- W empik go
Ekstremalne ojcostwo. Zostań ojcem, o jakim zawsze marzyłeś - ebook
Ekstremalne ojcostwo. Zostań ojcem, o jakim zawsze marzyłeś - ebook
Obawiasz się, że wychowanie Twojego dziecka nie przyniesie rezultatów, na które liczysz? Zastanawiasz się czy nie popełniasz błędów? Czujesz się niepewnie w roli ojca? Nie jesteś jedyny i nie jesteś pierwszym, który zmaga się z takimi rozterkami. Jesteśmy w stanie skutecznie je rozwiązywać. Dzięki tej książce dowiesz się między innymi: - jak budować poczucie własnej wartości, - jak dbać o swój ojcowski autorytet, - jak wychowywać dziecko w poczuciu własnej wartości, - co pomoże Ci być konsekwentnym, - w jaki sposób radzić sobie z konfliktami w rodzinie i jak panować nad sobą, - gdzie znaleźć czas na wychowanie.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396373014 |
Rozmiar pliku: | 932 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przejrzałem na stronie SEMSTORM (narzędzie do analizy SEO i wyszukiwania słów kluczowych w internecie), w jakim kontekście najczęściej wyszukiwane jest słowo „ojciec” i „ojcostwo”. Potem porównałem wyniki z innym – z macierzyństwem. Chociaż jestem ojcem już od prawie dwudziestu lat, a od dwudziestu pięciu zajmuję się tym tematem również teoretycznie (gdy pisałem moją pracę dyplomową o wpływie ojca na wychowanie dziecka, to na polskim rynku dostępne było pięć książek, które mogłem podać w bibliografii, a takie pojęcia jak SEO jeszcze nie istniały, bo wyszukiwarki internetowe dopiero się rodziły) wyniki w pierwszej chwili mnie zaskoczyły. Potem, gdy zacząłem się zastanawiać, dlaczego takie właśnie są, jaka może być ich przyczyna, uświadomiłem sobie, że podejście do ojcostwa nie zmieniło się przez te ćwierć wieku. I jestem pewien, że była również i taka w czasach naszych rodziców oraz dziadków.
Oto tematy, które w 2021 r. najbardziej interesowały mężczyzn w powiązaniu z ojcostwem:
- badania DNA na ojcostwo bez zgody matki,
- badania DNA na ojcostwo z włosa,
- badania na ojcostwo,
- badania na ojcostwo cena,
- badania na ojcostwo od kiedy,
- czy można zaprzeczyć ojcostwu przed porodem,
- do kiedy można ustalić ojcostwo,
- do kiedy można uznać ojcostwo,
- facet po 40-tce ojcostwo,
- ile kosztuje test na ojcostwo w ciąży,
- jak sprawdzić ojcostwo po grupie krwi,
- jak ustalić ojcostwo przed porodem.
O macierzyństwo natomiast użytkowniczki pytały w taki sposób:
- do kiedy macierzyństwo,
- jak pogodzić macierzyństwo z pracą,
- kara za macierzyństwo,
- macierzyńskie bez pracy,
- macierzyńskie bez umowy,
- macierzyńskie na bezrobociu.
W czasach, w których równość i równouprawnienie przewijają się w co drugim temacie społecznym, gdy zastanawiamy się, czy słowa takie jak psycholożka, dyrektorka, polityczka itp. są poprawne językowo, wyszukiwarka internetowa mówi prawdę: mężczyźni pytają, czy na pewno są ojcami, zastanawiają się, jak to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Zupełnie inaczej niż matki. Te martwią się, jak sobie poradzić z ciążą i wychowaniem dziecka.
Możemy stwierdzić, że taka sytuacja jest wynikiem poluzowania norm społecznych i braku trwałości małżeństw. Możemy również potraktować je jako potwierdzenie, że rola ojców w wychowaniu jest znikoma. Możemy narzekać, że jest źle i możliwe, że jest to w jakimś stopniu prawdziwe stwierdzenie.
Ja chciałbym Cię zachęcić do innego podejścia. To, co statystycznie jest prawdziwe, zawsze inaczej wygląda w pojedynczych przypadkach. A takimi jesteśmy my obaj: ja i Ty. Wyniki zapytań o ojcostwo potwierdzają prawdę starą jak ludzkość: ojcostwo jest decyzją. Z punktu widzenia biologicznego oczywiście zawsze istnieje mężczyzna, który przyczynił się do zapłodnienia, ale ten fakt nie przekłada się automatycznie na ojcostwo. Z matką sprawa wygląda zupełnie inaczej. Macierzyństwo rozwija się wraz z rozwojem dziecka. Kobieta zostaje matką w chwili, gdy dowiaduje się o ciąży i ma dziewięć miesięcy na przygotowania. Mężczyzna zostaje ojcem, gdy podejmie taką decyzję.
Do dziś pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy dotarło do mnie, że mogę być ojcem. Nasz pierwszy syn urodził się później, ale to w tamtym dniu po raz pierwszy wybrałem. I wybierałem potem jeszcze wielokrotnie. Robiłem to nocami, podczas których śmiertelnie zmęczony wstawałem do noworodka. Wtedy przekonałem się, że posiadanie dziecka to ciężka praca na drugim i trzecim etacie. Decydowałem ponownie, gdy wybierałem pomiędzy pracą zawodową a towarzyszeniem moim dzieciom w pierwszym dniu w szkole lub podczas wakacyjnych wypraw sam na sam. Postępowałem tak, gdy przełykałem gorzkie pigułki prawdy o moich słabościach, które serwowała mi szczerość pryszczatych nastolatków. Wreszcie decydowałem, z czego rezygnuję, by ojcostwo mogło stać się jednym z najważniejszych wyzwań mojego życia.
Tak więc ojcostwo może być ciężarem, przed którym próbujemy uciec, udowadniając, że dziecko, które się ma narodzić, powstało nie za naszą przyczyną. Podobnie możemy się zachować, wybierając pracę zawodową i jednocześnie zrzucić cały trud opieki nad dzieckiem na żonę. Wreszcie mamy możliwość, by formalnie porzucić swoją rolę, gdy tylko nasze dziecko stanie się w miarę samodzielnym nastolatkiem. Nikt nie ma wpływu na to, którą ścieżką pójdziemy. Nie są tego w stanie zmienić nawet zakazy lub nakazy sądu i nie mógł zmienić tego przymus małżeństwa, z którym spotykali się mężczyźni w czasach naszych dziadków.
Mamy wolność wyboru, z którą wiąże się odpowiedzialność za siebie i drugiego człowieka. Gdy próbuję sobie wyobrazić młodego mężczyznę, który – po upojnej nocy z dziewczyną – wpisuje w wyszukiwarce pytanie „jak ustalić ojcostwo przed porodem”, to widzę przestraszonego chłopca, który po raz pierwszy doświadcza trudnej strony życia. Tej, która bezlitośnie obarcza nas konsekwencjami. Często takimi, które odczuwamy jako niesprawiedliwe i niewspółmierne do czynów, jakich się podjęliśmy. Małżeństwo wcale nie pozbawia nas tego wyboru, bo zawsze jest lęk o pracę, pieniądze, czasem o zdrowie i życie.
Strach w takich przypadkach nie jest jednak informacją o zagrożeniu, które miałaby przynieść przyszłość, ale jest miarą wielkości wyzwania, przed którym stajemy. To, czy dziecko pojawi się w naszym życiu przez przypadek podczas młodzieńczej przygody, czy jest efektem nocy poślubnej, czy wreszcie wyczekiwanym owocem wieloletniej walki z bezpłodnością lub adopcji, ma wtórne znaczenie. Zawsze staniemy przed takim samym pytaniem: czy chcę zostać ojcem dla tego małego człowieka?
W kolejnych rozdziałach tej książki przeprowadzę Cię przez etapy podejmowania takich właśnie decyzji. Podpowiem, co możesz zrobić, by wykorzystać w pełni jedną z największych i najpiękniejszych przygód, na jakie może się zdecydować mężczyzna w swoim życiu.
Zaczniemy od ustalenia granic ojcowskiej odpowiedzialności. Określimy w związku z tym, za co mężczyzna faktycznie odpowiada i jaki to ma związek z poczuciem winy. Zdefiniujemy też, czym są skutki działania, a czym jego konsekwencje. Pokażę Ci, w jaki sposób, unikając odpowiedzialności, manipulujemy innymi osobami.
Rozwiązując problemy wychowawcze najczęściej postępujemy według takiego samego schematu. Najpierw dostrzegamy, że coś jest nie tak, a potem szukamy odpowiedzi na pytanie: Jak zmienić dziecko, by postępowało we właściwy sposób? W kolejnym rozdziale pod tytułem „Nie ma nieudanych rodzin i małżeństw, a ryba psuje się od głowy” przekonam Cię do zmiany tego podejścia. Jestem pewien, że większość rodzinnych kryzysów zaczyna się od tak zwanej „głowy w rodzinie”, czyli od ojca.
W trzecim rozdziale zmierzymy się z lękiem, o którym wspominałem w przykładzie z wynikami z wyszukiwarki internetowej. Każdy z nas, mężczyzn, go odczuwa, gdy ma zostać ojcem, tylko nie każdy się do tego przyznaje. W końcu to takie mało męskie… Czasem możemy jeszcze usłyszeć takie stwierdzenie albo dzwoni nam ono gdzieś w głowie. To jest oczywiście banał, który mocno zagnieździł się w naszych głowach. Niemęskie jest uciekanie, porzucanie, poddawanie się. Rosnąca liczba rozwodów i rozbitych małżeństw jest wskaźnikiem, który pokazuje nam, jak drastycznie maleje poczucie odpowiedzialności za własne działanie. Zajmuje je nasilający się lęk.
Oprócz uciekania mamy jeszcze jedną męską skłonność, która mocno komplikuje relacje rodzinne. Jest nią przekonanie o własnej nieomylności. Dlatego też w czwartym rozdziale zajmiemy się _ego_. Sprawdzimy, gdzie ono się znajduje, i jakie jest właściwe miejsce dla niego. Będzie też kilka podpowiedzi na ćwiczenia, które pomagają w jego prawidłowym rozwoju.
W kolejnych rozdziałach skupimy się na rodzinie i na metodach wychowawczych. Zaczniemy od sześciu zasad, które są kluczowe do prawidłowego wychowania (rozdział „Zadbaj o to, aby każdy w rodzinie odkrył swoje miejsce”). Będzie więc o tym, jak patrzeć na nasze pociechy, by nic z ich wyjątkowości nam nie umknęło. Potem jeszcze kilka słów o upraszczaniu, czyli „Upraszczaj wszystko, co robisz”. Warto o tym pamiętać, ponieważ bardzo poprawia to komunikację z naszymi dziećmi.
Rozdziały siódmy i ósmy („Planuj to, co robisz, aby wiedzieć, jak podejmować decyzje w warunkach niepewności” oraz „Ucz swoje dzieci podejmowania decyzji w warunkach niepewności”) dotyczą podejmowania decyzji. Najpierw będzie o tym, jak robić to powinien ojciec i mężczyzna, a potem, jak może uczyć dzieci tej umiejętności. Będzie nam potrzebne do tego trochę wiedzy o rozwoju mózgu, która wyjaśnia, kiedy dorastamy i potrafimy odpowiadać w pełni za swoje działanie.
Mam nadzieję, że czytając tę książkę trafisz na kilka pomysłów, które będziesz chciał wdrożyć do swojego życia. Niektóre z nich wymagają sporo pracy i cierpliwości, by się zmienić. Dlatego też na koniec (rozdział „Dyscyplina daje wolność w podejmowaniu decyzji”) podpowiem Ci, jakie są zasady i techniki, które ułatwiają realizację takich postanowień.JESTEŚ ODPOWIEDZIALNY ZA WSZYSTKO
WPROWADZENIE
R_uchliwy płomień świecy odbijał się na ściance kieliszka. Powietrze nagle zastygło i_ _żółto-złota plamka na ułamek sekundy przestała tańczyć. Szybko jednak wróciła do igraszek. Przeskoczyła wtedy na drugi kieliszek. Ten również był pusty. Popędziła dalej na dwie zastawy z_ _białej ceramiki, na leżące obok sztućce i_ _zatrzymała się na nieotwartej jeszcze butelce białego wina. Nie dotarła tylko do przykrytych szczelnie krewetek z_ _czosnkiem, fasolą i_ _pomidorami koktajlowymi. Rozlewała się okręgiem po białym obrusie, rozłożonym tak dokładnie, że nie sposób było znaleźć na nim choćby jednego zagięcia. I_ _ginęła nagle na krawędzi stołu._
_Stół wraz z_ _całą zastawą znajdował się w_ _pomieszczeniu, w_ _którym panował półmrok. Tylko świeca była źródłem światła. Letni wieczór i_ _rozpoczynający się za oknem koncert świerszczy umilały oczekiwanie._
_Siedząca przy stole kobieta śledziła tańczący po zastawie płomyk. Sporo pracy włożyła w_ _przygotowanie kolacji. Zrobiła to dla swojego męża i_ _dla siebie. Teraz, gdy wszystko było już gotowe, poczuła ulgę. Czekała cierpliwie na wspólny posiłek. Oderwała wzrok od plamki światła i_ _przeniosła go na paznokcie. Pomalowała je bardzo dokładnie na czerwono. Siebie samą przygotowywała równie długo jak posiłek. Najpierw była kąpiel, potem peeling i_ _depilacja. Gdy poczuła na udach kłucie ostrzy urządzenia, przypomniała sobie, kiedy ostatnio byli razem. Sami, blisko siebie. Przez plecy przebiegł jej przyjemny dreszcz emocji. Wspomnienia powoli się już zacierały i_ _nie była pewna, co faktycznie się wydarzyło, a_ _co tylko stworzyła w_ _stęsknionej wyobraźni. Potem jeszcze balsam i_ _makijaż. Na koniec sukienka. Ta, która, jak przypuszczała, najbardziej przyciągała jego wzrok. Nie rozmawiali nigdy o_ _tym, co lubi i_ _co chciałby, żeby zakładała na siebie. Intuicja podpowiadała jej jednak, że chodzi właśnie o_ _tę sukienkę._
_Nie rozmawiali, bo przez długi czas nie było ku temu okazji. Praca, dzieci, trudności z_ _kredytem na dom sprawiły, że częściej się sprzeczali niż rozmawiali. Nie było warunków, a_ _okazji nie szukali. Aż wreszcie któregoś dnia, gdy wydawało się, że po raz kolejny pójdą spać pokłóceni, nastąpił przełom._
_Bardzo go potrzebowała i_ _czekała na niego, odkąd uświadomiła sobie, że znajomość z_ _Krzyśkiem, z_ _którym pracowała w_ _tej samej firmie, już dawno przekroczyła granice relacji zawodowych. On dawał jej to, czego nie mogła dostać w_ _domu od męża. Interesował się jej wyglądem i_ _samopoczuciem. Potrafił rozmawiać o_ _sprawach innych niż praca i_ _pieniądze. Bardzo lubiła, kiedy pytał ją o_ _zdanie na temat filmów. Różnili się, ale dzięki temu rozmowy mogły ciągnąć się w_ _nieskończoność. Dawały pretekst, by spędzić ze sobą jeszcze kilka minut._
_Podczas tamtego przełomowego wieczoru mąż zaproponował pierwszy, że trzeba coś zmienić, że dalej tak się nie da i_ _chciałby jej wynagrodzić swoje nieobecności. Powiedział, że mogą zacząć jeszcze raz. Potem, po długiej rozmowie, wspólnie postanowili, że tym początkiem będzie właśnie kolacja. Taka jak kiedyś, gdy byli parą. To podczas tych przedmałżeńskich spotkań po raz pierwszy jadła krewetki. Nie smakowały jej, ale zjadła, skoro on je tak bardzo lubił._
_Nagle pomieszczenie wypełniło głuche brzęczenie. Wyciszony telefon zaczął drżeć na stole. Szybko oderwała wzrok od brzegu kieliszka i_ _sięgnęła ręką po urządzenie. Zadzwonił. Mąż. Pewnie się chwilę spóźni, bo piątek i_ _korki. Poczuła jednak lekkie ukłucie w_ _sercu._
_– Tak słucham, kochanie? – zapytała niepewnie._
_– Cześć. Przepraszam cię bardzo, ale wypadło mi dziś zakończenie ważnego projektu – dyszał do słuchawki – i_ _będę musiał zostać dłużej w_ _pracy – pomimo braku powietrza mówił szybko i_ _zdecydowanie. – Mamy do omówienia jeszcze kilka spraw. Tak sobie pomyślałem, że zadzwonię, żebyś się nie martwiła i_ _nie czekała. Odpocznij, a_ _ja zajmę się wszystkim. Cześć!_
_– Z_ _kim będziesz...? – zapytała prawie mechanicznie._
_– Co? A! Z_ _Krzyśkiem z_ _marketingu. Chyba go nie znasz, bo nie współpracujecie bezpośrednio z_ _jego działem. Muszę kończyć. Cześć!_
_Słuchała przez chwilę dźwięku zerwanej rozmowy, który wydobywał się ze słuchawki. Potem powoli wstała i_ _nachyliła się nad świecą. Dmuchnęła. Gdy płomień zgasł, ciemny krąg, który czaił się do tej pory za brzegiem stołu, błyskawicznie pochłonął wszystko._
ODPOWIADAM ZA COŚ I ODPOWIADAM KOMUŚ
Nasze rozważania o ojcostwie zaczniemy od odpowiedzialności. Na początek zdefiniujemy, czym jest odpowiedzialność i na jakie sposoby możemy ją rozumieć. Potem prześledzimy, w jaki sposób rodzą się konflikty w rodzinach pomiędzy małżonkami oraz pomiędzy rodzicami a dziećmi – po to, aby poszukać odpowiedzi na pytanie: kto jest winien? A może inaczej: kto ponosi odpowiedzialność za kłótnie i nieporozumienia? No właśnie! Odpowiedzialność i wina to nie to samo, a ich rozdzielanie ma bardzo poważne konsekwencje. Wyjaśnimy sobie więc, w jaki sposób wpływają one na nasze ojcostwo.
Odpowiedzialność to również konsekwencje, a z nimi wiąże się lęk. Omówimy jego podstawowe źródła oraz sposoby, jak sobie z nim radzić. Na koniec powiemy o granicach naszej ojcowskiej odpowiedzialności za rodzinę i małżeństwo. Gdzie są i czy w ogóle gdzieś są? Będzie też o zawłaszczaniu odpowiedzialności. No to zaczynamy.
Jak powinniśmy rozumieć odpowiedzialność? Według Słownika Języka Polskiego jest to moralny lub prawny obowiązek odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny. Odpowiedzialność to także przyjęcie na siebie obowiązku dbania o kogoś lub o coś. Rozważania nad tym pojęciem przeprowadzimy więc w dwóch kierunkach:
- odpowiadam za to, co sam robię lub co robią inni,
- dbam o innych.
W tej definicji jest więc mowa o zobowiązaniu, które wynika z przepisów prawa lub z wewnętrznego przekonania o konieczności zmierzenia się z konsekwencjami działania swojego lub drugiej osoby. Aby jednak odpowiedzialność w ogóle mogła zaistnieć, musimy mieć ramy, które będą wyznaczały jej zakres. Jeżeli ich nie będzie, to zniknie również sama odpowiedzialność.
Odpowiedzialność więc bierze się z regulacji prawnych, z prawa moralnego, kodeksu, wytycznych lub przyjętych zobowiązań. Jeżeli nie będziemy mieli takiego punktu odniesienia, to również nie będziemy mogli mówić o odpowiedzialności. Stąd też rodzi się wiele nieporozumień i różnic w rozumieniu zakresu odpowiadania na przykład za dzieci. W jednej rodzinie samotny wyjazd na wakacje nastoletniej córki będzie uważany za świetną przygodę i doświadczenie samodzielności, w innej natomiast za skrajną nieodpowiedzialność. W obu przypadkach rodzice wypracowali w sobie inny system wartości, który przekłada się na sposób, w jaki biorą odpowiedzialność za dzieci. Zniszczenie w sobie wrażliwości na zasady moralne, lekceważenie prawa, a nawet odrzucanie religii będą osłabiały poczucie odpowiedzialności.
Motywacją do brania odpowiedzialności są czynniki zewnętrzne – chęć uniknięcia negatywnych konsekwencji – lub wewnętrzne. W tej drugiej sytuacji pojawia się przekonanie, że powinno się przyjąć daną odpowiedzialność. Będzie to obowiązek moralny oparty o wolność wyboru.
Najprostszym i łatwym do weryfikacji motywem wzięcia odpowiedzialności za kogoś lub za coś jest motyw zewnętrzny. Dla ojców, którzy porzucają swoje rodziny, przysłowiową „kulą u nogi” są alimenty. Decyzją sądu stanowią one finansowy ekwiwalent brania odpowiedzialności za wychowanie dziecka, które pozostaje przy matce. Nie wszyscy jednak ojcowie, którzy się rozwodzą, podążają taką ścieżką. Są tacy, dla których rozwód nie jest zwolnieniem z opieki nad dzieckiem. Pomimo trudności postanawiają pozostać obecni w ich życiu, dbać o ich wychowanie i rozwój. Są nadal zaangażowani. Biorą więc na siebie odpowiedzialność, ponieważ jest to zgodne z ich wewnętrznym systemem wartości. Motywacja do działania rodzi się w tym przypadku wewnątrz.
Analizując drugie rozumienie pojęcia odpowiedzialności, czyli: dbam o innych, odwołamy się bezpośrednio do źródła pochodzenia tego słowa. Wywodzi się ono od czasownika „odpowiadać na coś”. W relacjach z drugim człowiekiem będziemy więc odpowiadać na jego potrzeby. Jest to postawa, w której jesteśmy gotowi zaangażować się w służenie drugiemu, w pomaganie mu i wspieranie go w realizacji ważnych dla niego celów. Patrząc w ten sposób na odpowiedzialność, jesteśmy blisko rozumienia jej jako narzędzia wykorzystywanego w organizacji.
Organizacja jest działaniem, które pomaga nam osiągnąć zamierzony cel przy wykorzystaniu wszystkiego, co jest do naszej dyspozycji. Organizowaniem jest również nasze ojcostwo, a zasobem, którym dysponujemy – rodzina, nasze kwalifikacje i umiejętności, doświadczenie, predyspozycje. Są nimi również kwalifikacje, umiejętności, doświadczenie i predyspozycje żony oraz dzieci. Aby to wszystko zmierzało do określonego celu, potrzebna jest osoba, która będzie temu przewodziła, czyli lider.
Do zdefiniowania pojęcia i wyjaśnienia, kim jest dobry lider, posłużę się cytatami z książki „Ekstremalne przywództwo” Jocko Willinka i Leifa Babina.
_„Każdy z_ _liderów stąpa po cienkiej linie – dlatego ich praca jest taka trudna. Skoro dyscyplina i_ _wolność są_ _przeciwnościami, które należy równoważyć, przywództwo wymaga znalezienia tej równowagi w_ _dychotomii sprzecznych wartości, pomiędzy jednym a_ _drugim końcem skali. Uznanie tego faktu należy do najpotężniejszych atutów lidera. Pamiętając o_ _tym, może on łatwiej zrównoważyć przeciwstawne siły i_ _dowodzić z_ _maksymalną skutecznością. _
_Dobry lider musi być:_
- _pewny siebie, ale nie pyszałkowaty,_
- _odważny, ale nie lekkomyślny,_
- _skłonny do rywalizacji, ale gotowy do zaakceptowania przegranej,_
- _przywiązany do detali, ale pozbawiony obsesji na ich punkcie,_
- _silny, ale i_ _wytrzymały,_
- _liderem, ale umiejącym słuchać innych,_
- _pokorny, ale nie pasywny,_
- _agresywny, ale nie nadgorliwy,_
- _cichy, ale nie milczący,_
- _spokojny, ale nie mechaniczny,_
- _kierujący się logiką, ale nie pozbawiony emocji,_
- _blisko z_ _oddziałami, ale nie na tyle, żeby oddziały zapomniały, kto tu dowodzi,_
- _gotowy do stosowania zasad ekstremalnego przywództwa, przy jednoczesnym praktykowaniu zdecentralizowanego dowodzenia._
_Dobry lider nie ma nic do udowodnienia, ale musi wszystko udowodnić”_1_._
Wstawimy teraz w przytoczony fragment tekstu słowo „ojciec” zamiast wcześniejszego „lider”.
_Każdy ojciec stąpa po cienkiej linie – dlatego jego rola jest taka trudna. Skoro dyscyplina i_ _wolność są_ _przeciwnościami, które należy równoważyć, ojcostwo wymaga znalezienia tej równowagi w_ _dychotomii sprzecznych wartości, pomiędzy jednym a_ _drugim końcem skali. Uznanie tego faktu należy do najpotężniejszych atutów ojca. Pamiętając o_ _tym, może on łatwiej zrównoważyć przeciwstawne siły i_ _być rodzicem maksymalnie skutecznym._
_Dobry ojciec musi być:_
- _pewny siebie, ale nie pyszałkowaty,_
- _odważny, ale nie lekkomyślny,_
- _skłonny do rywalizacji, ale gotowy do zaakceptowania przegranej,_
- _przywiązany do detali, ale pozbawiony obsesji na ich punkcie,_
- _silny, ale i_ _wytrzymały,_
- _autorytetem, ale umiejącym słuchać innych,_
- _pokorny, ale nie pasywny,_
- _agresywny, ale nie nadgorliwy,_
- _cichy, ale nie milczący,_
- _spokojny, ale nie mechaniczny,_
- _kierujący się logiką, ale nie pozbawiony emocji,_
- _blisko ze swoimi dziećmi, ale nie na tyle, by stać się_ _kolegą,_
- _gotowy do stosowania zasad ekstremalnego zawłaszczania i_ _jednocześnie liczący się ze zdaniem pozostały członków rodziny._
_Dobry ojciec nie ma nic do udowodnienia, ale musi wszystko udowodnić._
W ten sposób uzyskaliśmy definicję, która bardzo trafnie opisuje, kim jest ojciec. Powinien on umieć połączyć dyscyplinę, w której wychowuje swoje dzieci, z ich umiłowaniem wolności. Dyscyplina oddziałuje na człowieka, kształtując jego tożsamość, osobowość, postawy, zaś wolność to niezależność i prawo do stanowienia o sobie, które przynależą każdemu człowiekowi, a więc także dziecku. Są to atrybuty, które pozornie wzajemnie się wykluczają, ale kiedy nauczymy się nimi skutecznie zarządzać, będziemy mogli realizować swoją wizję ojcostwa.
Męskość kojarzy nam się zwykle z pewnością siebie, odwagą, skłonnością do rywalizacji, drobiazgowością, siłą, przewodzeniem, agresją, panowaniem nad sobą, bezpośredniością, gotowością do przewodzenia innym. Jednak ojcostwo każe nam te wszystkie typowo męskie cechy równoważyć ich przeciwnościami. Skłania nas do poskromienia swojej pyszałkowatości, zmusza do ograniczenia lekkomyślności, uczy przegrywania, każe skupić się na życiu innych osób, a ich cele uznać za własne, uszlachetnia przez wytrwałość i wytrzymałość, chce, byśmy uczyli się słuchać innych, nawet gdy ci nie potrafią jeszcze powiedzieć, czego oczekują. Pozwala rozwinąć w sobie pokorę, spokój oraz świadomość swoich wewnętrznych przeżyć. Uczy nowych emocji. W ojcostwie możemy brać odpowiedzialność za drugiego człowieka tylko po to, aby ten kiedyś odszedł i wszystko zabrał ze sobą.
W przewodzeniu innymi osiągamy skuteczność nie tylko wtedy, gdy bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, co robimy tu i teraz. W czasie, gdy skupiamy się na swoim działaniu i je udoskonalamy oraz rozwijamy, gdy analizujemy wyniki lub podsumowujemy błędy, jesteśmy w stanie wyciągać wnioski. Na ich podstawie w przyszłości zmieniamy siebie na bardziej skutecznych. Jednak to podejście nie różni się niczym od tego, do którego zobowiązany jest każdy ze współpracujących ze sobą członków zespołu. Skuteczność lidera wymaga czegoś więcej. Jest to branie odpowiedzialności za działanie innych. Jest ZAWŁASZCZANIEM wszystkiego, co dotyczy osób z nim związanych, członków zespołu. Jest odpowiadaniem na ich potrzeby. Dopiero wtedy możemy mówić o skutecznym przewodzeniu.
Tak więc mężczyzna, który chce być jednocześnie zaangażowanym ojcem i mężem, skutecznym liderem rodziny, musi zawłaszczać całą odpowiedzialność za rodzinę, której chce przewodzić. Nie chodzi o dzielenie odpowiedzialności z żoną, lecz branie jej w całości na siebie.
A co z matką w takiej sytuacji? Skoro ojciec ma odpowiadać za wszystko, to gdzie miejsce dla drugiej osoby?
„...BO TO, CO NAS SPOTYKA, PRZYCHODZI SPOZA NAS”
Zanim przejdziemy dalej, by zastanowić się nad konsekwencjami zawłaszczania odpowiedzialności, prześledzimy dwie sytuacje z życia rodzinnego, w których mogą ujawniać się nasze obiekcje w odniesieniu do odpowiedzialności.
Izzo John w swojej książce _Weź sprawy w_ _swoje ręce. Czyli o_ _tym, że przyjmując odpowiedzialność zmieniasz wszytko_ przytoczył badania, w których sprawdził, co powstrzymuje ludzi przed braniem spraw w swoje ręce. Każdą z trzystu dwudziestu pięciu odpowiedzi, które wtedy uzyskał, zakwalifikował do jednej z czterech grup:
- przekonanie, że nie jestem w stanie nic zmienić, sam nie potrafię nic zdziałać (46%),
- przeświadczenie, że to ktoś inny jest odpowiedzialny (20%),
- zbytnie pochłonięcie bieżącymi obowiązkami, czyli przekonanie o braku czasu na angażowanie się w rozwiązanie problemu (18%),
- obawa przed ośmieszeniem się, przekonanie, że działania, które podejmę, będą nieskuteczne, co podważy mój autorytet i opinię o mnie (16%).
Gdy przeniesiemy te wyniki na postawy ojców, możemy przypuszczać, że co drugi ojciec nie mierzy się z problemami w swojej rodzinie lub małżeństwie, ponieważ nie widzi możliwości, by się z nimi uporać lub że pozostanie sam, jeżeli podejmie wyzwanie. Tak więc sprzeczamy się regularnie o sprzątanie naczyń ze stołu, opowiadamy kolegom pół żartem, pół serio, że z „babą” nie da się dogadać albo wściekamy się na dziecko, które znów dostało kiepską ocenę. Nie mamy pomysłu na zmianę, choć wkurza nas to niemiłosiernie. Nosimy w sobie żal i przekonanie, że nawet gdybyśmy przejawili inicjatywę, to i tak pozostaniemy sami. Dysonans próbujemy przykryć prostymi wyjaśnieniami: jeden talerz na stole to przecież nie problem, kobiety tak mają, widocznie moje dziecko jest leniem i potrzebuje więcej dyscypliny.
Obarczanie innych odpowiedzialnością (obawa, którą wyraża co piąta osoba) dominuje w rodzinnych sporach i kłótniach. Wiele z nich przebiega według podobnego schematu. Sprowadza się on w uproszczeniu do stwierdzenia „...bo ty...”. Każda ze stron sporu ma swój żal i pretensje, które kieruje pod adresem drugiej osoby. Takie zachowanie spotyka się najczęściej z lustrzaną odpowiedzią, więc zapobiegawczo decyzję o ewentualnej zmianie własnej postawy uzależniamy od tego, co się wydarzy. Powstaje więc sytuacja patowa, w której czekamy na siebie wzajemnie, jednocześnie oskarżając drugą stronę o brak chęci działania. Stan zawieszenia może trwać wiele lat. Bywa, że zapominamy, o co na początku się spieraliśmy.
Kolejna obiekcja to brak czasu. Rodzi się ona z przekonania, że na co dzień mamy tyle obowiązków i tyle bieżących spraw, które wzięliśmy na siebie lub ktoś nam narzucił, że dołożenie sobie kolejnych przerasta nasze możliwości. Do tego obawiamy się, że zrobienie jednego wyjątku może przerodzić się w regułę. Tą regułą będzie na przykład oczekiwanie dziecka, że będziemy mu stale pomagać w lekcjach i wyręczać w obowiązkach szkolnych lub roszczeniowa postawa żony, której raz ustąpię.
I wreszcie pozostaje kwestia naszej męskiej dumy i autorytetu, który przecież trzeba budować, a nie wystawiać na próbę i ośmieszenie. Nosimy w sobie obraz ojca, który jest przewodnikiem stada, głową rodziny, siłą, której nikt się nie przeciwstawi. Przewagę tę opieramy na założeniu, że istnieją w rodzinie role ściśle przynależne każdemu jej członkowi. W ten sposób również budujemy swój autorytet. Jesteśmy nieustępliwi, stawiamy na swoim, używamy argumentów, z którymi nie da się dyskutować (bo ja tak powiedziałem, musisz się słuchać, kiedy ja byłem w twoim wieku, to dzieci nie miały głosu itd.), ponieważ to pasuje do utrwalonego w nas wzorca. Uzyskana przewaga jest krucha, zachodzi więc obawa, że nasz pomnik może runąć, kiedy pojawi się na nim jakaś rysa słabości.
No dobrze! Przedstawiliśmy obiekcje, a teraz pora na przykłady, które pomogą nam się z nimi uporać. Zaczniemy od rozmowy męża z żoną.
_Jest późne popołudnie. Oboje siedzą przy kuchennym stole i_ _próbują zaplanować, co zrobią w_ _ciągu tych kilku godzin kończącego się już dnia. Mąż chciałby wyjść na spotkanie z_ _kolegami, a_ _żona wolałaby, żeby wspólnie zrobili zakupy, na które umawiają się już od dłuższego czasu._
_Mąż wypowiada do żony takie zdanie: – Mam do ciebie żal o_ _to, że za każdym razem, kiedy chcę mieć wolny wieczór i_ _spędzić chwilę z_ _kolegami, to ty wyskakujesz z_ _wyjazdem na zakupy. I_ _dalej już w_ _myślach dodaje: – Mógłbym się nawet na ten wyjazd zgodzić, ale przecież nie mogę zawsze ustępować._
_Na to żona odpowiada szybko, podnosząc temperaturę sporu: – Wkurza mnie u_ _ciebie to, że cały czas jesteś nieobecny w_ _domu. Ciągle pracujesz! A_ _jak trafi się wolna chwila, to chcesz spędzić ją z_ _kolegami, a_ _nie z_ _rodziną. Moglibyśmy coś zaplanować wcześniej, ale kiedy mamy to zrobić, skoro nie możemy nawet porozmawiać?_
Drugi przykład to rozmowa rodzica z dzieckiem.
_Na ławce w_ _parku siedzi ojciec z_ _synem. Dłuższą chwilę milczą. Ojciec kilkukrotnie w_ _tym czasie nabiera powietrza głęboko do płuc, wstrzymuje je na chwilę po czym powoli wypuszcza. Głos zamiast wydobyć się na zewnątrz, ginie gdzieś w_ _krtani. Słychać jedynie cichy szmer westchnień. Wreszcie któraś z_ _prób kończy się powodzeniem:_
_– Wiesz co – zwraca się do syna – chciałbym z_ _tobą porozmawiać o_ _twoim angażowaniu się w_ _obowiązki domowe._
_– Yhmmm. – Syn na wszelki wypadek chowa się za barierą widocznej obojętności._
_– Bo wiesz... – ojciec stara się nie reagować na przeszkodę – umawialiśmy się, że raz w_ _tygodniu będziesz odkurzał cały dom i_ _wynosił śmieci, a_ _tego nie robisz._
_– Przecież robię! Wczoraj zrobiłem._
_– Tak, wczoraj zrobiłeś, po kolejnej awanturze. Nie robisz tego systematycznie. Rozumiem, że się uczysz, ale też nie mieszkasz w_ _hotelu, więc oczekujemy od ciebie, że będziesz się angażował w_ _część obowiązków._
_– Wczoraj też pomogłem mamie przy obiedzie i_ _tego nie zauważyliście! – Chłopak wyraźnie przełyka ślinę, by opanować rosnącą irytację._
_– Jak to nie zauważyliśmy? Mama wczoraj rozmawiała ze mną o_ _tym i_ _mówiła, że bardzo jej pomogłeś. I_ _że potrzebowała tej pomocy, bo była zmęczona._
_– Nigdy nie doceniacie tego, co robię! Tylko macie oczekiwania, a_ _nie dostrzegacie tego, co dla was robię. Ciągle jesteście niezadowoleni._
_– Nie o_ _to chodzi. – Ojciec próbuje załagodzić narastające wzburzenie syna. – Mówisz o_ _jednej sytuacji wczoraj, i_ _w_ _porządku. Wcześniej jednak było inaczej. Tydzień temu nie było cię w_ _weekend w_ _domu, a_ _przed wyjazdem nie wypełniłeś swoich obowiązków. Podobnie było dwa tygodnie temu._
Paradoks sporu opartego o schemat: „...bo ty...” polega na tym, że obie strony mają rację. Wspólne oczekiwania są uzasadnione i – z punktu widzenia każdego z rozmówców – jak najbardziej potrzebne i konieczne do rozwiązania konfliktu. Zawierają w sobie indywidualny punkt widzenia, który jest sprzeczny z optyką adwersarza. Przypomina to sytuację, w której dwie osoby stają naprzeciw siebie i spoglądają na namalowaną na podłodze cyfrę. Z jednej strony jest to szóstka, a z drugiej – dziewiątka. Każda z tych dwóch osób zapytana o to, co widzi przed sobą, odpowie co innego, a jednak obie będą mieć rację. Próba rozwiązania problemu sprowadza się więc do przedstawiania kolejnych argumentów, uzasadnianych w coraz bardziej złożony sposób. Temperatura rozmowy rośnie i rzeczowa dyskusja przeradza się w emocjonalny spór. Jak wymyślny węzeł, który przy próbach rozwiązania zaciska się jeszcze bardziej.
W konflikcie małżeńskim, który opisaliśmy wcześniej, on chce spędzić wolny czas w towarzystwie, które sprawia mu przyjemność. Jednocześnie żona jest temu przeciwna, ponieważ jego plany kolidują z jej pomysłem na wieczór oraz na budowanie relacji w małżeństwie. Widać też, że źródłem konfliktu nie jest tylko ten jeden wieczór, o którym rozmawiają, ale niedomówienia, które pojawiły się znacznie wcześniej. Kłótnia jest tylko pretekstem do ich ujawnienia. Oboje jednak są przekonani do swoich racji.
W rozmowie ojca z synem prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z narastającą konfrontacją. Będzie to poszukiwanie argumentów do obrony własnych stanowisk. Widać wyraźnie, że obie strony mają słuszność w tym, co chcą przekazać. Ojciec stara się egzekwować obowiązujące w domu zasady, z których nie wywiązuje się dorastające dziecko. Syn natomiast, broniąc się, wyraża swoje poczucie niesprawiedliwej oceny i braku akceptacji.
W takich konfliktach mamy poczucie, że poruszamy się zgodnie ze schematem: „wygrany – przegrany”. Poczucie to wynika z chęci obrony przed zranieniem. Często nosimy w sobie jakiś niewypowiedziany żal do drugiej osoby lub chcemy ukryć postępowanie, które wzbudza w nas poczucie winy. To ono sprawia, że wchodzimy w tryb walki. Skoro trzeba się bronić, to przecież musi być jakiś wróg, który chce nas zaatakować.
Wszystkie małżeństwa i rodziny przechodzą kryzysy lub borykają się z problemami. Nie brzmi to jakoś szczególnie odkrywczo, ale uświadomienie sobie tego faktu pozwala obiektywnie spojrzeć na swoją sytuację. Zaczyna się od trudności w komunikacji ze samym sobą. Rzadko kiedy wiemy, o co nam samym chodzi. Nawet jeżeli czasem wydaje nam się, że jesteśmy pewni, co do swoich pragnień i intencji, to nie mamy gwarancji, że ta nasza pewność przetrwa próbę czasu. Jeżeli więc cały czas uczymy się siebie, to druga osoba, z którą żyjemy na co dzień, ma utrudniony start.
Codziennie więc pływamy w mule niepewności i nieprzewidywalności. Nie ma innej możliwości jak tylko taka, że co jakiś czas rozmijamy się w swoich oczekiwaniach. Płyniemy przed siebie, licząc na zrozumienie i pozytywną odpowiedź, a trafiamy w próżnię. Takie rozczarowanie boli, jeżeli w tę podróż wkładamy szczere chęci i otwarte serce.
Zaczyna się od drobnych nieporozumień, które są na tyle nieistotne, że szkoda sobie nimi zaprzątać głowę. Zamiatamy je pod rodzinny dywan. Z biegiem czasu utrwalamy przyzwyczajenie, zgodnie z którym nad takimi rozbieżnościami nie warto się pochylać. Można je odłożyć, bo nic złego do tej pory się nie wydarzyło, więc dalej będzie tak, jak jest.
Kiedy więc brodząc w tym mule po raz kolejny trafiamy w nicość, to pierwszą myślą, która się w nas rodzi, jest szukanie winnego. Winna jest druga strona, której nie było tam, gdzie liczyliśmy, że będzie. Paradoks polega na tym, że z obu stron wygląda to... dokładanie tak samo. Rozmowy coraz częściej przebiegają według podobnego schematu:
- Mąż oczekuje, by jego żona się wreszcie zmieniła, poprawiła, zaczęła dbać o siebie i znów oczarowała go, to wtedy on...
- Żona ma pretensje, że jest niedoceniona, niekochana, czuje się z tym źle, więc przestaje inwestować w relację i czeka...
- Mamy ciągłe pretensje do dziecka, że nie spełnia naszych oczekiwań i jednocześnie czujemy, że ono coraz bardziej oddala się od nas, bo nie potrafi się z nami dogadać.
Jeżeli w tym czasie podejmiemy niewłaściwą decyzję, to koniec tej historii jest tylko jeden: rozpad więzi. Czy będzie to faktyczne rozstanie, czy udawanie wspólnego życia, w którym wygasła miłość, to już nie ma znaczenia. Gdy w tym momencie odpuścimy, czeka nas mniej więcej taki scenariusz: dziecko stanie się nam tak bliskie jak człowiek z sąsiedztwa, a żona jak daleki krewny, którego tolerujemy z przyzwyczajenia. Akceptując takie zmiany, tracimy szansę na rozwój. Możemy też pójść w innym kierunku – w tym, który wskazuje nam owo zawłaszczanie odpowiedzialności, o którym wspominaliśmy wcześniej. Mówiąc obrazowo: warto otworzyć klapę muszli klozetowej, wrzucić do środka swoją męską dumę, zamknąć i spuścić wodę.
Stawka, o którą gramy, to nasz honor. Dotrzymanie wierności słowom, które wypowiadaliśmy kilka lat temu: „…ślubuję... na dobre i na złe”. Problemy w małżeństwie i w rodzinie to jest właśnie to „złe”. A zło, z którym walczymy, to nie żona i dzieci, ale naturalne mechanizmy, które dotyczą każdego. To tak jak z samochodem, który czasem się popsuje i trzeba go naprawić. Psują się też relacje, komunikacja, dezaktualizują nasze wizje. Trzeba je zmienić, poprawić i aktualizować. Różnica pomiędzy człowiekiem a samochodem jest jednak taka, że każda awaria obniża wartość samochodu, a każdy pokonany kryzys rozwija i umacnia.
Decyzja o schowaniu swojego honoru do kieszeni boli. Szczególnie mężczyzn, bo w niej upatrujemy swoją wartość. Myślenie o ewentualnej ucieczce stwarza tylko pozory wolności. Za kilka, kilkanaście lat zrozumiemy, że straciliśmy okazję, by stać się mężczyzną, który pokonał swojego największego wroga, czyli siebie samego. (Pamiętasz, przed kim uciekał Piotruś Pan do swojej Nibylandii?) Ten rak będzie nas toczył przez całą resztę życia i oczywiście nie będzie tak, że je przegramy i bezpowrotnie stracimy szansę na zmianę. Nigdy jednak walka z samym sobą nie pójdzie nam tak łatwo, jak właśnie w tym momencie. Później będzie tylko trudniej.
W tych wszystkich wzajemnych relacjach rodzi się pytanie o odpowiedzialność. Kto ją ponosi lub ponosić powinien? Gdzie znajdują się jej granice i kto je powinien wyznaczać? Spróbujmy rozwiązać ten węzeł.
WINA I ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Zawłaszczanie odpowiedzialności to przekonanie, że mamy wpływ na życie każdego członka naszej rodziny. Przy takim podejściu rodzą się jednak obawy o poczucie winy. Możemy zapytać: czy tylko mąż jest winny temu, że żona nie chce się z nim dogadać? Lub: czy to winna taty, że dziecko ma słabe oceny w szkole i nie chce się uczyć? Gdy trafiamy na problem, który w danej chwili nas przerasta, bardzo oczywista jest myśl, że to nie ja jestem temu winny. Wydaje się nam, że gdyby ta druga strona się zmieniła, wszystko zaczęłoby wyglądać zupełnie inaczej. Pytamy siebie, dlaczego mamy ponosić winę, skoro przecież staramy się unikać sporów, a żona wałkuje ciągle to samo?
Wina i odpowiedzialność to nie są pojęcia tożsame i razem występują tylko w bardzo szczególnych przypadkach. Pojęcie winy zdefiniowane jest w przepisach prawnych i określa, jaki stosunek psychiczny zachodzi pomiędzy sprawcą przestępstwa a samym czynem. Czynem tym będzie błędna decyzja oparta o wolny wybór, sprzeczny z obowiązującymi normami postępowania, której nie można usprawiedliwić okolicznościami. Możemy mieć jeszcze do czynienia z winą umyślną lub nieumyślną. Ta druga to przekroczenie zakazu nieczynienia szkody drugiemu człowiekowi przez niedbalstwo. W skrócie więc kluczowym elementem winy jest chęć popełnienia przestępstwa oraz godzenie się na nie.
Wina wiąże się z negatywnymi konsekwencjami. Odpowiedzialność prawna za konsekwencje występuje w momencie popełnienia czynu zabronionego. Dotyczy więc sfery regulowanej przepisami prawa, która w relacjach rodzinnych będzie występowała rzadko. Odnosi się do przypadków skrajnych takich jak: porzucenie opieki nad dzieckiem, zdrada małżeńska, przemoc, chuligańskie zachowania nieletniego dziecka. Odpowiedzialność moralna natomiast to przyjmowanie na siebie obowiązku opieki nad kimś i odpowiedzialności za siebie, za kogoś lub za coś. Integralną częścią odpowiedzialności jest również dźwiganie negatywnych skutków działania innej osoby, jednak jest to kategoria subiektywna i jako taka nie podlega egzekucji prawnej.
Relacje rodzinne, szczególnie te zaniedbywane, mogą być bardzo skomplikowane, przez co wykluczyć trzeba z nich świadome działanie na szkodę drugiego. Bez tego tracimy przesłankę, która jest kluczowa do orzekania o winie. Nieporozumienia narastają przez długi czas. To powoduje, że niemożliwe staje się powiązanie skutków z konkretnymi działaniami i stojącymi za nimi osobami. Tak dzieje się podczas rozwodów. Każdej ze stron sporu, który zaszedł tak daleko, że nie sposób go już rozwiązać, wydaje się, że winna jest druga osoba. Bezpośrednią przyczyną może być na przykład zdrada. Nie doszło do niej jednak przypadkowo. Za zdradą stoi zazwyczaj ciąg wydarzeń, który jedną ze stron popchnął do tego czynu lub sprawił, że stał się on możliwy. Mogą to być zaniedbania w relacjach, lekceważenie siebie nawzajem, brak zrozumienia potrzeb fizycznych i emocjonalnych współmałżonka. Drobne zaniedbania przez lata narastały i utrudniały budowanie wzajemnej bliskości. Albo bunt dorastającego syna, który prowadzi do ostrych konfliktów w domu i szkole. Bezpośrednim sprawcą jest dziecko, ale jego zachowanie nie zrodziło się wyłącznie z trudnego charakteru. Może jest to wołanie o uwagę i docenienie przez rodziców. Być może syn przez wiele lat dorastał w poczuciu zaniedbania emocjonalnego i nadmiernych oczekiwań względem wyników w szkole. Był poddawany presji wymagań bez poczucia akceptacji i zrozumienia. Agresja stała się więc skutecznym sposobem na to, by rodzice zaczęli wreszcie się nim interesować. Jest to zainteresowanie trudne, ale wyraźnie skuteczne, bo podczas konfliktów dziecko czuje swoją przewagę i znajduje w centrum uwagi rodziców.
Trudne sytuacje i konflikty cechuje też zmienna dynamika. Rozwijają się one długo, początkowo niejako podskórnie, aż trafią na punkt zapalny. Ten staje się powodem do konfrontacji. Wtedy zwykle da się wskazać osobę, która bezpośrednio ten wybuch wywołała. Jednak to nie ona jest tą, która ponosi odpowiedzialność za źle funkcjonującą lub zerwaną relację. Konflikt zaczyna się zaogniać i rozszerza na skutek innych zaniedbań. Taki węzeł gordyjski jesteśmy w stanie rozplątywać tylko do pewnego etapu. Drążąc przekonujemy się, że o ile można ustalić sprawcę poszczególnych działań, to ustalenie winnego całego konfliktu jest praktycznie niemożliwe.
Co się więc stanie, gdy w trakcie konfliktu świadomie zdecydujemy się wziąć za niego odpowiedzialność? Wtedy przede wszystkim będziemy mierzyć się ze skutkami czynów, z konsekwencjami działania. Będzie to jednak w dalszym ciągu decyzja moralna, w której nie występuje kluczowy element: umyślne działanie na szkodę drugiej osoby. W takiej sytuacji należy więc zdecydowanie unikać obwiniania siebie. Jeżeli podejmę taką decyzję, mogę powiedzieć, że nie jestem winny temu, co zrobiła druga osoba, ale mogę wziąć odpowiedzialność za skutki jej działania. Mogę dobrowolnie zmierzyć się z konsekwencjami. To świadome postanowienie jest pójściem na skróty w rozwijającym się konflikcie. Przykłady rozmów z poprzedniego rozdziału (małżeńskiej i ojca z synem) pokazały nam, że unikanie odpowiedzialności jest równocześnie nakręcaniem spirali konfliktu. Natomiast wzięcie jej na siebie pozwala uniknąć konfrontacji i zdecydowanie przyspiesza znalezienie rozwiązania.
Jeżeli zastanowimy się głębiej nad takim podejściem, okaże się, że nie ma dla niego realnej i skutecznej alternatywy. W kształtowaniu relacji w rodzinie, kiedy występujemy w roli ojca i męża, bierzemy czynny i nieustanny udział. Nie mamy możliwości wykluczenia się. Zaniechanie – które czasem wydaje się atrakcyjne – również jest formą zaangażowania. Nawet jeżeli świadomie przerzucimy na żonę obowiązek monitorowania wyników dzieci w nauce, dalej będziemy mieć na nie wpływ. Mogą się one przecież rozwinąć w kierunku, którego nie akceptujemy. Brak wyraźnej artykulacji własnych oczekiwań jest zgodą na ich niespełnienie. Założenie, że w takim układzie to żona ponosi odpowiedzialność za niepowodzenie, jest błędem. To tak jakby kierowca chcąc uniknąć trudnej sytuacji na drodze puścił kierownicę i zamknął oczy. Winę za wypadek, do którego by doszło, ponosi przecież kierowca, chociaż nie trzymał rąk na kierownicy i nie widział całej sytuacji. Na niego spadają konsekwencje, ponieważ działanie, którego skutki wystąpiły na końcu, rozpoczęło się w momencie, gdy wsiadł do samochodu i uruchomił silnik. W małżeństwie owo działanie zaczyna się w chwili, w której podejmujemy decyzję o jego zawarciu, gdy składamy przysięgę małżeńską, kiedy obiecujemy, że będziemy razem na zawsze, do śmierci.
Wzięcie odpowiedzialności przesuwa kierunek działania z poszukiwania winnego na sam proces. Sprawia, że skupiamy się na wyniku relacji i zmianie jej przebiegu, by dany wynik uzyskać. Tylko w ten sposób możemy zadziałać skutecznie. Zamiast koncentrować wysiłki na obronie swojego stanowiska i poszukiwaniu kolejnych argumentów, by przekonać rozmówcę do własnego punktu widzenia, wykorzystujemy swą kreatywność na budowanie i rozwiązywanie.
------------------------------------------------------------------------