorosłych. Jedno dziecko. Dwóch rabusiów. I dwie sztuki broni. Przynajmniej dwie. Możliwe, że więcej.
To nie są dobre proporcje.
– Musimy zejść do piwnicy. – Czerwony Daszek dźga kasjerkę lufą w twarz. To nie pomaga. Kobieta jest jeszcze bardziej przerażona, a jeśli dalej tak będzie robił...
– Przestań krzyczeć.
Po raz pierwszy słyszę Szarego Daszka. Ma szorstki, mrukliwy głos, ale nie dlatego, że nie chce, żebyśmy go po nim poznali, tylko tak po prostu mówi. Jakby dotychczasowe życie wyrwało mu wnętrzności i zostawiło tylko ślad wcześniejszego głosu. Czerwony Daszek momentalnie się cofa.
– Zajmij się kamerami – poleca Szary Daszek. Gość w czerwonej czapce z daszkiem biegiem omija biurko kasjerki, przecina przewody kamer i wraca do Szarego Daszka.
Iris napiera na mnie ramieniem. Obserwuje porywaczy równie uważnie jak ja. Też się napinam, żeby wiedziała, że wszystko widzę.
Gość w czerwonej czapce z daszkiem wykonał pierwszy ruch, ale to nie on jest szefem.
– Gdzie jest Frayn? – pyta Szary Daszek.
– Jeszcze nie przyjechał – odpowiada kasjerka.
– Kłamie – prycha Czerwony Daszek. Ale nerwowo oblizuje usta. Przestraszył się samej ewentualności.
Kim jest ten cały Frayn?
– Sprawdź – rozkazuje Szary Daszek.
Widzę buty gościa w czerwonej czapce z daszkiem. Mija mnie i idzie dalej, do lobby.
Wykorzystuję moment. Kiedy jestem pewna, że Czerwony Daszek jest poza zasięgiem wzroku, a Szary skupia się na kasjerce, odwracam głowę w prawo. Dziewczynka leży skulona pod stolikiem na środku poczekalni i nawet z tej odległości widzę, że cała drży.
– Dziecko! – szepcze Wes. On też na nią patrzy.
Wiem! Odpowiadam, bezgłośnie poruszając ustami. Bardzo bym chciała, żeby mała spojrzała w moją stronę, bo mogłabym przynajmniej przesłać jej uspokajające spojrzenie, jednak dziewczynka leży z twarzą wciśniętą w brzydki brązowy dywan.
Kroki. Ponownie czuję ucisk strachu w klatce piersiowej, bo wraca Czerwony Daszek.
– Biuro dyrektora jest zamknięte.
W jego głosie słychać ślad paniki.
– Gdzie jest Frayn? – warczy Szary Daszek ponownie.
– Spóźnia się! – piszczy kobieta. – Pojechał po Judy, drugą kasjerkę. Samochód jej nie odpalił. Już powinien wrócić.
Coś jest nie tak. Nie wiem, jaki był plan, ale już sam początek się posypał. A z doświadczenia wiem, że kiedy ludzie coś schrzanią, mają dwa wyjścia: uciekają albo pogarszają sprawę.
Przez chwilę mam wrażenie, że wybiorą pierwszą alternatywę. Wyjdziemy z tego z nerwicą i historią, która zapewni nam darmowe kolejki na każdej imprezie do końca życia. Chwilę później moja nadzieja sypie się jak domek z kart.
Zupełnie jakbym oglądała świat w zwolnionym tempie. Otwierają się drzwi i do banku wchodzi ochroniarz, którego nieobecność tak bardzo mnie zdziwiła. W ręku trzyma tackę z kubkami kawy.
Nie ma szans. Czerwony Daszek – impulsywny, nerwowy i zdecydowanie zbyt przerażony – pociąga za spust, zanim ochroniarz ma szansę rzucić przyniesione cappuccino i sięgnąć po paralizator.
Tacka upada na podłogę. Ochroniarz ułamek sekundy później. Na jego barku wykwita czerwona plama, z początku nieduża, lecz z każdą chwilą coraz większa i większa.
Wszystko dzieje się bardzo szybko, jakby ktoś błyskawicznie przerzucał kartki książki. W tej chwili skończyły się żarty: przed pociągnięciem za spust istnieje mizerna szansa, że jakoś to będzie.
Po pierwszym strzale? Nic z tego.
Kiedy strażnik pada na podłogę, ktoś – kasjerka – zaczyna krzyczeć.
Wes rzuca się w naszą stronę, żeby nas osłonić, a my zwijamy się i przywieramy do siebie, aż stajemy sie bezładną plątaniną rąk i nóg, i strachu, i pokręconych uczuć, których nie powinniśmy lekceważyć, wszystkiego, co się dzieje i... mnie?
Ściskam w dłoni telefon. Nie wiem, czy będę miała jeszcze jedną szansę. Wyjęłam go z kieszeni, kiedy Szary Daszek, przeklinając głośno, minął naszą plątaninę, by rozbroić strażnika i zbluzgać kolegę. Wes się na mnie opiera, więc ledwie jestem w stanie ruszać ręką, ale udaje mi się wysłać wiadomość do Lee.
Oliwka. Sześć liter. Nie przepadam za oliwkami. Formalnie rzecz biorąc, to owoc, tak samo jak pomidor.
Możliwe, że to klucz do naszej wolności. Od kiedy tylko znam moją siostrę, to nasze słowo bezpieczeństwa. Bo jesteśmy dziewczynami gotowymi na zawieruchę.
Lee przyjedzie. Moja siostra nigdy nie zawodzi.
I nie przyjedzie sama.– 3 –
Zapis tekstowy rozmowy telefonicznej między
Lee Ann O’Malley i zastępczynią szeryfa
Jessicą Reynolds
8 sierpnia, 9.18
Zastępczyni Reynolds: Reynolds, słucham.
O’Malley: Jess, Lee z tej strony. Możesz sprawdzić, czy ktoś w banku uruchomił cichy alarm? Chodzi konkretnie o oddział przy Miller Street, obok tej pączkarni zamkniętej w zeszłym roku.
Zastępczyni Reynolds: Mamy robotę? Co się dzieje?
O’Malley: Nie, nic takiego. Nora przesłała mi słowo bezpieczeństwa.
Zastępczyni Reynolds: Macie słowo bezpieczeństwa?
O’Malley: To przecież nastolatka. Oczywiście, że mamy słowo bezpieczeństwa! Przed przyjściem do biura miała pojechać wpłacić pieniądze z wczorajszej zbiórki. Sprawdziłam lokalizację jej komórki i cały czas jest w banku.
Zastępczyni Reynolds: Pamiętam, że padła dzisiaj nazwa tego banku przez radio, ale alarmów żadnych nie mam. Czekaj, sprawdzę... o, już wiem. Dyrektor banku miał wypadek samochodowy w drodze do pracy. Wzięli go do szpitala. Może Nora się wygłupia?
O’Malley: Na pewno nie. Dobra, jadę sprawdzić, co tam się dzieje.
Zastępczyni Reynolds: Spotkamy się na miejscu. Nie wchodź beze mnie, okej?
Zastępczyni Reynolds: Lee?
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------