- W empik go
Dziewica Orleańska: ustęp z dziejów Francyi - ebook
Dziewica Orleańska: ustęp z dziejów Francyi - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 510 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Położenie Francyi przed ukazaniem się dziewicy Orleańskiej ,
Rozległa monarchia Karola W. rozpadła się pod jego następcami na trzy osobne państwa: na Włochy, Niemcy i Francyą. Oderwały się oraz i w udzielne dzielnice zamieniły królestwa Nawarry i Burgundyi. Sto lat utrzymali się na tronie Francji Karolewicze, ale coraz słabszem ramieniem władający berłem. Z końcem X. wieku dostała się na tron familia Kapetów. Hugo Kapet hrabia na Paryżu i Orleanie książę na Isle de France i dziedzic licznych włości w Pikardyi i Szampanii nie sięgał powagą królewską po za granice dziedzictwa swego, taka już wówczas była możność i niezawisłość wazalów państwa. Jakoż historya panowania pierwszych Kapetów przedstawia ciągłą walkę, nieustanne ucieranie się króla z wazalami, i dążność zwiększenia posiadłości koronnych. Filip August, Ludwik VIII. i Ludwik IX, potrafili to kupnem, to spadkiem, to ożenkiem, to zaborom postawić powagę królewska na okazalszej stopie. Najwięcej jednak podniósł potęgę monarszą Filip IV. zwany pięknym przez powołanie trzeciego stanu do zgromadzeń narodowych, czem otworzył sobie źródło dochodów i siły ku powściągnieniu i przygnieceniu potężnych wazalów państwa.
Od dawna była Normandia lennem księstwem korony francuskiej. Normanie, zaborcy z północy, z tego samego pokolenia, co Rurykowie, zdobywcy Słowiańszczyzny na wschodzie, puszczając się lekkiemi statkami, które zwali rumakami morskiemi, napadali nadbrzeżne kraje Europy, i Rollo ich naczelnik już na początku X. wieku zająwszy u ujścia Sekwany północne wybrzeża Francyi, dał początek rodzinie książąt Normandzkich, lenników korony francuskiej. Z nich Wilhelm, zwany zdobywca sławną bitwą pod Hastings (1066.) zdobył sobie prawa do korony angielskiej. Urosły ztąd niebezpieczne dla Francyi stosunki. Jej wazal był potężnżejszym monarchą, niżeli pan jego lenny, a jego lennicze posiadłości na zżemi francuskżej coraz bardziej się rozszerzały, to siłą oręża, to wianem żon zwiększane. Dom Plantagenet idący z bocznej linii książąt Normandzkich ujrzał się niebawem w posiadaniu blisko trzeciej części ziemi francuskiej. Hrabstwa Anjou, Touraine, Maine, księstwo Normandyi i zwierzchnictwo nad Bretanią były już w ręku Henryka z Anjou, któremu Eleonora księżna na Guienne przyniosła nadto w wianie rozległe posiadłości dziedziczne: Guienne, Poitou, Saintonge, Auvergne, Perigord, Angoumois i Limousin. Gdy tenże hrabia Anjou pod imieniem Henryka II. wstąpił na tron Anglii, przewidzieć można było, że z tak groźnego dla Francyi stosunku wyrodzą się długie i krwawe walki między obudwoma narodami, które albo całkowitym zaborem Francyi, albo utratą prowincyi lennych dla Anglii skończyć się będą musiały. Było bowiem rzeczą naturalną, że królowie francuscy tak potężnego wazala w kraju własnym pozbyć się i słabić go będą chcieli, i że z drugiej strony królowże angielscy, wdarłszy się już tak głęboko we wnętrze sąsiedniego narodu, rozłakomieni czychać będą na sposobność zajęcia reszty kraju. Nieustanne zatargi Henryka II i jego następców we własnem królestwie, tudzież niezgody i zamieszki członków rodziny królewskiej stały zrazu tym widokom na przeszkodzie; sprawiły nawet, że Francya korzystając ze słabości nieprzyjaciela, jednę prowincyę po drugiej odrywała od posiadłości angielskich. Filip August zawezwał króla Jana zwanego bez ziemi przed sąd swój, jako pan lenny, wazala swego, którego Konstancya księżna na Bretanii oskarzyła o zamordowanie Artura jej syna, a królewskiego synowca, bliższe prawa, aniżeli Jan, do tronu mającego. Na mocy zapadłego wyroku wyzuł go z praw lennych nad Normandyą i takową wraz z hrabstwami. Tourraine, Maine, Anjou i części Poitou do korony swojej przyłączył (1206.). Zabory te ponowionemi traktatami za Ludwika IX. (1259.) i za Filipa IV. (1303.) potwierdzone zostały, a król angielski do godności księcia francuskiego na Guienne wyniesionym i parem Francyi ogłoszonym został.
Wszakże od wstąpienia na tron Anglii Edwarda III. zmieniają się te pomyślne dla Francyi stosunki. Rozpoczyna się odtąd stuletnia zacięta i krwawa wojna, niesłychanemi klęskami, które spaść miały na Francyą, brzemienna, i byłaby się jej zupełnym upadkiem skończyła, gdyby jej od zguby nie była uratowała dziewica Orleańska. Całe to stu – lecie od połowy XIV. do połowy XV. wieku jest połączoną historyą dwóch narodów Anglii i Francyi, krwawemi rysami nakreśloną.
Po śmierci Filipa pięknego, który z Kapetów najwyżej podniósł siłę i potęgę Francyi (1314.), następowali krótko po sobie trzej jego synowie Ludwik X., Filip długi i Karol piękny. Ich siostra Izabella była za Edwardem II. królem angielskim. Puściwszy cugle nierządnemu życiu zbuntowała naród przeciwko mężowi, osadziła go w więzieniu, a nareszcie zamordować kazała. Wysłani siepacze rozpalony rożen wtłoczyli mu z tyłu do wnętrzności i tym sposobem uśmiercili. Straszliwe są dzieje dzieci Filipa IV., bo i starszy syn jego kazał zamordować żonę swoje. Zda się, że ciążyło na nich przekleństwo Bonifacego VIII. papieża, który padł ofiarą zemsty ich ojca. Wszyscy trzej synowie pomarli bez zostawienia potomstwa płci męskiej; a ponieważ prawo Salickie, nie wyłączające córek z następstwa, pomijano, bo wedle objaśnień parlamentu paryzkiego tylko do dziedzicznych posiadłości panującego, a nie do korony ściągać się miało; dostała się więc na tron familia Walezych, gdy ze śmiercią Karola IV. panująca męska linia Kapetów wymarła. Filip Walezy syn Karola Walezego, brata Filipa pięknego został przez stany państwa powołanym do tronu i koronowanym 1328. roku. Z nim rozpoczyna się druga linia Kapetów zwana Walezyuszowa, z której także Polska w XVI. wieku na krótki czas obrała sobie króla.
Atoli Edward III. król angielski utrzymywał, że ma bliższe prawa do korony francuskiej, niżeli Walezyuszowie. Matka jego Izabella była córką Filipa IV. i siostrą trzech ostatnich monarchów; jego pokrewieństwo bliższe zatem krwi panującej we Francyi, bo drugiego stopnia, niżeli pokrewieństwo Filipa Walezego, które się aż do dziada, ojca Filipa pięknego odnosi. Na mocy tych praw opartych na odrzuconej ustawie Salickiej przybrał Edward tytuł "króla Francyi." Filip VI. wyzuł go za to z księstwa Guienne, i rozpoczęła się wojna na zabój. Pierwszym jej teatrem była Bretania i Flandrya. W bitwie nad ujściem Skałdy (1340.) utraciła Francja całą swoję flottę 230 okrętów i 30,000 wyborczego wojska. W bitwie pod Crecy (1346.) poległ kwiat rycerzy, na ich czele hrabia z Alençon, brat królewski, książęta Lotaryngii i Burbon; hrabiowie z Flandryi, Blois, Vaudemont i Aumale. Poległ także król Majorki i Jan król czeski, który zwykł był mawiać, że bez Paryża żyć nie może, bo to jeszcze jedyny dwór rycerski. Zgoła zginęło w tej krwawej bitwie, a raczej rzezi jedenastu książąt, 80 wazali, co na czele swych hufców walczyli, 1200 rycerzy ciężko zbrojnych i przeszło 30,000 innego wojska. Celni łucznicy Edwarda i artyllerya, której tu po raz pierwszy użyto, dopomogły do tak przeważnego zwycięstwa. "Taki był huk – powiada Villani pisarz współczesny, – jak gdyby się rozlegał gniewliwy grzmot Boga." Już poprzednio cała Normandya przez nieprzyjaciół była zajęta; niszczona i pustoszona przez wojska zaciężne Gallów i Irlandów została na całe wieki wstrzymana w kulturze i zamożności, do jakiej przez pokój długoletni była doszła. Głównym charakterem i jakby zadaniem tej wojny było niszczenie. Wsie, miasta i zamki płonęły ogniem. Spalono St.-Germain, Bourg-la-Reine, Saint-Cloud i Boulogne tuż pod Paryżem.
Po zwycięstwie pod Crecy Edward obiegł Calais, będące kluczem Francyi od strony Anglii. Oblężeni, zacięci korsarze handlu angielskiego, widzieli, co ich czeka i dla tego mimo klęsk głodu i chorób do ostatniego rok cały trzymali się. Nareszcie gdy wszelka nadzieja odsieczy znikła, musieli się poddać (1347.). Co się z mieszkańca uratowało od głodu i śmierci, rozpędzono, a koloniści z po za kanału zaludnili Calais, które odtąd przez 200 lat zostając w ręku Anglików było dla nich wrotami otwartemi, prowadzącemi w samo serce Francyi.
Wśród tych niepowodzeń i spustoszeń wojennych nawiedzały Francją inne jeszcze klęski, moralne i fizyczne. Zachwiała się wiara we wszystko, co dotąd uważano za święte. Dwie wielkie powagi wieków, z dwóch wielkich idei czasu płynące: – Cesarz, jako najwyższa władza świecka, i Papież, jako najwyższa władza duchowna – poterane przez tych, co byli silniejsi, upadły i urok straciły. Odkąd stolica apostolska przeniesioną została do Awinionu – miasta sławnego z rozpusty, papieże byli tylko narzędziem królów francuskich, i świeży jeszcze był w pamięci gorszący proces pośmiertny przeciw Bonifacemu VIII. Taki był upadek moralny umysłów, że rozumiano, iż koniec świata jest bliski. Nawet rok wyznaczono (1365.), w którym miało nastąpić jego skończenie przez ogień. Czasy rycerskie się rozwięzywały, kupcy się tylko bogacili, acz wystawieni na rabunek włóczącego się żołdactwa. Krucyata święta zamieniła się w krucyatę handlową. Okręty przewożące niedawno rycerzy krzyżowych do Azyi, teraz ztamtąd przywoziły cukier i cynamon. Zysk i złoto, to wiara kupczącego świata, im poświęca znoje i trudy, dla nich odległe podróże i pielgrzymki podejmuje, wystawia się na śmierć i męczeństwo. Boskość rozwiała się, a sama materyalność została, jak osad na spodzie. Nie warto było, aby świat istniał dla niej, i życie musiało być bez wartości. Jakoż nadzwyczajna pokazała się śmiertelność w ostatnich leciech panowania Filipa Walezego. Włości i miasta całe się wyludniały.
Jest to filozoficzne spostrzeżenie, że człowiek tem dłużej żyje, im więcej dla idei jakiej żyje, a że przeciwnie materyalne życże prędko się zużywa. To samo na wielką skalę dzieje się w narodach. Nie warto żyć, aby żyć tylko. – Na domiar złego powstało morowe powietrze, zwane czarną zarazą ze wszystkiemi okropnościami tak moralnemi jak fizycznemi. Poczęło się w Prowancyi w dzień Wszystkich Świętych r. 1347. i ztamtąd szerząc się ku północy dziesiątkowało mieszkańców. Miejscami całe okolice wymierały. W Paryżu na dzień umierało 500 – 800 osób: Nabrzmiałość ciała na słabiznach była niezawodnym znakiem zarazy, która najdalej w trzech dniach zabijała. Palono i mordowano żydów, czy na przebłaganie nieba, czy że ich posądzano, że tę zarazę sprowadzili. W Niemczech, gdzie papież włożył inderdikt na tych, co trzymali z cesarzem Ludwikiem bawarskim i gdzie dla tego wśród pomoru nabożeństwo nawet po kościołach ustało, i księża posługi kapłańskiej odmawiali, pojawiła się sekta flagellantów, czyli biczowników. Nosili czerwone krzyże i obnażeni chłostali się rózgami i żelaznemi kolcami, i gdy tak krew broczyła z ich plecy, szli w processyi z miasta do miasta, ze wsi do wsi, śpiewając pieśni, jakich nie słyszano nigdy. Biczownicy pokazali się także w północnej Francji, i mimo zakazu papieża i króla, który ich kazał rozpędzać, urośli do liczby ośm kroć sto tysięcy. Boccacio w swoim Decamerone, zkąd także Bulwer dobierał farb do przewybornego obrazu owych wieków w Rienzim, podaje nam straszliwy wizerunek onych spustoszeń wśród upadłej na duchu ludzkości. Brzydki egoizm opanował umysły. Żona ociekała od tkniętego zarazą męża, matka opuszczała własne zarażone dzieci. Nikt nikomu pomocy nie dawał, albo ją trzeba było złotem okupywać. Służba kradła i opuszczała panów. Inni zamykali się i szałem roskoszy zmysłowych rozpędzali postrach śmierci. Poświęcenia się z miłości dla bliźniego nie było – litość w sercach zamarła.
Reakcya nie równie była burzliwa i zmysłowa. "Po ustaniu tej plagi, powiada kontynuator Wilhelma de Naugis, którego przytacza Michelet – co pozostało przy życiu z mężczyzn i kobiet, żeniło się na potęgę. I szczególna się pokazała żywotność krwi. Nie znalazłeś niepłodnej niewiasty, gdzieś spojrzał, widziałeś kobiety brzemienne, a rodziły po dwoje i po troje dzieci naraz." Dzika, materyalna roskosz życia nastąpiła na chwilę po jego moralnem obrzydzeniu. Po nad mogiłami pomarłych odbywały się orgie ich spadkobierców, uwolnionych z postrachu śmierci. I na dworze Filipa brzmiały wesoła. On sam w 58. roku życia pojął ośmnastoletnią Biankę, którą dla syna był wybrał, ale ujrzawszy jej urodę, sam wolał zostać jej mężem. Wszakże nie długo cieszył się tem szczęściem. Umarł 1350. r. i zostawił Janowi swemu następcy z rządami oraz i klęski Francyi, których domiar miał dopiero nastąpić.
Po ustąpieniu Edwarda z ziemi francuzkiej syn jego książę Walis, jak nasz Zawisza od czarnej zbroi zwany Czarnym, który już był dał dowody męstwa i talentu wojennego w bitwże pod Crecy, prowadził dalej wojnę i pustoszył mianowicie prowincye południowe Francyi. Languedoc, Auvergne, Limousin, Berri, i bogate okolice Loary przedstawiały smutny obraz zniszczenia. Wina, owoce, i zboża uprowadzono na statki angielskie, a czego uprowadzić niemożna było, niszczono i roztrwoniono. Nie wielka była liczba nieprzyjaciela i Jan Walezy postanowił przeważnemi na niego uderzyć siłami. Książę Walis zajął mocne stanowisko pod Poitiers, ale mając pięćkroć liczniejszego nieprzyjaciela przed sobą począł traktować, i ofiarował oddać wszystkie zabory i przez siedm lat nie podnieść broni przeciw Francyi. Jan, pewny zwycięstwa, odrzucił te ofiary i chociaż mógł Anglików głodem do poddania się przymusić, sądził przecie być godniejszą rzeczą rycerza, orężem w ręku go pokonać. Rozpoczęła się więc bitwa. Jazda francuska postępowała w massie do attaku. Ale wężyny miejsc nie pozwoliły jej się rozwinąć, a gdy się pod celnemi strzałami łuczników angielskich mieszać i zwracać poczęła, w odwrocie rozbijała szeregi własnej ściśnionej piechoty. W tę chwilę zeszedł nieprzyjaciel z pozycyi swojej i straszna rzeź rozpoczęła się. Trzej starsi synowie króla zaraz na początku zamieszania i odwrotu opuścili plac boju z ośmiu set rycerzami. Jan pozostał na miejscu i jak lew bronił się z toporem w ręku rozbijając na okół siebie nieprzyjaciela; najmłodszy syn piętnastoletni Filip, zwany później śmiałym, był przy nim i ostrzegając wołał: "na prawo ojcze," – "na lewo" – wedle tego, zkąd widział grożące niebezpieczeństwo. Atoli coraz więcej tłoczyło się nieprzyjaciela. Wołano na króla, aby się poddał, i nie pozostało w końcu, jak poddać się. Wraz z nim mnóstwo rycerstwa, książąt i panów dostało się do niewoli. Odprowadzeni zostali do Londynu, dokąd w tryumfie wśród okrzyków ludu książę Wallis wjazd swój odprawił.
Przerażenie stało się wielkie w Paryżu, gdy zbiegi z pod Poitiers, na ich czele następca tronu, przynieśli wiadomość, że nie ma już ani króla, ani baronów, bo jedni polegli, drudzy wzięci do niewoli. Nieprzyjaciel wprawdzie z jeńcami ustąpił z kraju, ale spodziewać się trzeba było, że powróci wkrótce, a powróci groźniejszym. Książę tronu szukał pomocy u wuja swego cesarza Karola IV. i zjechał się z nim w Metz. Ale biedny to był cesarz, biedny i królewicz, jeden drugiemu pomódz nie potrafił. Królowa także opuściła Paryż, dokąd tłoczył się lud okoliczny z dziećmi i uratowaną chudobą, bo czego mu żołnierz rabujący nie zabrał, to mu wydzierali urzędnicy dworscy, wyciskając ostatni grosz na okup za panów w Anglii.
W tym ucisku i opuszczeniu podniósł się po raz pierwszy duch kommuny paryzkiej, i pierwsze podrzuty rewolucyi XVIII. wieku w niej zadrgały. Marcel profoss miasta stanął na jej czele. Zebrane stany państwa w Paryżu 1367. roku ujęły cugle rządu i w wydanej ustawie do zaprowadzenia poprawy rządu, którą następca tronu musiał podpisać, widać już ślady tych samych ustaw, które później Ludwik XVI. podpisywał. W całem tem poruszeniu ludu pokazują się te same wypadki, jakie miały dopiero w czterysta lat nastąpić; jest to sen dziejowy na jawie, mający się okropniej urzeczywistnić w późnej potomności, co z jego przestrogi nie umiała korzystać. Robert le Goq, biskup z Laon, to Mirabeau owoczesny; Marcel to późniejszy Petion, Karol złośliwy książę Nawarry, w równie obłudnych widokach schlebia ludowi i podżega go do powstania, jak później książę Orleański. Scena w Tuilleryach 20. Czerwca 1792. r. prawie co do joty się odbyła 23. Lutego 1358 r. Jak wtedy wojskami koalicji, tak teraz wojskiem angielskiem lud nastraszony i wszystko złe przypisując urzędnikom wysokiego urodzenia, którzy królewicza otaczali, rzucił się na hotel królewski. Tłum ludzi zbrojnych i odartych w czerwonych czapkach na głowie, wdarł się aż do sypialnej komnaty królewskiej, i zamordowali marszałka Szampanii w oczach następcy tronu, tak, że krew suknie jego zbryzgała. Marcel zmienił z królewiczem czapkę swoję, i zapewniał że mu się nic nie stanie przybranemu w to godło wolności komunalnej. Dodał oraz niesłyszane dotąd w uszach dworskich słowa, "że co się stało, stało się z woli ludu." Szlachta zatrwożona pouciekała i same władze miejskie sprawowały interessa państwa.
Atoli Paryż nie był owędy jeszcze stolicą i głową Francyi; komuna jego była zbyt młoda i za słaba do odegrania roli komuny 1790. roku. Inne prowincje oparły się postanowieniom paryzkim. Powstały stany prowincyonalne, popierające królewicza, który z Paryża udał się w ich koło, i gotowała się zemsta nad rzeczpospolitą, którą duch czasu zbyt rychło poronił. Jakże lud sprawować miał rządy, gdy tego ludu jeszcze we Francyi nie było? Francya w on czas nierządem stała, jak później Polska, i tak gwałtowne lekarstwo mogłoby jej było, jak tamtej, śmierć zadać. Rzeczypospolite nie od razu się zamieniają w monarchie, ani monarchie w rzeczypospolite. Taka zupełna przemiana soków żywotnych w całym organizmie państwa zwolna się wyrabiać musi. Stało się więc, że nowe stany państwa powołane zostały do Compiegne. Szlachta wzięła górę, rządy demagogów ustały, królewicz regentem państwa ogłoszony, a Marcel wśród tej reakcyi zamordowany został 1. Sierpnia 1358. r.
Wszakże hasło komuny Paryzkiej miało swój odzew i po kraju. Poroniona rewolucya miała mieć także poronionych Jakubinów. Była to Jacqueria, czyli wojna chłopów, taka sama, jak Koliszczyzna na Ukrainie. Gdy państwo nie przedstawia nic więcej nad ucisk i ścisk materyalny, podobne jest do ustosowanej piramidy kul w arsenale, gdzie te, co są u szczytu, na spodnie warsztwy cisną, a ostatnio najrozleglejsza dźwigająca cały ciężar piramidy w samą ziemię wtłoczona. Tę ostatnią warstwę głów stanowią włościanie, na których w on czas cały ciężar społeczny się zwalał. Upadali, jak bydlęta w zaprzęgu, pod zbytkiem wymagalności panów, a gdy i w tym upadku jeszcze ich smagano, rozpacz w wściekłość się zmieniła i kąsać poczęli. Włościanin pracować musiał na pana, starczyć na jego zbytki i wystawności. Znosił ostatni grosz na koszta wojenne jego wyprawy, a teraz wyciskano na nim to, czego już z niego wycisnąć było niepodobna, to jest pieniądze na wykup pana z niewoli angielskiej. Zbiedniałe konie i muły robocze, kóz kilka, co mu mleczywa dawały, i garść ziarna chowanego na zasiew, to był cały jego dobytek, a i z tego go wyzuwano. Sądzono nawet, że może ukrył gdzie grosze lub zboże, i brano go na tortury. Męczono ogniem i żelazem bito, gnojono w więzieniach, aby się przyznał. Michelet opisujący okropność tych czasów wedle podań współczesnych pisarzy powiada: "nie ma już zamków i grodów, dokonały ich spustoszenia Richelieu i rewolucya; wszakże ile razy zdarzy nam się mijać ich rozwaliny, zkąd do nas łuczystemi i podłużnemi oknami pustki niby widma owych czasów przezierają, dreszcz jakiś nas ogarnia i serce się ściska, czujemy coś z cierpień owego ludu, który tyle wieków jęczał u stóp tych grodów. Dawne, zapomniane bóle ojców w prawnukach się odzywają, na podobieństwo kaleki, co czuje boleść w nodze lub ręce, której już nic ma."Gdy tak z jednej strony panowie włościan uciskali, z drugiej rabował i niszczył ich nieprzyjaciel. Z żołdactwa zaciężnego utworzyły się bandy rabusiów zwane kompaniami angielskiemi lub nawarrejskiemi, z których każda miała swego dowódzcę; wydzieliły między siebie prowincye i pustoszyły bez litości. Nawet papieża nie ochraniano. Bandyta Cervole rabował i palił mieściny w pobliżu Awinionu. Przestraszony papież zaprosił go do miasta, dał mu rozgrzeszenie i okupił się summą 40,000 talarów. Nikt nawet tym bandytom oporu nie stawiał. Obronne zamki broniły się wprawdzie, ale włości okoliczne szły na pastwę nieprzyjaciela. Całe królestwo było w rozprzężeniu; było martwe, bez okazania znaku życia, znieruchomiało i porzucone było na podobieństwo olbrzymiego trupa, po którym bandy nieprzyjacielskie, jak roje robactwa, bezkarnie pełzały. Mieszkańce włości nie sypiali po nocach, kryli się po lasach i norach; nad brzegami Loary uchodzili na wyspy lub na czołnach noce i dnie przepędzali. W Pikardyi wykopywali sobie obszerne nory pod ziemią, gdzie się chowali z inwentarzem i całą rodziną. Jeszcze w przeszłym wieku widziano kilkadziesiąt takich mieszkań podziemnych o kilkunastu gankach, dokąd się widać przed nieprzyjacielem schraniano. Kości ludzkie rozrzucone po nich świadczą, że tam nieraz z głodu rodziny wymierały, gdy nad niemi nieprzyjaciel zbyt długo gościł.
Ten podwójny ucisk włościan, dokonywany równocześnie przez panów i przez rabusiów, wywołał w nich rozpacz. Głód i nędza doskwirały. W zamkach jeszcze można było co znaleść; chłopstwo rzucało się na zamki i wyrzynało panów. Obudzała się w nich zemsta za wieki cierpień, i tłumy rezuniów ciągnęły zewsząd na wytracenie panów i szlachty. "Była to zemsta – powiada historyk – ludzi rozpaczy i przekleństwa. Zdawało się, że Bóg porzucił świat ten. Nie tylko mordowali panów, ale całe ich rodziny wytracali, wyrzynali ich dzieci, gwałcili niewiasty, a potem stroili siebie i żony swoje w bogate suknie, w krwawe łupy rabunku." Goerres z kroniki współczesnej przytacza, że zmuszono żonę jeść ciało męża na rożnie upieczonego.
Okropna była zemsta chłopstwa, okropniejsza szlachty. Karol złośliwy, który ich używał za narzędzie, postąpił z nimi jak generał rossyjski z hajdamakami na Ukrainie. Pojmawszy fortelem ich naczelników między tłumem straszną potem rzeź sprawił. Komuna Paryzka nadaremnie starała się nieść im pomoc. Pod Montdidier chłopstwo drugą poniosło klęskę i rozproszyło się (1358.). Teraz dopiero rozpoczęło się straszliwe prawo odwetu. Panowie kazali imać i wieszać włościan winnych czy nie winnych, palili włoście i miasta. Kontynuator Wilhelma de Nangis powiada: "tyle narobili złego krajowi, że nie było potrzeba, aby Anglicy przyszli na dokonanie zniszczenia; żaden nieprzyjaciel tyle klęsk nie zadał Francji, ile jej zadała szlachta." – Lała się strumieniami krew francuska – i niczyje serce nie zabolało na ten widok! Dopiero w 70 lat potem wyrzekła Joanna Orleańska słowo miłością ojczyzny tchnące: serce się kraje, gdy widzę krew syna Francyi.
Tę porę nieszczęść krajowych i zatracania się wzajemnego uważał Edward za długo oczekiwaną porę spełnienia widoków swoich. Ruszył więc z Anglii hufce na zdobycie Francyi. Wszystko rycerstwo angielskie, wszyscy książęta krwi królewskiej szli wraz z królem. Zdawało się, że Anglia cała emigruje do Francyi. Na odgłos świetnej i wielkiej wyprawy wielu książąt i panów z Niemiec i Niderlandów oczekiwało króla w Calais. Miał to być świetny orszak koronacyi jego w Reims. Atoli właśnie to zniszczenie kraju było przyczyną zniszczenia wielkiej armii Edwarda. Deszcze lały strumieniami, zepsute wina szerzyły choroby w wojsku, niedostatek żywności czuć się dawał wszędzie. Edward przechodził bez oporu po kraju otwartym, ale zamki i miasta warowne zamknęły się, i tylko oblężeniem zdobyte być mogły. Tymczasem w opustoszałym kraju długo się wojsko na jednem miejscu trzymać nie mogło i ztąd Edward nawet od oblężenia miasta Reims odstąpić musiał. Podstąpił pod Paryż. Lud okoliczny schronił się na trzy przedmieścia stolicy, a w okół wznosiły się słupy dymów palących się włości. W sam dzień wielkanocny spłonęły Montlhery i Lonq-jumeau. W Chanteloup może tysiąc dwieście osób różnej płci i wieku zamkło się w kościele. Dowódzca angielski kazał zapalić kościół. Około trzystu ludzi chciało się oknami z płomienia ratować, ale i ci od oręża stojących w okół nieprzyjaciół wyginęli. W poniedziałek wielkanocny podłożono ognie na trzy przedmieścia Paryża. Wszakże na miasto samo, mocno obwarowane, nie śmiał Edward uderzyć i cofnął się ku Loarze. Pod Chartres ucierpiało wojsko wiele od burzy i coraz więcej malały jego siły przez choroby, głód i niewygody. Edward widział, że celu wyprawy nie dopnie i skłonił się do pokoju, którego obie strony z upragnieniem wyglądały.
Za pośrednictwem papieża stanął pokój w Bretigny (1360.). Anglia otrzymała wszystkie powiaty Akwitanii nie jako lenność, ale jako udzielne państwo, krom tego zatrzymała Calais z przyległościami, a zrzekła się praw do korony francuskiej, tudzież do dawnych lenności swoich: Normandyi, Maine, Anjou i Touraine. Okup króla był wysoki. Francya miała za niego złożyć ogromną na owe czasy summę, trzy miliony czerwonych złotych. W czterech miesiącach sześć kroć sto tysięcy, a przez następnych lat sześć po cztery kroć sto tysięcy. Zważywszy, co Anglia prócz tego wycisnęła za okup na innych książętach, panach i rycerstwie, można powiedzieć, że jak pijawka wyssała Francyą.
Wszakże także były okrucieństwa i okropności tej wojny, że pokój acz tak drogo okupiony, wydawał się zbawieniem narodu. Komisarze angielscy, którzy przybyli z warunkami traktatu do Paryża, aby je królewicz poprzysiągł, przyjęci byli okrzykami radości i uważani, jako aniołowie, pokój ludziom z nieba zwiastujący. Ofiarowano im, co miano najdroższego, święte relikwie cierniowej korony Chrystusowej, chowane w kaplicy królewskiej. We wszystkich kościołach dzwony nie ustawały, nabożeństwa dziękczynienia się odprawiały, a lud prawże wyuzdanemu oddawał się weselu.
Krótkie to przecież były chwile uciechy, świadczące tylko, do jakiego stopnia doszła już była niedola kraju. Nie było zkąd pierwszej raty wykupu za króla zapłacić. Znalazł się środek ohydny. "Król Francji, powiada Matteo Villani, zaprzedał własną krew swoję." Młodziuchna córka jego Izabella wymienioną została za złoto. Galeas Visconti, ów tyran zawołany, który po ulicach Medyolanu polował na ludzi, i księży żywo w piece ogniste wrzucał, zapragnął księżniczki francuskiej dla swego dziesięcioletniego syna i ofiarował za nią sześć kroć sto tysięcy czerwonych złotych. Za ten pieniądz Judaszowy wydostał się Jan Walezy na wolność (1360.).
Lecz nieszczęście krajowe zdawało się do jego osoby przywiązane. Przez ostatnie trzy lata jego panowania trwał ucisk ludu, na którym wypłaty dla Anglii ciążyły; trwały nieukrócone rozboje i rabunki bandytów. Sami panowie wracający z Anglii łączyli się do nich i napadali miasta. Panowały nieurodzaje i straszna grassowała śmiertelność.