Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dziewica Orleańska: ustęp z dziejów Francyi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewica Orleańska: ustęp z dziejów Francyi - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 510 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

II.

Po­ło­że­nie Fran­cyi przed uka­za­niem się dzie­wi­cy Or­le­ań­skiej ,

Roz­le­gła mo­nar­chia Ka­ro­la W. roz­pa­dła się pod jego na­stęp­ca­mi na trzy osob­ne pań­stwa: na Wło­chy, Niem­cy i Fran­cyą. Ode­rwa­ły się oraz i w udziel­ne dziel­ni­ce za­mie­ni­ły kró­le­stwa Na­war­ry i Bur­gun­dyi. Sto lat utrzy­ma­li się na tro­nie Fran­cji Ka­ro­le­wi­cze, ale co­raz słab­szem ra­mie­niem wła­da­ją­cy ber­łem. Z koń­cem X. wie­ku do­sta­ła się na tron fa­mi­lia Ka­pe­tów. Hugo Ka­pet hra­bia na Pa­ry­żu i Or­le­anie ksią­żę na Isle de Fran­ce i dzie­dzic licz­nych wło­ści w Pi­kar­dyi i Szam­pa­nii nie się­gał po­wa­gą kró­lew­ską po za gra­ni­ce dzie­dzic­twa swe­go, taka już wów­czas była moż­ność i nie­za­wi­słość wa­za­lów pań­stwa. Ja­koż hi­sto­rya pa­no­wa­nia pierw­szych Ka­pe­tów przed­sta­wia cią­głą wal­kę, nie­ustan­ne ucie­ra­nie się kró­la z wa­za­la­mi, i dąż­ność zwięk­sze­nia po­sia­dło­ści ko­ron­nych. Fi­lip Au­gust, Lu­dwik VIII. i Lu­dwik IX, po­tra­fi­li to kup­nem, to spad­kiem, to ożen­kiem, to za­bo­rom po­sta­wić po­wa­gę kró­lew­ska na oka­zal­szej sto­pie. Naj­wię­cej jed­nak pod­niósł po­tę­gę mo­nar­szą Fi­lip IV. zwa­ny pięk­nym przez po­wo­ła­nie trze­cie­go sta­nu do zgro­ma­dzeń na­ro­do­wych, czem otwo­rzył so­bie źró­dło do­cho­dów i siły ku po­wścią­gnie­niu i przy­gnie­ce­niu po­tęż­nych wa­za­lów pań­stwa.

Od daw­na była Nor­man­dia len­nem księ­stwem ko­ro­ny fran­cu­skiej. Nor­ma­nie, za­bor­cy z pół­no­cy, z tego sa­me­go po­ko­le­nia, co Ru­ry­ko­wie, zdo­byw­cy Sło­wiańsz­czy­zny na wscho­dzie, pusz­cza­jąc się lek­kie­mi stat­ka­mi, któ­re zwa­li ru­ma­ka­mi mor­skie­mi, na­pa­da­li nad­brzeż­ne kra­je Eu­ro­py, i Rol­lo ich na­czel­nik już na po­cząt­ku X. wie­ku za­jąw­szy u uj­ścia Se­kwa­ny pół­noc­ne wy­brze­ża Fran­cyi, dał po­czą­tek ro­dzi­nie ksią­żąt Nor­mandz­kich, len­ni­ków ko­ro­ny fran­cu­skiej. Z nich Wil­helm, zwa­ny zdo­byw­ca sław­ną bi­twą pod Ha­stings (1066.) zdo­był so­bie pra­wa do ko­ro­ny an­giel­skiej. Uro­sły ztąd nie­bez­piecz­ne dla Fran­cyi sto­sun­ki. Jej wa­zal był po­tężn­żej­szym mo­nar­chą, ni­że­li pan jego len­ny, a jego len­ni­cze po­sia­dło­ści na zże­mi fran­cu­sk­żej co­raz bar­dziej się roz­sze­rza­ły, to siłą orę­ża, to wia­nem żon zwięk­sza­ne. Dom Plan­ta­ge­net idą­cy z bocz­nej li­nii ksią­żąt Nor­mandz­kich uj­rzał się nie­ba­wem w po­sia­da­niu bli­sko trze­ciej czę­ści zie­mi fran­cu­skiej. Hrab­stwa An­jou, To­ura­ine, Ma­ine, księ­stwo Nor­man­dyi i zwierzch­nic­two nad Bre­ta­nią były już w ręku Hen­ry­ka z An­jou, któ­re­mu Ele­ono­ra księż­na na Gu­ien­ne przy­nio­sła nad­to w wia­nie roz­le­głe po­sia­dło­ści dzie­dzicz­ne: Gu­ien­ne, Po­itou, Sa­in­ton­ge, Au­ver­gne, Pe­ri­gord, An­go­umo­is i Li­mo­usin. Gdy ten­że hra­bia An­jou pod imie­niem Hen­ry­ka II. wstą­pił na tron An­glii, prze­wi­dzieć moż­na było, że z tak groź­ne­go dla Fran­cyi sto­sun­ku wy­ro­dzą się dłu­gie i krwa­we wal­ki mię­dzy obu­dwo­ma na­ro­da­mi, któ­re albo cał­ko­wi­tym za­bo­rem Fran­cyi, albo utra­tą pro­win­cyi len­nych dla An­glii skoń­czyć się będą mu­sia­ły. Było bo­wiem rze­czą na­tu­ral­ną, że kró­lo­wie fran­cu­scy tak po­tęż­ne­go wa­za­la w kra­ju wła­snym po­zbyć się i sła­bić go będą chcie­li, i że z dru­giej stro­ny kró­low­że an­giel­scy, wdarł­szy się już tak głę­bo­ko we wnę­trze są­sied­nie­go na­ro­du, roz­ła­ko­mie­ni czy­chać będą na spo­sob­ność za­ję­cia resz­ty kra­ju. Nie­ustan­ne za­tar­gi Hen­ry­ka II i jego na­stęp­ców we wła­snem kró­le­stwie, tu­dzież nie­zgo­dy i za­miesz­ki człon­ków ro­dzi­ny kró­lew­skiej sta­ły zra­zu tym wi­do­kom na prze­szko­dzie; spra­wi­ły na­wet, że Fran­cya ko­rzy­sta­jąc ze sła­bo­ści nie­przy­ja­cie­la, jed­nę pro­win­cyę po dru­giej od­ry­wa­ła od po­sia­dło­ści an­giel­skich. Fi­lip Au­gust za­we­zwał kró­la Jana zwa­ne­go bez zie­mi przed sąd swój, jako pan len­ny, wa­za­la swe­go, któ­re­go Kon­stan­cya księż­na na Bre­ta­nii oska­rzy­ła o za­mor­do­wa­nie Ar­tu­ra jej syna, a kró­lew­skie­go sy­now­ca, bliż­sze pra­wa, ani­że­li Jan, do tro­nu ma­ją­ce­go. Na mocy za­pa­dłe­go wy­ro­ku wy­zuł go z praw len­nych nad Nor­man­dyą i ta­ko­wą wraz z hrab­stwa­mi. To­ur­ra­ine, Ma­ine, An­jou i czę­ści Po­itou do ko­ro­ny swo­jej przy­łą­czył (1206.). Za­bo­ry te po­no­wio­ne­mi trak­ta­ta­mi za Lu­dwi­ka IX. (1259.) i za Fi­li­pa IV. (1303.) po­twier­dzo­ne zo­sta­ły, a król an­giel­ski do god­no­ści księ­cia fran­cu­skie­go na Gu­ien­ne wy­nie­sio­nym i pa­rem Fran­cyi ogło­szo­nym zo­stał.

Wszak­że od wstą­pie­nia na tron An­glii Edwar­da III. zmie­nia­ją się te po­myśl­ne dla Fran­cyi sto­sun­ki. Roz­po­czy­na się od­tąd stu­let­nia za­cię­ta i krwa­wa woj­na, nie­sły­cha­ne­mi klę­ska­mi, któ­re spaść mia­ły na Fran­cyą, brze­mien­na, i by­ła­by się jej zu­peł­nym upad­kiem skoń­czy­ła, gdy­by jej od zgu­by nie była ura­to­wa­ła dzie­wi­ca Or­le­ań­ska. Całe to stu – le­cie od po­ło­wy XIV. do po­ło­wy XV. wie­ku jest po­łą­czo­ną hi­sto­ryą dwóch na­ro­dów An­glii i Fran­cyi, krwa­we­mi ry­sa­mi na­kre­ślo­ną.

Po śmier­ci Fi­li­pa pięk­ne­go, któ­ry z Ka­pe­tów naj­wy­żej pod­niósł siłę i po­tę­gę Fran­cyi (1314.), na­stę­po­wa­li krót­ko po so­bie trzej jego sy­no­wie Lu­dwik X., Fi­lip dłu­gi i Ka­rol pięk­ny. Ich sio­stra Iza­bel­la była za Edwar­dem II. kró­lem an­giel­skim. Pu­ściw­szy cu­gle nie­rząd­ne­mu ży­ciu zbun­to­wa­ła na­ród prze­ciw­ko mę­żo­wi, osa­dzi­ła go w wię­zie­niu, a na­resz­cie za­mor­do­wać ka­za­ła. Wy­sła­ni sie­pa­cze roz­pa­lo­ny ro­żen wtło­czy­li mu z tyłu do wnętrz­no­ści i tym spo­so­bem uśmier­ci­li. Strasz­li­we są dzie­je dzie­ci Fi­li­pa IV., bo i star­szy syn jego ka­zał za­mor­do­wać żonę swo­je. Zda się, że cią­ży­ło na nich prze­kleń­stwo Bo­ni­fa­ce­go VIII. pa­pie­ża, któ­ry padł ofia­rą ze­msty ich ojca. Wszy­scy trzej sy­no­wie po­mar­li bez zo­sta­wie­nia po­tom­stwa płci mę­skiej; a po­nie­waż pra­wo Sa­lic­kie, nie wy­łą­cza­ją­ce có­rek z na­stęp­stwa, po­mi­ja­no, bo we­dle ob­ja­śnień par­la­men­tu pa­ryz­kie­go tyl­ko do dzie­dzicz­nych po­sia­dło­ści pa­nu­ją­ce­go, a nie do ko­ro­ny ścią­gać się mia­ło; do­sta­ła się więc na tron fa­mi­lia Wa­le­zych, gdy ze śmier­cią Ka­ro­la IV. pa­nu­ją­ca mę­ska li­nia Ka­pe­tów wy­mar­ła. Fi­lip Wa­le­zy syn Ka­ro­la Wa­le­ze­go, bra­ta Fi­li­pa pięk­ne­go zo­stał przez sta­ny pań­stwa po­wo­ła­nym do tro­nu i ko­ro­no­wa­nym 1328. roku. Z nim roz­po­czy­na się dru­ga li­nia Ka­pe­tów zwa­na Wa­le­zy­uszo­wa, z któ­rej tak­że Pol­ska w XVI. wie­ku na krót­ki czas ob­ra­ła so­bie kró­la.

Ato­li Edward III. król an­giel­ski utrzy­my­wał, że ma bliż­sze pra­wa do ko­ro­ny fran­cu­skiej, ni­że­li Wa­le­zy­uszo­wie. Mat­ka jego Iza­bel­la była cór­ką Fi­li­pa IV. i sio­strą trzech ostat­nich mo­nar­chów; jego po­kre­wień­stwo bliż­sze za­tem krwi pa­nu­ją­cej we Fran­cyi, bo dru­gie­go stop­nia, ni­że­li po­kre­wień­stwo Fi­li­pa Wa­le­ze­go, któ­re się aż do dzia­da, ojca Fi­li­pa pięk­ne­go od­no­si. Na mocy tych praw opar­tych na od­rzu­co­nej usta­wie Sa­lic­kiej przy­brał Edward ty­tuł "kró­la Fran­cyi." Fi­lip VI. wy­zuł go za to z księ­stwa Gu­ien­ne, i roz­po­czę­ła się woj­na na za­bój. Pierw­szym jej te­atrem była Bre­ta­nia i Flan­drya. W bi­twie nad uj­ściem Skał­dy (1340.) utra­ci­ła Fran­cja całą swo­ję flot­tę 230 okrę­tów i 30,000 wy­bor­cze­go woj­ska. W bi­twie pod Cre­cy (1346.) po­legł kwiat ry­ce­rzy, na ich cze­le hra­bia z Ale­nçon, brat kró­lew­ski, ksią­żę­ta Lo­ta­ryn­gii i Bur­bon; hra­bio­wie z Flan­dryi, Blo­is, Vau­de­mont i Au­ma­le. Po­legł tak­że król Ma­jor­ki i Jan król cze­ski, któ­ry zwykł był ma­wiać, że bez Pa­ry­ża żyć nie może, bo to jesz­cze je­dy­ny dwór ry­cer­ski. Zgo­ła zgi­nę­ło w tej krwa­wej bi­twie, a ra­czej rze­zi je­de­na­stu ksią­żąt, 80 wa­za­li, co na cze­le swych huf­ców wal­czy­li, 1200 ry­ce­rzy cięż­ko zbroj­nych i prze­szło 30,000 in­ne­go woj­ska. Cel­ni łucz­ni­cy Edwar­da i ar­tyl­le­rya, któ­rej tu po raz pierw­szy uży­to, do­po­mo­gły do tak prze­waż­ne­go zwy­cię­stwa. "Taki był huk – po­wia­da Vil­la­ni pi­sarz współ­cze­sny, – jak gdy­by się roz­le­gał gniew­li­wy grzmot Boga." Już po­przed­nio cała Nor­man­dya przez nie­przy­ja­ciół była za­ję­ta; nisz­czo­na i pu­sto­szo­na przez woj­ska za­cięż­ne Gal­lów i Ir­lan­dów zo­sta­ła na całe wie­ki wstrzy­ma­na w kul­tu­rze i za­moż­no­ści, do ja­kiej przez po­kój dłu­go­let­ni była do­szła. Głów­nym cha­rak­te­rem i jak­by za­da­niem tej woj­ny było nisz­cze­nie. Wsie, mia­sta i zam­ki pło­nę­ły ogniem. Spa­lo­no St.-Ger­ma­in, Bo­urg-la-Re­ine, Sa­int-Clo­ud i Bo­ulo­gne tuż pod Pa­ry­żem.

Po zwy­cię­stwie pod Cre­cy Edward obiegł Ca­la­is, bę­dą­ce klu­czem Fran­cyi od stro­ny An­glii. Ob­lę­że­ni, za­cię­ci kor­sa­rze han­dlu an­giel­skie­go, wi­dzie­li, co ich cze­ka i dla tego mimo klęsk gło­du i cho­rób do ostat­nie­go rok cały trzy­ma­li się. Na­resz­cie gdy wszel­ka na­dzie­ja od­sie­czy zni­kła, mu­sie­li się pod­dać (1347.). Co się z miesz­kań­ca ura­to­wa­ło od gło­du i śmier­ci, roz­pę­dzo­no, a ko­lo­ni­ści z po za ka­na­łu za­lud­ni­li Ca­la­is, któ­re od­tąd przez 200 lat zo­sta­jąc w ręku An­gli­ków było dla nich wro­ta­mi otwar­te­mi, pro­wa­dzą­ce­mi w samo ser­ce Fran­cyi.

Wśród tych nie­po­wo­dzeń i spu­sto­szeń wo­jen­nych na­wie­dza­ły Fran­cją inne jesz­cze klę­ski, mo­ral­ne i fi­zycz­ne. Za­chwia­ła się wia­ra we wszyst­ko, co do­tąd uwa­ża­no za świę­te. Dwie wiel­kie po­wa­gi wie­ków, z dwóch wiel­kich idei cza­su pły­ną­ce: – Ce­sarz, jako naj­wyż­sza wła­dza świec­ka, i Pa­pież, jako naj­wyż­sza wła­dza du­chow­na – po­te­ra­ne przez tych, co byli sil­niej­si, upa­dły i urok stra­ci­ły. Od­kąd sto­li­ca apo­stol­ska prze­nie­sio­ną zo­sta­ła do Awi­nio­nu – mia­sta sław­ne­go z roz­pu­sty, pa­pie­że byli tyl­ko na­rzę­dziem kró­lów fran­cu­skich, i świe­ży jesz­cze był w pa­mię­ci gor­szą­cy pro­ces po­śmiert­ny prze­ciw Bo­ni­fa­ce­mu VIII. Taki był upa­dek mo­ral­ny umy­słów, że ro­zu­mia­no, iż ko­niec świa­ta jest bli­ski. Na­wet rok wy­zna­czo­no (1365.), w któ­rym mia­ło na­stą­pić jego skoń­cze­nie przez ogień. Cza­sy ry­cer­skie się roz­wię­zy­wa­ły, kup­cy się tyl­ko bo­ga­ci­li, acz wy­sta­wie­ni na ra­bu­nek włó­czą­ce­go się żoł­dac­twa. Kru­cy­ata świę­ta za­mie­ni­ła się w kru­cy­atę han­dlo­wą. Okrę­ty prze­wo­żą­ce nie­daw­no ry­ce­rzy krzy­żo­wych do Azyi, te­raz ztam­tąd przy­wo­zi­ły cu­kier i cy­na­mon. Zysk i zło­to, to wia­ra kup­czą­ce­go świa­ta, im po­świę­ca zno­je i tru­dy, dla nich od­le­głe po­dró­że i piel­grzym­ki po­dej­mu­je, wy­sta­wia się na śmierć i mę­czeń­stwo. Bo­skość roz­wia­ła się, a sama ma­te­ry­al­ność zo­sta­ła, jak osad na spo­dzie. Nie war­to było, aby świat ist­niał dla niej, i ży­cie mu­sia­ło być bez war­to­ści. Ja­koż nad­zwy­czaj­na po­ka­za­ła się śmier­tel­ność w ostat­nich le­ciech pa­no­wa­nia Fi­li­pa Wa­le­ze­go. Wło­ści i mia­sta całe się wy­lud­nia­ły.

Jest to fi­lo­zo­ficz­ne spo­strze­że­nie, że czło­wiek tem dłu­żej żyje, im wię­cej dla idei ja­kiej żyje, a że prze­ciw­nie ma­te­ry­al­ne życ­że pręd­ko się zu­ży­wa. To samo na wiel­ką ska­lę dzie­je się w na­ro­dach. Nie war­to żyć, aby żyć tyl­ko. – Na do­miar złe­go po­wsta­ło mo­ro­we po­wie­trze, zwa­ne czar­ną za­ra­zą ze wszyst­kie­mi okrop­no­ścia­mi tak mo­ral­ne­mi jak fi­zycz­ne­mi. Po­czę­ło się w Pro­wan­cyi w dzień Wszyst­kich Świę­tych r. 1347. i ztam­tąd sze­rząc się ku pół­no­cy dzie­siąt­ko­wa­ło miesz­kań­ców. Miej­sca­mi całe oko­li­ce wy­mie­ra­ły. W Pa­ry­żu na dzień umie­ra­ło 500 – 800 osób: Na­brzmia­łość cia­ła na sła­bi­znach była nie­za­wod­nym zna­kiem za­ra­zy, któ­ra naj­da­lej w trzech dniach za­bi­ja­ła. Pa­lo­no i mor­do­wa­no ży­dów, czy na prze­bła­ga­nie nie­ba, czy że ich po­są­dza­no, że tę za­ra­zę spro­wa­dzi­li. W Niem­czech, gdzie pa­pież wło­żył in­der­dikt na tych, co trzy­ma­li z ce­sa­rzem Lu­dwi­kiem ba­war­skim i gdzie dla tego wśród po­mo­ru na­bo­żeń­stwo na­wet po ko­ścio­łach usta­ło, i księ­ża po­słu­gi ka­płań­skiej od­ma­wia­li, po­ja­wi­ła się sek­ta fla­gel­lan­tów, czy­li bi­czow­ni­ków. No­si­li czer­wo­ne krzy­że i ob­na­że­ni chło­sta­li się ró­zga­mi i że­la­zne­mi kol­ca­mi, i gdy tak krew bro­czy­ła z ich ple­cy, szli w pro­ces­syi z mia­sta do mia­sta, ze wsi do wsi, śpie­wa­jąc pie­śni, ja­kich nie sły­sza­no nig­dy. Bi­czow­ni­cy po­ka­za­li się tak­że w pół­noc­nej Fran­cji, i mimo za­ka­zu pa­pie­ża i kró­la, któ­ry ich ka­zał roz­pę­dzać, uro­śli do licz­by ośm kroć sto ty­się­cy. Boc­ca­cio w swo­im De­ca­me­ro­ne, zkąd tak­że Bul­wer do­bie­rał farb do prze­wy­bor­ne­go ob­ra­zu owych wie­ków w Rien­zim, po­da­je nam strasz­li­wy wi­ze­ru­nek onych spu­sto­szeń wśród upa­dłej na du­chu ludz­ko­ści. Brzyd­ki ego­izm opa­no­wał umy­sły. Żona ocie­ka­ła od tknię­te­go za­ra­zą męża, mat­ka opusz­cza­ła wła­sne za­ra­żo­ne dzie­ci. Nikt ni­ko­mu po­mo­cy nie da­wał, albo ją trze­ba było zło­tem oku­py­wać. Służ­ba kra­dła i opusz­cza­ła pa­nów. Inni za­my­ka­li się i sza­łem ro­sko­szy zmy­sło­wych roz­pę­dza­li po­strach śmier­ci. Po­świę­ce­nia się z mi­ło­ści dla bliź­nie­go nie było – li­tość w ser­cach za­mar­ła.

Re­ak­cya nie rów­nie była burz­li­wa i zmy­sło­wa. "Po usta­niu tej pla­gi, po­wia­da kon­ty­nu­ator Wil­hel­ma de Na­ugis, któ­re­go przy­ta­cza Mi­che­let – co po­zo­sta­ło przy ży­ciu z męż­czyzn i ko­biet, że­ni­ło się na po­tę­gę. I szcze­gól­na się po­ka­za­ła ży­wot­ność krwi. Nie zna­la­złeś nie­płod­nej nie­wia­sty, gdzieś spoj­rzał, wi­dzia­łeś ko­bie­ty brze­mien­ne, a ro­dzi­ły po dwo­je i po tro­je dzie­ci na­raz." Dzi­ka, ma­te­ry­al­na ro­skosz ży­cia na­stą­pi­ła na chwi­lę po jego mo­ral­nem obrzy­dze­niu. Po nad mo­gi­ła­mi po­mar­łych od­by­wa­ły się or­gie ich spad­ko­bier­ców, uwol­nio­nych z po­stra­chu śmier­ci. I na dwo­rze Fi­li­pa brzmia­ły we­so­ła. On sam w 58. roku ży­cia po­jął ośm­na­sto­let­nią Bian­kę, któ­rą dla syna był wy­brał, ale uj­rzaw­szy jej uro­dę, sam wo­lał zo­stać jej mę­żem. Wszak­że nie dłu­go cie­szył się tem szczę­ściem. Umarł 1350. r. i zo­sta­wił Ja­no­wi swe­mu na­stęp­cy z rzą­da­mi oraz i klę­ski Fran­cyi, któ­rych do­miar miał do­pie­ro na­stą­pić.

Po ustą­pie­niu Edwar­da z zie­mi fran­cuz­kiej syn jego ksią­żę Wa­lis, jak nasz Za­wi­sza od czar­nej zbroi zwa­ny Czar­nym, któ­ry już był dał do­wo­dy mę­stwa i ta­len­tu wo­jen­ne­go w bi­tw­że pod Cre­cy, pro­wa­dził da­lej woj­nę i pu­sto­szył mia­no­wi­cie pro­win­cye po­łu­dnio­we Fran­cyi. Lan­gu­edoc, Au­ver­gne, Li­mo­usin, Ber­ri, i bo­ga­te oko­li­ce Lo­ary przed­sta­wia­ły smut­ny ob­raz znisz­cze­nia. Wina, owo­ce, i zbo­ża upro­wa­dzo­no na stat­ki an­giel­skie, a cze­go upro­wa­dzić nie­moż­na było, nisz­czo­no i roz­trwo­nio­no. Nie wiel­ka była licz­ba nie­przy­ja­cie­la i Jan Wa­le­zy po­sta­no­wił prze­waż­ne­mi na nie­go ude­rzyć si­ła­mi. Ksią­żę Wa­lis za­jął moc­ne sta­no­wi­sko pod Po­itiers, ale ma­jąc pięć­kroć licz­niej­sze­go nie­przy­ja­cie­la przed sobą po­czął trak­to­wać, i ofia­ro­wał od­dać wszyst­kie za­bo­ry i przez siedm lat nie pod­nieść bro­ni prze­ciw Fran­cyi. Jan, pew­ny zwy­cię­stwa, od­rzu­cił te ofia­ry i cho­ciaż mógł An­gli­ków gło­dem do pod­da­nia się przy­mu­sić, są­dził prze­cie być god­niej­szą rze­czą ry­ce­rza, orę­żem w ręku go po­ko­nać. Roz­po­czę­ła się więc bi­twa. Jaz­da fran­cu­ska po­stę­po­wa­ła w mas­sie do at­ta­ku. Ale wę­ży­ny miejsc nie po­zwo­li­ły jej się roz­wi­nąć, a gdy się pod cel­ne­mi strza­ła­mi łucz­ni­ków an­giel­skich mie­szać i zwra­cać po­czę­ła, w od­wro­cie roz­bi­ja­ła sze­re­gi wła­snej ści­śnio­nej pie­cho­ty. W tę chwi­lę ze­szedł nie­przy­ja­ciel z po­zy­cyi swo­jej i strasz­na rzeź roz­po­czę­ła się. Trzej star­si sy­no­wie kró­la za­raz na po­cząt­ku za­mie­sza­nia i od­wro­tu opu­ści­li plac boju z ośmiu set ry­ce­rza­mi. Jan po­zo­stał na miej­scu i jak lew bro­nił się z to­po­rem w ręku roz­bi­ja­jąc na okół sie­bie nie­przy­ja­cie­la; naj­młod­szy syn pięt­na­sto­let­ni Fi­lip, zwa­ny póź­niej śmia­łym, był przy nim i ostrze­ga­jąc wo­łał: "na pra­wo oj­cze," – "na lewo" – we­dle tego, zkąd wi­dział gro­żą­ce nie­bez­pie­czeń­stwo. Ato­li co­raz wię­cej tło­czy­ło się nie­przy­ja­cie­la. Wo­ła­no na kró­la, aby się pod­dał, i nie po­zo­sta­ło w koń­cu, jak pod­dać się. Wraz z nim mnó­stwo ry­cer­stwa, ksią­żąt i pa­nów do­sta­ło się do nie­wo­li. Od­pro­wa­dze­ni zo­sta­li do Lon­dy­nu, do­kąd w try­um­fie wśród okrzy­ków ludu ksią­żę Wal­lis wjazd swój od­pra­wił.

Prze­ra­że­nie sta­ło się wiel­kie w Pa­ry­żu, gdy zbie­gi z pod Po­itiers, na ich cze­le na­stęp­ca tro­nu, przy­nie­śli wia­do­mość, że nie ma już ani kró­la, ani ba­ro­nów, bo jed­ni po­le­gli, dru­dzy wzię­ci do nie­wo­li. Nie­przy­ja­ciel wpraw­dzie z jeń­ca­mi ustą­pił z kra­ju, ale spo­dzie­wać się trze­ba było, że po­wró­ci wkrót­ce, a po­wró­ci groź­niej­szym. Ksią­żę tro­nu szu­kał po­mo­cy u wuja swe­go ce­sa­rza Ka­ro­la IV. i zje­chał się z nim w Metz. Ale bied­ny to był ce­sarz, bied­ny i kró­le­wicz, je­den dru­gie­mu po­módz nie po­tra­fił. Kró­lo­wa tak­że opu­ści­ła Pa­ryż, do­kąd tło­czył się lud oko­licz­ny z dzieć­mi i ura­to­wa­ną chu­do­bą, bo cze­go mu żoł­nierz ra­bu­ją­cy nie za­brał, to mu wy­dzie­ra­li urzęd­ni­cy dwor­scy, wy­ci­ska­jąc ostat­ni grosz na okup za pa­nów w An­glii.

W tym uci­sku i opusz­cze­niu pod­niósł się po raz pierw­szy duch kom­mu­ny pa­ryz­kiej, i pierw­sze pod­rzu­ty re­wo­lu­cyi XVIII. wie­ku w niej za­drga­ły. Mar­cel pro­foss mia­sta sta­nął na jej cze­le. Ze­bra­ne sta­ny pań­stwa w Pa­ry­żu 1367. roku uję­ły cu­gle rzą­du i w wy­da­nej usta­wie do za­pro­wa­dze­nia po­pra­wy rzą­du, któ­rą na­stęp­ca tro­nu mu­siał pod­pi­sać, wi­dać już śla­dy tych sa­mych ustaw, któ­re póź­niej Lu­dwik XVI. pod­pi­sy­wał. W ca­łem tem po­ru­sze­niu ludu po­ka­zu­ją się te same wy­pad­ki, ja­kie mia­ły do­pie­ro w czte­ry­sta lat na­stą­pić; jest to sen dzie­jo­wy na ja­wie, ma­ją­cy się okrop­niej urze­czy­wist­nić w póź­nej po­tom­no­ści, co z jego prze­stro­gi nie umia­ła ko­rzy­stać. Ro­bert le Goq, bi­skup z Laon, to Mi­ra­be­au owo­cze­sny; Mar­cel to póź­niej­szy Pe­tion, Ka­rol zło­śli­wy ksią­żę Na­war­ry, w rów­nie ob­łud­nych wi­do­kach schle­bia lu­do­wi i pod­że­ga go do po­wsta­nia, jak póź­niej ksią­żę Or­le­ań­ski. Sce­na w Tu­il­le­ry­ach 20. Czerw­ca 1792. r. pra­wie co do joty się od­by­ła 23. Lu­te­go 1358 r. Jak wte­dy woj­ska­mi ko­ali­cji, tak te­raz woj­skiem an­giel­skiem lud na­stra­szo­ny i wszyst­ko złe przy­pi­su­jąc urzęd­ni­kom wy­so­kie­go uro­dze­nia, któ­rzy kró­le­wi­cza ota­cza­li, rzu­cił się na ho­tel kró­lew­ski. Tłum lu­dzi zbroj­nych i odar­tych w czer­wo­nych czap­kach na gło­wie, wdarł się aż do sy­pial­nej kom­na­ty kró­lew­skiej, i za­mor­do­wa­li mar­szał­ka Szam­pa­nii w oczach na­stęp­cy tro­nu, tak, że krew suk­nie jego zbry­zga­ła. Mar­cel zmie­nił z kró­le­wi­czem czap­kę swo­ję, i za­pew­niał że mu się nic nie sta­nie przy­bra­ne­mu w to go­dło wol­no­ści ko­mu­nal­nej. Do­dał oraz nie­sły­sza­ne do­tąd w uszach dwor­skich sło­wa, "że co się sta­ło, sta­ło się z woli ludu." Szlach­ta za­trwo­żo­na po­ucie­ka­ła i same wła­dze miej­skie spra­wo­wa­ły in­te­res­sa pań­stwa.

Ato­li Pa­ryż nie był owę­dy jesz­cze sto­li­cą i gło­wą Fran­cyi; ko­mu­na jego była zbyt mło­da i za sła­ba do ode­gra­nia roli ko­mu­ny 1790. roku. Inne pro­win­cje opar­ły się po­sta­no­wie­niom pa­ryz­kim. Po­wsta­ły sta­ny pro­win­cy­onal­ne, po­pie­ra­ją­ce kró­le­wi­cza, któ­ry z Pa­ry­ża udał się w ich koło, i go­to­wa­ła się ze­msta nad rzecz­po­spo­li­tą, któ­rą duch cza­su zbyt ry­chło po­ro­nił. Jak­że lud spra­wo­wać miał rzą­dy, gdy tego ludu jesz­cze we Fran­cyi nie było? Fran­cya w on czas nie­rzą­dem sta­ła, jak póź­niej Pol­ska, i tak gwał­tow­ne le­kar­stwo mo­gło­by jej było, jak tam­tej, śmierć za­dać. Rze­czy­po­spo­li­te nie od razu się za­mie­nia­ją w mo­nar­chie, ani mo­nar­chie w rze­czy­po­spo­li­te. Taka zu­peł­na prze­mia­na so­ków ży­wot­nych w ca­łym or­ga­ni­zmie pań­stwa zwol­na się wy­ra­biać musi. Sta­ło się więc, że nowe sta­ny pań­stwa po­wo­ła­ne zo­sta­ły do Com­pie­gne. Szlach­ta wzię­ła górę, rzą­dy de­ma­go­gów usta­ły, kró­le­wicz re­gen­tem pań­stwa ogło­szo­ny, a Mar­cel wśród tej re­ak­cyi za­mor­do­wa­ny zo­stał 1. Sierp­nia 1358. r.

Wszak­że ha­sło ko­mu­ny Pa­ryz­kiej mia­ło swój od­zew i po kra­ju. Po­ro­nio­na re­wo­lu­cya mia­ła mieć tak­że po­ro­nio­nych Ja­ku­bi­nów. Była to Ja­cqu­eria, czy­li woj­na chło­pów, taka sama, jak Ko­lisz­czy­zna na Ukra­inie. Gdy pań­stwo nie przed­sta­wia nic wię­cej nad ucisk i ścisk ma­te­ry­al­ny, po­dob­ne jest do usto­so­wa­nej pi­ra­mi­dy kul w ar­se­na­le, gdzie te, co są u szczy­tu, na spodnie warsz­twy ci­sną, a ostat­nio naj­roz­le­glej­sza dźwi­ga­ją­ca cały cię­żar pi­ra­mi­dy w samą zie­mię wtło­czo­na. Tę ostat­nią war­stwę głów sta­no­wią wło­ścia­nie, na któ­rych w on czas cały cię­żar spo­łecz­ny się zwa­lał. Upa­da­li, jak by­dlę­ta w za­przę­gu, pod zbyt­kiem wy­ma­gal­no­ści pa­nów, a gdy i w tym upad­ku jesz­cze ich sma­ga­no, roz­pacz w wście­kłość się zmie­ni­ła i ką­sać po­czę­li. Wło­ścia­nin pra­co­wać mu­siał na pana, star­czyć na jego zbyt­ki i wy­staw­no­ści. Zno­sił ostat­ni grosz na kosz­ta wo­jen­ne jego wy­pra­wy, a te­raz wy­ci­ska­no na nim to, cze­go już z nie­go wy­ci­snąć było nie­po­dob­na, to jest pie­nią­dze na wy­kup pana z nie­wo­li an­giel­skiej. Zbied­nia­łe ko­nie i muły ro­bo­cze, kóz kil­ka, co mu mle­czy­wa da­wa­ły, i garść ziar­na cho­wa­ne­go na za­siew, to był cały jego do­by­tek, a i z tego go wy­zu­wa­no. Są­dzo­no na­wet, że może ukrył gdzie gro­sze lub zbo­że, i bra­no go na tor­tu­ry. Mę­czo­no ogniem i że­la­zem bito, gno­jo­no w wię­zie­niach, aby się przy­znał. Mi­che­let opi­su­ją­cy okrop­ność tych cza­sów we­dle po­dań współ­cze­snych pi­sa­rzy po­wia­da: "nie ma już zam­ków i gro­dów, do­ko­na­ły ich spu­sto­sze­nia Ri­che­lieu i re­wo­lu­cya; wszak­że ile razy zda­rzy nam się mi­jać ich roz­wa­li­ny, zkąd do nas łu­czy­ste­mi i po­dłuż­ne­mi okna­mi pust­ki niby wid­ma owych cza­sów prze­zie­ra­ją, dreszcz ja­kiś nas ogar­nia i ser­ce się ści­ska, czu­je­my coś z cier­pień owe­go ludu, któ­ry tyle wie­ków ję­czał u stóp tych gro­dów. Daw­ne, za­po­mnia­ne bóle oj­ców w pra­wnu­kach się od­zy­wa­ją, na po­do­bień­stwo ka­le­ki, co czu­je bo­leść w no­dze lub ręce, któ­rej już nic ma."Gdy tak z jed­nej stro­ny pa­no­wie wło­ścian uci­ska­li, z dru­giej ra­bo­wał i nisz­czył ich nie­przy­ja­ciel. Z żoł­dac­twa za­cięż­ne­go utwo­rzy­ły się ban­dy ra­bu­siów zwa­ne kom­pa­nia­mi an­giel­skie­mi lub na­war­rej­skie­mi, z któ­rych każ­da mia­ła swe­go do­wódz­cę; wy­dzie­li­ły mię­dzy sie­bie pro­win­cye i pu­sto­szy­ły bez li­to­ści. Na­wet pa­pie­ża nie ochra­nia­no. Ban­dy­ta Ce­rvo­le ra­bo­wał i pa­lił mie­ści­ny w po­bli­żu Awi­nio­nu. Prze­stra­szo­ny pa­pież za­pro­sił go do mia­sta, dał mu roz­grze­sze­nie i oku­pił się sum­mą 40,000 ta­la­rów. Nikt na­wet tym ban­dy­tom opo­ru nie sta­wiał. Obron­ne zam­ki bro­ni­ły się wpraw­dzie, ale wło­ści oko­licz­ne szły na pa­stwę nie­przy­ja­cie­la. Całe kró­le­stwo było w roz­przę­że­niu; było mar­twe, bez oka­za­nia zna­ku ży­cia, znie­ru­cho­mia­ło i po­rzu­co­ne było na po­do­bień­stwo ol­brzy­mie­go tru­pa, po któ­rym ban­dy nie­przy­ja­ciel­skie, jak roje ro­bac­twa, bez­kar­nie peł­za­ły. Miesz­kań­ce wło­ści nie sy­pia­li po no­cach, kry­li się po la­sach i no­rach; nad brze­ga­mi Lo­ary ucho­dzi­li na wy­spy lub na czoł­nach noce i dnie prze­pę­dza­li. W Pi­kar­dyi wy­ko­py­wa­li so­bie ob­szer­ne nory pod zie­mią, gdzie się cho­wa­li z in­wen­ta­rzem i całą ro­dzi­ną. Jesz­cze w prze­szłym wie­ku wi­dzia­no kil­ka­dzie­siąt ta­kich miesz­kań pod­ziem­nych o kil­ku­na­stu gan­kach, do­kąd się wi­dać przed nie­przy­ja­cie­lem schra­nia­no. Ko­ści ludz­kie roz­rzu­co­ne po nich świad­czą, że tam nie­raz z gło­du ro­dzi­ny wy­mie­ra­ły, gdy nad nie­mi nie­przy­ja­ciel zbyt dłu­go go­ścił.

Ten po­dwój­ny ucisk wło­ścian, do­ko­ny­wa­ny rów­no­cze­śnie przez pa­nów i przez ra­bu­siów, wy­wo­łał w nich roz­pacz. Głód i nę­dza do­skwi­ra­ły. W zam­kach jesz­cze moż­na było co zna­leść; chłop­stwo rzu­ca­ło się na zam­ki i wy­rzy­na­ło pa­nów. Obu­dza­ła się w nich ze­msta za wie­ki cier­pień, i tłu­my re­zu­niów cią­gnę­ły ze­wsząd na wy­tra­ce­nie pa­nów i szlach­ty. "Była to ze­msta – po­wia­da hi­sto­ryk – lu­dzi roz­pa­czy i prze­kleń­stwa. Zda­wa­ło się, że Bóg po­rzu­cił świat ten. Nie tyl­ko mor­do­wa­li pa­nów, ale całe ich ro­dzi­ny wy­tra­ca­li, wy­rzy­na­li ich dzie­ci, gwał­ci­li nie­wia­sty, a po­tem stro­ili sie­bie i żony swo­je w bo­ga­te suk­nie, w krwa­we łupy ra­bun­ku." Go­er­res z kro­ni­ki współ­cze­snej przy­ta­cza, że zmu­szo­no żonę jeść cia­ło męża na roż­nie upie­czo­ne­go.

Okrop­na była ze­msta chłop­stwa, okrop­niej­sza szlach­ty. Ka­rol zło­śli­wy, któ­ry ich uży­wał za na­rzę­dzie, po­stą­pił z nimi jak ge­ne­rał ros­syj­ski z haj­da­ma­ka­mi na Ukra­inie. Poj­maw­szy for­te­lem ich na­czel­ni­ków mię­dzy tłu­mem strasz­ną po­tem rzeź spra­wił. Ko­mu­na Pa­ryz­ka nada­rem­nie sta­ra­ła się nieść im po­moc. Pod Mont­di­dier chłop­stwo dru­gą po­nio­sło klę­skę i roz­pro­szy­ło się (1358.). Te­raz do­pie­ro roz­po­czę­ło się strasz­li­we pra­wo od­we­tu. Pa­no­wie ka­za­li imać i wie­szać wło­ścian win­nych czy nie win­nych, pa­li­li wło­ście i mia­sta. Kon­ty­nu­ator Wil­hel­ma de Nan­gis po­wia­da: "tyle na­ro­bi­li złe­go kra­jo­wi, że nie było po­trze­ba, aby An­gli­cy przy­szli na do­ko­na­nie znisz­cze­nia; ża­den nie­przy­ja­ciel tyle klęsk nie za­dał Fran­cji, ile jej za­da­ła szlach­ta." – Lała się stru­mie­nia­mi krew fran­cu­ska – i ni­czy­je ser­ce nie za­bo­la­ło na ten wi­dok! Do­pie­ro w 70 lat po­tem wy­rze­kła Jo­an­na Or­le­ań­ska sło­wo mi­ło­ścią oj­czy­zny tchną­ce: ser­ce się kra­je, gdy wi­dzę krew syna Fran­cyi.

Tę porę nie­szczęść kra­jo­wych i za­tra­ca­nia się wza­jem­ne­go uwa­żał Edward za dłu­go ocze­ki­wa­ną porę speł­nie­nia wi­do­ków swo­ich. Ru­szył więc z An­glii huf­ce na zdo­by­cie Fran­cyi. Wszyst­ko ry­cer­stwo an­giel­skie, wszy­scy ksią­żę­ta krwi kró­lew­skiej szli wraz z kró­lem. Zda­wa­ło się, że An­glia cała emi­gru­je do Fran­cyi. Na od­głos świet­nej i wiel­kiej wy­pra­wy wie­lu ksią­żąt i pa­nów z Nie­miec i Ni­der­lan­dów ocze­ki­wa­ło kró­la w Ca­la­is. Miał to być świet­ny or­szak ko­ro­na­cyi jego w Re­ims. Ato­li wła­śnie to znisz­cze­nie kra­ju było przy­czy­ną znisz­cze­nia wiel­kiej ar­mii Edwar­da. Desz­cze lały stru­mie­nia­mi, ze­psu­te wina sze­rzy­ły cho­ro­by w woj­sku, nie­do­sta­tek żyw­no­ści czuć się da­wał wszę­dzie. Edward prze­cho­dził bez opo­ru po kra­ju otwar­tym, ale zam­ki i mia­sta wa­row­ne za­mknę­ły się, i tyl­ko ob­lę­że­niem zdo­by­te być mo­gły. Tym­cza­sem w opu­sto­sza­łym kra­ju dłu­go się woj­sko na jed­nem miej­scu trzy­mać nie mo­gło i ztąd Edward na­wet od ob­lę­że­nia mia­sta Re­ims od­stą­pić mu­siał. Pod­stą­pił pod Pa­ryż. Lud oko­licz­ny schro­nił się na trzy przed­mie­ścia sto­li­cy, a w okół wzno­si­ły się słu­py dy­mów pa­lą­cych się wło­ści. W sam dzień wiel­ka­noc­ny spło­nę­ły Mon­tl­he­ry i Lonq-ju­me­au. W Chan­te­lo­up może ty­siąc dwie­ście osób róż­nej płci i wie­ku zam­kło się w ko­ście­le. Do­wódz­ca an­giel­ski ka­zał za­pa­lić ko­ściół. Oko­ło trzy­stu lu­dzi chcia­ło się okna­mi z pło­mie­nia ra­to­wać, ale i ci od orę­ża sto­ją­cych w okół nie­przy­ja­ciół wy­gi­nę­li. W po­nie­dzia­łek wiel­ka­noc­ny pod­ło­żo­no ognie na trzy przed­mie­ścia Pa­ry­ża. Wszak­że na mia­sto samo, moc­no ob­wa­ro­wa­ne, nie śmiał Edward ude­rzyć i cof­nął się ku Lo­arze. Pod Char­tres ucier­pia­ło woj­sko wie­le od bu­rzy i co­raz wię­cej ma­la­ły jego siły przez cho­ro­by, głód i nie­wy­go­dy. Edward wi­dział, że celu wy­pra­wy nie do­pnie i skło­nił się do po­ko­ju, któ­re­go obie stro­ny z upra­gnie­niem wy­glą­da­ły.

Za po­śred­nic­twem pa­pie­ża sta­nął po­kój w Bre­ti­gny (1360.). An­glia otrzy­ma­ła wszyst­kie po­wia­ty Akwi­ta­nii nie jako len­ność, ale jako udziel­ne pań­stwo, krom tego za­trzy­ma­ła Ca­la­is z przy­le­gło­ścia­mi, a zrze­kła się praw do ko­ro­ny fran­cu­skiej, tu­dzież do daw­nych len­no­ści swo­ich: Nor­man­dyi, Ma­ine, An­jou i To­ura­ine. Okup kró­la był wy­so­ki. Fran­cya mia­ła za nie­go zło­żyć ogrom­ną na owe cza­sy sum­mę, trzy mi­lio­ny czer­wo­nych zło­tych. W czte­rech mie­sią­cach sześć kroć sto ty­się­cy, a przez na­stęp­nych lat sześć po czte­ry kroć sto ty­się­cy. Zwa­żyw­szy, co An­glia prócz tego wy­ci­snę­ła za okup na in­nych ksią­żę­tach, pa­nach i ry­cer­stwie, moż­na po­wie­dzieć, że jak pi­jaw­ka wy­ssa­ła Fran­cyą.

Wszak­że tak­że były okru­cień­stwa i okrop­no­ści tej woj­ny, że po­kój acz tak dro­go oku­pio­ny, wy­da­wał się zba­wie­niem na­ro­du. Ko­mi­sa­rze an­giel­scy, któ­rzy przy­by­li z wa­run­ka­mi trak­ta­tu do Pa­ry­ża, aby je kró­le­wicz po­przy­siągł, przy­ję­ci byli okrzy­ka­mi ra­do­ści i uwa­ża­ni, jako anio­ło­wie, po­kój lu­dziom z nie­ba zwia­stu­ją­cy. Ofia­ro­wa­no im, co mia­no naj­droż­sze­go, świę­te re­li­kwie cier­nio­wej ko­ro­ny Chry­stu­so­wej, cho­wa­ne w ka­pli­cy kró­lew­skiej. We wszyst­kich ko­ścio­łach dzwo­ny nie usta­wa­ły, na­bo­żeń­stwa dzięk­czy­nie­nia się od­pra­wia­ły, a lud praw­że wy­uz­da­ne­mu od­da­wał się we­se­lu.

Krót­kie to prze­cież były chwi­le ucie­chy, świad­czą­ce tyl­ko, do ja­kie­go stop­nia do­szła już była nie­do­la kra­ju. Nie było zkąd pierw­szej raty wy­ku­pu za kró­la za­pła­cić. Zna­lazł się śro­dek ohyd­ny. "Król Fran­cji, po­wia­da Mat­teo Vil­la­ni, za­prze­dał wła­sną krew swo­ję." Mło­dziuch­na cór­ka jego Iza­bel­la wy­mie­nio­ną zo­sta­ła za zło­to. Ga­le­as Vi­scon­ti, ów ty­ran za­wo­ła­ny, któ­ry po uli­cach Me­dy­ola­nu po­lo­wał na lu­dzi, i księ­ży żywo w pie­ce ogni­ste wrzu­cał, za­pra­gnął księż­nicz­ki fran­cu­skiej dla swe­go dzie­się­cio­let­nie­go syna i ofia­ro­wał za nią sześć kroć sto ty­się­cy czer­wo­nych zło­tych. Za ten pie­niądz Ju­da­szo­wy wy­do­stał się Jan Wa­le­zy na wol­ność (1360.).

Lecz nie­szczę­ście kra­jo­we zda­wa­ło się do jego oso­by przy­wią­za­ne. Przez ostat­nie trzy lata jego pa­no­wa­nia trwał ucisk ludu, na któ­rym wy­pła­ty dla An­glii cią­ży­ły; trwa­ły nie­ukró­co­ne roz­bo­je i ra­bun­ki ban­dy­tów. Sami pa­no­wie wra­ca­ją­cy z An­glii łą­czy­li się do nich i na­pa­da­li mia­sta. Pa­no­wa­ły nie­uro­dza­je i strasz­na gras­so­wa­ła śmier­tel­ność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: