- W empik go
Dzingis-Chan zmartwychwstał. Studia z psychopatologii rosyjskiej, Tom 2 - ebook
Dzingis-Chan zmartwychwstał. Studia z psychopatologii rosyjskiej, Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 379 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TOM II.
DR. STANISŁAW ZDZIARSKI
DŻINGIS-CHAN
ZMARTWYCHWSTAŁY
STUDJA Z PSYCHOPATOLOGJI ROSYJSKIEJ
TOM II.
POZNAŃ 1919
NAKŁADEM I CZCIONKAMI DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA
III.
Eugenjusz Czirikow.
…Przyszedł prorok! Wszyscy prześladowani ludzie różnych plemion idą za Marksem… Ślepi i głusi niech czekają, kiedy ich poprowadzą do Jerozolimy… oto zasada neożydostwa rewolucyjnego rosyjskiego, które uznało za godnego następcę proroków Starego Testamentu –— pana Czirikowa, co stanął od razu na koturnach kuglarskich, by z ich znikomej wysokości szerzyć i tak już nadto rozpowszechnioną w Izraelu wiarę w moc zwycięską rozkładczego żywiołu semickiego. I w tym względzie Czirikow okazał się potomkiem nieodrodnym rozmaitych sui generis nieuznanych genjuszów, głoszących uporczywie nie mniej ani więcej, jak tyle tylko, iż Izrael jest na świecie wszystkiem i jego jest panowanie nad wszech-narodami ziemskiemi!…
Lecz… jeżeli Czirikow, który wyszedł już dawno z lat młodzieńczych, kiedy to najłatwiej pociągają ku sobie utopje najrozmaitszych gatunków, przylgnął sercem całem do zasad socjal-rewolucyjnychtrudno mu to poczytywać za lekkomyślność karygodną.
Pomimo bowiem ogłoszenia manifestu październikowego, położenie żydostwa na obszarach imperjum rosyjskiego nie uległo żadnej zmianie zasadniczej. Osławiona – granica osiedlenia, minimalny procent uczniów pochodzenia żydowskiego w szkołach, żeby nie wymieniać drobniejszych przepisów, zaostrzających nieznośność bytowania, pozostały nadal w całej swojej rozciągłości i mocy. Manifest październikowy nie dał żydom pełnego uprawnienia, tak samo, jak nie dał go innym nierosyjskim narodowościom, jakkolwiek one, razem wzięte, stanowią większość zaludnienia, nieporównanie przewyższającą żywioł rdzennie rosyjski.
Być może, a nawet wydaje się bardzo prawdopodobnem, iż osiągnięciu całej pełni praw obywatelskich zaszkodzili najwięcej sami żydzi. Boć przecież –— publiczna tajemnica –— za ich pieniądze organizowano drużyny terorystyczne, fabrykowano bomby i machiny piekielne, z ich funduszów utrzymywano prasę rewolucyjną oraz wydawnictwa nielegalne, oni wreszcie wydali ze swego łona tysiące zdecydowanych przewrotowców, dla których zniszczenie powszechne i zbrodnie najpospolitsze były ideałem najwyższym!
Nie miejsce tutaj na rozsądzanie, o ile sami zawinili? Że jednak waga grubsza winy leżała, po ich stronie –— to pewna.
Okaże się to najdowodniej na Czirikowie, który jest żydem z pochodzenia i z przekonań…
Skoro tylko tedy nastała doba, przestająca pociągać autorów za byłej akie słowo drukowane do odpowiedzialności karnej, Czirikow występuje z całym szeregiem utworów, przeważnie w formę dramatyczną ujętych, mających być, że się tak wyrazimy, czynem politycznym pisarza.
Zacząwszy od zobrazowania dążności i pragnień tych mas, z jakich sam wyszedł, t j… ghetta żydowskiego, postąpił Czirikow szybkim krokiem ku opisaniu rewolucji w ogólności, upatrując w niej jedynie drogę, wiodącą do uzyskania wolności prawdziwej.
Poza kwestję żydowską, oraz ruchy rewolucyjne wyjść nie potrafił, jak gdyby obydwie te sprawy stanowiły decydująco o przyszłości.
To –— być może własnowolne –— zacieśnienie ram twórczości, nie wywoływałoby żadnych podejrzeń, gdyby nie nasuwająca się całą mocą wątpliwość, czy zacieśnienie takie było wskazane motywami wewnętrznem uchylającemi się z pod kontroli krytyki, czyli też zostało spowodowane bezpłodnością autora w innych dziedzinach natchnienia? Tem gorzej dla pisarza, że druga alternatywa okazuje się o wiele prawdopodobniejszą, a nawet da się wcale poważnie uzasadnić.
Sławę europejską zyskał Czirikowowi czteroaktowy dramat p… n. " Żydzi".
Ale to olbrzymie wrażenie, jakie wywołał wszędzie, nie zostało spowodowane bynajmniej wysoką wartością artystyczną utworu. Wszak został ogłoszony bezpośrednio po osławionych pogromach żydowskich, a nadto odsłonił rąbek zasłony tajemniczej, jaką zakryta była dusza izraelska tłumów, pozostających pod panowaniem rosyjskiem. W dramacie tym –— poza faktem niezaprzeczalnego ucisku żydowskiego –— zostały wprowadzone na widownię żywe typy działaczy współczesnych, ścierających się zawzięcie o zasady społeczne i programy polityczne, tak że sztuka Czirikowa otrzymała poniekąd charakter wiarygodnego dokumentu życiowego, tem bardziej, że występują w niej najrozmaitsze kategorje żydów, zarówno pod względem stanowym, jak i przekonaniowym. Obok starego zegarmistrza Lejzora, marzącego nieustannie tylko o ziemi obiecanej, mamy antytezę starego pokolenia w osobach jego dzieci. Student Boruch został wydalony z uniwersytetu za uczestnictwo w zaburzeniach, razem z siostrą Lają. Małamed Nachman –— to syonista najczystszej wody, Izerson –— to na wpół uświadomiony robotnik socjalistyczny; dr. Furman wreszcie, żeby nie wspominać figur podrzędnych, –— to arcytyp sytego dorobkiewicza żydowskiego, który utracił wiarę w Boga, bo zamiast Jehowy obrał sobie pieniądz za bożyszcze, czci warte.
Rozbieżność kierunków polityczno-społecznych, pomiędzy młodem a starem pokoleniem, zaakcentowana tu nader jaskrawo i dobitnie, ujawnia się już od samego początku dramatu Czirikowa w całej swojej sile i mocy.
Jakże odmienny jest świat myśli pokolenia starego?… Wszakże ten stary zegarmistrz Lejzor wraz z pomocnikiem swoim Szlojmą nie mogą odpędzić ani na chwilę od siebie marzeń o powrocie narodu żydowskiego do Palestyny! Myśl ta gnębi Lejzora wielce, gdyż starzec nie spodziewa się dożyć tego szczęścia. To też pociesza się tylko nadzieją, iż może któś potem przywiezie z Palestyny garstkę świętej ziemi –— i wtedy na grób mój rzucą także garstkę…. Dla Lejzora zresztą życie nie przedstawia żadnej wartości, gdyż z powodu rozruchów antyżydowskich trzy razy tracił w życiu wszystko i musiał trzykrotnie rozpoczynać życie na nowo. Ja –— powiada z ciężkiem westchnieniem –— jak pszczoła, zbierałem miód po kropli, a kiedy w moim ulu nazbierało się dosyć miodu, to mi go rozbijali i wybrali wszystko, co zgromadziłem.. Życie jego było, jak Joba biblijnego, którego synów i córki wiatr wielki pustynny zgubił. Gdybyż bodaj miał stary Lejzor pociechę z dzieci… I chociaż one są uzdolnione –— uważa, iż"bardzo mądrym być jest tak samo źle, jak być zupełnie głupim. Tymczasem syn jego chce, żeby ludzie żyli podług jakichś nowych praw, nie chce wiedzieć, że Bóg dawno stworzył prawa dla łudzi. Wszak syn jego nazywa marzenia o powrocie żydów do Palestyny bajką! W tem właśnie –— powiada Lejzor –—"wielka bieda zrobić dzieci swoje tak mądremi, że nie wierzą w te bajki. To wielka bieda, bo jeżeli żyd nie wierzy w te bajki, to bardzo prędko przestaje być żydem… I czyliż nie widoczna to kara boska, że Borucha wypędzili z uniwersytetu?…
Wyrzekania te starca przerywa kłótnia, tocząca się pomiędzy młodzieżą, obojętną dla ideałów narodowościowych, z wyjątkiem jedynego Nachmana, który jest fanatykiem, zagorzałym syonista:
–—"Borys Łazarewicz –— powiada Nachman ze złością –— wskazał na Niemcy, na Francję… Ależ wy, panowie, nie wiecie, czem są żydzi w Niemczech i we Francji. Tam, gdzie nam, żydom, dają pewne prawa, tam zabierają nam duszę… Jacyż tam żydzi? Oni wstydzą się swojego żydostwa i tańczą, jak im zagrają… Ukrywają swoje uczucia, tłumią je w sobie… i oszukują i drugich i siebie… W Niemczech żyd –— Niemiec, we Francji –— Francuz, to znaczy, że ani Niemiec, ani Francuz, tylko żyd, który udaje to Niemca, to Francuza… Oni źle robią,.. Ale wy ich nauczycie, jak mają zostawać żydami… To też znienawidziwszy wszystko, co nieżydowskie, nie żąda żadnych praw, gdyż kieruje się logiką, ale nie tą, którą się ma w głowie. Bo jego logika –— w sercu!
Wywodom tym doktrynerskim kładzie dopiero koniec westchnienie starego Lejzora, który od dziesięciu lat chce, ażeby wszystkie zegary u niego biły równocześnie, a jednak nigdy się to jeszcze nie zdarzyło. One, jak ludzie, nie mogą zgodzić się…
Akt drugi –— to dramat, rozgrywający się w duszy córki Lejzora –— Lai.
W mieście rozchodzą się głuche wieści o zamierzonym pogromie żydowskim. To też w sercu Lai, która czuje, że jest sama żydówką, budzi się gwałtowna nienawiść do Rosjan, a zarazem łączność z żydostwem całem, której w zwykłym czasie nie odczuwa.
A wszakżeż Łaja kocha gorąco wypędzonego studenta Berezina, który, jakkolwiek jest Rosjaninem, wzrastał z nienawiścią i lękiem niewolniczym przed wszystkimi bogatymi, strojnymi i silnymi. Przecież prześladowano go przez całe życie, począwszy od ławki szkolnej, na każdym kroku dawano do zrozumienia, że jest biedny i że każdy krwawo zapracowany przez niego grosz jest dobrodziejstwem wszystkich tych sytych i możnych plugawców, którzy zgnębili mu duszę, podcięli jej skrzydła, podsycali w nim nikczemne tchórzostwo, prześladowali go za każdą pokusę, za każdy poryw ku wolności. Nie mam silnej woli –— wyznaje ale nienawiści dla nich dużo…
Laja kocha Berezina całem sercem i nie wahałaby się pójść za niego za mąż.
–— Mnie nie wzrusza nasza religja i dużo w niej wydaje się mnie niedorzecznem. Ale czasem, gdy słyszę, jak ojciec odmawia swoje sobotnie modlitwy, coś nagle odzywa się w duszy, daleko, daleko, gdzieś tam, przypomina się coś swojego, bliskiego, rodzinnego, jakiś żal się budzie
Ale ochrzcić się nie mogłaby, bo cała jej istota sprzeciwia się temu, i zdaje się jej, że jeżeli to uczyni –— zgubi siebie i kochanka. W poglądzie takim utwierdza też Laję zakochany w niej do szaleństwa Nachman, który na wieść o zamierzonym pogromie wykrzykuje:
–— Nie wyprę się swojego narodu, nie zawie szę na szyi krzyża i nie wezmę w ręce ikony, żeby się schować za plecy waszego Boga! Nie! Jeżeli trzeba będzie umrzeć –— umrę jako żyd! Będę ich przeklinał, będę ich bił także, dopóki moje ręce nie upadną wraz ze mną! Wezmę w rękę rewolwer i będę bronił mojego narodu, mojej religji i samego siebie! Mam wiernego obrońcę! Jemu wszystko jedno: czy jestem żyd, czy chrześcijanin!
Nachmanowi, który na widok Lai zapomina o świecie całym, życie dało dobrą szkołę. Dziecięctwo jego –— to istne pobojowisko. Wcześnie zostawszy sierotą, do 25 lat nie wiedział, co to młodość, gdyż ciągle uczył się i żył nie z ludźmi, tylko z książkami. Kiedy zaś pokochał Laję, widzi brak wzajemności z jej strony. Ale on gotów znieść i ten zawód mężnie, gdyż żyd powinien wszystko znosić bez łzy. Łez bowiem nigdy człowiekowi nie wystarczy. Odchodzi tedy z rezygnacją –— bez słowa skargi.
Ale staremu Lejzorowi nie tajne jest, iż myśl córki błądzi gdzieś daleko poza domem. Postanawia tedy wyzyskać chwilę przygnębienia, w jakiem znajduje się teraz córka i wydostać od niej tajemnicę jej serca. Ale tajemnica ta uderza weń, jak grom z pogodnego nieba, dowiaduje się bowiem, że ukochany jego córki –— to goj. Czyżby Bóg chciał tak ciężko doświadczyć pobożnego Lejzora?!…. Niechby wybranym był chociażby niewierzący, ale żyd! Kiedy zaś córka odpowiada mu śmiało, że Bóg u wszystkich jeden, starzec wybucha wulkanicznie:
–— Jeżeli u wszystkich jeden, to dlaczego, kiedy goj pokocha żydówkę, ona musi się ochrzcić? Dlaczego goj nigdy nie zrobi się żydem?… Dzieci twoje wyśmiewać się będą z żydów, a ty będziesz bała się powiedzieć im: nie śmiejcie się, ja także –— żydówka! Twoje dzieci będą się uczyły swojej religji i będą mówiły: przeklęci żydzi, zabili naszego Boga –— i ty będziesz milczała! A twój mąż wstydzie się będzie, że ma żonę –— żydówkę i także będzie milczał!… Czy oni nie wiedzą, że ich Bóg był na ziemi żydem i że matka ich Boga była żydówką?
Laja dostaje napadu historji skutkiem tej sceny. Przerażony Lejzor posyła po lekarza Furmana, po owego niedowiarka, który tłumaczy starcowi, a nie mniej rozwydrzonemu teorjami pseudopostępowemi Borysowi wcale dowcipnie:
–— Wy chcecie urządzić się na cudzej ziemi, ale z tego nic nie będzie. Potem, jeżeli wam się coś uda zbudować, jakąś szopę ogólnego szczęścia, to wam, żydom, powiedzą: zabierzcie się precz z cudzej ziemi I pokaże się, że znów nic nie będziecie mieli, nawet i tej szopy. Wy, panowie, sami sobie powtórnie zadajecie te same egipskie trudy, od których uciekliście ongi, dzięki Mojżeszowi… A nie trzeba zapominać, że my, żydzi, nawet u szczytu naszej politycznej potęgi byliśmy tylko religijno-narodową agregacją. Bez religji niema u nas narodowości… Wykształcony żyd wraz z religją traci narodowość. To prawo ewolucji historycznej narodu żydowskiego! Nasze żydostwo silne tylko religją. A któż z wykształconych żydów może nazwać się religijnym? Ja takich nie znam, nie spotykałem. Nic żydowskiego bardzo prędko w nim nie zostaje… 1 cóż należy robić? Chcą, żebyś się wychrzcił –— wychrzcij się! nie na długo! Śmieją się przy tobie z żydów, –— śmiej się i ty, bo głupio jest płakać; przychodzi biednemu żydowi umierać z głodu, –— staraj się zrobić bogatym, bo umierać żyd nie ma ochoty, tak samo, jak każde inne rozumne stworzenie! A potem, kiedy zrobisz się bogatym, to tobie, żydowi, kłaniać się będą i ty, żyd, śmiać się z nich będziesz!… Ot, i cały sekret życia..
Tymczasem przychodzi wiadomość wiarygodna
O rzezi kiszyniewskiej –— w liście do Nachmana. Dom Lejzora pogrążony w trwodze, gdyż po mieście zaczynają przebąkiwać na dobre o planowanych pogromach żydowskich. Ludzie wszystko najgorsze na świecie przypisują żydom –— rozumuje Lejzor. Żyd–— szachraj, żyd – lichwiarz, żyd nie ma żadnego sumienia". Wszystkiemu zaś winni tacy niespokojni utopiści, jak syn jego Boruch, łudzący"się nadejściem bliskiem jakiegoś fantastycznego braterstwa wszechnarodów. Ale Lejzor jest za stary, iżby mogł uwierzyć w takie mrzonki.
–— Urodziłeś się –— rozumuje –— na obcej ziemi, w biedzie, i od dnia twego urodzenia i, może być, do dnia śmierci swojej, byłeś i będzieś otoczony nienawiścią i pogardą! I jeżeli pójdziesz do nich i będziesz im służył całą duszą, oni ci nie uwierzą! Powiedzą, że robisz sobie z tego geszeft, dlatego, żeś żyd!…
Dramat kończy się rozgromem sklepu starego Lejzora i samobójstwem Lai z obawy dostania się w ręce rozwydrzonej tłuszczy. I tu przypominają się słowa fanatycznego Nachmana: Ludzkość! Ludzkość! Co to jest ludzkość? Nigdy jej nie widziałem..
Ciągiem dalszym niejakoś owej walki przekonaniowej pomiędzy starem pokoleniem a młodem, jaką widzieliśmy w Żydach, są obrazki z życia wiejskiego, odtworzone przez Czirikowa w czteroaktowym dramacie p… t. Muzyki. I tutaj walka skończy się tragedją… dla tych właśnie, którzy mieli najlepsze zamiary względem proletarjatu małorolnego.
Proletarjat ten też, cierpiący wiecznie głód ziemi, widzący w panach jedyną przyczynę swojej nędzy, obałamucony hasłami anarchistycznemu, ciemny i pierwotny w swoich instynktach i pożądaniach, jest właściwym bohaterem dramatu.
Do wsi zapadłej doszły głuche wiadomości o wydaniu manifestu konstytucyjnego. Zaciekawienie co do treści tego aktu jest wśród włościaństwa ogromne, ale bynajmniej nie pod względem swobód obywatelskich. Chłopom marzy się nowy nadział ziemi, podobny do tego, jaki miał miejsce razem ze zniesieniem poddaństwa. O wolnościach jakichś żaden z nich nie myśli, bo i coż z wolności, kiedy niema co jeść?
Kiedy zatem do wsi zajechał nareszcie naczelnik ziemski i kazał zgromadzić się chłopom, –— oni od wczesnego rana rozłożyli się taborem na podwórcu dworskiem, wyczekując z niecierpliwością tego, co im obwieści władza? Tymczasem słonko oznajmiło już zbliżające się południe, urzędnik zaś ani myśli wyjść do zgromadzonych. Pośród chłopów budzą się podejrzenia, czy to nie dziedzic stara się skłonić naczelnika ziemskiego, iżby zamilczał o akcie wspaniałomyślności ze strony monarchy? Chwilowo następuje uspokojenie, kiedy kuzynka gospodarza domu, panna Lipa, oznajmia chłopom, iż skoro tylko jej brat przyjedzie, wydzierżawi im grunta swoje za niskim czynszem oraz wybuduje szkołę i łaźnię. Uspokojenie to jednak pryska niebawem. Zniecierpliwieni oczekiwaniem chłopi podają sobie z ust do ust najnieprawdopodobniejsze pogłoski o zamierzonych rzekomo przez władzę projektach, mających na celu polepszenie bytu włościańskiego. Według tych wersji manifest monarszy postanawia udzielenie zapomóg pieniężnych in natura w zbożu i koniach wieśniakom małorolnym. Zajęci rozmowami na ten temat, puszczają mimo uszu rozmowę, jaką prowadzą z sobą opodal pan Gorodieckij z ziemskim naczelnikiem:
–— Bynajmniej nie twierdzę –— powiada naczelnik –— jakoby chłopi byli syci. Zwracam tylko uwagę na ostrożność, z jaką należy rozdzielać zapomogi skarbowe. Przecież to –— ostatecznie –— zamieni się w zwyczaj. Koniec końców –— oni wyobrażają sobie, że skarb jest obowiązany ich karmić –— konkluduje jak najsłuszniej urzędnik, pomimo wyraźnego sprzeciwu ze strony dziedzica, przestrzegającego przed następstwami, mającemi wyniknąć z chwilą, w której nędza i choroby, panujące nagminnie, doprowadzą chłopstwo do rozpaczy krańcowej.
To też tłum znużonego oczekiwaniem chłopstwa wyprowadza wprost z równowagi treść odczytanego przez naczelnika ziemskiego rozporządzenia gubernatora, zalecającego, wobec ciągłych klęsk głodowych, gromadzenie zapasów zboża w magazynach gminnych. W modlitwie i pracy –— brzmiały końcowe słowa odezwy –— podstawa waszego dobrobytu. Ten, kto pracuje usilnie, w dni świąteczne chodzi do cerkwi, nie złorzeczy, a do szynku drogę zapomniał –— nakarmi beztroskliwie i siebie i rodzinę, a nawet na czarną godzinę cośkolwiek odłoży padały zdania w tłum osłupiały, który zupełnie czego innego oczekiwał.
A już, niczem grom z nieba jasnego, podziałały nań zapewnienia naczelnika ziemskiego, iżby nie dawano wiary agitatorom wędrownym, którzy teraz włóczą się od wsi do wsi, głosząc wszędzie o mającym rzekomo nastąpić nowym nadziale ziemi i rozmaitych innych reformach. Ludzie ci –— są waszymi wrogami. Podburzają was, korzystają z waszej głupoty, niedoświadczenia i łatwowierności… Nie nastawiać uszu, buntowników nie słuchać! Jeżeli taki człowiek pojawi się we wsi, chwyćcie go i prowadźcie do urzędnika!…
Chwilowa złuda rozwiała się. Chłopstwo ogar nęła czarna rozpacz.
Do wymiany zdań w rodzinie pana Gorodieckiego przychodzi dopiero w akcie drugim z chwilą przybycia wypędzonego studenta uniwersytetu, a kuzyna pana domu –— Pawła Iwanowicza, który poznał już nie tylko kryminał, ale i zesłanie sybirskie;
–— Kiedym był studentem i siedziałem w więzieniu –— wynurza się –— przyszła raz do mnie w odwiedziny panienka, która przedstawiła się jako moja narzeczona, chociaż mnie nie znała… Była u mnie tylko raz jeden, –— przyniosła mi fijołków i więcej już nigdym nie zobaczył jej…
Paweł Iwanowicz to jeden z tych licznych fantastów, którzy chcieli widzieć w chłopie rosyjskim brata-obywatela, niepomni tego, iż chłop ów znajduje się jeszcze w stadjum pierwotności… To też pozostaje głuchy na rozsądne rozumowania Gorodieckiego:
–— Niema niczego głupszego od sentymentalizmu z chłopami! Wasze natchnione rozmowy o ziemi wydały już pewne rezultaty… Oni myślą, zdaje się, jakobym nie miał prawa rozporządzać swojemi łąkami tak, jak się mnie podoba i jak mi wygodniej… Jeżeli podarujecie swoją ziemię chłopom –— tem samem spowodujecie ich do oczekiwania tegoż ode mnie, od drugiego, trzeciego… Teraz trzeba być ostrożniejszym. Chłopi fantazjują… Każdy fałszywy krok może pociągnąć za sobą duże nieprzyjemności. Dalej? Okropne! Niczego lepszego, oprócz chałatów aresztanckich, nie można ostatecznie przewidzieć. Każdy dzień przynosi wiadomości o rabunkach, bójkach, grabieżach, a wy tutaj… Życie z programem nigdy nie może zgodzić się w szczegółach… I tylko ludzie, znający to życie z książek i z za krat więziennych, mogą rozumować tak naiwnie i po prostu!… Trudno zachować spokój, skoro tam zrabowano zboże, w innem miejscu wyrąbano las, w trzeciem… A tu jeszczeście wy z waszemi utopijnemi projektami!… Jam nie zacofaniec!… Zgadzam się na to, że lud jest biedny, nędzny, że on sługa i wszystko, co się komu podoba… Ale zgódźcie się, państwo, że nie podarkami i nie łaźniami można poprawić położenie ekonomiczne ludu!…
Kuzynka Lipa wszelakoż, będąc zagorzałą chłopomanką, w rodzaju tych fantastów, co to ongiś szli w naród, daleką jest poglądów trzeźwych. Wszakżeż chłop –— powiada –— nie ma za co kupić sobie ziemi, a powtóre jest przekonany, że ziemię dostanie za darmo od rządu. Pocóż ma zatem kupować?… Zapomniała wszelako, że mrzonki tego rodzaju obudziła ona sama w ciemnych mózgach chłopskich.
Objaw uwagi godny, –— że jakkolwiek panna Lipa liczy już 26 lat, przecież nie chce dać posłuchu temu, co mówi doświadczona Serafima Giergiejewna:"Im lepiej z nimi postępować, tem gorsi oni. Zdaje się, już robisz dla nich wszystko: i odraczasz zapłatę długu i ulgi i karmisz i zarobek dobry dajesz i leczyć się do mnie przychodzą!… A przecież!… Zupełny brak wszelkiego poczucia wdzięczności! U Winnogradowych nie szczędzą ich: za wszystko –— kara, i u nich –— lepiej…
War sprzeczki zasadniczej wzmaga się z przybyłym właśnie synem gospodarstwa, studentem uniwersytetu Włodzimierzem. Teraz dopiero w domu tym –— co głowa –— to inny program polityczno-ekonomiczny. Syn –— demokrata, kuzyn –— socjalista, teść –— zacofaniec… Cała orkiestra, ale bardzo kakofoniczna.
Zdaniem bowiem Włodzimierza –— wystarczy dać chłopu kawałek ziemi, ażeby z niego zrobił się zasadniczy wróg wszelkich reform! Chłop rosyjski –— powiada on –— rodzi się już socjalistą… Ale w powiedzeniu tem nie ma słuszności. Chłopa bowiem robi socjalistą ciemnota umysłowa, o czem dowodnie przekonuje nas Starzec, wyrzekający w akcie trzecim na niepłodność ziemi, której przyczynę upatruje w grzechach ludzkich, lub tez w złem nasieniu, a nie w tem, że chłop chciałby, iżby mu zawsze stokrotne plony ziemia dawała, on jej zaś za to nie był obowiązany sił rodzajnych kompostem podsycać!…
Nie dziw też, jeśli ciemnota popchnęła lud do gwałtów i grabieży, o jakich krążą wieści po wsiach…
Co gorsza –— chłop ten nieoświecony ma swoją fałszywą teorję wytłumaczenia wszelkich możliwych nieszczęść:
–— I wtedy było tak –— opowiada starzec… dwoje u nas istotnie własną śmiercią skończyło: umarli, tak umarli.. resztę zaś oni uśmiercili… Żeby zaraza nie dotarła do miasta… Idzie lud do miasta z głodu, a panowie boją się, że on ze sobą przyniesie zarazę… I słyszałem, że w tym roku znowu zaczną cholerę puszczać, –— przygotowania rozmaite robią… Na wojnie stracili wiele ludu, a przecież jeszcze ciasno, ot i wymyślili oni… Mnożą się ludzie, a ziemi nie przybywa… A ot, powiadają jeszcze, że ziemia zaczyna, ot jak, ubywać: niby to morze-ocean z brzegów wychodzi i coraz więcej ziemi zalewa"….
Z wieści zaś, podżegających do gwałtów przeciwko obywatelom, pochwycić zdołał starzec również sporo mętów:
–— Na co Pan Bóg stworzył ziemię?… Dla nich jednych, co? W Piśmie św. powiedziano: rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię, a my bez chleba!… Powiadają, że w Petersburgu obliczenie teraz dokonuje się: ile dusz i ile wszystkiej ziemi… Naszego wójta wzywano do miasta i zapytywano, dlaczego naród tak cierpi… Tylko że wójt przerzucił się na ich stronę…
Wśród ludu krążą nawet pogłoski, jakoby po wsiach chodził następca tronu, pragnąc dowiedzieć się prawdy z ust samego włościaństwa i wymierzyć raz nareszcie sprawiedliwość. I chociaż wiadomo, że następca tronu ma dopiero dwa lata, a zatem nie mógłby sam chodzić po wsiach, lud trwa w zapamiętaniu jakiemś czarodziejskiem.
Skutkiem agitacji i powyższych legend tłum wiejski wzburzył się przeciwko panu Gorodieckiemu, któremu wójt powiada wyraźnie, iż lud postanowił odebrać ziemię dworską przemocą. Chłopi w okamgnieniu opanowują dwór cały, szydząc bezlitośnie z tych, których uważali dotąd za swoich dobrodziejów. Nie oszczędzają nawet istotnego swego przyjaciela Pawła Iwanowicza, który stara się opanować sytuację i przyprowadzić do opamiętania rozszalałe instynkty.
Tłum nie chce wchodzić z nikim w paktowanie, lecz przez usta wójta domaga się bezwarunkowego i natychmiastowego podpisania cesji następującej: Wszyscy, niżej podpisani, którzy dobrowolnie, bez przymusu, postanowiliśmy spełnić woię włościan, zostawiamy sobie na własność: sad, ogród i gospodarstwa dziesięć dziesięcin, lasu dwie dziesięciny budulcowego i dwie dziesięciny łąk. A resztę ziemi, łąki i las, który znajduje się w naszem posiadaniu bezprawnie z woli cesarza Aleksandra II. zgadzamy się zwrócić włościanom… Na znak czego podpisujemy się…
W chwili, kiedy obecni mają przystąpić do aktu, sporządzonego w ten sposób dobrowolnie (!), rozlega się na dworze salwa karabinowa. To przy – jechali strażnicy ziemscy, zawezwani przez pana Gorodieckiego przeciwko zbuntowanej czerni. Chłopstwo widząc, że jest zgubione, że wszystkie nadzieje wzięły w łeb, rzuca się w szalonym gniewie na rodzinę dziedzica, by jej krwią zaspokoić swoje pragnienie ziemi. Pierwszym pada prorok fałszywy –— nieszczęsny chłopoman Paweł Iwanowicz…
Taki jest koniec tragedji Czirikowa, tragedji instynktów najpierwotniejszych, kiedy motłoch najpospolitszy śmiał głosić całej Europie cywilizowanej, iż on jest"królem-Duchem Rosji odradzającej się, iż on jest"lud-car. Tymczasem nie spodział się, jak rychle zlatywał na złamanie karku do przepaści, w której nań śmierć nieuchronna czyhała, głodna krwi i mięsa… Pionierzy nowych haseł sądzili początkowo, że wraz ze zniszczeniem kultury dokonają dzieła epokowego, którem świat zadziwią. Na szczęście skończyło się na zawodnych majaczeniach: ów wichr, jaki powionął od Wschodu, był zbyt słaby, iżby mogł zwarzyć kwiaty cywilizacji zachodniej, kwitnące wśród narodu, zmuszonego fatalizmem dziejowym do współżycia z barbarzyńcami.
Europa –— za naszym przykładem –— odwróciła się od takiego ruchu wolnościowego –— tyłem…
Tymczasem nastała smutna nad wyraz wszelki doba zamieszek ulicznych, jakie napróżno chciało ochrzcić wielu zapaleńców niedorzecznem mianem wielkiej rewolucji wszechrosyjskiej –— i Czirikow oddał się w zupełności na usługi literaturze agitacyjnej, wyłączającej poza nawias kwestje narodowościowe. Z tego okresu pochodzi szereg utworów drobniejszych, zabarwionych tendencją jednolitą, kiedy to ludzie, jak cmy nocne do ognia, lecieli ze wszech stron ku marze wolności, póki nie dostali się do więzienia.
Tłem i treścią nowelki p… t. Towarzysz są właśnie wypadki z pierwszych dni manifestacyi konstytucyjnych, kiedy to wszystkie więzienia były podobne do zwierzyńców, w których zgromadzono wszelakie potwory zwierzęce wszystkich części świata. Razem z prawdziwymi apostołami nowego życia dostawali się do cel ludzie pospolici, razem z orłami gęsi domowe, pragnące naśladować orle loty… Więzienia przypominały minjaturowe miasteczka: siedzieli w nich bowiem ludzie najrozmaitszych stanów i zawodów: mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci. Więzienie było przepełnione do tego stopnia, że zarządcę ogarniała wprost czarna melancholja, kiedy zawiadamiano go o nowej partji aresztowanych. Nie wiedział bowiem biedak, gdzie ich pomieścić. Większość zaś lokatorów, jako nieprzyzwyczajona do życia więziennego, zasypywała go skargami dla ladajakiego najbłahszego powodu, jak gdyby zapominała o tem, że to nie hotel, tylko kryminał!… Zresztą niezwykły skład przestępców politycznych wprawił w zdumienie starego służbistę, który za istotnych przestępców uważał tylko: młodzież uniwersytecką i robotników. Do nich też jedynie stosował jak najściślej wszystkie przepisy więzienne. Nie wiedział wprost, jak mówić do – politycznych"? A już w rozmowach z jenerałem tracił doszczętnie nietylko rezon, ale nawet głowę, zupełnie jak gdyby jenerał nie był więźniem politycznym, ale przełożonym więzienia, który ma prawo czynienia wymówek nieprzyjemnych.
Pośród więźniów rozeszła się tymczasem pogłoska, że w celi nr. 5 siedzi jakiś generał. Młodzi przestępcy polityczni w celach 4 i 6 przypuszczali, iż sąsiad ich nie jest wcale generałem, lecz nosi tylko takie przezwisko partyjne. Wystukiwali tedy w ścianę zapytania alfabetem, powszechnie znanym w więzieniach rosyjskich, ale nie otrzymując odpowiedzi, zaczęli przypuszczać, że w celi tej zarząd więzienny umieścił z umysłu szpiega. Wszelkie inne próby porozumienia się pozostały również bez wyniku dodatniego, gdyż więzień milczał.
Aż razu jednego zaprowadzono generała, przy zachowaniu wszelkich ostrożności, na przesłuchanie, które prowadzić miał oficer żandarmerji. Generał przywitał oficera protekcjonalnem skinieniem głowy, ale wnet stracił fantazję. Prowadzący śledztwo bowiem nie mogł w żaden sposób uwierzyć, iżby generał prawdziwy, za jakiego podawał się oskarżony, mogł brać udział w manifestacjach pospólstwa. Kiedy zaś fotograf sądowy przystąpił do zdjęcia podobizny oskarżonego –— generał zgasł, rażony apopleksją.
–— Tej nocy w więzieniu panował niepokój: do samego świtu śpiewano marsza pogrzebowego, a rankiem przybył oddział żołnierzy w zupełnej gotowości bojowej –— kończy Czirikow swoje opowiadanie.
Istotnie –— o ofiary pomyłki nie było trudno w czasach rozruchów pokonstytucyjnych. Ale, czyliż nie mylili się równie często przewrotowcy?…
Stąd już krok jeden tylko do powieści p… n. Matiężniki, boć i tutaj napotkamy apoteozę –— tym razem zbrodni istotnej, wylęgłej w ciemnych głowach chłopstwa rosyjskiego, co wcale nie potrzebowało woli tylko ziemli. Występuje tutaj nie małorolny proletarjat rolniczy, ale chłopstwo, łaknące zwiększenia nadziału rolnego, jedynie dlatego, że orząc sposobem odwiecznym, wyzyskało siły produkcyjne posiadanej gleby docna, o meljoracjach zaś rolnych nie chce wcale słyszeć. Przesunie się przed nami szereg typów, stojących pod względem kulturalnym na jednym stopniu z ludami dzikiemi
Afryki południowej, jakich pełno było we wszystkich procesach o rozruchy agrarne, kiedy to t… zw. czerwony kogut zapiał donośnie nawet nad najżyź-niejszemi dzielnicami rdzennej Rosji.
Skąd przyszły wieści alarmujące?… któż wyjaśnić zdoła!
We dworze dziedzica mówiono, że uwijają się po wsiach źli ludzie, którzy opowiadaniami o życiu bez panów i naczalstwa, bez płacenia podatków, podburzają najspokojniejszych nawet dotąd włościan. Czyniono poszukiwania za takimi agitatorami, starano się o ich przytrzymanie, tak samo starano się dowiedzieć, kto rozpowszechnia po wsiach broszury i gazetki nielegalne? Wszystko napróżno. Sprawcy pozostawali niewyśledzeni. Wszystkie zaś dochodzenia, prowadzone przez urzędnika policyjnego, przyczyniały się tylko do tem większego wzburzenia wśród masy włościańskiej, która nienawistnem okiem spoglądała na budynki dworskie.
Ależ –— bo dwór posiadał niebyłej akie dostatki. Wszerz i wzdłuż ciągnęły się łąki, stare lasy i bezbrzeżna przestrzeń roli urodzajnej; należał wreszcie do dworu staw zarybiony, na którym gnieździły się stadami dzikie kaczki. Chłopi zaś mieli tylko skąpe działki ziemi, otrzymane po uwłaszczeniu, ale nie mieli ani lasu, ani pastwiska dla bydła, ani ryb nie było wolno im łowić. Spoglądali tedy z nietajoną zazdrością na otaczające ich dary boże i z tem większą nienawiścią obracali oczy, pełne złością w stronę dworu, zwłaszcza, że 70-cioletni staruszek Eljasz, któremu skutkiem wieku osłabła pamięć mieszała prawdę z czczym wymysłem, opowiadał dziwy o dobrobycie za czasów pańszczyźnianych, pocieszając zazwyczaj chętnych słuchaczy, że doczekają z pewnością lepszych czasów, kiedy to prawda boża zstąpi na ziemię…
Kiedy zaś rozeszły się wieści o manifeście monarszym, stary Eljasz zaczął często odwiedzać miejscowego popa, pragnąc dowiedzieć się bodaj przed śmiercią, czy byt chłopski polepszy się znacznie. Wobec tego zaś, że od popa nie mogł otrzymać upragnionych wiadomości, zaczynał pseudo-rozumowania teologiczno-społeczne, na które jednakowoż otrzymywał odpowiedzi wcale nie podług swojej myśli karłowatej,
Ale bajkom o nowym nadziale ziemi nie było końca. Przynosili je różni ludzie do wsi. Bajki zaś te odbierały wprost sen spragnionym zwiększenia stanu posiadania dotychczasowego. Wyczekiwano z niecierpliwością ogłoszenia manifestu. Niedziela za niedzielą mijała, ale pop nie odczytywał jakoś w cerkwi upragnionego aktu. A tu wszystkim pachła ziemia pańska i las i łęgi skarbowe.
I podczas gdy wśród wszystkich chłopów panował jednaki duch i jednakowe oczekiwanie polepszenia losu, jedynie miejscowy właściciel kramu był wrogo usposobiony względem tych nowych porządków, o jakich przebąkiwano półgłosem.
Kramarz zmienił się w krótkim czasie od założenia sklepiku do niepoznania. Zarzucił zupełnie dawny strój chłopski, przebrał się na pół po mieszczańsku i stał się wielce pobożnym. Nie mogł znieść głupich mędrkowań chłopskich, osobliwie, kiedy wyśmiewały one dziedzica, krytykowały czynności popa, lub przepełnione były grubemi wymyślaniami przeciwko naczelnikowi ziemskiemu. Za całe nieszczęście niezadowolenia, wybuchłego wśród warstwy chłopskiej, o czem dowiedział się z gazet, uważał –— całkiem słusznie –— pijaństwo, połączone z brakiem chęci do pracy uczciwej. Wszakże on sam zaczął handel od domokrążstwa, a przecież powoli dorobił się pieniędzy!…
Nareszcie do zapadłej wioski dotarł manifest konstytucyjny. Późnym wieczorem, dróżkami polnemi, ukradkiem zebrali się włościanie nad brzegiem jeziora. Tutaj przy świetle łuczywa odczytał zgromadzonym jeden z chłopów tekst ukazu, w którym wszelako –— ku wielkiemu rozczarowaniu wszystkich –— nie było bodaj drobnej wzmianki o ziemi. Obietnica zwołania dumy państwowej nie wywołała u chłopów najmniejszego wrażenia. Rozchodzili się tedy do domów w przygnębieniu.
Chłopstwo zaczęło przebąkiwać, że to"panowie umyślnie sfałszowali manifest najwyższy. Przypuszczenia tego rodzaju nabierać zaczęły tem większego prawdopodobieństwa, jako, że we wsi sąsiedniej uwięziono dwu parobków za rozpowszechnianie książek zakazanych, oraz jakichś odezw niedozwolonych. Winę tego zwaliła fantazja na mieszkańców dworu. Zaczęto tedy wyciągać z zapomnienia grzechy pańskie, a nawet przodków obecnych właścicieli wsi. Dziadek Eljasz zaś podsycał ten płomień zarzewia opowiadaniem, jak to za czasów pańszczyźnianych panowie zmuszali kobiety wiejskie do karmienia własną piersią szczeniąt…
Nie wiadomo –— kto rzucił hasło puszczenia z dymem sadyby pańskiej?…
Kiedy dowiedziano się o tem we dworze, spokój znikł bezpowrotnie z murów pańskich. Obecnie po raz drugi pani została sama, gdyż mąż musiał wyjechać do miasta, celem wzięcia udziału w zgromadzeniu obywatelskiem, mającem na celu obmyślenie środków zapobiegawczych przeciwko zamierzonym rozruchom włościańskim. Sen nie imał się samotnej gospodyni, drżącej ze strachu nawet wtedy, gdy zdaleka doszło wycie psa, chociaż wszystkie wejścia były zamknięte, okna zaś pozabijane deskami. Popadła w straszny rozstrój nerwowy, tak, że nawet ciche trzeszczenie sprzętów lub stuk zagadkowy uważała za coś groźnego. Nie rozstawała się tedy z rewolwerem.
Za powrotem męża zaszła pewna zmiana. Oto do wsi przyjeżdżali rozmaici urzędnicy, którzy jęli tłumaczyć zgromadzonym włościanom, że ci ludzie, co obiecują im ziemię i wolność –— są wrogami cara i władzy, dążącymi do pochwycenia steru rządów we własne ręce. Chłopi jednak nie dawali posłuchu tym radom, przypominając sobie za każdym razem cięgi, otrzymywane od rozmaitych urzędników. O ziemi jednakowoż ani o manifeście monarszym żaden z nich nie wspomniał, choćby nawiasowo!…
Chłopi zaś nie pomyśleli, coby zrobili z ziemią w razie otrzymania nowego jej nadziału. Boć przecież ziemia nie jest chlebem, żeby ją było można jeść! Ziemia wymaga dobrego, racjonalnego gospodarstwa, nawozu, bydła, a bylejako uprawiana nie da plonów, a tylko zachwaści się!
Bogatszych zaś gospodarzy niepokoiły zabu rzenia rolne, jakie rozprzestrzeniały się szybko po gubernji całej, niepokoiły podpalania i grabieże oraz wieści, jakoby tam lub ówdzie czyniono starania
O równy podział ziemi pomiędzy ludność. Daj im wolność –— mawiali –— a ostatnią parę spodni przepiją!… Niepokój rósł w duszach z dniem każdym coraz to więcej, zwłaszcza, gdy obywatele z sąsiedztwa zaczęli opuszczać czemprędzej swoje domostwa
I chronili się do miast gubernjalnych, gwałtom zaś ze strony chłopstwa nie było końca.
Przez całe dwie noce było widać na horyzoncie czerwoną łunę dalekiego pożaru. Chłopom, zgromadzonym na pagórku, serca wzbierały na ten widok radością, we dworze zaś rosła trwoga, która zmniejszyła się nieco, skoro z gubernji przysłano strażnika z nieograniczonemi pełnomocnictwami. We wsi zaś stało się cicho i bezludnie, a tylko w duszach milczących rosła nienawiść i - wyczerpywała się cierpliwość.
Wkrótce tez znienawidzono strażnika, który nie tylko wjeżdżał konno na grządki, czyniąc szkody w ogrodowiźnie, ale też zalecał się wcale ochoczo do bab i dziewcząt.
Uważał też pilnie strażnik na niektóre chaty, osobliwie zaś na chatę starego Eljasza, którą uważał za kuźnicę wszystkich pogłosek o nowej wolności, nie tyle z powodu niebezpieczeństwa owych pogłosek, ile dlatego, że mieszkała tam urodziwa kobieta, zona sołdata. Kiedy zaś nie udało mu się nawet przemocą pozyskać względów upatrzonej, zaczął knuć plan zemsty srogiej. Pobity podczas rewizji nocnej przez brata owej sołdatki, wysłał strażnik depeszę do gubernatora. Na skutki nie potrzeba było długo czekać, zwłaszcza, że sami właściciele wsi, przerażeni napadem na strażnika, wyjechali pokryjomu do miasta.
Następnego już dnia o świtaniu przybył do wsi stanowy. Zaczęło się energiczne śledztwo przy akompanjamencie obelg i bicia po twarzy badanych, która to zniewaga nie minęła nawet wójta miejscowego. Tłum aresztowanych zapełnił wkrótce całą szopę. Wszelako nocą tłum chłopów odbił uwięzio, nych. Zawezwano kozaków, przyjechał nawet isprawnik wraz z rotmistrzem żandarmerji.
Dla wsi przeznaczonej na zagładę nastał sądny dzień!…
Uległ też Czirikow nagminnej chorobie, jaką zostali nawiedzeni wszyscy prawie piewcy rewolucyjni, symbolistyce, zamglonej ponad potrzebę istotną, w trzyaktowej fantazji dramatycznej p… n. Czerwone ognie drapowanej nawet w wiersz biały. Oprócz dwojga istot świata zmysłowego, wyprowadza poeta cały legjon przeróżnych fantastycznych stworzeń, mówiących nieco za wiele w stosunku do treści realnej, jaką przynieść mogą ich słowa. I ów sejm duchów ma położyć koniec dotychczasowemu porządkowi rzeczy…
Sam Czirikow odczuł widocznie najlepiej, że terenem najudatniejszych jego popisów dramaturgicznych może być nie jakaś mistyka, lecz życie żywe, bijące tętnem młodości, niepohamowanej w swoich porywach. To też w ostatnich swoich dramatach zwrócił się ku problematowi, poruszonemu poniekąd, chociaż z innej strony, w ?ydach, zwrócił się ku smutnym wypadkom, jakie spowodowały wykolejenie się dziesiątków tysięcy młodzieży rosyjskiej, ku politykomanji, jaka ogarnęła umysły niezrównoważone, co gorsza nieprzygotowane teoretycznie do racjonalnych prac obywatelskich, kiedy hasła przewrotu radykalnego śmieli uważać za prowadzące do celu!…
Smutneż tedy jest opowiadanie p… n. Na poręce boć żal za zmarnowanem pokoleniem ogarnąć musi serce… żal tem sroższy, że politykomanja pochłonęła i z pośród n a s aż nadto wiele sił młodych, obiecujących w przyszłości…
Na dworzec kolei żelaznej w niewielkiem mieście prowincjonalnem chodziła od pewnego czasu dzień w dzień staruszka –— zona jednego z niewielkich czynowników miejscowych. Milczącą w zamyśleniu głębokiem i pogrążoną w troskach o syna, budził dopiero z zadumy łoskot nadchodzącego pociągu. Staruszka ożywiała się na chwil kilka, szukając pośród przybyłych pasażerów swego syna. Napróżno!… Codziennie tedy odchodziła z dworca ogromnie zgnębiona, pocieszając się po drodze kruchą nadzieją, że może w ścisku nie zauważyła syna, że może go zastanie w domu. Złudna nadzieja!…
Niekiedy zdawało się biedaczce, że już nigdy nie zobaczy syna. Przecież tyle razy już opowiadał znajomy czynownik Ardeljon Michajłycz, przy jaciel serdeczny jej męża, o więzieniu, w którem za pociśnięciem mechanizmu umyślnego woda zalewa celę i topi znajdującego się tam przestępcę. To też mąż jej zwykł był mawiać, że lepiej już n ie oczekiwać powrotu syna, boć on przecież dostanie się do więzienia za sprawki polityczne. Staruszków oboje na myśl samą o możliwości takiego faktu ogarniała rozpacz krańcowa, sen z powiek spędzająca.