Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Edwarda Leszczyńskiego ballady i pieśni. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Edwarda Leszczyńskiego ballady i pieśni. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 204 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BAL­LA­DY I PIE­ŚNI

Na­kła­dem Cen­tral­ne­go Biu­ra Wy­daw­nictw N. K. N. w Kra­ko­wie na po­mno­że­nie Fun­du­szu wdów i sie­rót po po­le­głych Le­gio­ni­stach

1916

Te­goż Au­to­ra:

/Po­ezye/ Cu­pio dis­so­lvi po­emat/ Pło­mień ofiar­ny po­ezye/ Jo­lan­ta po­emat dra­ma­tycz­ny/ Wio­sen­ne nie­bo po­ezye/ Ko­nik zwie­rzy­niec­ki wi­do­wi­sko sce­nicz­ne/ Ka­ba­ret sza­lo­ny po­ezye/ Har­mo­nia sło­wa stu­dy­um o po­ezyi/

Od­bi­to czcion­ka­mi Dru­kar­ni Na­ro­do­wej w Kra­ko­wie w mar­cu 1916.

Wi­nie­tę ty­tu­ło­wą wy­ko­nał Ste­fan Fi­lip­kie­wicz.PRZED­MO­WA.

"Na świat wam pil­no? – i po co? Na świe­cie zgiełk oręż­ny – mrok krwa­wy. Oj­czy­zna wa­szych dźwię­ków od łun po­żar­nych ośle­pła, od huku ar­mat ogłu­chła, od męki cze­ka­nia zmar­twia­ła. Któż was do­wi­dzi? do­sły­szy? Uro­dzi­ły­ście się wczo­ra – tego wczo­ra już nie­ma, – gwiaz­dy, któ­re wa­szym na­ro­dzi­nom świe­ci­ły, cof­nę­ły się w głąb nie­ba, spło­szył je blask zło­wiesz­czy krwa­we­go Mar­sa ry­dwa­nu. Do­praw­dy lę­kam się o was. Jak wy bę­dzie­cie wy­glą­dać, dzie­ci nie­bacz­ne? Jak wy bę­dzie­cie wy­glą­dać bez mie­cza i bez przy­łbi­cy, bez piór szy­sza­ka na gło­wie? Nie le­piej wam u mnie po­zo­stać? W szu­fla­dzie mego biur­ka nie le­piej­by wam było, niż za wy­sta­wą skle­po­wą, albo na pół­kach księ­gar­skich? Nu­dzić się tam bę­dzie­cie dłu­go a grun­tow­nie – w to­wa­rzy­stwie – czę­sto­kroć – wię­cej niż po­dej­rza­nem. A w koń­cu – w koń­cu cze­ka was pew­nie – nie taję tego przed wami – mrocz­na za­tę­chła piw­ni­ca, peł­na nie­czy­stej bi­bu­ły".

Lecz pie­śni moje od­rze­kły: "nie lę­kaj się o nas tak bar­dzo. Są­siedz­twa na pół­kach księ­gar­skich by­wa­ją – Co­praw­da – nud­ne i do­kucz­li­we, ale na szczę­ście zmie­nia­ją się one – za­zwy­czaj tem czę­ściej im mniej mają do po­wie­dze­nia, a co do losu w piw­ni­cy nie jest on by­najm­niej tak smut­ny, jak ci się zda­je". Tu prze­rwa­łem zdzi­wio­ny: "ską­dwy mo­że­cie wie­dzieć? – to chy­ba są żar­ty!"

– "Wie­my od na­sze­go dru­ko­wa­ne­go ro­dzeń­stwa, z któ­rem po­zo­sta­je­my w po­ro­zu­mie­niu po­za­zmy­sło­wem dzię­ki fa­mi­lij­ne­mu po­wi­no­wac­twu".

"Ach, tak! ro­zu­miem – więc – mó­wi­cie – w skła­dach księ­gar­skich" – "nie jest na­praw­dę tak źle. Leży się wpraw­dzie w mro­ku i brak tam świe­że­go po­wie­trza, lecz już po krót­kim cza­sie – może wsku­tek dzia­ła­nia tru­ją­cych opa­rów dru­ko­wa­nej stę­chli­zny – za­pa­da się w sen ma­gne­tycz­ny – na­tu­ral­nie o ile się ma od­po­wied­nią pre­dys­po­zy­cyę psy­chicz­no – ner­wo­wą. Tak było z twy­mi daw­ny­mi wier­sza­mi, ten los – w dzie­jach ksią­żek dość rzad­ki – już się nam dzi­siaj uśmie­cha, bo taki sen ma­gne­tycz­ny to na­sze ży­cie, nasz try­umf i roz­kosz ta­jem­na. Zresz­tą, za­sta­no­wiw­szy się głę­biej, po­wiedz­my, że sło­wo sen jest w tym wy­pad­ku wy­ra­że­niem ułom­nem a na­wet fał­szy­wem. Al­bo­wiem wszyst­ko to, co nas cze­ka, to bę­dzie jaw naj­żyw­szą spać będą wła­ści­wie tyl­ko na­sze cia­ła pa­pie­ro­we. Uśmie­chasz się z nie­do­wie­rza­niem? – Po­słu­chaj i ciesz się z nami. Gdy księ­życ srebr­ny wy­świe­tli bło­nie nie­bie­skie i gwar ulicz­ny za­milk­nie, za­cznie się czar nie­po­ję­ty. W prze­strze­ni mrocz­nej za­drży, za­ko­ły­sze się dźwięk le­d­wie sły­szal­ny, za­wtó­ru­je mu dru­gi – trze­ci – nie­wy­słow­na po­bud­ka tę­sk­no­ty, wy­ło­ni się na­raz w ci­szy prze­dziw­nych har­mo­nii mu­zy­ką, z mar­two­ty ciał pa­pie­ro­wych od­po­wie­dzą jej dźwię­ki, któ­reś w nas za­klął prze­moż­nie – ock­ną się ser­ca twych pie­śni. Z wię­zów li­te­ry i pa­pie­ru wy­wi­ną się, wy­swo­bo­dzą cia­ła świe­tli­ste, przez mur wię­zien­ny prze­wio­ną, w po­wie­trzu srebr­nem niby pta­ków gir­lan­da za­hy­bo­czą i w dal po­fru­ną swo­bod­ne za oną mu­zy­ką prze­dziw­ną.

Na le­śną od­le­głą po­la­nę, w prze­cza­ro­wa­ne księ­ży­cem drzew świę­tych uro­czy­sko zla­tu­ją się du­chy brat­nie, tę­czo­we cu­do­two­ry ma­rzeń z ży­cia pra­cow­ni wy­klę­te, ró­ża­no­won­ne dzie­ci stra­co­nych po­ca­łun­ków, pro­mien­ni ko­chan­ko­wie pięk­na bez na­zwy i bez celu. Chór two­ich pie­śni wy­cią­ga ku nim ręce świe­tla­ne – tań­czą. W za­chwy­cie bo­skiej wol­no­ści, w try­um­fie pięk­na wiecz­ne­go wije się pląs księ­ży­co­wy a każ­de ciał fa­lo­wa­nie jest rów­no­cze­śnie mu­zy­ką. Ża­łość nie­wy­sło­wio­na i twór­cza duma ist­nie­nia gra­ją bo­le­sną roz­ko­szą w har­mo­nii ru­chów i to­nów. Z roz­brza­skiem dnia wscho­dzą­ce­go roz­pra­sza się lot­na dru­ży­na, w za­ci­sze skle­pień piw­nicz­nych wra­ca­ją pie­śni ja­sne – z dum­ną nie­złom­ną na­dzie­ją, że nowa noc księ­ży­co­wa na nowe po­wo­ła je gody. Tak było do­tąd, lecz od nie­daw­na coś, jak­by psuć się za­czę­ło w za­cza­ro­wa­nych dzie­dzi­nach pod srebr­nym ber­łem nocy. Zma­la­ło koło ta­necz­ne. Na ja­snych pro­my­kach księ­ży­ca co­raz mniej du­chów wol­nych zla­tu­je w le­si­ste ustro­nia, a po­zo­sta­łym co­raz to trud­niej wy­na­leść miej­sca za­cisz­ne dla onych go­dów swo­bo­dy. Nie­zna­na do­tąd bu­rza prze­wa­la drze­wa po­tęż­ne, a krew czer­wo­na sze­ro­ko na wrzo­sach roz­la­na przy­zy­wa z czar­nych ot­chła­ni strasz­ne bogi – nie ze­msty, wę­żo­wo­wło­se Eri­nye. W miej­scach daw­niej bez­piecz­nych ja­wią się na­gle mary okrop­ne, zie­ją­ce ogniem hy­dry i mór i nę­dza i głód. Strasz­li­wy ko­ro­wód Bel­lo­ny prze­cią­ga przez lasy i sio­ła. Raz kie­dy w po­bli­żu owych zja­wisk zmą­cił się pląs księ­ży­co­wy a chór nie­licz­ny go­to­wał się do od­lo­tu – było to na skra­ju lasu w bliz­ko­ści rze­ki roz­lew­nej – wy­ło­ni­ła się na­gle z mro­ków le­śnych cza­ro­dziej­ska pani tych dziel­nic, w suk­ni tka­nej z mgieł księ­ży­co­wych, w ko­ro­nie tę­cza­mi gra­ją­cych dy­amen­tów – kró­lo­wa El­fów – wiesz prze­cie – ta­sa­ma, któ­ra w dzie­wi­czym le­sie ro­man­ty­ki ja­wi­ła się ry­ce­rzom naj­pięk­niej­szych bal­lad. Onać to – bo­ska znaw­czy­ni naj­głęb­szej taj­ni czło­wie­cze­go ser­ca sta­nę­ła na skra­ju lasu w ku­szą­cym ma­je­sta­cie wie­czy­ste­go pięk­na i lot­ne sło­wa po­cie­chy rzu­ci­ła spło­szo­nej dru­ży­nie: po­wiew­ne dzie­ci fan­ta­zyi! nie trwóż­cie się i nie skarż­cie na los opusz­cze­nia, zgiełk bi­tew­ny umilk­nie, krew wsiąk­nie w zie­mię a nowy za­stęp brat­nich wam du­chów za­lud­ni le­śne ustro­nia. Bo nie­ukoj­ne jest ser­ce czło­wie­ka a w tęt­nie krwi jego ro­dzą­cej owoc czy­nu i kwiat obłęd­ny ma­rze­nia jed­na się chwa­ła gło­si, je­den się try­umf peł­ni – zwy­cię­skie ży­cie".

Tak rze­kła El­fów kró­lo­wa, a chór po­wiew­ny prze­wi­ną} się koło niej plą­sem dzięk­czyn­nym i w dal ule­ciał ra­do­sny. – I po wiek wie­ków snuć się bę­dzie w za­chwy­cie ten ta­niec księ­ży­co­wy".

Uśmiech­ną­łem się smut­nie.

– "Niech już tak bę­dzie, jak chce­cie".

Wie­dzia­łem, że wier­sze po­dob­ne są w tem do do­ro­słych dzie­ci, że tak samo jak one le­cieć chcą w świat sze­ro­ki, da­le­ko od ro­dzi­ców – byle tyl­ko od­czu­wać swą sa­mo­dziel­ność i siłę w tym świe­cie. – Ko­rzy­sta­jąc więc ze spo­sob­no­ści po­sta­no­wi­łem wy­dać ten zbiór po­ezyi. De­cy­zyą za­pa­dła – lecz dłu­go jesz­cze po­tem my­śla­łem o sło­wach, któ­re kró­lo­wa El­fów wy­rze­kła do mych pie­śni w ową noc księ­ży­co­wą. Czem jest pieśń wo­bec ży­cia? jaki jest sto­su­nek au­to­ra do po­trzeb swe­go spo­łe­czeń­stwa i do chwi­li dzie­jo­wej, któ­rą każ­dy po swo­je­mu prze­ży­wa? – My­śli te za­wa­dzi­ły o jed­no sta­re i aż ba­nal­ne w swem uogól­nie­niu przy­sło­wie: in­ter arma si­lent mu­sae. Praw­dzi­wość tej mak­sy­my i licz­ne wzglę­dem niej wy­jąt­ki mają swo­je uza­sad­nie­nie w psy­cho­lo­gii jed­nost­ko­wej i zbio­ro­wej. Tym za­wi­łym te­ma­tem, tak trud­nym do zgłę­bie­nia, zaj­mo­wać się tu nie będę.

Zresz­tą bez fi­lo­zo­ficz­nych do­cie­kań poj­mie to każ­de szcze­ro-ludz­kie od­czu­cie, że wo­bec krwi jesz­cze z rany pły­ną­cej ła­twiej jest pła­kać lub ze­mstę przy­się­gać niż – śpie­wać – cho­ciaż­by naj­cud­niej­sze maki śpie­wa­ły do­oko­ła swo­ją pieśń szkar­łat­ną. Są pew­ne sy­tu­acyę, w któ­rych po­śpiech w do­raź­nem prze­zwy­cię­ża­niu rze­czy­wi­sto­ści przez po­ezyę robi wra­że­nie pew­nej nie­de­li­kat­no­ści wo­bec chwi­li re­al­nej. Więc nie­jed­na – pieśń cza­su – może być z tego po­wo­du – wła­śnie – nie na cza­sie.

Ze tak­że nie na cza­sie bę­dzie za­pew­ne wy­da­nie tych wier­szy z epo­ki przed­wo­jen­nej, po­wie­dział tem już po­przed­nio. Tu do­dam, że – gdy­by się li­czyć z tym wzglę­dem, to może jesz­cze dłu­gich lat dzie­siąt­ki mu­sia­ły­by cze­kać te po­ezyę na swo­ją chwi­lę.

Bo oto w huku ar­mat i w krwa­wych zo­rzach po­żar­nych ro­dzą się cza­sy nowe a z nimi i z nich uro­dzą się nowe pie­śni. Czy te, któ­re wy­śpie­wa­no przed nimi, mu­szą na za­wsze zgłuch­nąć dla­te­go, że są daw­niej­sze? By­najm­niej. I w tych i w tam­tych prze­trwa to tyl­ko, co jest w nich wiecz­ne – pięk­ność nie­zmien­nie mło­da. Od­czu­cie róż­nych form pięk­na ma dziw­ne w dzie­jach ko­le­je – gi­nie i zno­wu po­wra­ca. Ułom­nym bo­wiem jest czło­wiek, choć bo­ską jest jego du­sza, śla­da­mi łez i ran wła­snych po­dą­ża do źró­deł pięk­na nie­śmier­tel­ne­go. Więc też każ­de po­ko­le­nie ma swo­je pie­śni i sztu­kę swo­jej tę­sk­no­ty, każ­da epo­ka oba­la ja­kieś bo­żysz­cza i ja­kimś daw­nym cześć za­po­mnia­ną przy­wra­ca – a czy­ni to spon­ta­nicz­nie, czę­sto nie­spra­wie­dli­wie i bez­względ­nie, kie­ru­jąc się w tych wy­ro­kach in­stynk­tem swych po­trzeb ży­wot­nych. Al­bo­wiem – nie­ukoj­ne jest ser­ce czło­wie­ka a w tęt­nie krwi jego ro­dzą­cej owoc czy­nu i kwiat obłęd­ny ma­rze­nia jed­na się chwa­ła gło­si, je­den się try­umf peł­ni – zwy­cię­skie ży­cie.

Kra­ków, 10 wrze­śnia 1915.I.

Pę­dził za sła­wą tyle lat w swo­jej i ob­cej zie­mi­cy, obie­żył z lut­nią cały świat

Pę­dzi­sław z Kra­so­sto­li­cy.

Sie­bie jed­ne­go pa­nem znał, lut­nię je­dy­ną kró­lew­nę,

Amo­ra zdrad­ne wię­zy rwał wsłu­cha­ny w stru­ny jej śpiew­ne.

Wiel­bił go Hisz­pan, Nie­miec, Giaur i Skal­dów top­nia­ły lody, gdy szedł w zie­lo­ny zdob­ny laur w zwy­cię­skie pie­śni za­wo­dy.

Da­le­ko za­szedł z lut­nią swą, bo aż na wzgó­rze We­ne­ry;

– kla­sycz­ne imię zdo­bi ją, a ro­man­tycz­ne ma­nie­ry.

Cia­ło jej za­wsze peł­ne żądz, mi­ło­ści wie­czy­sty gaj­zer, w jej to ob­ję­ciach los swój klnąc, mio­tał się nie­gdyś Tan­n­häu­ser.

Od wie­ków cześć jej bo­ska trwa, lecz po­wiem tak mię­dzy nami, że znam tę bla­gę, któ­rą ta oszust­ka ród ludz­ki mami.

Pę­dzi­sław czuł, że w spra­wie tej nie wszyst­ko było w po­rząd­ku –

zo­ba­czył We­nus, uległ jej w mi­ło­ści ci­chym za­kąt­ku.

Draż­nią­cym śmie­chem brzmiał jej głos, gdy uj­rzał ją po raz pierw­szy, zło­to­pło­mien­ny lśnił się włos, jak po­łysk naj­droż­szych wier­szy.

Cza­rów jej bo­skich słod­ka moc ście­ra­ła śnieć daw­nych smut­ków,

Pę­dzi­sław u niej całą noc na so­bie do­znał jej skut­ków.

Zo­stał noc jed­ną, gło­si wieść, w dru­gą za­po­mniał wy­je­chać, z tej sa­mej ra­cyi przez lat sześć wy­jaz­du mu­siał po­nie­chać.

I przez lat sześć nie za­brzmiał śpiew, ni zło­ta lut­nia nie gra­ła, a za to gra­ła wrzą­ca krew wiecz­nie pło­mien­ny hymn cia­ła.

Kry­ni­ca na­tchnień szyb­ko schła, jak kro­pla wrzą­ca w ko­cioł­ku i strze­gła po­tęg sfo­ra zła zło­ci­stej lut­ni na koł­ku.

Aż raz Pę­dzi­sław – zda­rzył los –

gdy błą­dził sa­mot­ny w knie­ji, usły­szał z bli­ska dźwięcz­ny głos, śpiew brzmiał, jak hymn na­dzie­ji.

Sa­mot­ny śpie­wak ścież­ką szedł, je­den z wę­drow­nych tych pta­ków –

– "gdzie idziesz?" – "w dal, za góry, het!

– idę na tur­niej śpie­wa­ków".

Ręką przed sie­bie wska­zał tam,

Po­szedł i znikł w od­da­li. –

Pę­dzi­sław zo­stał w le­sie sam, coś mu się w ser­cu żali.

Coś woła go do pól, do hal, któ­re śpie­wa­jąc mi­jał, do chat, do go­spod woła żal, do wina, któ­re spi­jał.

– Do miast, tur­nie­jów, wiel­kich sal, do władz­twa nad ser­ca­mi –

coś woła go, coś rwie się w dal, coś z oczu bły­ska skra­mi.

I szyb­ko wzwyż, pod góry szczyt pod­ziem­ny gmach się wdzie­ra, a przed nim wnet, jak mło­dy świt sta­nę­ła cud­na We­ne­ra.

Prze­won­ny czar owiał go znów tchną­cy z jej cia­ła na­gie­go –

– O Pę­dzi­sła­wie! szyb­ko mów, co ci się sta­ło tam złe­go?

Twarz ci się mie­ni, marsz­czysz brew,

– lęk prze­czuć mę­czy mi du­cha –

czy­li cię uwiódł El­fów śpiew, czy uką­si­ła zła mu­cha?"

"Ani mię uwiódł El­fów głos, ni mu­cha zła na mnie sia­dła, tyl­ko mię precz stąd woła los, prze­szło­ści nęcą wi­dzia­dła.

Nęci mnie lau­rów świe­ży liść, gdzie tłum ry­cer­nych szy­sza­ków –

– od­daj mi lut­nię, mu­szę iść ju­tro na tur­niej śpie­wa­ków". –
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: