Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ekonomia dla ciekawych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,90

Ekonomia dla ciekawych - ebook

Czy gdyby grupa nastolatków porwała znanego profesora, a potem zmusiła go do odpowiedzi na różne trudne pytania, lepiej by zrozumiała podstawowe prawa ekonomii?

Książka profesora Orłowskiego napisana została z myślą o młodych ludziach, którzy chcą zrozumieć otaczający ich świat i nie wahają się stawiać niewygodnych pytań. Zaczyna się od spraw dość prostych: dlaczego Niemcy zarabiają więcej niż Polacy, dlaczego rosną ceny, czym jest globalizacja i jak wpływa na nasze życie. Dochodzi do problemów tak skomplikowanych, jak wpływ polityki na gospodarkę, przyszłość systemu emerytalnego, kryzys klimatyczny, efekty zastępowania pracowników przez roboty.

To nie jest nudny wykład ekonomii. To szereg przesłuchań, w których ciekawi świata nastolatkowie zmuszają ekonomistę do odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Po to, by lepiej ten świat zrozumieć.

Książka jest częścią projektu edukacyjnego Porwani przez Ekonomię, skierowanego do szkół podstawowych i ponadpodstawowych, realizowanego przez Warszawski Instytut Bankowości we współpracy z Autorem i Partnerami.

Strona porwaniprzezekonomie.pl zawiera nie tylko dodatkowe materiały, ale też ubarwiające projekt filmiki, memy, komiksy. Dostęp do strony możliwy jest za pomocą kodu QR.

Autor o książce:

Ekonomia jest trochę jak czarna magia. Ekonomiści robią mądre miny, budują skomplikowane modele matematyczne i mówią dziwacznym żargonem. A gospodarka stale zaskakuje, prognozy się nie sprawdzają, wybuchają kryzysy, ludzie nie rozumieją, co się dzieje.

Czy można o ekonomii mówić inaczej? Tak, ale trzeba zrozumieć pewne prawa, które nią rządzą. Uwzględnić różne punkty widzenia, tam gdzie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. I wreszcie pamiętać, że w gospodarce zawsze pewną rolę odgrywa przypadek i ludzkie widzimisię.

To wszystko da się powiedzieć normalnym, zrozumiałym językiem. I to usiłuję robić w tej książce, napisanej specjalnie dla nastolatków.

Autor o sobie:

Jestem profesorem, zajmuję się ekonomią od ponad trzydziestu lat. Długo? Owszem, ale ile się w tym czasie działo! Postępowała globalizacja, wybuchały kryzysy, pojawiły się Internet i smartfon. I tylko jedno nie uległo zmianie: gospodarka wciąż jest pełna tajemnic.

Od lat uczę moich studentów rozumienia ekonomii. Nie nudnej, podręcznikowej, ale takiej, jaka jest w rzeczywistości. Nie mam patentu na nieomylność, rozumiem różne punkty widzenia, nie boję się trudnych pytań. Obserwowałem gospodarkę jako badacz, konsultant wielkich firm, doradca prezydentów i premierów.

Ciekawe, czy potrafiłbym też odpowiedzieć na pytania stawiane przez nastolatków.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-924-7
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Porwa­nie prze­mą­drza­łego Pro­fe­sora

– Ale bieda – mruk­nął ponuro Kuba, patrząc na wyświe­tla­jące się w szkol­nej apli­ka­cji ogło­sze­nie.

– Co znowu? – spy­tała nie­chęt­nie Majka, prze­ry­wa­jąc roz­mowę z pie­go­watą Wiką. – Dyr­cio wykom­bi­no­wał coś nowego?

– Tak, godzinę eks­tra­nudy. Jutro o jede­na­stej spo­tka­nie z jakimś dzia­der­sem… pro­fe­so­rem od eko­no­mii. Będzie nawi­jał o tym, że całe życie trzeba się uczyć i zasu­wać do pracy.

– A potem umrzeć ze zmę­cze­nia – pod­su­mo­wał Olek. – Nie po to czło­wiek żyje, żeby cały czas tyrać i odda­wać pie­nią­dze pań­stwu. Albo cwa­nia­kom z kor­po­ra­cji. Ja nie mam zamiaru.

– A ty wciąż ten sam tekst o pań­stwie i korpo. – Julka się skrzy­wiła, odry­wa­jąc wzrok od ekranu smart­fona. – Nic lep­szego nie przy­cho­dzi ci do głowy?

– Aku­rat z korpo to w sumie ma rację – ode­zwał się sie­dzący obok rudo­włosy Michał, choć jego też pochła­niał smart­fon. – Mega­ściema i oszu­stwo, cały świat usta­wili tak, żeby zara­biać i wyzy­ski­wać ludzi… A samemu tylko grać w golfa.

Było cie­płe kwiet­niowe popo­łu­dnie i cała szóstka powoli zbie­rała się do domu po dłu­gim dniu spę­dzo­nym na mat­mie, pol­skim i fizyce. Na razie sie­dzieli jesz­cze na beto­no­wych pły­tach, dawno temu porzu­co­nych przez bez­tro­skich robot­ni­ków budu­ją­cych w sąsiedz­twie pawi­lon han­dlowy.

– Milutko – rzu­ciła zaczep­nie Wika, zer­ka­jąc kątem oka na Olka. – Od razu widać, że się kli­mat ocie­pla.

– O, jest nawet fil­mik, jak się topi lodo­wiec – dodała Majka i zaczęła szu­kać w smart­fo­nie.

– Tata mówi, że to bred­nie – dał się spro­wo­ko­wać Olek. – Zawsze było tak, że kli­mat się ocie­plał, a potem schła­dzał. A tak naprawdę cho­dzi tylko o kasę dla kor­po­ra­cji.

– Pew­nie – poparł go natych­miast Kuba. – Ame­ry­ka­nie i Chiń­czycy na tym zaro­bią, a my będziemy tylko wię­cej pła­cić za prąd, bo tak każe Unia Euro­pej­ska.

– Aleś ty głupi! – nie wytrzy­mała Julka. – Trzeba pła­cić wię­cej za prąd, żeby było czy­ste powie­trze… a nie smog. – Schwy­ciła się za szyję i zade­mon­stro­wała dusze­nie się od smogu, koń­cząc popis kon­wul­sjami i kop­nię­ciem Kuby w kostkę.

– Jasne, trzeba chro­nić śro­do­wi­sko! – włą­czyła się Majka. – W ogóle wszystko powinno być eko. Ochrona śro­do­wi­ska kosz­tuje.

– To może chcesz też pła­cić za dostęp do netu? – oży­wił się Michał. – Już kom­bi­nują, jak za wszystko, co ścią­gasz, brać kasę. Kor­po­ra­cje chcą tylko wię­cej zaro­bić… i ciąć koszty. Tatę kolegi zwol­nili z fabryki i musiał pójść na kurs kom­pu­te­rowy. Uczą go niby total­nej sta­rzy­zny, ale teraz stale chce spraw­dzać, co zio­mek ogląda w sieci. Nor­mal­nie hor­ror!

Przez chwilę mil­czeli, wyobra­ża­jąc sobie, co by było, gdyby to ich rodzice stra­cili pracę i zajęli się kon­tro­lo­wa­niem, co robią w necie. W końcu ciszę prze­rwała Julka.

– Tatę tego ziomka musieli zwol­nić, bo firma ban­kru­to­wała. Nie mam zamiaru kupo­wać badzie­wia, żeby tylko jakaś fabryczka nie padła. Wolisz kupo­wać gorzej i dro­żej?

– Wcale nie musi być dro­żej – odciął się Michał. – Sąsiad mówi, że rząd powi­nien dopła­cać do pro­duk­cji, bo to jest bar­dzo ważna sprawa dla kraju.

– Tak, pro­duk­cja powinna być pol­ska – dodał Kuba. – Bo ina­czej ludzie stracą pracę.

– I tak stracą pracę, bo ich zastą­pią Chiń­czycy. Im wystar­czy miska ryżu zamiast wypłaty. A potem ludzi będą zastę­po­wać roboty, które wypro­du­kują Ame­ry­ka­nie… albo Chiń­czycy – smutno stwier­dziła Wika.

– No to Ame­ry­ka­nie czy Chiń­czycy? – upew­niła się Julka. – Ale to chyba dobrze, że robią coraz lep­sze roboty i kom­pu­tery. Chcesz kupo­wać prze­sta­rzałe badzie­wie?

– Przede wszyst­kim nie chcę od świtu do nocy tyrać jak jakiś Chiń­czyk – odgry­zła się Wika. – A w korpo tylko cze­kają na to, żeby mnie przy­kuć do kompa i pła­cić gro­sze.

– Bo sta­rzy wzięli wszyst­kie dobre posady, są pre­ze­sami i cały dzień grają w golfa, a nas chcą wyzy­ski­wać – dodał Michał, uzy­sku­jąc apro­bu­jące mruk­nię­cie ze strony Kuby. – Korpo to wyży­maczki.

– To w ogóle jakiś mega­ab­surd – oznaj­miła Wika. – Kuzynka stu­diuje w Niem­czech i dora­bia latem jako kel­nerka. Robi to samo, co kie­dyś robiła w Pol­sce, ale za trzy razy więk­szą kasę. I jesz­cze podobno będzie jej się nale­żała za to jakaś eme­ry­tura.

– My to w ogóle żad­nych eme­ry­tur nie dosta­niemy – odparła Majka. – Mama mówi, że rząd nie będzie miał na to pie­nię­dzy…

– Bo bogaci powinni pła­cić wyż­sze podatki. A jak czło­wiek nie może wytrzy­mać w korpo, to rząd powi­nien mu dawać kasę, żeby nie musiał tam sie­dzieć – ziry­to­wał się Michał. – Tak podobno jest na świe­cie.

– A myślisz, że bogaci będą za cie­bie pła­cić? – zain­te­re­so­wała się Julka. – Nie będą chcieli.

– To trzeba ich zmu­sić. Bo dziś bogaci w ogóle nie płacą podat­ków, sąsiad mówi, że ucie­kają z podat­kami na Kaj­many. To raj podat­kowy, gdzieś na Kara­ibach.

– No nie… Tata mówi, że w ogóle nie powinno być podat­ków, bo to kra­dzież. Dla­czego mam odda­wać rzą­dowi hajs, który zaro­bię? – Olek się oży­wił. – Wolę go sobie na coś wydać… albo zaosz­czę­dzić!

– Jak się ma oszczęd­no­ści, to się gra na gieł­dzie – zauwa­żył Kuba. – I jest się boga­tym bez pracy.

– Nie­prawda! – obu­rzyła się Majka. – Wujek kie­dyś namó­wił mamę, żeby kupiła akcje, i połowę na tym stra­ciła. Giełda to oszu­stwo.

– Pew­nie, naj­le­piej kupić bit­co­iny – wyja­śnił Olek. – To gwa­ran­to­wany zysk. Tylko rząd chce tego zaka­zać, bo ludzie za szybko by się wzbo­ga­cili.

– I wszy­scy by ucie­kli na Kaj­many? – pod­rzu­ciła Julka, a Olek wes­tchnął z poli­to­wa­niem i popu­kał się w głowę.

– A w ogóle, jak ktoś ma aż tak dużo kasy, że oszczę­dza, zamiast wyda­wać, to zna­czy, że mu nie jest potrzebna – zde­ner­wo­wała się Wika. – A ktoś inny potrze­buje jej bar­dziej.

– Chyba zwa­rio­wa­łaś! – wark­nął Olek. – Jak mam hajs, to go nikomu nie oddam!

– Jak masz dużo hajsu, to musisz się podzie­lić! – Michał ode­rwał się na moment od gry.

– Ty głu­polu, jak zabie­rzesz ludziom pie­nią­dze, nikomu nie będzie się chciało pra­co­wać.

– I tak się nie chce, bo ludzie są wyzy­ski­wani. Więc nie­długo już nikt nie będzie pra­co­wać.

– To z czego wtedy ludzie będą żyli?

– ???

Kłót­nia utknęła w miej­scu: każdy argu­ment był zbi­jany jesz­cze lep­szym. W końcu wszy­scy zamil­kli i zapa­dła cisza.

– No to może spy­tajmy tego pro­fe­sorka? – zapro­po­no­wała kom­pro­mi­sowo Majka. – Jak jest taki sławny, może coś będzie umiał wyja­śnić?

Aula była nie­mal pełna, cho­ciaż więk­szość uczniów przy­szła na spo­tka­nie z obo­wiązku i marzyła tylko o tym, żeby wresz­cie móc włą­czyć tkwiące w tor­bach i ple­ca­kach smart­fony. Z nudów wszy­scy gadali, co będą robić w cza­sie majo­wego week­endu.

Naj­pierw zabrał głos Dyrek­tor. Długo mówił o zasłu­gach i wie­dzy Pro­fe­sora, któ­rego wszy­scy znają z mediów.

– Ktoś go zna? – spy­tał szep­tem Michał, ale odpo­wie­działy mu tylko trudne do zro­zu­mie­nia pomruki, które zapewne ozna­czały, że nie (tylko wszyst­ko­wie­dząca Julka skrzy­wiła się w spo­sób, który miał suge­ro­wać, że ona coś tam wie, ale nic kon­kret­nego).

Potem Dyrek­tor podzię­ko­wał za zaszczyt, jaki spo­tkał szkołę, i zasu­nął, że mło­dzież będzie wdzięczna, mogąc się dowie­dzieć od pre­le­genta wielu fascy­nu­ją­cych rze­czy o eko­no­mii. Słu­cha­jąc tego wszyst­kiego, Pro­fe­sor kiwał tylko pota­ku­jąco głową i uśmie­chał się z zado­wo­le­niem. Był śred­niego wzro­stu, w oku­la­rach, miał sta­ran­nie zacze­sane siwie­jące włosy i ele­gancko przy­strzy­żone wąsiki.

– Pocieszny fajt­łapa – mruk­nął Michał. – Tro­chę przy­po­mina dru­ida z gry fan­tasy, tylko mu bra­kuje dłu­giej brody.

Tym­cza­sem Pro­fe­sor zaczął mówić i od razu było widać, że każde swoje słowo uważa za bez­cenne.

– Dro­dzy mło­dzi przy­ja­ciele, dzię­kuję za prze­miłe zapro­sze­nie – zaczął z łaska­wym uśmie­chem, przy­gła­dza­jąc z lubo­ścią wąsiki. – Domy­ślam się, że macie bar­dzo dużo pytań. Wszy­scy na pewno chce­cie wie­dzieć, jak duży będzie w tym roku wzrost PKB i jaką rolę ode­gra w tym zmiana kli­matu inwe­sty­cyj­nego. W poprzed­nim kwar­tale wzrost wyniósł 3% w sto­sunku do kwar­tału poprzed­niego, oczy­wi­ście po zasto­so­wa­niu korekty sezo­no­wej…

Godzina to nie­zbyt wiele czasu. Ale godzina glę­dze­nia o krań­co­wej pro­duk­tyw­no­ści kapi­tału i dys­pa­ry­te­cie stóp pro­cen­to­wych to masa­kra. Pro­fe­sor cią­gnął bez zająk­nie­nia, a sie­dzący na sali ucznio­wie sta­rali się wypeł­nić czas, myśląc o czymś innym (gada­ją­cych uci­szała krą­żąca jak sęp po sali che­miczka potocz­nie zwana Dra­culą). W pew­nym momen­cie powiało grozą, bo Pro­fe­sor wyświe­tlił na ekra­nie slajd i zaczął zawile wyja­śniać kon­se­kwen­cje mone­ty­za­cji defi­cytu fiskal­nego. Dobrze, że przy­naj­mniej można było popa­trzeć przez okno i posłu­chać odgło­sów dobie­ga­ją­cych z boiska.

– …i to wła­śnie powinno nas wszyst­kich naj­bar­dziej nie­po­koić, kiedy zasta­na­wiamy się nad pro­ble­mem opty­mal­nego miksu poli­tyki pie­nięż­nej i fiskal­nej – dokoń­czył wywód Pro­fe­sor, dopił szklankę wody i zamilkł, zado­wo­lony z pio­ru­nu­ją­cego wra­że­nia, jakie zro­bił na słu­cha­czach (rze­czy­wi­ście, za oknem dało się sły­szeć pomruki zbli­ża­ją­cej się burzy, a bli­ski koniec wykładu wywo­łał pełne nadziei oży­wie­nie na sali).

– Ser­decz­nie dzię­ku­jemy za te wszyst­kie bez­cenne infor­ma­cje, mło­dzież jest zachwy­cona i teraz znacz­nie lepiej rozu­mie zasady eko­no­mii – ode­zwał się uro­czy­ście Dyrek­tor, wsta­jąc z krze­sła. – A teraz czas na pyta­nia z sali… No, kochani, kto chce o coś zapy­tać naszego słyn­nego gościa?

Jak to zwy­kle bywa, zro­biło się cicho. Krę­pu­jąca cisza się prze­dłu­żała, sły­chać było wyraź­nie brzę­cze­nie lata­ją­cej pod sufi­tem gru­bej muchy. Dyrek­tor wodził wzro­kiem po sali, a Pro­fe­sor z lek­kim znie­cier­pli­wie­niem krę­cił głową. Za oknem już bli­żej huk­nął pio­run.

– Ja mam pyta­nie! – ode­zwał się nie­spo­dzie­wa­nie Michał, pod­no­sząc rękę. – Dla­czego dla mło­dych ludzi jest tylko praca za gro­sze… a starsi wzięli wszyst­kie lep­sze posady?

Pro­fe­sor wysłu­chał Michała, po czym iro­nicz­nie się skrzy­wił.

– To bar­dzo nie­roz­sądne pyta­nie – oznaj­mił. – Kto nie jest leniem, bez trudu znaj­dzie pracę, firmy polują dziś na dobrych pra­cow­ni­ków. Na pewno nie będzie narze­kać, a jak się przy­łoży, to szybko awan­suje i będzie znacz­nie lepiej zara­biać. Oczy­wi­ście trzeba naprawdę chcieć pra­co­wać, a nie spę­dzać godziny na grach albo fil­mi­kach z YouTube’a.

– To dla­czego w Pol­sce pra­cow­nicy zara­biają mniej niż w Niem­czech? – wsparła kolegę Wika. – Są leniwi czy ktoś ich oszu­kuje?

– Oczy­wi­ście, że w róż­nych kra­jach ludzie nie zara­biają tak samo – zagrzmiał surowo Pro­fe­sor. – Decy­duje o tym dys­pa­ry­tet w zakre­sie pro­duk­tyw­no­ści, który ma odbi­cie w dys­pa­ry­te­cie pła­co­wym. To pro­sta zależ­ność i powin­ni­ście ją sami rozu­mieć, a nie powta­rzać popu­li­styczne bred­nie o rze­ko­mym oszu­stwie.

– A gra na gieł­dzie? – obu­rzyła się Majka. – Podobno to działa jak kasyno, gdzie tylko bogaci zara­biają miliony, a biedni tracą. To nie oszu­stwo?

– Nie uży­waj­cie słów, któ­rych nie rozu­mie­cie. – Teraz Pro­fe­sor był naprawdę ziry­to­wany. – Wła­ści­ciel akcji jest współ­wła­ści­cie­lem firmy, a gieł­dowa cena akcji to zdys­kon­to­wany stru­mień przy­szłych zysków. To nie jest żadna gra, tylko inwe­sto­wa­nie.

– To dla­czego mama Majki stra­ciła na gieł­dzie swoje oszczęd­no­ści? – spy­tała nagle Julka.

– Banki oszu­kują, dają tanie kre­dyty, a potem duszą odset­kami. Tylko bit­co­iny są uczciwe, bo ich nie dotyka rząd! – wrza­snął Olek i na sali pod­nio­sła się wrzawa.

Dyrek­tor poczuł, że sytu­acja wymyka się spod kon­troli. Szybko wstał i prze­krzy­ku­jąc hałas, ogło­sił:

– Na tym koń­czymy pyta­nia. Wiemy, że nasz gość jest bar­dzo zapra­co­wany, dzię­ku­jemy za wspa­niałe wyja­śnie­nie… eee… zło­żo­nych zagad­nień eko­no­mii. Życzymy dużo odpo­czynku w cza­sie majo­wego week­endu. Niech pan Pro­fe­sor pozwoli, jesz­cze skromny wyraz uzna­nia…

Para uczen­nic wspięła się na pod­wyż­sze­nie, tasz­cząc wielki bukiet kwia­tów i opra­wioną w ramkę dzięk­czynną laurkę.

– Dzię­kuję, dzię­kuję – odparł udo­bru­chany Pro­fe­sor. – Zro­bi­łem to tylko dla was, mło­dzi ludzie… Nie jestem leniem i na cały długi week­end zapla­no­wa­łem pracę. Rodzina wysłana w góry, a ja się ukry­wam w leśnej chatce na Mazu­rach… he, he… Przez tydzień nikt mnie nie znaj­dzie, a ja napi­szę ważny arty­kuł! Zachę­cam do prze­czy­ta­nia.

– Ale obciach – sko­men­to­wała Wika. – Miał nam wyja­śnić dzia­ła­nie gospo­darki… zro­zu­mie­li­ście coś z tego beł­kotu?

– Taki to powie­działby prawdę chyba tylko na tor­tu­rach – dodał Kuba. – Albo na prze­słu­cha­niu. Tylko wtedy można by z niego wyci­snąć praw­dziwe odpo­wie­dzi.

Julka przez chwilę sie­działa w zamy­śle­niu. W końcu, nie pod­no­sząc głosu, powie­działa:

– To się chyba da zro­bić. Ale musie­li­by­śmy zre­ali­zo­wać mój plan.

– Czyli?

– Musimy go porwać.

Bły­ska­wicz­nie uło­żony plan porwa­nia był ryzy­kowny, ale udało się go wpro­wa­dzić w życie nad­spo­dzie­wa­nie łatwo. No i chyba naj­szyb­ciej w histo­rii, bo wszyst­kie przy­go­to­wa­nia zajęły tylko tyle czasu, ile Pro­fe­sor spę­dził w gabi­ne­cie Dyrek­tora.

Po pierw­sze, eko­no­mi­sta przy­znał się, że przez tydzień nikt go nie będzie szu­kał, bo pro­sto ze szkoły wyjeż­dża w jakiś odle­gły kąt Mazur. To wystar­czy, by go prze­słu­chać i zmu­sić do wyja­wie­nia całej prawdy o gospo­darce i eko­no­mii.

Po dru­gie, zna­ko­mi­cie się skła­dało, że rodzice Kuby wyje­chali na tydzień do Egiptu. Zosta­wili mu cały dom, w tym ide­al­nie nada­jącą się do prze­słu­chań cie­płą i przy­tulną piw­niczkę. Tata zosta­wił mu też, na wypa­dek nie­prze­wi­dzia­nych wydat­ków, swoją kartę ban­kową. Jak wyja­śnił Kuba, rodzice posta­wili tylko waru­nek, żeby nie szedł na żadne pochody rady­ka­łów i kiboli. To im obie­cał. Ale o pory­wa­niu pro­fe­so­rów nic nie mówili.

Po trze­cie, oka­zało się, że Michał może zor­ga­ni­zo­wać samo­chód. Ponie­waż jego tata zawsze maru­dził, że sypana na drogi sól nisz­czy lakier, do maja auto stało w garażu, ukryte szczel­nie pod plan­deką. Michał dobrze wie­dział, jak zastą­pić auto kon­struk­cją z rurek od namiotu, sty­ro­pianu i dykty. Prawka oczy­wi­ście nie miał, ale dzięki waka­cyj­nym lek­cjom umiał pro­wa­dzić. Musiał tylko uwa­żać, by nie wpaść w oko poli­cji (pomysł Majki, by dokleić Micha­łowi wąsy i brodę, został odrzu­cony).

Po czwarte, Wika zobo­wią­zała się skom­bi­no­wać mocny śro­dek nasenny, nagro­ma­dzony w jej domu przez zapo­bie­gliwą mamę lekarkę. Majka i Julka zajęły się orga­ni­za­cją pro­wiantu, a Olek zapew­niał resztę nie­zbęd­nego zaopa­trze­nia. Syn­chro­ni­za­cja akcji odby­wała się za pośred­nic­twem smart­fo­nów.

No i wresz­cie, po piąte, pory­wa­czom pomógł szczę­śliwy przy­pa­dek. Aku­rat wtedy, kiedy Pro­fe­sor zakoń­czył wizytę u Dyrek­tora i ruszył w drogę, nad­cią­gnęła potężna burza.

Obju­czony walizką i kwia­tami Pro­fe­sor wyszedł przed szkołę, zatrzy­mał się pod dasz­kiem i ponuro spoj­rzał na lejące się z nieba stru­mie­nie wody. Teraz był na sie­bie zły, że odrzu­cił uprzejmą pro­po­zy­cję Dyrek­tora, który chciał go pod­wieźć na dwo­rzec kole­jowy swoim autem (obawy Pro­fe­sora wzbu­dziło jed­nak to, że Dyrek­tor bąk­nął coś o szwan­ku­ją­cym aku­mu­la­to­rze).

– Nie wie­cie, jak tu szybko wezwać tak­sówkę? – spy­tał nie­pew­nie dwie nasto­latki, które schro­niły się pod tym samym dasz­kiem i tkwiły tam z nosami w smart­fo­nach. – Bar­dzo się spie­szę na dwo­rzec. Pod jaki numer dzwo­nić?

– Już podaję. – Pierw­sza z nasto­la­tek, czyli Julka, podała numer firmy tak­sów­kar­skiej, która wła­śnie zban­kru­to­wała i nikt tam nie odbie­rał tele­fo­nów. Przez dłuż­szą chwilę patrzyła, jak Pro­fe­sor bez­sku­tecz­nie stara się dodzwo­nić, i w końcu zapy­tała: – A o któ­rej ma pan pociąg?

– Za kwa­drans… – Pro­fe­sor wciąż ner­wowo usi­ło­wał się połą­czyć.

– Ups! W taką pogodę taxi szybko nie przy­je­dzie – oce­niła druga nasto­latka, czyli Majka. – Chęt­nie pomo­żemy… kolega ma nas gdzieś pod­rzu­cić autem. Tylko tro­chę się spóź­nia, jak to zwy­kle on… o, już jest! – dodała z ulgą.

W tym momen­cie przed szkołę zaje­chał samo­chód, stra­sząc piskiem opon star­szą panią, która kryła się przed ulewą na przy­stanku auto­bu­so­wym. Michał zdą­żył dosłow­nie w ostat­niej chwili, bo odwró­ce­nie uwagi taty i zro­bie­nie w garażu kon­struk­cji z rurek i sty­ro­pianu zajęło im z Olkiem nieco wię­cej czasu, niż sądzili.

– Pro­szę wsia­dać, w sie­dem minut pana pod­wie­ziemy.

Pro­fe­sor tro­chę podejrz­li­wie przyj­rzał się bar­dzo młodo wyglą­da­ją­cemu kie­rowcy (na szczę­ście Michał nie miał wąsów i brody) i jesz­cze raz, bez nadziei na suk­ces, wystu­kał numer do tak­só­wek. Chwilę nasłu­chi­wał sygnału, ale ponie­waż na­dal nikt nie odbie­rał, wes­tchnął i pod­jął decy­zję. Usiadł koło kie­rowcy, a Julka i Majka szybko wci­snęły się do tyłu, gdzie cze­kała już na nie Wika.

– Pew­nie chce się panu pić? – zasu­ge­ro­wała Julka, kiedy ruszyli. – Może colę?

– E, nie, dzię­kuję, nie pijam niczego z cukrem. Czy­sta tru­ci­zna.

– Eee… to może wodę?

– A jaką macie?

– Z gazem.

– To też nie piję.

– Ale bez gazu też mamy! – oznaj­miła z ulgą Julka i odkrę­ciła butelkę, do któ­rej Wika bły­ska­wicz­nie wsy­pała zmie­lone na pro­szek tabletki nasenne. – Musiało panu zaschnąć w gar­dle po takim dłu­gim wykła­dzie. Bar­dzo cie­ka­wym… – dodała obłud­nie.

– Był dla was cie­kawy, prawda? – ucie­szył się Pro­fe­sor, pocią­ga­jąc solidny łyk wody. – Mam nadzieję, że wytłu­ma­czy­łem wam wiele waż­nych rze­czy… Pro­szę jechać tro­chę wol­niej! – krzyk­nął prze­ra­żony bra­wu­ro­wym skrę­tem, który wyko­nało auto.

– Prze­pra­szamy, że zada­wa­li­śmy tro­chę naiwne pyta­nia. – Majka sta­rała się odwró­cić uwagę Pro­fe­sora.

– Oczy­wi­ście, jeste­ście mło­dzi, macie prawo mieć nieco… naiwne poglądy – zgo­dził się Pro­fe­sor łaska­wie, znów popi­ja­jąc z butelki. – Nie wszystko jesz­cze jeste­ście w sta­nie zro­zu­mieć… Ale musi­cie słu­chać ludzi z praw­dziwą wie­dzą… i dużo czy­tać… – Ziew­nął. – Popu­lizm… to bar­dzo nie­do­brze… – Oczy Pro­fe­sora bez­wied­nie się przy­mknęły, a potem jesz­cze raz się otwarły. – Chyba słabo się poczu­łem… Chyba… chyba…

– Śpi. Jedziemy do Kuby – zako­men­de­ro­wała Julka.

Kiedy Pro­fe­sor się obu­dził, zaraz do niego dotarło, że coś jest nie tak. Znaj­do­wał się w nie­du­żym, ale czy­stym pomiesz­cze­niu. Tro­chę bolała go głowa, nie mógł też sobie przy­po­mnieć, jak tu tra­fił. Drzwi były zamknięte na klucz. Chwilę się z nimi moco­wał, ale szybko uznał, że nie da rady otwo­rzyć. Krzyki też nie na wiele by się zdały. Pomiesz­cze­nie nie miało okien, a ściany i drzwi wyglą­dały na solidne i grube.

Rozej­rzał się uważ­nie i doszedł do wnio­sku, że ci, co go upro­wa­dzili, są jed­nak dość uprzejmi. W kącie stało łóżko polowe przy­kryte mięk­kim weł­nia­nym kocem. Na sto­liku zna­lazł kilka bute­lek nie­ga­zo­wa­nej wody, a na tale­rzu kanapki z serem, szynką i pomi­do­rem. (Może zatrute? – pomy­ślał, ale posta­no­wił zary­zy­ko­wać, bo wyglą­dały ape­tycz­nie, a on poczuł się głodny). Małe radio nasta­wione było na sta­cję z old­sku­lo­wymi prze­bo­jami (pory­wa­cze naj­wy­raź­niej odga­dli, że taką wła­śnie muzykę lubi). W kącie stała jego walizka.

Przez chwilę się zasta­na­wiał, kto mógł go porwać. Inwe­sto­rzy gieł­dowi, któ­rzy chcą go zmu­sić do zdra­dze­nia pro­gnoz? Agenci rzą­dowi, któ­rym nie podo­bają się kry­tyczne komen­ta­rze na temat poli­tyki gospo­dar­czej? Stu­denci, któ­rzy chcą poznać pyta­nia egza­mi­na­cyjne? Wszystko to wyglą­dało bar­dzo dziw­nie. Nie pozo­stało nic innego, jak pocze­kać, aż sprawa się sama wyja­śni.

Po kwa­dran­sie drzwi pomiesz­cze­nia się otwo­rzyły i weszło sze­ściu pory­wa­czy. Japoń­czycy? – prze­mknęło Pro­fe­so­rowi przez głowę, kiedy zoba­czył ich nie­duży wzrost. Nie, raczej nasto­latki… bo prze­cież chyba nie kosmici… A może po pro­stu taki gang nizioł­ków.

Pory­wa­cze byli zna­ko­mi­cie zama­sko­wani. Nosili czarne bluzy z kap­tu­rami, twa­rze zakry­wały im iden­tyczne, prze­kor­nie uśmiech­nięte maski Guya Faw­kesa. Maski te zostały roz­pro­pa­go­wane na świe­cie przez mło­dych Hisz­pa­nów, któ­rzy demon­stro­wali na uli­cach prze­ciwko kry­zy­sowi finan­so­wemu i okre­ślali się mia­nem „Obu­rzo­nych”.

– Pro­fe­so­rze, jest pan w rękach Taj­nej Armii Obu­rzo­nych – wyja­śnił gło­sem Olka zama­sko­wany pory­wacz (nazwę taj­nej orga­ni­za­cji wybrano po dłu­giej kłótni).

– Taj­nej Grupy, nie żad­nej Taj­nej Armii – popra­wił inny pory­wacz cien­kim gło­sem Wiki. – Brzy­dzimy się prze­mocą i nie uży­wamy broni, tylko argu­men­tów.

– Wła­śnie widzę! – obu­rzył się Pro­fe­sor. – Porwa­li­ście mnie i prze­trzy­mu­je­cie wbrew mojej woli.

– Prze­pra­szamy, ale to było abso­lut­nie nie­zbędne – dobiegł zza kolej­nej maski prze­pra­sza­jący głos Majki. – Ina­czej nie chciałby Pro­fe­sor z nami roz­ma­wiać.

– I tak nie chcę! – Pro­fe­sor był wście­kły. – Pro­szę natych­miast powie­dzieć, o co wam cho­dzi, albo mnie wypu­ścić!

Pory­wa­cze wyda­wali się zasko­czeni i nieco prze­stra­szeni zde­cy­do­wa­nym żąda­niem eko­no­mi­sty. Tego ele­mentu planu jesz­cze dobrze nie prze­my­śleli. Przez chwilę nara­dzali się w kącie. W końcu zdo­łali coś usta­lić, bo ode­zwał się kolejny Guy Faw­kes.

– Musimy pana prze­słu­chać – wyja­śnił gło­sem Michała.

– Prze­słu­chać?!

– W spra­wach eko­no­mii. Zmu­simy Pro­fe­sora do wyśpie­wa­nia całej prawdy!

Pro­fe­sor z lek­kim nie­do­wie­rza­niem powiódł wzro­kiem po maskach pory­wa­czy.

– Chce­cie mnie prze­słu­chać… w spra­wach eko­no­mii? Naprawdę? – Z wra­że­nia zapo­mniał, że został porwany. – Prze­cież wystar­czy prze­czy­tać moje arty­kuły i książki.

– Nic z tego! Ma nam Pro­fe­sor powie­dzieć, jak jest naprawdę, a nie sprze­da­wać zwy­kłe bajery.

– I to krótko, jasno, bez ściemy!

– I bez krę­ce­nia! Mamy wszystko zro­zu­mieć! Zmu­simy pana do zeznań!

– Cie­kawe jak – zain­te­re­so­wał się Pro­fe­sor. – Tor­tu­rami? A jeśli nie dam się zmu­sić?

– Już mówi­li­śmy, że brzy­dzimy się prze­mocą. Ale mamy coś na pana, Pro­fe­so­rze, coś bar­dzo nie­wy­god­nego – ode­zwała się jado­wi­tym tonem Julka. – Taaak… Nawija pan dużo o zna­cze­niu Inter­netu, prawda? A spraw­dzi­li­śmy – ble­fo­wała – i nie ma pan nawet konta na Insta­gra­mie… Ani na fej­sie, cho­ciaż to bar­dzo dobre dla sta­rusz­ków. Zaraz to roz­trą­bimy w całym necie! Przy­go­tu­jemy szy­der­cze memy!

– Albo fil­miki na Tik­Toku – dodał Olek. – Bar­dzo zabawne. To się stu­denci uśmieją.

Pro­fe­sor zbladł i prze­łknął ner­wowo, cho­ciaż nie wie­dział za dobrze, co to jest ten cały Tik­Tok i kto go ogląda.

– A w ogóle to Pro­fe­sora nie wypu­ścimy, póki nie dosta­niemy odpo­wie­dzi na nasze pyta­nia. Chcemy wie­dzieć, jak naprawdę jest z gospo­darką – dodała Wika. – Mamy mnó­stwo czasu, wszy­scy myślą, że poje­chał Pro­fe­sor na tydzień na Mazury!

Eko­no­mi­sta chwilę myślał, dra­piąc się po gło­wie, po czym pokrę­cił nią ze zdu­mie­niem.

– Czy ja dobrze rozu­miem? Więc chce­cie mnie tylko prze­słu­chać w spra­wach eko­no­mii? – Znów pokrę­cił głową, po czym dodał: – Wła­ści­wie dobrze się składa, chęt­nie wam wiele rze­czy wyja­śnię. He, he… to nawet dość zabawne, że zamiast pisać arty­kuł, będę tłu­ma­czył małym pory­wa­czom eko­no­mię.

– Nie ma w tym nic śmiesz­nego! Jeste­śmy mali, ale bar­dzo groźni!

– I obu­rzeni!

– Dobrze, dobrze – mruk­nął Pro­fe­sor. – To co, zaczy­namy prze­słu­cha­nie?

– No wła­śnie, zaczy­namy.Prze­słu­cha­nie nr 1

Dla­czego Niemcy zara­biają wię­cej od Pola­ków?

– Zaczy­namy pierw­sze prze­słu­cha­nie – ogło­siła Julka, a Kuba uru­cho­mił w smart­fo­nie nagry­wa­nie. Po dłu­giej sprzeczce usta­lili, że pierw­szego dnia to ona będzie guru i popro­wa­dzi prze­słu­cha­nia.

Sze­ścioro zama­sko­wa­nych pory­wa­czy sie­działo rzę­dem na łóżku, Pro­fe­sor na usta­wio­nym naprze­ciw krze­śle. Na sto­ją­cym mię­dzy nimi sto­liku smęt­nie bły­skała nie­duża lampka skie­ro­wana w stronę prze­słu­chi­wa­nego.

– Czy ktoś może spró­bo­wać popra­wić lampę? – spy­tał uprzej­mie Pro­fe­sor. – Wcale nie świeci mi w oczy.

– To przez te ener­go­osz­czędne żarówki – wyja­śnił Olek. – Nie nadają się do prze­słu­chań. I w ogóle nie wia­domo, po co są.

– Bo chro­nią kli­mat – wyja­śniła Majka. – Powin­ni­śmy zresztą o tym poroz­ma­wiać.

– O zmia­nach kli­matu będziemy roz­ma­wiać póź­niej – uci­szyła ich Julka, wska­zu­jąc pal­cem na listę rze­czy do omó­wie­nia, którą uzgod­nili zaraz po porwa­niu. – Teraz temat jest inny, nie mie­szaj­cie.

– No wła­śnie – powie­działa surowo Wika. – Teraz Pro­fe­sor ma nam odpo­wie­dzieć na inne pyta­nie: dla­czego w Pol­sce zara­bia się trzy razy mniej niż w Niem­czech?

– Wła­śnie, kto nas oszu­kuje? – dodał Michał.

Pro­fe­sor przez chwilę się namy­ślał, po czym spy­tał:

– A dla­czego myśli­cie, że ktoś tu was oszu­kuje?

– To chyba jasne – powie­działa Wika. – Moja kuzyn… – ugry­zła się w język – …to zna­czy pewna nasza infor­ma­torka mieszka w Niem­czech i pra­cuje tam jako kel­nerka. Robi to samo, co robiła w Pol­sce, ale zara­bia trzy razy wię­cej. No to chyba jasne, że pol­ską kel­nerkę ktoś okrada – dokoń­czyła.

Pozo­stali pory­wa­cze szybko pod­rzu­cili, kto może ją okra­dać. Chciwy szef, zasu­ge­ro­wała Majka; kapi­ta­li­ści i banki, mruk­nął Michał; Niemcy, rzu­cił Kuba; rząd, wark­nął Olek; tylko Julka nic nie powie­działa, ale widać było, że jej też się to nie podoba.

– No dobrze, rzecz w tym, że nikt tu nikogo nie okrada – zaczął Pro­fe­sor. – Wszystko wynika ze spo­łecz­nej wydaj­no­ści pracy i mię­dzy­ga­łę­zio­wych róż­nic w pro­duk­tyw­no­ści…

– Tylko bez takiej nawijki! – prze­rwali mu nie­mal jed­no­gło­śnie pory­wa­cze. – Ma być nor­mal­nym języ­kiem. Bo nawet za rok nie poje­dzie Pro­fe­sor na Mazury.

– Dobrze już, dobrze. W takim razie musimy zro­bić pół kroku do tyłu. Czy w Niem­czech tylko kel­nerka zara­bia wię­cej niż w Pol­sce? A co, na przy­kład, z pra­cow­ni­kiem fabryki?

– No tak, on chyba też…

– I mogę wam zdra­dzić, że róż­nica mię­dzy płacą pol­skiego i nie­miec­kiego pra­cow­nika fabrycz­nego jest nawet więk­sza niż w wypadku kel­nerki czy asy­stentki biu­ro­wej – dodał Pro­fe­sor. – Czy to też jest nie­uczciwe? I czy uwa­ża­cie, że to jest oszu­stwo?

– No, raczej też…

– Dobrze, to wyobraź­cie sobie dwie fabryki, na przy­kład pro­du­ku­jące podob­nej klasy samo­chody. Jedna jest tra­dy­cyjna, zatrud­nia 2 tysiące ludzi. A druga super­no­wo­cze­sna, pra­cuje w niej tylko 500 osób. Ale obie wytwa­rzają tyle samo aut.

– To raczej nie­moż­liwe – zapro­te­sto­wała Julka. – W jaki spo­sób 500 ludzi może pro­du­ko­wać tyle samo aut co 2 tysiące ludzi?

– No wła­śnie, czy to rze­czy­wi­ście nie­moż­liwe? – spy­tał Pro­fe­sor. – A widzie­li­ście, jak dzia­łają roboty prze­my­słowe? Same wyko­nują całą pracę, bez pomocy ludzi, a ste­ro­wane są przez kom­pu­tery.

– Tak, widzia­łem w tele­wi­zji – potwier­dził Olek. – Zasu­wają jak głu­pie, bez prze­rwy.

– O, macie. – Majka pod­nio­sła do góry swój smart­fon, poka­zu­jąc fil­mik.

W wiel­kiej hali fabrycz­nej prze­su­wały się na taśmie karo­se­rie samo­cho­dów, a dookoła nich uwi­jały się maszyny, bły­ska­wicz­nie spa­wa­jąc i łącząc z sobą różne czę­ści. Ludzi w ogóle nie było.

– Wła­śnie – rzekł Pro­fe­sor. – Wystar­czy, że w tej dru­giej fabryce zain­sta­lo­wane są nowo­cze­śniej­sze maszyny, które potrze­bują mniej ludzi do obsługi. A wtedy 500 pra­cow­ni­ków może za ich pomocą wytwo­rzyć tyle samo aut co 2 tysiące ludzi w fabryce star­szej. Zga­dza się?

Odpo­wie­dzią były nie­pewne pomruki. Pory­wa­cze nie bar­dzo wie­dzieli, co wła­ści­wie Pro­fe­sor chce im udo­wod­nić, ale na razie nie było jak przy­cze­pić się do tego, co mówił.

– Powiedzmy, że obie fabryki sprze­dają auta za tę samą cenę. W takim razie obie mają taki sam łączny dochód. Ale druga fabryka ma znacz­nie wyż­szą pro­duk­cję i dochód na głowę pra­cow­nika.

– Nikt chyba tam pra­cow­ni­kom głów nie ucina. – Wika zachi­cho­tała.

– To tylko takie sto­so­wane w eko­no­mii i sta­ty­styce okre­śle­nie – odburk­nął nieco ura­żony Pro­fe­sor. – Cza­sem też uży­wamy łaciń­skiego ter­minu _per capita_…

– Cho­dzi o pitę od kebaba? – spy­tał nie­win­nie Michał, znów wywo­łu­jąc śmiech.

– Głu­pie żarty. – Pro­fe­sor teraz był gotów obra­zić się na dobre. Po chwili posta­no­wił jed­nak wró­cić do swo­jego wywodu i z nutą wyż­szo­ści wyja­śnił: – W eko­no­mii czę­sto uży­wamy róż­nych wiel­ko­ści, na przy­kład dochodu lub pro­duk­cji, w prze­li­cze­niu na głowę. Czyli dzie­limy je przez liczbę ludzi, któ­rzy uczest­ni­czą w podziale lub wytwa­rza­niu, żeby się zorien­to­wać, ile wypada na jed­nego czło­wieka. Dzięki temu możemy na przy­kład porów­nać dochód Chiń­czyka i Estoń­czyka, choć Chiny mają tysiąc razy więk­szą popu­la­cję. Chiń­ska gospo­darka jest znacz­nie więk­sza od estoń­skiej, ale po podzie­le­niu przez liczbę miesz­kań­ców oka­zuje się, że to jed­nak prze­ciętny Estoń­czyk jest zamoż­niej­szy.

– To raczej dość oczy­wi­ste, tacy głupi nie jeste­śmy – mruk­nął Kuba, nie­za­do­wo­lony z dydak­tycz­nego tonu, w który wpadł Pro­fe­sor. – Pro­szę wró­cić do tematu prze­słu­cha­nia… I nie baje­ro­wać żad­nymi per­ka­pi­tami.

– Jeśli war­tość pro­duk­cji podzie­limy przez liczbę pra­cu­ją­cych, otrzy­mamy wskaź­nik wydaj­no­ści pracy – cią­gnął nie­zra­żony eko­no­mi­sta. – Można ją mie­rzyć dla poje­dyn­czej fabryki, ale też dla całego kraju. Wróćmy do naszego przy­kładu dwóch fabryk aut. W fabryce nowo­cze­snej wydaj­ność pracy jest cztery razy wyż­sza, tak? A skoro tak, to wła­ści­ciel może zapła­cić pra­cow­ni­kom nawet czte­ro­krot­nie wyż­szą płacę i na­dal sprze­da­wać samo­chody z zyskiem. Pra­cow­nicy ze star­szej fabryki mogą być wście­kli, ale ich fabryka nie mia­łaby z czego dać im takiej płacy. Nikt ich nie oszu­kuje, po pro­stu mają niż­szą wydaj­ność, więc mniej zara­biają, prawda? – zakoń­czył z zado­wo­loną miną.

Pory­wa­cze przez chwilę mil­czeli, myśląc o chy­trej pułapce, w którą zapę­dził ich Pro­fe­sor. Po chwili jed­nak dotarło do nich, że wszystko to nie jest aż tak pro­ste.

– Ale dla­czego pra­cow­nicy ze star­szej fabryki nie zażą­dają od wła­ści­ciela, żeby pod­niósł im płace? – spy­tał Michał. – Mogą zastraj­ko­wać. Wła­ści­ciel będzie musiał się zgo­dzić.

– Może i będzie musiał. Ale fabryka, w któ­rej pra­cują, pro­du­kuje i zara­bia tyle samo co ta nowo­cze­śniej­sza, a ludzi w niej pra­cuje cztery razy wię­cej. Wła­ści­ciel po pro­stu nie miałby z czego wypła­cić aż tak dużych wyna­gro­dzeń. Więc jeśli zgo­dziłby się na taką pod­wyżkę, firma by zban­kru­to­wała, fabrykę trzeba by było zamknąć, a 2 tysiące ludzi stra­ci­łoby pracę.

– No dobrze, ale prze­cież pra­cow­nicy mogą prze­nieść się z fabryki star­szej do tej nowo­cze­śniej­szej, która wię­cej płaci – zaata­ko­wała od innej strony Wika.

– Oczy­wi­ście. Ale to może nie być takie łatwe. Prze­cież w tej nowo­cze­śniej­szej fabryce już pra­cuje 500 osób. Dla­czego mie­liby zre­zy­gno­wać z pracy i ustą­pić miej­sca tym ze star­szej fabryki? Poza tym nie mówi­łem, że fabryki stoją koło sie­bie. Może są na tyle odle­głe, że ludziom ze star­szej trudno byłoby dojeż­dżać do pracy?

– No niech tak będzie. To w takim razie pra­cow­nicy mniej wydaj­nej fabryki powinni zażą­dać od wła­ści­ciela, żeby kupił nowe maszyny… a jeśli trzeba, to nawet te mega­wy­dajne roboty! – Kuba nie miał zamiaru dać za wygraną.

– To też nie jest takie pro­ste – odparł Pro­fe­sor. – To zna­czy macie oczy­wi­ście rację, sen­sow­nym wyj­ściem z sytu­acji byłoby kupie­nie lep­szych maszyn i zwięk­sze­nie wydaj­no­ści pracy w star­szej fabryce. Ale to wymaga dużych wydat­ków na nowe maszyny, na które wła­ści­ciel może nie być gotowy. No i jesz­cze jest drobny pro­blem: nie wszyst­kim pra­cow­ni­kom to by się spodo­bało. W końcu jak zostaną zain­sta­lo­wane roboty, fabryka nie będzie już potrze­bo­wała 2 tysiące pra­cow­ni­ków. Pra­co­wać będzie w niej, powiedzmy, 500 osób. Oczy­wi­ście będą zara­biać tak, jak u kon­ku­ren­cji. Ale więk­szość będzie musiała poszu­kać sobie innej pracy. Czyli, krótko mówiąc, pro­stego roz­wią­za­nia nie ma. Nikt nikogo nie oszu­kuje, nikt nikomu nie krad­nie jego pie­nię­dzy. Jak w dru­giej fabryce jest niż­sza wydaj­ność, to są też niż­sze płace.

Znowu zapa­dło mil­cze­nie. Pro­fe­sor był wyraź­nie roz­ba­wiony tym, że zapę­dził pory­wa­czy w kozi róg. Oni z kolei patrzyli na sie­bie z kon­ster­na­cją, nie bar­dzo wie­dząc, jak dalej prze­słu­chi­wać wyga­da­nego eko­no­mi­stę.

– No dobrze, ma Pro­fe­sor punkt – przy­znała w końcu nie­chęt­nie Julka, a żaden z pory­wa­czy nie zaprze­czył. – Tylko teraz pro­szę wyja­śnić, co to ma wspól­nego z zarob­kami kuzynki Wi… to zna­czy z zarob­kami kel­nerki, która pra­cuje w Niem­czech.

– Cóż, to bar­dzo pro­ste. Z Niem­cami i Pol­ską jest podob­nie jak z tymi dwiema fabry­kami. Niemcy mają bar­dziej roz­wi­niętą gospo­darkę, w któ­rej pra­cow­nicy wypo­sa­żeni są w nowo­cze­śniej­sze maszyny, bar­dziej wydajne od tych, któ­rych używa się w Pol­sce. To zresztą nie wszystko. Nie­miec­kie firmy czę­sto są lepiej zor­ga­ni­zo­wane, a nie­miec­kie pro­dukty cie­szą się więk­szym uzna­niem klien­tów na całym świe­cie niż pol­skie. Weź­cie choćby na przy­kład samo­chody…

– To prawda – wtrą­cił ponuro Olek. – Tata zawsze mówi, że żadne auto na świe­cie nie jest tak nie­za­wodne jak nie­miec­kie.

– Szcze­rze mówiąc, raczej się myli, bo w ran­kin­gach nie­za­wod­no­ści auta japoń­skie zwy­kle wyprze­dzają nie­miec­kie. Ale ważne jest to, co ludzie myślą. Jeśli uwa­żają, że nie­miec­kie auta są naj­lep­sze, są gotowi pła­cić za nie wyż­szą cenę niż za auta z innych kra­jów. Jak się to wszystko do sie­bie doda, to się okaże, że pra­cow­nik nie­miec­kiego prze­my­słu jest dziś w sta­nie wypro­du­ko­wać towary o kil­ka­krot­nie wyż­szej war­to­ści niż pra­cow­nik pol­ski. A skoro tak, to wyż­sze są też płace w Niem­czech. I to bez żad­nego oszu­stwa, prawda? – zakoń­czył Pro­fe­sor i trium­fal­nie powiódł wzro­kiem dookoła.

– Wydaj­ność, wydaj­ność… No a co by się wła­ści­wie stało, gdyby nasz rząd kazał natych­miast pod­wyż­szyć płace w Pol­sce do takiego samego poziomu jak w Niem­czech? – nie odpusz­czał Kuba. – Prze­cież firmy musia­łyby go posłu­chać.

– Tak, ale wtedy dużo pol­skich fabryk by po pro­stu zban­kru­to­wało, bo przy obec­nej wydaj­no­ści pracy nie wystar­czy­łoby im pie­nię­dzy na wypłaty. A wtedy ludzie stra­ci­liby pracę. I musie­liby zaak­cep­to­wać jesz­cze niż­sze płace, żeby ją odzy­skać.

Przez chwilę trwała nie­przy­jemna cisza, bo zabrzmiało to tak, jakby Pro­fe­sor się cie­szył, że nie można w Pol­sce trzy­krot­nie zwięk­szyć płac. Chyba też to poczuł, więc szybko dodał, że chciałby, żeby było ina­czej, ale nie­stety na razie jest, jak jest.

Pory­wa­cze nie­pew­nie patrzyli po sobie, nie wie­dząc, co robić dalej, bo plan prze­słu­cha­nia nieco się im posy­pał. Na szczę­ście cisza nie trwała długo.

– No, nie do końca jest tak, jak Pro­fe­sor mówi – ode­zwała się nie­spo­dzie­wa­nie Wika. – Może to prawda, że pra­cow­nik fabryki samo­cho­dów w Niem­czech używa lep­szych maszyn niż w Pol­sce i wię­cej wytwa­rza. Ale ta kel­nerka sama mi mówiła, że w zasa­dzie robi to samo co w Pol­sce. A zara­bia i tak trzy razy wię­cej! Jeśli ma Pro­fe­sor rację i płaca naprawdę zależy od jej wydaj­no­ści pracy, to kel­nerka w Niem­czech i w Pol­sce powinna zara­biać tyle samo. A wcale tak nie jest, nie­stety!

– No wła­śnie! – poparli ją pozo­stali pory­wa­cze, a Kuba dodał: – Wcale Pro­fe­sor nie poka­zał, że tu nie ma oszu­stwa. Nie­źle nas pan zaba­je­ro­wał tymi fabry­kami aut, ale na pyta­nie nie odpo­wie­dział!

Pro­fe­sor lekko się skrzy­wił, bo Wika zadała swoje pyta­nie aku­rat wtedy, kiedy uznał dys­ku­sję za zwy­cię­sko zakoń­czoną.

– No dobrze. – Wes­tchnął. – Dotknę­li­ście dość trud­nego tematu, ale od niego nie uciek­niemy. No to wyobraź­cie sobie znowu te dwie fabryki samo­cho­dów, o któ­rych roz­ma­wia­li­śmy. I wyobraź­cie sobie, że są one w dwóch odle­głych od sie­bie miej­sco­wo­ściach.

– Na przy­kład o trzy­sta kilo­me­trów? – spy­tał dla jasno­ści Kuba.

– Nawet wię­cej. – Pro­fe­sor się uśmiech­nął. – Nie­za­leż­nie od tego, jak daleko są te miej­sco­wo­ści, płac w star­szej fabryce samo­cho­dów nie da się pod­nieść do poziomu płac w nowo­cze­śniej­szej, prawda? A to dla­tego – szybko dodał, uprze­dza­jąc ewen­tu­alne sprze­ciwy – że klienci nie zgo­dzą się zapła­cić wyż­szej ceny za auto tylko z tego powodu, że nasza fabryka chcia­łaby pod­nieść płace, ale nie ma na to pie­nię­dzy. Tak więc fabryka zara­bia, ile zara­bia, i płaci ludziom tyle, ile może. Czyli znacz­nie mniej niż w fabryce nowo­cze­śniej­szej i bar­dziej wydaj­nej.

Odpo­wie­działy mu pomruki nie­chęt­nej zgody.

– Ale ludzie pra­cu­jący w obu fabry­kach więk­szość pie­nię­dzy wydają w miej­sco­wo­ściach, w któ­rych miesz­kają – kon­ty­nu­ował Pro­fe­sor. – Jeśli kupują podob­nej klasy samo­chód albo tele­wi­zor, to oczy­wi­ście płacą podobną cenę, bo mogą wybie­rać w kon­ku­ru­ją­cych z sobą towa­rach z całego świata. Ale wiele wydat­ków to zakupy róż­nego rodzaju usług, które świad­czone są na miej­scu. Trzeba pła­cić za wizytę u den­ty­sty, fry­zjera, za obiad w restau­ra­cji. W miej­sco­wo­ści, w któ­rej jest nowo­cze­śniej­sza fabryka, ludzie mają wię­cej pie­nię­dzy w kie­szeni, więc są w sta­nie wię­cej zapła­cić za lecze­nie zębów albo za obiad. Zatem także kel­nerka lub fry­zjer mogą zaro­bić tam wię­cej. Nato­miast tam, gdzie ludzie pra­cują w star­szej fabryce i zara­biają mniej, wszyst­kie usługi muszą być tań­sze, bo po pro­stu ludzi nie byłoby na nie stać.

– To dla­czego ludzie z tego mia­sta, gdzie jest dro­żej, nie pojadą do dru­giego, gdzie den­ty­sta jest tań­szy? – zapro­te­sto­wał Olek.

– Bo miej­sco­wo­ści są od sie­bie odle­głe, podróż zabiera czas i pie­nią­dze, a poza tym, jak boli ząb, to nie ma co kom­bi­no­wać, tylko trzeba iść do naj­bliż­szego den­ty­sty – odparł Pro­fe­sor i wszy­scy w zasa­dzie się z nim zgo­dzili, choć Michał zazna­czył, że on sam za żadne skarby nie poszedłby do den­ty­sty, nawet gdyby był na miej­scu. – Oczy­wi­ście pew­nie sły­sze­li­ście, że część Niem­ców, zwłasz­cza miesz­ka­ją­cych bli­sko gra­nicy z Pol­ską, spe­cjal­nie w week­endy przy­jeż­dża do nas, żeby iść do tań­szego niż u nich leka­rza czy fry­zjera. Ale więk­szość nie może sobie pozwo­lić na taką stratę czasu i płaci u sie­bie wyż­sze ceny. Bada­nia poka­zują, że nawet nie­mal iden­tyczny Big Mac jest w Niem­czech o ponad połowę droż­szy niż w Pol­sce. Nie z powodu ceny samej bułki czy mięsa, bo te są podobne, ale przede wszyst­kim kosztu lokalu i pra­cow­ni­ków. I to wła­śnie dzięki temu obsługa restau­ra­cji może tam zara­biać znacz­nie wię­cej niż u nas. Dla nie­miec­kiego klienta to nie naj­le­piej, ale dla nie­miec­kiej kel­nerki bar­dzo dobrze.

– To dla­czego fry­zje­rzy i kel­nerki nie prze­niosą się z miej­sco­wo­ści, gdzie mają pła­cone mniej, do tej dru­giej, gdzie płaci się wię­cej? – spy­tała Wika.

– O, to jest bar­dzo dobre pyta­nie – pochwa­lił Pro­fe­sor, a uśmiech na masce Wiki jakby się roz­sze­rzył. – To od razu chwyćmy byka za rogi i nie mówmy już o dwóch wymy­ślo­nych miej­sco­wo­ściach z fabry­kami aut, ale o Pol­sce i Niem­czech. Czy ludzie prze­no­szą się z Pol­ski do Nie­miec w poszu­ki­wa­niu wyż­szych płac? Pew­nie, że to robią, choćby wasza zna­joma kel­nerka. Ale nie wszy­scy są gotowi prze­nieść się do innego kraju, gdzie mówi się innym języ­kiem i żyje z dala od rodziny. Poza tym nie­mieccy fry­zje­rzy, den­ty­ści, krawcy czy robot­nicy budow­lani nie patrzą zbyt życz­li­wym okiem na imi­gran­tów, któ­rzy są gotowi pra­co­wać za niż­sze od nich pie­nią­dze… choć wyż­sze niż u sie­bie w kraju. Więc, mówiąc krótko, Pola­kowi nie zawsze jest łatwo zna­leźć w Niem­czech pracę zgodną z jego kwa­li­fi­ka­cjami i ambi­cjami. W ogóle pro­blem imi­gra­cji nie jest pro­sty, budzi dziś sporo dys­ku­sji.

– O to zapy­tamy pod­czas innego prze­słu­cha­nia – prze­rwała Julka. – Dziś mówimy o pła­cach.

– No wła­śnie – wtrą­cił się Michał. – Mówi Pro­fe­sor, że płaca w Niem­czech jest wyż­sza niż w Pol­sce dla­tego, że jest tam wyż­sza wydaj­ność pracy, tak? A ja sły­sza­łem, że to dla­tego, że Niemcy mają euro… jak jest euro, to podobno płace są wyż­sze.

– A wcale nie. – Pro­fe­sor się roze­śmiał. – Oczy­wi­ście to, czy kraj używa euro czy swo­jej wła­snej waluty, jest z wielu powo­dów ważne. Ale o pozio­mie płac decy­duje wydaj­ność pracy, zwłasz­cza w prze­my­śle, który musi kon­ku­ro­wać z prze­my­słami innych kra­jów. Sło­wa­cja też używa euro, tak jak Niemcy. Ale ponie­waż wydaj­ność pracy w sło­wac­kim prze­my­śle jest podobna jak w pol­skim, Sło­wacy zara­biają mniej wię­cej tyle samo co Polacy… oczy­wi­ście po prze­li­cze­niu ich płac na złote.

Pory­wa­cze zbili się w kupkę i szep­tali coś na boku, naj­wy­raź­niej nie mogąc zgo­dzić się co do tego, czy prze­słu­chi­wany Pro­fe­sor odpo­wie­dział na posta­wione pyta­nia, czy nie. W końcu głos zabrała we wspól­nym imie­niu Julka.

– Potrak­to­wał nas Pro­fe­sor jak dzieci, z tymi baj­kami o dwóch mia­stach. Jeste­śmy poważ­nymi pory­wa­czami i nie życzymy sobie takiego trak­to­wa­nia. Żeby to było ostatni raz! Rozu­miemy, że w skró­cie cho­dzi po pro­stu o to, że Niemcy mają bar­dziej wydajny i nowo­cze­sny prze­mysł od Pol­ski, więc mogą dawać ludziom wyż­sze płace. A jak pra­cow­nicy z prze­mysłu wię­cej zara­biają, to mogą też wię­cej pła­cić za kupo­wane w Niem­czech usługi, więc wyż­szą pen­sję mają też kel­nerka i den­ty­sta. Żadna wielka filo­zo­fia, nie trzeba było do tego żad­nych bajek. Zga­dza się?

– No, w pew­nym uprosz­cze­niu… – zgo­dził się nie­chęt­nie Pro­fe­sor. – Z przy­jem­no­ścią podał­bym wam tro­chę danych i sta­ty­styk, które to doku­men­tują. Ale naj­waż­niej­sze jest to, że róż­nice w mię­dzy­sek­to­ro­wej wydaj­no­ści pracy, które za tym wszyst­kim stoją, sta­no­wią pod­stawę tak zwa­nego efektu Balassy-Samu­el­sona. Szkoda, że nie mamy tu tablicy, bo poka­zał­bym wam na pod­sta­wie kilku rów­nań, że to bar­dzo ele­gancki i prze­ko­nu­jący model, który…

– Dość! Koniec prze­słu­cha­nia!

Jeśli chcesz dowie­dzieć się wię­cej o tym, dla­czego Niemcy zara­biają wię­cej od Pola­ków, wczy­taj kod QR, albo wejdź na stronę: www.porwa­ni­prze­ze­ko­no­mie.pl/przesluchanie1-zarobki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: